*kilka wschodów słońca po ceremonii uczniów*
Stojąc w wyjściu z legowiska uczniów, rzuciła przelotne spojrzenie śpiącym braciom. Tylko Lotosowi z ich trójki się poszczęściło. Biały tak jak i ona został wojownikiem. Po jego minie w trakcie ceremonii widać było, że nie pałał miłością do nowej roli, jaką Królicza Gwiazda dla niego wybrał. Tak samo było w jej przypadku, chociaż podczas ceremonii niechęć w związku z pełnieniem nowej roli skryła za wymuszonym uśmiechem. Mimo przeogromnych chęci i upływu wschodów słońca, nie potrafiła polubić treningów wojownika, nawet jeśli jej mentorką została Przeplatkowy Wianek. Kotka z pozoru miła, jednak im dłużej czasu z nią spędzała, tym łapała się na tym, że szylkretka jej kogoś przypomina z zachowania i sposobu w jaki się wypowiada. Dość szybko zdała sobie sprawę, że tym kimś był Alba.
Niczym duch, najprawdziwsza zjawa, niezauważona przez śpiących uczniów opuściła legowisko, kierując się w stronę wyjścia z obozu, za którą czaiła się czarna otchłań otulająca tereny Klanu Burzy. Obrzuciła spojrzeniem jednego ze strażników, który stał na wejściu; walczył sam ze sobą, żeby nie zasnąć.
– W-wróżka? – ziewnął Poczicwy Dziwaczek, otwierając oczka – Co ty tu robisz? Jest środek nocy... – Mówiąc to, otworzył szerzej pyszczek, wystawiając język. Kilkukrotnie zamrugał, chcąc się upewnić, że uczennica nie jest wytworem jego wyobraźni.
– Chce mi się siku – skłamała, przebierając nóżkami.
– Ach... ACH! Mam iść z tobą? Tylko muszę kogoś...
– Nie. Nie musisz iść. Pójdę za tamten krzaczek, o tam... Widzisz? – wskazała na "toaletę", na co bury kocur jej przytaknął. – Za chwilę wrócę.
Mimo początkowego strachu i niepewnie stawianych kroków, z każdym uderzeniem serca coraz pewniej stawiała łapy na wilgotnym terenie, kierując się w nieznane. Co jakiś czas podczas nocnego spaceru na własną łapę zatrzymywała się i unosiła spojrzenie w kierunku nieba, by móc napawać się widokiem gwiazd błyszczących tuż nad nią. Była obserwowana przez przodków, którzy na pewno wyrażali swoją dezaprobatę wobec jej zachowania.
Na widok bawiących się młodych królików na polanie na jej pyszczku zawitał uśmiech, po raz pierwszy w ciągu dzisiejszego dnia. Miała nadzieję, że te maleństwa nie skończą jutrzejszego dnia jako pokarm dla wojowników, tak samo jak ten biały puchaty królik. Chcąc, nie chcąc, myślami odpłynęła do treningu, podczas którego mentorka pokazywała jej przeróżne techniki łowieckie, a na jej pysk wkradł się smutek.
Wełnista Łapa chłonęła z uwagą każde słowo, które opuściło pysk Przeplatki, jednak kiedy ruszyła w pościg za ranną zwierzyną, nie potrafiła jej dobić. W ciszy przyglądała się puchatemu stworzonku, które zostało zranione przez kocicę w łapkę, aby uczennica z łatwością mogła je upolować i przynieść sama do obozu. Oszustwo, ale tata na pewno byłby dumny. Byłby dumny, gdyby potrafiła odebrać życie istocie, w której widziała siebie. Strach w oczach królika udzielił się albinosce.
– Ja... Nie mogę... Nie potrafię... – wydukała, kiedy zbliżyła się do niej Przeplatkowy Wianek z zamiarem pogratulowania uczennicy udanych pierwszych łowów. Szylkretka prychnęła i sama zatopiła zęby w małym ciałku królika, którego piski w ciągu uderzenia serca ucichły. Wełnista Łapa w ciszy przyglądała się starszej kotce i trzymanemu przez nią królikowi, którego śnieżnobiała sierść gdzieniegdzie pokryta była przez szkatłatną ciecz. – Przepraszam.
– Nie możesz się wahać, Wełnista Łapo – rzekła mentorka, po tym jak odłożyła zwierzynę tuż przed łapami albinoski. Koteczka zmrużyła fioletowe oczy, starając się skupić spojrzenie na czymś innym niż martwe zwierzę. – Doprawdy, dziwne z ciebie kocię. Aby mieć opory przed polowaniem... – Pokręciła głową nie kryjąc rozbawienia na tę przedziwną sytuację. – Ciekawe co będziesz jadła po treningu, skoro gardzisz królikiem.
– Trawę... – miauknęła cicho, wypuszczające kłębek pary. Mimo pory nowych liści, dzisiejsza noc była chłodna. Pewnie gdyby posiadała krótka sierść, chłód bardziej dawałby się jej we znaki. – Gdybym mogła, jadłabym tylko trawę, tak jak króliki i zające...
Łatwiej jej było spożywać pokarm przyniesiony przez innych wojowników. Jeszcze jak to był kawałek, a nie cała zwierzyna to była przeszczęśliwa. Nie musiała spoglądać w ich puste oczy.
Minęła Upadłego Potwora. Przedziwna konstrukcja w nocy wyglądała jeszcze bardziej upiornie niż za dnia. A odgłosy dochodzące od wschodu, od Drogi Grzmotu, sprawiały, że koteczka przyspieszyła kroku w kierunku sosnowego lasu, wyrastającego tuż przed nią.
Być może Klan Gwiazdy nad nią czuwał, być może głupi ma szczęście, jednak przez ten cały czas swojej nocnej wędrówki nie natrafiła na żadnego kota z Klanu Burzy, ale również na samotnika, który zdecydowałby się naruszyć granicę klanu. Tylko króliki, zające, świersze i ... świetliki. Z zafascynowaniem przyglądała się świecącym owadom, które otoczyły ją z każdej strony.
Jeśli spotkałaby teraz kogoś, na pewno zostałaby wzięta za ducha. Była tego pewna. W końcu istniała mała szansa, aby spotkać mieniącego się blaskiem białego kota o przedziwnym, niespotykanym kolorze oczu. Tak, była duchem, zjawą, gwiezdnym bytem. Tego się trzymała i z tą myślą dalej parła naprzód przed siebie, wierząc, że jeśli tak odpowie na pytanie kim jest, nic złego jej się nie stanie, a stworzy zabawną sytuację, w której w Grocie Pamięci podczas wspominek wszyscy będą się śmiać.
Zaciągnęła się zapachem sosen, które rosły tuż przy terenach Klanu Burzy. Żałowała, że tylko ten mały skrawek drzew zajmuje klanowe tereny. Ucieszyłaby się, gdyby prawdziwe drzewo, a nie ta dziwna budowla było usytuowane na środku obozu, dając schronie w swym pniu, ale również chroniąc takich jak ona przed wiatrem, deszczem, a przede wszystkim słońcem. Zmrużyła oczy i z uniesionym pyszczkiem ruszyła na oślep przed siebie, delektując się zapachem drzew.
Słysząc trzask gałęzi, wzdrygnęła się, tym samym powracając na ziemie z krainy marzeń. Szelest zbutwiałych liści i odgłos kroków z każdą chwilową stawał się głośniejszy. Kot ewidentnie chciał, aby wiedziała, że nie znajduje się tutaj sama. A ona nie miała zamiaru wychodzić z roli ducha. Z tą myślą, ruszyła naprzód, chcąc wyjść na przeciw wojownikowi i zrobić sobie z niego mały żart. Może wpadłaby na tatę? Chyba udał się ze swoim mentorem na nocny patrol. Na pewno będzie na nią zły, że opuściła obóz. A może ją pochwali? A Królicza Gwiazda doceni i szybko mianuje na wojownika. A wtedy będzie zgłaszać się tylko na nocne patrole i nie będzie musiała polować. No chyba, że zostanie ukarana i będzie musiała kopać doły jako kret. Ach!
Liście i małe gałązki zaplątały się w jej sierść, a świetliki ledwo nadążały za jej tempem. Do czasu, aż kotka zdając sobie sprawę, że nie rozpoznaje terenów zwolniła kroku. Była pewna, że kręciła się po tym niedużym gaju znajdującym się przy granicy, jednak teraz z każdej strony otaczały ją drzewa. Nie ważne, w którą stronę się odwróciła, nie dostrzegała polany.
Drzewa. Drzewa. Więcej drzew. Jakiś czarny kot, który się na nią patrzy...
Cichutko pisnęła, gdy dostrzegła świecącą w mroku parę oczu skupiających się na jej osobie. Postać do złudzenia wyglądała znajomo przez fakt posiadania krótkiego ogonka, jednak jej zapach był obcy, przesiąkniety zapachem iglaków. Nie był to Królicza Gwiazda, nie był to również Zawodzący Echo, ani Barszczowa Łodyga. Był to... Samotnik? A może... W końcu to oni pachnęli lasem iglastym, jeśli wierzyć opowieściom starszych. Jak na razie sama nie miała okazji wąchać żadnego Wilczaka.
– Witaj wojowniku Klanu Wilka – zaczęła, mając nadzieję, że ma przed sobą faktycznie wojownika, a nie medyka, czy wyrośniętego ucznia sąsiedniego klanu. Bo inaczej jej cały plan, który na szybko wymyśliła w łebku, aby się wykaraskać z sytuacji legnie w gruzach. Jeśli ten tutaj obcy jej nie zabije, to na pewno zrobi to ojciec, za to, że była tak lekkomyślna. W myślach spróbowała się skontaktować z Lotosem, mając nadzieję, że więzy krwi pomogą jej chwilowo zostać pobłogosławioną przez mądrości brata. – Nazywam się Mleczna Droga. Zstąpiłam ze Srebrzystej Skóry, aby... – Urwała, w tym samym momencie kichając, gdy jeden z świetlików usiadł na jej nosku
Czy przodkowie na Srebrzystej Skórze kichali? Nie widziała, ale miała nadzieję, że kichali, chociażby od gwiezdnego pyłu. Tata jej nic na ten temat nie mówił, medycy i kronikarze również. Przełknęła ślinę, odliczając w umyśle moment, w którym na własnej skórze przekona się o tym, ile w opowieściach starszych jest prawdy na temat kotów z Klanu Wilka. Chociażby, gdyby faktycznie były najprawdziwszą prawdą to by nie miała możliwości się przedstawić.
<Mglisty Śnie? Dystrybucja gwiezdnych kociąt, wskaż drogę powrotną naiwnej zgubie, albo weź "ukradnij" tzn. wypożycz Wróżkę do klanu wilka, lider na pewno się ucieszy za pozbawianie wrogiego klanu gwiezdnych odłamków i magicznych mocy. Może w nagrodę zostaniesz mistrzem 🤯>
[trening wojownik - 1201 słów + nauka polowania na króliki]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz