BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Aster x Ćmi księżyc. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Aster x Ćmi księżyc. Pokaż wszystkie posty

31 maja 2025

Od Ćmiego Księżyca CD. Aster

Lubiła kocięta. Lubiła ich czyste, nieskażone serduszka. Lubiła ich słodkie pomiaukiwania... Ale teraz zaczynała już być zmęczona.
Sen zawsze był dla niej problematyczny, niepewny i niespokojny. Szepty, nieprzyjemne sny i dziwne stany półjawy i półkoszmaru... To wszystko było dla niej codziennością. Każda sekunda, każdy oddech zaczerpnięty w błogim odpoczynku był dla niej wybawieniem, czymś niemal ulotnym, nieosiągalnym. Dlatego też, kiedy cieniutki, słaby głosik wyrwał ją z tej nieuchwytnej chwili... A teraz wciąż, wciąż piszczał i piszczał... Nie mogła się skupić, nie mogła skoncentrować się na tym, aby na nikogo nie nadepnąć, nie pomylić ziół...
Słyszała, jak kociątko dzielnie budzi resztę kotów w żłobku. Wiedziała, że to było jej zadanie, zwłaszcza że Aster sama nie czuła się zbyt dobrze, sama kasłała, a nóżki jej się uginały. Ale serce jej się krajało, kiedy kociak tak bardzo chciał jej pomóc, a ona nie miała ani siły, ani pomysłu, w jaki sposób mógłby się jej przydać, jednocześnie nie sprawiając jeszcze większych problemów, pałętając jej się pod łapami. Kiedy znów usłyszała te podekscytowane piski.
— Czy mogę jeszcze jakoś pomóc? Nawet jeśli miałabym po prostu pilnować oddechu Jeżynka i Kukułki... Proszę. — Spojrzała w miejsce, z którego dobiegały słowa. Niewidzące ślepia niemal same jej się zamykały; musiała obudzić Zaćmienie, przynajmniej ją; nie chciała jeszcze bardziej obciążać starego ciała Liściastego Futra, ale pomoc siostry była dla niej niezbędna.
— Nie, nie Aster... — rzuciła, kończąc rozmowę z kocięciem.
— Aster! — Głos Mamrok rozniósł się po legowisku, robiąc robotę za Ćme. Szylkretowa medyczka już po chwili stała rozbudzona i rozglądała się po chorych. Srebrna była jej bardzo, bardzo wdzięczna. — Aster, chodź tutaj, nie przeszkadzaj Paniom Medyczkom w pracy!


* * *

Zaćmienie często wychodziła. Musiały znaleźć potrzebne lekarstwa, a w Pore Nagich Drzew było to zdecydowanie cięższe niż w jakąkolwiek inną część roku. Ćma tak bardzo się bała, że to wszystko przerodzi się w coś gorszego, w coś, czego nie będą umiały utrzymać w ryzach, a co ostatecznie przyniesie ze sobą okropne konsekwencje. Była zmęczona, była przebodźcowana.
Nigdy wcześniej w legowisku medyków nie było takiego tłoku. Nie wiedziała, w co ma włożyć łapy. Było tyle do roboty... Musiała poprosić babcie o oddelegowanie do pomocy jakiegoś wojownika, który mógłby sprawić, że walka z epidemią będzie chociaż trochę prostsza.
Miedziana Iskra była jedynym powodem, przez który jeszcze nie oszalała, nie zwinęła się w kłębek, szlochając przez cały dzień. Niestety... Nawet jej nie oszczędził pech. Pewnego dnia, kiedy Wieczne Zaćmienie z samego rana wybrała się na poszukiwanie lubczyku, dołączając do jednego z patroli, który kierował się do Złotych Kłosów, czekoladowa wojowniczka przyszła z okropną chrypą. Ćmi Księżyc, słysząc jej skrzeczący głos, niemal podupadła w sobie.
"Najdroższy Klanie Gwiazdy... Za co tak nas karzesz..." — Te słowa dudniły jej w głowie od kilku wschodów słońca, ale teraz stały się jeszcze głośniejsze.
— Prze-przepraszam za kłopot... Wiem, że miałam być pomocą, a tylko bardziej namieszałam, ha ha! — zaśmiała się niezręcznie wojowniczka, kiedy z podkulonym ogonem czekała przed składzikiem. Ćma złapała w pysk plaster miodu, który owinęły w liście buku, kiedy był świeżo zebrany od pracowitych pszczół. To jedyne co była w tym momencie w stanie podać szylkretce.
Miedź ze smakiem wylizała lepką ciecz z plastra, odczuwając ulgę niemal natychmiastowo. Od razu wzięła się do swoich obowiązków. Pomogła w wymianie przepoconego, zasmarkanego mchu, a następnie przyniosła świeży, aby wyścielić legowiska, a także taki, który nasączyła wodą z wodospadu, która jeszcze nie zamarzła całkowicie.
Na szczęście, chociaż pogoda nie była do końca sprzyjająca, a ziół mogłoby być więcej, kocięta były silne i nawet z kaszlem i mokrym od smarków noskiem bawiły się i brykały. Wszystko musiało dobrze się skończyć, prawda?

* * *

Siedziała w bezruchu.
Iskierka zgasła.
Iskierka, która rozjaśniała jej drogę, iskierka, która migotała, kiedy najbardziej potrzebowała wskazania kierunku... Ta iskierka odeszła, ta iskierka teraz będzie świecić na nocnym niebie...
Śmierć Liściastego Futra była niespodziewanie spodziewana. Oczywiście, medyczka była już w podeszłym wieku, jednak nie na tyle, aby z dnia na dzień odejść do Klanu Gwiazdy. Nie na tyle, aby zostawiać ją i Zaćmienie z całym Klanem Klifu na barkach. To była najokrutniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiła niebieska kotka.
Medyczkę, leżącą spokojnie, znalazła porankiem szylkretka. Starsza była zimna i sztywna, ale pysk był pogodny, niemal pocieszający. Zupełnie jakby to był jej ostatni gest przed odejściem z doczesnego świata, jakby chciała poklepać je po grzbietach i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że wciąż nad nimi czuwa. Cały klan nagle znalazł chwilę, aby wcisnąć się do legowiska kotek i zobaczyć co się stało; szybko jednak wychodzili, oddając się swojej własnej żałobie. Ćmi Księżyc siedziała w kącie, z dala od szeptów, z dala od cichy łez, które moczyły kamienną posadzkę. Sunęła pazurem po kamieniach, a uczucie zgrzytu przechodziło po całym ciele, uspokajając ją nieznacznie. Ona sama nie łkała; to nie miało sensu.
"Liściasta Futro jest tam, gdzie powinna być. Jest z Morskim Okiem, jest z Czereśniową Gałązką i z wszystkimi innymi kotami, które polują wraz z Klanem Gwiazdy na bezkresnych łąkach... Nie przejmuję się epidemiami, brakiem zwierzyny... To ona powinna ronić łzy za nas, za nasze marne życia..."

* * *

Po tych wszystkich nieszczęściach Klan Gwiazdy nie dawał im odpocząć. Po jednym smutku, następował kolejny. Kiedy oczywiste było, że starsi odchodzą, to nikt nie był gotowy na zniknięcie małego Jeżynka. Kociątko gdzieś... Przepadło. Akurat wtedy, kiedy cała gromada chorych poczuła się znacznie lepiej, kiedy wypuściły ich z siostrą z legowiska, wszystko się posypało. Patrole próbowały go odnaleźć, Mamrok wygryzała sobie niemal sierść z obawy o synka, a malutka biedna Aster zawodząc ogromnie, wołała brata dzień i noc, wyrywając się wręcz, aby samej wyruszyć na własne poszukiwania. Kiedy nie próbowała wymknąć się z obozu, aby "pomóc" grupom wytypowanym do tego zadania, siedziała w ciszy, pociągając noskiem, wpatrzona w ziemie. 
Ćma "widziała" jej drobną, smutnie migocząca iskierkę, słyszała, jak łka, a przyciszone piski wydobywają się z jej nieszczęśliwej mordki. Zbliżyła się powoli, nie chcąc jej wystraszyć. Usiadła i owinęła swój miękki ogon wokół drobnej sylwetki. 
— Wszyscy coś tracimy... — powiedziała cicho, wpatrując się przed siebie. 

<Aster?>

Wyleczeni: Miedziany Kieł, Mamrok, Półślepy Świstak, Kukułka, Aster, Jeżynek

24 maja 2025

Od Aster Do Ćmiego Księżyca

Obudziłam się w środku nocy, ponieważ męczył mnie nieznośny kaszel. Powoli otworzyłam oczy, aby sprawdzić, czy inni śpią. Na szczęście spali, ale dało się zauważyć, a raczej usłyszeć, że nie tylko mnie on dręczył, pomieszany z bólem gardła. Jeżynek praktycznie krztusił się od kaszlu, więc jako jego siostra oczywiście się przestraszyłam, że jego też to może boleć. Z resztą nie tylko jego, moja Mamusia także pokasływała. Delikatnie się podnosząc, wyznaczyłam sobie misję.
„ Muszę iść do Pani Ćmy, żeby im pomogła. ”
Może nigdy z nią zbytnio nie rozmawiałam, ale widziałam ją czasami poza lecznicą. Wydawała mi się najbardziej “dobrze” nastawiona do małych, futrzastych kłaków, dokładnie takich, jak ja. Z niewiadomych przyczyn trochę widziałam w niej siebie. Zawsze jeśli coś się dzieje, nawet nie z jej winy, to obwinia siebie. Ja mam tak samo… Oprócz tego, jest cichą, ale i uczynną, troskliwą i milusią Panią medyczną asystentką. Po prostu trochę czułam się tak, jakby nie umiała tego do końca pokazać. Co najśmieszniejsze, ja też mam identycznie!
Dusząc kaszel, w cieniu ruszyłam w stronę światła księżyca, które delikatnie “wlewało się” do środka. W końcu nie chciałam, żeby ktoś jeszcze się obudził. Z sukcesem udało mi się cichutko dojść do wyjścia ze żłobka, gdzie odetchnęłam i wykasłałam się, a przynajmniej, na chwilę wtedy obecną. Następnie, cicho niczym malutka myszeczka, w blasku księżyca podążyłam do lecznicy. Stanęłam przy boku wejścia i wysunęłam się tak, aby było widać jedynie moje puchate uszka, błękitne oczka, oraz mały, łaciaty nosek. Było czysto, więc wślizgnęłam się do środka. Namierzyłam wzrokiem posłanie Pani Ćmiego Księżyca, a następnie zaczęłam powoli do niego podchodzić. W panującym tam półmroku, mogłam zauważyć, jak klatka piersiowa Asystentki Pani Liściastego Futra rytmicznie podnosi się i opada. Delikatnie szturchnęłam ją łapką, szeptając:
— Pani Ćmi Księżycu, nie mo- nie dałam rady dokończyć, pod wpływem kolejnego ataku kaszlu. Kiedy już się uspokoiłam, spokojnie dokończyłam.
— Nie mogę spać. Moja Mamusia i Brat też… Możesz im pomóc? Ja chciałbym pomóc Pani w pomaganiu im, mogę? — spytałam błagalnym głosikiem, robiąc najsłodsze oczka jakie umiałam.
Przestraszyłam się, bo najpierw kotka coś mruknęła pod nosem i się przekręciła, a kiedy kasłnęłam, to nagle zerwała się na równe łapy.
— A-ah! — wymamrotała, zrywając się jakbym wywołała pożar.
— Chodź tu... — mruknęła, pochylając się nisko, aby następnie delikatnie przycisnąć ucho do mojej malutkiej piersi. — Oddychaj — poleciła miękko.
Lubiłam Panią Ćmę, ponieważ może i była cicha, ale za to bardzo miła i czuła.
Grzecznie wykonałam polecenie Pani Ćmy, a kiedy już zabrała głowę, cicho mruknęłam.
— Mi nic nie jest, boje się o Mamusie i Jeżynka. Możemy im pomóc? Ja nie jestem taka ważna jak oni.
Mówiąc to, o mało co nie wyplułam płuc, ale nie dałam po sobie tego poznać, nie ja tu byłam najważniejsza.
— I przepraszam, że Cię obudziłam, nie chciałam Cię przestraszyć, ani zakłócać Ci snu, ale boję się o nich... Mną zajmij się na końcu. A teraz chodź! — pisnęłam, delikatnie szturchając ją główką.
Kiedy z mojego pyszczka wyrwało się kilka urywanych, dosyć płytkich wydechów, które trochę przypominało kaszlnięcie, odsunęła się prędko. Rozumiałam ją. W końcu była medyczką, nie mogła być chora.
— Przestań — rzuciła sucho, odsuwając mnie delikatnie na bok, kierując się po cichu, do składziku. Po chwili wyłoniła się ze spiżarni.
— Zaprowadź mnie…
Kiedy Pani Ćma szorstko się odezwała, trochę mnie to spłoszyło. Nie dałam się jednak tak łatwo i kiedy kocica poszła do składziku, ja wróciłam dokładnie w to samo miejsce.
— Oczywiście, już Panią prowadzę — szepnęłam wesoło wymachując ogonkiem.
Po chwili analizowania tonu Pani Ćmiego Księżyca, powoli do mnie dotarło, że nie dodała nic o tym, czy mogę jej pomóc. Bardzo mnie to zasmuciło, bo chciałam pomóc. Nie wiem dlaczego, ale ciągnęło mnie do tego tak bardzo, jak do zabawy piórkami.
— Czyli... Nie będę mogła pomóc? — spytałam zrezygnowana, opuszczając małą główkę w dół.
Pani Ćma najpierw tylko przekręciła ucho, chyba żeby pokazać, że mnie nie olewa, a potem, w końcu, po dłuższej chwili ciszy odezwała się.
— Nie... Nie dziś…
— O-oh... Rozumiem — powiedziałam lekko potrząsając główką.
— Pewnie ma już Pani dużo na głowie, a jakiś schorowany kociak, pałętający się pod łapami na pewno nie pomoże... — powiedziałam uświadamiając sobie, jakim byłabym ciężarem.
— Może... Może jak już będę duża, to będę mogła Pani pomóc. Jesteśmy — powiedziałam, wchodząc do żłobka, z którego fale gorąca wylewały się wraz z nieprzyjemnym odorem. Zmartwiło mnie to, jakie gorąco odczuwałam ze strony Jeżynka.
— On... On chyba ma gorączkę... Mój biedny brat...— powiedziałam, czule głaskając go ogonem po głowie.
Nie byłam jednak ani uczennicą medyka, ani nawet uczennicą, więc odsunęłam się, dając miejsce profesjonalistce.
— Jutro pomogę Pani Postrzępionej Łapie w ogarnięciu legowisk — szepnęłam, odsuwając się od kasłającego kocurka.
Zanim Pani Ćmi Księżyc zbliżyła się do schorowanego, nieśmiało spytałam.
— Co to jest za zioło? — wskazując nieznacznym ale widocznym nawet w półmroku ruchem ogona.
— Floks — rzuciła jedynie, stojąc na wejściu.
Zatrzymałam się na chwilę i w głowie zanotowałam tą nazwę, przyglądając się dokładnie kwiecie, znajdującym się w pysku
„Floks, dobry na kaszel. Małe, różowe kwiatuszki, ma długie łodyżki. Prawdopodobnie trzeba go z czymś wymieszać…”
Potem, zaczęła delikatnie szurać łapą między posłaniami, aby znaleźć chorych, a przynajmniej, tak mi się wydawało. Po chwili musnęła ciało mojego brata.
— Mmhm... — mruknęła na początku, co nie wróżyło niczego dobrego.
— Aster, obudź ich, a potem zaprowadź do legowiska medyków. — powiedziała w końcu, stając z powrotem przy wejściu.
— Dobrze Pani Ćmi Księżycu — mruknęłam, schylając się do brata.
— Jeżynku, Jeżynku! — szepnęłam, szturchając go łapką. — Chodź, musimy iść...
Kocurek wybełkotał coś niezrozumiałego, a potem mozolnie wygramolił się z posłania. To obudziło moją mamusie, która pilnowała nas jak oczka w głowie.
— C-co się dzieje? — spytała, gwałtownie się podnosząc.
— Mamusiu, musisz iść do pani Ćmiego Księżyca. Zabierz ze sobą Jeżynka — mruknęłam cicho, zatrzymując wzrok na jeszcze jednej, ostatniej kasłającej kulce.
Podeszłam do liliowej koteczki delikatnie i dotknęłam jej noskiem. Ta podniosła głowę i zatrzymała wzrok prosto na mnie.
— Kukułko, musisz iść do Pani Ćmiego Księżyca... — zaczęłam, kiedy ta zgrabnie się podnosiła. — Choć, idziemy.
We dwójkę podreptałyśmy razem do legowiska medyczek, a w półmroku mogłam zauważyć, jak końcówka ogona Pani Ćmy lekko drga.
Moja mama wzięła braciszka za kark, a potem wraz z liliową u boku, we trójkę udali się do legowiska Pani Liściastego Futra. Delikatnie zbliżyłam się do medyczki, stojącej nad innymi maluchami, oraz Mamrok.
"Pewnie sprawdza, czy też oni kaszlą..." — pomyślałam, czekając aż skończy.
Kiedy już się podniosła, spojrzałam na nią i błagalnie spytałam:
— Czy mogę jeszcze jakoś pomóc? Nawet jeśli miałabym po prostu pilnować oddechu Jeżynka i Kukułki... Proszę.

< Pani Ćmi Księżycu? Bardzo ładnie Proszę! >