Obóz stał dla niego już niemal całkiem otwarty, być może właśnie dzięki ślimakom, przez które trzeba było siłą zaciągać go do żłobka, gdyż kociak upierał się, że będzie "obserwować" ślimaki w ich nowym mieszkaniu i pilnować, by przypadkiem nie uciekły, co niestety było dość trudnym zadaniem. Ciche diabły potrafiły się wspinać po wspaniałym płocie z patyczków i nic nie wskazywało na to, żeby miały jednak przestać, albo stracić ową umiejętność. W ten sposób na następny dzień spotkał się z potężnym rozczarowaniem, kiedy nie wymacał w Ślimaczym Raju żadnego z żyjątek.
Siedział więc skołowany, od czasu do czasu pilnując swojej budowli by przypadkiem nikt jej nie "uprzątnął" burząc przy tym wszystkie jego starania. Czasem po deszczu lub kiedy to miał okazję, wychodził by zebrać kilka ślimaków, jednak bez przewodnika który pokazałby mu, gdzie owe ślimaki są (omijając te bez skorupy), poszukiwania były raczej męczące, dlatego po czasie skupił się głównie na znajdywaniu samych skorup, które chowały się w krzakach. A jego poszukiwania stały się końcowo bardzo owocne! Tak długo przesiadywał ze skorupkami ślimaków, że w końcu sam się doczekał swojego domku. Nie była to co prawda prawdziwa zawinięta skorupka, tylko większy kawałek pozaginanej kory, jednak nadal coś! W dodatku dostał ją od nikogo innego jak Dryfującego Fluorytu, która to przyniosła mu wraz z Barszczową Łodygą kawałek spoza granic obozu.
— I to moje? — Spytał, dokładnie łapami badając swój nowy nabytek. Dostał profesjonalny dom! Z kory!
— Podoba ci się?
— Tak. — Krótka odpowiedź. Zapomniał o podziękowaniu, ale już było za późno. Miał korę w zębach i ciągnął ją w stronę legowiska starszyzny, z zamiarem pochwalenia się nową zdobyczą swojej babci. Może kiedyś sobie przypomni o podziękowaniu.... lub nie. W sumie, to się nawet nie pożegnał.
Po chwili siłowania się ze swoją "skorupą" pojawił się w legowisku, robiąc za istną przeszkodę dla starszych, którzy musieli zawsze uważać na rozbrykane kocię, by przypadkiem na niego nie nadepnąć. Nawet poczuł, jak czyjeś długie łapy ominęły jego osobę, wychodząc na zewnątrz.
— Babcia, babcia patsz co mam! — Wydobył z siebie, gdy już zdołał wciągnąć całą korę do środka. Nie wiedział, czy Brzęczkowy Trel jest w środku, dlatego na szelki przypadek nastawiał się, że będzie musiał szybko i cicho opuścić legowisko. Na szczęście jednak, cynamonowa okazała się być na miejscu. Mało się ruszała z legowiska i kocurek zastanawiał się dlaczego. Może dlatego, że była stara? Tylko stara była też zastępczyni, a ruszała się całkiem sporo. Podobnie jak jeden inny starszy, którego prawie nigdy nie słyszał wśród starszyzny.
— O widzę, widzę. Nie ciężko ci to tak tu ciągnąć?
— Nie — Kolejna krótka odpowiedź, przed którą ostatni raz zaparł się łapami, by przeciągnąć korę jeszcze tylko mały kawałek dalej. Potem ją puścił i poczłapał w stronę głosu, albo raczej pomruku Brzęczkowego Trelu, która specjalnie dawała znać o swoim położeniu w ten sposób.
— I co będziesz z taką korą robić? Wygląda jak ładne posłanie.
— To nie posłanie — Zaczął, wspinając się na starszą — To skorupka.
— Skorupka?
— Aha, skorupka ślimaka.
— I co będziesz z taką skorupką robić? Wydaje się być całkiem ciężka — Kocurek zawisł na babcinej głowie, chwilę później zjeżdżając z niej na cętkowany grzbiet, głową w dół.
— Będę w miej mieszkać — Obwieścił — I będzie to moje własne legowisko do którego nikt nie będzie miał wstępu.
— Nawet babci byś nie wpuścił?
— Nie — Rzekł zdecydowanie, z kocięcym uporem. — Ale możesz sobie wziąć sama taką skorupkę zdobyć i mieć własne legowisko skorupkowe.
— Pomyślę nad tym. Ale możemy być chociaż sąsiadami?
— Chyba tak — sturlał się na ziemię — A jak będę duży to znajdę taką wielką skorupkę jaką mają prawdziwe ślimaki i będę w niej mieszkał. Ale to jeszcze nie teraz bo jej nie udźwignę. No, to pa! — Wstał i podszedł do kawałka kory, przesuwając go znowu w stronę wyjścia, zbierając po drodze wszystkie śmieci z podłogi. Przyszedł się tylko pochwalić, nie miał zamiaru tu siedzieć całą wieczność! Musiał w końcu przetestować swoją nową zabawkę.
Siedział więc skołowany, od czasu do czasu pilnując swojej budowli by przypadkiem nikt jej nie "uprzątnął" burząc przy tym wszystkie jego starania. Czasem po deszczu lub kiedy to miał okazję, wychodził by zebrać kilka ślimaków, jednak bez przewodnika który pokazałby mu, gdzie owe ślimaki są (omijając te bez skorupy), poszukiwania były raczej męczące, dlatego po czasie skupił się głównie na znajdywaniu samych skorup, które chowały się w krzakach. A jego poszukiwania stały się końcowo bardzo owocne! Tak długo przesiadywał ze skorupkami ślimaków, że w końcu sam się doczekał swojego domku. Nie była to co prawda prawdziwa zawinięta skorupka, tylko większy kawałek pozaginanej kory, jednak nadal coś! W dodatku dostał ją od nikogo innego jak Dryfującego Fluorytu, która to przyniosła mu wraz z Barszczową Łodygą kawałek spoza granic obozu.
— I to moje? — Spytał, dokładnie łapami badając swój nowy nabytek. Dostał profesjonalny dom! Z kory!
— Podoba ci się?
— Tak. — Krótka odpowiedź. Zapomniał o podziękowaniu, ale już było za późno. Miał korę w zębach i ciągnął ją w stronę legowiska starszyzny, z zamiarem pochwalenia się nową zdobyczą swojej babci. Może kiedyś sobie przypomni o podziękowaniu.... lub nie. W sumie, to się nawet nie pożegnał.
Po chwili siłowania się ze swoją "skorupą" pojawił się w legowisku, robiąc za istną przeszkodę dla starszych, którzy musieli zawsze uważać na rozbrykane kocię, by przypadkiem na niego nie nadepnąć. Nawet poczuł, jak czyjeś długie łapy ominęły jego osobę, wychodząc na zewnątrz.
— Babcia, babcia patsz co mam! — Wydobył z siebie, gdy już zdołał wciągnąć całą korę do środka. Nie wiedział, czy Brzęczkowy Trel jest w środku, dlatego na szelki przypadek nastawiał się, że będzie musiał szybko i cicho opuścić legowisko. Na szczęście jednak, cynamonowa okazała się być na miejscu. Mało się ruszała z legowiska i kocurek zastanawiał się dlaczego. Może dlatego, że była stara? Tylko stara była też zastępczyni, a ruszała się całkiem sporo. Podobnie jak jeden inny starszy, którego prawie nigdy nie słyszał wśród starszyzny.
— O widzę, widzę. Nie ciężko ci to tak tu ciągnąć?
— Nie — Kolejna krótka odpowiedź, przed którą ostatni raz zaparł się łapami, by przeciągnąć korę jeszcze tylko mały kawałek dalej. Potem ją puścił i poczłapał w stronę głosu, albo raczej pomruku Brzęczkowego Trelu, która specjalnie dawała znać o swoim położeniu w ten sposób.
— I co będziesz z taką korą robić? Wygląda jak ładne posłanie.
— To nie posłanie — Zaczął, wspinając się na starszą — To skorupka.
— Skorupka?
— Aha, skorupka ślimaka.
— I co będziesz z taką skorupką robić? Wydaje się być całkiem ciężka — Kocurek zawisł na babcinej głowie, chwilę później zjeżdżając z niej na cętkowany grzbiet, głową w dół.
— Będę w miej mieszkać — Obwieścił — I będzie to moje własne legowisko do którego nikt nie będzie miał wstępu.
— Nawet babci byś nie wpuścił?
— Nie — Rzekł zdecydowanie, z kocięcym uporem. — Ale możesz sobie wziąć sama taką skorupkę zdobyć i mieć własne legowisko skorupkowe.
— Pomyślę nad tym. Ale możemy być chociaż sąsiadami?
— Chyba tak — sturlał się na ziemię — A jak będę duży to znajdę taką wielką skorupkę jaką mają prawdziwe ślimaki i będę w niej mieszkał. Ale to jeszcze nie teraz bo jej nie udźwignę. No, to pa! — Wstał i podszedł do kawałka kory, przesuwając go znowu w stronę wyjścia, zbierając po drodze wszystkie śmieci z podłogi. Przyszedł się tylko pochwalić, nie miał zamiaru tu siedzieć całą wieczność! Musiał w końcu przetestować swoją nową zabawkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz