— Otwórzcie oczy, wojownicy Klanu Klifu! — głośny głos sprawił, że wszystkie ślepia powędrowały ku wojowniczce.
Czarna sylwetka stała dumnie wyprostowana na jednym ze sklepień jaskini. Wokół niej już wcześniej był tłumek gapiów, lecz teraz uległ on powiększeniu. Siewka niepewnie spuściła wzrok ku ziemi. Czuła do czego będzie biła wypowiedź kotki. Nie był to pierwszy raz gdy przemawiała.
— Na arenie międzyklanowej jesteśmy kpiną! Już właśni sojusznicy nas atakują! A co robi nasz lider? Jedynie zwraca im uwagę... za zaatakowanie bezbronnej uczennicy medyka! Czy wy to słyszycie? Jak absurdalnie to brzmi?
Podjudzała już oburzoną gromadę kotów. Szepty rozchodziły się po kątach obozowiska. Srokoszowa Gwiazda ostatnio nie pokazywał się. Nie odnośnił się do wypowiedzi rozczarowanej wojowniczki. Tłum dopiero ucichł, gdy do zjeżonej kotki podszedł kot.
Biel kontra czerń. Wojownicy mierzyli się chłodnymi spojrzeniami. Furia i oaza. Byli przeciwieństwami. Siali zamęt w głowach Klifiaków. Zdawało się, że obie strony miały rację w tym co głosiły, choć rzeczy były tak sprzeczne.
— Kruszynowa Kniejo, czy ty na pewno chcesz nawoływać do wojny z sojuszniczym klanem? W imię czego? Młodzieńczych przepychanek? Młodzież od zawsze czyniła głupie zamieszki. Lecz nikt logicznie myślący nie wypowiadał przez to wojny. Chcesz skazać nas zagładę? Skłócić z jedynymi sprzyjającymi nam klanami?
— Ahgr, nie masz nic lepszego do roboty? — syknęła kotka, mierząc go ostrym spojrzeniem. Trzepnęła uchem, by po uderzeniu serca znów otworzyć pysk. — Dobrze cię słyszałam? Skazać na zagładę? Ja? Nie muszę. Nasz lider robi to za nas. Pokazuje jak pobłażliwie traktujemy ataki na naszych medyków. Tych, którzy dzielą sny z Klanem Gwiazd!
Biały położył uszy i usiadł. Zdawał się skałą przy szalejącej wokół burzy.
— Myślę, że zbyt wyolbrzymiasz tą całą sytuację na swoją korzyść. Młodzież nie pierwszy i nie ostatni raz czyni błędy młodości. Nikt rozważny nie przelewa za to krwi niewinnych. Nasi Przodkowie tym bardziej by tego nie pragnęli.
Czarna syknęła na niego.
— Błędem młodości nie jest atak na ucznia medyka. To coś co wiedzą najmłodszych kociąt. A ty jak zwykle próbujesz wszystkich wytłumaczyć. Każdą najmniejszą pierdołę. Bronisz tego głupiego niedołężnego starca. Świadomie ignorujesz zagładę jaką na nas sprowadza.
— Uważam, że to ty nie jesteś wstanie spojrzeć na to z innego punktu widzenia niż własny. Nie dopuszczasz do siebie tej wersji, gdyż tak to nie pasowała by do twych pobudek. Chciałbym byś kiedyś miała okazję spojrzeć na swoje zachowanie z innego stanowiska niż własne.
— Potrafisz tylko strzępić język... zamiast rozmawiać o Srokoszowej Gwieździe tylko się mnie czepiasz. Bla, bla, bla punkt widzenia... nikogo to nie obchodzi. Jeśli nie masz nic ważnego do powiedzenia to.. po prostu się zamknij! Idź stąd wreszcie! Komuś innemu pozawracaj dupe!
— Jak zwykle, gdy ktoś przekroczy twoją strefę komfortu zaczynasz rzucać wyzwiskami, czy naprawdę uważasz, że twoja postawa zmieni czyjeś zdanie?
— Ta? Powiedział ten co tylko klepie jęzorem. Dziękuję szanowny panie Śniegu, ale ja liderem zostać nie zamierzam! A Srokosz tym bardziej się nie nadaje, oszust, czciciel mrocznych gwiazd i ateista!
Biel kontra czerń. Wojownicy mierzyli się chłodnymi spojrzeniami. Furia i oaza. Byli przeciwieństwami. Siali zamęt w głowach Klifiaków. Zdawało się, że obie strony miały rację w tym co głosiły, choć rzeczy były tak sprzeczne.
— Kruszynowa Kniejo, czy ty na pewno chcesz nawoływać do wojny z sojuszniczym klanem? W imię czego? Młodzieńczych przepychanek? Młodzież od zawsze czyniła głupie zamieszki. Lecz nikt logicznie myślący nie wypowiadał przez to wojny. Chcesz skazać nas zagładę? Skłócić z jedynymi sprzyjającymi nam klanami?
— Ahgr, nie masz nic lepszego do roboty? — syknęła kotka, mierząc go ostrym spojrzeniem. Trzepnęła uchem, by po uderzeniu serca znów otworzyć pysk. — Dobrze cię słyszałam? Skazać na zagładę? Ja? Nie muszę. Nasz lider robi to za nas. Pokazuje jak pobłażliwie traktujemy ataki na naszych medyków. Tych, którzy dzielą sny z Klanem Gwiazd!
Biały położył uszy i usiadł. Zdawał się skałą przy szalejącej wokół burzy.
— Myślę, że zbyt wyolbrzymiasz tą całą sytuację na swoją korzyść. Młodzież nie pierwszy i nie ostatni raz czyni błędy młodości. Nikt rozważny nie przelewa za to krwi niewinnych. Nasi Przodkowie tym bardziej by tego nie pragnęli.
Czarna syknęła na niego.
— Błędem młodości nie jest atak na ucznia medyka. To coś co wiedzą najmłodszych kociąt. A ty jak zwykle próbujesz wszystkich wytłumaczyć. Każdą najmniejszą pierdołę. Bronisz tego głupiego niedołężnego starca. Świadomie ignorujesz zagładę jaką na nas sprowadza.
— Uważam, że to ty nie jesteś wstanie spojrzeć na to z innego punktu widzenia niż własny. Nie dopuszczasz do siebie tej wersji, gdyż tak to nie pasowała by do twych pobudek. Chciałbym byś kiedyś miała okazję spojrzeć na swoje zachowanie z innego stanowiska niż własne.
— Potrafisz tylko strzępić język... zamiast rozmawiać o Srokoszowej Gwieździe tylko się mnie czepiasz. Bla, bla, bla punkt widzenia... nikogo to nie obchodzi. Jeśli nie masz nic ważnego do powiedzenia to.. po prostu się zamknij! Idź stąd wreszcie! Komuś innemu pozawracaj dupe!
— Jak zwykle, gdy ktoś przekroczy twoją strefę komfortu zaczynasz rzucać wyzwiskami, czy naprawdę uważasz, że twoja postawa zmieni czyjeś zdanie?
— Ta? Powiedział ten co tylko klepie jęzorem. Dziękuję szanowny panie Śniegu, ale ja liderem zostać nie zamierzam! A Srokosz tym bardziej się nie nadaje, oszust, czciciel mrocznych gwiazd i ateista!
— Powtarzając plotki prawdziwymi ich nie uczynisz...
Siewka wycofała się powoli z podkulonym ogonem.
W obozowisku znów zrobiło się zbyt głośno.
Siewka wycofała się powoli z podkulonym ogonem.
W obozowisku znów zrobiło się zbyt głośno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz