Słońce wzeszło szybciej, niż zazwyczaj. Noce stały się krótsze, śnieg, którego warstwa i tak nie była zbyt obfita, szybko został zastąpiony pęczniejącymi kwiatami. Ziemia odpoczęła, a teraz budziła się ze snu. Wraz z nią budził się las. Budziły się drzewa, borsuki wychodziły ze swoich nor, przyleciały pierwsze jaskółki.
Kolejna pora nagich drzew minęła. Ci, którzy mieli przeżyć, przeżyli. Pozostałych dopadł mróz, głód, zmęczenie. Kto przeżył najokrutniejszą z pór roku, do następnej wizyty śniegu i szronu mógł cieszyć się życiem.
Lodowy Omen rozciągnęła się w posłaniu. Przez szparki między plątaniną liści dochodziło tu światło. Upominało wojowników, że czas już było wstawać. Życie dało żywym stworzeniem dłuższe noce w czas, gdy potrzebowały najwięcej odpoczynku - teraz stały się one zbędne. Ciepło i łagodna pogoda umożliwiały udane polowania i napełnione brzuchy.
Olszowa Kora zbudziła się tuż po niej. Widząc, że nie śpi, podniosła się i skinięciem głowy zaprosiła Lód za sobą. Mistrzyni nie odmówiła.
— Gotowa na dzisiejszy dzień? — spytała Matka Kultu. — Oby. Tej nocy ruszamy na polowanie.
— Zawsze jestem gotowa, Olszowa Koro — odparła Lód.
Szylkretowa kultystka skinęła głową. Nie wydawała się zaskoczona jej odpowiedzią.
— Kocięta twojego ucznia zostały mianowane — powiedziała spokojnie Olszowa Kora, gdy kotki krok w krok przechadzały się przez obóz. Rzuciła wówczas spojrzenie na żłobek. — ...Przynajmniej większość z nich.
Uwadze Lód nie umknął fakt, że rzuciła subtelne i dyskretne spojrzenie na sowie pióro, które trzymała za uchem.
— To prawda.
— Żłobek znów jest prawie pusty — kontynuowała Olcha. — I zupełnie pusty, jeśli mówimy o kociętach kultystów. Przydałaby nam się młoda krew.
W tym momencie Lód zrozumiała już, do czego zmierzała kocica. Choć jej pysk pozostał beznamiętny, te słowa wprawiły ją w niezadowolenie.
— Oddałam się tylko i wyłącznie Mrocznej Puszczy — odparła. To nie była prawda. Po prostu używała tych słów jako pretekstu, by odwlec w czasie lub całkowicie uniknąć ciąży. Od początku wiedziała, że to była jedna z rzeczy, których oczekiwano od członkiń. Nauczyła się więc wykorzystywać ich głęboką wiarę do zasłaniania się nią, gdy była taka potrzeba. Większość z kultystów dawała jej spokój. Uznawali ją za zwyczajnie głęboko wierzącą.
— Głupi mogliby w to uwierzyć — odparła cierpko Olszowa Kora.
— Daję wam coś znacznie cenniejszego niż kocięta w żłobku — powiedziała spokojnie, w miarę jak szły wzdłuż otaczającego obóz ogrodzenia z krzewów. — Na twoim miejscu byłabym ostrożna z oczekiwaniami. Mają tendencję do rozczarowywania.
Wytrzymała długie spojrzenie, jakie dała jej Matka Kultu.
— Jesteś ostatnią przedstawicielką pierworodnej linii jednego z najstarszych rodów kultu i chcesz pogrześć wysiłki swoich przodków w ziemi?
Lód milczała. Nie spojrzała się na Olszową Korę, wędrując z nią tak, jak dotychczas. Ogon i brodę miała wysoko uniesione. Nie okazywała po sobie zawahania ani pokory. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili.
— Mądrością jest powątpiewać w autorytety, Olszowa Koro — odparła spokojnie i rzeczowo, jak to miała w zwyczaju. Nie zamierzała ulec słowom Matki, ani tym bardziej dać sobie nagiąć wolę, tak, jak robiono to z innymi kotkami w kulcie. Jeśli Lód miała grać w tę grę, chciała w nią grać na własnych zasadach.
Olsza prychnęła.
— Cóż, te autorytety czymś zbudowały swoją renomę. Czymś sprawiły, że w nie wierzymy. A czym ty możesz się pochwalić, Lodowy Omenie? Co dla nas zrobiłaś?
— Zapomniałaś już, że to ja szkolę naszych wojowników? — spytała. Zachowała w głosie opanowaną nutę. Nie miała potrzeby, by się denerwować. Nie była w stanie unieść się nawet, gdyby chciała. — Każdy z mistrzów ma unikalne sposoby nauczania. Ja staram się z naszych szeregów stworzyć koty myślące. Doskonałych strategów, a nie tylko bezmyślne mięso armatnie.
Olszowa Kora pokręciła głową. Westchnęła głęboko, a jej wzrok na chwilę złagodniał.
— Każda z nas przez to przeszła, Lód. Nie jesteś inna — rzekła. — Wiem, że to wydaje się z początku ciężkie do zrozumienia, ale to nasz obowiązek. Twój obowiązek.
— Zastanów się, Olszowa Koro — miauknęła mistrzyni. — Chcesz, by wartościowe kultystki zapewniły kultowi kocięta - stracisz i kultystki, i dzieci. Masz przed nosem rzeczy dużo ważniejsze, które poświęcasz, żądając czegoś mniej priorytetowego.
— Możesz tłumaczyć się jak chcesz, ale przodkowie i tak nie dopuszczą do swojego grona kogoś, kto nie spełnia ich woli — kontynuowała uparcie Olszowa Kora. Ton jej głosu znów stał się ostrzejszy. Mimo długiej i przyjaznej raczej relacji, która je łączyła, miały odmienne zdania i żadna z nich nie bała się konfrontacji.
— Być może — odparła Lód niewzruszonym tonem głosu. — Ale wtedy to już nie będzie twoja decyzja, prawda?
Odwróciła się i odeszła, pozostawiając kotkę z grymasem na pysku.
Lód była zbyt pewna tego, że kultyści wykorzystywali Mroczną Puszczę, by manipulować i rozkazywać, żeby wzięła sobie do serca słowa Olszowej Kory. Wiara stanowiła dla szylkretki narzędzie. Lód to wiedziała. Znała Olszę, mądrą i przebiegłą, choć równie przeżartą przez kult i jego stare tradycje. Nie zamierzała dać się tak łatwo zmanipulować.
Kultyści mogli być ze sobą blisko, ale Lód żadnemu z nich nigdy tak naprawdę w pełni nie zaufała. Podchodziła do nich tak samo ostrożnie, jak podchodziła do duchów - mimo tego, wiele czasu z nimi spędzała i jak silne relacje z niektórymi z nich ją łączyły.
* * *
Nastała ciemna, głucha noc, a księżyc, którego tarczę częściowo przysłaniały gęste chmury, rzucał na ziemię świetlistą, błękitną poświatę. Gwiazd na niebie świeciło niewiele. Większość skryła się głęboko za obłokami. Ciszę przerywało tylko pohukiwanie sowy.
Potem rozległ się szelest i grupa kultystów przecisnęła się przez gąszcze, chaszcze, zarośla i pasma naszpikowanych igłami krzewów. Lód szła nieco z tyłu, zamykając pochód wraz z Olszową Korą. Za dnia dzieliła je niezgoda, ale w nocy wszystkie spory musiały odejść na bok, by skupić się na tym, co teraz było najważniejsze - na polowaniu.
Gdy Sosnowa Gwiazda rozkazała wszystkim połączyć się w pary, Lodowy Omen dołączyła do Kukułczego Gniazda. Zanim jednak zdążyły wyruszyć, na chwilę zatrzymała je Sosnowa Gwiazda. Kukułka, widząc, że liderka chce porozmawiać z jej towarzyszką, ruszyła w las, nie czekając na Lód, która i tak będzie musiała ją dogonić. Mistrzyni za to rzuciła kotce pytające spojrzenie. Wciąż nie przyzwyczaiła się do obecności Sosny w ciele jej ciotki; widząc jej pysk, to znajome, a jednak wciąż dziwnie obce spojrzenie, spodziewała się usłyszeć to, co usłyszałaby od Wilczej Tajgi. Ale Wilczej Tajgi tu już dawno nie było.
— Czemu nie chwalisz się kultowi o swoich rozmowach z Mroczną Gwiazdą? — spytała, uśmiechając się perliście.
— Nie ma czym się chwalić.
— To prawda. Gdyby ten stary grzyb gadał do mnie we śnie, też siedziałabym cicho — stwierdziła Sosna, dość zresztą bezpośrednio. — Ale nie pomyślałaś, że kult powinien wiedzieć? Czego ty się boisz? Że staniesz się narzędziem do komunikacji jak stary Kruk?
— Strach a ostrożność to dwie różne rzeczy — odparła na tyle neutralnym tonem głosu, na ile było to możliwe, choć w rzeczywistości można było powiedzieć, że odczuwała w jakimś stopniu lęk. Znała historię Upadłego Kruka od swojego dziadka, Chłodnego Omenu. Nie ze szczegółami, ale wiedziała, jaka była cena jego kontaktów z Mroczną Gwiazdą. Lód miała kultowi do zaoferowania coś dużo więcej niż głos swojego pradziadka.
— A to mnie nazywają samolubną — prychnęła Sosna, wywracając oczami. — Wyobraź sobie, jak potężny mógłby być kult, gdyby żywi mieli kontakt z aż dwoma duchami! I mimo to ukrywasz przed nimi prawdę.
— Nie są gotowi na prawdę. Nie potrafiliby nią operować.
— Czyli jesteś nie tylko samolubna, ale i próżna — parsknęła kotka. — A i tak będą narzekać na mnie. Cóż, nieważne, co ty o tym myślisz, i tak zamierzam im powiedzieć. Może wtedy ogarną swoje durne, leniwe tyłki i zaczną robić cokolwiek, by podnieść kult na łapy. A według mnie w ostatnim czasie radziliście sobie z tym okropnie. Ale nie martw się! Zamierzam naprawić to, co zdążyliście napsuć pod naszą nieobecność. Pod moją łapą wszystkie klany zadrżą ze strachu! — zaczęła się przechwalać, najwyraźniej zapominając, po co tak właściwie zaczęła tą konwersację.
Lód nie skomentowała jej ostatnich słów, pozwalając jej wierzyć, że ma jakikolwiek dobry wpływ na życie kultu. W rzeczywistości jednak, skłaniała się bardziej do twierdzenia, że Sosna i jej... dzika osobowość pogarszały prędzej sytuację, niżeli ją naprawiały.
Kiedy Lód milczała tak długo, że Sosna, wierząc, że nie doczeka się odpowiedzi, miała odejść, z ust mistrzyni wypłynęły kolejne słowa:
— To prawda. Pozwoliłam sobie na odrobinę egoizmu. Ale nie kłamałam, mówiąc, że nie potrafiliby operować wiedzą o moich kontaktach z Mroczną Gwiazdą — powiedziała, świdrując kotkę spojrzeniem. — Sama im to powiem. I nie ze względu na ciebie, Sosnowa Gwiazdo. Módl się, żeby ta decyzja nie okazała się czystą głupotą.
Odeszła, choć w głowie kłębiło jej się tysiąc frustrujących myśli. Potrząsnęła głową, próbując je zignorować i przyspieszyła kroku, by dogonić Kukułcze Gniazdo.
A gdy jej się to udało, wraz burą wojowniczką kontynuowały drogę w głąb lasu w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów po samotnikach.
I udało im się - znalazły norkę pod drzewem. Wcześniej musiał wykopać ją lis, ale zwracając uwagę na mocno zwietrzałą woń, zwierzę już dawno opuściło to schronienie. Silniejszy był zapach kota. A w zasadzie kilku kotów.
Kukułcze Gniazdo już miała zaglądać do środka, gdy Lód, kładąc swoją łapę na jej łapie, zatrzymała ją, nasłuchując. Rzeczywiście - niedługo później zza zarośli wybiegła jakaś samotniczka. Już miała je zaatakować, gdy zatrzymała ją Kukułka.
— Stój! — miauknęła. — Nie zrobimy ci krzywdy.
— Czemu miałabym wam ufać? — syknęła, obie je obdarzając podejrzliwym spojrzeniem. — Kim jesteście i co tu robicie?
— Żadna z nas nie oczekuje od ciebie zaufania — zapewniła Lód. — Ale widzimy, że potrzebujesz pomocy.
* * *
Struga krwi spłynęła po miękkiej trawie, gdy samotniczka, z którą jeszcze przed chwilą rozmawiały, zginęła pod ich łapami. Czarne, smoliste ciało spadło na ziemię z głuchym łoskotem. Oczy znieruchomiały, gdy uleciało z nich życie.
Nabrzmiały brzuch przestał poruszać się wraz z ostatnim oddechem.
Nie istniało chyba nic bardziej niehonorowego niż zabicie matki. Lód nie patrzyła na to ciało. Spojrzała za to na śmierć innych samotników, którzy tej nocy zostali przyprowadzi przez pozostałych kultystów.
Gdy wszyscy samotnicy zostali już pozbawieni życia, las znów przepełniła cisza. Nieprzyjemna i mroczna cisza. Sosnowa Gwiazda oblizała pysk na widok wszystkich tych ciał. Lód nigdy nie rozumiała przyjemności, jaką niektóre koty czerpały z czynienia krzywdy. Dla niej był to jedynie obowiązek. Zwyczajny. Czasem ponury.
— Wyjątkowo udane polowanie — podsumowała.
Żaden z kultystów nie ośmielił się powiedzieć, że było inaczej.
Lód nie miała ochoty mówić ani słowa na temat Mrocznej Gwiazdy i wizyt w głębinach Bezgwiezdnej Ziemi. Ale ona wiedziała, lepiej niż wiele kotów, że czasem, gdy nie można wygrać, trzeba się poddać - i spróbować obrócić sytuację na swoją korzyść.
— Kiedy już ostudzi się wasza uciecha z widoku trupów — zaczęła, w tych słowach, choć wypowiedzianych spokojnie, wyrażając swoją niechęć i obrzydzenie postawą sprzymierzeńców. — Pozwólcie, że przemówię. Mam coś do powiedzenia. Coś ważnego.
Tak, jak się spodziewała, kultyści natychmiast umilkli. Widziała na sobie różne spojrzenia. Złapała się na tym, że szukała wśród nich Zarannej Zjawy. Ale kotki już tu nie było. Była i zniknęła tak nagle i cicho jak duch. Imię z pewnością było trafione.
Cóż, tak wyglądało życie - to tylko salwy powitań i pożegnań. Cena, jaką nosiło za sobą przywiązanie była wielka.
— Kontaktował się ze mną Mroczna Gwiazda — mówiła, spoglądając prosto w oczy wszystkim kotom po kolei, aby końcowo kontakt wzrokowy utrzymać z Sosnową Gwiazdą. Potem znów wróciła wzrokiem w tłum. — Wciąż to robi. Bywałam w Mrocznej Puszczy i szkoliłam się pod jego okiem.
Na niektóre pyski wpłynęło zaskoczenie, inne były tylko zamyślone. To nie miało znaczenia.
— I mówisz nam to teraz? — zaskoczyła się Mroczna Wizja. — On był cały czas z nami i nic nie powiedziałaś?
— Wiem, że obdarzasz go wyjątkową czcią — odpowiedziała spokojnie Lód. — Teraz jednak, gdy posiadacie tę wiedzę, możecie zrobić z nią to, co chcecie. Ja radziłabym jednak polegać w pierwszej kolejności na własnym intelekcie, a nie pokładać wszelkich nadziei w duchach.
Przelotnie i subtelnie spojrzała na Sosnową Gwiazdę. Była pewna, że kotka tego nie zauważyła.
— Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? — spytał ktoś.
— A tą część tajemnicy zachowam dla siebie — odparła. Jedna z najważniejszych lekcji, jakich się nauczyła: Milczenie było skarbem, które posiadał każdy, a jednak niewielu faktycznie dostrzegało jego wartość.
Niewypowiedziane słowa można było dopowiedzieć, ale te rzucone już dawno na wiatr nosiły za sobą nieodwracalne konsekwencje.
— Czyli mój wuj może nas poprowadzić — zastanowiła się Olszowa Kora, gładząc ogon łapą. — Może powinniśmy prosić go o wskazówki.
Lodowy Omen nigdy nie czuła większej chęci, by przewrócić oczami; jej słowa odbiły się od nich echem. Po co było zawierzać własnemu rozsądkowi, jeśli można było bezgranicznie zaufać duszy? Mroczna Gwiazda nie miał może i powodów, by im zaszkodzić. Należał z całą pewnością do mądrych kotów, ale jego sposób rządzenia zawiódł. Krzywdził, gdy nie musiał i to ostatecznie położyło go w grobie. Zasłynął jako ten, który uczynił Klan Wilka wielkim, i było w tym wiele prawdy, ale jednocześnie przez swoją zaborczość wszystko to, co ugrał na wojnie, zaraz podwójnie stracił. Lód nie powierzałaby mu przyszłości Klanu Wilka. Powinni skupić się na tym, by nie powtarzać błędów swoich poprzedników, a nie by robić dokładnie to samo, co oni. Mogli sugerować się słowami jej pradziadka, ale nie mogli im ufać.
Paru kultystów mruknęło coś jeszcze pod nosem, ale Lód nie miała już nic więcej do powiedzenia. Gdy Sosnowa Gwiazda ruszyła przodem, w drodze ku obozowi, dopiero wtedy ruszyła się z miejsca i razem z grupą udała się tam, skąd przyszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz