BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Sprawa znikających kotów w klanie nadal oficjalnie nie została wyjaśniona. Zaginął jeden ze starszych, Tropiący Szlak, natomiast Piaszczysta Zamieć prawdopodobnie został napadnięty przez samotników. Chodzą plotki, że mogą być oni połączeni z niedawno wygnanym Czarną Łapą. Również główny medyk, przez niewyjaśnioną sprawę został oddalony od swoich obowiązków, większość spraw powierzając w łapy swojej uczennicy. Gdyby tego było mało, w tych napiętych czasach do obozu została przyprowadzona zdezorientowana i dość pokiereszowana pieszczoszka, a przynajmniej tak została przedstawiona klanowi. Czy jej pojawienie się w klanie, nie wzmocni już i tak od dawna panującego w nim napięcia?

W Klanie Klifu

Niedźwiedzia Siła i Aksamitna Chmurka przepadli jak kamień w wodę! Ostatnio widziano ich wychodzących z obozu w towarzystwie Srokoszowej Gwiazdy, kierujących się w nieznaną stronę. Lider powrócił jednak bez ich dwójki, ogłaszając wszystkim, że okazali się zdrajcami i zbiegli. Nie są już mile widziani na terenach Klanu Klifu. Srokosz nie wytłumaczył co dokładnie się tam stało i nie zamierza tego robić. Wkrótce po tym wydarzeniu, podczas zgromadzenia, z klanu ucieka Księżycowy Blask - jedna z córek zbiegłej dwójki.

W Klanie Nocy

Srocza Gwiazda wprowadza władzę dziedziczną, a także "rodzinę królewską". Po ciężkim porodzie córki i śmierci jednej z nowonarodzonych wnuczek, Srocza Gwiazda znika na całą noc, wracając dopiero następnego poranka, wraz z kontrowersyjnymi wieściami. Aby zabezpieczyć przyszłe kocięta przed podzieleniem losu Łabędź, ogłasza rolę Piastunki, a zaszczytu otrzymania tego miana dostępuje Kotewkowa Łapa, obecnie zwana Kotewkowym Powiewem. Podczas tego samego zebrania ogłasza także, że każdy kolejny lider Klanu Nocy będzie musiał pochodzić z jej rodu, przeprowadza ceremonię, podczas której ona i jej rodzina otrzymują krwisty symbol kwitnącej lilii wodnej na czole - znak władzy i odrodzenia.
Nie wszystkim jednak ta decyzja się spodobała, a to, jakie efekty to przyniesie, Klan Nocy może się dowiedzieć szybciej niż ktokolwiek by tego chciał.
Zaginęły dwie kotki - Cedrowa Rozwaga, a jakiś czas później Kaczy Krok. Patrole nadal często odwiedzają okolice, gdzie ostatnio były widziane, jednak bezskutecznie

W Klanie Wilka

klan znalazł się w wyjątkowo ciężkiej sytuacji niespodziewanie tracąc liderkę, Szakalą Gwiazdę. Jej śmierć pociągnęła za sobą również losy Gęsiego Wrzasku jak i kilku innych wojowników i uczniów Klanu Wilka, a jej zastępca, Błękitna Gwiazda, intensywnie stara się obmyślić nowa strategię działania i sposobu na odbudowanie świetności klanu. Niestety, nie wszyscy są zadowoleni z wyboru nowego zastępcy, którym została Wieczorna Mara.
Oskarżona o niedopełnienie swoich obowiązków i przyczynienie się do śmierci kociąt samego lidera, Wilczej Łapy i Cisowej Łapy, Kunia Norka stała się więzieniem własnego klanu.

W Owocowym Lesie

Zapanował chaos. Rozpoczął się wraz ze zniknęciem jednej z córek lidera, co poskutkowało jego nerwową reakcją i wyżywaniem się na swoich podwładnych. Sprawy jednak wymknęły się spod całkowitej kontroli dopiero w momencie, w którym… zniknął sam przywódca! Nikt nie wie co się stało ani gdzie aktualnie przebywa. Nie znaleziono żadnego tropu.
Sytuację pogarsza fakt, że obaj zastępcy zupełnie nie mogą się dogadać w kwestii tego, kto powinien teraz rządzić, spierając się ze sobą w niemal każdym aspekcie. Część Owocniaków twierdzi, że nowy lider powinien zostać wybrany poprzez głosowanie, inni stanowczo potępiają takie pomysły, zwracając uwagę na to, że taka procedura może dopiero nastąpić po bezdyskusyjnej rezygnacji poprzedniego lidera lub jego śmierci. Plotki na temat możliwej przyczyny jego zniknięcia z każdym dniem tylko przybierają na sile. Napiętą atmosferę można wręcz wyczuć w powietrzu.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Nowa zakładka „maści - pomoc” właśnie zawitała na blogu! | Zmiana pory roku już 28 kwietnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

30 czerwca 2021

Od Iskry

 Ze wschodu słońca na wschód słońca robiło się coraz cieplej. Owiewający jej futro wiatr nie próbował już kąsać jej karku, raczej łagodnie głaskał rozczochrane kosmyki. Niósł ze sobą zapach świeżych liści, czystego nieba i życia. I ptasie trele. 
Iskra siedziała wsłuchana w ich radosną melodię i zastanawiała się, ile razy dane jej będzie jeszcze obserwować odradzającą się naturę.
Umrze. Jak dziwna to była myśl dla kogoś tak przyzwyczajonego do oddychania. Jak ciężko było oderwać od siebie te wszystkie rzeczy, które przysługiwały tylko żywym i wyobrazić sobie, co będzie później. Uświadomić, jak bardzo różna będzie jej dalsza wędrówka od tego, do czego przywykła.
Bo będzie, prawda?
Tak, w to wierzyła. Opuści swoje ciało, ale to wciąż będzie ona. O ile to będzie miało jeszcze jakieś znaczenie. Ona, nie ona. W końcu wszystko pochodziło od Matki i do niej zmierzało. Do spokoju i ukojenia.
Choć czasem… Czasem się bała. Nie tego, że mogłaby przestać istnieć. Odejście, rozpadnięcie na miliony małych cząsteczek i stanie się jednością ze światem też było formą wiecznego spokoju. Bała się… Bała się tamtych zimnych jak lód oczu samotnika. Kpiny, którą w nich zobaczyła. On wiedział. Wiedział, że nie potrafiła zginąć za siostry. I zrobiła to. Odwróciła się plecami do umierającego klanu i ruszyła w dalszą drogę, okłamując sama siebie. 
Zabiła swoją siostrę. Jak mogła zasługiwać na miłość Matki?

Przymknęła ślepia, wsłuchując się w pieśń siedzącego na sąsiednim drzewie kosa.
Bała się. Stała na końcu ścieżki i oglądając się wstecz, widziała mrok, z którego się wyłaniała. 

- Czy Matka może kochać kogoś takiego jak ja?
Niemal czarne ślepia wpatrywały się w nią intensywnie, czekając na odpowiedź. Uśmiechnęła się ciepło.
- A czy słońce świeci na wszystkie koty, czy tylko te uśmiechnięte? - Spojrzała mu w oczy. - Niektórzy sami wybierają cień, zapominając że słońce nie przestało świecić. To oni od niego odeszli.
Kocur pokręcił głową.
- Zabijałem. To niemożliwe, żeby ktokolwiek był w stanie mnie kochać. Nie powinien. Nie zasługuję na to.
- Ja kocham - przerwała mu. - I ty też powinieneś.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Po tym wszystkim, co zrobiłem, nie zasługuję na miłość! Zasługuję na karę, na śmierć, nie…
- Kiedy byłam w Plemieniu, jeden z kotów złamał zasady. Był wyjątkowo głodny i zabił ptaka, żeby przeżyć. To uczyniło go skalanym. Musiał wyznać swoją winę i przejść rytuał, który przywróci go na łono Plemienia. Myślisz, że po tym Matka mu wybaczyła?
Czarny niepewnie skinął głową. Iskra uśmiechnęła się lekko.
- Matka wybaczyła mu kiedy tylko zaczął żałować swojego czynu. Rytuał nie był dla niej, nie musiał jej w żaden sposób przepraszać ani jej czegokolwiek wynagradzać. Był po to, by sam mógł sobie wybaczyć. Matka robi to zawsze.
Zamilkła, uśmiechając się do swoich wspomnień.
- Jej miłość jest siłą, która wprawia wszystko w ruch. Od niej wychodzimy i do niej wracamy. Słabi, zagubieni, nienawidzący samych siebie. Ona przyjmuje nas wszystkich tak samo. A jeśli taka jest jej wola, czasem pozwala wrócić, by odebrać jeszcze jedną lekcję wśród żywych.

Iskra wzięła głęboki wdech. Łatwo było wierzyć, gdy było się u szczytu swoich sił. I dużo łatwiej pouczać innych niż zapanować nad własnym sercem. Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie Kudłacza. Wtedy, gdy zobaczyła go po raz pierwszy… Teraz był wojownikiem, mentorem, ojcem. Była z niego tak bardzo dumna. 
Uniosła łeb. Skoro potrafiła wierzyć, gdy było łatwo, pora było pokazać, że jest w stanie wierzyć i teraz. Nieskończona w swojej miłości Matka na pewno przyjmie ją na swoje łono. W to chciała wierzyć. I tak miała zamiar żyć do samego końca.

Od Pokrzywowej Łapy CD. Wróblowej Gwiazdy

 *Pora Nagich Drzew*

Bardzo się cieszył z kolejnego treningu. Uwielbiał Wróblową Gwiazdę. Był dobrym, mądrym i sprawiedliwym przywódcą. Pokrzywowa Łapa chętnie uczestniczył w szkoleniu. Jednak czuł w pewnym sensie, że zawiódł swojego mentora. Przekroczył wiek dwudziestu księżyców i jeszcze nie został mianowany. Westchnął. Powinien więcej pracować, naprawdę chciał przynieść dumę Wróblowej Gwieździe. 
- Zagrajmy w grę. Ja schowam się w lesie, a ty spróbujesz mnie znaleźć. Patrz uważnie na ślady w śniegu. Nie tylko tym na ziemi - dodał z uśmiechem. - Zamknij oczy, policz do dwudziestu, tylko powoli, i spróbuj mnie znaleźć!
Pokrzywowa Łapa uśmiechnął się szeroko. To brzmiało jak dobra zabawa, a przy okazji również pożyteczna. Zamknął oczy i rozpoczął liczenie. Usłyszał, jak lider się oddala. Jeden.. dwa.. trzy..
Czuł wiatr targający jego futerkiem. Pora Nagich Drzew była zimna, chłodne powietrze dawało się we znaki, śnieg nieprzyjemnie ocierał się o łapy. Srebrny kocurek nie otwierał oczu, dopóki nie policzył do dwudziestu. Dopiero wtedy otworzył ślepia. Pomarańczowe oko zaczęło błądzić po obozie. Spojrzał w ziemię. Biały śnieg zdobiły ślady łap. Poruszył wąsami. Idę po ciebie, Wróblowa Gwiazdo!
Pokrzywowa Łapa ruszył w las. Stąpał ostrożnie, bez pośpiechu, żeby nie zgubić żadnego śladu, który go poprowadzi do kryjówki mentora. Ślady nie zostały przerwane, mógł bez problemu dojrzeć każdy z nich. Postanowił jednak nie kierować się tylko wzrokiem, ten nigdy nie był jego sprzymierzeńcem. Zaufał intuicji oraz innym zmysłom. Zatrzymał się przy gałęziach rozłożystych krzewów i zawęszył. Wyczuł woń burego kocura. Ruszył tym tropem, wkraczając jeszcze głębiej w terytorium Klanu Wilka. 
Przystanął i począł nasłuchiwać. Poza szelestem liści nie przebijał się żaden inny dźwięk. Przypadł do ziemi, wciągając wiele woni. Nadal czuł zapach mentora, podążył dalej tym tropem. Ten poprowadził go do zarośli, w których się zanurzył, nie zamierzając zaprzestać. Czuł się niczym łowca, szukający swojej zwierzyny. Docierając do pobliskiego drzewa musiał się zatrzymać. Pokręcił głową. Ślady się urywały. Czyżby śnieg jednak nie był jego sprzymierzeńcem? Ale przecież nie padało! 
Uniósł wzrok i roześmiał się cicho, dostrzegając leżącego na gałęzi Wróblową Gwiazdę. 
- Znalazłem cię! 
Wysunął pazurki i wskoczył na drzewo, wbijając się w nie z całej siły. Podciągnął się i w kilku ruchach przednich oraz tylnych łap, znalazł się na gałęzi obok Wróblowej Gwiazdy. Przysiadł ostrożnie, utrzymując równowagę na drzewie. Nie było śliskie, więc utrzymanie się nie stanowiło problemu. Z góry był o wiele lepszy widok. 
- Wróblowa Gwiazdo?
- Tak, Pokrzywku? 
Spojrzał z błyskiem w oku na swojego mentora. 
- Gdybyś nie urodził się kotem, to jakim chciałbyś być zwierzęciem? Bo ja ptakiem. 
Bury kocur leżał wygodnie na gałęzi drzewa, pochłonięty w zamyśleniu. Pokrzywek pamiętał to drzewo. Mentor pokazał mu je podczas obchodu terytorium. Podczas Pory Zielonych Liści jest piękne, barwne i pełne liści. Przypomniał sobie słowa Wróblowej Gwiazdy, że stanowi schronienie dla wiewiórek i ptaków. Teraz jednak nie widział żadnej zwierzyny, pewnie się pochowała przez kocie zapachy. 
- Pewnie wróblem. - zaśmiał się bury kocur. Po chwili jednak dodał. - Myślę, że byłbym wilkiem. 
- A dlaczego wilkiem? - dopytał Pokrzywek. 
- Właściwie to nie wiem. Po części wilki towarzyszyły mi przez prawie całe życie. - syn Fasoli skinął łebkiem. - Co powiesz na polowanie?
Zgodził się z propozycją mentora. Zamiast wracać od razu do obozu, mogli przecież wybrać się na poszukiwania zwierzyny. Co prawda podczas Pory Nagich Drzew nie było jej zbyt dużo, ale może coś się znajdzie i będą mogli nakarmić klan. 
Dwójka kocurów zeszła z drzewa i udała się na łowy. 

***

*Wciąż Pora Nagich Drzew*

Pisnął z zaskoczeniem, gdy wpadł w jedno z drzew. Górka śniegu wpadła z gałęzi prosto na jego grzbiet, zapewniając uczniowi większe zimno. Orientował się bardzo dobrze w otoczeniu, znał schemat niezmieniającego się terytorium, a jednak ślepe oko potrafiło go zaskoczyć. 
Prędko strzepał z grzbietu resztę śniegu i pognał za Wróblową Gwiazdą, starając się przeskakiwać mniejsze zaspy. Pogoda nie była dzisiaj taka zła, dało się kroczyć przez terytorium i Pokrzywowa Łapa robił to z przyjemnością. 
Po pewnym czasie Wróblowa Gwiazda się zatrzymał, więc Pokrzywowa Łapa zrobił to samo. Rozejrzał się po płaskim terenie. Przeszedł go dreszcz podekscytowania. W tym miejscu trenowali zawsze walkę. Czy to był jego ostateczny sprawdzian?


<Wróblowa Gwiazdo?>

Od Pokrzywowej Łapy

 *Pora Nagich Drzew*

Uczeń zajrzał do legowiska starszych. W pysku trzymał miękki mech. Zamierzał dać go dziadkowi Igle. Dawny lider był już tak stary, że jego liczba księżyców była trzycyfrowa. Przez to pewnie miał problemy z poruszaniem. Kocurek słyszał od kogoś, że starsze koty mają problem z pamięcią, ale jakoś mu nie wierzył, Iglasty Krzew przecież wiele pamiętał i zdaniem srebrnego był mądry. Chociaż szkoda, że spędzali razem niewiele czasu, odkąd kocurek rozpoczął swoje szkolenie. 
- Dziadkuuuu! Przyniosłem ci coś! - miauknął na całe legowisko, podbiegając do kocura i wręczając mu mech. Chyba mu się spodoba, w końcu będzie miał ciepło! 
Kocurek porozmawiał kilkanaście uderzeń serca z Iglastym Krzewem, zanim udał się do wyjścia z legowiska starszych. Przeciągnął się na gęstym śniegu. Zaspy przykuły jego uwagę. Pewnie gdyby nie obecność tylu pobratymców, chętnie pobawiłby się w nich. W końcu każdy powinien mieć w sobie coś z kociaka. 
Zdrowe oko syna Fasolowej Łodygi wychwyciło piękną, starszą kotkę, która zmierzała w jego stronę z ogonem uniesionym do góry. Od razu ją rozpoznał. Babcia Miedziana Iskra! Poznał kocicę, gdy odwiedzał mamę, ale babcia na pewno odwiedzała go również w żłobku, tyle że był za mały, żeby to pamiętać. Fasolowa Łodyga chciała, żeby on i Cis byli blisko z członkami rodziny.
Pokrzywowa Łapa westchnął. Tęsknił za Fasolową Łodygą. Ona jednak nie odwiedzała go w snach. Czyżby coś złego się stało? Ta myśl była nie do zniesienia. 
Kocurek poczekał, aż kotka do niego podejdzie. Jej uśmiech był tak pełen życia, że Pokrzywowa Łapa sam musiał się uśmiechnął. Machnął wesoło ogonem. 
- Babciu! 
- Cześć, Pokrzywku. Nie jesteś na treningu? 
Srebrny pokręcił łebkiem. 
- Dzisiaj zajmuję się karmicielkami i starszymi. Przyniosłem dziadkowi mech, bo ten jego pewnie jest nieprzyjemny do spania. - miauknął, wciąż wpatrzony w dawną wojowniczkę. - A ty, babciu, czemu nie jesteś w legowisku? Nie przeziębisz się? Dzisiaj jest tak zimno!
Drgnął, gdy kolejny powiew zimnego wiatru dopadł do jego sierści. Każda pora roku niosła ze sobą jakieś pozytywy, ale podczas Pory Nagich Drzew łatwiej było o choroby. 


<Miedziana Iskro?> 

Od Pokrzywowej Łapy CD. Wróblowej Gwiazdy

Mały kawałek mchu dostał się do jego nosa. Kocurek kiwnął i strzepnął łapką resztkę ściółki. Ponownie schował pysk w łapach, jakby to miało ukryć go przed całym światem. 
Światem, do którego nie chciał należeć. Był zbyt okrutny i niesprawiedliwy. Pokrzywowa Łapa bardzo się starał podczas każdego treningu, utrzymywał dobre relację z większą częścią klanu, chciał pozostać wierny Klanowi Wilka i służyć mu jak najlepiej, mimo jednego ślepego oka. 
Przewrócił się na drugi bok, zwijając w ciaśniejszą kulkę, gdy usłyszał kroki w legowisku. Czy to Cis przyszła odwiedzić brata i kazać mu wziąć się w garść? Kotka również przeżywała śmierć matki, ale jako wojowniczka miała narzucone więcej obowiązków i to one pozwalały jej chociaż wyrwać się z żałoby. 
- Pokrzywku? 
Rozpoznał głos swojego mentora. Był tak bardzo znajomy, przyjemny i Pokrzywek lubił go słuchać. W tym jednak momencie wolałby, żeby Wróblowa Gwiazda wyszedł. Chciał zostać sam ze swoją rozpaczą.
- Wyjdź, proszę, zostaw mnie. - srebrny poczuł kolejne łzy gromadzące się w oczach. 
Błysnęło przed nim wspomnienie. Akurat skończył rozmawiać z Deszczową Łapą, gdy niebo przeszył piorun i uderzył prosto w ciało Fasolowej Łodygi, zabijając ją na miejscu. Czy cierpiała? Nie mógł być tego pewny. Gdzie odeszła? Tak bardzo wątpił w istnienie Klanu Gwiazdy, w ich łaskawość, że nie zdziwiłby się, gdyby jej dusza po prostu się rozpadła, tak jak jego serce, gdy tylko podbiegł do swojej mamy i próbował się w nią wtulić. Ojciec go odciągał, Cis łkała obok nich. Znowu usłyszał swój krzyk, gdy wydarł się na całe gardło i błagał Fasolową Łodygę, żeby go nie zostawiała, że jej pomoże, że rodzina musi trzymać się razem. Prosił nawet Deszczyka, żeby ją ratował. Nic jednak nie można było zrobić i niebawem odbyło się czuwanie. Tylko najbliższa rodzina i przyjaciele Fasolki byli obecni, reszta klanu nie przyszła, jakby dawna medyczka nic dla nich nie znaczyła. 
- Bardzo mi przykro... 
Na kolejne słowa Wróblowej Gwiazdy podniósł się gwałtownie ze swojego posłania. Pociągnął nosem i szybko odwrócił się do lidera, wpatrując się w niego zapłakanym okiem. Pomarańczowe ślepie lśniło czystym bólem i żalem. 
- Mówiłeś, że nie umrze! Fasolowa Łodyga miała żyć! - wrzasnął. - Okłamałeś mnie! Nienawidzę Klanu Gwiazdy! Nienawidzę Potrójnego Kroku! To niesprawiedliwe! 
Łapy odmówiły mu posłuszeństwa i runął na ziemię. Nie mógł powstrzymać płaczu. Po prostu nie mógł. Jedyne czego teraz pragnął to zemsty na wszystkich, którzy odebrali mu mamę. Ale to było niemożliwe. 


<Wróbelku?> 

Od Wróblowej Gwiazdy

*Pora Nagich Drzew*

Naprawdę nie mógł narzekać na swojego ucznia. No, poza tą jedną sytuacją… Ale ona należała już do przeszłości. Pokrzywek odbył swoją karę i Wróblowa Gwiazda nie miał zamiaru do tego wracać. Mieli całkiem sporo pracy, bo trening kocurka mocno się opóźnił. Także przez historię z Sarnim Ogonem… Ale tak, nie miał powodu, żeby na niego narzekać. Syn Fasolki był ciekawy świata, sympatyczny i bardzo się starał robić wszystko, o co Wróblowa Gwiazda go prosił. Miał zadatki na prawdziwego wojownika i dumnego członka swojego klanu.
Co do ich treningu… Cóż, niewiele im go zostało. Trochę polowania, walki i bury będzie musiał zacząć zastanawiać się nad wojowniczym imieniem dla kocurka.

Skierował swoje kroki w stronę legowiska uczniów. Pokrzywek jak zwykle już na niego czekał. Miło było nie musieć ściągać swojego ucznia z legowiska przed każdym treningiem. Bury nie był pewien, czy w jego przypadku było to takie oczywiste. Jako młodzik lubił spać i nic nie mógł na to poradzić. Teraz zresztą też, choć niewiele miał okazji, by robić to spokojnie… Tym bardziej doceniał honorowość swojego ucznia. Wróblowa Gwiazda powitał srebrnego uśmiechem.
- Cześć, Pokrzywku. Co powiesz na małe polowanie?
- Dzień dobry, Wróblowa Gwiazdo - miauknął z szacunkiem, ale i entuzjazmem. - Oczywiście!
Właśnie takiej odpowiedzi bury się spodziewał.
- Chodź. Będziesz miał okazję nauczyć się, jak tropić w śniegu. Nie jest to takie trudne… Choć z drugiej strony jest, zależy jak na to spojrzeć - miauknął lider. - Właśnie, spojrzeć.
Zatrzymał się na chwilę, czekając aż uczeń do niego dołączy.
- Zagrajmy w grę. Ja schowam się w lesie, a ty spróbujesz mnie znaleźć. Patrz uważnie na ślady w śniegu. Nie tylko tym na ziemi - dodał z uśmiechem. - Zamknij oczy, policz do dwudziestu, tylko powoli, i spróbuj mnie znaleźć!

Kiedy tylko młodzik zamknął ślepia, Wróblowa Gwiazda rzucił się w las. Biegł, potrącając po drodze gałęzie bardziej rozłożystych krzewów. Rozejrzał się w biegu, szukając dogodnej kryjówki. Chaszczy było sporo, ale… Jego wzrok padł na rosnące obok drzewo. Miało chropowaty pień i nie wyglądało na śliskie. Rozpędził się i wczepił pazurami w korę, szybko pnąc się do góry. Pokrzywek akurat powinien kończyć liczyć. Usadowił się na jednej z gałęzi i czekał, starając się nawet nie oddychać. Kto powiedział, że mentor nie ma się dobrze bawić na treningu?


<Pokrzywku?>

Od Wróblowej Gwiazdy cd. Wiaterku

*początek Pory Nagich Drzew*

- To twarda kocica, wyliże się, zobaczysz. - Partner liznął go pocieszająco po policzku, oplatając ciaśniej ogonem.
Wróblowa Gwiazda schował pysk w jego futrze, starając się ukryć przed burym łzy cieknące spod jego zaciśniętych powiek.
- Wiem, ale… Widziałeś jak wyglądała…
- Też byś tak wyglądał po rzyganiu i ziołach na sraczkę - miauknął Modrzew, unosząc lekko kąciki pyska.
Wróbel parsknął, odwzajemniając słabo jego uśmiech.
- P-przynajmniej jej nie otruła.
- Jeszcze dała kocimiętki… Też bym chciał.
Lider szturchnął go bok, z cichym "no wiesz co!". Modrzewiowa Kora uśmiechnął się, ciesząc, że jego partner choć na chwilę się rozpogodził. Widział, w jakim stanie była ich zastępczyni i może za nią nie przepadał (delikatnie mówiąc), ale też się martwił. Ze względu na Wróbelka. Ale Potrójny Krok mówił, że skoro przeżyła pierwszy wschód słońca, teraz powinno być tylko lepiej i niedługo wróci do siebie. Oby.

Gdzieś obok rozległy się kroki. Oba burasy podniosły łeb jak na komendę, Wróblowa Gwiazda dodatkowo szybkim ruchem starł z pyska łzy. Modrzew odsunął się od niego nieznacznie. Ot, tak, żeby wyglądać przyzwoiciej.
- Witaj, Wróblowa Gwiazdo - miauknęła Rozkwitająca Łapa, kładąc przed nim wiewiórkę. Podziękował skinieniem głowy. - Ktoś chciał cię poznać.
Popchnęła w jego stronę małą szylkretkę. Bury pociągnął nosem i spróbował uśmiechnąć się przyjaźnie. O ile się nie mylił, była to córka Słonecznej Myśli, siostry Jastrzębiego Podmuchu. Swoją drogą, dawno z nią nie rozmawiał. Uśmiechnął się na wspomnienie sympatycznej koteczki.
- Cześć - miauknął do niej. - Jesteś Wiaterek, tak?


<Wiaterku? Przepraszam, że tak długo>

Od Tańczącej Pieśni

 O, tak, chętnie pójdzie na małe polowanie. Ale z Niedźwiedzią Łapą? Kto to w ogóle był? Nie spoufalała się za bardzo z młodzieżą, jeśli nie musiała. Może w tym leżał problem. Na pewno. Ale nie zamierzała tego zmieniać. Od czasu do czasu może jej się przydać świeże towarzystwo. Zwłaszcza teraz, bo ostatnio czuła się bardziej przybita niż zazwyczaj.
Machnęła więc zachęcająco ogonem i ruszyła w stronę wyjścia z obozu.
– Chodźmy.
Nie dbała o to, czy uczniak faktycznie za nią podążył. Nie miał za bardzo wyboru, ani wiele do gadania. Po co miałby się sprzeciwiać? Za chwilę jednak dźwięk rytmicznych kroków utwierdził ją w tym, że rzeczywiście nie szła sama. Niedźwiadek nie mówił wiele. Ba, wcale się do niej nie odezwał od kiedy wyszli. Nie przeszkadzało jej to. Było po prostu cicho i przyjemnie.
Pora Nagich Drzew zaczęła już ustępować Porze Nowych Liści. Co prawda, Tańcząca nie mogła podziwiać topniejącego śniegu, ani rozwijającej się wspaniałej zieleni wszelkiej roślinności, ale mogła posłuchać śpiewu ptaków, które rozpoczęły swoje serenady już od pierwszych ciepłych dni, mogła poczuć intensywne zapachy kwitnących kwiatów i mogła poczuć na futrze pierwsze cieplejsze promienie słońca.
Skupmy się na tym polowaniu. Z racji aktualnej pory znalezienie czegoś przyzwoitego nie powinno stanowić problemu. Rozchyliła lekko pysk, starając się wyłapać każdy, nawet najsłabszy, zapach. Liczyła, że Niedźwiedzia Łapa robił to samo. Nie spodziewała się jednak, że to on pierwszy złapie trop. Ledwie dosłyszała, jak mruczy coś cichutko pod nosem, chyba coś w stylu "mysz". Szło od niego delikatną wonią szczęścia. Zatrzymała się w bezruchu. Czekała. Chwila napiętej ciszy, potem dźwięk odbicia się od ziemi i zaraz ponownego wylądowania na nią, kawałek dalej. Kolejne uderzenie serca w niepewności. Nie słysząc jednak żadnych jęków porażki, a czując świeży zapach krwi, uznała połów za udany. Skinęła głową. Kocurek starannie zakopał małą piszczkę płytko pod ziemią, aby zabrać ją w drodze powrotnej. Podreptali dalej.
Zbliżali się powoli w stronę, gdzie znajdowała się grota szalonego dziadka. Nie przejęła się tym, chociaż chyba nie powinni tam chodzić. Ten dwunożny zrobił już wiele złego. Mogli natknąć się na jakieś niebezpieczeństwo.
– Aa!
O, właśnie o tym mówiła. Zabawne, dopiero teraz pierwszy raz porządnie usłyszała jego głos.
– Co się dzieje? Musisz mi opisać słowami, bo sama tego nie zobaczę.
Znowu do jej nozdrzy wkradł się zapach krwi, tym razem innej. Kociej. Szybkie, urywane wdechy Niedźwiedziej Łapy. Starał się wykrztusić coś z siebie.
– Coś… Przezroczystego i twardego wbiło mi się w… W łapę. Głęboko… – pisnął, a jego głos przesiąknięty był stresem.
Przeklęte ustrojstwa dwunożnych.
– Tylko tego nie ruszaj. Idziemy do medyków. Jak się pospieszysz, to może nie będzie trzeba amputować – uśmiechnęła się krzywo.
Uczeń w mgnieniu oka dokicał do jej boku. Była prawie pewna, że słyszała jego przyspieszone bicie serca. Poruszyła rozbawiona wąsami.
– Żartuję.
Zaczęli z wolna iść w kierunku obozu. Denerwowało ją to, że musiała podtrzymywać Niedźwiedzia, bo nie umiał iść na trzech łapach, zwłaszcza że zranił się w tę tylną. No, ale wyjścia nie miała. Na szczęście wcale nie zdążyli odejść jakoś bardzo daleko. Po drodze zgarnęła upolowane przez kocurka zwierzątko.
Upragniony próg obozu zalał ich gwarem codziennego klanowego życia. Przemknęli pomiędzy kotami, pewnie co niektórzy oglądali się za nimi, wszak nieczęsto widuje się Tańczącą z młodzikami tak blisko jej boku. Wsunęła łeb do legowiska medyków, odkładając na chwilę piszczkę Niedźwiadka sobie pod łapy, aby móc coś powiedzieć.
– Czerwony alarm, ranny na stanie – miauknęła niezbyt poważnie – mhm, to znaczy, Niedźwiedzia Łapa zranił się… Czymś. Czymś, co pewnie zostawili dwunożni.
Któryś z medyków zaraz pokiwał głową i oznajmił, że zajmie się poszkodowanym. I tu robota Tańczącej się skończyła. Zostawiła buraska sam na sam z medykami i poszła odnieść zwierzynę na stos.

Wyleczeni: Niedźwiedzia Łapa

Od Wróblowej Gwiazdy cd. Wampirka (Wampirzej Łapy)

*Pora Nagich Drzew*

Zdawało się, że Wampirek odnalazł się w klanie. Wróbel starał się dyskretnie go obserwować. Nie, żeby mu nie ufał, po prostu chciał trochę więcej się o nim dowiedzieć bez peszenia go. Kocurek zdawał się być dosyć nieśmiały, choć miły i uprzejmy. Nie było wątpliwości, że był pieszczoszkiem. Miękkie, zadbane futro, zaokrąglone boczki i obroża na szyi, do tego ciekawość wszystkiego, co go otaczało.
Bury był przekonany, że będzie z niego dobry wojownik. Kiedy tylko upewnił się, że młody czuje się w klanie jak u siebie i po konsultacji z Jastrzębim Cieniem, zwołał wszystkich wojowników.
- Wampirku! - Zaskoczony kocurek podszedł bliżej i stanął przed liderem. Wróblowa Gwiazda posłał mu ciepły uśmiech. - Myślę, że odnalazłeś się już w klanie. Jesteś w odpowiednim wieku, żebyś został uczniem. Od dziś, aż do otrzymania imienia wojownika, będziesz nazywał się Wampirza Łapa. Twoim mentorem będzie - tu zawiesił na moment wzrok i powiódł po zgromadzonych kotach wzrokiem - Płonąca Waśń. Mam nadzieję, że przekaże ci całą swoją wiedzę.
Miał nadzieję, że nie będzie żałował tej decyzji. Szylkretka nie bez powodu nie otrzymała jeszcze do tej pory ucznia. Od jakiegoś czasu zachowywała się jednak całkiem spokojnie, więc zdecydował się zaryzykować. Wampirek wydawał się idealnym uczniem dla niej. Ciekawski, wesoły, miły.
Jego spojrzenie skrzyżowało się z pomarańczowymi ślepiami.
- Płonąca Waśni, jesteś gotowa by szkolić swojego ucznia. Otrzymałaś od Pierzastej Mordki doskonałe szkolenie i pokazałaś swoją determinację i wolę walki. Będziesz mentorem Wampirka i mam nadzieję, że przekażesz mu całą swoją wiedzę.
Obserwował, jak zaskoczony kocurek styka się nosem ze swoją nową mentorką, razem z resztą klanu wykrzykując nowe imię Wampirka. Od teraz kocurek naprawdę był częścią Klanu Wilka.
Miał nadzieję, że odnajdzie tutaj dom.


<Wampirku? Nie musisz odpisywać jak nie chcesz, zagadaj do mentorki>

Od Tańczącej Pieśni CD Zimorodkowego Blasku

 *Masaakra, jak dawno temu*

Leżała bezczynnie. Od dłuższego już czasu nie robiła niczego, poza wylizywaniem ran. Męczyło ją już to wszystko. Za dużo.
I wtedy zjawiła się silna woń, a zaraz za nią ten śmieszny, nieco irytujący głosik. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że Zimorodek tak łatwo dał się nabrać na jej ostatnie wymysły. Chociaż, z drugiej strony, to tylko Zimorodek. Czego innego mogła się po nim spodziewać? Teraz przynajmniej miała z tego korzyści, bo kocurek cały czas jej usługiwał. Może trochę go wykorzystywała, ale on sam chciał, nawet jak go zbywała, kiedy zaczynał ją wkurzać.
Przyniósł jej piszczkę. Zapytał o oparzenia. Troszczył się. Trochę… Dziwnie. Czuła się, jakby była już stara i sama nie potrafiła o siebie zadbać. A tak przecież nie było! Nie pozwoliła jednak, aby emocje wzięły nad nią górę.
– Dzięki – mruknęła i przygarnęła do siebie posiłek – dobrze się czuję, nie trzeba.
Wcale nie czuła się dobrze.
– Może powinnam zrobić coś dla Klanu? – Zerwała się nagle, wstając na równe łapy, a oparzenia zapiekły boleśnie. Zignorowała to. – Pomogę w budowaniu obozu, albo chociaż pójdę na polowanie. Od rana siedzę i się obijam.
Zimorodkowy Blask doskoczył bliżej do niej i położył jej ogon na grzbiecie, prosząc, aby usiadła.
– Najpierw zjedz, nie można się wysilać z pustym brzuchem!

***

Ostatnie Zgromadzenie było okropne. Tańcząca nie widziała nic, a wokół wszyscy krzyczeli. Ze strachu, ze złości, z bólu. Głównie psychicznego. Nie była w stanie zrozumieć, co się tam działo. Tylko jedno. Cyprys nie żyje.
Zacisnęła zęby.
A może jednak czuła do niej coś więcej? Przez cały ten czas starała się to stłumić. Teraz było już za późno. Za późno, aby wylać swoje emocje.
Chciała znać szczegóły Zgromadzenia.
Przy pierwszej lepszej okazji zaczepiła pierwszego lepszego klanowicza. Tak się złożyło, że był to Zimorodek. Zatrzymała go krótkim miauknięciem.
– Opowiedz mi, co się działo na Zgromadzeniu.
Ah, tylko nie przewidziała jednego. Co jeśli kocurek nawet tam nie był? Nie pamiętała, nie skupiła się na tym. Cóż, może ktoś inny zdążył mu opowiedzieć i teraz on przekaże tę wiedzę vance. Oby, bo będzie niezręcznie.

<Zimorodku?>

Od Wróblowej Gwiazdy cd. Potrójnego Kroku

Potrójny Krok jak zwykle tryskał energią i dobrym humorem. Wróblowa Gwiazda ostatnim wysiłkiem woli powstrzymał jeżące się na grzbiecie futro.
Był naiwny myśląc, że ten lisi bobek się czegokolwiek nauczy. Przynajmniej tyle, że miał go z głowy. Jego i całą sprawę z Pokrzywową Łapą. 
- Cieszę się, że się dogadujecie - miauknął lodowatym tonem. - Myślałem nad zakończeniem kary Pokrzywowej Łapy, ale skoro tak dobrze wam idzie, popracujecie jeszcze trochę razem.
Nie zważając na krzyki protestu medyka, odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę lasu. Wściekle rzucił się w stronę nieuważnego ptaka, który stanął mu na drodze. Oczywiście chybił, co zdenerwowało go jeszcze bardziej. Warknął pod nosem, przeklinając medyka i siebie, że zachowuje się jak kocię.
- Łaski bez - mruknął, odchodząc w las.
Po paru krokach zawrócił, przypominając sobie, że obiecał Modrzewikowi, że zapolują razem.

*time skip, obecne czasy*

Nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Po tym, co stało się na zgromadzeniu… 
Po jego grzbiecie przebiegł dreszcz.
Nadchodziła burza. Miał nadzieję, że klan ją przetrwa.
Wstał, nie mogąc usiedzieć w legowisku. Modrzewika nie było, poszedł na polowanie z Północnym Mrozem. Cieszył się, że tak dobrze się dogadują, choć najchętniej nie odstępował by partnera na krok. Nie teraz. 
Postanowił iść do Borsuk. Ostatnio była jeszcze bardziej zimna i opryskliwa niż zwykle. Zauważył, że po tym co się stało, przestała spędzać czas z Jastrząb, a gdy kocice pojawiały się obok siebie, atmosfera stawała się tak gęsta, że można było ją kroić pazurem. Coś między nimi było. I Wróblowi ciężko było uwierzyć, że była to nienawiść. Nie po tym, co usłyszał od Jastrząb. No i jednak trochę znał swoją siostrę.
Kiedy tylko postawił łapę na zewnątrz, do jego nosa dotarła woń świeżego lasu. Rozejrzał się i dostrzegł dwie znajome sylwetki. O wilku mowa. Jastrzębi Podmuch i Słoneczna Myśl. Kotki minęły go nawet nie zauważając, pochłonięte rozmową.
- Przecież nic się nie stało… - broniła się ruda.
- Nic, tylko nie widzisz na jedno oko - syknęła ironicznie niebieska. - Ile jeszcze miałaś zamiar czekać?
- Oj nie bądź zła, myślałam, że samo mi przejdzie. I nie chciałam zostawiać dzieci… 
- Tak, bo lepiej być ślepa, niż kazać im chwilę poczekać. Czasami nie mam do ciebie siły… 
- Ale i tak mnie uwielbiasz. - Słoneczna Myśl otarła się o siostrę. Ta burknęła coś niezrozumiałego i zniknęły w legowisku medyka.
Wróblowa Gwiazda mimowolnie się uśmiechnął. Uśmiech spełzł jednak momentalnie z jego pyska, gdy w zasięgu jego wzroku pojawiła się Lodowata Łapa. Kaszląca. Krwią.
- Klanie Gwiazdy - jęknął.


<Trójko? Zabawę czas zacząć! ^^>

Wyleczona: Słoneczna Myśl

Nowi Członkowie Owocowego Lasu (znowu uwu)

ZIĘBA

Poprzednie imiona: 
Wiek: 27 księżyców
Płeć: Kotka
Klan: Samotnik
Ranga: Samotniczka
Poziom medyczny: -
Charakter: Zięba nie jest wcale towarzyska. Życie nauczyło ją ostrożności, więc tak też się zachowuję. Powoli i czujnie, poznaje swojego rozmówcę, aby móc przekonać się o jego dobrych intencjach. Nie lubi, gdy ktoś jej rozkazuję i przymusza do "roboty". Wyznaję zasadę, że jak raz się jej o czymś powie, to zadanie zostanie wykonane, a przypominanie o tym co chwilę, bardzo ją irytuję. Żyje w swoim własnym rytmie. Nie interesuję ją, kto co o niej myśli. Ma to po prostu w nosie. Nie oznacza to jednak, że przyjmuję krytykę z łatwością. O nie... zaleź jej za skórę, a obudzisz się zwisając z gałęzi. Pomimo jej dystansu, bardzo interesuję się klanowiczami jak i tym co dzieję się na ich terenie. Z chęcią zgłasza się jako pierwsza do patroli, nie bojąc się ryzyka. Jedyne co sprawia, że czuję się gorsza od innych, jest jej odcień futra. Bardzo zazdrości czarnym kotom ich koloru. Dzięki temu mogą poruszać się niezauważeni, a ona? Ją to widać z daleka! Dlatego próbuje ukrywać swój odcień za masą błota i piachu, aby nie wyjść na słabą i zbędną. Tego to by nie zniosła!

Wygląd:
  • Ogólny opis - Jest smukłą, białą kocicą, której sierść wiecznie jest umorusana przez ziemię i pył. Posiada niebieskie oczy
  • Kolor sierści - biała (czekoladowy szylkret calico)
  • Długość sierści - krótka
  • Kolor oczu - pomarańczowe

Rodzina:
  • Ojciec - Puchacz (nigdy nie poznała ojca osobiście, ale z opowieści mamy, wie o nim dość sporo. Niestety zmarł przed jej narodzeniem)
  • Matka - Sójka (kochana mama, która poświęciła jej dużo uwagi. Wspierała ją, kiedy przeżywała trudne chwilę jak i rozczarowania spowodowane swoim brakiem umiejętności łowieckich w młodości)
  • Rodzeństwo -Sikorka, Krogulec (siostra i brat. Mieli dobre stosunki. Ich losy rozeszły się, kiedy wkroczyli w dorosłość)
  • Partner - ///
  • Potomstwo - ////
Mentor: Sójka
Uczniowie:
dawni - ///
obecny - ///
Historia: 
Punkty umiejętności:
siła - 10
szybkość - 25
zwinność - 25
skok -20
Właściciel: Postać NPC autor: Avokado opiekun: Avokado
* * *

RARÓG
Poprzednie imiona: 
Wiek: 12 księżyców
Płeć: Kocur
Klan: Samotnik
Ranga: Samotnik
Poziom medyczny: -
Charakter: Władczy, pewny siebie młody kocur. Decyzje podejmuje gwałtownie, bez namysłu czy skrupułów. Jest rozgadany i roztrzepany, wiecznie coś mówi, wiecznie coś robi, wiecznie o czymś myśli. Nie potrafi ustać w miejscu, nawet we śnie wierci się niemiłosiernie, kopiąc i grzebiąc w ziemi łapami. Ma w sobie tyle energii i radości do życia, że jest to aż niewiarygodne. Nie zna słowa wstyd czy poczucie winy. O wykazanie taktu z jej strony można jedynie pomarzyć. Może nie wykazuje szacunku, tak jak powinien, ale nigdy nie płynie to ze zwykłej złośliwości czy braku poszanowania do starszych i wyższych rangą kotów. Nawet jego nikła subtelności nie odbiera mu uroku, pełno w nim pozytywnej energii i jeśli przymknie się ślepia na braki w kulturze osobistej, zdobędzie się wspaniałego kompana do wyścigów po łąkach, czy polowań. Potrafi zaprzyjaźnić się z każdym, nawet martwym robakiem! Na jej pyszczku wciąż widnieje szczery uśmiech, któremu komizmu dodaje wystający czubek przygryzionego języka, który powoduje u Raróga przezabawne seplenienie. Jest gotowy bronić swoich najbliższych, zwłaszcza po tym co stało się z jego prawdziwą rodziną, nawet za cenę własnego życia.

Wygląd:
  • Ogólny opis - Średniej wielkości, szczupły kocurek. Ma mocne, proste nogi z niewielkimi łapami, uzbrojonymi w ostre, niczym kolce jeżyny, pazury. Mocny grzbiet i wiecznie wypięta klatka piersiowa z delikatnie zarysowanymi mięśniami, a po drugiej stronie krótki, gruby ogon. Na krępej szyi trzyma dużą głowę z garbatym, podłużnym pyskiem, który wiecznie zdobi szeroki uśmiech i wystający języczek. Uszy Raróga są spore, zaokrąglone na końcach, przygotowane na nasłuchiwanie, czy może ktoś z jego przyjaciół nie jest zagrożony. Wąsiki ma krótkie, podkręcone i jasne. Prawie całe jego ciało jest pokryte bielą, jedynie uszy, kawałek głowy, karku i ogon zdobią barwy leśnej ziemi upstrzonej krągłymi cętkami. Ma lekkie problemy z zachowaniem czystości, na szczęście natura nie pokarała go gęstym, puszystym, długim futrem, a jego całkowitym przeciwieństwem - krótkie, szorstkie i przylegające do ciała. Jego migdałowe ślepia przybrały barwę suchych, jesiennych liści.
  • Kolor sierści - bury cętkowany arlekin
  • Długość sierści - krótka 
  • Kolor oczu - brązowe.

Rodzina:
  • Ojciec - Kukułka (*) {Wysoki, przeciętnie zbudowany kocur o żółtych ślepiach. Bardzo kochał swoją rodzinę i chętnie udzielał się w życiu ptasiej-kociej społeczności.}
  • Matka - Wrona (*) {Średniej wielkości, pulchna koteczka o czarnym futerku. Mocno stąpała po ziemi i opiekowała się młodymi.}
  • Rodzeństwo - Myszołów (*), Jastrząb (*) {Niezłe z nich były ziółka, a do tego prawie identyczne. Całymi dniami psocili, by w nocy wtulić się w matkę, nie ważne, że w pewnym momencie byli od niej o głowę wyżsi.}
  • Partner - ///
  • Potomstwo - ///
Mentor: ///
Uczniowie:
dawni - ///
obecny - ///
Historia:  Urodził się w bardzo zżytej ze sobą kociej społeczności. Wszyscy byli dla siebie niczym rodzina, byli zgodni i dbali o siebie nawzajem. Często przenosili się to tu, to tam, zwłaszcza wiosną i latem. Kiedy robiło się chłodniej, zamieszkiwali w przytulnych i szczelnych budynkach gospodarczych. Starali się nie wchodzić w drogę ludziom, jednak nawet to nie mogło ich przed nimi uchronić. Pewnej zimy, grupie farmerów szczególnie nie spodobali się futrzaści lokatorzy, a jako że szopa i tak miała zostać rozebrana, postanowili pozbyć się dwóch problemów raz na zawsze. Rankiem podłożyli pod nią ogień, skazując uwięzione w niej koty na śmierć w ogromnych męczarniach. Tak się jednak złożyło, że Raróg wraz ze swoją przyjaciółką Ziębą, tej samej nocy postanowili wymknąć się na mały spacer, nie wiedząc, że po ich śladach wyruszyła również ciekawska Jerzyk, który chciała wykorzystać okazje i poszukać w śniegu ładnych kamieni. Kiedy dwójka starszych kotów zobaczyła w oddali unoszący się wysoko dym, szybko zawróciła, wpadając na ciemnego malucha, a kiedy już w trójkę dotarli na skraj wsi, gdzie wcześniej przebywała ich rodzina, po budynku zostały już tylko dopalające się belki, a pod nimi zwęglone ciałka. Przerażone, wstrząśnięte młodziaki nie wiedziały co ze sobą zrobić, gdzie pójść. Po jakimś czasie Raróg i Zięba postanowili zebrać się do kupy i poszukać jakiegoś miejsca do życia, zwłaszcza że mieli teraz pod opieką mniejszą koleżankę. Niestety Zięba zmarła podczas tej podróży. Zrozpaczeni Raróg wraz z małą Jerzyk razem zawędrowali na tereny Owocowego lasu.
Punkty umiejętności:
siła - 25
szybkość - 10
zwinność - 9
skok -16
Właściciel:  |NPC| autor: Vezuvio|
* * *


JERZYK
Poprzednie imiona: 
Wiek: 9 księżyców
Płeć: Kotka
Klan:Samotnik
Ranga: Samotnik
Poziom medyczny: -
Charakter: Mała i pomocna. Po tym poznasz Jerzyka z daleka. Kotka pała się do pomocy wszystkim zupełnie jakby sama chciała naprawić wszelkie błędy świata. Lubi układać patyczki budować z nim murki czy inne konstrukcje, a czasem z nimi rozmawiać udając, że jest na czyjejś imprezie i ma przyjaciół. Wcześniej inne kocięta dokuczały jej z tego powodu, ale teraz nie ma kto mówić jej takich niemiłych rzeczy. A nawet jeśli koteczka będzie udawała, że ich nie słyszy zamykając się w swoim świecie. Bardzo pragnie dużych pokładów miłości i atencji, ale na razie tylko Raróg jest wstanie jej to zagwarantować. Jest bardzo zazdrosna o kocurka i wszystkim powtarza, że kiedyś ona i Raróg będę razem i będą mieli mnóstwo patyczkowych kociąt!
Wygląd
  • Ogólny opis - Mała, dymna, czarna. Bardzo urocza dziewczynka. 
  • Kolor sierści - dymny czarny.
  • Długość sierści - krótka
  • Kolor oczu - brązowe

Rodzina:
  • Ojciec - Gawron (*)
  • Matka - Sójka (*)
  • Rodzeństwo - ///
  • Partner - ///
  • Potomstwo - ///
Mentor: ///
Uczniowie:
dawni - ///
obecny - ///
Historia: Domek spłonął, mama i tata też, więc ze starszymi kolegami wybrała się na wycieczkę. Niestety podczas niej ich przyjaciółka Zięba też zginęła. Teraz ma tylko braciszka Raroga. 
Punkty umiejętności:
siła - 5
szybkość - 12
zwinność - 15
skok -13
Właściciel: Postać NPC

29 czerwca 2021

Od Wróblowej Gwiazdy cd. Żabiego Skoku

*przed zgromadzeniem*

Patrol przebiegł spokojnie, jak zwykle zresztą. Wróblowa Gwiazda naprawdę się cieszył z tego spokoju, szczególnie że wiedział, jak ulotny bywa. Z tyłu głowy wciąż miał słowa, które przekazał mu Wilcze Serce. Nadchodziła burza. Tym bardziej doceniał świecące dzisiaj słońce.
Lodowata Łapa znów zakaszlała. Jej mentorka spojrzała pytająco w jej stronę, ale liliowa zbyła ją machnięciem ogona, co starsza skwitowała niezadowolonym prychnięciem.
- Na pewno dobrze się czujesz? Potrójny Krok powinien się tym zająć - miauknął bury. Kiedy poprzednio patrolował z nimi teren, uczennica również kaszlała. Naprawdę wolałby, żeby poszła do medyka. 
- Zdecydowanie - poparł go Modrzewiowa Kora. Bury posłał mu wdzięczne spojrzenie.
Lodowata Łapa energicznie potrząsnęła głową.
- Ale najpierw patrol!
- Pójdziesz do niego od razu jak wrócimy, tak?
Przytaknęła, ale w jej oczach błysnęła zadziorna iskra, która wcale a wcale liderowi się nie spodobała. Spojrzał błagalnie na Modrzewia. Partner uspokajająco położył mu ogon na grzbiecie.
- Przypilnuję jej.
Wdzięczny Wróblowa Gwiazda liznął burego w policzek, mrucząc mu ciche podziękowania do ucha. Zrobiłby to sam, ale umówił się z Żabką. Wojowniczka chciała z nim porozmawiać i kocur zaproponował jej dzisiejszy ranek, zupełnie zapominając o patrolu. Miał nadzieję, że nie będzie na niego zła. 

Reszta obchodu minęła spokojnie. Jeszcze raz podziękował Modrzewikowi i ruszył w stronę legowiska. Żabka już na niego czekała. Zdawała się być wyjątkowo spięta. W jej ślepiach widział, że miała jakąś prośbę, ale wciąż się wahała.
- Cześć, Żabko - miauknął, uśmiechając się do niej. - Długo musiałaś czekać?
- Nie, dopiero weszłam. - Usadowił się koło niej, na co kotka szczelniej owinęła ogon wokół łap. - Dziękuję, że zgodziłeś się ze mną porozmawiać. Mam do ciebie ogromną prośbę, Wróbelku.
A więc się nie pomylił. Uśmiechnął się do niej lekko, zachęcając do mówienia.
- Chciałabym odejść do starszyzny. Dobrze się czułam służąc naszemu klanowi, trenując uczniów, wychodząc na polowania i Zgromadzenia - zamilkła na moment, zapatrzona w swoje łapy. - Ale niestety mam już dziewięćdziesiąt księżyców. Łapy coraz częściej odmawiają mi posłuszeństwa. Starość nie radość. - Westchnęła. - Nie masz nic przeciwko, jeśli udam się na odpoczynek?
- Czyli będę musiał znaleźć sobie innego zastępcę zastępcy - zażartował, uśmiechając się do niej ciepło. Odpowiedziała tym samym. - Oczywiście, że nie. Klan wiele ci zawdzięcza. I ja też - dodał z uśmiechem.
Przyjrzał jej się dokładniej. Zaskoczyła go. Dziewięćdziesiąt księżyców… W jego oczach zawsze miała być tamtą Żabką, którą adorował jako kociak. Ciężko mu było uwierzyć, że była już staruszką, jeszcze ciężej, że… mogło jej kiedyś zabraknąć. Była częścią klanu, częścią jego życia. 
Odwrócił wzrok, łapiąc się na tym, że ciągle jej się przyglądał. Ona zrobiła to samo, speszona jego spojrzeniem. Chciał dodać coś, co podniesie ją na duchu, albo pokaże, jak była dla niego ważna, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Westchnął, próbując rozluźnić napiętą atmosferę.
- Chodźmy, przekażę to klanowi. Pani starsza - miauknął z galanterią, przepuszczając ją w wejściu. Kiedy za Żabką wyszedł z jaskini, dostrzegł idącego w ich stronę Modrzewika. Kocur skinął głową, na znak, że z Lodowatą Łapą wszystko poszło ok. Wróbel posłał mu uśmiech i ruszył na kamień, żeby zwołać resztę wojowników. W końcu miał dla nich ogłoszenie. Dużo szczęśliwsze, niż poprzednio… 

- Klanie Wilka! Pewnie już słyszeliście plotki o tym, co się stało. Sarni Ogon nie żyje. Próbowała zabić moją siostrę, Borsuczy Krok i Jastrzębi Podmuch. Nie wiem, dlaczego tak postąpiła. Być może obwiniała wojowniczki o to, co stało się Bystrej Wodzie. Równie dobrze mogłaby obwiniać mnie. - Wróblowa Gwiazda spojrzał hardo w tłum. - Borsuczy Krok dochodzi do siebie w legowisku medyka. Dopóki nie wróci do zdrowia, ja przejmę jej obowiązki. Pomoże mi w tym Żabi Skok. - Kocur uśmiechnął się do stojącej w tłumie kotki. - Uważajcie podczas polowań niedaleko Wysokiej Ścieżki, Sarni Ogon wykopała tam głęboki dół, nie wpadnijcie do środka. Wystarczy nam ofiar.

Uśmiechnął się do czekoladowej wojowniczki.
Zawiał zimny wiatr, przenikając go do szpiku kości. Serce Wróblowej Gwiazdy zalało złe przeczucie. 


<Żabko? Odpisz kiedy będziesz miała ochotę>

Od Wilczej Łapy

Siedziała, cicho dygotając. Wydarzenia ze zgromadzenia były przerażające. Gorsze niż na poprzednim. Kotka była szczerze przekonana, że na następnym zgromadzeniu jej dusza powędruje ku Klan Gwiazd. Spojrzała smutno na grób Płaczącej Wierzby. Nie raz obserwowała kotkę z daleka. Była miła. Dobra. Nie taka straszna. I... bardzo ładna. Wilcza Łapa nie rozumiała dlaczego ta rzuciła się do gardła Piaskowej Gwiazdy. Miała rudy kolor na sierści. Nie miała powodu do nienawiści liderki. Chyba...? Wilcza Łapa nie znała się na tym.
— Wilcza Łapo! — usłyszała za sobą czyjś głos.
Zadrżała cała. Znała ten głos. Nie zwiastował nic dobrego. Poczuła jak łapy zaczynają jej się trzęść, a z ślip wypływają łzy. Wbiła wzrok w ziemie. Przez łzy i tak nic nie widziała.
— Tu jesteś. Czemu się nie odzywasz? Języka nawet nie potrafisz użyć? — syknęła na nią.
Przez kotkę przeszła kolejna fala dreszczy. Tak bardzo pragnęła, żeby to się już skończyło. Żeby liderka już ją zostawiła. Ale kremowa nie zdawała się nigdzie wybierać.
— Opłakujesz zdrajczynie...?
Wilcza Łapa prędko pokręciła łbem.
— To co tu robisz? — wbiła wzrok w kotkę.
Odpowiedzi prócz płaczu i niezrozumiałego bełkotu nie otrzymała. Westchnęła zdenerwowana, trzepiąc ogonem.
— Wilcza Łapo, jesteś bezużyteczna. Nadal nie skończyłaś treningu. Orlikowy Szept nawet poza obozowisko nie może cię wyciągnąć. Nic nie potrafisz prócz ryczeć i się trzęść. Myślisz, że tym napełnisz brzuchy współklanowiczów? Będę szczera. Nie zamierzam trzymać w klanie kolejnego walniętego nieroba. Szepcząca Dusza chociaż polowała. A ty? Nic. Kompletnie nic. Bezużyteczna nie ruda kotka. Zamierzasz coś zmienić, czy mam cię wygnać?
Wilcza Łapa właśnie przeżywała swój największy koszmar.
Nie wytrzymała.
Zwymiotowała na łapy liderki.
Uniosła wzrok przerażona.
Kocica mierzyła ją morderczym wzrokiem.
— Zlizuj jeśli nie chcesz zaraz być tu pochowana. — wycedziła przez zęby.
Jej futro całe zjeżone sprawiało, że kotka wyglądała na dwa razy większą. Jeszcze bardziej przerażającą. Wilcza Łapa nie protestowała. Cała sparaliżowana i odrętwiała zaczęła robić to rozkazała liderka. Kocica zniecierpliwiona resztę wytarła w łeb kotki.
— Spróbuj zrobić coś takiego drugi raz, a stracisz język i uszy. I tak nie potrafisz z nich korzystać. — warknęła, odpychając od siebie kotkę.
Wilcza upadła boleśnie na ziemie. Wzrok przerażony miała wbity w ziemię. Zlękniona niezdolna była do myślenia. Jedynie oddychała. Stres i horror jaki właśnie sprawiał, że nie mogła. Nie mogła. Nawet nie próbowała. Wdech. Wydech. Wdech.
— Słuchaj mnie uważnie, wronia strawo. Masz czas do dwudziestego księżyca życia. Jeśli nie skończysz treningu albo zostajesz wygnana, albo będziesz rodzić kocięta. Rude kocięta. Każde nie rude kocie będzie zabijane na twoich oczach. Rozumiesz? — warknęła, wpatrując się prosto w rozbiegane ślipia Wilczej. — Powiedz. Powiedz to. Powiedz, że rozumiesz albo już dziś poproszę jakiegoś kocura, żeby się tobą zajął.
Wilcza Łapa czuła, że jeszcze chwila, a jej serce wyskoczy z klatki piersiowej. Chciała uciekać. Uciekać jak najdalej. Łapy sparaliżowane ze przerażenia to uniemożliwiały. Odruchy wymiotne i drgawki przejęły kontrolę nad kotką. Wpatrywała się bezbronna w surowe ślipia liderki.
— POWIEDZ.
— R-r-r-r-r-r... r-r-r-ro... r-r-ro-o... ro-rororo... z-z-zu...u m-mie...m. — wycharczała ledwo.
Piaskowa Gwiazda uśmiechnęła się.
— To właśnie chciałam usłyszeć.

Od Wróblowej Gwiazdy cd. Skalnego Szczytu

Lubił Skalny Szczyt. Ze swoim pewnym uśmiechem i gadulstwem przypominała mu trochę Wiśniową Pestkę, albo jego, kiedy był jeszcze kociakiem. Kiedy żyli jeszcze Wilcze Serce, Cętkowany Liść i Skowronek… Pewnie dlatego tak się martwił, gdy widział ją razem z Płonącą Waśnią. I czego by mu nie powiedziała, po tym, co usłyszał od jej brata, nie miał wątpliwości, że musiał na nią uważać. Nie potrafiła dostrzec, do czego szylkretowa jest zdolna.
Jakby na potwierdzenie jego słów, czarna prychnęła:
- Chodzi ci o Płonącą Waśń? Jest wspaniałą wojowniczką i nie rozumiem, dlaczego akurat z niej nie powinnam brać przykładu. Jest świetnym członkiem tego klanu, nie rozumiem twojego pesymistycznego podejścia wobec niej.
Wróblowa Gwiazda westchnął. Tak, młoda zdecydowanie była jak skała. A jej upór sięgał szczytu wszystkiego. Choć w jej sytuacji on pewnie zachowałby się podobnie… 
- Znam ją trochę dłużej niż ty i wiem, jaka potrafi być - miauknął spokojnie, nie chcąc wdawać się w sprzeczkę. - Oczywiście, że jest świetną wojowniczką, brakuje jej tylko - “piątej klepki” - trochę… refleksji. I rozwagi. I za bardzo ufa w swoje możliwości. Znałem już kiedyś takiego kota… - miauknął, sięgając pamięcią do tamtych dni, gdy klan zbuntował się przeciwko Wilczemu Sercu i Iglastej Gwieździe. - Zrobił coś, czego później bardzo żałował. Za co zapłacił cały klan… - Bury spojrzał wojowniczce w oczy i uśmiechnął się lekko. - Wiem, że w twoim stanie ciężko dostrzec takie rzeczy, ale…
- W moim stanie? - obruszyła się czarna.
- Ach... - Wróblowa Gwiazda zaśmiał się, zmieszany. - Kiedyś jak rozmawiałem z twoim bratem, powiedział mi, że… Czujesz do Płomień coś więcej.


<Skało? xD>

Od Miedzianej Iskry CD Iglastego Krzewu

 Oh. Trzy, tak banalnie krótkie i z pozoru proste słowa uderzyły w nią z siłą morskiej fali rozbijającej się o skalisty brzeg. Przeszyły ją całą, na wylot, jakby ktoś nabił na nią trzy zaostrzone, niekończące się i nieuniknione gałęzie. Nie mogła od nich uciec w żaden sposób. Także się bała. Ciekawe, czy jeszcze bardziej od swojego kochanego partnera? Zawsze starała się nie myśleć o śmierci i unikać jej tematów, wykurzyć ją ze swojej głowy właśnie z tego jednego powodu. Z powodu strachu.
– Ja… Ja też – przyznała w końcu, piskliwie, spuszczając jakby ze skruchą głowę – Ale… W Klanie Gwiazdy powinno być... Miło, prawda? Zobacz, teraz ciągle narzekamy na bolące stawy i kości albo… Albo inne ważne lub nie pierdółki, a tam już nam nic nie będzie doskwierać. I… I spotkamy rodzinę i przyjaciół – i natychmiast duże, czyste łzy zebrały się w kącikach jej błękitnych, nagle jakichś takich przygaszonych oczu.
Pociągnęła nosem, dwa strumyki żałosnych, słonych łez zaczęły najpierw z wolna, później coraz szybciej płynąć jej po puchatych policzkach, a ona nie potrafiła już spokojnie wypuścić powietrza z płuc, tym samym coraz bardziej się zapowietrzając. Zupełnie jak wtedy, gdy bardzo usilnie próbujesz powstrzymać płacz. Skuliła się w przygnębiony kłębek futra.
– Nie chcę, boję się, tak strasznie się bo-boję. Nie jestem go… Goto-waaa…
Zatopiła swój nos w rzadkim futrze liliowego, coraz bardziej popadając w panikę. Proszę bardzo, przeorana już przez życie staruszka maże się jak kocię. Ciągle starała się uspokoić, zawstydzona i zażenowana swoim zachowaniem. Słowa, którymi jeszcze przed chwilą chciała uspokoić Igiełkę, nie pomagały jej samej. Jakby sama w nie wcale nie wierzyła. Miała być teraz oparciem dla swojego partnera, a okazało się, że musi być zupełnie na odwrót.
– B-bo… Klan… Klan Gwiazdy nas przyjmie, praw-prawda?
Jak śmiała wątpić?
Znowu pociągnęła smętnie swoim małym, dwukolorowym noskiem, łapczywie biorąc ciężki, urywany oddech.

<Igła, patrz, baba ci ryczy>

Od Wilczej Łapy CD. Orlikowego Szeptu

Słysząc propozycję mentora, zadrżała. Dlaczego. Dlaczego wszyscy chcieli tak opuszczać bezpieczne obozowisko?
— To co? — miauknął spokojnie biały z uśmiechem na pysku. 
Wilcza Łapa zebrała się w sobie, żeby pokręcić łbem. Nie, stanowcze nie. Nie zamierzała kłaść z własnej woli poza obozowiskiem. To było zbyt przerażające. Czuła jak wszystkie potwory z opowieści Trzciny już szykują kły, żeby rozszarpać ją na drobne kawałeczki. Nie mogła uwierzyć, że mentor świadomie chciał ją tam zabrać. Nie zależało mu na jej życiu. Zadygotała nerwowo. Pewnie Piaskowa Gwiazda chciała się jej tak pozbyć. To było zbyt oczywiste. Spanikowana skuliła się, starając się jak najbardziej wbić w ziemię. Przepaść. 
— Spokojnie... spokojnie, Wilcza Łapo. Oddychaj... — próbował uspokoić ją Orlikowy Szept. 
Z każdym jego słowem kotka wpadała w jeszcze większą panikę. Teraz Piaskowa Gwiazda miała jeszcze więcej powodów do wydalenia jej z klanu. Nieposłuszna, niestabilna, niepotrzebna, niepożyteczna, nie ruda. Tak pewnie ją widzieli. Piaskowa Gwiazda i Orlikowy Szept. Biały musiał udawać miłego. Wilcza Łapa nie wierzyła, żeby kotka nie wybrała na swojego zastępcę równie potwornego kota co ona. 
— Potrzebujesz może iść do medyka...? Może przejdziemy się do Jeżowej Ścieżki...? — zaproponował biały. 
Wilcza Łapa już prawie skinęła łbem, ale po uderzeniu sercu przypomniała sobie, że pewnie medyk też jest w spisku z Piaskową Gwiazdą i Orlikowym Szeptem. Energicznie pokręciła łbem. 
— Czemu... czemu nie chcesz wyjść z trening? Boisz się...? 
Kotka zadrżała. Tak łatwo ją rozpracował. Spojrzała na łapy kocura z przerażeniem. Lęk, że teraz jak biały odkrył jej sekret poleci do Piaskowej Gwiazdy i wyleci następnego wschodu słońca opanował Wilczą. Łza wypłynęła z ślipia czarnej. 
— Wilcza Łapo. Spokojnie. Spokojnie. Każdy ma prawo czegoś się bać. Dobrze, że to odkryliśmy. Może uda nam się razem przezwyciężyć ten strach...? Co cię tak przeraża? Obiecuję, że nie wyśmieję cię. Sam kiedyś bałem się wielu rzeczy, wiesz? —  mruknął spokojnie do niej mentor, podchodząc do niej bliżej. 
Wilcza Łapa jeszcze mocniej wbiła się w ziemię. Nie rozumiała czemu kocur nie mógł zrozumieć jak żałośną i niezdolną do życia jest i nie zostawi jej w spokoju jak wszyscy. Pomiędzy nimi zapanowała cisza. Jedynie łapczywy oddech czarnej, która siedziała cała sparaliżowana strachu ją przerywał. 

<mentor powodzenia>

Od Wróblowej Gwiazdy cd. Jastrzębiej Łapy (Jastrzębiego Cienia)

 Już miał zrugać młodzika za nazwanie jego związku “dziwnymi fantazjami” (swoją drogą, jego sytuacja rodzinna była co najmniej żenująca), ale to, co usłyszał później, zupełnie odjęło mu mowę.
- ...Zakochała się w Płonącej Waśni.
Jastrząb spojrzał na niego z charakterystycznym dla siebie, uprzejmym uśmiechem, jakby powiedział mu właśnie, że jest piękna pogoda, a nie, że córka jego siostry, którą już parę razy ostrzegał przed nieobliczalną wojowniczką, postanowiła się w niej zakochać.
- Dziwne prawda?
Patrzył na ucznia szeroko rozwartymi ślepiami, nie potrafiąc wydobyć z siebie głosu. Dziwne?! To było… niespodziewane, nieodpowiedzialne i bardzo, ale to bardzo mu się nie podobało! Jeśli Jastrząb miał rację, było jeszcze gorzej, niż przypuszczał… Skała na pewno nie potrafiła obiektywnie spojrzeć na Płonącą Waśń, a skoro ją… ją kochała, mogła być gotowa… zrobić absolutnie wszystko, co szylkretowa sobie wymyśli.
- To… źle - miauknął słabo, po czym momentalnie się zreflektował. - Znaczy, nie mam nic przeciwko temu, znaczy mam, ale nie… nie przeciwko temu, żeby kochała kotkę, to jest mi obojętne tylko… Tylko dlaczego akurat Płomień? Jest tyle bardziej… spokojnych kandydatek. Na przykład Cis, albo Wiśnia… A-albo nawet Północny Mróz - zamilkł, czując się jak mysi móżdżek. Chyba nie powinien mówić takich rzeczy przy jej bracie, prawda? Zamknął ślepia, wyzywając się w myślach od szczurzych bobków. Odetchnął głębiej. - Nie zrozum mnie źle, Jastrzębia Łapo. Po prostu… trochę się martwię o twoją siostrę. Płonąca Waśń jest dosyć… impulsywna, a ja naprawdę nie chcę, żeby Skale coś się stało. Czuję się za was trochę odpowiedzialny - uśmiechnął się - jako wasz wujko-ojciec - spróbował obrócić całą sytuację w żart.


<Jastrzębiu? Daj mu spokój, patrz jak się biedak męczy xD>

Od Wróblowej Gwiazdy

*Pora Opadających Liści*

Niewielki kopczyk ginący pod suchymi igłami i liśćmi. Tyle po nas zostanie.
Ta myśl towarzyszyła Wróblowej Gwieździe gdy stanął nad grobem Wilczej Łapy. Jego śmierć należała do rodzaju tych, których zupełnie nikt się nie spodziewał. Był młody, radosny, może trochę zbyt bezczelny, ale dokładnie taki, jaki mógł być uczeń. Spędzał czas z siostrą, trenował żeby stać się najlepszym wojownikiem jakiego miał klan, jak dziesiątki kotów przed nim. Ale nie dane mu było dokończyć. Śmierć przyszła do niego niespodziewanie i bury był pewien, że kocurek umierał z zaskoczeniem na pyszczku.

Czy było cokolwiek, co mógł zrobić, by temu zapobiec?
Spuścił łeb. Gdyby tylko wiedział, gdyby zwrócił większą uwagę i zauważył, że kocurek się skarży, że szybciej się męczy, gdyby uważniej słuchał tego, co mówiła do niego Północny Mróz…
Czy właśnie na tym polegało bycie alfą?
Przymknął ślepia. Czasami żałował, że… 
Odetchnął głębiej, a słodki zapach Pory Opadających Liści wypełnił jego nos.
Wilcza Łapa, Złota Łapa… Był ciekawy, jak sobie radziła. Bo całym sercem wierzył, że żyła. Pewnie została samotnikiem, jak… Jak Kawka. Pewnie oboje świetnie sobie radzili, tak... 

Z zamyślenia wytrącił go trzask. Odwrócił się, w porę żeby jego spojrzenie skrzyżowało się z zaskoczonym wzrokiem Północnego Mrozu. Skinął jej na powitanie.
- Odwiedzasz ucznia?
Słysząc jego słowa, kocica odzyskała fason. Jej pysk przybrał zwyczajowy, znudzony wyraz, choć jej głos drgnął, gdy odpowiadała.
- W-wcale nie - “mysi móżdżku”, chciała powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. - Po prostu przechodziłam obok. Polowałam.
Bury z uśmiechem skinął głową.
- Jasne. Ja też. Chodź.
Machnął ogonem, robiąc jej miejsce koło siebie. Ociągała się, ale w końcu podeszła, obserwując go czujnie. Usiadła. Wróblowa Gwiazda westchnął.
- Miałem kiedyś ucznia, Mroźną Łapę… Klan był wtedy pod okupacją, najpierw Stwórcy, później Burzaków… Przypomniałem sobie o nim dopiero, gdy wszystko przycichło, mógł mieć już z osiem księżyców. Chciałem zabrać na trening, ale… spotkałem Hiacyntową Cętkę i powiedział, że od dzisiaj on go szkoli. Próbowałem się sprzeciwić, atmosfera w klanie była naprawdę zła, wystarczył pretekst, żeby wojna domowa zaczęła się na nowo i… odpuściłem. To był ostatni raz, jak widziałem Mroźną Łapę żywego. Była Pora Nagich Drzew, Hiacynt zabrał go na trening, młody wpadł do wody, a on zabronił mu wracać, dopóki nie skończą… Zamarzł. Potrójny Krok nie dał rady go uratować. Zmarł, a ja… - Spojrzał w brązowe ślepia kocicy - obiecałem sobie, że nigdy więcej nie wezmę ucznia.
- Nie dotrzymałeś słowa - miauknęła bez cienia emocji.
Pokręcił głową.
- Nie dotrzymałem. I nie żałuję.
Wstał, kierując się w stronę obozu.
- To nie była twoja wina - miauknął, odwracając się do kocicy. - Byłaś świetną mentorką. I będziesz. Obiecuję.
Nie czekając na jej reakcję, odszedł w stronę obozu.
Swoich błędów już nie naprawi. niech chociaż będą nauką dla reszty klanu…

Od Kwaśnego Język CD. Zimorodkowego Blaska

*dawne czasy, jak Orle Pióro został uczniem*

Kwaśny Język siedział sztywno, wpatrując się tępo przed siebie. Mały Słodki Bąbelek Zimorodek Junior... Ich ukochany synek został mianowany. Nie mógł w to uwierzyć. Czas kłamał. Nie wierzył w to, że ich kociak skończył już sześć księżyców. Przecież nadal był taki malutki. Grubiutki i bezbronny. A Lwia Gwiazda postanowił odebrać im go. Posłać na szkolenie, na które jeszcze nie był gotowy. Przynajmniej Srebrna Grzywa go mentorował. Kwaśny Język z całego serca wierzył, że i wojownik zauważy, że maluch jest jeszcze za młody i pozwoli im razem wrócić do żłobka. Zimorodkowy Blask płakał, wtulając się mu w futro. Deszcz z jego ślip coraz bardziej moczył sierść czarnego. Kwaśny Język nie wiedział jak zareagować. Chyba po raz pierwszy widział przyjaciela w takim stanie. Dziwny dreszcz przeszedł po nim. 
— Będę za nim tęsknił — powiedział Zimorodek, wciągając gluty, które uciekały mu z nosa.
Czarny kiwnął łbem. On też. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, że już nie będzie spędzał z kociakiem całych dni. Z Małym Słodkim Bąbelekiem Zimorodkiem Juniorem było mu tak dobrze w kociarni. Czuł się wtedy komuś potrzebny. Czuł, że dla kogoś był najważniejszy. Mogli razem spędzać dnie na zabawach, opowiadaniu bajek i spaniu. Kwaśny Język ostatnio czuł się tak dobrze, gdy sam był jeszcze kociakiem, a jego mama Słodki Język jeszcze żyła. Na samą myśl o czarnej kotce pochmurniał. Brakowało mu jej. Ale nie tak samo mocno jak Małego Słodkiego Bąbelka Zimorodka Juniora teraz. Z nim i odwiedzających ich Zimorodkiem czuł się jak rodzina. Jak prawdziwa rodzina. 
—  Kwaśny... — zwrócił łeb w stronę przyjaciela. 
Na widok zapłakanych ślip niebieskiego coś zakuło go w klatce piersiowej. 
— Czy on sobie poradzi? Zobacz jaki jest mały. 
— Za mały. — miauknął smutno. — Lwia Gwiazda popełnił błąd. Musimy go wyjaśnić. 
Zimorodek otarł łzy i spojrzał na przyjaciela. 
— Jak? Sam go słyszałeś. Uparł się, że nas syn jest jakimś "karłem". — niebieski na samo to słowo zmarszczył brwi.
— Siłą. — stwierdził Kwaśny Język. — Kulą Śmierci. 
Zimorodkowy Blask otworzył pysk szczerzej. Nie wydawał się przekonany, że to dobry pomysł. 
— Eee... no dobrze. — mruknął w końcu i uśmiechnął się niepewnie. 
Kwaśny liznął przyjaciela w polik i podniósł się.
— Ruszajmy. 

* * *

Kwaśny Język wpatrywał się ślepo w miejsce, w którym zazwyczaj spoczywała ów Kula Zagłady. Nie było jej. Liście już dawno straciły jej woń, a całe miejsce zapadło się pod ciężarem gałęzi z nowymi liśćmi. Kocur westchnął. Jego cały plan zrujnowany.
— Może poszukamy gdzieś indziej? 
— zaproponował Zimorodek. 
Kwaśny pokręcił łbem. To było bez sensu. Lwia Gwiazda się uparł i nie docierały do niego żadne prośby wojownika. Musiał się z tym pogodzić. Zaakceptować jakoś. Nie miał innego wyjścia. Ze zwierzonym ogonem ruszył w stronę obozowiska. 
— Wracajmy. — miauknął smętnie. 

* * *

Kwaśny Język nigdy nie spodziewał się przeżyć podobnej tragedii.
Jego synek... jego malutki uroczy synek... zaginął bez śladu. Wojownik miał ochotę zagrzebać się głęboko w legowisku i już nigdy z niego nie wychodzić. Przepadł. Zniknął bez słowa. Odszedł? Kwaśny nie miał pewności. Nie mógł się poddawać. Nie mógł tracić nadziei. Była szansa, że Orle Pióro gdzieś był. Czekał na niego zagubiony i przestraszony. Musiał znów go pójść szukać. Odnaleźć. 
Spojrzał niechętnie w stronę legowiska starszych. Musiał posprzątać je przed zachodem słońca. Inaczej mógł być pewny, że Mroźny Oddech zadba by i za to został ukarany. Kwaśny niechętnie zebrał się na łapy. Rzucił ostatnim razem na niewielkie kamyczki. Orle Pióro tak bardzo lubił je zbierać za kociaka. To jedyne co mu po nim zostało. Kwaśny Język przejechał łapką po jednym z nim. Łzy pojawiły się w ślipiach czarnego. Otarł je z trudem z pyska. Kolejny atak płaczu go dorwał. Dreszcze przeszły przez ciało wojownika. Tak strasznie za nim tęsknił. Oddałby wszystkie łapy byle syn znów był z nim. Żeby chociaż wiedzieć, że jest cały i szczęśliwy. Oderwał się niechętnie od kamyczków. Smętnym krokiem opuścił legowisko wojowników. Niemrawo skierował łapy w stronę legowiska starszych. Dwie pary białych łap stanęły mu na drodze. Niechętnie uniósł łeb do góry. 
— Zimorodku...? — miauknął niepewnie. 
Wyższy kocur spojrzał na niego zmartwiony. 
— Może... zjemy coś razem? — zaproponował, pokazując na stos ze zwierzyną. 
Kwaśny Język pokręcił łbem. Nie miał siły do jedzenia. Na sam widok piszczek przypominało mu się jak Orle Pióro wesoło je wciągał jedną za drugą. Zupełnie jakby nigdy nie mógł być najedzony. Na samo wspomnienie o tym łzy znów zawitały w ślipiach wojownika. Szybko spuścił łeb. 
— Nie jestem głodny. — miauknął cicho i wyprzedził przyjaciela. 

<Zimorodek?>

Od Zmierzch (Zmierzchowej Łapy)

Kotka wyszła ze żłobka wraz z matką i bratem, była strasznie podekscytowana faktem, że to już dziś dostanie swojego mentora, i będzie mogła stanąć na drodze do zostania wojownikiem. Znaleźli się pośród tłumu kotów stojących pod kamieniem, na którym dumnie siedziała Liderka Klanu Burzy.
- Oto jestem! Piaskowa Gwiazdo i inni rudzi i nie rudzi. Oto nadchodzi ten moment! Zapamiętajcie go, bo to zaszczyt być przy moim mianowaniu - miauknął jej brat.
Zmierzch czuła się w tym dniu jak najszczęśliwszy kot na świecie, ale jednocześnie kotka chciałaby się w tej chwili zakopać pod ziemię i już nigdy nie wychodzić.
- Żarze, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Rozżarzona Łapa. Twoim mentorem będę ja. Mam nadzieję, że przekaże ci całą swoją wiedzę.
Kremowa obserwowała jak Piaskowa Gwiazda mianuje jej brata, po czym stykają się nosami.
Kotka pogratulowała Żarowi, po czym sama podeszła do skały.
- Zmierzch, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Zmierzchowa Łapa. Twoim mentorem będzie Niebiański Kwiat. Mam nadzieję, że przekaże ci ona całą swoją wiedzę. - Po tym Liderka zwróciła się do jej nowej mentorki - Niebiański Kwiecie, jesteś gotowa do szkolenia kolejnego ucznia. Będziesz mentorem Zmierzchowej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę.
Zmierzch podeszła do starszej kotki, po czym zetknęła się z nią nosami.
- A więc kiedy zaczniemy trening? - Powiedziała kremowa, wpatrując się w Niebiański Kwiat.

<Niebo? Cieszysz się z 3 ucznia?>

Od Pyskatego Kamienia (Pyskatki) CD Jastrzębiego Cienia

*jakiś czas temu, jeszcze przed porą nagich drzew*

Spokojnie, przecież możesz się jeszcze wycofać - powtarzała sobie w myślach, chociaż oboje dobrze wiedzieli, że tego nie zrobi. Nie byłaby w stanie stchórzyć. Nie teraz. Nie w tym momencie. Nie tutaj. Nie przy nim.
Jej pysk wykrzywił się w złości w momencie, gdy kocur się uśmiechnął. Wiedział, że ma przewagę. Idiota. Kotce ciężko było zarejestrować, że się bała. Naprawdę się boi. Z całej siły próbowała przegonić zapach strachu, żeby Jastrzębi Cień nie mógł  jej przejrzeć. Żeby nie dawało mu to satysfakcji. Ale nie mogła ukryć emocji, które tak zwarcie buzowały jej w głowie. 
- ...No, Kamienna Agonio? Możesz się jeszcze wycofać, ale wiedz, że wrócisz z pustymi łapami.
Te słowa zadudniły jej w uszach i podwoiły się echem, wznosząc nieznośny chór. Nie obchodziło ją nawet, że kocur nie był jeszcze świadomy jej karnego imienia. I nie zamierzała go poprawiać. Coś w jej głowie kazało jej się wycofać, uciekać. Druga strona jej umysłu kazała jej brnąć na drugi brzeg rzeki, w którą wpadła. Kazała jej przyjąć wyzwanie, nie poddawać się. Kotka rzuciła kocurowi tak wrogie spojrzenie, jakby chciała go pożreć wzrokiem. Niech się cieszy, póki może. Kiedyś, gdy będzie na stosowniejszym terytorium, zbije go na ten jego głupi łeb. 
- Sądzisz, że stchórzę? - Prychnęła. - Skądże. Wrócę z zającem w pysku w kilka sekund.
Och, na Klan Gwiazdy. Czy ona naprawdę ma zamiar włamać się do wrogiego, srogo strzeżonego klanu i liczyć na to, że nikt jej nie zauważy? To szalone.
Kotka wydymała pierś i wypuściła powietrze. To będzie chyba najdziwniejsza rzecz, jaką zrobi w życiu. 
Weszła w gąszcz krzaczastego ogrodzenia i przycupnęła tam na chwilę, by pomyśleć. Co mówił Jastrzębi Cień? "Jeden wartownik jest przy wejściu (...). Reszta patroluje okolice. Jedyne, co może cię zaskoczyć, to jakiś uczeń, który  obudzi się za potrzebą."
Uchwyciła jeszcze jedno ważne zdanie. "W cieniu  jesteś niewidzialna". 
Co zatem mogła zrobić? Przede wszystkim trzymać się cienia i unikać zbliżania się do głównego wejścia do obozu, gdzie, jeśli wierzyć słowom Jastrzębiego Cienia, przebywa właśnie wartownik.
Stos ze zwierzyną był dobrze ukryty. Mogłaby się tam schować, gdy już dotrze do obiecanego zająca i  zaczekać, w razie gdyby jakiś uczeń lub inny kot wyszedł akurat z legowiska. Musiała tylko zachować spokój i działać szybko. Spojrzała kątem oka na Jastrzębiego Cienia. Satysfakcja na jego pysku wzbudzała w niej gniewną i niepowstrzymaną chęć urwania mu głowy z szyi. 
Rozprostowała kończyny. Gdyby chciała wejść do stosu ze zwierzyną z obecnego punktu, musiałaby przejść centralnie przed legowiskiem wojowników. Spojrzała się w tamtą stronę i podeszła nieco bliżej. Nie widziała, żeby jakikolwiek kot jeszcze nie spał. Nie chciała jednak ryzykować, więc  postanowiła przejść dookoła. Potruchtała pomiędzy ogrodzeniem obozu, krzywiąc się i nastawiając uszu za każdym razem, gdy wydała jakiś szelest. Gdy ominęła bezpiecznie legowisko wojowników, podjęła się w końcu wejścia do obozu. 
Jeszcze raz obejrzała się dwukrotnie w dwie strony, jednak nikogo nie zauważyła. Czmychnęła więc do stóp stosu zwierzyny, zanim coś ją rozproszyło. Jakiś odgłos. Nadstawiła uszu i futro na karku się jej zjeżyło, gdy usłyszała kroki. Bez cienia sprzeciwu wcisnęła się do wnętrza stosu i syknęła cicho z bólu, czując, że uderzyła łapą o jakiś ostry odłamek skały. Zacisnęła zęby z nadzieją, że nikt jej nie usłyszał.  Jej oczy załzawiły się i musiała potrząsnąć pyskiem, by strząchnąć nagromadzone kropelki. Ledwie się mieściła w takiej przestrzeni. Było ciasno. Bardzo ciasno. Skuliła się bardziej, gdy zobaczyła ciemną posturę kota, pewnie ucznia bądź młodego wojownika. Nie obejrzał się nawet na miejsce, gdzie się schowała. Przeszedł obok, chociaż jego futro lekko się zjeżyło. Dało to kotce znak, by wstrzymać oddech. Ciężko było jej stwierdzić czy kot dalej był na obozowej polanie, jednak w tym momencie na pewno nie mogła czuć się bezpiecznie. 
Sprawy nie polepszał fakt, że jej brzuch domagał się jedzenia, a stała wprost przy zającu, którego obiecał jej Jastrzębi Cień. Nie mogła teraz go zjeść, choć bardzo korciło ją, by wyjeść cały zapas zwierzyny. Musiała zaczekać. Podniosła delikatnie zająca.
Zaryzykowała i wychyliła się ostrożnie. Nie widziała wcześniej mijanego kota, więc wyszła powoli, zanim szybko poszybowała w krzaki. Była już blisko ogrodzenia Klanu Wilka, gdy zastygła czujnie. Wartownik pilnujący obozu kręcił się we wszystkie strony, gotowy pewnie nagle się odwrócić. Kotka nie umiała myśleć logicznie w takiej sytuacji. Widząc, że pilnujący obozu kot rozgląda się, jakby jeszcze nie zarejestrował burzaczki,  Pyskaty Kamień rzuciła się w krzaczaste ogrodzenie. Zaskoczył ją podwojony ból,  gdy kolce jakiegoś kolczastego krzewu wbiły się w futro. Gwiezdni tylko wiedzą, jak Klan Wilka może wytrzymywać w takich warunkach! Tęskniła za terytorium Klanu Burzy pozbawionym jakichkolwiek gęstych zarośli. Na Klan Gwiazdy, co ona powie medykowi? Kazał jej się nie przemęczać. Cóż, chyba jednak nie docenił jej możliwości.
Ciężko będzie się wytłumaczyć, dlaczego ma takie postrzępione futro. Będzie musiała to ukryć.
Pyskaty Kamień była jednak zbyt roztrzęsiona, by wyglądać chociaż na tak narcystyczną, jaką jest zwykle. Na jej pysku zagościło jednak pół-wyzywające, pół-triumfalne spojrzenie. Ale wiedziała, że to, że udało jej się wyjść z obozu nie oznacza, że jest bezpieczna. Po pierwsze, dalej stała przed wojownikiem z Klanu Wilka, który nie zawaha się zaalarmować klanu. Po drugie, wartownik i podwojona  liczba patroli  czekały na nią poza obozem.
Siliła się z chęcią zjedzenia zająca. Jeszcze nie teraz. Ślina jej ciekła z pyska, tak bardzo była głodna. Przez tyle dni postowała na misterny, dobry kawałek zwierzyny. W końcu mogła cokolwiek zjeść. Już dawno zapomniała, jak smakuje mięso. 
- Widzisz, podołałam wyzwaniu. - Powiedziała ostrożnie, widząc Jastrzębiego Cienia. Z frustracją uświadomiła sobie, że jej głos drży i pewnie nie brzmi przekonująco. W końcu dalej była zagrożona. Powyzywa sobie wojownika innym razem, gdy nie będzie otoczona przez miliardy kotów Klanu Wilka.
Starała się ukryć swoją nadzieję i strach. Wstydziła się tych uczuć i miała ochotę sama siebie zbesztać za to, że pozwoliła je po sobie pokazać.
Podniosła wzrok, czekając na  kolejny ruch Jastrzębia. Czy trudziła się na marne? Czy wojownik zamierza nasłać na nią swój klan? Albo puścić ją wolno? Z gniewem przyjęła do świadomości, że cały jej los leży teraz w jego łapach.

<Jastrzębi Cień?>

Od Jałowka CD Żaru

Cóż, młody poprosił o dogrywkę.
– Już idę. – miauknął, rozkładając się. – Też się ścigamy do ściany?
Żar tylko skinął głową.
Ha, znowu wygra. 
Jest od niego większy.
Starszy.
Ma dłuższe łapy.
A myśli, że później da mu się pomiatać. On naiwniakiem nie jest, a kiedy dostaje wyzwanie to zrobi wszystko, byleby je spełnić. Podszedł do mniejszego, schylił się i powiedział:
– Miłego biegania.
– I tak to wygram, dobrze to wiesz! – burknął rudy.
Trzy. Dwa. Jeden. Start!
Wystartowali jak torpedy, Jałowek bardziej wyskoczył niż pobiegł, ale i tak był szybszy. To była zbyt prosta wygrana. Odwrócił się, aby posłać złośliwy uśmieszek Żarowi, ale coś go zatrzymało. Ktoś tak dokładniej. 
Biegnąc uderzył w coś, czując jak się wywraca, tak jak drugi kot.
Sasanek. A kto. 
– Ty bachorze! – warknął Jałowek, widząc jak Żar dotyka ściany i wiwatuje. On natomiast leży na bracie. – Gdyby nie ty wygrałbym!
– O co ci chodzi? Chciałem iść po obiad! 
– Nie obchodzi mnie to! Jesteś głupi! 
Wstał z Sasanka, który pognał w stronę obozu. No co za debil.
Chociaż.. może jest za ostry? Bądź co bądź, smarkacz denerwuje, ale nadal jest jego kochanym bratem. 
– Widzisz? Mówiłem że wygram, jestem lepszy!
Jałowek tylko spojrzał spod wilka na płomiennorudego kociaka, który nie ukrywał uśmiechu tak szerokiego i tak przepełnionego wredotą.

<Żarze?>

Od Wiaterku

- No, to co było dalej? - zapytała zniecierpliwiona Wiaterek, gdy Słoneczna Myśl po raz kolejny przerwała swoją historię.
- Dołączyliśmy do Klanu Wilka, zostając uczniami, a potem wojowniczkami. - miauknęła arlekinka - To już koniec historii.
Szylkretowa strzepnęła ogonem, odwracając się tyłem do matki. Przeszła koło śpiącego Wróbelka, trącając go łapą.
- Rusz te cztery litery, cały czas śpisz. - prychnęła, siadając w wejściu. 
Rozkwitająca Łapa obiecała ją odwiedzić - robiła tak codziennie. A więc młoda kotka czekała na kuzynkę, wpatrując się stos zwierzyny. Może udałoby się jej podkraść i zabrać tą wiewiórkę, która tam leżała?
Opadła do przysiadu, jaki zaobserwowała u niektórych uczniów. Zaczęła się skradać przez śnieg, nim stanęła przed nią niebieska sylwetka.
- A co ty tutaj robisz? - zapytała Rozkwit, zastawiając drogę dymnej.
- Ćwiczyłam skradanie, a co? - odparła niepewnie Wiaterek, głośno przełykając ślinę.
- Powiedzmy, że ci wierzę. - miauknęła zaczepnie uczennica - Ale do rzeczy, wiesz jak wygląda mianowanie na ucznia? - koteczka pokręciła głową - No to chodź do żłobka, wytłumaczę ci o co chodzi.
Kiedy kotki weszły do kociarni, usiadły przy jednym z posłań.
- Gdy każdy kociak ukończy 6 księżycy...

***

- I co, rozumiesz?
- Taaaaak, Rozkwicie. - odparła Wiaterek.
- No dobrze, w takim razie muszę już iść. Do zobaczenia! Pomarańczowooka machnęła ogonem na pożegnanie, wybiegając na zewnątrz. Kocię z samej ciekawości podążyło za nią. W pewnym momencie spadło na łapę pewnej rudo-czarnej wojowniczki.
W najgorszym momencie.

<Płonąca Waśni? O tobie mowa>

Od Żaru (Rozżarzonej Łapy)

 Doczekał się. Nie wierzył w to, ale nadszedł ten dzień! Miał zostać uczniem. Od rana go nosiło, a w piersi czuł ucisk spowodowany podekscytowaniem. Kogo dostanie na mentora? Kogo? No kogo? Pytał o to mamy, która była zadowolona, że w końcu wyniesie się raz na zawszę ze żłobka i wróci do pełnienia swoich wojowniczych obowiązków. On sam się z tego cieszył! Koniec siedzenia w jednym miejscu. Idzie zwiedzać świat! 
- Dobra, Zmierzch. To nasz dzień. Pamiętaj co mówiłem! Musimy błyszczeć! - miauknął do siostry, wylizując swoją sierść, aby prezentować się wyśmienicie. 
Och to takie cudowne! Ten nowy etap. Nauczy się tyle nowych rzeczy! Może jego mentor będzie z chęcią wyśmiewał się z nim z nie rudych? Byłoby cudownie! Wierzył, że to właśnie jemu przypadnie zaszczyt szkolenia przez jakiegoś osobnika z rudością. Nie sądził, aby liderka po tym jak w niego zainwestowała, szkoląc o czystości krwi, dała mu teraz jakiegoś ochłapa. 
- Już czas - miauknęła kotka, wstając i zapraszając swoje dzieci do wyjścia. 
Wyćwiczonym, dumnym krokiem, zadzierając łeb podszedł do zbiorowiska. Piaskowa Gwiazda widząc ich uśmiechnęła się z dumą. Oczywiście, że więcej dumy skierowane było w stronę jego, a nie siostry. Ta to w ogóle nie starała się wywrzeć na innych poczucia gorszości. 
- Oto jestem! Piaskowa Gwiazdo i inni rudzi i nie rudzi. Oto nadchodzi ten moment! Zapamiętajcie go, bo to zaszczyt być przy moim mianowaniu - miauknął. 
Niestety nie mógł usłyszeć odpowiedzi lub zachwytu na swoją piękną prezentację, bo już za chwilę liderka zaczęła mianowanie. 
- Żarze, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Rozżarzona Łapa. Twoim mentorem będę ja. Mam nadzieję, że przekaże ci całą swoją wiedzę.
Nie mógł w to uwierzyć! Sama liderka... Będzie szkolić jego? To... To zaszczyt... Nie mógł nadal się otrząsnąć. Dopiero dotknięcie się nosami przywróciło mu racjonalne myślenie. Zachwycając się nad swoim szczęściem, choć w duszy marzył o jakimś kocurze, a nie kolejnej kotce, skierował się do mamy! Miauczał do niej uradowany, kiedy ta kazała mu się uciszyć, bo jeszcze Zmierzch czekała inicjacja. On jednak się nie interesował już siostrą. Teraz... Teraz był już prawie dorosły! Czekało go cudowne spędzanie czasu na treningach ze swoim wzorem! 

Od Jesionowej Gwiazdy (Jesionowego Upadku)

*uwaga drastyczne sceny*

Wiedział, że to na nic. Spory przyniosłyby tylko niepotrzebne cierpienie. Borsuczy Warkot miał rację, to była jego wina. Starał się być dobrym liderem, ale to wszystko go przytłoczyło. Już i tak czuł się jak wronia strawa. 
— Masz wybór. Albo rezygnujesz sam, albo sam ci w tym pomogę. — wysunął pazury i zmierzył lidera chłodnym spojrzeniem.
Wtedy spojrzał na niego ten jeden raz i już wiedział. To on... on stał za tym wszystkim. Za tymi plotkami... Czemu tego wcześniej nie dostrzegł? To żądne władzy spojrzenie widział ostatni raz u Lisiej Gwiazdy. To pełne zadowolenia, wygranej... Nie mógł w to uwierzyć. Stał przed nim kot, który umyślnie zniszczył mu życie. Paląca złość wkradła się pod jego skórę, a coś szeptało mu w głowie: "zabij go, niech zapłaci za wszystko, niech poleje się krew". NIE! Nie był w stanie... Był za słaby, aby mierzyć się z Borsuczym Warkotem, kiedy ten przyprowadził ze sobą grono wyznawców.
— Dobrze... Rezygnuję - miauknął tylko. Wierzył, że Zbożowy Kłos lepiej poradzi sobie z tym brzemieniem. Jednak... tu kolejna niespodzianka. Nie zarejestrował momentu, kiedy wszystko poszło nie tak. Atak jego zastępczyni, zaraz wygnanie jej z klanu. Jak to było dobrze rozplanowane! Nie słuchał przemowy Borsuka... Chciał tylko odpocząć... Coś jednak czuł, że nie będzie mu to dane.

***

- Jesion musimy porozmawiać. - Nowy lider zjawił się w legowisku starszych. 
Czuł, że ta rozmowa nie będzie za przyjemna. Mógł domyślać się o czym chciał rozmawiać. Dlatego też siedział i czekał na jego paplaninę.
- Nie tu. Chodzi o twoją... partnerkę - miauknął widząc, że ten się opiera przed wyjściem.
O Brzoskwiniową Bryzę? Zaniepokojony wstał i udał się za Borsuczą Gwiazdą. Czy coś zrobiła głupiego? Oby nie! Chciał już wylać z siebie masę pytań, ale kocur chciał o tym pogadać na osobności. Dziwne tylko, że wychodzili z obozu. A może... ona znalazła sobie już kogoś innego i szli, aby ich nakryć? Oby nie! Ta myśl zabolałaby go po stokroć bardziej.
Dziwnie się czuł idąc z nim sam. Ptaki zamilkły i szczerze nie wiedział, czy to był jakiś znak, czy może zdawało mu się. Otulił ich las, który budził się po Porze Nagich Drzew do życia. Pachniało kwiatami... świeżą ziemią. Lider zatrzymał się i odwrócił w jego stronę.
- Tu będzie dobrze - miauknął, po czym... zaatakował go.

Nowi Członkowie Klanu Gwiazd i Pustki!

PŁACZĄCA WIERZBA
Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna śmierci: Zabita przez Piaskową Gwiazdę
 
Odeszła do Klanu Gwiazdy

CYPRYSOWA SZYSZKA
Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna śmierci: Zabita przez Koguci Krzyk
 
Odeszła do Klanu Gwiazdy

CICHA
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Zabita przez lisa
 
Odeszła do Pustki

Od Cichej

 Nadeszła wiosna. Koty klanowe pożegnały lodowatą zimę, głód i większość ciężkich chorób. Teraz przyszły jednak kolejne ciężkie czasy. Jesionowa Gwiazda został wygnany, zapanowały nowe rządy. Cicha nie bardzo orientowała się w problemach tego klanu. W końcu do niego nie należała oficjalnie. Była tylko więźniem. Chociaż teraz, kiedy Borsucza Gwiazda przejął stanowisko lidera, mogła uchodzić za zwykłego wojownika. Wychodziła nawet z legowiska starszych. Uczestniczyła przez chwilę w ich życiu. Nie na długo. 

Wyszła pewnego, ciepłego dnia z obozu. Po raz pierwszy od bardzo dawna opuściła tereny, w których była zamknięta. Spacerowała sobie powoli, poznając nowe miejsca oraz zapachy. Było cicho, jednak dziwne napięcie nie potrafiło opuścić jej ciała. Tak, jakby przeczuwała, że coś się stanie. Westchnęła tylko, bo w końcu losu nie zmieni. Mogła się tylko oddać w jego łapy. Wysokie drzewa, szum rzeki, do której udało jej się zawędrować. Niebo było wysoko na niebie. Dzień miał niedługo dobiec końca. Szylkreta na swoich trzech łapach chodziła powoli, ale za to ostrożnie. Pochyliła się nad taflą wody, pijąc. 

Nagle poczuła, jak jej mięśnie się spinają. Całe ciało doznało jakby paraliżu. Odwróciła głowę, sztywno, powoli, gdy do jej uszu doszło warknięcie. Zjeżyła sierść, ale wiedziała, że nic nie zdziała. Kiedy lis rzucił się na nią, nie była nawet w stanie uciec. Potknęła się niezdarnie o brzeg rzeki, a drapieżnik dopadł ją, nim zdążyła z niej wyjść. Rudy zwierz wielkimi zębiskami złapał ją za gardło, sprawnie rozszarpując. Nie mogąc nijak się bronić, ani nawet odezwać, po powłóczyła słabo łapami. Cicha wyzionęła ducha, uwalniając się w końcu od cierpienia oraz bezczynności na ziemi. Gdzie trafi jej dusza? Nie wiedziała. Może zniknie z tego świata, a może będzie się błąkać, pokutując za błędy? Kto wie, ten wie.


Żegnaj, Cicha 💚

Od Borsuczego Warkotu (Borsuczej Gwiazdy)

Stał z grupą kotów pod konarem wierzby. Wzrok pewnie wbity był w dziuplę, w której odpoczywał obecny lider. Niecierpliwił się, ale Ognisty Język z synem guzdrał się ciapkowato do nich dochodząc. Borsuk westchnął cicho, wywracając ślipiami.
— Jesionowa Gwiazdo! — zawołał.
Czekoladowy kocur niepewnie wyjrzał z dziury. Na jego widok i zgromadzonych za nim kotów otworzył szerzej oczy.
— Co się dzieje, Borsuczy Warkocie? O co chodzi? — miauknął zdezorientowany.
— Ja, jak i zgromadzone za mną koty, uważamy, że nie powinieneś dłużej być liderem. — miauknął śmiało.
Wskoczył na jeden z wystających korzeni wierzby. Spojrzał Jesionowi prosto w ślipia.
— Nie nadajesz się na to stanowisko. Brak ci rozsądku, doświadczenia, sprawiedliwości, czy chociażby cierpliwości. Nawet nad własną rodziną nie potrafisz zapanować. Po objęciu stanowiska bezmyślnie wysłałeś nas na wojnę z Klanem Klifu przez co straciliśmy swoich bliskich! Przez twoje niekompetencje i łagodność Orzechowy Zmierzch odważyła się dopuścić morderstwa, narażając klan na kolejną wojnę. A teraz po tak krótkim czasie przywróciłeś jej zabrane prawa! Myślisz, że już zrozumiała swój błąd? Bo ja szczerze wątpię. Po naszym klanie szwendają się naszprycowane kocimiętką bezużyteczne pierdoły, które tylko obciążają nasz klan. — posłał znaczące spojrzenie Smutnej Ciszy, która szybko ponownie schowała się ponownie w legowisku starszych. — Od paru księżyców w żłobku nie pojawiły się żadne kocięta, a klan się starzenie. Z potęgi zaraz trafimy na sam dół łańcucha pokarmowego! Nie tego a chciał dla Klanu Nocy Aroniowa Gwiazda czy Pstrągowa Gwiazda!
Czekoladowy milczał. Borsuk prychnął z pogardą. Żałosna kreatura. Nawet nie będzie się bronił. 
— Masz wybór. Albo rezygnujesz sam, albo sam ci w tym pomogę. — wysunął pazury i zmierzył lidera chłodnym spojrzeniem.
— Dobrze... Rezygnuję. 
Jesiotrowa Łuska spojrzał zaskoczony na ojca. Przez jego pysk przeszło zmieszanie.
— Tak łatwo rezygnujesz...? Przecież Aroniowa Gwiazda w ciebie wierzył. — miauknął cicho do ojca. 
Dawny lider nie odpowiedział. 
— W takim razie nowym liderem zostanie Zbożowy Kłos...? — zapytał Kasztanowy Dół, spoglądając na kotkę.
Bengalka, która niedawno wróciła z polowania spoglądała zdezorientowana na to co się dzieje. Jesionowa Gwiazda żałośnie siedział przybity pod konarem wierzby ze spuszczonym wzrokiem. Większość kotów wpatrywało się wyczekująco na bengalkę. Borówkowy Liść z uniesionym wysoko ogonem prychnęła pogardliwe.
— Zbożowy Kłos wcale nie jest lepsza! — zerwała się kotka na środek.
Matka i córka patrzyły na siebie uderzenie serca w bez ruchu. Niebieska uniosła brodę do góry i spojrzała na rodzicielkę z pogardą. Zrobiła kilka kroków w stronę bengalki.
— Zdradziła i nadal zdradza nasz klan. Już nie raz na swoim futrze przyniosła obcy zapach... i rudą sierść! Wszyscy wiemy jakim klanie teraz jest decydująca przewaga rudych osobników. W tym samym, w którym moja matka się wychowała! Pewnie co księżyc plotkuje sobie z Piaskową Gwiazdą przy myszce zdradzając wszystkie nasze słabości! — wykrzyczała kotka.
Zbożowy Kłos patrzyła na nią zszokowana. Zaskoczenie szybko przerodziło się w gniew. Wściekłość zabłysła w oczach bengalki. Borsuczy Warkot uśmiechnął się pod nosem. Nie spodziewał się, że wyjdzie taki melodramat.
— Najwidoczniej pająki ci mózg zasnuły skoro masz takie fantazje. Zamknij pysk, bo znów trącasz nosa w nie swoje sprawy. Widać, że geny Zbożowego Pola ci w dupsku poprzewracały! — wydarła się na córkę zastępczyni.
Borsuczy Warkot zastąpił drogę niebieskiej i stanął przed zastępczynią.
— Jesteś jakoś w stanie udowodnić nam to, czy tylko będziesz dalej wrzeszczała na swoją rodzinę? Własne dzieci masz głęboko w poważaniu! Dbasz tylko wyłącznie o swój zad i nie obchodzi cię nic więcej. Chrobotkowy Obłok dawała siebie z wszystko, żeby spełnić twoje chore wymagania, a ty... gdzie byłaś kiedy cię potrzebowała? Ile razy odwiedziłaś ją chociażby w żłobku? — uniósł się.
Dostrzegł furię płonącą w oczach bengalki. Przesadził. Celowo. Nie musiał czekać długo na jej reakcje. Kotka rzuciła się na niego z pazurami.
— Zajebię cię! Zapierdolę! Za wszystko co jej zrobiłeś, kawałku lisiego łajna! — wrzeszczała.
Jej pazury przeryły pysk wojownika. Próbował zrzucić z siebie kotkę, ale była silniejsza od niego. Uderzenie serca wystarczyło, żeby krew zaczęła spływać mu po pysku. Nie minęła chwila a poczuł ból na w okolicach lewego ucha. Zastępczyni oderwała je niczym nic nieznaczący liść z gałęzi. Pewnie zabiłaby go na miejscu, gdyby nie Jesiotrowa Łuska z pomocą Szałwiowego Szlaku odciągnął ją od kocura.
— Widzicie. Jest niestabilną furiatką. Nie powinna być zastępcą ani nawet wojowniczką. — syknął w stronę kotki.
Przetarł łapą pysk z krwi. Będzie musiał udać się do medyka. Prychnął cicho. Z synem Jesionowej Gwiazdy też będzie coś musiał zrobić.
— Od dziś Zbożowy Kłos nie jest członkiem Klanu Nocy. Udowodniła nam właśnie ile jest warta jako lider. — przemówił. — Jej gwałtowność i porywczość stanowią zagrożenie do klanu jak i jego mieszkańców. Odejdź. Nikt tu ciebie nie potrzebuje. — warknął do kotki.
Wojownicy puścili rozwścieczoną bengalkę. Nie trzeba było jej wyprowadzać. Mamrocząc pod nosem i cała zjeżona opuściła obozowisko. Borsuczy Warkot uśmiechnął się dumnie. Dopiął swego. Wszystko poszło bez zbędnych komplikacji. Naiwni głupcy. Dali sobą tak łatwo pomiatać. Borsuk wbił pazury w konar. Wyprowadzi ich na prostą. Pod jego łapą Klan Nocy stanie się potęgą o jakiej nie śnili. Inne klany będą im jeść z łap. Tak. Z nim i błogosławieństwem Klanu Gwiazd nawet Mroczny Las zostanie unicestwiony. Wdrapał się do dziupli lidera. Spojrzał na Klan Nocy.
Na jego klan.
— Od dziś ja będę wami przewodził. Nie zawiodę. Nie tak poprzednia banda głupców u władzy. — zaczął. — Ja, Borsukowa Gwiazda, przyrzekam wam rozsądność i sprawiedliwość, której wcześniej nie było. Żadnej faworyzacji. Żadnego uginania się przed wrogiem. Koniec z maratonem własnych potknięć.
Nikt nie ośmielił się mu przerwać. Spojrzał na wpatrujących się w niego wojowników. W niejednych ślipiach dojrzał niepewność, w niektórych złość. Ignorował ich. Z czasem zrozumieją, że to był najlepszy wybór dla Klanu Nocy. Za władzą Jesionowej Gwiazdy ich klan umierał. Słabł z każdym oddechem kocięcia w kociarni. Borsucza Gwiazda nie mógł na to pozwolić. Nie mógł na to więcej patrzeć.
— Moim zastępcą zostaje Borówkowy Liść. — miauknął. — Dziś udowodniła swoją wartość i oddanie dla klanu nam wszystkim. Nie widzę lepszego wyboru niż ona.
Na to wiadomość jeden rozwścieczony kot wyrwał się do przodu.
— Obiecałeś! — wrzasnął Ognisty Język. — Obiecałeś! Parszywy kłamca! Obiecałeś mi, że to ja będę liderem! A nawet nie uczyniłeś mnie swoim zastępcą! Parszywe lisie łajno! Tyle dla ciebie zrobiłem! — awanturował się kocur.
Borsucza Gwiazda westchnął. Zapomniał o tym problematycznym elemencie. Kocurem tak łatwo się manipulowało, ale jego ambicji nie potrafił wytrącić mu z łba. Mianowanie go swoim zastępcą byłoby gwoździem do jego trumny. Nie było kota w Klanie Nocy, który uznałby Ognisty Język za dobrego kandydata do czegokolwiek.
— Ognisty Języku. Przyjacielu. — zaczął spokojnym głosem, dusząc w sobie gniew na tego mysiego móżdżka. — Byłeś moim pierwszym wyborem. Dobrze wiem ile ci zawdzięczam i ile dobrego zrobiłeś dla naszego klanu. Ale... sytuacja z Nadchodzącym Dzikiem... — zawiesił głos. — Powinieneś pierw dojść do siebie. Zająć się swoim synem. Wraz z polepszeniem się twojego stanu możesz być pewny, że zajmiesz to stanowisko. — mruknął.
Ognisty Język nie zdawał się być przekonany. Z nienawiścią spojrzał na kocura, a potem uciekł. Borsucza Gwiazda nie zamierzał go gonić. Wojownik był niczym mała kotka. Obrazi się, wypłacze, a potem wróci do niego, udając, że wcześniejsza sytuacja nie miała miejsca.
— Możecie się rozejść. — ogłosił i zeskoczył na dół.
Spotkał się z zaciekawionym spojrzeniem Borówkowego Nosa.
— Naprawdę zamierzasz mianować go swoim zastępcą? — prychnęła kotka.
Borsucza Gwiazda wywrócił oczami.
— Myślisz, że pszczoły zasnuły mi mózg? Oczywiście, że nie. Ale znasz ego Ognistego Języka. — mruknął do zastępczyni. — Lepiej zajmij się patrolami. Później porozmawiamy o reszcie.