Małe ciałko zakręciło się w żłobku i pisnęło. Cóż za nieporadne nogi! Ona chce tylko wstać! Jej mama też wstaje, a ona nie może. Głupie łapki, skoro nic nie mogą zrobić.
Mama polizała jej ucho.
- Mano! - burknęła. Oczywiście oznaczało to "mamo".
- Hm?
- A stac! - miauknęła, a matka spojrzała na kociaka z pytającą miną.
- Wsać! - powtórzyła.
Głupia mama, nie mówiła że jest głucha.
Może jak powtórzy jeszcze głośniej to usłyszy?
- Fsać! - miauknęła głośniej.
- Wstać?
- Da.
Złoto-szara kocica trąciła jej ciałko nosem i podniosła złoto-czarną.
Wciąż miała zamknięte oczy i dopiero niedawno temu zaczęła seplenić, więc jeśli już to ma opanowane do perfekcji, to czas na tuptanie. To nie może być takie trudne.
A cóż jednak było. Upadła, gdy tylko wyciągnęła małą łapkę i starała się postawić pierwszy krok. Pisnęła z irytacji.
Nóżki, do pracy! - pomyślała. Mama chwyciła podłużne ciało za kark i położyła bliżej swojego brzucha i siostry Ptaszki, Przepiórka. Bura siedziała cicho i nieruchomo. Co jeśli... Ptaszka zaczęła się widocznie wiercić, po czym popchnęła siostrę, która pisnęła wysokim głosikiem. Czyli jednak żyje!
- Nie bić się. - mruknęła Złoty Wilk do córek.
Ja się nie biję, ja tylko ratuje!
Ale okej, dobra, czas na jedzenie. Dzisiaj na już trzeci obiad mleko. Zaczęła ssać smakowite jedzenie, ugniatając łapkami złotawy brzuch mamusi. Oblizała się na koniec i uznała, że czas na drzemkę. Ułożyła się wygodnie i poczuła chropowate przejeżdżanie języka po jej ciele. Przez to udało się zapaść w sen w parę sekund.
***
Maleństwo nieco podrosło. Zaczęła porządnie uczyć się chodzić, chociaż, jak to mama mówiła wyglądała jak kuśtykająca gąsienica. Również świat ujrzały (i ona też) wielkie, niebieskie ślepia, ale wyglądało to dziwnie. Nie tak jak się spodziewała. Wszystko było rozmazane. Mama nie wyglądała jak kotka, tylko jak plama.
Nie wiedziała że koty to plamy!
Wstała i usiadła. Samodzielnie. To było już jakieś osiągnięcie.
Spojrzała na brązową, chyba śpiącą plamę. Siostrzyczka kochana!
Spojrzała w stronę wyjścia ze żłobka. Już dzisiaj próbowała wyjść parę, może paręnaście razy, ale mama zawsze szła aby chwycić jej kark i położyć obok siebie. Ona chce tylko zobaczyć...
W wejściu pojawił się rudy kształt. Nie mogła się oprzeć głośnemu piskowi, gdy ten podszedł do niej.
- Psyjaciel!!!! - rzuciła się gąsienicowymi ruchami do rdzawej kulki, która nie wiedziała co zrobić.
- Jak mas na imjem???????
<Rudzikowa Łapo, psyjacielu?>