BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bławatek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bławatek. Pokaż wszystkie posty

29 listopada 2023

Od Bławatka CD. Mrówki

 Rozpromienił się 
 — Naprawdę?
 — Naprawdę. — Potwierdziła Mrówka, z uśmiechem przyglądając się swojemu kociakowi. Razem z mentorem Bławatka i czarnym wyruszyli na pierwszą lekcje polowania. 
***
Bławatek przełknął gęstą ślinę zbierającą się w jego pysku. Bał się pójść do Mrówki. Nie żeby miał z nią złe relacje - wręcz przeciwnie, uważał ją za wspaniałą matkę. Ale za to on był beznadziejnym synem i nie dawał jej żadnego powodu do dumy. Zaniedbał rodzinę, trening i relacje, a stróżem został w wieku 30 księżyców - dla porównania niektórzy w wieku 12 księżyców już są wojownikami. Westchnął cicho i powolnym krokiem wszedł do legowiska starszyzny.
 — Mamo? — Miauknął słabo. Po pysku Bławatka przemknął cień niepokoju, kiedy zauważył jak bardzo wyniszczona starością jest Mrówka. Jej złociste futro było zmatowiałe i wyblakłe. Mimo tego starsza, zauważywszy swojego syna podniosła się z ziemi z radosnymi ognikami w ślepiach.
 — Cześć! Dawno się nie widzieliśmy! — Uśmiechnęła się, mrużąc oczy z rozczuleniem.
 Kocur odkaszlnął niezręcznie. — Tak. Przepraszam. 
Mina cynamonowej zmartwiała na chwilę. Zmarszczyła brwi. 
 — Dlaczego?
 — Nie ważne. — Burknął.
Mrówka postanowiła nie ciągnąć tematu.
 — Jak u ciebie, skarbie?
 — Dobrze. U ciebie? — Miauknął niechętnie.
 — Oh, również dobrze.
Nastąpiła niezręczna cisza.

<Mrówko? Wybacz, że odpis jest tak krótki i tak długo na niego czekałaś>

10 września 2023

Od Bławatka

 Odkąd Gwiazdnica odeszła, czuł się dziwnie przygnębiony. Oczywiście, osobowość Jarząb nie była czymś, co by mu przeszkadzało, ale sam brak tych dziecinnych docinek był dla niego nieprzyjemną odmianą. Właściwie to za nimi nie przepadał, ale były one nieodłączną częścią jego byłej mentorki. Westchnął przeciągle. Nagle usłyszał cichy szelest i ocieranie się gałązek. Zaalarmowany podniósł głowę. Na jego legowisko wdrapała się szybko jasna kotka, uważając aby nie obudzić innych, cicho pochrapujących uczniów. 
 — Trening. — Wyszeptała, nerwowo zerkając po innych uczniach.
Odetchnął z ulgą. 
 — Musimy przecież wychodzić z dwoma wojownikami.
 — Ślimak zgodził się pójść. — Trąciła go łagodnie łapą — Proszę.
Bławatek dźwignął się na łapy i niezgrabnie zeskoczył z drzewa, poruszając przy tym liśćmi każdej możliwej gałęzi którą tylko minął po drodze. Obok niego lekko wylądowała biała, z grymasem podwijając przednią łapę przy zetknięciu z ziemią. Zaczęła sztywnym krokiem kierować się w stronę czekającego z zniecierpliwieniem pointa.
 — Jesteście! — Rozpromienił się, prawie krzycząc. Bławatek miał ochotę wepchnąć mu łapy do pyska aby się uciszył. Jarząb jednak uśmiechnęła się, widząc radość kocura. No tak. Mogłaby nawet zginąć jeśli spowodowałoby to zadowolenie choćby jednego marnego kota. Prychnął cicho, pół z pogardy, pół z rozbawienia. Zwrócił tym uwagę dorosłych.
 — Nic takiego. — Usprawiedliwił się i szybkim (w miarę jego możliwości) marszem skierował się do wyjścia z obozu. Dwójka nie skomentowała tego, jedynie wymieniła zdezorientowane spojrzenia i dołączyła do ucznia.
 — Dlaczego tak późno, Jarząb? — Zaśmiał się Ślimak, z zaciekawieniem spoglądając na kotkę. 
Kąciki ust białej drgnęły w słabym uśmiechu.
 — Oh. No wiesz… słońce mi szkodzi. Nie lubię go.
Point uniósł brwi w zaskoczeniu. Otworzył pysk, chcąc coś powiedzieć. Zastanowił się jeszcze chwilę. — To dziwne. Byłaś z tym u medyka? Witka ci pomoże! — Zamruczał radośnie, przyśpieszając kroku. Kotka również zaczęła szybciej iść, chociaż zdecydowanie nie sprawiało jej to przyjemności. 

***

Bławatek opadł zmęczony na posłanie. Ćwiczył rozpoznawanie śladów lisa do północy, o wspinaczce nie chciał nawet wspominać. Przez ten cały trening zwątpił w swoje pochodzenie. Jarząb jednak obiecała mu mianowanie następnego dnia - to go trochę pocieszyło. W przeciwieństwie do wojowników i zwiadowców, stróżowie mieli  łatwiej niż uczniowie, a przynajmniej tak się zapowiadało. Mimo tego czuł, że nie ma siły wstać, aby zostać już kimś więcej niż głupim uczniakiem. Był cały obolały. Powieki same mu opadły. Kocur zasnął.

***

— Ja, Agrest, przywódca Owocowego Lasu wzywam naszych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Ciężko trenował, by nauczyć się przydatnych i pomocnych dla kota z owocowego lasu umiejętności. Polecam go wam jako stróża. Bławatku, czy przysięgasz służyć Owocowemu Lasowi jako stróż i pilnie wykonywać swoje obowiązki?
 — Przysięgam. — Mruknął cicho, 
Lider kiwnął głową z aprobatą. 
Bławatek usłyszał tylko kilka okrzyków, które wydobyły się z pyska Ślimaka, Jarząb i Mrówki. Prychnął cicho. Gwiazdnica miała rację, nikt nie traktuje stróży poważnie. Po kilku chwilach reszta kotów rozeszła się, zostawiając go samego z matką.
 — Gratulacje! — Zamruczała cynamonowa, omijając fakt, że Goździk został mianowany o wiele wcześniej. Uśmiechnął się do niej słabo i odszedł od miejsca spotkań klanu.

31 lipca 2023

Od Bławatka CD. Gwiazdnicy

Pokiwał głową, nieco zniesmaczony tym, jak wyraziła się Gwiazdnica. Bławatek przykucnął, prostując jednocześnie tylne nogi co o mało nie przypłacił piachem w oczach. Wypuścił cicho powietrze, uginając delikatnie poprzednio całkowicie wyprostowane kończyny. Zmarszczył brwi w skupieniu. Coś nadal mu nie pasowało. Czuł się nienaturalnie w tej pozycji, chyba nie powinno tak być. W międzyczasie liliowa zdążyła już powrócić do siadu i nieudolnie starała się ukrywać śmiech ogonem.
— Nawet nie wiesz jak głupio wyglądasz! — Pisnęła pomiędzy chichotaniem — Oh, Bławatku, nie sądziłam, że lubisz się wygłupiać!
— Bo nie lubię. — Spojrzał na nią spode łba.
Owocniaczka parsknęła jeszcze parę razy śmiechem.
— Opuść brzuch, tak, aby prawie dotykał ziemi. — Mruknęła nadal rozbawiona. Bławatek przewrócił oczami i wykonał polecenie. Faktycznie, od razu poczuł się o wiele stabilniej. Posłał Gwiazdnicy promienny uśmiech.
— Dobrze! Przejdź kilka kroków w tej pozycji!
Kocurek powoli wyciągnął przed siebie łapę i postawił ją na ziemi. To samo zrobił z pozostałymi trzema.
— Robię to dobrze?
— Tak! Wstawaj! Czas na walkę! Zaatakuj mnie!
— Jak mam to zrobić? — Spytał się niepewnie
— Możesz po prostu potraktować mnie jak taką duuużą zwierzynę! Wiesz, Bławatku, istnieje coś takiego jak instynkt!
Uczeń pokręcił głową z zrezygnowaniem.
— Tyle, że ja nie wiem jak atakować zwierzynę!
— Nauczysz się — Miauknęła po zastanowieniu.
— Ty masz to zrobić, to twój obowiązek. — Zauważył zniecierpliwiony.
— Niech ci będzie, Bławatku! — Poklepała go po łebku z radosnym uśmieszkiem — Więc patrz! Robisz tą pozycje i się skradasz, tak jak już to robiłeś, a potem robisz takie hop i dusisz zdobycz! — Zademonstrowała to, przyciskając zęby do młodego drzewka — Rozumiesz? To super! — Miauknęła, nie czekając na odpowiedź.
— Właściwie to niezbyt. Mam ciebie udusić?
— Oczywiście, że nie, głuptasie! Po prostu na mnie skocz! No chyba, że chcesz żebym wylądowała u Witki, to śmiało! — Ostatnie zdanie wymówiła z ironią — Bo wiesz, wolałabym na razie żyć.
<Gwiazdnico?>
[293 słów]
[Przyznano 11%]

Od Bławatka

Wciągnął do nozdrzy zimne powietrze. Bławatek nie przepadał za zimą, ale dalej starał doszukiwać się w niej piękna. Niestety, na razie bezskutecznie. Może i było romantycznie, ale na czas obecny niezbyt go to obchodziło. W większości zima zabierała członków klanu, chowała zwierzynę do norek i sprawiała, że owocniaki drgały wychudzone na patrolach łowieckich starając się znaleźć cokolwiek co mogłoby wykarmić klan. Zdecydowanie pomagała duża ilość ptaków które przylatywały na zimę, ale i tak były one małych rozmiarów i nie wystarczały nawet na młodszego ucznia. Westchnął cicho. Z jego pyszczka wydobył się biały obłoczek. Kocur odwrócił się od stosu zwierzyny, jednak zaraz po tym szybko do niego doskoczył, widząc przed sobą twarz Gwiazdnicy. Pisnął cicho.
 — Idziemy na trening — Miauknęła pogodnie, szturchając go łapą w kierunku wyjścia z obozu. 

***

Przemarznięty pomimo wczesnej pory dnia Bławatek, nieudolnie stawiał łapki na śliskich od zamarzniętej wody konarach. Gwiazdnica zdecydowanie nie była odpowiedzialną mentorką. Uśmiechnął się gorzko na tą myśl. Zazwyczaj starał się myśleć pozytywnie, ale zima wyciągała z niego wszystko co najgorsze. W zamyśleniu nieuważnie postawił krok na uginającej się pod nim gałązce. Na tyle nieuważnie, że runął całą masą ciała w dół. Kocur spadł prosto na plecy, podrywając w okół siebie biały puch. Niefortunnie łapą uderzył o wystający nad śnieżną kołdrę korzeń dębu. Kocur wykrzywił pysk z bólu i pisnął cicho. Dopiero wtedy liliowa pointka zauważyła swojego ucznia.
 — Och! Bławatku! Nie ociągaj się i wstawaj! — krzyknęła mu do ucha.
Niebieskooki jedynie pokręcił głową.
 — Boli mnie łapa.
Gwiazdnica westchnęła.
 — W takim razie wracamy — mruknęła nie kryjąc smutku. W końcu był to jeden z nielicznych treningów na które chodził Bławatek. 

[264 słowa] 
[Przyznano 10%]

02 kwietnia 2023

Od Bławatka CD. Larwy

Pokiwał szybko głową. Niebo już powoli przybierało atramentową barwę, a sam Bławatek robił się coraz bardziej senny. Ziewnął, cicho pomlaskując.
 - Wybacz, muszę już iść do żłobka! Mama na mnie czeka!

***

Po mianowaniu (które za niedługo napiszę)

Uczniak nadal uradowany, podszedł do Larwy.
 - Cześć! Słyszałeś? Jestem już uczniem! Chce być taki jak mama, wiesz? Jak ty też! I tata i wszyyyscy! – Uśmiechnął się, wręcz tryskając ekscytacją. Mianowanie było takie super! W końcu mógł zacząć szkolić się na poważnie, a nie polować na mech czy inne bzdury. Chociaż... Bławatkowi było nieco smutno. Z pewnością pochłonięty treningami nie będzie mógł kontaktować się i utrzymywać bliższych relacji z Goździkiem, Mrówką, Perkozem czy innymi kotami z klanu. Ale może kiedyś przyjdzie mu ich obronić? A może życie terminatora nie było jednak tak skomplikowane jak na czas obecny mu się wydawało? Poza tymi rozterkami, Bławatek dziwnie czuł się w tej roli. Do tego czasu był tylko niewinnym kociakiem, co wcale nie kolidowało z jego usposobieniem. Wręcz przeciwnie – czarny kocur był przekonany, że gdyby ktoś miałby do niego przypisać jakąś rangę, wybrałby właśnie kocię. Był więc trochę zbity z tropu, nie wiedział, uczy powinien stać się poważniejszy, dojrzalszy czy może pozostać sobą. Sytuacja była dla niego bardzo niekomfortowa, ale nie chciał tego ukazywać innym kotom. Przecież tylko by się martwiły, a on tego nie chciał.
 - Wszyscy? – Zaśmiał się cicho, lecz perliście Larwa, wybudzając go z zamyślenia – Wszyscy, oprócz Daglezjowej Igły, Bławatku. Chyba nie chciałbyś wyszkolić się na parszywego szpiega?
 - Oczywiście, że nie! Wszyscy oprócz Daglezjowej Igły! – Poprawił się szybko kociak, uśmiechając się przepraszająco.
 - Zważaj na słowa. – Mruknął cicho, ledwie niesłyszalnie. – Na razie nic by się nie stało, ale w przyszłości to będzie miało znaczenie.
 - Rozumiem! Wybacz, nie chciałem!

<Larwo? A może Kartoflu?>

[przyznano 5%]

09 marca 2023

Od Bławatka CD. Mrówki

Zamrugał oczkami jakby niedowierzając. Czy chciał nauczyć się polować? I ona jeszcze pyta?
– Tak! Oczywiście! – Miauknął, z podekscytowaniem wymachując ogonkiem. Ze żłobka od razu zaczęły dobiegać radosne piski i okrzyki niebieskookiego kocurka. Mrówka machnęła ogonem, powstrzymując jego entuzjazm, który jeszcze przed chwilą wręcz wylewał się z kociarni ogromnymi falami. – Na jaką zwierzynę będziemy polować? – spytał Bławatek nieco ciszej, nie chcąc, aby matka poczuła się ignorowana. Ton głosu mógł zmienić, owszem, jednak nic nie mogło powstrzymać wesołych iskierek w błękitnych oczkach Bławatka. Mama kociaków uśmiechnęła się.
– Na żadną żywą. – Poruszyła wąsami z rozbawieniem, widząc malujący się na pyszczku czarnego kociaka zawód.
– Mi tam wszystko jedno – Wymamrotał zaspany jeszcze Goździk. Jego brat natychmiast spiorunował go wzrokiem. – No co? Przecież i tak przyjdzie czas na polowanie, teraz pewnie i tak by nam się nie udało, nawet gdybyśmy spróbowali… co nie? – Czekoladowy zerknął na mamę, szukając u niej wsparcia.
– Bławatku, Goździk ma racje. Jesteście za mali i chociaż wierzę, że kiedy przyjdzie wam zostać uczniami, upolujecie co tylko będziecie chcieli, na czas obecny będzie wam trudno tego dokonać – Zamruczała cynamonowa karmicielka.
– To na co w końcu będziemy polować? – Westchnął Bławatek, siadając ciężko na posłaniu matki.
– Wiesz… zastanawiałam się nad mchem. – Miauknęła kotka uznawszy, że gdyby faktycznie polowali na jej ogon, ten skończyłby z powyrywanymi kępkami futra.
– Mchem? – Mruknął rozgoryczony kocurek.
– Będzie fajnie! – Zapewnił go pręgowany, kładąc ogon na barku starszego brata w ramach pociechy. Ten jednak tylko mruknął – gniewnie coś niezrozumiałego, obrażony na cały świat. Mrówka zamyśliła się przez chwile, chcąc zachęcić syna do zabawy.
– Będziesz mógł zaskoczyć innych, że znasz pozycje łowieckie! I tata też pewnie będzie dumny – Powiedziała. Nastrój Bławatka znowu zmienił się w równie krótką chwilę. Jak przed chwilą był naburmuszony i wolał zginąć niż przyznać rodzinie rację, teraz na nowo zaczął skakać po żłobku ze szczęścia. W końcu Perkoz jak i inni członkowie Owocowego Lasu byli dla niego nie tylko przykładem, ale i jak ubzdurał sobie kociak – wielkimi przyjaciółmi, za których gotów był zginąć. Okazja zaimponowania im była według niego wspaniałą szansą na wybicie się z tłumu, choć tak naprawdę tak czy inaczej był znany jako ten dobroduszny, lecz hałaśliwy kociak, który podaruje ci rozwaloną szyszkę chcąc zrobić jakikolwiek krok w stronę przyjaźni.
 - Od czego zaczynamy? – Spytał z zaciekawieniem w głosie. Nie mógł już doczekać się rozpoczęcia nauki! Sądząc po minie Goździka, ten również nie miał do tego słomianego zapału, choć na jego pyszczku dało się dostrzec jeszcze resztki zaspania. Oba kociaki wpatrywały się w matkę, czekając na jej słowa, jakby te miały zaważyć o ich losie. Bławatek spodziewał się, że Mrówka nie zacznie gadać o bardziej zaawansowanych technikach, jednak miał nadzieje na cokolwiek co przypominałoby łowy w lesie, takie wzięte z życia codziennego.
 A więc zaczniemy od takich podstaw, dobrze? – Miauknęła królowa, zgarniając swoje berbecie ogonem, aby skupiły się na jej słowach. – Ogółem mówiąc, do swojej ofiary podejść trzeba możliwie jak najciszej, dając jej jak najmniej znaków o swojej obecności. Ważne jest podejście pod wiatr, wtedy wasz cel nie powinien wykryć waszego zapachu. – Zerknęła na kociaki upewniając się, że te pojęły cokolwiek z jej pośpiesznych wyjaśnień. Goździk wydawał się być skupiony, natomiast Bławatek zapamiętale kiwał głową, na wpół udając, że ogarnia o co chodzi, a na wpół powoli dostrzegając sens w słowach matki. Mrówka chyba uznała to za dostateczny poziom zrozumienia, ponieważ kontynuowała swój wywód. – Jeśli chodzi o niezauważalność podczas łowów, należy pamiętać również o tym, aby ogon nie szurał po leśnej ściółce, jednocześnie nie wystrzeliwując do góry. Co do samej w sobie pozycji, po za ogonem, powinno się podczas wykonywania jej chodzić w lekkim przykucnięciu i skoczyć dopiero w momencie, kiedy jest się mniej więcej o długość lisiego ogona od ofiary. – Miauknęła, dodając po dłuższym momencie – No, chociaż to zależy od siły wybicia.
Bławatek podniósł łapkę, chcąc zwrócić na siebie uwagę Mrówki. – A jakiej długości jest ogon lisa? – Spytał, wpatrując się w nią błękitnymi oczkami. Karmicielka westchnęła cicho, zdawszy sobie sprawę, że rzeczywiście pomięła tak użyteczną jednostkę miary. Trudno jednak było to wytłumaczyć, kiedy kocię w życiu nie widziało lisa – ani żywego ani martwego.
 To na razie i tak ci się nie przyda, w każdym razie ty powinieneś podchodzić na długość swojego ogona. – Miauknęła.
– I tak chce wiedzieć! To jak dwa ogony kota? Trzy? Cztery? – Dociekał ciemno umaszczony kocurek.
 Też chce wiedzieć! – Miauknął Goździk, który obecnie wtulony był w futro na piersi matki.
 To tak jakby… - Mrówka zaczęła zastanawiać się, jak to określić. – Jeden i pół kociego ogona?
 Dlaczego mieliby odcinać kotu ogon? – Spytał jej starszy syn.
 Nie odcięli nikomu ogona! Tak po prostu się mówi! – Przewrócił oczami czekoladowy. Na jego odpowiedź Bławatek prychnął tylko. Lubił przekomarzać się z bratem i testować jego wiedzę, jednak kiedy to młodszy miał rację, czarne kocie najzwyczajniej na świecie czuło się głupio, co musiało zamaskować mamrotaniem pod nosem jaki ten świat jest zły i okrutny, choć w głębi duszy zdawał sobie sprawę, że każdy zna go od tej prawdziwej strony zachwycającego się robakami kota.
Matka kociaków odkaszlnęła, zwracając na siebie uwagę kociaków. – To jak? Chcecie spróbować zapolować?

***

Bławatek skoczył za omszonym kamykiem podarowanym mu przez matkę do ćwiczeń. Podchodził go już któryś raz, jednak jego niezdarne łapy co chwile się plątały, co kończyło się upadkiem prosto na pyszczek, który i ta był już bardziej spłaszczony niż u przeciętnego kota i kociak nie uważał, aby potrzebne było jeszcze większe rozpłaszczenie go przez jakąś zabawę. Goździkowi szczerze mówiąc szło to nieco lepiej niż czarnemu, jednak dzisiaj starszy był już przyzwyczajony do tego, więc w ten akurat dzień dał mu spokój i nie zwyzywał od niedołężnej kupy futra, ciągle powtarzając sobie w głowie słowa matki, że jego budowa nadaje się po prostu bardziej do walki czy obrony niż do polowania. Mimo tego, postanowił ganiać za odłamkiem skały do północy, czego mimo protestów Mrówki dokonał, oczywiście z miernymi skutkami. Szczerze mówiąc, z monologu matki o zasadach łowiectwa niezbyt dużo zrozumiał, zapamiętał tyle, że miał być cicho, co z jego usposobieniem w ogóle nie wchodziło w grę. Kociak tylko wzruszył barkami. Nie musiał być dobry w polowaniu. Przecież to tylko jedna z form pomocy, a on nie był Perkozem aby mieć do tego predyspozycje i jak bardzo by się nie starał, nie osiągnie jego poziomu. O dziwo pogodził się z tym. Odłożył więc kamyk i zasnął u boku brata.

<Mrówko? Well, bardzo podoba mi się ten odpis, nawet jeśli ma kilka niedorzeczności, życzę przyjemnego czytania <3>

05 marca 2023

Od Bławatka CD. Gęgawy

 Bławatek przekrzywił łebek.
 - Mama zawsze mówi, że wyszła. – Miauknął tylko i niezgrabnie zaczął jak najszybciej oddalać się od legowiska medyka. Usłyszał za sobą tylko ciche westchnienie. Jakby taka pomyłka była końcem świata! – Oburzył się. Kociak wdrapał się do legowiska i rzucił drzemiącej Mrówce spojrzenie pełne wyrzutu. Jak mogła go zostawić sam na sam z Pluskiem? A teraz jeszcze spała w najlepsze! Sam jednak poczuł się senny, więc wgramolił się pod szyję matki i oparł łebek na grzbiecie Goździka. Taka pozycja była co prawda niewiarygodnie niewygodna, jednak zapewniała ciepło, toteż Bławatek nie miał nic przeciwko niej. Nie mógł jednak zasnąć, przez wiercącego się czekoladowego kocurka. Fuknął cichutko i podniósł się do siadu, rozglądając za jakimkolwiek zajęciem. Niepewnie wylazł ze żłobka. Przed jego oczami pojawił się rudy kot, jego ojciec. Perkoz zauważywszy go, uśmiechnął się.
 - Co robisz tak późno poza legowiskiem? – Spytał się, jednak w jego głosie nie było ani nuty gniewu. Za to Bławatek uwielbiał ojca. Nawet gdyby kociak spytał się go o to, czy może wleźć na jakieś drzewo, ten by się zgodził. Co prawda zachowanie takie mogłoby być zagrożeniem, ale niezbyt obchodziło to syna Perkoza. Ważne było to, że z  ojcem nigdy nie szło się nudzić.
 - Nie mogłem zasnąć. – Opowiedział. Kątem oka zauważył brązowookiego kocura, z którym widział się u Plusk. Po dłuższej chwili postanowił do niego podejść. Szczerze mówiąc nie miał w tym żadnego celu, jednak nie chciał sterczeć przed ojcem w niezręcznej ciszy. – Hej! – Przywitał się, szczerząc ząbki w uśmiechu.

<Gęgawo? Swoją drogą wybacz za tak krótki odpis>

Od Bławatka CD. Goździka

- Ja również! – Wypiął dumnie pierś. Pomimo faktu, że brat po koleżeńsku próbował uprzykrzać mu życie, Bławatek szczerze mówiąc miał to gdzieś i nadal starał się odnosić do niego uprzejmie. Największe złośliwości ze strony Goździka stały się dla niego normą. Prawdę mówiąc, czarny kociak uważał to za świetną rozrywkę, która urozmaicała nudzące rutyny jakie odbywały się w żłobku. Chętnie w ramach ów urozmaiceń wyszedłby ze żłobka, jednak odkąd ostatnio to zrobił, nieco się bał (o czym oczywiście powiedział wszystkim w żłobku, chcąc popisać się swoimi doświadczeniami i odczuciami względem świata poza legowiskiem). Kociakowi do głowy pewna myśl dotycząca jego przyszłości – Albo może zostanę medykiem? – Mruknął cicho, rozważając tą opcję.
 - Medykiem? – Parsknął Goździk. Bławatek momentalnie zmierzył go piorunującym wzrokiem.
- Coś nie tak? – Fuknął nadąsany – Po prostu rozważam taką możliwość! To niby coś złego? – Mruknął niepewnie w swojej obronie. Jego brat zachichotał tylko. – Coś źle powiedziałem? – Zaniepokoił się, przestępując niezgrabnie z nogi na nogę. Goździk nie odpowiedział.

***

Bławatek ganiał beztrosko za młodym owocem śliwy, który co chwile wymykał się spod jego łap. Kociak prychnął podirytowany na widok, że zieloniutka śliwka przetoczyła się na drugi koniec legowiska. Czarny kociak skoczył za nią, przebiegając po ogonie śpiącego Goździka. Bławatek odwrócił się, aby zobaczyć czy coś mu się stało, jednak ten nadal pochrapywał cicho na posłaniu. Niebieskooki wzruszył więc tylko ramionami i dopadł niedojrzały owoc, rozdrapując go na marne strzępki. Jedna, z kawałkiem pestki spadła prosto na głowę jego brata. Goździk obudził się w mgnieniu oka, próbując zarejestrować co się stało. Zerknął na czarnego brata z urazą.

<Goździku?>

04 marca 2023

Od Bławatka do Kuklika

Bławatek roześmiany uderzył Goździka łapą, chcąc zachęcić go do zabawy. Odkąd ostatnio siedział w legowisku medyka, nie miał zamiaru tego powtarzać. Wolał zostać w żłobku niż spędzać czas z Pluskiem. Od tego czasu wymyślił sporo rozrywek, do udziału, w których usilnie zmuszał braciszka. Mimo tego ten nie wydawał się na niego za to zły, więc niebieskooki zachęcony jego zachowaniem praktykował to coraz częściej, co zazwyczaj, pomimo protestów Mrówki, kończyło się ganianiem za mchem i tworzeniem ogólnego chaosu w legowisku, aż do północy. Bławatek nie rozumiał, że takie zachowanie może innym przeszkadzać. Szczęśliwie w żłobku obecnie przebywał tylko on, Goździk i Mrówka, czasem Perkoz wpadał na dłużej, kiedy jego partnerka prosiła o przypilnowanie kociaków, kiedy ona sama wychodziła na spacer lub po prostu miała zamiar wylegiwać się na konarze drzewa, korzystając z wiosennych promieni słońca. Dwu księżycowy kociak, usłyszawszy szczebiot jakiegoś ptaka dobywający się ze szczeliny w prowizorycznym dachu powstałym poprzez splątanie się gałęzi kaliny, zaprzestał zabawy z Goździkiem i skierował uszy w stronę ów śpiewu.
– Słyszysz? – spytał rozemocjonowany. Krótki ogonek Bławatka machał na wszystkie strony, wyrażając jego ekscytacje. Świat znów okazał się taki wspaniały i pełen niespodzianek! Syn Mrówki tylko czekał, aż będzie na tyle dorosły, aby wyjść, że żłobka bez wplątywania się co chwilę w te nieszczęsne ciernie, których kociak zdążył już znienawidzić.
Goździk pokiwał głową z wyrazem zamyślenia na pyszczku, po czym jego oblicze rozjaśniło się.
– Hej! Bławatku! Chciałbyś może wyjść z obozu, żeby go zobaczyć? – miauknął z uśmiechem na mordce. Czarny kociak rozpromienił się.
– Oczywiście, że tak! – krzyknął. Może tym razem nie wplącze się nigdzie? Jego zapał ostudziła jednak cynamonowa karmicielka, która westchnęła z rezygnacją.
– Bławatku, Goździku. Jesteście za młodzi, żeby wychodzić. Zresztą ty – Wskazała łapą na kociaka z oklapniętymi uszami – Ostatnio przekonałeś się, że takie zwiedzanie kończy się u medyka.
– Ale… – Syn Mrówki zaczął szukać wymówki, doszczętnie, plącząc fakty.
– Bez żadnego ale. Wychodzicie tylko i wyłącznie pod moją opieką, dobrze? – Polizała swoje kociaki czule. – Nie chcę, aby coś wam się stało. – Dodała łagodniej. Bławatek co prawda był teraz nieco zirytowany, jednak dla lepszego samopoczucia mamy postanowił nie wyrażać tego w jakiś szczególny sposób. Położył się na boku, wsłuchując w radosne kwilenie ptaka.

***

Obudził się dopiero następnego dnia, kiedy poczuł na łebku szorstki, ciepły język matki. Otworzył ślepia, podnosząc się do siadu. W powietrzu czuć było woń kwiatów i ogólnej świeżości, którą Bławatek tak bardzo uwielbiał. Otrząsnął się z ziemi, która razem z pojedynczymi trawami i listkami wypadła z jego sierści i opadła na posłanie. Cóż, najwidoczniej ktoś będzie dzisiaj spać w kupie ziemi. – Mruknął w myślach czarny kociak. Jego brat jeszcze spał, nie mógł więc zaproponować komuś zabawy. Niespodziewanie jednak nadarzyła się taka okazja, kiedy przed wejściem do żłobka mignęło mu szylkretowe futro. Bławatek podbiegł szybko jak na siebie do wyjścia z legowiska.
– Hej! – Wyszczerzył ząbki do nieznajomego.

<Kuliku?>

25 lutego 2023

Od Bławatka CD. Larwy

 Mama? Odebraliby mu mamę? Czarny kociak był bliski płaczu. Dlaczego mieliby mu ją odbierać? Przecież w jego oczach to był najmądrzejszy na tym świecie kot. Mrówka dla Bławatka była po prostu nieomylna i młody nie rozumiał, po jakiego grzyba mieliby pozbyć się cynamonowej karmicielki. Z determinacją wbił pazurki w lekko wilgotną od częstych deszczów ziemię i rzucił Larwie zdeterminowane spojrzenie.
- Co trzeba zrobić, aby nie zabrali mamy? – Spytał na jednym wdechu. Czuł ogromną potrzebę dowiedzenia się, jak może pomóc karmicielce. Larwa zerknął na niego z góry.
- Wiesz, Bławatku. Wrogów trzeba wybić. Jednego po drugim. – W jego oczach malowała się powaga. Kociak jednak speszył się nieco.
 - To znaczy… pozbawić życia? Ale przecież każdy ma do tego prawo! Prawda?... – Mruknął bez przekonania. Chociaż… przecież Larwa był starszy i bardziej doświadczony, pewnie wiedział o wiele lepiej od niego co robić w takiej sytuacji. – Albo może masz rację, tak! Na pewno ją masz! – Wykrzyknął, przebierając łapkami z podekscytowaniem, szybko zmieniając swoje zdanie na kompletnie odmienne. Ależ srebrny kocur był mądry! Bławatek niezgrabnie podkulił pod siebie łapy, przestępując z nogi na nogę.
- Powinieneś zostać przywódcą! – Krzyknął, z iskierkami radości w niebieskich ślepiach.
- Z pewnością byłbym lepszym liderem od obecnego. Gdybym mógł, zrobiłbym wszystko aby Komara zdegradowano na niższe stanowisko. – Uśmiechnął się dumnie Larwa. Bławatek nie pojmował co znaczy być zdegradowanym, jednak z zapałem pokiwał głową.

<Larwo?>

22 lutego 2023

Od Bławatka do Gęgawy

Wiatr zadął, wprawiając gałęzie przysadzistej śliwy w ruch, powodując złowieszczy szum i odgłosy łamania się uschłych pnączy, które nie zdążyły jeszcze pobudzić się do życia razem z porą nowych liści. Oddech czarnego kocurka przyśpieszył się dwukrotnie, ogon drgnął nerwowo.
 – Uspokój się, Bławatku, stój prosto. Nie ruszaj się. – Poczuł na poduszeczce szorstki język kotki, którą Mrówka nazwała „medyczka, która z pewnością Ci pomoże”. Kociak po raz pierwszy w swojej jakże krótkiej egzystencji czuł się tak bardzo niekomfortowo, że miał ochotę uciec z daleka od obozu. Obrócił delikatnie łebek, chcąc podejrzeć co „medyczka, która z pewnością Ci pomoże” wyczynia przy jego poduszeczce. Cała jego tylna łapa pulsowała swędzącym bólem, a dotyk rudej tym bardziej potęgował to uczucie. Po kilku uderzeniach serca wyrwał jej swoją nogę, gwałtownie stawiając uszkodzoną łapę na ziemi, powodując ogromny ból i swędzenie. Syknął cicho. Kotka popatrzyła na niego z rezygnacją na pysku.
– Bławatku, jeżeli nie dasz mi wyciągnąć tego ciernia, może się wdać zakażenie. Proszę, daj łapę, już prawie go miałam!
Kocur rzucił jej spojrzenie spode łba, jednak ponownie podał łapę, zaciskając mocno zęby. Po chwili z poduszeczki kota wytrysnął strumyczek szkarłatnej krwi, który szybko stracił na sile ciśnienia. Poczuł na skórze ciepłą, cuchnącą papkę. Bławatek zmarszczył nosek, aby smród nie docierał do jego nozdrzy. Plusk westchnęła.
– Dobrze, teraz musisz zostać tutaj do czasu aż maź się wchłonie. Nie chcę, aby wdarło się zakażenie. – Uśmiechnęła się łagodnie i powoli upuściła łapę czarnego.

***

Położył głowę na wyciągniętych łapach. Wydawało mu się, że czeka już 5 księżyców, jednak kiedy zapytał się Plusk o czas, odpowiedziała ze zdziwieniem na pysku, że siedzi tutaj tylko kilka minut. Odkąd Mrówka poszła opiekować się Goździkiem, tym bardziej nie miał co robić i kogo wypytywać o bezsensowne rzeczy, a z „medyczka, która z pewnością Ci pomoże” nie miał ochoty rozmawiać. U progu legowiska stanęła niebieska dymna kotka. Sierść na jej boku była skołtuniona, a w przetarciach między nią, widniały delikatne zadrapania.
– Uhm… przepraszam Plusk, miałabyś czas to opatrzyć? – Ruchem ogona wskazała poszarpaną prawdopodobnie przez kolce. Kolce. Bławatek już wiedział, że będzie ich nienawidzić do końca życia i dłużej.
Plusk kiwnęła głową. – Gęgawo, ty też się skaleczyłeś? – spytała, przyglądając mu się uważnie. Kociak dopiero teraz zauważył czarnego kocura, którego brązowe ślepia ginęły w krótkiej sierści.
– Nie. Przyszedłem tylko jej pilnować – odparł, wbijając wzrok w niebieskookiego. Bławatek zakłopotany odwrócił wzrok, gapiąc się na stosiki ziół medyczek.

 <Gęgawo?>

14 lutego 2023

Od Bławatka do Goździka

Wstał, siadając obok matki. Jego oczy były już prawie w połowie otwarte, a obraz wyglądał coraz to wyraźniej. Lepiej odbierał również dźwięki, a jego węch się wyostrzył. Od niedawna zauważył jak szybko rósł, a jego zmysły już nie były jakby niewyraźne (o czym z ogromnym zapałam opowiedział Mrówce). Już od jakiegoś czasu Bławatek ciekawy był świata poza żłobkiem, w którym większość czasu spędzał jego ojciec. Perkoz był dla syna żywym przykładem, podobnie jak jego matka i czarny kociak wiele razy wyobrażał sobie moment, w którym jest już dorosłym, odpowiedzialnym wojownikiem. Szybko doszedł do wniosku, że po prostu miejsce, w którym żyje jest piękne i niepowtarzalne, chciał pomagać w Owocowym Lesie najbardziej jak tylko by mógł. Wcześniej niż inne kociaki zaczął integrować się ze starszymi oraz często odbywał rozmowy z ukochaną mamusią na temat jego przyszłości. Ten rodzaj rozrywki z czasem jednak nie był już na tyle wystarczający co wcześniej. Szturchnął Mrówkę łapą, wybudzając ją z lekkiego snu.
 – Mamoo mogę wyjść ze żłobka? – Zapytał, jąkając się nieco, kiedy próbował skleić zdanie ze słów, które usłyszał od innych i poprzez sytuacje w jakich się pojawiały, domyślił się ich znaczenia.
Ogon cynamonowej karmicielki drgnął nerwowo. Nie chciała wystawiać półmiesięcznego syna z bezpiecznego żłobka. Kto wie w jakie kłopoty mógłby się wpakować? 
– Wiesz skarbie, chyba to jeszcze nie ten czas. – Zamruczała, liżąc go po łebku aby wyrównać poszarpaną na nim sierść.
Syn Perkoza westchnął tylko, opierając głowę o grzbiet Goździka, mamrocząc pod nosem, że jego kręcone futerko kłuje go w pyszczek. Zamilkł na chwile, zastanawiając się nad czymś, po czym jakby go oświeciło. Przecież miał brata, A to oznaczało że ma kolejnego kota do zabawy! Usiadł, uśmiechając się promiennie i wbił wzrok w czekoladowego.
– Goździku! Założę się, że... – Zastanowił się, w co mógłby się pobawić – Nie wygrasz ze mną walki! – Wydarł się na cały żłobek, skutecznie rozbudzając brata. Niezgrabnie podniósł łapę i pacnął Goździka w bark, wywalając się do tyłu w próbie odskoczenia.
– Ałć. – Mruknął niezadowolony, gramoląc się na mech. – Teraz ty! – Poinformował brata z iskierkami ekscytacji w lodowato błękitnych oczach.

<Goździku?>

Od Bławatka do Gwiazdnicy

 Wtulił się w puszystą istotę, ssąc jednocześnie ciepłe, słodkie w smaku mleko matki. Bok istoty unosił się i opadał w identycznym rytmie jak jego. Wbił płaski pyszczek głębiej w puszyste futro na jej brzuchu, ocierając się o kręcone, miękkie futro innego małego stworzenia. W powietrzu unosił się rozkoszny zapach mleka, jakby próbujący zwalczyć mróz na zewnątrz. Dotyk i węch – tylko tymi zmysłami mógł na czas obecny obsługiwać się Bławatek. Jego futro spuszyło się najbardziej, jak mogło, chroniąc go przed chłodem. Zamruczał cicho i niewyraźnie, kiedy wiatr przestał wpadać ze świstem między szczeliny żłobka, dając mu tymczasową ulgę. Po jakiejś chwili, usłyszał przytłumiony głos o łagodnym i wesołym tonie. Źródło ciepła odpowiedziało również z miłością w głosie, a zaraz po tym poczuł na skórze kręcone futro, tym razem większej istoty oraz ciepły, szorstki język na łebku. Podniósł nieco głowę do góry, chcąc, aby duże stworzenie o kręconym futrze nadal pielęgnowało jego sierść. Kiedy to zadziałało, jego główka opadła ponownie na mech obok brzucha matki i zasłonił zaciśnięte ślepia swoją łapą, zapadając w głęboki sen.


 Czarnego wybudził piskliwy głos. Kociak zerwał się z posłania, próbując zidentyfikować skąd pochodzi odgłos. Spod otwartych ma szerokość ziarnka piasku oczu spostrzegł okrągłą liliową plamę, powoli zbliżającą się w stronę posłania jego i źródła ciepła.

<Gwiazdnico?>