Krótko po ślubie Pluskającego Potoku oraz Sterletowej Łuski…
Liście, lekko szturchane przez kojący podmuch wiatru, wydawały z siebie cichy szum. Ich szelest był spokojny, jednostajny, a jednak w swojej naturalnej nieregularności tworzył coś na kształt melodii — kołysanki utkanej z wieczornego oddechu lasu. Na tle brunatnego nieba, gdzieniegdzie przetykanego rozjaśniającymi się gwiazdami, dźwięk ten brzmiał wręcz magicznie. Powietrze — chłodne, lecz niesamowicie orzeźwiające — pachniało wilgocią ziemi, miętą i dalekim wspomnieniem lata, jakby wiatr przynosił echa upalnych dni pory Zielonych Liści.
Borówkowa Słodycz siedziała w milczeniu, wpatrzona w srebrzyste lico księżyca, który zawisł wysoko nad koronami drzew niczym wszechwiedzące oko samego Klanu Gwiazdy. Blask księżyca tańczył po jej białym futrze, kładąc się na nim cieniem srebrnej poświaty. Błękitne oczy kotki lśniły jak dwa idealnie oszlifowane szafiry, w których odbijał się świat — rozgwieżdżone niebo, nocny spokój i coś więcej… coś ukrytego głęboko, między ciszą a westchnieniem.
Widok nieba zawsze działał na nią w podobny sposób — zachwycał i koił jednocześnie. Sprawiał, że serce zwalniało, a myśli, nawet te najgłośniejsze, cichły jak fale cofające się po burzy. Tutaj, pod nocnym niebem, łatwiej było oddychać.
— Co tam porabiasz, Boróweczko? — zapytał cicho głos, który znała niemal tak dobrze, jak swój własny oddech. Obok niej stanął Pluskający Potok — kocur o niebieskich oczach i białym futrze przetykanym rudymi plamami. Niósł ze sobą ten znajomy zapach: ciepła, liści i bezpiecznego domu. — Nie śpisz jeszcze? Wyglądasz na dość zmęczoną… Nie chcesz może odpocząć?
Borówkowa tylko lekko poruszyła uszami, jakby jego głos był kolejnym dźwiękiem nocy, z którym się zlewała — niespodzianką, ale nie zakłóceniem. Potem, z tą specyficzną dla niej powściągliwą łagodnością, pokręciła głową. Nie była zmęczona. A może była, ale nie w ten sposób, którego da się pozbyć przez sen.
Nie odpowiedziała jednak. Cisza wciąż trwała, krucha jak pajęczyna rozpięta między gałęziami, gotowa pęknąć pod ciężarem nieprzemyślanego słowa. Zamiast tego trwała w bezruchu, czekając, aż znajdzie odpowiedni moment, by przemówić. I gdy ten nadszedł, jej głos był miękki, lecz niósł w sobie nutę niepokoju — jakby pytanie, które zaraz zada, nosiła w sobie od dawna.
— Jak to jest… kogoś kochać? — zapytała cicho, niemal szeptem. — I… jak to jest, być kochanym?
Na te słowa Pluskający Potok roześmiał się krótko — nie złośliwie, a raczej z czułością, jakby właśnie usłyszał coś, co jednocześnie go rozczuliło i rozbawiło. Z jego gardła dobyło się to znajome, ciepłe mruknięcie, po którym spokojnie usiadł obok niej, splatając ogon ze swoim ciałem, jakby właśnie przygotowywał się na długą, spokojną rozmowę, w której nie warto się spieszyć.
— Nie wydaje ci się czasem, że aż zbyt mocno pragniesz szukać głębi w prostocie? — mruknął z rozbawieniem, po czym szturchnął ją lekko końcówką ogona w bok, w przyjacielskim, typowym dla niego geście. — Miłość się czuje, Boróweczko. To nie jest coś, co musisz rozumieć. To coś, co cię odnajduje — powoli, albo nagle, cicho albo z hukiem. Ale zawsze wiesz, że to właśnie to.
Borówka westchnęła, spuszczając wzrok na swoje łapy, teraz lekko drżące w świetle księżyca. Jej serce biło niespokojnie, choć pozornie nic się nie działo. Noc była spokojna, klan spał, a rozmowa była łagodna. A jednak w środku wciąż coś się tłukło — jakiś niepokój, może żal, może tęsknota. Może wszystko naraz.
— Ale jeśli nigdy się tego naprawdę nie poczuje...? — szepnęła niemal bezgłośnie. — Jeśli to nie dla każdego...?
Pluskający Potok nie odpowiedział od razu. Spojrzał w niebo, pozwalając, by blask gwiazd odbijał się w jego spojrzeniu. Milczał przez chwilę, jakby ważył każde słowo, które zamierza wypowiedzieć. A potem odezwał się znów — cicho, ale pewnie:
— Miłość nie wybiera. Czasem pojawia się tam, gdzie się jej nie spodziewasz. W spojrzeniu, w uśmiechu, w tym, że ktoś czeka na ciebie, nawet jeśli nie musi. W tym, że ktoś zna twoje ciernie i nadal przy tobie trwa. — Przesunął ogonem po ziemi. — A jeśli się boisz, że nie jesteś w stanie jej poczuć… to już ją czujesz. Bo ona zaczyna się od potrzeby bliskości. A ty właśnie o nią pytasz.
Na te słowa Borówkowa Słodycz podniosła na niego spojrzenie. Przez ułamek sekundy w jej oczach błysnęła wilgoć, którą zbyt szybko zignorowała, wciągając chłodne powietrze. Potem tylko skinęła głową i znów spojrzała w górę, gdzie księżyc wędrował powoli po granatowej tafli nieba.
— Chciałabym być na twoim miejscu… Ty wiesz, kogo kochasz. A ja? Nie wiem! Wszystko jest jeszcze przede mną… I to jest w tym wszystkim najgorsze
Poczuła na sobie jego wzrok, a potem zauważyła jego śmiech.
— Spokojnie, spokojnie! Nie musisz się tak rozżalać. Z czasem zrozumiesz, kogo kochasz i tak dalej. Bywa, że należy po prostu czekać. I tyle. — Krótko przejechał językiem po futrze. — Kto wie… Może jednak wiesz, kogo kochasz, tylko nie czujesz się wystarczająco pewna.
— Możliwe…
— No widzisz? Dobra, ja lece już spać. Tylko nie siedź za długo! Porywisty Sztorm z pewnością nie byłaby zadowolona, gdyby twój kochany wujaszek powiedział jej, że nie śpisz po nocach.
Przez moment obserwowała, jak kocur znika za przejściem do wojowniczego legowiska, po czym znów zatopiła spojrzenie pary swych stęsknionych oczu w ciemnym niebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz