BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marionetka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marionetka. Pokaż wszystkie posty

29 września 2024

Od Marionetki do Cierń

Posłali swojego żołnierzyka, jednak sami też ciekawi byli, jak wygląda sprawa. Jak bardzo ich pionki zapomniały roli i jak bardzo odbiegły od scenariusza. Trzeba było znaleźć punkt zaczepny, inspirację... dlatego też, myśląc głęboko, samotnik przekroczył granicę. Długie, patykowate łapy prowadziły ich w stronę konkretnego obiektu, gdyż zdawał się ważny i dość interesujący, by zwrócić na niego uwagę. Wrak samolotu, a przynajmniej jego część, leżał od dawna zakopany w śniegu. Jaka piękna, inspirująca lokalizacja, drogi czytelniku! Ile można było z niej wynieść, ile rzeczy do końca doprowadzić. Weszli do środka, obejrzeli dokładnie. Drugiego końca brakowało, niepełne, nie... ale to nic. Niepełne wystarczy. Siedzenia całkiem dobre, okna, oh, gdzie część szyb? Ale to też... to też nic, można ominąć, to nawet i lepiej. Wskoczyli na siedzenia, później na oparcie, a gdy poczęli przez jedno z wybitych szyb wyglądać, ktoś się pojawił. Wyczuwalna obecność innego kota jednak nie spięła naszego podróżnika, który odwracając powoli głowę w stronę niezbyt zadowolonej kotki ignorował mroźny podmuch, który poczochrał mu sierść śnieżnymi drobinami. Niezbyt słuchał, co czekoladowa mówiła, nie obchodziło go to, nie wydawało się być na tyle fascynujące, by marnować na to energię. W końcu jednak nie dało się zauważyć pewnych braków, oraz ciekawej próby ich uzupełnienia. 
- Czy wasz stwórca zapomniał dać kotom sierść z roztargnienia? - spytała w końcu, niezbyt wzruszona groźbami, przyglądając się dziwnej postaci z zaciekawieniem. Zdawało się, że tubylec, skoro grozi, śmierdzi jak granica, agresywnie nastawiony... 
- Ani kroku dalej…wynoś się stąd albo staniesz przed liderką - warknęła czekoladowa. Teraz natomiast nasz podróżnik lepiej dostrzegł, na kogo patrzył. Ślady z przeszłości rośliną zakryte, o, co się w nich kryje, co zapisane? Chcieli wiedzieć, wszystko odczytać, jednak osoba ta prócz historii nic innego, co Marionetkę by zaciekawiło, nie posiadała. Samotnik od pory przybycia gościa, nie ruszył się nawet na centymetr, bo i po co? Jedynie świdrowała ciekawą osobowość, drgając uszami na słowo ,,lider".
- Liderką, cóż to? Oh, oh, kukiełki porzucone, swój własny porządek pragną stworzyć, na zgliszczach sceny znów zatańczyć. Ah, liderzy? Tak, słyszeliśmy o liderach. Lider wybierany przez grupę, żeby nadać jakiś ład bezradnym dziatkom, lider który pragnął władzę zdobyć, wejść na miejsce stwórcy po krwawych śladach, by dosięgnąć nieba i zrzucić nas z należnego miejsca, by skosztować wiedzy i siły, by patrzeć na scenę i scenariusze własne tworzyć. Ale to nie jego rola była, oh nie... Rzucił się, obłęd, spadł z krwawego tronu, a po koronę się następni rzucili, niczym szczury, brudne wylewając się z ciemnych tuneli, brudna woda to była, fala. Gryząc, kąsając łapczywie, zachłannie. Szaleńcza korona się toczy i toczy, z jednej głowy w drugą, jeszcze z oddechu poprzednika nie obmyta. - coś błysło niebezpiecznie w kasztanowych oczach, które to na raz pociemniały - Pycha, pycha... nic prócz pychy. Aktorzy sami na scenie w niepojęty chaos wpadają. - Mruczała, widząc przed oczami stare sceny z czasów tak dalekich, że nie sposób ich pojąć zwykłemu śmiertelnikowi. Być może były one jedynie wytworzone przez wyobraźnię w głowie, a może były to jednak wspomnienia sprzed wielu dekad, zatarte w pamięci. Grupy kotów, które zbyt wiele chciały, które rzuciły IM wyzwanie. Jak marnie skończyły swój żywot wówczas? A ich potomkowie ciągle próbują, ciągle chcą sięgnąć, co nie jest im pisane. Czyż nie wiedzą, że miejscem kukiełek jest scena? Tymczasem tubylec spojrzał na nich podejrzliwie. 
- Czego się naćpałaś?
- Porzuceni - mruknęli, patrząc w stronę Cierń wzrokiem pełnym jakiegoś smutku i zrozumienia. Melancholia mieszała się z jakimś dawnym wspomnieniem. Jakby nie spotkali się z niczym nowym, choć napełniało ich to smutkiem. Niedowiarki, tak dawno bez odpowiedniej opieki stracili wiarę i sens, zapomnieli o swoim przeznaczeniu. - Nigdy nie chcą sięgnąć w kierunku im pisanym.
- Co z tobą jest? Idziemy do Daglezjowej Igły - Warknęła porzucona. Wzbudziła tym tylko smutek w burym ciele. Biedne dziecko, bez celu dążące. 
- Kimże jest Daglezjowa Igła, byśmy musieli wyciągać doń łapę? Bogiem waszym? Stwórcą o którym nie wiem? Wyśmienitym aktorem? - Spytali łagodnie, z nutą kpiącą w głosie, rozbawioną do cna, chociaż jak na razie na pysku żadnego wyrazu nie było. Wciąż taki sam, zastygły w bezbarwnym kształcie, w masce bez uczuć i oczu. - Czy zatańczy dla mnie w teatrzyku cieni?
- Nikt dla ciebie nie będzie tańczył a teraz chodź - opowiedział tubylec, zaczynając iść w nieznanym buremu kierunku. Niestety dla niej, stracili niemal całkiem zainteresowanie. Nie będzie tańców, nie będzie śpiewów, nie będzie dramatycznych zdarzeń. Wena całkiem ulotna, porzuciła ciało Marionetki wraz z ostatnimi słowami wypowiedzianymi przez Cierń. Może kiedyś, może innym razem. Dlatego też nie ruszyli się z miejsca, wciąż siedząc na przesiąkniętym chłodem oparciu siedzenia, a gdy tylko wojownik wzrok odwrócił, bury ogon machnął bezszelestnie, znikając w dawno rozbitym oknie samolotu. Tutaj jeszcze nie byli gotowi, jeszcze nie teraz... potrzebowali więcej zobaczyć, by stanąć znów na scenie. Już chwilę później biały pysk zniknął w śnieżnych zaspach. 

<Cierń?>

27 września 2024

Od Marionetki do Iskrzącej Łapy


- Pójdziesz dla mnie w czeluści zakazane? Czy sprzedasz swoje ,,ja" za wiedzę, której potrzebujemy? Zdobędziesz to, co niezbędne do wskrzeszenia tragizmu, sztuki i piękna? Do pobudzenia dusz i przeznaczenia? Czy będziesz nam przedłużeniem łap, myśli i wzroku? - Pytał bury, przejeżdżając łapą po policzku walecznego żołnierzyka, który jakby skamieniały, niewzruszony stojąc na przeciw, ze spokojem patrząc w brązowe ślepia. 
- Przecież wiesz - odezwał się jedynie, krótko i sucho, odchylając głowę, by nie czuć dotyku łapy Marionetki. Ci jedynie patrzyli na niego tym samym spojrzeniem co zawsze, pustym, z wyłupiastymi oczami wwiercając się w jego pysk. Już chwilę później potargane czarne futro zniknęło w śnieżnych zaspach, pozostawiając samotnika z jego własną misją. 

⋄∙―◃⊹⋆꙳◬❂⌑꙳⊹▹―∙⋄

Nie było naszego bohatera przez chwilę, w okolicach wilczych terenów. Niestety spłoszeni zostali, przez znajome wystrzały w oddali. Nieco zmartwił ich oczywiście taki stan rzeczy, w końcu mogło zabraknąć przez to kotów do poznania, historii do zebrania. Mały, waleczny kotek towarzyszył jej od jakiegoś czasu, informując o ciekawych zdarzeniach, tym samym oczywiście, opowiadając nieco więcej o sektach które panowały w lasach. Niezwykle ciekawe, doprawdy, a jakie zajmujące. A im dłużej słuchali, tym bardziej im się utwierdzało w pamięci spotkanie z pewnym kocurkiem na tamtejszych terenach, o, może znów zawitać, kiedy już strzałów nie słychać? Przy jednej z granic pojawili się wieczorem, zerkając to w jedną, to w drugą stronę, by końcowo wdrapać się na jedno z niższych drzewek i zerknąć w dół, wyczekując możliwego spotkania. Doskonale widać było ślady wyznaczające granicę, dokładnie wydeptane w śniegu. Oprócz tego oczywiście był również smród, jednak niezbyt się na nim skupiali. Aż w końcu coś się poruszyło. Człapiąc w śniegu, w stronę granicy przesuwała się mniejsza istota o brązowym futrze, na pewno młodsza od spotkanego ostatnim razem krótkoogoniastego. Samotnik się jednak nie poruszył, wpatrując się w dół, przypominając teraz sowę, wypatrującą dorodnej myszy, z napuszonym od zimna futrem dookoła szyi. Być może uczennica zauważyła, jak ogon samotnika, zwisający z gałęzi poruszył się lekko, lub też wyczuła na sobie czyjś intensywny wzrok, gdyż zaraz podłapała kontakt wzrokowy, jeżąc się przy tym ostrzegawczo. Samotnik jedynie przekrzywił lekko głowę w bok, z zaciekawieniem obserwując reakcje. Co prawda była poza granicą, ale chyba żaden kot nie lubi, gdy jest się obserwowanym z tak bliska. 
- Kim jesteś? - Spytała młodsza kotka, podchodząc nieco, ze zjeżoną sierścią na karku, uważnie obserwując drzewnego kota. Niestety odpowiedź nie nastąpiła, a sam pytany jakby zamienił się w kamień. Jedynie mrugnięcie oczami zdradzało, że wciąż jest żywy. Widząc ten brak reakcji, uczennica jakby się zmieszała, poruszając nerwowo ogonem, chwilę później robiąc dwa kroki w przód, obserwując uważnie dziwne, gałęziowe stworzenie. 
- Nie słyszysz...? - spytała, szukając przyczyny braku reakcji - Przymarzłaś? - kolejne, mniej pewne pytanie - Jesteś blisko granicy z Klanem Wilka - poinformowała kotka, na co głowa samotnika przekrzywiła się w drugą stronę. Naiwne to. Młode. A może ciekawe? Nie widzieli tutaj jednak materiału na głównego bohatera ich tragedii. Może jakaś rola poboczna? Sprawdzić można, czy się nada, czy też jedynie będzie za tło robić. 
- Czy coś zgubiłaś? - padło z pyska samotnika, wwiercającego wzrok w wilczaczkę. Na resztę pytań, oczywiście, odpowiedzi nie uzyskano. 

<Iskrząca Łapo?>

01 września 2024

Od Marionetki do Topielcowego Lamentu

przed kłusownikami na terenach KW

Słyszeli już o klanach. Nie mieli jednak pojęcia, jakim rodzajem społeczności są. Widzieli wiele grup, mniejszych i większych, o różnych zasadach, których przestrzegali bardziej lub mniej, w zależności od miejsca. Dlatego też zjawili się na jednej z granic. Początkowo ich planem była sama obserwacja, by dowiedzieć się nieco więcej o każdej z grup, jednak głód im w tym przeszkodził. W ten sposób, przy granicy z Klanem Wilka, legł opierzony, czarny trup. 
- Ej! Ty, tam! - usłyszeli warknięcie kota, który najwyraźniej nie miał zamiaru podchodzić zbyt blisko.
- Co ty sobie myślałaś?
Zamiast odpowiedzieć, na dźwięk obcego głosu odwrócili głowę, ciała nie ruszając z miejsca. Wpatrywali się tak, w ciszy, na dymnego wojownika, ze skamieniałym wyrazem pyska i szeroko otwartymi oczami, jeszcze z resztką krwi przy wargach. Przez gwałtowniejszy ruch, jedno z mniejszych piórek zwierzyny opadło w dół. Oh, oh. Co to, trafili na tubylca? Jednak? Co teraz, jak zareaguje? Czy się na nich rzuci, czy grzecznie odprawi? Aj, ile zabawy!
Dymny westchnął, po czym strzepnął krótkim ogonem i zbliżył się do kotki o jeszcze kilka małych kroków, dzięki czemu wyraźniej ją widział. Działało to również w drugą stronę. Marionetka mogła teraz dokładnie przyjrzeć się rysom pyska, mimice, mowie ciała. Jakby otwartą księgę czytała. 
- Oddaj ptaszynę, a dam ci odejść w spokoju - powiedział szorstko, piorunując ich wzrokiem. - Inaczej będziemy rozmawiać w inny sposób.
Odwrócili się w bok, łapą zagradzając drogę do upolowanej zwierzyny, lekko przekrzywiając głowę, jakby z zaciekawieniem próbując rozszyfrować, jakiego kota ma przed sobą. Udawał twardego, a może taki był? Nie powinno się w końcu całkiem otwierać przy nieznajomych, to niedobrze, niedobrze! 
-Czy jesteś szczęśliwy? - padło pytanie z ich pyska, z dziecięcą nutą ciekawości.
Kocur uniósł z zaskoczeniem brwi, nie spuszczając z niej wzroku. Ze zdenerwowaniem przycupnął na ziemi i podjął próbę owinięcia ogonem łap, co jednak niezbyt mu wyszło, zważając na długość kończyny. Odchrząknął niepewnie.
- Co proszę? - spytał, wygodniej usadawiając się na liściach.
- Czy czujesz, że twoje decyzje prowadzą cię dobrą drogą - kontynuowali, nie ruszając się z miejsca
- Czujesz do siebie żal? - przekręcili głowę na drugi bok - Do kogoś?
- Co ci łazi po głowie? - prychnął. Nie udało mu się jednak utrzymać na wodzy wyrazu twarzy tak jak myśli, więc jego pysk ozdobił niezrozumiały grymas. O, trafili. Żal, taka ciekawa emocja... a może odruch, naturalny dla prostych istot śmiertelnych, jak ta, którą mieli przed sobą. O, Marionetko, czy widzisz ten grymas? Czy należy to drążyć? Czy idziemy z naszymi słowami w dobrą stronę? Cicho, sza! Jeszcze spłoszymy... A może właśnie tak należy, żeby wypróbować? A jeśli się nie nadaje? Oh, kruczek nasz, rycerzyk by podpowiedział, lecz nie ma go z nami. Co za nieszczęście... Może czas improwizować? Znów chwila ciszy, podczas której postawa Marionetki nie zmieniła się nawet na sekundę. Jedynie sierść zmieniała położenie, poruszana wiatrem. 
- Czy potrzebujesz pomocy? Czy potrzebujesz sojusznika?
- Nie? - odpowiedział z nutą wzgardy w głosie, ledwie powstrzymując się od chichotu. Niepewnie przesunął łapą po liściach i wyrył nią lekki okrąg.
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz medyka?
- Oh, nie - Buras znalazł się nagle przed Topielcem, wpatrując mu się w oczy, niezwykle blisko, niezwykle niekomfortowo, niemal cale od możliwego pocałunku, zetknięcia nosami. - Ale być może, będziemy potrzebować ciebie.
Rozmówca odskoczył szybko, gdy tylko pysk kota się przybliżył, a jego źrenice zwęziły się cienkie szparki. 
- Jesteście nienormalni... - szepnął, coraz bardziej się odsuwając. Oh. Jednak spłoszyli. Może to jedna z tych dusz wrażliwszych... ale czym? Przecież nic takiego nie zrobili, czyżby przestrzeń osobistą, sobie owy młodziak cenił? Chociaż, młodziak? Ileż to, ciało ich śmiertelne, utknęło w wieku niewiele starszym. Mentalnie jednak, ile to już lat minęło, kiedy byli na tym świecie? Widzieli przecież, jego powstanie, kiedy wielki żółw stworzył życie, na skorupie ziemi ze swych martwych dzieci, widzieli nicość, kiedy jeszcze nawet wielki żółw nie istniał. Czymże przy tym, jest młodzieniec? Dzieckiem ledwie, pyłem marnym. 
- Nie myślałeś, by stać się aktorem? - spytała, jakby zdziwiona, przykładając łapę do swojego pyska i oglądając, jak ten się odsuwa, całkiem ignorując komentarz - Lepszym, niż teraz? By dać się ponieść, poprowadzić, być niezawodną, piękną kukiełką w tym akcie ~ Czy nie brzmi to pięknie, czy nie fascynująco? - wyciągnęli przed siebie łapę, którą wcześniej dotykali swojego policzka, jakby czekając, aż Topielec ją chwyci, oddając mu swe życie.
- Wynoś się, demonie - wyszeptał kocur, trzęsącym się głosem i ledwo powstrzymywał wręcz kocięcy płacz. - Nie odbieraj mi duszy - jęknął i obronnym gestem wyciągnął przed siebie łapę. - N-nie chcę...
Marionetka po chwili ciszy z rozczarowaniem opuściła łapę i jeśli Topielec przyjrzałby się lepiej, mógł zobaczyć igrającą w ciemnych oczach ekscytację. Duszy? Demon? Oh, hahah, cóż za pomysł! Czyżby wierzyli w podobne rzeczy? Czy dla dymnego to również gra była? Czy chciał ich tym zafascynować, czy odpędzić? Odpędzić demona... tak, pięknie! Po ciele burego przeszły ciarki, wraz z pojawiającym się zadowoleniem. 
- Popatrz, jaka piękna gra - szepnął, już po chwili, dosłownie na moment, ustrajając swój pysk w pusty uśmiech, który pojawiał się ciężko, jakby używając mięśni, które od dawna nie były ruszane. Szybko jednak zniknął. Chwilę potem, zniknęła również sama Marionetka, pozostawiając za sobą puste miejsce wypełnione piórami, w którym leżał upolowany wcześniej ptak. Jeśli natomiast pozostawiony sam sobie wojownik lepiej się przyjrzał, mógł zobaczyć, że jedno z piór nie należało do upolowanego zwierzęcia. Było bordowe, zabarwione zaschniętą cieczą. Być może, była to przestroga i być może, Topielcowy Lament mógł uznać to, za obietnicę powrotu. W końcu z jakiej racji, nasz podróżnik miałby zostawić tak smaczny kąsek dla kogoś innego? Bez rozwoju, bez oszlifowania? Szeroko otwarte, brązowe ślepia, na pewno będą od tej pory baczniej obserwować granicę z Klanem Wilka. 

<Topielec?>

Od Marionetki

  ⋄∙―◃⊹⋆꙳◬❂⌑꙳⊹▹―∙⋄

Stali przed jednym ze sklepów, które o tej godzinie były już dawno zamknięte. Za witryną sklepową zauważyć można było instrumenty, wszelkiego rodzaju płyty i dodatki, które schodziły za większą, lub mniejszą kwotę, zazwyczaj trafiając w ręce młodych ludzi. Wszystko to jednak tonęło w mroku, przyćmione blaskiem zewnętrznych neonów. Kolory żółci, różu i zieleni mieszały się ze sobą i w uporczywy sposób oświetlały otoczenie, sprawiając, że przestrzeń zdawała się nie być do końca wyraźna, jakby stworzyła nowe kształty, co chwila marszczące się i rozlewające, zawdzięczając ten taniec ulewnemu deszczowi, który padał od dłuższego czasu. Powstałe kałuże, zdawały się łapać otrzymane światło, zatrzymując w sobie odbicia i tańcząc, za każdym razem, gdy krople poruszały taflą. Były jak zepsute lustra zakrzywiające rzeczywistość. Chociaż, czy naprawdę zepsute? Może właśnie w ten sposób, w sposób chaotyczny, odzwierciedlenie realności było prawidłowe? Może właśnie to, jest realność... Z tą myślą, cień obserwujący tą niezwykłą scenerię, poruszył się dalej, spłoszony odgłosem nadchodzących kroków, gdy wąską uliczką przecisnęła się dwunożna postać, chroniąc swoją osobę przed deszczem, za pomocą czerwonej parasolki. Może nawet i lepiej, że się tak stało, w końcu dzięki temu mogli ruszyć dalej. Zbyt już długo zatrzymali się na tym przystanku, a cel nadal był daleki. Smród betonowego świata zdawał się być całkiem odporny na spadającą wodę, której to zadaniem było obmycie miejsc z brudu który piętrzył się w oczach z każdym kolejnym dniem. To miejsce jednak, zdawało się być zbyt dogłębnie przesiąknięte zniszczeniem, by siła natury mogła cokolwiek zdziałać. Jakiekolwiek pęknięcie czy wybrzuszenie, zazwyczaj było od razu naprawiane i wyklepywane, byle tylko utrzymać ład naznaczony przez człowieka. Poruszali się dalej, skręcając w następną, mniejszą alejkę. Gdzieś z góry padał na nich czujny wzrok czyichś ślepi, a nasz podróżnik był doskonale świadom obecności ich właściciela. Z resztą, nie tylko jego. Prócz zapachu zmokniętego asfaltu, smogu i ogólnego, zmieszanego smrodu, wyczuć można było też inne koty, głównie przez intensywnie obsikane pudła. I chociaż smród od nich bijący zdawał się wżerać w nos naszego podróżnika, to właśnie on robił za drogowskaz. Po pewnym czasie intensywność deszczu zmalała, zamieniając się w głuche dudnienie, gdy samotnik znalazł się pod blaszanym zadaszeniem, prowadzącym do jednej z piwnic. Wejście nie było ciekawe, nie różniło się niczym od pozostałych, brzydkich okien, które swoim zaniedbaniem odstraszały przechodniów, czy też powodowały krótkie wykrzywienie twarzy. Jednak to nie ono interesowało burasa, a to, co znajdowało się dalej. Dosłyszeć można było krzyki, mruczenie kotów, agresywne syknięcia czy głosy podekscytowania, czyli cel naszej podróży. Jeśli nie znamy w okolicy nikogo, czyż nie najlepiej będzie wejść w sam środek społeczności? Nim jednak zagłębimy się w ten niecodzienny, dziki, koci świat, czekać nas będzie przeszkoda. Już po pierwszym kroku zagrodziło nam drogę czyjeś ciało. Brązowe, szeroko otwarte ślepia podróżnika, uniosły się na jakiegoś kocura, barczystego, z brudną sierścią, który najwyraźniej pilnował wejścia. 
- Opłata za wstęp - z otwartego pyska wydobył się suchy głos. Oczywiście, nie przyszli nieprzygotowani. Samotnik przechylił nieco przednią część ciała w bok. Spomiędzy gęstej, przemokniętej od deszczu sierści, wypadło czarne, opierzone truchło, które z głośnym klapnięciem opadło na zakurzony beton. Położyli na nim swoją łapę, by przesunąć "opłatę" w stronę ochrony. Kocur zlustrował ptaszysko spojrzeniem, patrząc nań chłodnym wzrokiem. Obwąchał, obrócił na drugą stronę, aż w końcu spojrzał milcząco na gościa, dwa uderzenia serca później robiąc mu miejsce do przejścia dalej. Podróżnik przemknął więc, w stronę ciemnej, okiennej szczeliny. Przez dłuższą chwilę nie było nic widać, jednak już po jakimś czasie, oczy zaczęły dostrzegać mdłe, leniwie przybierające na sile światło. Przeszli po wyślizganej desce, prowadzącej w dół, aż nie wylądowali na kilku beczkach, skąd rozpościerał się lepszy widok. 
- Dajesz!!
- Z boku go, z boku! 
- No i co robisz, frajerze. Wstawaj! 
Szeroko otwarte ślepia, z zainteresowaniem spoglądały na rozgrywającą się scenę. Dwa, dyszące i spoglądające na siebie nienawistnie koty, stały w środku okręgu, machając nastroszonymi ogonami. Widać było zadrapania na ich ciałach, jeden z nich miał zlepiony od krwi bok, jednak jeśli bliżej się przyjrzeć, wyglądało to tak, jakby zeschnięta już ciecz wcale nie należała do niego. Oczy obojga próbowały znaleźć rozwiązanie, słaby punkt, coś, co mogą wykorzystać do przechytrzenia przeciwnika. Jeden z nich szczególnie przykuł uwagę przybysza. Był drobniejszy, jednak zdawało się, że myślał szybciej i sprawniej od swojego przeciwnika. To więc to na nim uwiesili swój wzrok, nie chcąc przeoczyć nawet najmniejszego ruchu. Oh, czyż nie był piękny? Drobne, smukłe ciało do którego przylegała szorstka sierść, oczy, w których furia i chęć wygranej, mieszały się z chłodnym i szybkim szukaniem odpowiedzi. Co za determinacja, cóż za piękna kukiełka! Ile tu emocji uciekało ze sceny, ile inspiracji w jednym, krótkim momencie. W ciele przybysza tańczyły przeróżne emocje, zmieniając pary, kroki, nagle całkiem uciekając, z tanga w poloneza, z poloneza w balet. Ile rozkoszy płynęło z tej sceny, z oglądania tego drobnego kotka, mało istotnego prochu, który chciałby coś zmienić, a chciał na pewno. Być może zawalczyć o pozycję, może pokazać, że pomimo drobnej postury jest równie ważny, co bizon przed nim, a może ktoś uraził jego honor. A może po prostu chciał przeżyć, a wygrana mu to zapewni. Najlepszym jednak z tego wszystkiego był fakt, iż ten drobny kocurek przegra. Pomimo szybkiej analizy, wciąż należało brać pod uwagę gabaryty oraz własne zmęczenie, doświadczenie. I nasz nieznajomy, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wtem, nasz chwilowy obiekt inspiracji, zrobił szybki zamach, rzucając kłęby pyłu w stronę swojego przeciwnika, zaraz potem skacząc w bok, z chęcią przeprowadzenia ataku. Buras się zapowietrzył, kiedy to ciarki przeszły im po plecach, powodując nastroszenie sierści, czekając na ostateczny cios, który nadszedł chwilę potem. Wielka, masywna łapa powaliła dzielnego, małego wojownika, sprowadzając go do parteru i wypompowując z niego resztki powietrza. Zawrzało, podekscytowany okrzyk tłumu wzbił się w powietrze, podczas, gdy pokonany próbował złapać oddech i pokonać zawroty w głowie. W końcu nie mógł tak po prostu przegrać, prawda? Niestety, nie był on głównym bohaterem powieści, nie mógł wstać, słysząc okrzyk ukochanej czy doznając nagłego wzrostu mocy przez siłę przyjaźni. Oh, biedny, biedny to był wojownik. Pokonany został ściągnięty z areny, podczas gdy zwycięzca wrzeszczał dumnie w tłum, zachęcając do wypróbowania swoich sił. Nasz obserwator jednak nie został, by wysłuchiwać jego wrzasków, a gładko usunął się w cień, poszukując miejsca, gdzie został wyniesiony pokonany. Minęli kilka kotów, przemieszczając się za rozemocjowanym tłumem, aż w końcu znalazł się przy drzwiach, prowadzących na korytarz. Nie było to zadbane miejsce, zatęchłe, z kapiącą wodą, wyciekającą z zardzewiałych rur. Spojrzeli w lewo. W ciemnym przejściu, były jedynie dwa źródła światła. To, które wydobywało się zza drzwi z których przyszli, oraz to, które padało z dziury przy podłożu, która służyła do wynoszenia mało żyjących po walce, by oszczędzić sobie przechodzenia przez rozjuszony tłum kotów specjalnie w stronę drzwi. Jeszcze dalej, słychać było kroki i szmery, to właśnie tam się skierowali. Podłoże nie było zbyt równe, podobnie jak niszczejące przez wilgoć ściany, więc możemy być jedynie wdzięczni, że ciemność nie pozwalała im się przyjrzeć dokładniej. Bury nieznajomy doszedł wreszcie do kolejnego pomieszczenia. Drzwi były wyłamane, wnętrze natomiast, oświetlone lichym światłem latarni i zielonego logo sklepu z zewnątrz, przez co w środku panowała niecodzienna atmosfera. Obok nas przemknął cień wychodzącego kota, od którego czuć było mocną woń ziół, jednak nie zwracał uwagi na obcego, który obserwował otoczenie. Gdy zniknął, wracając w stronę znów wrzeszczącej sali, nieznajomy wślizgnął się do środka, neonowego pomieszczenia. Przegranego wcale nie trzeba było długo szukać. Leżał, już w lepszym stanie, ze wzrokiem skierowanym na jedyne, przesiąkające wilgocią okno. Śmierdział ziołami, w lekkim świetle można było dostrzec opatrunek z pajęczyny. Nieznajomy zastanowił się, czy kocurek będzie musiał zapłacić w jakiś sposób, za otrzymaną pomoc. Wtem, czarnofutry poruszył uchem, chwilę później kierując swoje spojrzenie jak i głowę w stronę burego. W złotych oczach dostrzec można było zawahanie, niepokój.
- Kim jesteś? - spytał, spiętym, zachrypniętym głosem, marszcząc czoło - Mówiłem już, że się odpłacę. Nie musicie na mnie ciągle nachodzić, pamiętam, że... - Tu nagle urwał, wzdrygając się z zaskoczenia, kiedy ciemna końcówka łapy podróżnika dotknęła potarganego policzka, przesuwając się dalej, gładząc czarne futro i zjeżdżając pod brodę. 
- Oh... co za piękny, biedny, pokonany rycerz... - szepnęli, wwiercając swój wzrok w zdezorientowanego młodzika - Doskonale odegrałeś swoją rolę, byliśmy zadowoleni, zafascynowani. Dawno nasze oczy nie mogły nacieszyć się podobnym występem. - Mruczeli, głaszcząc czule drugą łapą głowę przegranego. 
- Kim jesteś - Już całkiem spanikowany młodziak spróbował się cofnąć, powtarzając swoje pierwotne pytanie, jednak na darmo. Jego podbródek utknął w obcych pazurach, które zacisnęły się mocniej przy gwałtownym ruchu, zaraz znów łagodniejąc. 
- Shhh, nie ma powodów do obaw, przyjacielu - Zaprzestali głaskania. Pomimo barwnej tonacji głosu czy zachowań, pysk podróżnika pozostawał bez zmian. Wciąż skamieniały, bez wyrazu, z szeroko otwartymi, wielkimi oczami. Przez mrok panujący w pomieszczeniu, oraz ciemną barwę futra przybysza, jedynie biała maska odbijała wystarczającą ilość światła. Ciemne oczy natomiast, przypominały puste oczodoły, dopełniając wizję upiornego wyglądu. W tym momencie, w głowie drobnego kocurka pojawiła się niepokojąca myśl. ,,Czy sama śmierć, przyszła mi pobłogosławić?".
- Zwą mnie Marionetką - przedstawili się - Jednak dla ciebie, mogę być też Stwórcą. - Przybliżyli swoją głowę w stronę spiętego kocura, przekręcając ją lekko w bok, jakby szukając lepszego sposobu, by spojrzeć swojemu rozmówcy w oczy - Mam dla ciebie propozycję, mały rycerzyku...