Jasny bengal zmrużył oczy, gdy po raz kolejny coś szarpnęło pudełkiem, przez co podskoczył nieznacznie. Kremowy bok pieszczocha przycisnął się do okrutnej, zimnej ściany, a chłodny dreszcz przebiegł po kręgosłupie. Parsknąwszy ze zdenerwowaniem uchylił pyszczek, z którego wydobyła się seria wyjątkowo głośnych, niezadowolonych miauknięć, które miały wyrazić jego niezadowolenie całą tą obecną sytuacją. Najwidoczniej jednak Dwunożni całkiem zignorowali jego protesty, bo kolejny nieoczekiwany wstrząs poruszył jego drobnym ciałem. Cóż za gruboskórne i bezduszne zachowanie…
Ciepłe ślepia Celestyna uważnie lustrowały otoczenie, mimo, iż doskonale już znał te cztery ściany, w których Dwunożni zamykali go za każdym razem, gdy nadchodził czas wizyty u Wyprostowanego w srebrnej skórze. Tym razem również się nie pomylił i ostatecznie wylądował na lodowatej posadzce, gdzie podano mu jakieś tajemnicze medykamenty... Prychnął, ostrożnie przejeżdżając językiem po swoim futrze na to wyjątkowo przykre wspomnienie. Wciąż czuł na ozorku ten mdły, gorzki smak. Pokręcił delikatnie łbem na boki. Akurat zabrali go, gdy został olśniony i największe natchnienie spłynęło na niego, nakłaniając do tworzenia! Już prawie ukończył swe arcydzieło, lecz najwidoczniej inny los był Celestynowi pisany i nigdy nie dane mu było skończyć, bowiem Dwunożni wtedy wytargali go z przytulnego domostwa i wywlekli na dwór, narażając na chłód świata… Podłe, doprawdy podłe zachowanie. Zamknął na moment powieki, jednak kolejny wstrząs nie pozwolił mu na odpoczynek…
Wyleczeni: Celestyn
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?W Klanie Nocy
Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.
W Klanie Wilka
Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).
W Owocowym Lesie
Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Celestyn. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Celestyn. Pokaż wszystkie posty
02 sierpnia 2025
15 maja 2025
Od Celestyna CD. Wisterii
Schylił łeb i powolnym ruchem przejechał językiem po swojej prawej łapie. Następnie uniósł wzrok znad pstrokatej poduszki, aby jego oczom ukazała się… Nie, nie, to nie mogła być ona. Bicie serca kocurka przyspieszyło gwałtownie. A jednak. Roziskrzone, chabrowe ślepia wpatrywały się w jego jasne lico, zdradzając tak wiele emocji, na zmianę tańczących w tęczówkach kocicy. Przełknął żółć, zalegającą w jego gardle i poczuł, jak do jego piwnych oczu napływają łzy. Rozpłakał się jak kociak. Rzewne krople poruszenia zaczęły strumykami spływać po jego policzkach, otulając jego pyszczek i po chwili lądując na kanapie, aby wsiąknąć w delikatny materiał. Gdy tylko łapki Wisterii spoczęły na aksamitnym poszyciu kanapy, rzucił się ku niej i zapłakał, mocząc jasne futerko rudej.
— W-wisterio! Siostro moja najdroższa… — przerwał, ponieważ szloch znów odebrał mu mowę. Dopiero po chwili dotarł do niego sens wypowiedzianych przez kotkę słów. — N-nie… nie przyszedł z tobą? Ah! Los nas pokarał! Tak straszliwie… I co my poczniemy! Niesprawiedliwość! Nie… — Schował mordkę w sierść siostry, tym samym zagłuszając kolejne słowa.
— To znaczy, że… Leto nie wrócił do domu? — wyszeptała drżącym głosem Wisteria, a po jej polikach spłynęły łzy.
— Myślałem, ż-że będzie z tobą! — zawył. — Nie wiesz nawet, jak samotny byłem! Co dzień z utęsknieniem wyczekiwałem was…
Wisteria powolnym ruchem poklepała go po barkach, jednak spod jej półprzymkniętych powiek dało się wywnioskować, że również skrywała w sobie wiele żalu.
— Nie płacz, Celestynie…
— Kiedy ja nie mogę! — Bengal załamał łapy, wznosząc swe ślepia ku górze.
Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek dane mu będzie ujrzeć pyski rodzeństwa; z każdym dniem coraz bardziej tracił nadzieję, dotąd wypełniającą go. A teraz... teraz Wisteria wróciła. Oszołomiony nagłym przypływem tak wielu emocji nie był w stanie pojąć, że Leto miał już nigdy nie zawitać w progu ich domostwa.
— W-wisterio! Siostro moja najdroższa… — przerwał, ponieważ szloch znów odebrał mu mowę. Dopiero po chwili dotarł do niego sens wypowiedzianych przez kotkę słów. — N-nie… nie przyszedł z tobą? Ah! Los nas pokarał! Tak straszliwie… I co my poczniemy! Niesprawiedliwość! Nie… — Schował mordkę w sierść siostry, tym samym zagłuszając kolejne słowa.
— To znaczy, że… Leto nie wrócił do domu? — wyszeptała drżącym głosem Wisteria, a po jej polikach spłynęły łzy.
— Myślałem, ż-że będzie z tobą! — zawył. — Nie wiesz nawet, jak samotny byłem! Co dzień z utęsknieniem wyczekiwałem was…
Wisteria powolnym ruchem poklepała go po barkach, jednak spod jej półprzymkniętych powiek dało się wywnioskować, że również skrywała w sobie wiele żalu.
— Nie płacz, Celestynie…
— Kiedy ja nie mogę! — Bengal załamał łapy, wznosząc swe ślepia ku górze.
Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek dane mu będzie ujrzeć pyski rodzeństwa; z każdym dniem coraz bardziej tracił nadzieję, dotąd wypełniającą go. A teraz... teraz Wisteria wróciła. Oszołomiony nagłym przypływem tak wielu emocji nie był w stanie pojąć, że Leto miał już nigdy nie zawitać w progu ich domostwa.
<Wisterio?>
04 kwietnia 2025
Od Celestyna
Uniósł łeb, posyłając Dwunożnemu spojrzenie swoich lśniących, ciepłych oczu. Wygiął grzbiet w łuk, a następnie schylił się nieco, napiął mięśnie i jednym, zgrabnym susem wskoczył na kanapę, stając tuż przy staruszku. Przepchnął się między rękami Wyprostowanego, wciskając się na jego kolana. Powoli schylił się, wygodnie kładąc się na jego spodniach i wydając z siebie cichy pomruk zadowolenia. Leżał tak przez chwilę, a na swoim pyszczku czuł przyjemny dotyk; Dwunożny gładził go czule po karku, mierzwiąc pieszczotliwie sierść.
Gorące promienie słoneczne przebijały się przez gałęzie drzew, padając wprost na grzbiet Celestyna. Frywolny wiatr przemykał między jasnymi kosmykami jego sierści, a ptasi trel niósł się echem po ogrodzie dwunożnych, umilając każdą chwilę spędzoną poza domostwem. Bengal przechadzał się wśród wysokich traw, muskających jego lico. Barwne, kwieciste główki wysuwały się ku górze, zupełnie jakby walczyły o dostęp do światła, rozczepionego na milion kawałków. Pieszczoch przysiadł przy jednym z kwitków, ogonem przejeżdżając po ziemi i całkiem ginąc pośród mieszaniny zieleni. Z rozkoszą przymknął oczy, napawając się idylliczną chwilą i w pełni oddając się przemyśleniom. Mimowolnie pierwszym pyskiem zobaczonym przez niego po zamknięciu powiek była Petunia; potem Wisteria, a na końcu Leto. Od ich zaginięcia minęło już tak wiele czasu, a on wciąż nie potrafił się z tym pogodzić… Tak bardzo tęsknił.
─── ⋆⋅ ☾⋅⋆ ───
Gorące promienie słoneczne przebijały się przez gałęzie drzew, padając wprost na grzbiet Celestyna. Frywolny wiatr przemykał między jasnymi kosmykami jego sierści, a ptasi trel niósł się echem po ogrodzie dwunożnych, umilając każdą chwilę spędzoną poza domostwem. Bengal przechadzał się wśród wysokich traw, muskających jego lico. Barwne, kwieciste główki wysuwały się ku górze, zupełnie jakby walczyły o dostęp do światła, rozczepionego na milion kawałków. Pieszczoch przysiadł przy jednym z kwitków, ogonem przejeżdżając po ziemi i całkiem ginąc pośród mieszaniny zieleni. Z rozkoszą przymknął oczy, napawając się idylliczną chwilą i w pełni oddając się przemyśleniom. Mimowolnie pierwszym pyskiem zobaczonym przez niego po zamknięciu powiek była Petunia; potem Wisteria, a na końcu Leto. Od ich zaginięcia minęło już tak wiele czasu, a on wciąż nie potrafił się z tym pogodzić… Tak bardzo tęsknił.
Od Celestyna
Przesunął łapą po podłodze, kreśląc długą, niebieską smugę i poruszył wąsami, uśmiechając się do siebie. Jeszcze chwila… Ponownie zanurzył swoje jasne poduszeczki w błękitnej farbie i z impetem wyjął je, rozchlapując barwnik na wszystkie strony. Kremowy zmrużył oczy, nieznacznie wyciągając język i ze skupieniem przyglądając się swojemu dziełu. Jeszcze kilka pociągnięć łapą, trochę farby i…. Gotowe! Uderzył ogonem o ziemię, wzrokiem lustrując ukończoną pracę. Nie zdążył do końca przeanalizować wszystkiego, a za sobą usłyszała czyiś krzyk; starszy Dwunożny zbliżył się do niego, swoimi wielkimi, łysymi łapskami chwytając Celestyna za klatkę piersiową i unosząc go. Bengal poruszył kończynami w powietrzu, a następnie wydał z siebie przeciągłe miauknięcie, odwracając łeb na tyle, aby móc przyjrzeć się dokładniej Wyprostowanemu. Na jego pysku widniał jakiś dziwny grymas, którego pojawienia się Celestyn nie był w stanie zrozumieć. No bo jak to tak, na jego sztukę? Przecież podobizna Petunii wyszła mu naprawdę dobrze! Dawno nie stworzył czegoś tak cudownego i był pewien, że doskonale odwzorował wygląd swojej ukochanej rodzicielki. Więc co mogło być przyczyną złości jego opiekuna? A może wcale nie był zły? O tak, na pewno właśnie miał zamiar dać mu jakąś nagrodę za to, jakim jest wspaniałym artystą!
Chyba jedak nie. Dwunożny wsadził go do jakiegoś dziwnego, śliskiego pudełka i chwycił za pokrętło. Jakimś dziwnym trafem z otworku mieszczącego się blisko grzbietu bengala trysnęła woda; bardzo zimna woda. Kocur skulił się, odsuwając od chłodnego strumienia.
Ostatecznie skończył z mokrymi łapkami, niezadowolonym pyszczkiem i zmierzwionym futerkiem.
Chyba jedak nie. Dwunożny wsadził go do jakiegoś dziwnego, śliskiego pudełka i chwycił za pokrętło. Jakimś dziwnym trafem z otworku mieszczącego się blisko grzbietu bengala trysnęła woda; bardzo zimna woda. Kocur skulił się, odsuwając od chłodnego strumienia.
Ostatecznie skończył z mokrymi łapkami, niezadowolonym pyszczkiem i zmierzwionym futerkiem.
Od Celestyna
Wpatrywał się w przestrzeń przed siebie, co jakiś czas mrużąc oczy i ziewając przeciągle. Słońce chyliło się już ku horyzontowi, swoimi promieniami delikatnie muskając ziemię. Po chwili jednak zginęło gdzieś, chowając się przed wzrokiem Celestyna i zostawiając za sobą jedynie ciemność. Bengal westchnął, odwracając się na pięcie i jednym, zgrabnym ruchem zeskakując z parapetu. Powolnym krokiem ruszył w kierunku kanapy, aby po chwili wskoczyć na nią i umościć się delikatnie na błękitnym kocu. Kątem oka dostrzegł ciemne futro Amfitryty, przemykające gdzieś między meblami. Kocur wysunął pazury, prawą łapą drążąc małe szlaczki w aksamitnej okrywie. Niestety, jego dzieła za każdym razem znikały, pozostawiając po sobie jedynie pustkę. Po którymś razie zakończonym porażką, Celestyn wstał i, mamrocząc pod nosem ze złością, podreptał w kierunku uchylonych drzwi. Prędko opuścił domostwo, aby przewietrzyć się i nieco odpocząć od swojej męczącej pracy. Ile w końcu można? Ogonem smagał nerwowo powietrze, jednak gdy tak wpatrywał się w modry nieboskłon, z każdą chwilą czuł, że cała frustracja opuszcza go, ustępując spokojowi. W końcu jak widok puchatych obłoków sunących po niebie oraz szybujących ptaków może nie być kojący? Kremowy przycupnął na trawie, rozkoszując się cudowną pogodą i mlasnął kilka razy pyskiem, biorąc głęboki wdech. Wszystko kiedyś się ułoży, czyż nie?
30 marca 2025
Od Celestyna do Marionetki
Tęsknił. Boleść jego duszy była tak ogromna, że zapewne byłaby w stanie wypełnić cały Eden, aż po szeroko rozciągnięty nad ziemią nieboskłon, zatopić się w każdym ze złocistych kłosów zboża i rozbrzmieć w każdym ptasim trelu, a i tak zostałoby jeszcze wiele żałości, której tak bardzo chciał dać upust.
W swym sercu wciąż starannie pielęgnował nadzieję, niczym maleńki płomień rozgrzewający jego ducha kawałek po kawałku; a mimo to wiedział, że jego myśl o powrocie Petuni wraz z Leto oraz Wisterią było tylko wierutnym kłamstwem. Podłym łgarstwem, którym codziennie sam siebie karmił, dla choć odrobiny otuchy, przebłysku radości w tych deszczowych dniach.
Przynajmniej miał Amfitrytę, czyż nie?... Na tę myśl odwrócił pysk, rzucając ciemnej kotce krótkie spojrzenie; jednak zamiast ujrzeć cudowną damę, jaką była Wisteria, dostrzegł małą, krwiożerczą bestię, ostrzącą swe białe niczym kość słoniowa pazury na kanapie dwunożnych. Nie… Zdecydowanie kocica nie była tym, czego w danym momencie potrzebował. Jego serce pragnęło czegoś zupełnie innego; czegoś tak mu bliskiego, a jednocześnie obcego. Marzył o powrocie wręcz idyllicznych dni, gdy to, jako ledwie wyrostek, wygrzewał się w blasku słońca, u boku czule liżącej go matki i słuchał jej historii… Gdy całą szóstką biesiadowali w ogrodzie, ciesząc się życiodajną pogodą oraz powabną wonią kwiecia róży, dobiegającą do ich nozdrzy.
Poprawił się na aksamitnej, wyszywanej różnymi wzorami poduszce i ziewnął przeciągle, wyginając grzbiet w łuk. Ostatni raz omiótł pokój wzrokiem i w zamyśleniu zeskoczył z fotela, kierując się do kuchni.
Łapami ugniatał błękitny koc, mrużąc oczy pod wpływem promieni słońca, natarczywie padających na jego jasny pysk. Światłe szale z mocą uderzały o witraż, rozczepiając się na milion barwnych smug i tworząc pełen życia spektakl, rozgrywający się tuż obok Celestyna; na ścianie pomieszczenia. Języki czerwieni, zieleni, pomarańczy i błękitu na zmianę przeplatały się ze sobą, co jakiś czas ginąc w swych objęciach, a następnie ponownie wyłaniając się spod mieszaniny kolorów i na moment zastygając.
Celestyn rozprostował kończyny, wyciągając je mocno do przodu; w takiej pozycji leżał przez jakiś czas, aż kątem oka nie ujrzał Amfitryty; woląc nie ryzykować oberwaniem po zadku jak niegdyś Leto, czym prędzej dźwignął się na łapy, truchtem opuszczając pomieszczenie i kierując się do salonu. Napiął mięśnie i jednym, długim susem wskoczył na parapet, nieco niezdarnie lądując na czterech łapach. Przycupnął przy otwartym oknie, spoglądając w dal. Dopiero wtedy dostrzegł parę brązowych, szeroko otwartych ślepi, wpatrzonych w jego jasne oblicze. Zrobił gwałtowny krok w tył (omal nie spadając z półeczki) i ze świstem wypuszczając powietrze z płuc.
— Kim jesteś, zjawo? — Uniósł nieznacznie brew, po chwili zastanowienia ostrożnie zbliżając się do okna.
Istota nie odpowiedziała; wpatrywała się w jakiś bliżej nieokreślony punkt za plecami kocura, a gdy ten tylko odwrócił głowę, aby wzrokiem powędrować za jej spojrzeniem, w pomieszczeniu rozległ się dźwięk kocich łap. Kocica przekroczyła próg domu, lądując na jednej z komód.
Celestyn ze zdenerwowaniem rozejrzał się, ogonem smagając powietrze i wziął głęboki wdech.
— Po co przybyłaś? Jestem przekonany, iż moje domostwo nie jest odpowiednim miejscem dla takiej… — urwał, mierząc wzrokiem nieznajomą. — Intrygującej… Istoty.
W swym sercu wciąż starannie pielęgnował nadzieję, niczym maleńki płomień rozgrzewający jego ducha kawałek po kawałku; a mimo to wiedział, że jego myśl o powrocie Petuni wraz z Leto oraz Wisterią było tylko wierutnym kłamstwem. Podłym łgarstwem, którym codziennie sam siebie karmił, dla choć odrobiny otuchy, przebłysku radości w tych deszczowych dniach.
Przynajmniej miał Amfitrytę, czyż nie?... Na tę myśl odwrócił pysk, rzucając ciemnej kotce krótkie spojrzenie; jednak zamiast ujrzeć cudowną damę, jaką była Wisteria, dostrzegł małą, krwiożerczą bestię, ostrzącą swe białe niczym kość słoniowa pazury na kanapie dwunożnych. Nie… Zdecydowanie kocica nie była tym, czego w danym momencie potrzebował. Jego serce pragnęło czegoś zupełnie innego; czegoś tak mu bliskiego, a jednocześnie obcego. Marzył o powrocie wręcz idyllicznych dni, gdy to, jako ledwie wyrostek, wygrzewał się w blasku słońca, u boku czule liżącej go matki i słuchał jej historii… Gdy całą szóstką biesiadowali w ogrodzie, ciesząc się życiodajną pogodą oraz powabną wonią kwiecia róży, dobiegającą do ich nozdrzy.
Poprawił się na aksamitnej, wyszywanej różnymi wzorami poduszce i ziewnął przeciągle, wyginając grzbiet w łuk. Ostatni raz omiótł pokój wzrokiem i w zamyśleniu zeskoczył z fotela, kierując się do kuchni.
。゚•┈꒰ა ♡ ໒꒱┈• 。゚
Łapami ugniatał błękitny koc, mrużąc oczy pod wpływem promieni słońca, natarczywie padających na jego jasny pysk. Światłe szale z mocą uderzały o witraż, rozczepiając się na milion barwnych smug i tworząc pełen życia spektakl, rozgrywający się tuż obok Celestyna; na ścianie pomieszczenia. Języki czerwieni, zieleni, pomarańczy i błękitu na zmianę przeplatały się ze sobą, co jakiś czas ginąc w swych objęciach, a następnie ponownie wyłaniając się spod mieszaniny kolorów i na moment zastygając.
Celestyn rozprostował kończyny, wyciągając je mocno do przodu; w takiej pozycji leżał przez jakiś czas, aż kątem oka nie ujrzał Amfitryty; woląc nie ryzykować oberwaniem po zadku jak niegdyś Leto, czym prędzej dźwignął się na łapy, truchtem opuszczając pomieszczenie i kierując się do salonu. Napiął mięśnie i jednym, długim susem wskoczył na parapet, nieco niezdarnie lądując na czterech łapach. Przycupnął przy otwartym oknie, spoglądając w dal. Dopiero wtedy dostrzegł parę brązowych, szeroko otwartych ślepi, wpatrzonych w jego jasne oblicze. Zrobił gwałtowny krok w tył (omal nie spadając z półeczki) i ze świstem wypuszczając powietrze z płuc.
— Kim jesteś, zjawo? — Uniósł nieznacznie brew, po chwili zastanowienia ostrożnie zbliżając się do okna.
Istota nie odpowiedziała; wpatrywała się w jakiś bliżej nieokreślony punkt za plecami kocura, a gdy ten tylko odwrócił głowę, aby wzrokiem powędrować za jej spojrzeniem, w pomieszczeniu rozległ się dźwięk kocich łap. Kocica przekroczyła próg domu, lądując na jednej z komód.
Celestyn ze zdenerwowaniem rozejrzał się, ogonem smagając powietrze i wziął głęboki wdech.
— Po co przybyłaś? Jestem przekonany, iż moje domostwo nie jest odpowiednim miejscem dla takiej… — urwał, mierząc wzrokiem nieznajomą. — Intrygującej… Istoty.
<Ee, duchu?>
07 marca 2025
Od Celestyna
Najpierw był chłód. Lodowate zimno, przeszywające całe jego ciało i wślizgujące się pod grubą warstwę kremowego futra, podszczypując złośliwie. Bezwzględny wiatr, targających jasnymi kosmykami sierści Celestyna szumiał złowrogo i zawodził przeraźliwie, poruszając odległymi drzewami. Straszliwe zimno owładnęło ciałem młodziaka, jakby odradzając dalszej wycieczki w głąb kwietnego ogrodu dwunożnych. Śnieżnobiały puch wdzierał się pomiędzy paliczki u jego łap, chwilę po dostaniu się do źródła ciepła zamieniając się w chłodną wodę.
A potem nastało ciepło. Nieśmiałe, niepewne promienie słońca wychynęły zza szarych obłoków, jakby zawstydzone, muskając swymi światłymi szalami pręgowany grzbiet pieszczocha. W tej chwili nawet uciążliwy śnieg nie był aż tak denerwujący, chociaż nie zmieniało to faktu, iż zdecydowanie wygodniej było mu w domu, wśród ciepłych kocy oraz poduszek przypominających matczyny brzuch.
Piwnooki zatrzymał się tuż przy płocie, z żalem wyglądając poza drewniane szczeble. W głębi duszy wciąż liczył na powrót Leta i Wisterii; zdarzało mu się nawet czekać na nich przy domostwie, w akcie naiwnej wierności oraz nadziei. Mimo to wszyscy wiedzieli, że dwójka bengalów miała już nigdy nie zawitać w progu domu ich dwunożnych. Myśl ta za każdym razem napawała go tym samym, ogromnym smutkiem i czasem nawet kremowy zastanawiał się nad wyruszeniem na poszukiwania rodzeństwa. Za każdym razem jednak zbywał tę myśl krótkim machnięciem ogona; w końcu co świat począł by bez jego cudnej, złotej mordki?
Amfitryta dodawała mu nieco otuchy oraz poczucia czyjejś bliskości, jednak… Nie pozostawiało wątpliwości, iż agresywna kocica nie należała do najlepszych rozmówców — chyba, że nie przeszkadzało ci oberwanie łapą w brzuch, czego kocur zdecydowanie wolał uniknąć.
— Celestyn! — Czyjś głos przebił się przez głośny szum wiatru i kątem oka pieszczoch dostrzegł smugę światła, wylewającą się przez otwarte drzwi domu. Sylwetka dwunożnego zamajaczyła na tle jaskrawej żółci, a chwilę później ten sam dźwięk po raz kolejny poniósł się echem po ogrodzie:
— Celestynie!
Kremowy z cichym westchnieniem obrócił łeb, posyłając wyprostowanemu krótkie spojrzenie, po czym ponownie dźwignął się na łapy, powoli zbliżając się do nóg pomarszczonego mężczyzny.
Jakby od niechcenia otarł się o jego nogi i zadarł łebek, pozwalające na krótkie pogładzenie po tej części ciała, a następnie wyminął go i zniknął gdzieś w głębi salonu.
A potem nastało ciepło. Nieśmiałe, niepewne promienie słońca wychynęły zza szarych obłoków, jakby zawstydzone, muskając swymi światłymi szalami pręgowany grzbiet pieszczocha. W tej chwili nawet uciążliwy śnieg nie był aż tak denerwujący, chociaż nie zmieniało to faktu, iż zdecydowanie wygodniej było mu w domu, wśród ciepłych kocy oraz poduszek przypominających matczyny brzuch.
Piwnooki zatrzymał się tuż przy płocie, z żalem wyglądając poza drewniane szczeble. W głębi duszy wciąż liczył na powrót Leta i Wisterii; zdarzało mu się nawet czekać na nich przy domostwie, w akcie naiwnej wierności oraz nadziei. Mimo to wszyscy wiedzieli, że dwójka bengalów miała już nigdy nie zawitać w progu domu ich dwunożnych. Myśl ta za każdym razem napawała go tym samym, ogromnym smutkiem i czasem nawet kremowy zastanawiał się nad wyruszeniem na poszukiwania rodzeństwa. Za każdym razem jednak zbywał tę myśl krótkim machnięciem ogona; w końcu co świat począł by bez jego cudnej, złotej mordki?
Amfitryta dodawała mu nieco otuchy oraz poczucia czyjejś bliskości, jednak… Nie pozostawiało wątpliwości, iż agresywna kocica nie należała do najlepszych rozmówców — chyba, że nie przeszkadzało ci oberwanie łapą w brzuch, czego kocur zdecydowanie wolał uniknąć.
— Celestyn! — Czyjś głos przebił się przez głośny szum wiatru i kątem oka pieszczoch dostrzegł smugę światła, wylewającą się przez otwarte drzwi domu. Sylwetka dwunożnego zamajaczyła na tle jaskrawej żółci, a chwilę później ten sam dźwięk po raz kolejny poniósł się echem po ogrodzie:
— Celestynie!
Kremowy z cichym westchnieniem obrócił łeb, posyłając wyprostowanemu krótkie spojrzenie, po czym ponownie dźwignął się na łapy, powoli zbliżając się do nóg pomarszczonego mężczyzny.
Jakby od niechcenia otarł się o jego nogi i zadarł łebek, pozwalające na krótkie pogładzenie po tej części ciała, a następnie wyminął go i zniknął gdzieś w głębi salonu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)