Kotka skrzywiła nos. Co ciekawego było w patrzeniu na jakieś nudne szaro-bure koty chodzące bezsensu w prawo i w lewo. Zmrużyła oczka. Cieszyła się, że siostra zrozumiała swoją pozycję, jak i to, że zawsze będzie w jej cieniu, lecz to. Uh, mogłaby chociaż ją adorować. A nie patrzeć się na jakiś plebs jedynie marnujący powietrze w obozowisku.
— To patrz na mnie. — zażądała.
Liliowa niepewnie przeniosła na nią wzrok. Zlustrowała ją i wróciła do poprzedniego zajęcia.
— Ej. — pisnęła niezadowolona. — Więcej.
Oczka siostry zdawały się nie do końca rozumieć sensu tego. Ale wróciły na wskazaną pozycję.
— Ale po co?
Pierwomrówka wstała i napuszyła sierść. Zrobiła lekki krok do przodu, zwiewny i elegancki, niczym ona sama.
— Bo jestem twoją siostrą. — miauknęła dumnie. — To twój obowiązek.
Firletka nie zdawała się być całkowicie przekonana do tej argumentacji. Czekoladowa westchnęła niezadowolona. Wiedziała, że była młodsza i związku z tym głupsza, ale aż tak. Zdawało się być to wręcz przesadą.
— Nie każdy ma taką cudowną siostrę jak ja. Powinnaś cieszyć się z tego i delektować każdą nasza wspólną chwilą na tym świecie. — próbowała wyjaśnić temu mysiemu bobkowi, unosząc ogon.
Oczka liliowej zamrugały, a łebek przekręcił się w lewą stronę. Pierwomrówka zmarszczyła nos. Nie wiedziała czy ta kupa futra to procesuje czy utknęła myślami, gdzieś przy drugim świecie.
— Więc no... Widziałam, że bazgrasz w piachu pazurem. — oświadczyła, usadawiając się przez kotką. — Więc może mnie narysujesz?
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
21 listopada 2024
Od Pierwomrówki CD. Firletki
Od Pierwomrówki
Na wskroś!
Matulka westchnęła, uśmiechając się do swoich pociech. Czuła, że nie lada wyzwaniem będzie opowiedzenie czegoś tak wspaniałego jak jej córeczka.
— No dobrze, więc...
Od Bagietki (Mewiej Łapy) CD. Perełki
20 listopada 2024
Od Skowroniego Odłamku
Po okolicy poniósł się cichy, duszony w sobie płacz. Rozpoznał ten głos. Kocur bez namysłu wstał z ziemi i podszedł bliżej granicy, rozglądając się za księżniczką, jednak nigdzie jej nie dostrzegł. Wziął głęboki wdech i postawił łapę na terenie Klanu Nocy. Skrzywił się, gdy lewe oko zaczęło go piec. Dlaczego akurat teraz?
Nie minęło wiele czasu, a srebrny znalazł się na barwnej, usianej jasnymi kwiatami łące. Zatrzymał się. W ciemności dostrzegł piękne futro Mandarynkowego Pióra. Kotka siedziała plecami do niego, łkając. Spojrzenie medyka zmiękło, gdy zbliżył się do kotki i położył ogon na jej barkach. Wojowniczka powoli odwróciła się, unosząc mokry od łez pysk ku górze i wpatrując się w niego z rozpaczą.
— Skowronku… — zaczęła, zaciskając na moment powieki.
Pręgowany cętkowanie posłał swojej wybrance spojrzenie pełne bólu i czułości. Kto mógł ją tak skrzywdzić? Dotąd powściągliwa i dumna kotka, teraz siedziała przed nim, starając się powstrzymać łzy. Zielonooki usiadł obok niej.
— Spokojnie, jestem tu… Co się stało?... — Z jego ust wydobyło się ciche pytanie.
— Ja… Ja nie powinnam… Nie chciałam…
Kocur odwrócił na moment wzrok. Nie potrafił patrzeć na księżniczkę w takim stanie. Serce krajało mu się za każdym razem, gdy widział kolejną łzę, powoli spływającą po jej idealnym policzku. Ponownie spojrzał kotce w oczy, spinając lekko mięśnie.
— Czego? Czy… Czy ktoś cię skrzywdził?
— Nie… Chyba nie… Skowronku… Ja cię kocham.
Zamarł na moment, wstrzymując oddech. Poczuł, jak oblewa go lodowaty pot, a oko znów dało się we znaki. Powinien się bać. Powinien od razu uciec, wrócić do legowiska i zapomnieć o wszystkim co miało miejsce, ale nie potrafił. Oh, Klanie Gwiazdy… No właśnie. Nie mógł. Wbrew woli poczuł ciepło. Serce mu zatrzepotało. W jego zielonych ślepiach zabłysnęły iskierki. Łzy.
— Ja… Ja też cię kocham. — wyszeptał, spoglądając prosto w oczy Mandarynkowego Pióra.
W tej samej chwili poczuł, jak kotka przytula się do niego. Do nozdrzy kocura dopłynął zapach ryb oraz kwiatów. Odwzajemnił ten gest.
— Skowroni Odłamku, odwróć się, proszę. — miauknęła, marszcząc brwi.
Asystent medyka wykonał polecenie medyczki.
— Coś się stało?
— Twoje oko… — kotka posłała mu zdenerwowane spojrzenie. — Wszystko dobrze?
Czekoladowy rozejrzał się nerwowo, uderzając ogonem o tylne łapy.
— Co jest nie tak z moim okiem?
— Ono… Oślepło.
Wszystkie zdarzenia z poprzedniego dnia wróciły. Przypomniał sobie rozmowę z Mandarynkowym Piórem, przekroczenie granicy, wyznanie miłości, powrót do obozu… Przypomniał sobie również dzień, w którym został mianowany. Klan Gwiazdy. Przypomnienie. Czy to… Czy to była kara od jego przodków?
Od Mandarynkowego Pióra
- [...] Piórolotkowy Trzepot?
Wskazała wtedy na wojownika jedzącego niespokojnie zwierzynę, a Syrenka tylko na nią dziwnie spojrzała i poszła w stronę Mżącego Przelotu, która właśnie wyszła z legowiska. Starała się tego dnia unikać Tuptającej Gęsi, by nie zostać wybrana na patrol. To mogłoby się źle skończyć. Więc po prostu chodziła sobie po terenach klanu. Wróciła do obozu dopiero na wieczór i skierowała się od razu do legowiska. Mijały chwile, minuty, godziny. Nie mogła zasnąć. Cały klan już zdążył się schować do środka i położyć na swoich posłaniach. Kręciła się starając się znaleźć optymalną pozycję do spania. Nic.
“Czemu nie pozwolisz mi zasnąć?”
“Oh, Mandarynko. Nie udawaj głupiej. Dobrze wiesz o co mi chodzi~”
Westchnęła. Nawet nie musiała pytać. Syriusz. Musiała to zrobić. Brzydziła się, ale musiała. Nie miała wyjścia. Wymknęła się z legowiska. Już miała drogę. Robiła to kilka razy. Po chwili już była na obrzeżach Brzozowego Zagajnika. Ledwo co do niego weszła i już stała twarzą w twarz z Syriuszem.
- Mandarynko, której uroda jest spotykana rzadziej niż sto zaćmień jednego sezonu, co tu robisz?
Nie musiała długo mówić. Kilka słodkich słówek wystarczyło.
- Nie wiem mamo…ja…ja…nie wiem...
Rozpaczała dalej, aż nagle głosy ucichły. Popatrzyła na trawę pod sobą. Nie widać już było dziwnych omamów. Chwilę później poczuła ogon na swoim grzbiecie oraz znajomy zapach. Zapach, który wyjątkowo chciała akurat poczuć. Uniosła powoli pysk nadal mokry od łez.
- Skowronku…
Kocur posłał jej pełne bólu spojrzenie i powoli usiadł obok niej.
- Spokojnie, jestem tu... Co się stało?... - zapytał cicho, wpatrując się w jej oczy.
- Ja…ja nie powinnam…nie chciałam… - mówiła panicznie. Wszystkie wydarzenia nadal wirowały jej w głowie, ani myśląc zwolnić.
- Czego? - na pysku medyka pojawił się wyraz niepokoju, a ciało spięło się lekko. - Czy... Czy ktoś cię skrzywdził?
- Nie…chyba nie... Skowronku... Ja cię kocham...
W zielonych ślepiach burzaka pojawiły się małe, błyszczące łzy, wyglądające jak rosa na zielonej trawie.
- Ja... Ja też cię kocham... - wyszeptał. Szybko wtuliła się mocno w jego futro. Będzie dobrze.
- Mandarynkowe Pióro. Będziesz miała dzieci!
Uśmiechnęła się. Wreszcie. Będzie musiała powiedzieć Bursztynkowi. Tylko kto jest ojcem?
Od Rysiej Łapy
Gdy wyszedł, zastał Zimorodkową Łapę sortującą jakieś rozgałęzione, intensywnie pachnące zioła.
- Co to za zioło? - spytał się ciekawsko i wskazał łapką te zioło
- To? - zamruczała - To jest Korzeń Łopianu.
Kocurek Podszedł bliżej, I zmarszczył nosek
- Jak było na treningu? - spytała się kotka, odwracając wzrok od ziół.
Uczeń podniósł wysoko swój puchaty ogonek, I popatrzył się na uczennicę medyczki, po czym podniósł jedną z łapek, jakby go bolała
- Było super! Ćwiczyłem dzisiaj trochę polowania. Upolowałem Mysz! - zamruczał radośnie, lecz nagle iskierki radości w oczach mu znikły - Wbiłem sobie w łapę to - pokazał Zimorodkowej Łapie swoją kończynę. W poduszce, niezbyt głęboko, był wbity mały cierń. Mimo, że był mały, nawet można powiedzieć, że bardzo mały, to mina kocurka była tak skrzywiona, jakby miał się zaraz rozpaść na małe kawałki.
- Znowu? - kotka zaśmiała się, jednak wzięła się do roboty.
Delikatnie chwyciła łapę kocurka i zębami złapała kolec, wbity w łapkę młodego ucznia. Ostrożnie przekręciła go, żeby nie zabolało Rysiej Łapy i zaraz wyciągnęła. Przez chwilkę mu się przyglądała. Był bardzo mały, czarny, lecz lekko ostry.
- Teraz nałożę Ci jakieś zioło, I od razu poczujesz się lepiej - miauknęła i sięgnęła do magazynu ziół.
Kocurek patrzył, jak Zimorodkowa Łapa wzięła roślinę, przeżuła je i zaraz wróciła.
- Co to za zioło? - spytał wpatrując się w medyczkę, wracającą w jego stronę z ziołem w pysku.
- To trybula - miauknęła Zimorodkowa Łapa.
Kotka nałożyła maść z trybuli ostrożnie na ranę Rysiej Łapy. Gdy skończyła, kocurek przyłożył sobie kończynę do noska i powąchał trybulę.
- Już nie boli? - spytała łagodnie uczennica medyka.
- Tak! - zamruczał - dziękuję - jego iskierki szczęścia w oczach wróciły i kocurek znowu podniósł ogon.
- A czemu nie chciałaś być wojowniczką? - pisnął i przekręcił głowę z ciekawości
Zimorodkowa Łapa popatrzyła się na niego.
- Od kociaka ciekawiły mnie zioła i leczenie kotów. - zamruczała - Więc zostałam uczennicą medyczki.
Kocur skinął prędko łebkiem i popatrzył się w oczy swojej dawnej wybawicielki, która go wyleczyła, jak dołączył do Klanu Nocy.
- Muszę już iść do legowiska uczniów, spać, żeby jutro wstać na trening! - zamruczał - bo się jeszcze nie przyzwyczaiłem!
Machnął do Zimorodkowej Łapy raźnie ogonem i rzucił jej na ostatnie spojrzenie, po czym zniknął w wyjściu z legowiska.
19 listopada 2024
Od Pietruszkowej Łapy
— Hej, Pietruszkowa Łapo, wszystko dobrze? — zapytała przyjaźnie, choć nie do końca znajoma Pietruszce, osobistość.
Czekoladowa kotka uniosła wzrok i zamrugała, napotykając żółte oczy starszej kocicy. Była to Liściasty Wir, którą Pietruszkowa Łapa kojarzyła z widzenia i o której słyszała to i owo. Jednak nigdy nie miała okazji z nią porozmawiać. Kotka, która już za jakiś czas miała odejść do starszyzny, miała ciemne szylkretowe futro i białe przednie łapki. Jej pyszczek również posiadał białe włoski, ale to był wynik starości. Oczy kotki, pomimo wieku, nadal świeciły odcieniem pięknej żółci.
— Witaj, Liściasty Wirze — skłoniła delikatnie głowę na znak szacunku. — Tak, jest dobrze, po prostu nie jestem pewna, co chcę zjeść i czy w ogóle chcę coś zjeść — wyjaśniła, a chwilę potem zaburczało jej w brzuchu.
Starsza zrobiła zaskoczoną minę, po czym wyciągnęła łapą ze stosu wiewiórkę.
— Możemy zjeść razem. Twój brzuch chyba jednak domaga się jedzenia! — zaśmiała się pod nosem.
— Jasne! Z wielką chęcią z kimś zjem. Posiłek lepiej smakuje, gdy można się nim dzielić. — wymruczała z radością młodsza kotka.
Nowy kot chętny do rozmowy? Pulchna wiewiórka? O czym więcej można marzyć!
Starsza podniosła gryzonia i skierowała się w stronę półek wojowników. Machnięciem ogona zachęciła uczennicę do wskoczenia. Pietruszkowa Łapa już raz była w legowisku wojowników, więc z łatwością się do niego dostała. Przysiadła przy posłaniu szylkretowej, która skuliła się na nim w pozycji chlebka.
— Zapraszam, możesz usiąść na moim legowisku — odparła, robiąc miejsce dla Pietruszkowej Łapy, która od razu skorzystała z zaproszenia i przysiadła przy kotce. Dotyk czyjegoś futra bardzo uspokajał czekoladową kotkę.
— Jak ci idą treningi? — zapytała. — Wojowniczką powinnaś zostać już dawno temu — miauknęła i wzięła kawałek wiewiórki, następnie przesuwając go w stronę uczennicy.
Pręguska westchnęła niezauważalnie. Nie lubiła tych pytań. Dobrze wiedziała, że powinna już być wojowniczką, ale nie chciała tego i długo zdania nie zmieni. Pomimo bardzo wysokich umiejętności i ponadprzeciętnego talentu do nauki, kotka nadal chciała opanować wszystko do perfekcji. Takie pytania czy stwierdzenia tylko ją irytowały.
— Bardzo dobrze. Melodyjny Trel chce mojego mianowania, jednak ja wolałabym jeszcze poczekać. Pozostało mi nawigowanie w tunelach i doszlifowanie wchodzenia na drzewa — odparła, zbliżając do siebie rudego gryzonia łapą. Wzięła kęs wiewiórki, spoglądając na starszą kotkę.
— Ach, rozumiem. Faktycznie słyszałam, jak Melodyjny Trel wspominała o twoim talencie. Będziesz dobrą wojowniczką, nie ma się czym martwić — zamruczała przyjaźnie, chcąc zachęcić czekoladową uczennicę do mianowania.
Fakt, Klan Klifu potrzebował młodych wojowników, dlatego zachęcanie uczniów do szybkiego ukończenia treningów było trochę zrozumiałe.
— Dziękuję za wsparcie, Liściasty Wirze — miauknęła w podziękowaniu. — A jeśli mogę spytać o ciebie… o twoją rodzinę i historię. Ciekawią mnie koty z mojego klanu i chciałabym poznać każdego z nich — wyjaśniła Pręguska, mając nadzieję, że starsza opowie co nieco.
— O, mało kto pyta mnie o takie rzeczy! Oczywiście, że ci opowiem — wymruczała kocica. — Nie pochodzę z Klanu Klifu. Urodziłam się gdzieś indziej, jednak przez pewne powody przeprowadziłam się tutaj. I powiem ci, że była to najlepsza decyzja. Poznałam tutaj wiele kotów, są tutaj moje dzieci i przyjaciele. Judaszowcowy Pocałunek i Bożodrzewny Kaprys to moje dzieci. Miałam też... Córeczkę, Czyścową Łapę, jednak ta zaginęła wiele księżyców temu. Tęsknię za nią, ale liczę, że spotkam się z nią w Klanie Gwiazdy. — zakończyła i strzepnęła ogonem.
Pietruszkowa Łapa rozejrzała się dookoła, jakby w poszukiwaniu ukochanego Liściastego Wiru. Kto mógł być ojcem tak dobrze znanych wojowników? Czekoladowa kotka przeczuwała, że nie dowie się tego od starszej kocicy. Nie chciała też naciskać.
— Rozumiem! Twoje dzieci są dobrymi wojownikami, a Bożodrzewny Kaprys jest mamą mojej najlepszej przyjaciółki, Zaćmionej Łapy. To twoja wnuczka — wymruczała uczennica, dzieląc się informacją, którą starsza najpewniej już znała.
— Tak, kocham moje wnuki. Nadal czekam, aż mój syn również założy rodzinę, ale na razie jest zajęty głoszeniem słowa Klanu Gwiazdy. Jestem z nich taka dumna — odparła wojowniczka, spoglądając na dwa posłania, które najwidoczniej musiały należeć do jej dzieci.
Czekoladowa zerknęła na posłania dwóch wojowników i znów schyliła się do wiewiórki, orientując się, że zostało jej już tylko kilka kęsów.
— Muszę kiedyś z nimi porozmawiać, ale teraz będę już iść. Wybiorę się na polowanie albo złapię jeszcze kogoś do rozmowy — zaśmiała się czekoladowa.
— Jasne, jasne, idź! Miło się z tobą rozmawiało — zamruczała szylkretowa, po czym oparła głowę na mchu.
Pietruszkowa Łapa machnęła ogonem na pożegnanie i zeskoczyła z półki wojowników.
Wykorzystane NPC: Liściasty Wir
Od Pietruszkowej Łapy
— Uh, przepraszam — miauknęła szybko uczennica i podniosła wzrok na cynamonową, szylkretową kotkę.
— A nic się nie stało — odparła wojowniczka. — Oh, nazywasz się Pietruszkowa Łapa, prawda? Jak już na siebie wpadłyśmy, to może porozmawiamy? — zaproponowała starsza kocica.
Zaskoczona tym Pietruszka chwilę przetwarzała informację. Zawsze to ona pytała o takie rzeczy, a teraz to była miła odmiana, że ktoś chciał rozmawiać z nią!
— Jasne! — miauknęła od razu i zabrała ze stosu wróbla oraz mysz, zerkając pytająco na cynamonkę, która bez słów przytaknęła na taki wybór jedzenia.
Obie kotki, spoglądając na siebie, przysiadły przy szczelinie medyków. Bez żadnego powodu, po prostu tutaj było najwięcej miejsca. Szylkretowa wzięła dla siebie mysz, a Pietruszka zgarnęła wróbla. Czekoladowa od razu dojrzała długie futro na łapach wojowniczki, co ją zaciekawiło. Zazwyczaj inne koty miały długą sierść na ogonie, policzkach czy piersi. Ta natomiast miała na łapach! To była Miedziany Kieł. Pietruszkowa Łapa znała ją ze słyszenia i widywała ją w obozie, ale raczej nie gadały.
— Jak ci idą treningi? — zapytała, akurat o to! Pietruszkowa Łapa aż prychnęła rozbawiona pod nosem, na co starsza zamrugała.
— Coś nie tak? — przechyliła głowę.
— Nie, nie! Po prostu ostatnio każdy zadaje mi to pytanie — miauknęła rozbawiona, wgryzając się w ptaka.
— No wiesz, każdy chyba czeka na jakieś ceremonie, a ty i twój brat jesteście najbliżej. Szczególnie ty. Do uszu wpadło mi, jak Melodyjny Trel mówiła o twoich umiejętnościach — przyznała szylkretowa kotka. — I chciałam się dowiedzieć, jak to wygląda z twojej perspektywy — oznajmiła.
— O, rozumiem! — miauknęła podekscytowana. — No to idzie bardzo dobrze, już nauczyłam się wszystkiego. Teraz pora na ostateczny test i będę mianowana. Chociaż jeszcze chcę trochę poćwiczyć, Melodyjny Trel jednak już naciska — oznajmiła rozbawiona, a jednocześnie trochę przytłoczona tym wszystkim.
— To dobrze. Zapowiada się, że bardzo zdolna wojowniczka dołączy do naszego legowiska — skomplementowała Miedziany Kieł, kończąc mysz i spoglądając na kotkę.
— Hah, dziękuję, mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę! — odezwała się i odwróciła wzrok. Obawa o zawiedzenie kotów ze swojego klanu była czymś, czego młoda kotka się mocno bała. Komplementy były fajne, jednak z każdym takim czuła presję, że jeśli okaże się niewystarczająca, wszyscy się od niej odwrócą!
— Na pewno nie! Jestem pewna — zapewniła ją cynamonka, po czym przeciągnęła się. — No, to dowiedziałam się tego, czego chciałam. Wyśpij się po treningu. Do zobaczenia — pożegnała się kotka i odeszła na półkę wojowników.
Pietruszkowa Łapa podążyła za nią wzrokiem, żegnając się bezgłośnie. Zerknęła na wróbla i szybko go dokończyła, po czym potruchtała do szczeliny uczniów. Padła na posłanie i przymknęła oczy.
Wykorzystane NPC: Miedziany Kieł
Od Pietruszkowej Łapy
— Cześć Mysia Łapo! Co porabiasz? — zaczęła wesoło rozmowę, siadając na chłodnej ziemi.
Młodziak zerknął na nią i z dumą wypiął pierś.
— Cześć Pietruszkowa Łapo — przywitał się — Ćwiczę pozycję łowiecka — miauknął pewnie i znów przykucnął, po chwili jednak wywrócił się na bok. Mimo porażek nie poddawał się i co chwilę dalej próbował.
— Dobrze ci idzie! Jednak za bardzo opierasz się na lewej stronie — odparła uczennica, mając nadzieję, że kociak nie potraktuje tego jako obelgę.
Mysz spojrzał na nią i od razu wyrównał ciężar ciała. Dzięki temu z łatwością mógł się poruszać na kucaku.
— No dobrze! — pogratulowała mu.
— No wiedziałem! Sprawdzałem cię, bo zaraz będziesz wojowniczką — miauknął, nie chcąc przyznać się do niewiedzy.
Pietruszka lekko zachichotała pod nosem i owinęła ogon dookoła łap. Liznęła się parę razy, po piersi dalej obserwując czarnego kocura.
— A jakie byś chciała imię wojowniczki? — zapytał nagle, przerywając ciszę.
Czekoladowa poruszyła wąsami zaskoczona. Nigdy o tym nie myślała. Bo czy to w ogóle od niej zależało? To przywódca wybierał drugi człon, a mógł nawet całkowicie zmienić imię danego kota! Pietruszka aż zadrżała na myśl o nieposiadaniu już swojego pierwszego członu imię. Pietruszka to nie było tylko zioło, roślina, to była cześć tej oto czekoladowej kotki. To imię ją określało od dnia narodzin. Zostało jej nadane przez rodziców. Mamę, której nigdy nie poznała. I tatę, z którym miała słaby kontakt.
— Szczerze to nigdy o tym nie myślałam. Nieważne, jaki drugi człon dostanę, ważne by Srokoszowa Gwiazda nie zmieniał mi pierwszego członu. Bo Pietruszka jest częścią mnie! — wyjaśniła, spoglądając w stronę legowiska przywódcy, a po chwili wróciła wzrokiem do ucznia.
— Rozumiem, ja bym chciał mieć jakieś fajne imię! O na przykład Mysia Odwaga! Mysia Nieustępliwość! Mysia… Walka! Mysi Pazur! Mysi Kieł! — wymieniał z entuzjazmem kocurek, mocno gestykulując całym ciałem — Takie wiesz, żeby każdy to je słyszy, drżał! By inne koty bały się je wypowiadać! — miauknął jakby już gotowy do zwalczania wrogów.
Pietruszkowa Łapa patrzyła na niego z radością i dziwnym uczuciem. Mysia Łapa był taki dziecinny, ale też słodki. Oczywiście czekoladowa kotka nie myślała o nim w żaden romantyczny sposób! Broń Klanie Gwiazdy! Ale więź taką, jaką ma zazwyczaj rodzeństwo, może kiedyś się nawiąże? Cóż, teraz kotka tego nie wiedziała, ale wiedziała, że z Mysią Łapą zawsze chętnie porozmawia.
— To ciekawe imiona, ale możesz dostać też imię jak hm… Mysi Kołtunek? Mysia Kuleczka, Mysia Łodyżka, Mysia Norka. I czy z nich byłbyś zadowolony? — zapytała lizać łapę.
— Mysia Kuleczka?! Nie ma opcji! Walczyłbym o inne imię! Jednak Mysia Norka czy Łodyżka nie brzmią aż tak źle, ale nadal nie są aż tak groźne jak Mysi Pazur! — oznajmił, nadal nie wstając z pozycji łowieckiej.
— Dobrze, ja będę już iść. Chce odpocząć po polowaniu, więc mała drzemka nie zaszkodzi — wyjaśniła kocurkowi, który od razu usiadł widocznie zawiedziony tak krótką rozmową.
— Jasne, ale na pewno będę cię jeszcze zaczepiać! Chcę z tobą polować, a kiedyś i zawalczyć! Pokonam cię, zobaczysz! — miauknął pewnie, wysuwając pazurki.
— Na pewno tak będzie... — zamruczała jak do młodszego brata, po czym machnęła ogonem na pożegnanie i wślizgnęła się do szczeliny uczniów. Kotka zwinęła się na miękkim posłaniu i już po chwili spała.
Wykorzystane NPC: Mysia Łapa
Od Mrocznej Wizji CD. Makowego Nowiu
– W porządku. A więc cię zostawię – odpowiedziała, starając się, aby jej głos nie zadrżał.
– POWIEDZ MI CO MAM ROBIĆ!!! – wrzasnęła do nieba, a kilka łez spłynęło po jej policzku. – Poprosiłam cię o radę odnośnie do Wieczornej Gwiazdy... – zaczęła i nie dokończyła. Zaczęła oddychać z trudem. A co, jeśli Mroczna Gwiazda wcale nie chce, aby została liderką? Sosnowa Gwiazda mogła ją wybrać, ale tego nie zrobiła.
Od Plusku CD. Sztorm
- Cicho bądź - cicho mruknęła na niego Sztorm.
- Nie mogę! Jesteśmy na tajnej misji. Musimy coś podwędzić do żłobka! - powiedział podekscytowany, wbijając małe pazury w ziemię. Myśl o setkach rzeczy przyćmiewała jego rozum. Mech, patyki, patyki z pajęczyną, PAJĄKI Z PAJĘCZYNĄ I PAJĄKIEM. Pająki były urocze. Niektóre były nawet trochę puchate jak koty. Czy puchate pająki to kuzyni kotów?
- Jak mech? - zapytała młoda kotka, łapiąc częściowo jego tok myślenia i ignorując fakt, że jej brat znowu zaczął pomrukiwać.
- Albo mrówki! Garść mrówek. Taką dużą - pokazał łapami - I damy ją naszej mamie! i będzie z nas dumna!! - popatrzył na siostrę jakby właśnie wpadł na najlepszy plan w życiu.
- Po co naszej mamie mrówki? Ja jestem za mchem. Możemy znowu pobawić się w to, że ty będziesz mchowym potworem, a ja będę z tobą walczyć!! - wręcz pisnęła. To był świetny plan i gwarantował im zabawę nawet, jak mgła zniknie! Plusk pomyślał chwilę, widocznie skuszony zabawą w mchowego potwora.
- Co ty na to, że weźmiemy i mech, i mrówki, i ja będę mchowym potworem, który broni klanu mrówek! Ale ty nie będziesz wiedzieć, że bronię klanu mrówek i potem się dowiesz i nie będziesz już chciała mnie zab- siostra zasłoniła mu pysk łapą z poważną miną. Strasznie niegrzeczne. Nawet nie doszedł do momentu kiedy jego siostra zostanie partnerstwem z Mrówczą Gwiazdą z klanu mrówek, która będzie mrówką w ramach pokoju i on będzie płakał patrząc na ceremonię partnerstwa!
Od Figi
Od Pietruszkowej Łapy
Nowy członek Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd!
Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna odejścia: Otrucie
Zasłużenie: Czczenie Mrocznego Lasu
Od Zaćmionej Łapy
niebieskie oczy dokładnie skanując żółtooką. — Dlaczego? — zapytała. Było to tak niewinne pytanie, a jednocześnie wywołało tak duże zakłopotanie na pyszczku uczennicy. Nawet ona o tym nie pomyślała, gdy wzbudziła się z własnego snu. Nigdy wcześniej nie budziła się o tak wczesnej porze. Zawsze przyczyną było słońce świecące jej w pysk, hałas z centrum ich kamiennego obozu, śpiew ptaków, lub ktoś wychodzący bądź wchodzący do ich legowiska. Wiedziała, że to nie Czereśniowa Gałązka wybudziła ją ze snu. Gdy ta się obudziła, ona już siedziała przy ich magazynku, doglądając zebrane przez nich zioła, dodatkowo, uczennica wiedziała, że ta potrafi zachować ciszę niczym myszka.
Zaćmiona Łapa nie mogła poradzić, tylko wypuścić wydech zrezygnowana tą całą sytuacją. Tak właściwie, to dopiero do niej doszło, że ta cały czas wstrzymywała oddech… Dlaczego ona nie potrafiła się rozluźnić w pobliżu innych? Powinna umieć zaufać Czereśniowej Gałązce, jednak nieważne jak się starała, ta dalej nie mogła się powstrzymać od wstrzymywania oddechu za każdym razem, gdy znajdowała się w tym samym pomieszczeniu co ona. Uczennica delikatnie potrząsnęła głową, wracając myślami do obecnej sytuacji. Czego by się spodziewać po kotce jak ona? Było to oczywiste, że ta by ją rozgryzła równie szybko co wiewiórka orzech.
— Ja sama nie wiem. Nie wiem, co mam myśleć o tym wszystkim, Czereśniowa Gałązko. Tego wszystkiego jest zwyczajnie za dużo. Najpierw te dziwne sny, teraz zaginięcie Liściastego Futra — powiedziała kotka, odrobinę za głośno, przez co Ćmi Księżyc przekręciła się w legowisku, a uczennica skrzywiła. Czereśniowa Gałązka pokręciła głową, a następnie wstała z miejsca, zabierając głos.
— Czy chciałabyś się może ze mną przejść? Nie chcemy przypadkiem obudzić twojej siostry — zapytała kotka, podczas gdy drugie zdanie, które wypowiedziała medyczka, bardziej brzmiało jak stwierdzenie, na co młodsza skinęła głową. Fakt, nie chciała przypadkiem obudzić Ćmiego Księżyca swoją rozmową ze starszą kotką, a szczególnie nie chciała, aby ta usłyszała ich rozmowę. Już widziała tę panikę w oczach kotki, gdyby ta usłyszała choć jedno słowo ich rozmowy.
— Dobrze, możemy się przejść… Co powiemy, jak ktoś nas zapyta o kierunek naszej wycieczki? — rzuciła pytaniem Zaćmiona Łapa, spoglądając z niepokojem przez wejście do legowiska medyka. Uczennica dostrzegła kilka kotów, które przesiadywały w centrum zajęte rozmową.
Dostrzegła tam Mroźną Łapę. Był to kocur o średnich rozmiarów o liliowym futrze z odrobiną bieli zdobiącą go oraz o wyrazistych błękitnych oczach, których z nieznanych przyczyn Zaćmiona Łapa zawsze strasznie się bała. Uczeń właśnie ciągnął dużą ilość mchu przez obóz, najwidoczniej Gasnący Promyk jako dzisiejsze zadanie wyznaczyła mu wymianę mchu w legowiskach kotów. Na sam widok uczennica skrzywiła się, gdyż było to chyba najbardziej znienawidzona czynność, którą niestety często musiała wykonywać.
Kawałek dalej Zaćmiona Łapa natrafiła wzrokiem na Gąsiorkową Łatę, która stała tuż obok kocura, który właśnie targał mech. Uczennica była w stanie domyślić się, że to ona posłała ucznia po mech, a Gasnący Promyk jedynie zatwierdziła to i uznała jako idealne zadanie na dzisiejszy dzień. Gąsiorkowa Łata była jedną z młodszych starszych kotek w starszyźnie. Wyjątkowo, Zaćmiona Łapa lubiła jej towarzystwo. Zawsze ciepło jej się robiło na sercu, gdy ta z uśmiechem ją witała lub pytała, jak dzień uczennicy mija, gdy ta przychodziła sprawdzić, jak się sprawy trzymają w ich legowisku.
Zaćmiona Łapa kontynuowała skanowanie wzrokiem centrum ich obozu, gdy ujrzała czwórkę kotów. Był to poranny patrol, który właśnie wrócił z patrolu granicznego. Na prowadzeniu stała Jastrzębi Zew. Była to bura szylkretka o zielonych oczach oraz fikuśnych wywiniętych uszkach, które zdobiły pędzelki. Jastrzębi Zew była kotką przepełnioną energią oraz bardzo dużej obsesji na punkcie ptasich piór, szczególnie jastrzębich. Uczennica nie raz słyszała, jak ta nadaje niczym katarynka o tym, jak bardzo marzy jej się jastrzębie pióro do własnej kolekcji, kto wie, może kiedyś Zaćmiona Łapa znajdzie jedno oraz podaruje je wojowniczce?
Kawałek w tyle łapami przebierał również znany jej wojownik, który miał nie raz przyjemność udania się z nią na patrol po kilka ziół, chociaż czy była to przyjemność dla wojownika? Kto wie… Był to oczywiście nikt inny, jak Bławatkowy Wschód. Futro jego jest liliowe oraz pokryte licznymi pręgami, a łapy całkiem… Cóż, krótkie! Na futrze kocura również znajdowało się wiele bieli, która zdobiła jego pysk, klatkę piersiową, oraz jedną z czterech łap kocura. Zaćmiona Łapa widziała również, jak kocur niesie średnich rozmiarów zdobycz, którą wojownik najpewniej upolował podczas patrolu. Oczywiście, gdy nadarzy się okazja, grzech, by ją przegapić i nie upolować czegoś dla klanu! Jedzenia nigdy za wiele.
Niewiele za nim maszerowała parka kotów, która była bardzo zaangażowana w rozmowie. Najpierw uczennica nie potrafiła dojrzeć, kim oni byli, jednak gdy znaleźli się na tyle blisko, uczennica rozpoznała w nich Jeżówkowe Serce oraz Jerzykową Werwę. Jeżówkowe Serce to młoda wojowniczka o szylkretowym umaszczeniu, zielono niebieskich oczach, oraz wywiniętych uszkach zakończonymi pędzelkami. Mimo iż uczennica nigdy nie pozwoliła sobie szczególnie zagłębiać się w relacje z wcześniej wspomnianą wojowniczką, młodsza ją szanowała. Zawsze starała rzucić się jej krótkie powitanie bądź uśmiech z drugiego końca obozu, co starsza wielokrotnie odwzajemniała. Relacja ich była neutralna, chociaż zdaniem Zaćmionej Łapy ta pochylała się bardziej w kierunku pozytywnej znajomości, niż wrogiej relacji z wojowniczką, dzięki czemu Zaćmiona Łapa mogła odetchnąć z ulgą. Nie chciała sobie zrobić wrogów!
Drugi z wojowników to doskonale znany uczennicy kocur, którego imię brzmi Jerzykowa Werwa. Jest to duży oraz silny wojownik o burym pręgowanym futrze o odrobiny bieli, która towarzyszy wojownikowi na jego pysku, klatce piersiowej oraz obu przednich łapach. Oczywiście w wyglądzie wojownika nie brakuje jego wyrazistych zielonych oczu oraz pędzelków na uszach, które były wywinięte na drugą stronę, co dodawało wojownikowi uroku. Mimo iż z wyglądu może przypominać kogoś strasznego, to w rzeczywistości Jerzykowa Werwa jest niczym, a burą kulką futra. Zaćmiona Łapa była tak zainteresowana tym, co się dzieje w obozie, że całkowicie zapomniała o obecności starszej medyczki.
— Komu się tak przyglądasz, Zaćmiona Łapo? — zapytała Czereśniowa Gałązka, nie czekając nawet na odpowiedź kotki. Oczywiście uczennica i tak by nie wymyśliła odpowiedzi. Jedyne co by zdołała zrobić to wydukać kilka krzywych słów, którymi tłumaczyłaby się, że jedyne co obserwowała to patrol. Chociaż czy warto było się tłumaczyć Czereśniowej Gałązce? Ona jest niczym Klan Gwiazdy! Wie dosłownie wszystko, co momentami może być przeraźliwe.
— Ja… Ah! Nikomu, Czereśniowa Gałązko! Tylko oglądałam powrót patrolu, nic więcej! — wypiszczała niczym piszczałka młodsza szylkretka, na co medyczka się zaśmiała, kręcąc głową rozbawiona.
— Oczywiście, wierzę ci na słowo, nie musisz się tłumaczyć — powiedziała kocica, jednak ten ukryty uśmieszek nie umknął uwadze żółtookiej. Oczywiście, że ta jej nie wierzyła! Czy każdy w tym klanie myśli, że Zaćmiona Łapa posiada tajemnicze plany, przez które trzeba wątpić w każde jej słowo? Cóż, może odrobinę prawdy w tym jest, ale nie każde!
Zaćmiona Łapa cicho westchnęła, a następnie sama ruszyła z miejsca, próbując dogonić Czereśniową Gałązkę oraz dotrzymać jej kroku, co wymagało trochę wysiłku, gdyż ta była o głowę niższa od starszej.
Pogoda, jaka panowała poza obozem, nie należała do ulubionych Zaćmionej Łapy. Może by się znalazły takie cudaki, którym wyjątkowo ona przypadła do gustu, jednak zdaniem Zaćmienia? Oczywiście, że nie. Chłód i mrok nie należał do rzeczy przyjemnych zdaniem szylkretki, szczególnie gdy opuszczała obóz. Mimo iż koteczka bezgranicznie ufała niebieskookiej, ta zawsze odczuwała lęk przed tym, co może powiedzieć.
— Patrz pod łapy — powiedziała medyczka, robiąc większy krok, aby nie połamać sobie łap przez wpadnięcie do wgłębienia w ziemi. Młodsza mało co by łapami do niego nie wpadła, gdyby nie ostrzeżenie mentorki — nad czym tak myślisz? — zapytała.
Zaćmiona Łapa chwilę się zawahała, nie wiedząc, co odpowiedzieć medyczce.
— Nad czym myślę? — powtórzyła szylkretka pytanie starszej, przystając w miejscu na chwilę, co Czereśniowa Gałązka oczywiście zauważyła — Czereśniowa Gałązko, ja sama już nie wiem, co robić… Cały czas myślami jestem gdzieś daleko, a sprawę sobie zdaje z tego, dopiero gdy ktoś mnie upomni! Zaraz oszaleję! — zapiszczała uczennica, na co medyczka rozszerzyła oczy. Nie pamięta, czy kiedykolwiek widziała młodszą w takim stanie, który spowodowały jej własne emocje. Medyczka zawsze postrzegała ją jako kogoś opanowanego, chociaż teraz potrafiła dostrzec, jak sztuczne potrafiły być jej emocje.
— Wiesz, że możesz mi powiedzieć o tym, co ciebie dręczy? — zapytała Czereśniowa Gałązka, spoglądając smutno na kotkę.
— Widziałam ciemność — odezwała się nagle Zaćmiona Łapa, na co Czereśniowa Gałązka podniosła brew zakłopotana słowami młodszej. Uczennica długo nie czekała, a następnie kontynuowała swoją wypowiedź — w śnie zesłanym przez gwiezdnych przodków byłam na jakiejś uschniętej polanie… Było tam ciemno, a wszystko wydawało się na martwe — wytłumaczyła szylkretka. Uczennica smutno wbiła swoje spojrzenie w zimną ziemię pod łapami, a następnie się odezwała kolejny raz — bałam się — rzuciła.
Wydawało się to tak sztuczne, tak fałszywe, a jednak ta rozmowa należała do najprawdziwszych na świecie. Czereśniowa Gałązka nie potrafiła tego zrozumieć. Zaćmiona Łapa przyznała się do własnego lęku? Kocica nie chciała najpierw w to uwierzyć, jednak gdy ujrzała roztrzęsiony stan młodszej, spojrzenie jej złagodniało. To oczywiste, że ta odczuwała lęk. Starsza nie mogła się powstrzymać przed podejściem o młodszej i przejechaniem jej ogonem po grzbiecie, smutno się do niej uśmiechając.
— Strach należy do rzeczy normalnych, Zaćmiona Łapo. Nie musisz się tego wstydzić — powiedziała, a żółtooka podniosła głowę, spoglądając na nią swoimi zaszklonymi oczami — oh, nie patrz tak na mnie… Choć tutaj, serce mi pęka jak na ciebie patrze — miauknęła medyczka, przytulając kotkę. Nie było trzeba wiele, aby ta wybuchnęła w płacz.
— Przodkowie są na nas źli! Bardzo źli! To dlatego nam znaków nie wysyłają! — zapłakała Zaćmiona Łapa, walcząc z własnymi łzami. Widać było, jak przerażona tym wszystkim była młodsza, gdy zawsze opanowana kotka wybuchnęła nagle płaczem.
— Oh, Zaćmiona Łapo ja wiem, że są na nas źli… Przodkowie nie odpychają klanu bez powodu, a nasz klan wyjątkowo ich rozzłościł. Jednak postaram się to naprawić, dobrze? Gdy Liściaste Futro się odnajdzie, to zaraz znajdziemy rozwiązanie na ten problem… A teraz już nie płacz, Zaćmiona Łapo. Wszystko będzie dobrze, nie zamartwiaj się tym — powiedziała Czereśniowa Gałązka. Młodsza szylkretka skinęła głową oraz wzięła krok do tyłu od medyczki, szybko pozbywając się własnych łez.
— Ja… Ja przepraszam! Ja nie wiem, co we mnie wstąpiło, Czereśniowa Gałązko! Nigdy nie byłam aż tak roztrzęsiona — przeprosiła uczennica, spoglądając w dół zawstydzona swoim nagłym wybuchem płaczu. Nigdy by nie przypuszczała, że zapłacze w towarzystwie Czereśniowej Gałązki.
— Nie przepraszaj. Każdy może pozwolić sobie na chwilę słabości. Ale dziękuję ci za otworzenie się. Doceniam to, Zaćmiona Łapo. Pamiętaj, gdy coś ciebie dręczy, zawsze możesz do mnie przyjść, zawsze postaram ci się udzielić pomocy — odpowiedziała medyczka, uśmiechając się smutno do kotki — a teraz wracajmy już, bo zaraz słońce wstanie i cały obóz się obudzi, a nas tam nie będzie — powiedziała medyczka, ruszając z miejsca. Starsza zebrała odrobinę pajęczyny z pobliskiego krzewu, aby ta nie wróciła z pustymi łapami.
— Dobrze… Dziękuję, Czereśniowa Gałązko — miauknęła, również podążając śladem medyczki, zbierając trochę pajęczyny. Uczennica chciała już ruszać w drogę, jednak starsza się nagle odezwała.
— Pamiętaj, że jako medycy naszym obowiązkiem jest dbanie o dobro klanu. Nie możemy pozwolić, aby zło się w nim rozwijało. Musimy dbać o nasz dom, zapamiętaj to sobie — powiedziała starsza, a następnie ruszyła w drogę, nie czekając na Zaćmioną Łapę. Uczennica zadecydowała już się nie odzywać i również ruszyła w kierunku ich obozu.
Cały dzień uczennicy minął… Spokojnie. Tego dnia nie pojawił się ani jeden chory kot w ich lecznicy, a jedyne co kotka robiła to pomagała Ćmiemu Księżycowi oraz Czereśniowej Gałązce w legowisku przy magazynku. Obie kotki uznały to za spokojny oraz udany dzień, szkoda tylko, że żadna z nich nie była świadoma o tragedii, do jakiej miało dojść tego dnia. Od momentu, gdy Zaćmiona Łapa powróciła z porannego spaceru, słowa medyczki nie dawały jej spokoju. Miała ona racje. Jako medyk nie może pozwolić na to, aby zło się rozwijało, czyż nie? Klan ich był przepełniony złymi kotami. Każdy z kotów, które podążają śladem Srokoszowej Gwiazdy i odrzucają ich gwiezdnych przodków, narażają Klan Klifu na zagładę. Klan Gwiazdy pewnej nocy się zdenerwuje i wybije każdego z nich jak pchły! Życie Pluskającej Krewetki zostało odebrane przez Zaćmioną Łapę, za odsuwanie się od Klanu Gwiazdy. Był to powód słuszny, a przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy szylkretki. Uczennica długo nad tym myślała, starając się dojść do wniosku, który to z członków Klanu Klifu odtrąca ich przodków, gdy nagle przypomniała sobie o istnieniu jednego kota. Oliwkowy Szkwał. Był to brat Pluskającej Krewetki, a przynajmniej Zaćmiona Łapa tak słyszała. Szansa była duża, że martwa przekazała swoje poglądy kocurowi, a ten również odrzucił Klan Gwiazdy. Myśli w głowie Zaćmionej Łapy szalały niczym wichura, a świadomość, że ten… Cóż, momentami „szkodzi” innym, była jak oliwa dolewana do ognia. Najwidoczniej Zaćmiona Łapa znalazła kota również odpowiedzialnego za brak znaków, a przynajmniej jednego z nich.
Była to późna pora, słońce prawie zaszło, a większość starszyzny zebrała się w centrum, aby zjeść wspólnie posiłek z wojownikami. Gdy Zaćmiona Łapa przeleciała wzrokiem zebrane tam koty i ujrzała, że Oliwkowy Szkwał się tam nie znajduję, w głowie kotki zapaliła się lampka. Kotka przydreptała do stosu, a następnie zabrała z niego średnich rozmiarów mysz, aby po chwili wrócić z nią do legowiska medyków. Gdy upewniła się, że nikogo w nim nie było, uczennica chwyciła kilka czerwonych jagód oraz upchnęła je w przyniesioną wcześniej zwierzynę. Można było to nazwać zwierzyną niespodzianką… Uczennica słyszała od Liściastego Futra przed jej zaginięciem, jak starszy narzeka na pogarszający się stan zdrowia. Nagła śmierć kocura nie byłaby niczym podejrzana, szczególnie ze względu na jego wiek. Uczennica zabrała zwierzynę z ziemi, a następnie ruszyła do legowiska starszych. Długo droga jej nie trwała, a uczennica szczęśliwie ominęła wszystkie koty, nie wdając się w żadne rozmowy z nimi. Nie potrzebowała teraz pytań o tym, jak minął jej dzień, bądź o ulubioną pogodę. Gdy Zaćmiona Łapa znalazła się w legowisku starszych, ta rozejrzała się niepewnie dookoła siebie. Gdy kotka nie zauważyła żadnego kota w pobliżu, uczennica odetchnęła z ulgą.
Zaćmiona Łapa wyprostowała się oraz dumnie wypięła pierś do przodu, maszerując do legowiska kocura, na którym obecnie przesiadywał starszy bez jednej łapy.
— Ah! Oliwkowy Szkwale! Jak ci mija wieczór? — zapytała młodsza, uśmiechając się ciepło do kocura. Żółte oczy medyczki skanowały starszego od łap po same koniuszki uszu, starając się jak najlepiej zapamiętać jego wygląd. Medyczka dostrzegła jego zielone oczy, liliowe futro pokryte pręgami oraz dużą ilość bieli pokrywającą większość kocura. Oczywiście jej uwadze nie umknął brak jednej z czterech łap, który odrobinę mógł przyczynić się do odejścia kocura do starszyzny.
— Witaj, Zaćmiona Łapo! Jak na chwilę obecną wszystko idzie doskonale! Niestety nie miałem okazji zagadać do jakiejś ślicznej kotki lub kocura, a szkoda! Miałem dzisiaj ochotę porozmawiać z Jastrzębim Zewem bądź Melodyjnym Trelem, przyjazne z nich kotki — powiedział kocur, uśmiechając się na myśl o rozmowie z wojowniczkami. Oczywiście Zaćmiona Łapa musiała walczyć, aby nie pokazać grymasu, jaki usilnie starał się wkraść na jej pysk. Od momentu, gdy usłyszała, jak nachalny potrafi być starszy, ta nabrała do niego wstrętu. Teraz już nie tak chętnie przychodzi do ich legowiska, aby sprawdzić stan zdrowia. Przynajmniej teraz mogła odetchnąć z ulgą, na myśl, że ten problem zostanie zaraz rozwiązany. Medyczka odchrząknęła, a następnie ponownie zabrał głos.
— Dobrze wiedzieć! Mam nadzieję, że uda ci się z kimś jeszcze porozmawiać — powiedziała, a następnie kontynuowała — swoją drogą, dlaczego nie ma cię na dole przy stosie z resztą klanu? Wszyscy tam siedzą i rozmawiają, więc dlaczego dalej tu jesteś? — zapytała, podnosząc brew. To fakt, byłą bardzo ciekawa tego, co spowodowało nieobecność kocura na dzieleniu się językami z resztą członków Klanu Klifu.
— Od dłuższego czasu mam zwyczajnie gorsze samopoczucie… Stawy też mi nie dają spokoju, ale wiesz, starość nie radość! — zażartował kocur, na co szylkretka blado się uśmiechnęła.
— Rozumiem, mogłam się domyślić, że to coś z twoim zdrowiem, dlatego przyniosłam ci mysz, abyś sam nie musiał schodzić na dół — powiedziała Zaćmiona Łapa, uśmiechając się do kocura. Oczy kotki dokładnie go skanowały, gdy ta podeszła do niego i położyła mysz przed łapami starszego.
— Hm...? Oh, dziękuję. Doceniam to, Zaćmiona Łapo — miauknął Oliwkowy Szkwał, biorąc zwierzynę od młodszej. Uczennica długo nie musiała czekać, aby ten się w nią wgryzł idealnie w miejsce, w którym ukryła śmiertelne jagody.
Uczennica wzięła kilka kroków do tyłu, gdy starszy zjadł całą przyniesioną mysz do ostatniego kęsa mięsa. Teraz tylko czekać z nadzieją, że to zadziała… Żółte oczy medyczki skanowały otoczenie oraz zachowanie Oliwkowego Szkwału. Widziała, jak wyraz jego pyska delikatnie się zmienia, a zamiast tego irytującego uśmieszku, widoczny był wyraz bólu.
— Zaćmiona Łapo… Chyba ta zwierzyna była zepsuta... Słabo się czuję — powiedział starszy słabym głosem, nagle kuląc się na legowisku. Uczennica mogła się domyślić, że śmierć spowodowana jagodami śmierci nie należała do przyjemnych.
— Huh, stara zwierzyna? Dzisiaj upolowana, z tego, co mi wiadomo — miauknęła szylkretka, wbijając w niego swoje ślepia. Oh, ten widok. Dawał on Zaćmionej Łapie tyle radości, gdy mogła obserwować cierpienie kocura, który szkodzi Klanu Klifu. Zaćmiona Łapa nie mogła powstrzymać uśmieszku, który wkradł się na pysk medyczki, widząc scenę przed sobą. Starszemu oczywiście ten uśmiech nie umknął.
— Coś ty zrobiła...? — wyszeptał Oliwkowy Szkwał, patrząc na nią błagającym wzrokiem. Kocur cały czas musiał walczyć z samym sobą, aby nie zamknąć oczu. Wiedział już, że gdy to się stanie, to już nigdy ich nie otworzy.
— Koty jak ty nie zasługują, aby nazywać się członkiem Klanu Klifu — powiedziała. Zaćmiona Łapa widziała już, jak oczy kocura prawie się zamykają. Uczennica cicho prychnęła, gdy się one całkowicie zamknęły, a życie opuściło ciało starszego. Kotka strzepnęła łapą kości, które pozostały po zjedzonej myszy, a następnie w ciszy opuściła legowisko starszych. Uczennica równie szybko i cicho z niego zniknęła, jak i się w nim pojawiła. Przynajmniej w tym była dobra… Miała teraz pewność, że nikt się nie przekona o jej zbrodni, którą właśnie popełniła. Niech Klan Gwiazdy przebaczy jej oraz Oliwkowemu Szkwału, oraz przyjmą go i wybaczą za odrzucenie ich. Każdy z kotów zasługuje na drugą szansę po śmierci.
[3215 słow; trening medyka]
NPC: Czereśniowa Gałązka, Mroźna Łapa, Gąsiorkowa Łata, Jastrzębi Zew, Bławatkowy Wschód, Jeżówkowe Serce, Jerzykowa Werwa, Oliwkowy Szkwał
18 listopada 2024
Od Lamentującej Łapy
Lament zacisnęła mocno powieki. Bała się. Tak bardzo się bała. Czemu spotykało to akurat Skarabeuszową Łapę, a nie ją? Poczuła, jak uginają się pod nią łapy, a jej ciało przeszedł dreszcz.
Nie, nie, nie, nie...
Pierwsze uderzenie. Odór krwi dopłynął do jej nozdrzy, spowijając cały obóz, niczym rządny śmierci potwór. Po lesie poniósł się syk jej starszej siostry. Kotka gwałtownie otwarła ślepia, widząc, jak po raz kolejny, Sosnowa Gwiazda wbija w jej skórę pazury, barwiąc liliowe futro na szkarłatny odcień. Dymna czuła, jak cała drży. Nie potrafiła poskładać myśli. Jej umysł spowity był gęstą pajęczyną, uniemożliwiając jakąkolwiek racjonalną myśl. W jej głowie po raz kolejny zapętliły się te same słowa.
Nie, nie, nie...
Kolejne uderzenie. I kolejne. I tak w kółko, aż przywódczyni nie poczuła, że zwykłe ciosy jej nie wystarczają. Zgłodniała bólu, liderka doskoczyła do ogona Skarabeuszowej Łapy i, z towarzyszącym temu dźwiękiem łamanych kości oraz rozdzieranego mięsa, wyrwała część ciała liliowej kotki.
Oczy dymnej gwałtownie się rozszerzyły, a źrenice zwęziły. Z jej gardła wydobył się wrzask. Potworny, rozdzierający serce, żałośnie bezradny dźwięk. Kotka poderwała się. Łzy utrudniały jej widoczność, jednak przepchała się przez tłum kotów, aby zatopić swoje pazury w ciepłym ciele Sosnowej Gwiazdy... Nie zdążyła jednak nic zrobić, gdyż poczuła, jak ktoś chwyta ją za skórę na karku. Dziko rozejrzała się, gdy jej wzrok natrafił na ojca. W jego ślepiach lśniły małe iskierki. Łzy. Mistrz pokiwał przecząco głową, odciągając Lamentującą Łapę na bok. Kotka próbowała się wyrwać, jednak na próżno. Ostatnim obrazem, który dostrzegła, była wycieńczona Skarabeusz, leżąca na ziemi. Obok niej spływała stróżka krwi.
Leżała na zroszonej deszczem trawie, wpatrując się w swoje odbicie w tafli wody. Szary pyszczek był mokry od łez, a oczy opuchnięte, od wszystkich przepłakanych nocy.
Nie powinna pozwalać sobie na taką słabość. Nie powinna płakać. Więc dlaczego to robiła?
Obok uczennicy bezwładnie spoczywały strzępki futra, które chwilę temu zawzięcie wyrywała ze swoich boków. Głupia, bezużyteczna sierść. Mimowolnie zaczęła odtwarzać wszystkie zdarzenia z tamtego dnia.
Dymna skrzywiła się, na myśl o przywódczyni i siostrze, a w jej ślepiach znów pojawiły się łzy. Sosnowa Gwiazda budziła w niej odrazę. Kiedyś się zemści. Zabije okrutną liderkę, rozkoszując się jej krwią, napawając się jej bólem. A później ucieknie. Nie będzie rządzić tymi głupimi kotami, pozwalającymi na takie okrucieństwo, nie będzie więcej przebywać w tym durnym, splamionym krwią miejscu.
Od Mandarynkowego Pióra
- Moja Pani wreszcie się pojawiła. Już myślałem, że nie przyjdziesz
Zakryła pysk ogonem, żeby zdusić chichot, ale najwyraźniej wyglądała przy tym jakby odgrywała razem z nim sztukę. Niedługo później siedzieli na gałęzi. On z łuskami w futrze, ona z kwiatami.
- Mandarynko z Rodu Nocy. Twe oczy błyszczą bardziej niż tysiące gwiazd. Chciałbym ci wyznać swoją miłość. Choćbyś była w innej konstelacji niż ja, przemierzę tysiące planet i księżyców by do ciebie dotrzeć.
Połowy z tego nie zrozumiała. Kojarzyła co to jest konstelacja, bo już jej wcześniej to mówił, ale planeta? Co to miało być?
- Też cię lubię, Syriuszu... - uśmiechnęła się. Co z tego, że nie kochała go aż tak jak on ją. Podobał się jej, ale nic więcej. Niestety, widmo cioci i Piórka wiszącej nad nią zmusiły ją do tego.
Od Cisowego Tchnienia
Stała tam. Widziała Wieczorną Gwiazdę uciekającą na wszystkie strony. Nic to nie dawało. Była sama. Ich było wiele. Jej krew musiała się polać. Tego wszyscy pragnęli.
Od Gąsiorkowej Łapy
Od Cierń CD. Gęgawy
- To... Ja już pójdę - pożegnał się Gęgawa i wyszedł. Odprowadziła go wdzięcznym wzrokiem.
- Cierń, nie myślę, żeby przyprowadzanie tu twojego syna było dobrym pomysłem...
Warknęła.
- To ja go wychowuję. Wiciokrzew jest silny. Ja wiem co dla niego najlepsze.
- Wyleczył się? - zapytała z uśmiechem nadziei. Jej ciocia opuściła głowę. Serce zabiło jej szybciej, a adrenalina wzięła ster.
- Co to ma znaczyć?!
Wzięła w pysk Wiciokrzewa i popędziła do legowiska medyka. Tam leżał on. A raczej jego ciało. Zimne, bez duszy. Śmierć go zabrała. Niby to samo futro, w które wczepiała się, gdy jako kocię jeździła na jego grzbiecie. Niby ten sam pysk. Ale to nie był on. Prawdziwy Gęgawa był już daleko. Jeżeli w ogóle dalej istniał. Wyczuła za sobą obecność szamanki. Odstawiła syna na ziemię i gwałtownie odwróciła się w stronę ciotki. Łzy spływały po jej polikach.
- Miał się wyleczyć! Miał żyć!
- Przykro mi...
Już miała się rzucić na liliową, gdy usłyszała pisk Wiciokrzewa niezadowolonego hałasem. Schowała pazury i wróciła razem z nim do żłobka.
Od Cisowego Tchnienia CD. Gąsiorkowej Łapy
- Dzień dobry, Gąsiorkowa Łapo, wszystko dobrze?
Od Mandarynkowego Pióra CD. Mżącego Przelotu
- Nie, nie przynosi mi już robaków... A co do naszej relacji... - zawinęła sobie pasemko na ogonie na pazur i zakręciła w loczek - Nic nie jest jeszcze pewne~
- Witaj Mandarynko! Byliście na randce? Jak słodko! Pięknie wyglądasz! Romantyk z tego twojego kocura!
-Mhm...tak...jest świetnie
17 listopada 2024
Od Mżącego Przelotu CD. Baśniowej Stokrotki
Subtelny zapach borsuka owinął kotki. Może i nie zwiastował nagłego niebezpieczeństwa, ale Mżawka wolała nie ryzykować - w końcu jej przyjaciółka miała kociaki czekające w żłobku. Nie wybaczyła by sobie, gdyby ta wróciła poobijana.
— Lepiej wracajmy — mruknęła, muskając bok kremowej delikatnym ruchem ogona — Twoje dzieciaki na pewno się już pytają, gdzie poszłaś.
Stokrotka skinęła głową, z westchnieniem odwracając się w kierunku powrotnym. Ruszyły powolnym spacerem, co jakiś czas wymieniając parę słów. Od momentu pojawienia się na świecie potomstwa wojowniczki spędzały ze sobą nieco mniej czasu. Ta była skupiona na dzieciach i nowym partnerze, a Mżawka na świeżo zaczętym treningu Mewiej Łapy czy innych obowiązkach. Jej koszmary także zdążyły przybrać na sile, zostawiając kotkę wykończoną za dnia. Nieporozumienie w dniach towarzyszących jej mianowaniu postawiły także murek niezręczności między przyjaciółkami, mimo wyjaśnienia wszystkiego jeszcze przed nastaniem nocy. Karmicielka znalazła dymną załamaną pod drzewem, wcale nie oddalonym tak bardzo od obozu. Wytłumaczyły sobie wszystko powierzchownie, nie wchodząc jednak w szczegóły, które wywoływały w oczach Mżawki kolejne łzy. Nawet zapewniona parę razy, że nie było to żadne przezwisko czy obelga, nie umiała się pozbyć gorzkiej paranoi. Była wrażliwa na tego typu rzeczy, często będąc ofiarą wyzwisk i krzyków Kazimiery.
— Dymko, naprawdę; starczy już! — donośny głos matki nie opuścił jeszcze jej pamięci — Ty głupi futrzaku, przez ciebie ojciec nic nie złapał!
Położyła po sobie uszy. Baśniowa Stokrotka zwróciła na nią pytające spojrzenie, ale niebieska wzruszyła tylko barkami. Chcąc zacząć jakąś rozmowę, zaczęła szukać pytania do zadania wojowniczce.
— Jak tam Perełka i ta cała reszta? — postawiła na klasyczny temat — Rosną? Jak tam ich apetyt, co?
Oczy kremowej momentalnie zalśniły, a na pyszczku pojawił się szeroki uśmiech.
— Wspaniale! — wąsy karmicielki zadrżały, a wzrok zamgliło rozmarzenie — Naprawdę, są najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Te ich słodkie pysie, i wybryki... Dryfująca Bulwa najchętniej nie odstępował ich na krok, ja tak samo. A każde je jak za trzech!
— Brzmi jak mnóstwo roboty — parsknęła, siląc się na uśmiech.
— Tak, ale są tego warte, mówię ci. Te urocze mordki wynagradzają całe bóle tego świata.
Skrzywiła się, zdecydowanie nie zgadzając się z paplaniną Stokrotki. Jej dzieci były co najwyżej udręką, a nie żadnym gwiezdnym cudem.
— Jestem pewna, że ty też tak myślałaś, nie próbuj się wymigać — zamruczała starsza, ocierając się o nią bokiem — Siedziałaś pochylona nad nimi jak lisica chroniąca młode. Wtedy wyglądali jeszcze jak mokre kulki, a teraz patrz, są przykładnymi nocniakami! Dobrze ich wychowałaś, to muszę ci przyznać.
— To zasługa Kotewki i medyczek, a nie moja — prychnęła, spuszczając głowę — Gdyby nie one, to zachowywali by się jak para dzikusów. I też by tak wyglądali.
— Nie mów tak, wiem że ich kochasz i przykładasz się do ich wychowania. Widać to po twoich oczach, naprawdę... Latasz za nimi jakby nadal byli nieporadni, nie że to coś złego... Mam nadzieję, że moje dzieci też wyrosną na takich dobrych uczniów.
Skinęła głową, czując puchaty policzek karmicielki na swoim karku.
— Nie myślałam, że zajdziemy tak daleko — westchnęła, szybko ponownie otwierając pyszczek na zakłopotane spojrzenie Stokrotki — W sensie, że tak dobrze im się w życiu ułoży. Gdy przyszli na świat, nie byłam pewna, co mam robić dalej. Nie wiedziałam, jak się nimi zająć... Jestem wdzięczna klanowi, że tak ciepło mnie przyjęli — zachichotała — Sama bym sobie nie poradziła. Masz szczęście, że Bulwa stoi nad tobą jak pomocnik, gotowy przejąć to wszystko na swoje barki i dać ci odpocząć. Ile ja bym dała za coś takiego...