Płomykówka nie do końca spełniała się jako wojowniczka. Jasne, polowała tyle, ile mogła, robiła wszystko, aby dbać o dobre imię klanu i wykazywała się tym, czego żądał od niej regulamin. Mimo wszystko, cień wojny wciąż nad nią wisiał, a strata Trójki i chęć trzymania bezpiecznie reszty braci otaczała ją ze wszystkich stron. Nadal była pocieszną kotką, zabawiała maluchy, czekała na własnego ucznia, w wolnym czasie polowała, czy chodziła na wyznaczone patrole. Tylko właśnie wtedy, poza obozem, totalnie smętniała i oddawała się swoim myślom. Czasem nadal żałowała, że nie wybrała ścieżki protektora, ale na to też nie miała siły. Wolałaby pomagać kotom jako medyczka, ale niestety nie było jak. Czasem tylko, gdy nie miała nic do roboty, a one były zawalone, coś podtrzymywała. Wtedy czuła się dobrze. Mogłaby też spróbować oddać się kociakom, zostać karmicielką, ale na to była jeszcze trochę za młoda. A przynajmniej tak się jej wydawało… Mimo wszystko chyba by się zanudziła. Jasne, kociaki były urocze i mogła się z nimi bawić godzinami, ale nic nie zamieni frajdy z biegania, skakania po drzewach i po prostu zwiedzania. To chyba lubiła najbardziej w byciu wojowniczką. Nikt jej już nie pilnował, nie trzymał. Była dorosła, samodzielna, chyba nawet trochę szanowana, bo plotki, że jest od Dwunożnych i nic nie osiągnie, zaczęły zanikać wraz z innymi, dużo ważniejszymi. Mimo to nadal odstawała. Szybko się mianowała, więc nie mogła tyle czasu spędzać już z braćmi. Nadal nie dostała swojego ucznia, więc tak snuła się samotnie. Wiele dni, tym bardziej tych ciepłych, spędzała na dworze. Często przy okazji polowała, ale tak, to po prostu właśnie chodziła, oddając się w swój własny świat. Tak było i tego dnia. Tym razem jednak została wysłana na patrol. Tak, zazwyczaj chodziło się we dwoje, ale ona się uparła i poszła sama. Chociaż oddana swoim myślom, nasłuchiwała. Po wojnie trzeba było zachowywać czujność, bo ktoś by jeszcze mógł zaatakować… A to ostatnie czego chciała. Dlatego słysząc jakiś głos, spięła się. Brzmiał strasznie młodo, a to wcale kotce się nie podobało, dlatego do krzaków podeszła najostrożniej jak mogła. Nie myliła się, zaraz za nimi leżała mała kotka. Nie mogła mieć więcej niż cztery księżyce. Tyle dobrze, że nie potrzebowała już mleka matki…
— Kim jesteś? — zapytała zmartwiona, obserwując otoczenie. Nie znała zbytnio samotników, ale wiedziała, że potrafią być chytrzy. — Zgubiłaś się?
— Jestem Esmiralda! A to jest Esme! — wskazała na obrożę. Musiała się zgubić albo uciec Dwunożnym… — Nie zgubiłam się. Czekam na mojego przyjaciela, Frolla. Znasz go?
Kotka pokręciła głową.
— A jak ty się nazywasz? Chcesz być moją przyjaciółką?
— Jestem Płomienne Serce — mruknęła, podchodząc do kotki. To nie była pułapka, ktoś ją tu zostawił… — Ale możesz mi mówić Płomyk. — Uśmiechnęła się słabo.
Biedne kocię, pewnie tęskniło za swoją mamą, albo Dwunożnymi rodzicami. Sama pamiętała, jak to było, gdy pierwszy raz się tu znalazła. Ale ona miała braci, a ta zagubiona duszyczka nie miała nikogo…
— Tak, pewnie. Zostanę twoją przyjaciółką — zapewniła i podniosła kotkę na nogi, po czym oblizała z kurzu. — Ty i Esme jesteście pewnie głodne. Może cię zaprowadzę do jedzenia, co ty na to?
— A Frollo? Miał się tylko schować, a potem przyjść. Ale chyba mu coś nie idzie. Jest strasznie słaby w chowanego! Może trzeba mu pomóc?
— Potem mu pomogę. Najpierw coś zjemy, dobrze?
<Esmiraldo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz