BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pustułkowa Łapa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pustułkowa Łapa. Pokaż wszystkie posty

14 września 2025

Od Pustułkowego Szponu CD. Makowego Nowiu

Przed śmiercią Warczącego Lisa

Minęło trochę czasu, odkąd Makowy Nów uchyliła rąbka tajemnicy o sobie, własnej przeszłości oraz o tym, jak poznała się z Mroczną Wizją. Pustułkowy Szpon był jej wdzięczny, że mimo wszystko stara się być dla niego matką i pomaga mu nawet z treningami. Pomimo tego, że już o wiele lepiej sobie radził bez jednego, to jednak nie zrezygnował ze wspólnych wyjść i walk z liliową kotką. Miał wrażenie, że dzięki temu nadrabiają stracony czas, który przeleciał im między łapami tak szybko, że nim kocur się obejrzał, dostał Tropiącą Łapę jako uczennice. Początkowo było mu wszystko ciężko pogodzić swoje, jak i młodej kotki treningi, jednak dzięki wypracowaniu pewnej rutyny szybko ten trud przeminął.
Wojownik z rana wyruszył na patrol graniczny z Poziomkową Polaną, Kosaścową Grzywą oraz swoją uczennicą. Nie wiedział jakim cudem doszło do tego, że był w grupie wraz z ze swoim obiektem westchnień, jednak starał się niemal całą uwagę poświęcać jednak córce Barczatki, a nie płowemu kocurowi. Był to dla niego niezwykle trudne, jednak zacisnął zęby, wziął się w garść i opowiadał Tropiącej Łapie o Klanie Klifu i Burzy, z którymi graniczyli. Oczywiście nie mogło się obyć bez wspomnienia o wojnie, w której Wilczaki wyszły zwycięsko – Kosaćcowa Grzywa także musiał dodać swoje trzy grosze do tej opowieści, chwaląc się swoimi wyczynami na polu walki. Pustułkowy Szpon przewrócił jedynie oczami, pozwalając się vanowi wygadać, wiedząc, że kocur jest po prostu specyficzny i musi się wypowiedzieć. W tym czasie czekoladowy mógł trochę uwagi poświęcić młodszemu wojownikowi, idąc z nim nawet przez jakiś czas ramię w ramię, rozmawiając o błahych sprawach. Oczywiście Poziomkowa Polana dopytywał go o śmierć zdrajcy, jednak starszy tłumaczył to przeczuciem, a nie proroczym snem z udziałem kota z Mrocznej Puszczy.
Sam fakt bycia wychowywanym na członka kultu Mrocznej Puszczy był dla kocura obecnie uciążliwym, ograniczającym i komplikującym większość kwestii. A jeszcze plotka, która nieco ucichła, jednak nadal pozostawała między Wilczakami, związane z nim i płowym wojownikiem. Gdyby nie Kosaćcowa Grzywa, może inni nie wiedzieliby, że coś jest pomiędzy Pustułkiem a Poziomkiem.
***
Po powrocie z patrolu, wojownik wysłał uczennice do pomocy przy wymianie mchu u starszyzny oraz w żłobku. Sam pamiętał, jak często zaglądał do tego drugiego legowiska, szczególnie gdy złapał dobry kontakt z Mglistym Snem.
“Tak szybko dorastają” – pomyślał, brzmiąc jak kot w sędziwym wieku lub mający już trochę za sobą. On miał raptem ponad dwadzieścia księżyców, a już mu się włączyła mentalność starego dziada.
Obserwując, jak Tropiąca Łapa oddala się do legowiska starszyzny, udał się do tego wojowników, gdzie zajął swoje posłanie. Nadal pamiętał, jak po wojnie z Klanem Klifu spędzał całe dnie, leżąc i użalając się nad własnym losem. Czasem wracał mimowolnie myślami do tego, jak nikt nie potrafił go wyciągnąć z posłania, by wymienić wyleżany mech. Obecnie kocur osobiście tym się zajmował, dbając o ten aspekt.
Długo jego spokój nie trwał, ponieważ po dłuższej chwili poczuł głód, który raczej nie miał zamiaru mu dać spokoju. Ciężko wzdychając z tego faktu, że ledwo co się położył, a już musi wstać, łaskawie się podniósł akurat w momencie, gdy do legowiska zawitała Makowy Nów. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, starsza lekko kiwnęła głową na powitanie, co po chwili również wykonał sam kocur.
– Witaj Makowy Nowiu, co cię sprowadza? – spytał, otrzepując się z resztek mchu, które w krótkim czasie zdążyły się uczepić jego zadbanej czekoladowej sierści. – Akurat wybierałem się coś zjeść, może dołączysz? – zaproponował, podchodząc bliżej matki z lekkim uśmiechem na pysku.

<Matko?>

30 sierpnia 2025

Od Pustułkowego Szponu CD. Snu (Sennej Łapy)

Po wojnie z Klanem Klifu, przed mianowaniem Snu na ucznia

– Co mi zrobili? Kompletnie mnie go pozbawili – odparł i na potwierdzenie swoich słów, lekko podniósł opatrunek przykrywający pusty oczodół, gdzie niegdyś znajdowała się zielona gałka oczna. – Dość brutalna, lecz nasz klan wyszedł z tego zwycięsko i tylko trzech wojowników ucierpiało. W Klanie Klifu poległo parę kotów – wyjaśnił spokojnie, obserwując kociaka. Wolał nie wchodzić w szczegóły, zdając sobie sprawę, że w klanie jest parę kotów, które nie są tak obojętne na rozlew krwi, jak jego rodzina lub inni wojownicy.
– Obecnie staram się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości i przystosować sposób walki do braku oka.
– Uuu... Słabo to wygląda – odpowiedział młodszy, zasłaniając przy tym łapką swój pysk. – ... ale, hej! Popatrz na to, że będziemy mogli mieć razem treningi. Ja będę się uczył podstaw, a ty będziesz korygował swoje ruchy, tak byś dobrze walczył z jednym okiem. Wiesz, pewnie, kiedy wszystko ci się zagoi, niektóre kotki mogą podziwiać twoją waleczność oraz blizny, które zdobyłeś, broniąc Klanu Wilka. Nie wiem, czy to cię satysfakcjonuje, jednak poniekąd są to jakieś plusy. – Poprawił swoją sierść, przerywając na chwilę swoją wypowiedź. – Albo coś, co chyba bardziej będzie ci odpowiadało. Będziesz wyglądał straszniej dla przeciwnika. Połową sukcesu jest wtedy, kiedy drugi wojownik nie jest pewny podczas walki.
– Jeśli Makowy Nów się zgodzi wraz z twoim mentorem, to faktycznie może zdarzą się wspólne treningi. No zawsze jakiś plus, nawet jeśli to oznacza trudniejszy początek, ledwo zostać wojownikiem i już stracić oko... A ty? Nie przeraża cię ten fakt ani nic? Choć w sumie teraz to pewnie jeszcze kiepsko wygląda, jednak już niedługo – odparł, obracając głowę, by sprawdzić, czy reszta kociaków nadal jest poza żłobkiem. – Właśnie, wyobraź sobie, że inne klany uważają nas za dziwnych i tym podobne, ale to Klifiak, z którym walczyłem i pozbawił oka, wziął je i czmychnął, jak z jakimś trofeum!
– Czy mnie to przeraża? Trochę, jednak wiem, że sobie poradzisz bez oka. Widziałem, jak walczyłeś ze swoim bratem, wyglądałeś na opanowanego i precyzyjnie wypuszczałeś ciosy. Teraz tylko musisz się przyzwyczaić, że masz zawężone pole widzenia. Już niedługo będziesz miał odjechaną bliznę, no i według Kosaćcowej Grzywy będziesz z Poziomkową Łapą.
– Mądry z ciebie kociak, mam nadzieję, że trafisz na mentora, który tego talentu nie zmarnuje – powiedział z lekkim uśmiechem, nim usłyszał o tej plotce. Jego wyraz pyska od razu stał się sztuczny, przecież nie będzie się rzucać do gardła kociakowi. – Kosaćcowa Grzywa powiadasz – mruknął przez zaciśnięte zęby, mając zamiar niedługo ukatrupić kocura za rozsiewanie plotek o sobie i Poziomku.
– Mhm... To on, jednak dla mnie jest miły... Nie rozumiem, czemu inne koty za nim nie przepadają. Widząc po twojej reakcji, nie jest to prawda – odpowiedział krótko i ciszej. Po chwili szturchnął kocura, by ten się rozluźnił. – To niezbyt miłe, że mówi na ciebie takie kacapoły. Też mi by było przykro.
– Niezbyt miłe, jednak relacje między mną a nim trochę polega na takim wzajemnym dogryzaniu w koleżeński sposób – wyjaśnił, chcąc zmienić temat. Jak tylko odnajdzie tego vana, to go gołymi łapami zatłucze!
– Rozumiem – odpowiedział, poruszając wąsami. – Mam nadzieję w takim razie, że cię zostawią w spokoju, a wracając do bitwy... Pewnie na zgromadzeniu będzie dość napięta atmosfera. Mam nadzieję, że Nikła Gwiazda wspomni o tym. Chociaż plotki szybko się rozchodzą, nie wiem, czy dzieje się tak między klanami... Chyba zgromadzenie na które możliwe, że pójdę, będzie nieprzyjemne... Co byś zrobił, jak byś na nim znalazł kota, który pozbawił cię oka? Wyrwałbyś mu je od razu?
– To na pewno – mruknął, przypominając sobie ostatnie zgromadzenie, na którym inna samotniczka zakłóciła jego przebieg.
"Coś ostatnio samotnicy, zaczynając sobie za dużo pozwalać" - pomyślał, wracając do rozmowy z kociakiem.
– Cóż, to czas pokoju, jednak na pewno ot tak spokojny, bym nie był. Chętnie bym pomścił moje rany, ale też te Lamentującej Toni i Trzcinniczkowej Dziupli.
– Jeśli przyjdzie taka bitwa, to to zrobisz. – przytaknął mu.

Po mianowaniu Sennej Łapy

Stało się, znajdki zostały mianowane, jednak kocur nie otrzymał żadnego ucznia. Było to do przewidzenia, lecz nadal ten fakt go kół wewnętrznie. Po cichu liczył na czarnego kocurka, jednak ten dostał Wrotyczową Szramę.
Sam stan fizyczny polepszył się od tego czasu i już nie musiał chodzić do Cis, a jego pyska nie zrobił już opatrunek. Psychicznie u niego było nieco lepiej, choć trochę, a nawet bardzo unikał Poziomka oraz Mrocznej Wizji, nie będąc gotowym z nimi rozmawiać. Za to Makowy Nów stała mu się nieco bliższa przez wspólne treningi, takie jak dzisiaj, lecz tym razem mieli mieć towarzystwo. Nie wiedział, kto wyszedł z tą inicjatywą, jednak cieszył się, że będzie z nim Senna Łapa.
Właśnie czekał przed legowiskiem wojowników na Wrotycz, która poszła po ucznia.

<Senna Łapo?>

11 sierpnia 2025

Od Pustułkowego Szponu

TW: atak paniki, opis śmierci

Pora Nagich Drzew zawitała na terenach klanu, lecz raczej nie tak sobie to wyobrażał – wszędzie błoto, podmokły teren, a jak już jakiś śnieg to zmieszany z ziemią, no po prostu koszmar. Przecież to jakaś kpina, nieśmieszny żart ze strony pogody – bardziej to wygląda na końcówkę Pory Opadających Liści, tylko z dodatkowo chłodniejszą temperaturą. Kocur zwinięty na posłaniu zastanawiał się, czy tak zawsze wyglądała Pora Nagich Drzew, czy może on miał takie szczęście, że jego pierwsza taka pora wyglądała podobnie – choć tego nie mógł być pewny, to było księżyce temu, gdy był ledwo podrostkiem.
Na nagły podmuch chłodnego wiatru, położył uszy po sobie w niezadowoleniu – tym razem jego półdługa sierść nie chroniła go aż tak przed mrozem, który i tak wkradał się do legowiska wojowników. Niedawno odbyło się kolejne mianowanie ucznia na wojownika, tym razem była to walka Poziomkowej Łapy i Wilczej Łapy – oczywiście Pustułkowy Szpon nie mógł tego przegapić i czając się gdzieś w tłumie, oglądał jak jego “przyjaciel” wygrywa, otrzymując nowe imię.
“Pasuje mu” – pomyślał, gdy klan zaczął skandować imię Poziomkowej Polany.
Oczywiście kocur wybrał w legowisku miejsce niedaleko swojego mentora, także, by porozmawiać z kremowym, Pustułka musiał podnieść łaskawie swoje cztery litery, aby podejść.
– Gratulacje Poziomkowa Polano – powiedział, przerywając jakąś wymianę zdań między Kosaćcową Grzywą, a nowo mianowanym.
– D-dziękuje Pustułkowy Szponie – odparł, jąkając się.
– Możemy chwilę porozmawiać?
– Przecież już rozmawiacie – stwierdził van, który nagle się wtrącił w ich wymianę zdań.
– Na osobności, w cztery oczy – sprostował, patrząc wyczekująco na starszego kocura. Ten jednak udawał, że nie rozumie aluzji i nadal leżał na swoim posłaniu.
– Ugh… Kosaćcowa Grzywo, czy mógłbyś? – spytał, wskazując ruchem głowy na wyjście z legowiska.
– Mógłbym co? – Dalej rżnął głupa, co definitywnie było zamierzona, chcąc w ten sposób podroczyć się z czekoladowym, któremu na język cisnęły się największe wulgaryzmy. Powstrzymał się jednak i ciut wkurzony trzepnął końcówką ogona.
– K-kosaćcowa Grzywo, zostawisz nas s-samych? – spytał kremowy, przyglądając się dotychczas z boku tej całej scence.
– Jak chcesz, ale jak coś to krzycz – odpowiedział kocur, wstając i opuszczając legowisko. Oczywiście Pustułkowy Szpon dałby sobie łapę uciąć, że ten drań i tak siedzi przy ścianie legowiska, by podsłuchiwać.
“Plotkarz jeden” – prychnął, przypominając sobie, jak ten dziad wymyślił plotkę, że coś między nim a Poziomkiem jest. Plus jeszcze to zakładanie, że za pięć księżyców będą już razem!
– T-to, o czym chciałeś porozmawiać?
– Em… Jakby to… Wybacz, że po wojnie z Klanem Klifu cię unikałem, jednak wolałem, byś mnie nie widział w takim stanie… Miałem być najlepszym wojownikiem, a wtedy wszystko się posypało.
– Wybaczam, j-jednak martwiłem się wtedy.
– Wiem, a raczej podejrzewam, jednak musiałem wszystko przemyśleć – mruknął, siadając przed posłaniem “przyjaciela”. Między nimi zapadła cisza, która po chwili zaczęła ciążyć czekoladowemu.
– Nie chciałbyś może jutro wyjść na wspólny patrol? – zaproponował nagle starszy.
– J-jasne! – odpowiedział, czym sprawił, że na pysku zielonookiego pojawił się lekki uśmiech. Nagle stało się coś niespodziewanego – Pustułkowy Szpon polizał czułe Poziomkową Polanę po głowie między uszami.
– Dziękuję – rzucił, by ulotnić się po chwili z legowiska. Zachował się trochę jak tchórz, ale i wyszedł z inicjatywą, by popchnąć tę przyjaźń w innym kierunku, bardziej romantycznym. Czując, jak go pieką końcówki uszu, sprawnie dostał się do stosu zwierzyny, gdzie napotkał swoją matkę. Z Mroczną Wizją ostatni raz rozmawiał, gdy kocur przemykał cieniem obozu do Cisowego Tchnienia – wtedy zbył ją trochę, nie będąc gotowy na rozmowę z kotką. Teraz jednak było inaczej, w końcu nie paradował z opatrunkiem na pysku, przyjął do wiadomości nową rzeczywistość i zrobił rachunek sumienia, który składał się jedynie z rozmów – jedną już miał za sobą, teraz czekała go druga.
– Mroczna Wizjo – miauknął, podchodząc bliżej kotki, która w pysku trzymała wychudzoną nornicę. – Ja… chciałbym porozmawiać.
Mistrzyni nic nie odpowiedziała, patrząc wyczekująco na syna.
– Przepraszam, że ciebie unikałem, jednak po wojnie z Klanem Klifu musiałem wszystko przemyśleć i przyjąć do faktu nową rzeczywistość – mruknął, na końcu wskazując pusty oczodół. – Teraz Makowy Nów mi pomaga, szkoląc i przystosowując do funkcjonowania bez oka.
Kocur czekał na odpowiedź matki, jednak zamiast tego, ta przylgnęła do jego boku.
– Tak bardzo się martwiłam…
– Wiem, powinienem był wcześniej z tobą porozmawiać.
Między nimi zapanowała cisza, jednak znaczyła ona więcej niż tysiąc słów. Kocur był wdzięczny, że matka się go nie wyparła i nie była wściekła przez zachowanie syna.
– Nie, musiałeś wszystko ułożyć na nowo, rozumiem to.
– Może pójdziemy razem zapolować? Tym razem już nie jako uczeń i mentorka – zaproponował z lekkim uśmiechem.
– Chętnie.
Po chwili razem ruszyli ku wyjściu z obozu, wcześniej jeszcze po drodze napotykając Makowy Nów, której zameldowali wyjście z obozu, zastępczyni kiwnęła głową, dając niemą zgodę.

***

Kocur mile spędził dzień z matką, właśnie czyścił futro, które w końcu od jakiegoś czasu wyglądało, jak należy – zadbane, ułożone, czyste, bez żadnych dodatków wplątanych, nie posklejane, takie jak być powinno. Jego posłanie natomiast było złożone ze świeżego mchu, które nadawało się do użytku – już jakiś czas temu pozwolił jednemu uczniowi na ogarnięcie tego. Kończąc pielęgnacje, ułożył się zwinięty na legowisku tak, by chłodne nocne powietrze do nie dotknęło.
“Czuł lodowaty chłód przeszywający jego ciało, które aż zesztywniało. Zdziwiony otworzył dotychczas zamknięte oczy, jednak nic się nie zmieniło – zamrugał kilka razy, chcąc odgonić ciemność, jednak nic to nie dało. Miał wrażenie, że ten mrok otacza go całego, oblepiając jego ciało – nie widział czubka własnego nosa, a tym bardziej łap. Zadarł głowę ku górze, dostrzegając szczątkowe prześwity ciemnego błękitu nieboskłonu, lecz to nie wystarczało, aby rzucić na niego jakiekolwiek światło, mogące rozjaśnić wszechogarniającą ciemność. Miał wrażenie, że był zawieszony w czasie i przestrzeni – miał poczucie swojego ciała, lecz tylko tyle, nic pod łapami.
"Musisz być czujny."
Głos spokojny i delikatny rozbrzmiał niczym echo w jego głowie, wraz z nutą niepozornej siły, budzącej respekt. Wraz z tym krótkim zdanie poczuł na skórze jeszcze większy chłód, jakby wiatr przemknął przez bezdenną pustkę.
"Usłyszysz krzyk. Musisz być czujny."
Z mroku przed nim nagle wyłoniły się błękitne oczy i niewyraźne rysy podłużnego, orientalnego pyska. Jego uwagę od razu zwróciło lewe ucho, którego kawałek brakowało.
"Życie twojego przywódcy jest zagrożone. Wśród mistrzów jest zdrajca, który wyparł się posłuszeństwa względem swojego lidera. Powstrzymasz go. Masz furię w swoich oczach i siłę w kłach, więc go powstrzymasz. Inaczej Nikła Gwiazda zginie, a jego legowisko opłynie posoką."
Ton był wyważony i spokojny bez żadnych sentymentów – mimo łagodnego głosu, każde słowo brzmiało jak cierpki, twardy rozkaz, który musiał się dopełnić i to za pośrednictwem Pustułkowego Szponu.
"Nie zawiedź."
Pysk kotki rozpłynął się w mroku, lecz kocur miał wrażenie, że jej błękitne oczy jeszcze długi czas świeciły wpatrzone w niego, niczym przestroga, by w końcu i one rozpłynęły się w ciemnościach.”
Nagle wybudził się, gwałtownie podniósł głowę, mając wrażenie, że serce zaraz wyskoczy z jego klatki piersiowej. Początkowo nie wiedział, co się dzieje, przed oczami mając jeszcze bezkresną ciemność – dopiero po chwili zaczął dostrzegać zarys legowiska wojowników i innych śpiących. Pomimo tego czuł nadal przeszywający chłód, który docierał aż do kości.
“Na Mroczną Puszczę, co to miało być?!” – prychnął w myślach, starając się jakkolwiek ogrzać, lecz jak na razie mógł się utożsamiać z lodem na zamarzniętym jeziorze. “Co to miało znaczyć… Wśród mistrzów jest zdrajca? I czemu akurat ja mam powstrzymać? Przecież nie mam szans przy walce z mistrzem.” – Myśli mu się kotłowały w głowie. Wszelkie wątpliwości co do wierności trzech kotów były przytłaczające.
“Jest trzech mistrzów: Lodowy Omen, Topielcowy Lament i… Mroczna Wizja. Czy moja matka…?! Nie, nie może!” – pomyślał, czując, jak jego oddech wcale nie zwalnia, a jeszcze bardziej przyspiesza. Miał wrażenie, że z każdą chwilą coraz ciężej mu oddychać.
– Pustułkowy Szponie? – Nagle obok siebie usłyszał cichy głos, brzmiał jak ten Poziomkowej Polany. Chwila… To był przecież kremowy kocur! Przestraszonym wzrokiem, pełnym lęku i niepewności, które się w nim kłębiły. – Hej, spokojnie, oddychaj – mówił łagodnie i spokojnie, kładąc ogon na grzbiecie czekoladowego kocura. Wojownik powoli zaczął się uspokajać z pomocą młodszego.
– Dziękuje Poziomkowa Polano.
– Zły sen?
– Nie wiem, możliwe… – mruknął, woląc się nie dzielić tym, czego doświadczył we śnie. Kremy ułożył się pewnie obok niego, na co Pustułkowy Szpon zrobił mu miejsce na swoim posłaniu. Oczywiście to było tylko platonicznie, by przyjaciel mógł spokojnie zasnąć. Ich wzajemna obecność uspokajała obu.

***

Reszta nocy minęła w spokoju ich dwójce, z samego rana starszy jako pierwszy legowisko, wcześniej jeszcze czule przejeżdżając językiem po głowie kremowego – ich wzajemne czyny mówiły jedno, jednak oni uważali co innego. Zielonooki usiadł przed ścianą krzaków, cały obóz jeszcze był pogrążony we śnie, jego myśli spokojnie płynęły, dopóki nie pojawił się temat snu i ciemności, która go wtedy otaczała. Ponownie poczuł ten przeraźliwy chłód, a słowa kotki rozbrzmiewały niczym echo.
“Wśród mistrzów jest zdrajca… Ale kto? Dobra, po kolei. Kto ma powód? Lodowy Omen? Nie kojarzę niczego, co mogłoby nastawić ją przeciwko Nikłej Gwieździe. Moja… matka mogłaby go obwiniać o moje kalectwo, podobnie jak Topielcowy Lament. Jednak wczoraj z nią rozmawiałem i nic nie wskazywało, by miała to za złe Nikłemu. Zostaje Topielcowy Lament.” – Dokonał na spokojnie analizy każdego mistrza, dochodząc do wniosku, że to dymny kocur jest zagrożeniem.
Dzień powoli płynął, klan się budził, a Pustułkowy Szpon siedział w jednym miejscu, jakby czuwając nad obozem, co w sumie nie mijało się z prawdą – wyczekiwał, aż jeden z mistrzów opuści legowisko i będzie zbliżać się do borsuczej nory, którą zajmował lider. W końcu Topielcowy Lament wychylił się z legowiska, było widać, że jest coś na rzeczy, ponieważ cały był napięty, a krok twardy. Czekoladowy wyprostował się i napiął mięśnie, będąc gotowym, by zareagować. Kiedy dymny zniknął w legowisku lidera, wojownik podniósł się z miejsca, udając, że po prostu przechodzi obok, jednak przy norze zwolnił i zatrzymał, by nie zostać dostrzeżonym – inni na polanie byli zajęci sobą, część wybywała na patrole, inni pochłonięci rozmowami lub kociętami, które szalały przy żłobku.
Nagle usłyszał stłumiony wrzask złości i to był dla niego znak, by wkroczyć. Gotowy na walkę wparował do legowiska, gdzie w półmroku dostrzegł Nikłą Gwiazdę na ziemi przyduszanego przez mistrza, który coś szeptał w stronę powalonego przywódcy. Wojownik nastroszył sierść na grzbiecie, wysunął pazury i skoczył na plecy dymnego. Ten wrzasnął wściekły, gdy czekoladowy uczepił się go i nie zamierzał puścić – jego pazury były niczym istne szpony ptaka drapieżnego, w końcu skądś musiało się wziąć jego imię. Korzystając z elementu zaskoczenia, złapał zębami kark starszego. Jego tylne łapy sunęły po plecach Topielcowego Lamentu, który próbował go zrzucić – w końcu przetoczył się na grzbiet, chcąc zgnieść wojownika, który jak dech ulatuje z jego płuc, jednak nie puścił. Zaciskając szczękę, próbował wydostać się spod mistrza, by zdobyć znaczącą przewagę.
– Zostaw mnie mysia strawo! – syczał starszy, próbując się oswobodzić z uścisku młodszego. – To sprawa między mną a tym lisim łajnem!
Pustułkowy Szpon w końcu nie znajdował się pod dymnym kocurem i płynnym ruchem położył przednie łapy na jego klatce piersiowej, przyciskając do ziemi.
“Nie zawiedź.” – W myślach usłyszał ponownie słowa nieznanej kotki o błękitnych oczach, co popchnęło go do ostateczności – schylił się i szczękami objął gardło mistrza w śmiertelnym uścisku. Ten jeszcze chwilę walczył, jednak w końcu jego ciało zwiotczało – pustymi oczami spojrzał na Nikłą Gwiazdę, w pysku nadal trzymając ciało zmarłego mistrza. W pysku czuł smak posoki oraz sierść – odrzucił nieżywego, by następnie pozbyć się jego futra z pyska.
– I kto tu jest teraz mysią strawą – prychnął w stronę martwego.
Nikła Gwiazda sapnął głęboko i odkaszlnął w spaźmie bólu. Zaczerpnął głęboko powietrze, a jego źrenice w wytrzeszczonych w gniewie i szoku oczach, małe jak ziarnka piasku, skierowały się na truchło mistrza.
– Wronie ścierwo. – Splunął, biorąc kolejny gwałtowny wdech. Przez chwilę wydawał się zainteresowany tylko ciałem Topielcowego Lamentu, zanim podniósł wzrok na wojownika. Wyglądał, jakby mógł rozszarpać na miejscu cały klan. – Dziękuję, Pustułkowy Szponie. Twoja odwaga... – Zakrztusił się jeszcze raz, jakby wciąż brakowało mu powietrza. – Twoja odwaga nie zostanie zapomniana. Mogę być pewien, że jesteś mi wierny. W przeciwieństwie do tej lisiej padliny. – Jego głos stał się wręcz warkotliwy, a oczy rozbłysły na uderzenie serca żywym ogniem. Westchnął głęboko, a jego oddech w końcu się uspokoił, wraz z tonem jego głosu. – Jak widać ciężko w tych czasach o szacunek i lojalność względem swego przywódcy. Mogłem się tego spodziewać po przeklętym Topielcowym Lamencie. Od długiego czasu łypał na mnie wzrokiem. Wykazałeś się tym, czym każdy wojownik powinien się wykazać. Co niektórzy mogliby brać z ciebie przykład. Ja pamiętam lojalność tak długo, jak pamiętam zdrady. Tego możesz być pewien.
Na podziękowania jedynie skinął głową, słuchając uważnie słów kocura.
– Mroczna Wizja i Makowy Nów zadbały o moją lojalność wobec klanu. Klan to rodzina, której się nie zdradza – odpowiedział, pozwalając sobie usiąść na chwilę. Jego oddech był lekko przyspieszony – była to jego pierwsza walka odkąd stracił oko i myślał, że bardziej to odczuje, lecz nie sprawiało to takich trudności. Może pole widzenia miał nieco zawężone z prawej strony, jednak to mu nie przeszkadzało, by rzucić się na doświadczonego wojownika i uratować życie swojego przywódcy.
– Potrzebujesz czegoś Nikła Gwiazdo? – spytał, mając zamiar powoli wstać, by zabrać ciało Topielcowego Lamentu i pójść zmyć z siebie posokę nieboszczyka.
– Nie – odpowiedział wciąż jakby przymroczony w amoku starcia starszy. Wyprostował się i uniósł dumnie głowę. – Weź kilku wojowników i zabierz ciało tego przeklętego zdrajcy daleko poza obóz. Co z nim zrobicie, jak już wyjdziecie mnie nie obchodzi. Zakopcie go, porzućcie na pożarcie wronom... Jak sobie chcecie. Byleby zniknął mi z oczu.
Przywódca odwrócił się bez słowa, dając wojownikowi znać, że nie miał już nic więcej do powiedzenia.
Pustułkowy Szpon na krótko wyszedł, by wrócić z Bladym Licem i Borsuczom Puszczą. We trójkę wzięli Topielcowy Lament, a polanie od razu rozległy się szepty.

01 sierpnia 2025

Od Pustułkowego Szponu CD. Snu

Dni powoli mijały, a coraz większymi krokami zbliżała się Pora Nagich Drzew i wraz z początkiem tej pory pewne kociaki w Klanie Wilka miały przejść test na ucznia. Czekoladowy kocur chyba w podobnej porze roku miał test, lecz wtedy pogoda nie była kapryśna, a śniegu raczej nie było. Tym razem nie wiedział jak będzie, lecz z pewnością będzie chciał jakkolwiek wziąć w tym udział. Może Makowy Nów i Nikła Gwiazda zgodzą się, by Pustułkowy Szpon odprowadził jednego kociaka do lasu. Już się pogodził z tym, że nie będzie na razie mentorem żadnej ze znajdek, choć ta świadomość nadal była bolesna.
“Gdybym tylko nie szedł wtedy, a został w obozie…” – pomyślał smętnie, zwijając się jeszcze bardziej na posłaniu. Po chwili pojawił się uczeń, wojownik jedynie zastrzygł uchem. Już nie wiedział, ile czasu minęło, a on za każdym razem nie dawał sobie zmienić mchu, jakby to było jedyne, co mu pozostało z dawnego siebie.
Tym razem jednak było inaczej, zamiast dźwięku kroków jednego kota usłyszał jeszcze jedne, do tego dotarł do jego nozdrzy zapach pewnego kocura. W ostatnich dniach z całych sił starał się unikać Poziomkowej Łapy, by ten nie widział go w obecnym stanie.
– Pustułkowy Szponie – zaczął nieco młodszy od niego. – Może zjemy razem? – zaproponował, stojąc przy wejściu do legowiska. Kocur doskonale wiedział, o co chodzi, inny uczeń poprosił Poziomka, by wyciągnąć go z posłania i zająć czymś, by nie wrócił prędko. Jak widać, chyba większość kotów w obozie zauważyła, że czekoladowy i kremowy mają coś ku sobie.
– Nie jestem głodny – odpowiedział zachrypniętym głosem. Tak rzadko go teraz używał, że sam wręcz go nie poznawał, stał się taki obcy, depresyjny. Kocur bardziej się zwinął na wyleżanym mchu. Po chwili usłyszał kroki, które ucichły tuż obok niego.
– Pustułko, proszę. Odkąd wygraliśmy z Klanem Klifu, ciągle tu siedzisz.
– Najwidoczniej mam powód – mruknął, przysłaniając prawą stronę pyska ogonem. Głos Poziomkowej Łapy był zdecydowanie za blisko. Na słowa wojownika jedynie cicho westchnął, a po chwili jego kroki się oddaliły. Jak widać nie chciał męczyć przyjaciela, skoro ten nie chce nawet z nim wyjść. Później kocur już tylko słyszał kroki dwóch oddalających się kotów.
“Przepraszam Poziomku, ale nie możesz mnie widzieć w tym stanie…” – pomyślał, podnosząc głowę, by sprawdzić, czy faktycznie został sam ze swoimi myślami i głosami.

***

Następnego dnia miał się stawić któryś raz znowu u medyczki, by zmienić opatrunek i sprawdzić stan jego oczodołu. Nie wiedząc, jaka jest pora dnia, zwlekał się niechętnie z posłania. Nawet nie silił się na otrzepanie z mchu, który przyczepił się do jego zaniedbanej sierści. Odkąd wrócili z wojny, to chyba ani razu nie przejechał językiem po swojej czekoladowej szacie, co było widać – tłusta, potargana, a w niektórych miejscach nawet posklejana ze sobą.
Powoli opuścił legowisko, od razu szukając cienia, gdzie mógłby się skryć i niezauważony dotrzeć do Cisowego Tchnienia.
– Pustułkowy Szponie! – Nagle usłyszał wołanie, niosące ze sobą tak znajomy głos. Mroczna Wizja właśnie zauważyła syna i szybkim krokiem podeszła do niego. Z matczyną czułością otarła się o jego bok. – Tak się martwiłam o ciebie wtedy, jednak dałeś radę. Lecz… widzę, że wygrana nie ma dla ciebie znaczenia w takich okolicznościach.
– Matko… Możemy porozmawiać kiedy indziej? Właśnie idę do Cisowego Tchnienia.
– Pójdę z tobą – zadeklarowała od razu, na co kocur spojrzał na nią z politowaniem. – No dobrze, ale masz ze mną później porozmawiać! – zażądała łagodnym głosem. Przejechała na szybko językiem po głowie Pustułki, między jego uszami, by następnie oddalić się, zostawiając go w spokoju, przynajmniej na obecny moment.
Czekoladowy cicho westchnął, wznawiając powłóczysty marsz do legowiska medyka, gdzie zastał dwie kotki bez Roztargnionego Koperka w pobliżu.
– Witaj Cisowe Tchnienie, Jarzębinowy Żarze – przywitał się na wstępie, kiwając głową z szacunkiem w stronę obu kocic.
– Witaj Pustułkowy Szponie, jak się dziś czujesz? – zagaiła asystentka, zdejmując powoli opatrunek na pysku kocura. W międzyczasie starsza szylkretka przygotowała nowy kompres, który po chwili znalazł się w miejscu tego starego. Wcześniej jeszcze Cisowe Tchnienie obejrzała gojący się oczodół, stwierdzając, że na razie nie ma infekcji, jednak jeśli kocur nadal będzie zaniedbywać higienę to różnie z tym może być.
– Jak na kalekę przystało – mruknął w odpowiedzi młodej calico.
– Nie bądź zgryźliwy!
Na tę krótką wymianę słów między dwójką, medyczka przewróciła oczami, podsuwając młodszemu parę ziaren maku. Była to mniejsza porcja niż ostatnio, na co kocur zmarszczył brwi, lecz nic nie mówił.
– Przyjdź za siedem wschodów, rana dobrze się goi, niedługo nie będziesz potrzebował opatrunku – poinformowała Cisowe Tchnienie.
– Dobrze i dziękuję wam – miauknął, po chwili opuszczając medyczki, w głowie zapamiętując, by następnym razem przynieść coś dla kotek w ramach podziękowań.
Wychodząc z lecznicy, skierował się od razu w stronę legowiska wojowników, lecz tuż przy wejściu zawahał się i spojrzał w stronę żłobka. Odkąd został wojownikiem, nie zjawił się tam chyba ani razu. Trzepnął końcówką ogona, zawracając, by pójść do kociąt. Po drodze jeszcze szybko przemknął do stosu zwierzyny i wziął dwie piszczki dla Lodowej Sałaty oraz Barczatki.
Kocur powłóczystym krokiem wszedł do środka, siląc się na niewielki uśmiech dla kociaków. W końcu starczyło to, że przychodzi z opatrunkiem na pół pyska. Odłożył nornice przy królowych, by po chwili podejść bliżej małych pociech. Tak bardzo, by chciał jakąś przygarnąć jako swojego ucznia.
– Hej maluchy, jak tam u was? – spytał, siadając przed bawiącymi się kociakami.
– Pustułkowa Łapa! – zawołała szylkretka z krótkim ogonem.
– No prawie, teraz już Pustułkowy Szpon, Gwiazdnico – poprawił małą.
– Widzieliśmy twoją walkę! – oznajmiła ruda kotka.
– Powinniście być w żłobku, a nie patrzeć na takie rzeczy.
– Wrotyczowa Szrama nam pozwoliła – wybroniła rodzeństwo Horyzont.
– Co ci się stało w pysk? – Nagle do rozmowy dołączył się czarny kocurek, którego skrycia Pustułka chciałby wziąć pod swoje skrzydła i zostać jego mentorem.
– Na pewno chcecie tego słuchać? To raczej nie jest opowieść dla kociąt o słabych nerwach. – Na te słowa Horyzont odciągnęła siostrę na zewnątrz, wraz z dziećmi Sałaty, proponując zabawę. Na doczepkę dołączyła jeszcze Trop.
– Opowiesz mi później braciszku – rzuciła ruda kotka do Snu, który pozostał w żłobku. W międzyczasie dwie królowe wyszły tuż za pociechami, chcąc mieć je na oku.


<Śnie, wygląda na to, że zostaliśmy sami>

Od Pustułkowego Szponu CD. Makowego Nowiu

TW: krew, śmierć, walka.

Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, większość wojowników właśnie wypoczywała po całym dniu, gdy do obozu powrócił patrol graniczny. Jednak coś było nie tak, Piołunowy Dym krwawił, wspierając się o Dyniową Skórę, była z nimi jeszcze Wrotyczowa Szrama, która niespodziewanie wyrwała się do przodu z deklaracją, że Klan Klifu ich zaatakował. Nikt nie miał zamiaru oddawać im ot tak terenów, a tym bardziej nie stawić się na wypowiedzianej wojnie.
Po obozie od razu rozeszły się szepty. Czy Klifiacy naprawdę są aż tak głupi, by zadzierać z Klanem Wilka? Przecież to było oczywiste, że odniosą porażkę, jednak Pustułkowy Szpon nie mógł przewidzieć, że skończy to się dla niego w mało przyjemny sposób. Nikła Gwiazda zarządził, że za dwa wschody słońca wyruszają na wojnę i każdy ma być gotowy.
Czekoladowy kocur od razu zgłosił się do grupy, która wyruszy na pole bitwy, którym była polana przy Czarnych Gniazdach.

***
W końcu nadszedł dzień, w którym dwa klany miały stoczyć walkę. Wymarsz miał miejsce, gdy słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Każdy był gotowy i tylko czekał przy wyjściu z obozu na znak przywódcy.
Pustułkowy Szpon miał zamiar towarzyszyć Poziomkowej Łapie w dzisiejszej bitwie, jednak kocur nie zdołał go odszukać, przy czym czuł wzrok swojej matki i jednocześnie zastępczyni klanu. Odnalazł ją wzrokiem i zauważając, że coś jest na rzeczy. Kotka wyglądała, jakby chciała coś przekazać, nim wyruszą – po krótkim namyśle, ruszył w jej stronę. Rzadko rozmawiali jak nie wcale.
– Witaj Makowy Nowiu – przywitał się z nią dość oficjalnie, lecz nie wiedział, jak inaczej z nią rozmawiać. Prawda, jest jego matką, jak Mroczna Wizja, jednak z liliową nie miał tak bliskiej więzi, jak z niedawną mentorką.
– Witaj Pustułkowy Szponie. – Kiwnęła mu głową. – Jak się czujesz? – zapytała, chcąc na początku nieco ruszyć rozmowę. W międzyczasie Nikła Gwiazda dał znak do wymarszu, tak więc teraz szli obok siebie, zmierzając na wojnę.
– Dobrze, choć ta wojna z Klanem Klifu... Ledwo co ukończyłem szkolenie i już idę walczyć – mruknął, dzieląc się przemyśleniami z przybraną matką. Żałował trochę, że tak mało z nią rozmawiał przez ostatnie księżyce. Nawet w żłobku zbyt dużo interakcji ze sobą nie mieli, a teraz mogła to być ostatnia szansa na rozmowę ze starszą. Nie wiedział, czy oboje wrócą żywi, czego również miała świadomość Makowy Nów.
Kotka westchnęła cicho.
– Cokolwiek się stanie, przed rozpoczęciem chciałabym ci coś powiedzieć. Tobie i twoim braciom. – Wzięła głębszy oddech i spojrzała Pustułce w oczy. – Wierzę w ciebie i naprawdę jestem z ciebie dumna. Ciebie i twojego rodzeństwa. Robicie wspaniałą robotę i chciałam, byście o tym wiedzieli.
– Dziękuję matko – powiedział, ocierając się o jej bok. Ta jedynie uśmiechnęła się słabo do syna, szybko jednak zmieniając wyraz pyska.
Niedługo później znaleźli się przy granicy z wrogim klanem. Był zdeterminowany, by to jego klan wygrał i by on sam wyszedł cało, w końcu miał pewnego przyjaciela, który też bierze w tym wszystkim udział. Będzie musiał go szybko znaleźć i wspierać, nie wątpił w jego umiejętności, jednak Poziomek nie był kotem, który każdemu rzuci się do gardła i żywcem rozszarpie, pozbawiając życia drugą istotę.
Był zwrócony w stronę granicy i obecnie był gdzieś pośrodku grupy, dlatego zauważył i poczuł wzrok swojej mentorki na sobie. Widział po niej, że martwi się o najbliższych, którzy wyruszyli z nią na wojnę. Podniósł wyżej głowę i z dumą czekał, aż wszystko się rozpocznie. Obecnie nie miał żadnych oporów przed zabiciem drugiego kota, już raz posmakował kociej krwi. Już na samo wspomnienie poczuł na języku ten metaliczny smak jeszcze ciepłej posoki. Zero zahamowań, zero współczucia. Po chwili zawył wojowniczo, jak na prawdziwego Wilczaka przystało.
Po chwili obok niego znalazła się Kocankowa Łapa, która do niedawna przebywała w izolacji wraz z matką, najwidoczniej pozwolono jej iść wraz z jej nowym mentorem.
– Ty idziesz ze mną – zażądała i skinęła głową, aby dać mu znak.
– No proszę, młoda i do tego władcza – mruknął z uśmiechem. Nie dało się określić jakim, jednak raczej żadnym pozytywnym. Jego podejście do młodej kotki było raczej mieszane, patrząc na to, jakie plotki krążą w obozie o jej temat, choć z tą klątwą to ktoś zaszalała i to nieźle.
W międzyczasie Nikła Gwiazda rozmawiał z liderką Klanu Klifu, jednak już z góry wiadomo, że jakiekolwiek negocjacje nie przyniosą skutku – Klan Wilka przybył na wojnę, a nie pokojowe pogaduszki. W końcu kocur rzucił się ku liderce z wysuniętymi pazurami.
 Do ataku, Klanie Wilka!
Spojrzał na młodszą, w końcu ona tu przybrała rolę dowodzącą, kocur wolał się dostosować. Ta jednak nagle zniknęła z jego pola widzenia, a Pustułkowy Szpon nie widział zbytnio co robić. Rzucić się ot tak na wrogiego kota, czy może jednak komuś pomóc, na przykład Poziomkowej Łapie. Dobrze nawet nie zakończył swojej rozterki, gdy nad nimi rozległ się śmiech i na polu bitwy pojawiła się liliowa kotka, która widocznie miała jakąś urazę do Klanu Klifu. Kocur nie słuchał jej, w pewien sposób się wyłączając na ten czas.
W końcu koty znowu rzuciły się sobie do gardeł, a młody wojownik w tym całym zamieszaniu nie potrafił się odnaleźć, wszędzie byli walczący wojownicy, posoka z obu klanów, a w powietrzu latały kępki sierści unoszone przez wiatr. W tym całym obrazie zauważył kątem oka brata z Kocanką, jednak nie miało to teraz znaczenia, trzeba wygrać tę wojnę. Momentalnie rzucił się na pierwszego lepszego kota, który wręcz śmierdział Klanem Klifu – jego przeciwnikiem został Królicza Ułuda.
Ten dotychczas stał w bezruchu, aż do momentu, gdy poczuł ból, a na jego ciele pojawiła się rana, która zaczęła sączyć się krwią. Od razu syknął, wysuwając pazury i kładąc uszy po sobie.
– Odbiło ci! – wyrwało mu się, gdy spoglądał w oczy wroga. Zmarszczył brwi i zamachnął się łapą, lekko go raniąc.
– Mi? Raczej wam! – warknął, obrywając pazurami od starszego kocura. Nie była to głęboka rana, jednak na jakiś czas zostanie. Zamachnął się, by zadać kontrę, jednak nie trafił pazurami przez sprawne uniknięcie ciosu ze strony Klifiaka. Ten zacisnął szczękę, gotowy do zadania kolejnego ciosu. Ruszył do przodu, pazurami raniąc Pustułkowy Szpon. On również nie zamierzał tracić czasu na pogawędki. Wojownik uniknął jego ataku, w zamian zostawiając rany na jego boku. Wilczak ponownie zaatakował, jednak znowu coś nie wyszło. Za to Królicza Ułuda tym razem go lekko drasnął.
Pustułkowy Szpon od razu do kontry, lecz nie dosięgnął pazurami kocura. Nie mógł w to uwierzyć, czy naprawdę przegra z jakimś starszym wojownikiem Klanu Klifu?! Nie może przecież podczas pierwszej poważnej walki zawieść matek oraz przodków!
Lekka panika pojawiła się w głowie kocura.
Nagle jakby z nową determinacją, kremowy rzucił się z pazurami na przeciwnika, a na jego łapach pojawiła się kolejna porcja krwi Wilczaka. Na Mroczną Puszczę! Czy przodkowie dzisiaj nie mieli go w opiece? Ponownie pazury Króliczej Ułudy zatopiły się w jego ciele, próbował się od razu odwinąć, jednak dla wojownika to było jedynie draśnięcie, patrząc na stan Pustułki.
Kremowy, z nieznaną dla niego siłą, zamachnął się łapą po raz kolejny. Tym razem... wyjątkowo mocno. Swoimi pazurami przeorał wojownikowi cały pysk. Spojrzał na przeciwnika ze strachem w oczach, po czym cofnął się parę kroków.
Adrenalina kierowała jego ciałem, jednak ostatni cios kocura był idealnie wymierzony w jego pysk. Z gardła młodszego wyrwał się krzyk bólu, lekko zamglonym wzrokiem patrzył na przeciwnika. Gdzieś nieopodal zauważył gałkę oczną koloru zieleni. Czy to... Nie, nie, nie!
Nie zarejestrował, gdy odruchowo przyłożył łapę do pustego oczodołu, z którego sączyła się krew. Gdy zaczęło wszystko powoli do niego docierać, zdjął łapę z pyska. Cała była w jego posoce. Ze strachem w oku spojrzał na Króliczą Ułudę. Co teraz? Umrze? Wojownik pozwoli mu odnaleźć medyka?
Nie wiedział ile tak stali, jednak chyba dość długo, ponieważ walka wokół nich dobiegała końca, gdy niespodziewanie starszy zabrał jego oko ze sobą, jakby to było jego trofeum.
Widząc ruch wojownika, nie mógł własnemu oku wierzyć. Czy ten Klifiak, naprawdę...?! Nie, zdecydowanie za wiele dla niego — i to niby z Klanem Wilka jest coś nie tak, phi.
Finalnie stwierdził nic tu po nim, już się nie przyda na polu walki. Odwrócił się i zaczynając odczuwać coraz większy ból, opuścił miejsce, gdzie na ziemi było pełno krwi i kociej sierści.
W tym czasie w jego głowie powróciły głosy. Tak krótko miał spokój od nich, jednak jak widać chore ambicje i samokrytyka będą jego odwiecznymi towarzyszami.
"Och, przodkowie z Mrocznej Puszczy, co ja takiego zrobiłem, że dziś nie mieliście mnie w swojej opiece...?" – spytał w myślach, po chwili zauważając Makowy Nów. Nie, nie może tak się im pokazać. Ich wzrok się skrzyżował, a kotka powoli ruszyła w jego stronę. Kocur nie chciał, by ta widział go w takim stanie, wolałby teraz szybko wrócić do obozu, zaliczyć nieuniknioną wizytę u Cisowego Tchnienia i zaszyć się na wieki w legowisku wojowników.
– Pustułko – powiedziała tylko i spojrzała na syna. Przyglądała mu się uważnie, przyjmując do siebie jego obrażenia. W końcu, nie zwracając uwagę na czas i miejsce, otarła się czule o niego, pierwszy raz okazując mu cokolwiek więcej, cokolwiek z tej typowej matczynej miłości. – Jak dobrze, że żyjesz, jestem z ciebie dumna – mruknęła tylko.
– Ja... – zaczął, czując, jak łzy zbierają mu się w oku, rozmazując obraz. Tak, dobrze widzicie. Pustułkowy Szpon płacze i to szczerze. – Przepraszam matko, ja nie dałem rady – dokończył załamującym się głosem, wtulając się w bok matki, która w porównaniu do Mrocznej Wizji była mu tak obca, jednak zawsze była, jest i będzie jego przybraną matką.
Makowy Nów nie odezwała się. Stała w ciszy, słysząc ciche łkanie kocura. W końcu ona sama też w pełni go przytuliła. Pierwszy raz. A w kącikach jej oczu również zebrały się łzy, które jednak szybko wytarła, nie chcąc okazywać słabości wśród tylu jej pobratymców, jednak kocur jakoś to zauważył – czuł, jak mięśnie kotki się napięły i rozluźniły, gdy pozbywała się łez z oczu.
– Co masz na myśli Pustułko? Przecież dalej tu stoisz. A patrząc na twój wiek, na doświadczenie w walkach... – nie dokończyła, zamiast tego po prostu tuląc Pustułkę.'
Może i stoi, ale za to w jakim stanie, jednak prawda – kocur nie miał dużego doświadczenia w prawdziwych walkach i w sumie miał szczęście, że nadal tu stoi o własnych łapach.
– Wiem, ale Mrocznej Wizji dawniej obiecałem, że będę najlepszy, a teraz? Mam tylko jedno oko – wyżalił się, marząc o tym, by to wszystko nie było prawdą. Nie może tak skończyć!
– Masz trudniejszy start, musiałbyś pracować dwa razy ciężej – oznajmiła.
– Ja już dawno miałem trudniejszy start. Najmniejszy, najsłabszy z braci, a teraz to... – mruknął, odklejając się w końcu od boku zastępczyni. Musi się wziąć w garść, przynajmniej na jakiś czas, dopóki nie wrócą do obozu.
– A jednak się nie poddałeś – zauważyła. – Jednak zakończyłeś szkolenie w błyskawicznym tempie i to pod okiem Mrocznej Wizji – przypomniała i spojrzała na syna. – Jeśli będziesz chciał, możemy dalej porozmawiać później w obozie. Teraz każdy z nas potrzebuje powrotu do domu – zaproponowała.
– Prawda. Chętnie skorzystam z tej propozycji, choć mnie raczej czeka jeszcze wizyta u Cisowego Tchnienia – oznajmił, siląc się na lekki uśmiech. Nie chciał, by niemal cała rodzina była mu obca, wystarczy, że z Warkotkiem i Krukiem nie ma takich relacji, jakie kiedyś myślał, że będą.
***
Minęło trochę czasu od wojny z Klanem Klifu, Wilczaki nie ponieśli żadnych strat w kotach, jednak nie oznaczało to, że nie było poważnie zranionych. Pustułkowy Szpon i Trzcinniczkowa Dziupla stracili wzrok w jakiś stopniu – czekoladowego kocura spotkał brak prawego oka, starszy wojownik zachował oczy, lecz nic nie widział. Do tego jeszcze Lamentująca Toń straciła łapę. Z sukcesów zdobyli Czarne Gniazda i część lasu, które dotychczas należały do Klifiaków.
Pustułkowy Szpon powoli przyzwyczajał się do funkcjonowania z jednym okiem, jednak teraz raczej mógł zapomnieć o zostaniu czyimś mentorem, co było jego skrytym marzeniem. Chciał nauczać kociaka, któremu by przekazał całe nauki od Mrocznej Wizji, lecz teraz? Sam ledwo daje radę, ciągle odczuwa ból przy niektórych ruchach, do tego regularnie musi przychodzić do medyka, by zmieniać opatrunki na pysku – w końcu infekcja to ostatnie czego chce.
Dawniej chodził dumnym krokiem z uniesioną głową, teraz jednak włóczył łapami przy każdym kroku, trzymając się cienia z pochyloną głową. Wyglądał obecnie jak cień dawnego siebie, jakby tego było mało, to głosy w jego głowie rzadko kiedy dawały mu chwilę odpoczynku. Niemal za każdym razem prosił Cisowe Tchnienie o nieco większą porcję maku na ból, chcąc być na tyle otępiałym, że nie będzie słyszeć głosu ambicji i samokrytyki. Medyczka niemal za każdym razem się nie zgadzała na jego prośbę.
Kocur nie wiedząc co ze sobą zrobić, całe dnie spędzał w legowisku wojowników na zużytym posłaniu. Żadnemu uczniowi nie udało się nakłonić wojownika na chwilowe opuszczenie wyleżanego mchu, by zmienić go na świeży, lub trafić na moment, gdy kocur opuszczał na chwilę legowisko. Czuł jakby żył zawieszony, niby jakoś funkcjonował, lecz wszystko zlewało mu się w całość, mając wrażenie, że marazm coraz bardziej oblepia jego ciało z każdym dniem.
Przełomowym momentem było wyjście do lasu z Makowym Nowiem. Szli w absolutnej ciszy pochłonięci swoimi myślami, choć w przypadku Pustułki było to pochłonięcie przez nieznośne głosy w głowie, lecz i one nie zakłóciły cichego śpiewu liliowej.
– Sikoreczka sikoreczka wleciała przez okienko…
– Śpiewałaś to już kiedyś? – spytał młodszy, idąc po prawej stronie matki, by móc ją w stanie widzieć jakkolwiek.
– Przy was tylko jak spaliście, gdy Mrok nie mogła się wami zająć – odparła. Po jej słowach zapanowała niemal bezwzględna cisza, przedzierana przez jedynie cichy śpiew kotki.
W końcu dotarli, siadając pod jednym z drzew, wtedy też piosenka ucichła, a kocur czekał na słowa marki.
– Pustułkowy Szponie – zaczęła, przyciągając tym samym uwagę swego potomka. – Chcesz być najlepszym wojownikiem, bo obiecałeś to Mrocznej Wizji. Dalej jesteś w stanie to zrobić. Bycie najlepszym wojownikiem polega na przekłuciu swoich słabości i błędów przeciwników w broń. Pamiętasz walkę, którą odbyłeś wraz z Kruczym Piórem, gdy obydwoje byliście jeszcze uczniami? Udało ci się uwolnić, poprzez wykorzystanie błędu twojego brata. Pomimo tego, że byłeś od niego słabszy – zauważyła kotka, spoglądając co chwilę na Pustułkę, by wyłapać jego reakcje. Ten jedynak bez wyrazu spoglądał na matkę. – Masz trudniejszy start od innych. Zwłaszcza teraz, z jednym okiem. Musiałbyś pracować jeszcze ciężej, zwłaszcza że musisz od nowa nauczyć się dobrej walki. I nie sądzę, by treningi zapewniane przez mistrzów pozwoliły ci w pełni dogonić poziomem innych, sprawnych w pełni wojowników – zatrzymała się na chwilę, a w tym czasie kocur chwilowo wysunął pazury, zatapiając je w ściółce leśnej przez głos, który od razu zaczął mówić, że to już koniec dla niego jako wojownika w klanie. – Jednak jesteś jeszcze bardzo młody, dopiero skończyłeś swój trening, a każdy z nas uczy się całe życie. To była twoja pierwsza taka walka, która w dodatku okazała się wojną. To, że jeszcze tu stoisz, jest swego rodzaju dokonaniem, ponieważ zginęło dużo kotów, wielu jest też ciężko rannych, a ty na szczęście straciłeś tylko oko – mruknęła. – Walk czeka cię w twoim życiu jeszcze wiele, nie wiemy co, czyha na nas za rogiem, dlatego mogę wyjść dla ciebie z pewną propozycją. Zakończyłeś już szkolenie, jednak mogę pomóc ci z walką po utracie oka, własnymi treningami. Będziemy wychodzić do lasu, gdzie to ty będziesz szlifował umiejętności, starając się przestawić na nowy tryb walki. Ja będę to nadzorować, będąc często twoim przeciwnikiem. Zakończyć treningi będziemy mogli w każdej chwili, decyzja ta będzie należeć do ciebie, w końcu twój w tym interes. Zacząć moglibyśmy za kilka wschodów słońca, ponieważ wszyscy jesteśmy jeszcze obolali po walkach – wyjaśniła i spojrzała na Pustułkowy Szpon. Ten w głowie próbował na spokojnie przeanalizować propozycję kotki, czego ambicja i samokrytyka nie ułatwiały, choć teraz najgłośniejszy głos należał do wewnętrznej krytyki.
“Jak tak dalej pójdzie, to oszaleję…” – pomyślał, wracając po chwili myślami do obecnej sytuacji.
– Z chęcią skorzystam z twojej propozycji – oznajmił zadowolony. – I dziękuję.
– Nie masz za co mi dziękować. Nie chcę mieć rannych w klanie, zwłaszcza że jesteś młodym wojownikiem, mogącym dokonać wiele. Nie chcę, by cię złapali na pierwszej lepszej walce – powiedziała, odwracając wzrok od syna i kierując go w przestrzeń. Nastała chwila ciszy, przerywana tylko szumem wiatru.
– Mogę się o coś spytać? – odezwał się kocur, na co jego matka kiwnęła głową. – Dlaczego byłaś tak nieobecna w moim życiu?
Makowy Nów westchnęła cicho, łapą zaczynając grzebać w ziemi.
– Nie myślałam, że zadasz to pytanie. Moja nieobecność była aż tak odczuwalna? Nie znasz mojej rodziny. Twojego dziadka, ciotek i wujka. Wszyscy zmarli na długo przed twoimi narodzinami. Matki sama nie pamiętam, jedyne co mi po niej zostało to właśnie ta piosenka. Zniknęła, gdy jeszcze byłam w żłobku, ale mogę powiedzieć jedno, to ona była tą kochającą matką. Mój ojciec nazywał się Gęsi Wrzask. To imię dobrze go opisywało. Krzyczał na nas za każdym razem, gdy przyszedł, nie szczędząc sobie uwag i przekleństw, skierowanych w naszą stronę. Nie raz starał się podnieść na nas łapę. Z dwójki rodziców to on zapadł w mojej pamięci najbardziej. I to po nim mogę się pochwalić większością zachowań – prychnęła. – Wiesz, dlaczego ci to mówię? Bo to jest powód. Nie chciałam mieć dzieci. Przerażała mnie wizja posiadania ich. Bałam się, że będę dokładnie taka jak mój ojciec, dlatego, gdy Mrok wyszła z inicjatywą powiększenia kultu, po prostu wybuchłam. Dopiero po czasie mnie przekonała, a bardziej to ja powiedziałam jej, że nie mogę jej tego zabronić. Tak więc urodziła was. A ja, dalej powtarzając, że nie nadaje się na matkę, starałam się jak najbardziej od was odsunąć, byście nie musieli przeze mnie przeżywać tego, co ja – wyznała, spuszczając głowę. – Mroczna Wizja jest wspaniałą matką. Myślałam, że ona wam starczy.
– Rozumiem, jednak mimo to powinnaś spróbować swoich sił. Mroczna Wizja jest wspaniała, jednak z braćmi mamy dwójkę rodziców, nie jednego. Mając tę świadomość, zawsze, a przynajmniej ja, odczuwałem twój brak. Tyle razy chciałem, byś była naszą matką, lecz za kociaka myślałem, że z czasem wszystko się poukłada samo. Później treningi i w sumie zbytnio nie było, kiedy podejść i na spokojnie porozmawiać jak teraz. Poza tym ty w międzyczasie zostałaś zastępczynią klanu i byłaś zajęta nowymi obowiązkami, do tego szkolenie Kruka. Czułem po prostu, że marnowałbym twój cenny czas na jakieś głupie rozmowy o niczym, by powoli budować relację.
Ten moment był jednym z nielicznych, gdy był całkowicie szczery sam ze sobą oraz drugim kotem. Zwykle całe dni ukrywał wszystko pod maskami, wpasowując się idealnie do każdego towarzystwa, lecz brakowało mu właśnie takich momentów, gdzie nie musiał się bać, że zostanie źle oceniony, odebrany przez pryzmat swojego pochodzenia.
– Chciałbym jeszcze coś wiedzieć. Jak poznałaś się z Mroczną Wizją oraz o co dokładnie chodzi z Kultem Mrocznej Puszczy? Da się usłyszeć, jak niektóre koty o tym szeptają z przerażeniem – powiedział, obserwując dokładnie mimikę na pysku Makowego Nowiu.
Chciał dokładnie wiedzieć, o co chodzi, wraz z tym, czemu inni nazywają go i braci synami kultystek.

<Makowy Nowiu, wtajemniczysz swojego syna w Kult?>

23 lipca 2025

Od Pustułkowej Łapy (Pustułkowego Szponu)

Nadszedł w końcu długo wyczekiwany dzień dla Pustułkowej Łapy, właśnie dziś miał odbyć test, który zakończy jego szkolenie jako ucznia, bądź obnaży okrutną prawdę i kocur będzie musiał jeszcze popracować nad swoimi umiejętnościami. W najgorszym wypadku nigdy nie wygra żadnej walki i zostanie wygnany.
Z samego rana jak zwykle czekał na Mroczną Wizję, jednak kiedy się zjawiła, to nie dała znaku do wymarszu, tylko podeszła do swojego syna z dumą w oczach. W końcu jej uczeń był gotów, by zostać wojownikiem i już niedługo oficjalnie dołączyć do kultu. Wszystko miało się zmienić w życiu Pustułki.
– Pustułkowa Łapo, to jest ten dzień – powiedziała na wstępie, by następnie przejechać językiem między uszami swojego ucznia w czułym geście oraz dla dodania mu odwagi. Cały czas była z nim, nawet jak nie fizycznie to duchem.
– Z kim będę walczyć? – spytał spokojnie, choć w środku to miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Przecież jak będzie musiał walczyć z Krukiem lub Warkotkiem to szanse są podzielone, w końcu to jego bracia i wolałby nigdy z nimi nie stoczyć walki.
– Kruczą Łapą – odpowiedziała z bólem serca, czy naprawdę będzie musiała patrzeć, jak jej dwójka synów walczy o to samo i mają równe szanse. Choć Mroczna Wizja nie wiedziała do końca, na jakim poziomie są umiejętności Kruka, to wiedziała, że mimo wszystko on i Pustułka będą zdeterminowani, by wygrać.
– Czyli powtórka z treningu – westchnął, przymykając oczy, przypominając sobie pamiętny trening z bratem, na którym mieli stoczyć pojedynek między sobą. Tym razem nie da się zaskoczyć tak łatwo, jak wtedy!
– Dasz radę, trochę minęło czasu od tego momentu. Twoje umiejętności są na zupełnie innym poziomie niż wtedy – miauknęła kotka, kładąc ogon na jego grzbiecie. Kocur był w tym momencie wdzięczny, że jego matka tak go wspiera i ot tak go nie zostawia w tak ważnym dniu.
– Dziękuję.
– Nie myśl o tym za dużo, może pójdziemy na mały patrol łowiecki?
– Czemu nie – mruknął, podnosząc się z dotychczasowego miejsca. Chwilę później dołączyła do niego Mroczna Wizja, by razem ramię w ramię wyjść z obozu.

***

Dzisiejsze łowy były bardzo udane, łącznie przynieśli dwie nornice, mysz i wróbla. Dzięki temu wyjściu przed walką Pustułkowa Łapa nie myślał zbytnio o tym, co niedługo nadejdzie. Spokojnie odłożył piszczki na stos, biorąc dla siebie coś innego, w końcu nic nie może się zmarnować. Wybór padł na mysz, która leżała na stosie jakiś czas, jednak nadal nadawała się do zjedzenia.
Po dokonaniu wyboru poszedł w stronę legowiska uczniów, by położyć przy ścianie krzewu. Bez pośpiechu skonsumował gryzonia, by następnie przejść do pielęgnacji swojego czekoladowego futra. Wszystko po to, aby zbyt dużo nie myśleć o tym, co nadchodziło wielkimi krokami. W końcu jednak nie mógł dłużej tego odwlekać, Nikła Gwiazda wskoczył na pień, który był miejscem przemówień, by zwołać klan.
Krucza Łapa oraz Pustułkowa Łapa stali u stóp konara otoczeni przez innych, gdy bury kocur przemawiał do wojowników. Nie trwało to długo, ponieważ już po chwili dostali znak do rozpoczęcia starcia. Bez zbędnej zwłoki, czekoladowy uczeń skoczył w stronę swojego brata, który zwinnie usunął się z drogi i Pustułka wylądował łapami na ziemi. Kruk nie pozostawał dłużny i sam rzucił się na brata, powalając go. Długo to nie trwało, ponieważ zielonooki kopnął go tylnymi łapami w brzuch, szybko podnosząc się na równe łapy. Zjeżony czekał na ruch ze strony czarnego kocura, który po chwili nastąpił. Pustułka cofnął się, będąc blisko pnia, na którym stał Nikła Gwiazda. W tym momencie przypomniał mu sobie niedawny trening, gdzie Mroczna Wizja pokazywała mu, jak wykorzystać otoczenie na swoją korzyść. Nie myśląc dłużej, skoczył w kierunku mównicy, by odbić się od kory i polecieć w stronę zaskoczonego Kruka. Powalił brata na ziemię, samemu po chwili otrzymując uderzenie w brzuch łapami, jednak pozwolił mu na to, wykorzystując to, by później od razu zaatakować kocura od tyłu. Ten ponownie znalazł się pod bratem, leżąc brzuchem do ziemi. W tym czasie Pustułkowa Łapa przytrzymywał go łapami, by ten nie mógł wstać. Czekoladowy był silniejszy niż parę księżyców temu, również przybierając na masie, co było dość widoczne, gdy jego futro było mokre i przylegało do ciała. W końcu Nikła Gwiazda dał znak, że pojedynek się zakończył.
Kocur zszedł z Kruka, czekając na werdykt przywódcy, choć inni wiedzieli, co kocur zaraz ogłosi.
– Ja, Nikła Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zdobyć doświadczenie niezbędne do ochrony klanu i jego członków. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Pustułkowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę i chronić swój klan nawet za cenę życia?
– Przysięgam.
– Mocą naszych potężnych przodków nadaję ci imię wojownika. Pustułkowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Pustułkowy Szpon. Klan ceni twoją determinację i oddanie, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
Lider po tym zeskoczył z pnia, by dotknąć pyskiem głowy Pustułki, a on dotknął jego barku. Cały ten moment trwał bardzo krótko. Po tym można było usłyszeć, jak klan skanduje imię nowego wojownika, a Mroczna Wizja z dumą patrzy na swojego syna, który oficjalnie zakończył swoje szkolenie u niej. Czekała go jeszcze jedna część, czyli samotne czuwanie całą noc, aż poranny patrol nie wyjdzie. W tym czasie nie mógł choćby słowa wypowiedzieć, cały ten czas musiał pozostać w niezmąconej ciszy.

***

Kolejna samotna noc w życiu Pustułkowego Szponu przebiegła spokojnie, z czego kocur był zadowolony. Gdyby było inaczej, to nie wiedziałby, jak zareagować. Miałby sam stanąć przeciwko zagrożeniu? Mógłby wtedy ostrzec inny, czy obowiązek niewypowiedzenia żadnego słowa nadal obowiązywała? Nie znał odpowiedzi na te pytania, jednak teraz nie musiał się tym przejmować, ponieważ było to już za nim.
Kiedy poranny patrol wyruszył, nowo mianowany wojownik skierował się do legowiska. Tym razem jednak do legowiska wojowników, gdzie od teraz miał sypiać. Wybrał posłanie, które nie pachniało żadnym kotem i ugniatając przez chwilę mech, położył się zwinięty w kulkę, ogonem przykrywając nos.

[956 słów]

[przyznano 19%]

22 lipca 2025

Od Pustułkowej Łapy

Pustułkowa Łapa właśnie odpoczywał po treningu z Mroczną Wizją, dzisiaj odpuścił sobie latanie po obozie między legowiskami z racji, iż też miał coś zostawić dla innych uczniów, dlatego postanowił się wygrzewać w promieniach słońca na trawie, która niedługo zostanie przykryta warstwą śnieg, jeśli Pora Nagich Drzew nie będzie tak kapryśna, jak poprzednie pory.
Ze swojego miejsca doskonale widział, kto wchodzi i wychodzi z obozu, dlatego nie był zbyt zaskoczony tym, że chwilę później przed nim pojawił się Kosaćcowa Grzywa. Kocur jest dość specyficzną personą dla syna kultystek, dlatego czasem dziękował w duchu, że jego mentorką jest Mroczna Wizja, bo chyba już na którymś z pierwszych treningów, by uszkodził tego niebieskiego vana w jakimś stopniu. A tego jego puszenie grzywy? Ugh, Pustułka czasem miał ochotę go jej pozbawić.
– Witaj, witaj, Pustułek! – zaczął z energią i psotnym uśmiechem mentor Poziomka. – Jak ci to wilcze żyćko mija, co?
– Witaj Kosaćcowa Grzywo – odpowiedział z należytą uprzejmością, w końcu brązowooki kocur był od niego starszy. – Dobrze, mogę śmiało powiedzieć, że rutynowo. Ale widzę, że ty nad wyraz pełen energii jesteś, choć Poziomkowa Łapa to wyglądał, jakby miał zaraz paść.
Na wspomnienie kremowego ucznia, Kosaćcowa Grzywa zastrzygł uszami, co nie uszło uwadze młodszemu.
– Cóż, był tak wymęczony nie tylko przez trening, ale przez gadanie o tobie. Wiesz, jakie to było okropne? Jakby znowu Zalotna Krasopani szczyciła się Prążkowaną Kitą na zgromadzeniu obcej kotce! – odpowiedział głośno, nie zapominając o dramatyzmie. Nagle spoważniał i wlepił w niego intensywny wzrok, który aż świdrował Pustułkową Łapę. – A może... Pustułkowa Łapo, czy wy we dwójkę jesteście w... specyficznej relacji? – zapytał, raczej nie zdumiony. – Nie, że to coś złego – dodał szybko, uciekając wzrokiem. – Po prostu jestem... ciekawy? Chciałbym, aby mój uczeń był szczęśliwy.
Z każdym słowem czekoladowy kocura miał wrażenie, że jego poziom inteligencji zniża się coraz bardziej, a słysząc jakieś insynuacje, wyglądał, jakby zakrztusił się powietrzem lub śliną, co w sumie nie było dalekie od prawdy.
– Że co?! – krzyknął na niemal cały głos, aż inne koty obróciły się w ich kierunku. – Kosaćcowa Grzywo, ja wiem, że wręcz żyjesz życiem Poziomkowej Łapy, jednak ja i on? Chyba zbyt mocno głową przywaliłeś w drzewo. Poziomka znam od żłobka i dla mnie to bardziej przyszywany brat. Także wybij sobie te głupoty z łba – powiedział naburmuszony. Wydawać, by się mogło, że teraz daje się ponieść emocjom, jednak to była jego z wielu masek, które dobierał do odpowiedniego towarzystwa.
– Poza tym mi na razie nie w głowie romanse, Poziomkowej Łapie podobnie. Niedługo kończymy szkolenie i ja wolałbym wygrać swoją walkę, by mieć to za sobą.
Starszy zaśmiał się na zmianę tonu ucznia i niespodziewanie szturchnął go barkiem.
– Wiedziałem, że tak powiesz! – powiedział niby szczęśliwe. – Bo, wiesz, to było tylko kłamstewko... aż się zdziwiłem, że taki gbur jak ty może wyrażać takie silne emocje! – Zaśmiał się i spojrzał na niego z góry, z psotnymi iskierkami. – Musiałem powstrzymywać śmiech, gdy się gotowałeś! – mówił to, chichocząc, a następnie śmiejąc. – Choć chyba i z tobą można się pośmiać!
Nagle mimika kocur drastycznie się zmieniła, jakby ściągnął maskę. Łaciaty przybliżył się do ucha młodszego i wyszeptał:
– Lub z ciebie.
Zaraz powrócił do swojego radosnego pyska jak gdyby nigdy nic.
– I tak wolałbym, abyście się oboje skupili na swoim treningu – dodał dość spokojnie, nie dając Pustułkowej Łapie szansy na reakcję. – Po-ziomek musi jeszcze nauczyć się, jak nie zostać wystraszonym przez cień myszy!
Tak teraz kocur podniósł ciśnienie Pustułce, że aż niemożliwe, jednak ten był nad wyraz opanowany.
– Bardzo śmieszne Kosaćcowa Grzywo, nad wyraz dojrzałe, jak na wojownika przystało – sarknął, przewracając oczami. Właśnie dlatego nie dałby rady wytrzymać z tą personą jako swoim mentorem, a Poziomkowi to pewnie na dobre wyjdzie, choć to teraz miał lekkie wątpliwości.
– Cóż, mając takiego mentora, w sumie jakoś mu się nie dziwię – dodał zaczepnie z lekkim wrednym uśmiechem. – Ja to na miejscu Poziomkowej Łapy dawno bym ci wydrapał oczy lub uciął język albo jeszcze lepiej! Twoją bujną grzywę! To dopiero byłby śmieszny widok, Kosaćcowa Grzywa bez grzywy, śmiesznie nawet brzmi. – Na te słowa ów kocur jedynie przewrócił oczami.
– Wciąż jestem młodym duchem, Pustułkowa Łapo – odpowiedział z nerwowym uśmiechem, szczerząc śnieżnobiałe kły. – W przeciwieństwie do ciebie, ja się chcę nacieszyć życiem, zanim się zestarzeję. Ty niestety urodziłeś się już stary i zgorzkniały, jeszcze byś zaraził biednego Poziomkową Łapę! – rzekł w jego stronę żartobliwie, choć i z pewnym jadem. – Na szczęście nie muszę trenować takiego chuligana jak ty – burknął jeszcze i westchnął dramatycznie. – Gdybym cię dostał, po treningu nie ujrzałbyś Klanu Wilka tylko ostre skały, na które spadasz. A wcześniej wrzuciłbym cię do rzeki dzielącej nas z Klanem Klifu, która ma silny prąd i wtedy by cię tam wyrzuciło. Może stałbyś się samym pokarmem twojego imienia? Pustułkowa Łapa zjedzony przez pustułkę... coś niebywałego! Racja? Chociaż, szkoda ptaka. Pewnie by się tobą otruł... – powiedział z dramatyzmem, a ostatnie zdanie z niebywałym smutkiem, jakby współczuł pustułce, która żeruje na małych kotach.
Młody kocur cały wywód vana podsumował cichym parsknięciem śmiechu pod nosem. No proszę! Tego się nie spodziewał, jak widać, nie tylko jego rodzina jest dość specyficzna.
– Możesz o to winić jedynie Kruka, to on od samego początku był ponurakiem. Jak widać, z wiekiem okazało się, że to zaraźliwe. A Poziomkowej Łapy w to nie mieszaj, w końcu co by powiedział na to, że jego mentor dokucza jego przyjacielowi? Szkoda, by było, aby wasza relacja drastycznie się zmieniła tuż przed końcem szkolenia – mruknął z udawanym przejęciem, czego w ogóle nie krył, wręcz przeciwnie, specjalnie intonował głos tak, by było dosadnie słyszeć tę sztuczność.
– Kruk przynajmniej nie udaje, wiesz? – odpowiedział Kosaćcowa Grzywa. – Nie sądzę, aby to było zaraźliwe. Po prostu już urodziłeś się stary i nic tego nie zmieni – dodał. – Poziomek, zapewnię cię, będzie o wiele lepszy od ciebie i twojej matki, która cię szkoli – wycedził przez zęby. – W końcu to chyba od niej macie tą ponurą, starą twarz i tendencję do maskowania wszystkiego, że aż nie wiecie, kim jesteście i po co to robicie.
– Mnie możesz obrażać do woli, jednak od Mrocznej Wizji trzymaj się z daleka – syknął, jeżąc ogon po całej długości. – Każdy z jakiegoś powodu ukrywa swoje prawdziwe oblicze. Ode mnie tego wymagają! Myślisz, że nie chce wrócić do czasów bycia kociakiem, gdy wszystko wydawało się takie beztroskie?! Wtedy było najlepiej, a z Poziomkiem gadałem codziennie, niemal non stop, a teraz? Z jego siostrą to nawet się mijam i chyba ani słowa nie zamieniliśmy, odkąd opuściliśmy żłobek – odpowiedział szczerze, jednak kto mógł być tego pewny, w końcu jego rodzina ma tendencję do noszenia masek, jako to określił Kosaćcowa Grzywa.
Pustułkowa Łapa raczej nigdy, by się nie spodziewał, że aż w takim kierunku potoczy się jego rozmowa z niebieskim vanem, który szkoli Poziomkową Łapę. “Ciekawy obrót spraw, trzeba przyznać” – pomyślał, czekając na odpowiedź ze strony wojownika.

CDN.
[1107 słów]

[przyznano 22%]

21 lipca 2025

Od Pustułkowej Łapy CD. Cisowego Tchnienia

TW: dokładniejszy opis polowania, wzmianka o krwi

Z każdym dniem było coraz bliżej walki Pustułkowej Łapy, która zadecyduje, czy zostanie wojownikiem lub będzie musiał jeszcze kontynuować szkolenie na drodze ucznia. Bardzo nie chciał, by ta druga możliwość się ziściła, ponieważ wtedy było mu bliżej do tego, że może nie zakończy nigdy szkolenia przed odpowiednim wiekiem i zostanie wygnany z klanu. Byłaby to najgorsza opcja, jaka mu się przytrafi, tyle księżyców, tyle wysiłku, czasu Mrocznej Wizji, jej wiedzy, cierpliwości pójdzie na marne, ponieważ nie zdoła wygrać z nikim walki przed ukończeniem 25 księżyców.
Ta wizja z każdym zachodem słońca była istnym koszmarem, który nie dawał o sobie zapomnieć choćby na chwilę, gdy kocur nie zajmował się treningami lub obowiązkami w klanie. Poranki były podobne, choć wtedy jego myśli szybko skupiały się kolejnym rutynowym dniu, rozpoczynającego się od patrolu bądź treningu z Mroczną Wizją, która pomimo zbliżającego się dnia walki to nie wywierała dużej presji na synu, widząc, że od jakiegoś czasu coś się dzieje w jego głowie, jednak on woli to zachować dla siebie, nie dzieląc się tym z kotką.
Kocur miał nadzieję, że nastąpi to wszystko przed Porą Nagich Drzew, ponieważ, gdy pogoda okaże się okrutna dla kotów, to warunki walki będą dość ciężkie, co nie ułatwi sprawę ani Pustułce, ani kotu, z którym będzie toczyć pojedynek. Zielonooki z tymi myślami czekał przed legowiskiem uczniów, aż Mroczna Wizja sama wyłoni się z legowiska, by dać znak do wymarszu z obozu, tym razem na trening. Patrol miał dopiero jakiś czas po nich mieć wymarsz, a mistrzyni chciała wykorzystać każdy dzień jak najbardziej, by jego syn wygrał nadchodzącą walkę.
Po paru uderzeniach sercem stwierdził, że może minimalnie się ogarnie po nocy, która była w miarę spokojna, w porównaniu do innych. Zaczął od powolnego wylizywania czekoladowej sierści na klatce piersiowej, od tego miejsca zawsze rozpoczynał swoją pielęgnację, przechodząc później przez tuł, kończąc na głowie oraz łapach. Za każdym razem kolejność była dokładnie taka sama, tworząc swego rodzaju rytuał kocura. On zbytnio nie skupiał się na tym, po prostu robił to odruchowo, przechodząc płynnie od jednego miejsca do drugiego. Choć inaczej było, gdy wracał z lasu, bądź treningu, wtedy jego sierść zdobiły wszelkie liście i gałązki. Wtedy zaczynał od nich, wyjmując je na samym początku, a dopiero później zaczynając wylizywać czekoladową szatę.
Właśnie kończył swój pielęgnacyjny rytuał, gdy zauważył obok ruch, przy legowisku wojowników, z którego wyłoniła się Mroczna Wizja, we własnej personie. Bez słowa dała znak do opuszczenia obozu, na co Pustułkowa Łapa podniósł się z miejsca, by dołączyć do matki i tuż u jego boku wyjść na trening. Zaraz po oddaleniu się od obozu, czarna kotka zaczęła tłumaczyć, co dziś będą robić na treningu. Padło na szlifowanie walki i wykorzystywaniu otoczenia do potyczki.
Spokojnym krokiem w akompaniamencie leśnych odgłosów oraz słów wojowniczki dotarli do dębu, gdzie dość niedawno ćwiczyli wspinaczkę na drzewo, od czego zaczęli dzisiejszy trening. Okazało się później, że miało to na celu pokazania, że w czasie walki może wykorzystać umiejętność wspinaczki czy też odbicia się od pnia, bądź czegoś innego. Po objaśnieniu tego przeszli do szlifowania jego biegłości w pojedynku z drugim kotem.
Okazało się, że było jeszcze parę niuansów technicznych, na których będą się skupiać także na kolejnych treningach, także dzisiaj, by jak najszybciej wyeliminować błędy, które przeciwnik mógłby wykorzystać do wygrany nad uczniem. W końcu doświadczony wojownik zauważy błędy i użyje ich na swoją korzyść, przecież nikt nie będzie dawać fory młodemu koty, który poprzez tę walkę miał zostać sprawdzony pod względem umiejętności walki, przekazany przez danego mentora. Tak naprawdę był to test ucznia, jak i mentora, ponieważ to on musi przygotować swojego podopiecznego do tego dnia, przekazując jak najlepiej swoją wiedzę.
Kocur był wdzięczny za każdy trening z Mroczną Wizją, który dotychczas odbył, ponieważ widział efekty i nie cofał się w swoich postępach, tylko parł do przodu, stając się lepszą wersją siebie. Chyba aż za bardzo chcąc to osiągnąć, patrząc na to, jak mocno chora ambicja i samokrytyka wpłynęła na niego w ostatnim czasie, wpływając na obraz świata, który go otaczał, szczególnie zniekształcając to, jak inni na niego patrzą, a najbardziej spojrzenie Mrocznej Wizji, gdy ta obserwowała jego poczynania, doszukując się tego, co będzie trzeba poprawić. Ta nie krytykowała go ani nie tworzyła presji, wiedząc, że to nic nie pomoże przy treningach Pustułkowej Łapy.

***

W drodze powrotnej wojowniczka zarządziła jeszcze niewielkie polowanie, by odciążyć patrol łowiecki, który może niedługo spotkają lub w odległości się miną.
W ściółce leśnej było powoli coraz mniej zwierzyny, biorąc pod uwagę obecną Porę Opadających Liści i każde żyjątko powoli się szykowało do powoli nadchodzącej Pory Nagich Drzew. Dlatego powoli coraz trudniej było znaleźć coś do upolowania, jednak nie było jeszcze tragicznie i po dłuższych chwilach kocur wyczuł zapach nornicy. Bezszelestnie podkradł się do gryzonia, który nagle schował się w swojej norze. Pustułkowa Łapa niemo westchnął, chcąc się już podnieść na proste łapy, kiedy w miejscu nornicy pojawił się kos, którego upierzenie było intensywnie czarne tak jak sierść Mrocznej Wizji. Uczeń podszedł bliżej ptaka, by mieć pewność, że ten nie zdąży odlecieć, nim ten go nie dopadnie w swoje łapy.
Wysunął długie i ostre pazury, które śmiertelnością i skutecznością dorównywały zapewne niektórym ptakom drapieżnym i im szponom. Wystarczyło jedno uderzenie sercem, by Pustułkowa Łapa skoczył w kierunku skrzydlatego i nie minęła chwila, a kos zwisał bezwładnie w pysku zielonookiego. Był dumny, że udało mu się upolować samemu ptaka.
W miejscu, gdzie chwilę wcześniej upierzony szukał na ziemi pożywienia dla siebie, pozostały jedynie parę piór oraz krew, która była jedynym dowodem śmierci zwierzęcia. Kocur nie był wzruszony posoką, która spływała mu z pyska na ziemię, tworząc z kropli niewielkie kałuże szkarłatu. Śmierć to naturalna rzecz na świecie, więc nie rozumiał zbytnio zamieszania na niedawnym zgromadzeniu, gdy samotniczka przyniosła głowę ucznia z innego klanu. Przecież oni podobnie postępują ze zwierzyną, nie przejmując się tym, że te zwierzęta mają rodzinę, może nawet tworzą takie społeczności jak oni.
Nie zawracając sobie zbytnio tym głowy, udali się wzdłuż wody w stronę obozu. Dzięki takiej drodze powrotnej udało im się jeszcze napotkać czajkę przy brzegu, którą z sukcesem upolowała Mroczna Wizja. I to właśnie tego ptaka wodnego później uczeń przyniósł ze sobą do legowiska medyka, gdzie obecnie znajdowała się Jarzębiny Żar wraz z Cisowym Tchnieniem. Ta pierwsza, słysząc kroki kocura, wychyliła się ze składziku.
– Ja dziękuje, jadłam niedawno – odpowiedziała, wracając do przeglądania ziół.
Na słowa Jarzębiny jedynie skinął głową na znak zrozumienia, by następnie wejść w głąb legowiska, by zaoferować czajkę Cisowemu Tchnieniu.
– Witaj Cisowe Tchnienie – przywitał się, gdy położył ptaka przed kotką. – Przyniosłem dla was czajkę, jednak Jarzębinowy Żar już jadła, a Roztargnionego Koperku nie ma obecnie – dodał, zachowując cały czas uprzejmość wobec starszej kotki.
– Zostaw ją tam – miauknęła, wskazując łapą na miejsce, gdzie chwilę później uczeń odłożył ptaka. – Potrzebujesz czegoś? – spytała, obserwując młodszego, jakby szukając jakiejkolwiek skazy na jego ciele, mogącej wskazywać na to, że potrzebuje jej pomocy jako medyka.
– Ach, nie nie. Jednak jak potrzeba z czymś pomocy to mogę się przydać.
– Na razie nie trzeba. Jak widzisz Jarzębinowy Żar i Roztargniony Koperek są wystarczającą pomocą i nie potrzebuje kolejnego kota, który pałętałby mi się pod łapami.
– No dobrze... A gdzie jest Roztargniony Koperek?
– Poszedł zbierać zioła – odpowiedziała Jarzębinowy Żar, dając znak, że doskonale słyszy ich rozmowę.
– Może pójdę mu pomóc? – zaoferował czekoladowy, czekając na odpowiedź ze strony Cisowego Tchnienia.

<Cisowe Tchnienie?>
[1203 słów]

[przyznano 26%]

Od Pustułkowej Łapy CD. Poziomkowej Łapy

Zgromadzenie

To miało być ich drugie zebranie, jednak nikt nie spodziewał się, że zakończy się w ten sposób.
Jako jeden z pierwszych Poziomkowa Łapa wyszedł z legowiska uczniów, by następnie usiąść przy wyjściu z obozu, czekając, aż reszta kotów się zbierze.
Tym razem mentorka Pustułkowej Łapy nie szła na zgromadzenie, także znajdując się przy wyjściu z obozu, szukał wzrokiem Poziomkowej Łapy, by się go uczepić na czas trwania zgromadzenia, niczym rzep kociego ogona. Widząc skrawek płowego futra, lekko się uśmiechnął, czyli będzie mieć z kim rozmawiać. Niby miał też braci, jednak w sumie odkąd opuścili żłobek, to rzadko kiedy zamieniali więcej niż parę słów.
– Cześć Poziomkowa Łapo – zagaił, siadając obok kocura w oczekiwaniu na wymarsz.
— H-hej, co tam u ciebie? — odpowiedział niepewnie, a po wydaniu polecenia na wymarsz przez przywódcę, poczekał, aż jego kompan ruszy przodem. Po czym potruchtał za nim, kontynuując rozmowę.
– Całkiem dobrze, choć wciąż nie mogę uwierzyć, że już jesteśmy uczniami. Nie tak dawno temu gadaliśmy jeszcze w żłobku – odpowiedział, ruszając za grupą.
Choć minęło parę księżyców, to Poziomek nadal był tym nieśmiałym kocurem, jak dawniej.
– Jak ci idzie zostanie najlepszym wojownikiem? – spytał, przypominając kocurowi o pewnej rozmowie, gdy ten jeszcze jako Kremik ledwo co dołączył do Klanu Wilka.
W końcu dotarli na miejsce zgromadzeń. Czuł dobrze chłodną skalę pod łapami, a w uszach szum wody oraz niewielki gwar rozmów obecnych kotów. Ostatnie zgromadzenia czekoladowego kocura zakończyło się ciekawą dywagacją z dwiema kotkami.
— Lepiej niż myślałem. — Uśmiechnął się delikatnie i uciekł wzrokiem gdzieś w bok. — Wiesz, pewnie jakbyś mi wtedy tego nie powiedział, szłoby mi dużo gorzej. — W końcu to Pustułkowa Łapa powiedział, że nawet on, mały i wątły, ma szansę zostać najlepszym z wojowników. — Kosaćcowa Grzywa jest czasem nieznośny, ale to dobry kocur. Podobno niedługo ma nauczyć mnie czegoś super. A jak z tym u ciebie?
— Klan Wilka rośnie w siłę z każdym dniem. Niedawno w szeregi wojowników wstąpiła Dyniowa Skórka, natomiast legowisku uczniów zasilili Kocankowa Łapa i Pszczela Łapa. Nasz stos zwierzyny jest równie pełny, co żłobek, w którym robi się tylko ciaśniej — oświadczył krótko i zwięźle Nikła Gwiazda.
– Wystarczy dobra motywacja – oznajmił z lekkim uśmiechem, ignorując przemowy przywódców. Jego własna motywacja jakiś czas temu zmieniła się w chorą ambicję i samokrytykę, która powoli wyniszczają go od środka. – U mnie? Dobrze, Mroczna Wizja jest wbrew pozorom bardzo wspierającą mentorką – odpowiedział, prowadząc ich bardziej na kraniec skały, gdzie przebywało mniej kotów. Czując jednak nagle deszcz na swoim czekoladowym futrze, zrobił dwa, trzy kroki w stronę innych, woląc nie ryzykować wpadnięcie do wody.
— C-co powinniśmy zrobić? — Spojrzał na Pustułkę, szukając w nim wskazówek na nagłą zmianę pogody.
– Teraz? Najlepiej, by nic nas w łeb nie trafiło oraz byśmy nie znaleźli się nagle w wodzie – odpowiedział, ignorując zamieszanie między innymi kotami. Był dość spokojny jak na takie warunki pogodowe, jednak wiedział, że Poziomkowa Łapa też wtedy będzie spokojny.
– O-okej…
– Takiego zgromadzenia to żadne z nas się nie spodziewało – miauknął, nachylając się w stronę kocura, by ten mógł go usłyszeć. Koniec Pory Zielonych Liści i to z takim przytupem, choć może to też przodkowie, lecz na poprzednim zgromadzeniu mieli gdzieś bijatykę między dwoma kotami.
— Racja, nikt się tego nie spodziewał. — Podkurczył ogon i położył uszy, chciał zminimalizować powierzchnię, jaka może zostać zaatakowana przez opady. — M-może nie musi to być nic złego? Może teraz popada, ale Pora Opadających Liści i Nagich Drzew będą bardziej łaskawe?
Nagle na wyspie pojawił się intruz, niosąc w pysku głowę ucznia z innego klanu, Pustułka nie reagował na to zbytnio, dopóki nie zrobiło się takie zamieszanie, że nie dało się normalnie porozmawiać, a przywódcy zaczęli wydawać rozkazy kotom z własnego klanu
— Otoczyć ich i zablokować wyjście z wyspy!
Słysząc słowa Nikłej Gwiazdy, od razu ruszył do obcych, zostawiając Poziomka samego. Na nim czyn obcych nie robił zbytnio wrażenia, w końcu od kociaka był karmiony wiarą w Mroczną Puszczę, a on sam był dzieckiem kultu, jego narodziny były dla sprawy.
Cały najeżony zagrodził drogę grupie obcych kotów, które zakłóciły zgromadzenie. Sam w końcu jednak rzucił się na kreaturę, choć panował taki zamęt, że nie zdziwiłby się, gdyby oberwał od kogoś pazurami. Jednak był gotowy na tę ewentualność, ważne, by przodkowie widzieli, jak się stara zostać najlepszym wojownikiem. Że jest w stanie wszystko poświęcić dla jednego celu. Zabili intruza.
Niemal cały był we krwi, podobnie jak inne koty, które rzuciły się na obcą. Nie myśląc o swoim wyglądzie, wrócił do Poziomkowej Łapy, tworząc za sobą niewielką ścieżkę posoki. Był niewzruszony tym zajściem, choć innymi kotami to dogłębnie wstrząsnęło.
Co za ironia, jego potrafi wyniszczyć jakaś chora ambicja i głos samokrytyki, a taką masakrę przyjmuje na spokojnie, jakby takie widoki były dla niego codziennością. W sumie były, bo przecież tak kończy każda zwierzyna złapana i zjedzona przez kota.

<Poziomkowa Łapo?>
[783 słowa]

[przyznano 16%]

20 lipca 2025

Od Pustułkowej Łapy CD. Snu

Nadeszła Pora Opadających Liści, a z nią krótsze dni i chłodniejsza temperatura, którą szczególnie dało się odczuć nieprzyjemnie na poduszkach łap. Obowiązki Pustułkowej Łapy się nie zmieniły i raczej tak pozostanie aż do samego mianowania na wojownika, kocur chciałby mieć to już za sobą, by wewnętrzne głosy krytyki umilkły, jednak przez jakiś czas będzie się musiał z nimi męczyć. Czasem aż żałuje, że nie można przeskoczyć etapu ucznia lub zostać wiecznie kociakiem. Miał wrażenie, że wtedy było jakoś łatwiej i jedyne co się robiło, to bawiło, spało, słuchało opowieści Mrocznej Wizji. A teraz? Teraz to z samego rana wychodził na poranny patrol, czasem wracał do obozu tuż po nim, by mentorka wzięła go na trening. Jeśli czarna kotka również szła na patrol, to pod koniec się odłączali, by skierować się na szkolenie Pustułki i wrócić później w czasie Pory Szczytowania Słońca, gdy cały obóz oświetlały promienie słońca, a część kotów korzystała z naturalnego ciepła, wygrzewając się na polanie, czasem przy okazji dzieląc się językiem. Kocur rzadko kiedy to praktykował, jak nie wcale, nie przypominał sobie takiego momentu, co najwyżej spożywanie z kimś posiłku, jednak dzielenie językiem? Sam dbał o futro, co było widać po różnych gałązkach i liściach, które przynosił z lasu, choć w ostatnim czasie zaczął trochę o ten aspekt dbać i można było go również spotkać z wypielęgnowanym futrem bez żadnych niepożądanych dodatków.
Od niedawna do starszyzny dołączyła Kwitnący Kalafior, także Pustułka zaglądał również do legowiska starszych, by wymienić kotce legowisko, przynieść wodę, jedzenie, czasem też zajmując się wyjmowaniem z jej futra kleszczy, jednak tej czynności próbował unikać, woląc jak najrzadziej czuć mysią żółć w pysku przez resztę dnia. Oprócz tego odwiedzał jeszcze żłobek, który jeszcze przez parę księżyców będzie zamieszkały przez znajdki i dwójkę dzieci Lodowej Sałaty, z nią włącznie.
Właśnie wrócił z treningu i pierwsze co to skierował się do stosu zwierzyny, by wziąć dwie myszy, jedną dla Kwitnącego Kalafiora, do której poszedł najpierw, a drugą dla Lodowej Sałaty. Tak szybko, jak się zjawił w legowisku starszyzny, tak równie szybko wybył, chcąc mieć już z głowy żłobek. Najgorsze było utrzymanie uśmiechu na pysku cały czas, gdy zajmował kociaki, miał wrażenie, że później aż go policzki i szczęka bolą.
Pewnym krokiem wszedł do żłobka, by zostawić mysz przed królową, a samemu najpierw zająć się wymianą mchu w jej posłaniu. Na szczęście reszta kociąt się bawiła na zewnątrz, wcześniej o mało co nie wpadając pod łapy kocura. Ten jednak chyba już do perfekcji opanował wymijanie bawiących się kociaków, że bez problemu dotarł na miejscu. Ze skupieniem oddzielał zużyty mech, od tego, co jeszcze się nadawał, by w pewnym momencie poczuć czyjś wzrok na swoich łapach. Pustułkowa Łapa próbował zignorować wzrok Snu, jednak miał wrażenie, że z każdym uderzeniem serca jego wewnętrzna irytacja rośnie. Czy ten czarny kocurek nie mógł iść się pobawić z innymi kociakami na zewnątrz, dając mu spokojnie wykonywać swoje obowiązki?
“Jak zaraz nie przestanie się tak gapić to mu oczy wydrapię!” – pomyślał, przerywając po chwili żmudną pracę.
– Coś się stało Śnie, że tak siedzisz nade mną? – spytał nagle z lekkim uśmiechem, kierując wzrok na młodszego. – Potrzebujesz czegoś? – dodał, odsuwając mech trochę na bok, by zbytnio nie przeszkadzał. Wróci do tego później, gdy skończy zapewne rozmowę z młodszym.
Pustułka już dawno zauważył, że Sen jest mniej skory do zabawy, w porównaniu do innych, a w szczególności do swoich sióstr, choć czasem można było go zauważyć podczas zabawy z nimi. Uczniowi było to na łapę, ponieważ musiał zająć wtedy dwa energiczne kociaki Lodowej Sałaty oraz dwie nadaktywne znajdki, a kocurek zwykle gdzieś z boku ich obserwował. Czasem go siostry wciągały do zabawy, jednak wtedy skupiał się na nich, ignorując czekoladowego ucznia w jakimś stopniu. Śmiało można stwierdzić, że Sen jest dość dojrzały, jak na swój wiek, a tak przynajmniej inne koty mogły go postrzegać.
“W sumie to przypomina z zachowania trochę Kruka, jednak tego to nie dało się zmusić do zabaw aż tak często, jak tą czarną kulkę” – podsumował w myślach, czekając na odpowiedź kociaka.

<Śnie?>
[657 słów]

[przyznano 13%]

19 lipca 2025

Od Pustułkowej Łapy CD. Mrocznej Wizji

Trochę minęło, nim kocur w końcu się przełamał, by rozpocząć wspinaczkę na drzewo, wcześniej uważnie obserwując Mroczną Wizję, która sprawnie wspięła się na pierwszą gałąź. Ten nie był do końca przekonany wspinaczką, jednak wykonał pierwszy ruch. Zaczepił się pazurami o korę drzewa, by następnie z całkowitą uważnością zacząć się wspinać, gdy nagle tylne łapy mu się osunęły. Na początku ciut spanikowany wymachiwał łapami na wszystkie strony, jednak Mroczna Wizja szybko zareagowała, udzielając mu wskazówek, by ten nie zaliczył bolesnego spotkania ze ściółką pod drzewem.
Oczywiście, jak na zdolnego ucznia przystało, szybko się opanował i nim kotka skończyła mówić, ten dumny siedział obok niej na gałęzi. Długo nie zabawili na drzewie, ponieważ trzeba było jeszcze przećwiczyć schodzenie i wchodzenie parę razy, by mieć pewność, że Pustułkowa Łapa radzi sobie ze wspinaczką na drzewa. W końcu wojowniczka zarządziła powrót do obozu, a w czasie drogi kocurowi udało się upolować nornice.
– Coraz lepiej ci idzie, Pustułkowa Łapo – miauknęła. – Przed tobą jeszcze daleka droga, ale mogę już powiedzieć, że zostaniesz świetnym wojownikiem.
Na te słowa uczeń aż obrósł w piórka i wypiął pierś, gdy pierwszy szok minął. Fakt, Mroczna Wizja nie chwaliła go często, a chore ambicje i samokrytyka Pustułki wcale nie ułatwiały tego, przez często zniekształcony obraz tego, jak kotka na niego patrzy. Zamiast troski i matczynej miłości, on widział pogardę i zawód, które były bolesne za każdym razem.
W obozie wybrał coś niewielkiego ze sterty, by następnie udać się do legowiska uczniów, chcąc w spokoju zjeść. Na szczęście ich powrót był dość późny i większość kotów już drzemała, dlatego nie przejmując się innymi, skonsumował zwierzę i bez pośpiechu pozbył się krwi z pyska oraz łap, płynnie przechodząc do wylizania całego futra. W końcu minimalnie zaczął dbać o swój wygląd, choć po dzisiaj to szczególnie było widać zaplątane gałązki i liście dębu, na którym ćwiczyli wspinaczkę. Tym razem także znalazły się niewielkie kawałki kory, które musiały się, w którymś momencie przyczepić do ucznia. Ten widząc, ile tego znowu zniósł na sobie do obozu, ciężko westchnął, przesuwając stertę bliżej ściany legowiska, gdzie tuż obok miał swoje legowisko.
Już nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio wymieniał mech, jednak zdziwiony wziął do łapy ten świeży i przysunął bliżej nosa, mając nadzieję, że będzie jeszcze wyczuwalny zapach kota, który to uczynił. Czując minimalnie Poziomkową Łapę, uśmiechnął się lekko, w myślach notując, by jutro z samego rana mu podziękować za wzięcie się za coś, co Pustułce przypominało się raz na dłuższy czas.

<Mroczna Wizjo, to co jutro robimy?>
[403 słowa + wspinaczka na drzewa]

16 lipca 2025

Od Pustułkowej Łapy CD. Wilczej Łapy

Pustułkowa Łapa nigdy, by się nie spodziewał, że zwykła rozmowa o uczniowskich sprawach przerodzi się w istną wojnę w czasie deszczu. Oczywiście kocur nie nazwałby ich relacji przyjaciółmi, raczej kolegami z legowiska, jednak pozory to podstawa, nieprawdaż? Ten dobrze zdawał sobie z tego sprawę, poza tym uważał, że nie potrzebował przyjaciół. Poziomkowa Łapa i Plamista Łapa to inna kwestia, ich bardziej traktował jako przyszywane rodzeństwo, z racji tego, że sporo czasu spędzili razem w żłobku za kociaka. Jednak otwarcie raczej tego nie przyzna w końcu, co by pomyśleli inni. Najlepszy wojownik traktujący jakieś znajdki jak rodzeństwo? W Klanie Wilka mało prawdopodobne, że takie coś przejdzie bez żadnego “ale”.
Sam kocur zauważył, że każda gra pozorów coraz lepiej mu szła, choć nikt raczej tego od niego nie wymagał, to on sam tak postanowił i wyszedł z inicjatywą. Jednak wystarczyło spojrzeć na Pustułkę, gdy był sam, a dało się zauważyć znużenie lub zmęczenie po danej interakcji z innymi. Wkładał całego siebie i wszystkie posiadane siły, by utrzymać zawsze obraz w miarę przyjaznego wilczaka, który nie szuka od razu wrogów i konfliktów. Prawda jednak bywa zupełnie inna, kocurowi brakowało dreszczyku emocji, czegoś, co zaspokoi niemal jednakowe dni jako uczeń. Jak już wojownikiem to pewnie będzie podobnie, jednak wtedy będzie mógł już sam opuszczać obóz, co będzie równoznaczne z większą szansą na dreszczyk emocji. Obecnie jednak musi się zadowolić tym, co ma na wyciągnięcie łapy, a deszczowe dni raczej niczego nie ułatwiały, choć przyznaje, ta chwila szaleństw w deszczu zagłuszyły cichy głosik ambicji i samokrytyki, który dopiero miał przybierać na sile.
– To jak, wracamy już do legowiska? – zaproponował, gdy i tak zjedli mysz po połowie. – W końcu przydałoby się ogarnąć z tego błota. Plus raczej żadne z nas nie chce chorować.
– W sumie… – mruknął rozmówca, samemu wstając.
Deszcz im w żaden sposób nie przeszkadzał i spokojny, niespiesznym krokiem skierowali się do legowiska uczniów, gdzie będą mieć sucho. Pustułka czuł, jak mokre futro przyklejone do jego ciała zaczyna go irytować. Fajnie było odetchnąć i powygłupiać się jak kociaki, jednak czas wrócić do rzeczywistości i obecnego momentu.
– W sumie to jak znalazłeś się u nas w klanie? Wiem, że jesteś znajdką i tyle, ale jakoś nie kojarzę żadnych szczegółów – powiedział czekoladowy kocur, siadając przy wyjściu z legowiska, by zacząć wyjmować z sierści wszelkie niepożądane obiekty typu liście, gałązki, mech i tym podobne. Trochę tego było na kocurze, co się okazało, gdy przy jego łapach pojawiła się kupka tego, co zdołał wyjąć z mokrej sierści. Potem przeszedł do starannego wylizywania, co jakiś czas czując smak błota, trawy czy ziemi na swoim języku. Zdecydowanie nieprzyjemne doświadczenie, jednak teraz ponosi takie konsekwencja niedbania regularnie o czekoladowe futro.
W sumie to zbytnio się już nie skupiał na rozmowie z Wilczą Łapą, odpowiadając co jakiś czas pojedynczymi słowami. Był gotów, że kocur zapyta, czemu teraz aż tak się nie angażuje w wymianę zdań, dlatego na spokojnie, by odpowiedział, że to przez pogodę, ich wcześniejsze szaleństwo oraz jako tako posiłek, choć ten nie był jakiś dużo, jednak na wymówkę się nadawał. W tym czasie Pustułkowa Łapa analizował dotychczasowy dzień, szukając tego, co mógłby poprawić w najbliższym czasie. W końcu nie ma czasu na jakąś głupią przyjaźń ani nic, gdy najważniejsze jest zostanie najlepszym z klanu. Dobrze wiedział, że jak zostanie wojownikiem, to jego szkolenie się nie zakończy i nadal będzie się uczyć nowych ruchów, szlifował posiadane umiejętności i dopiero po dłuższym czasie będzie mógł brać pod uwagę czy już osiągnął pożądany poziom, by spełniła się jego obietnica, a ambicja i samokrytyka zostały zaspokojone. Choć przyszłość jest wielką niewiadomą, to kocur pomimo przeciwności losu na pewno się tak łatwo nie podda w osiągnięciu swojego życiowego celu. W końcu nie jest typem kota, co rzuca słowa na wiatr, nawet jeśli było to księżyce temu za kocięcych czasów. Bycie słownym jest na pewno zaletą, ale też i wadą, patrząc na to, jak w późniejszym czasie ambicja kocura przerodzi się w tę niezdrowego, wręcz chorego rodzaju, a rosnąca samokrytyka jedynie napędza negatywne koło, niszcząc powoli Pustułkę. Może jednak jest jeszcze jakieś światełko w tunelu i kocur wcale nie popadnie w to tak bardzo, lecz to już będzie zależeć od tego, czy uczeń w końcu weźmie do siebie przyszłe słowa matki, która zawsze z troską na niego patrzy.
– W ogóle jak tam wrażenie po naszym pierwszym zgromadzeniu? Niby było to jakiś czas temu, jednak nie było, kiedy o tym pogadać, prawda? – zagaił, siląc się na resztki przyjaznego nastawienia, choć miał wrażenie, że jeszcze parę chwil i wszelkie chęci do interakcji z innymi przejdą mu dość szybko, a czy wrócą, to zależy. Od czego? Od tego, czy kocur będzie mieć chwilę świętego spokoju i czasu dla siebie, by móc to wykorzystać na jakąś drzemkę, bądź dwie.

<Wilcza Łapo?>
[778 słów]