BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kacze Pióro x Malinowy Pląs. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kacze Pióro x Malinowy Pląs. Pokaż wszystkie posty

24 marca 2021

Od Kaczej Łapy CD. Malinowej Łapy (Malinowego Pląsu)

 *za czasów Mglistej Łapy*

Kocimiętka była naprawdę smaczna. Jej kuszący zapach wypełnił legowisko medyka. Kocurek zjadł swoją część, czując na języku przyjemny posmak. Roślina zadziałała dość szybko. Świat przed oczami rudzielca zaczął wirować, nabrał kolorów, dźwięki stały się głośniejsze. Rozluźnił ciało. Było tak lekkie!  Jego oczy zaiskrzyły pod wpływem zioła. Malinowej Łapie dobry nastrój również się udzielił. Kotka odwróciła się do brata. Widział w jej oczach iskierki. Zamachał energicznie ogonem.
- Braaat! Dej mi pyska! - miauknęła głośno do brata.
Rodzeństwo zbliżyło swoje nosy do siebie. Po zrobieniu tego zaśmiali się.
- Jesteś tęczowa! - miauknął uradowany Kacza Łapa.
- A ty masz pysk jak ryba - zarechotała z własnego żartu Malinowa Łapa. - Chodź, nasrajmy medykom na mech. Niech nas poczują!
Kacza Łapa przystał ochoczo. To był świetny pomysł! Oboje z Malinową Łapą weszli na posłanie Porannej Zorzy. Wypięli się i oddali swoje potrzeby. Smród wypełnił legowisko. Rudzielec przyjrzał się swojemu dziełu, zanim przykrył je mchem. Taka niespodzianka, Poranna Zorza na pewno się ucieszy! Uczeń Borsuczego Warkotu zerknął na siostrę, która skakała energicznie po legowisku. Dołączył do niej. Znalazł w pobliżu pajęczynę, którą zawiesił na uszach kotki. Odpowiedziała mu wysmarowaniem na jego pyszczku ogórecznika. Wskoczył na kotkę i zaczęli się tarzać, powodując jeszcze większe szkody.
- Maliiii
- Cooo
- Jajcooo. Ej, siostra, ale ty masz wieeeeelkie oczyska - stwierdził i ryknął śmiechem, padając na grzbiet. Kotka wskoczyła na niego i zaczęła łaskotać, zanim oboje z piskiem rzucali się przez obozowisko. 

***

Podszedł do swojej siostry. Malinowa Łapa została wczoraj wojowniczką. Wreszcie mieli okazję porozmawiać dłużej niż “Gratuluję!”. Rudzielec zbliżył się do kotki nie kryjąc dumy. Cieszył się, że Posrana Gwiazda docenił jego cudowną siostrę i wreszcie ją mianował na wojowniczkę. Zasłużyła! Będzie najlepsza ze wszystkich!
Kocurek zaczaił się z boku. Malinowy Pląs właśnie zajmowała się jedzeniem ryby. Wybił się z tylnych łap i miał zamiar na nią skoczyć, ale wojowniczka zastrzygła uszami i zdążyła zrobić unik. Uczeń wylądował w resztkach ryby. Fujka!
Malinka zaśmiała się, poruszając wąsami z rozbawieniem. Kotka stanęła przed bratem, spoglądając na niego z góry. Rudzielec wywrócił oczami, ale się nie podniósł.
- Całkiem wygodna pozycja, chyba od dzisiaj będę spał na rybach.
- Śmierdzące można podrzucić Jesiotrowi - zaproponowała szylkretka i wskoczyła na brata, jeszcze bardziej wciskając go w ziemię. Łapę położyła na jego głowie. - Niech ma za swoje!
- Onjestglupiwiesz - wycharczał z pyskiem pełnym ryb. Malinka z niego zeszła i mógł podnieść się do siadu. - No więc pani wojowniczko, czy zechcesz wybrać się gdzieś z bratem? Odkryłem więcej kocimiętki. - mrugnął do kotki, która ochoczo kiwnęła łebkiem. 
Wojowniczka i uczeń rozejrzeli się po obozie na wszelki wypadek, gdyby ktoś obserwował dwójkę łobuzów Jesionowego Wichru. Nie wyczuli na sobie spojrzeń pobratymców, zbyt pochłoniętych swoimi obowiązkami. Korzystając z okazji karzełki wymknęły się z obozu. Pierworodny dobrze znał trasę prowadzącą do kocimiętki, nie stanowiła dla niego trudu i z chęcią pokaże to miejsce siostrze. Może stanie się to ich tajna, tęczowa baza? Kocur i kotka puścili się biegiem, śmiejąc się przy tym głośno. 

6 pkt

16 stycznia 2021

Od Malinowej Łapy cd. Kaczej Łapy (Drobnej Łapy)

 za czasów Mglistej Łapy

- Okej, szukamy kocimiętki. Mhm, tylko jak ona może pachnieć? - Kacza Łapa zmrużył oczy, węsząc przy okazji w celu znalezienia kociego narkotyku.
Młodzi uczniowie szukali wrażeń. Słyszeli bardzo dużo o relaksacyjnym i dziwnie działającym ziele, które zresztą zażywał tata, gdy ponosiły go nerwy. Karzełki zapragnęły spróbować tej roślinki, w pustym legowisku medyków.
Malinowa Łapa wsadziła nos w jedną z kupek ziół, znajdujących się w pobliżu jej łap. Od razu podniosła głowę i kichnęła kilka razy pod rząd. Do jej nozdrzy dostał się jakiś dziwny pyłek, który wywołał multum kichnięć u uczennicy.
- Na pewno nie wali jak ta grudka. Fuj, jak medycy mogą z tym wytrzymywać?! - Szylkretka pacnęła tylną kończyną ułożone w stos roślinki. Teraz już wiedziała, dlaczego Mglista Łapa tak dziwnie się zachowywała i ją wnerwiała. Spędzanie całego czasu wśród różnych pachnideł uszkadzał głowę.
- To chyba to, Mali. Najbardziej pasuje do tego, co słyszałem o kocimiętce - miauknął brat do siostry.
Szylkretce nie trzeba było dwa razy mówić. Od razu podreptała do brata i przyjrzała się znalezionemu przez niego skarbowi. Delikatnie przyłożyła nos do rośliny, nie chcąc znowu dostać po narządzie węchu dziwnym smrodem. Poczuła jedynie lagodny zapach ziemi i leśnej ściółki. Nie była pewna, czy to rzeczywiście kocimiętka.
- Dobra, słuchaj. Nie cuchnie jak tamte kwiatki, więc możliwe, że znalazłeś to, po co tu przybyliśmy. - Malinowa Łapa uśmiechnęła się łobuzersko, a Kacza Łapa odwzajemnił uśmiech. - W nagrodę chętnie bym ci przywaliła, ale musimy to zjeść i poczekać na efekty.
- Ale... To bezpieczne? - zapytał się z lekkim wachaniem rudy.
- Nie bądź jak jakaś słaba baba od Klifiaków. Eh... Mi też się to nie uśmiecha... Trudno, oboje wylądujemy ze sraczkami u Mglistej Łapy... - Czekoladowa skrzywiła się na myśl o tym. - Podzielmy się na pół ty bierzesz tamte liście, a ja te - wskazała ogonem zioła.
Małe czołgi przystąpiły do dzieła. Sama roślina okazała się... Całkiem dobra. Nie wywołała nudności, nie ciążyła w żołądku. Kacza Łapa wykonał kawał dobrej roboty! Znalazł kocimiętk!
Obraz przed oczami Malinowej Łapy zaczął wirować i stawać się coraz bardziej kolorowy. Ciało szylkretki stało się jednocześnie ciężkie, ale też i lekkie. Ledwo co mogła iść naprzód, lecz zdawało jej się, że lata. Odwróciła się do rudego, któremu świeciły się oczy.
- Braaat! Dej mi pyska! - miauknęła głośno do brata.
Rodzeństwo zbliżyło się do siebie i zbliżyło swoje nosy do siebie. Po zrobieniu tego zaśmiali się.
- Jesteś tęczowa! - miauknął uradowany Kacza Łapa.
- A ty masz pysk jak ryba - zarechotała z własnego żartu Malinowa Łapa. - Chodź, nasrajmy medykom na mech. Niech nas poczują!

<braciszku?>

15 listopada 2020

Od Kaczej Łapy CD. Malinowej Łapy

 Niebieskie oczy rudzielca otworzyły się szerzej z podekscytowania. Malinowa Łapa jak zwykle wpadła na świetny pomysł. Zerknął w stronę rzeki. Ich obóz znajdował się na wyspie, więc mieli do niej bliski dostęp. Do tego Klan Nocy słynął z umiejętności pływackich. On i jego rodzeństwo również je posiadali po rodzicach. Kacza Łapa nie mógł się doczekać, aż nauczy się pływać. A teraz była ku temu doskonała okazja! Dwójka uczniów ruszyła w stronę brzegu. 
- Toooo od czego powinno się zacząć pływanie? - karzełek spojrzał na siostrę oczekująco. Przysiadł przy zejściu do rzeki. Ostatnio jak chcieli tu dotrzeć, zostali złapani przez strażników. Rozejrzał się w upewnieniu, że tym razem nikt im nie przerwie. 
- Mmm wejdźmy do niej i się przekonajmy!
Syn Jesionowego Wichru kiwnął łebkiem. Postawił kilka pierwszych kroków, aż jego łapy dotknęły powierzchni wody. Od razu je cofnął z cichym syknięciem. Była zimniejsza niż mu się zdawało i jakaś taka dziwna w dotyku. Malinka pierwsza weszła cała do wody. Prąd zaczął ją popychać dalej. Karzełek zmrużył oczy. Na pewno będzie ciężko, a jakoś mu się nie widziała trudna praca. 
- Ej, Mali!
Malinowa Łapa zatrzymała się. Skierowała spojrzenie na brata, zanim w kilku susach znalazła się znowu koło niego. Rudzielec dumnie napuszył futerko, uciekające zaledwie kilkoma kropelkami wody. 
- Mówiłaś coś o kocimiętce. W dupie mam Posraną Gwiazdę, chce jej spróbować! - miauknął pewnym głosem Kaczorek. Przekrzywił łebek. - Gdzie ją znajdziemy?
- Mglista Łapa musi trochę mieć u siebie! Tylko musimy ją zjeść bez świadków. - mruknęła jego siostra. Uniosła ogonek dając znak bratu, żeby za nią ruszył. Skierowała się w stronę legowiska medyka, z Kaczą Łapą u boku. 
Rudzielec wejrzał do legowiska. Rozejrzał się za Poranną Zorzą i Mglistą Łapą, jednak żadnego z nich nie było w środku. Odetchnął z zadowoleniem. Pewnie wybrali się po zioła. Otworzył pyszczek, wdychając zapachy ziół. 
- Okej, szukamy kocimiętki. Mhm, tylko jak ona może pachnieć? - zmrużył oczka w zamyśleniu. Właściwie można powiedzieć, że szukali igły w stogu siana. Ale czego się nie robi dla dobrej zabawy!


<Malinko? Gotowa na ćpanko?> 

25 października 2020

Od Malinki (Malinowej Łapy) cd. Kaczorka (Kaczej Łapy)

 jeszcze w żłobku

Patrzyła na braci, którzy po raz pierwszy zatapiali swoje małe kiełki w mięso prawdziwej ryby. Malinka cofnęła się w kąt, pamiętając nadal próbę spałaszowania rzecznego stworzenia. Skończyło się to nieciekawie. Do dzisiaj czuła na końcu języka ten paskudny smak i aromat, gorszy niż fetor Truskawkowej Łamagi. Tak, jak coś okazywało się gorsze niż smród tego kocura, to to naprawdę musiało być okropne.
Patrzyła uważnie na Kaczorka, radosnego i miauczącego raz po raz "Mniam!". Wkrótce potem cała familia uraczyła szylkretkę uważnymi spojrzeniami. Kotka położyła po sobie uszy.
- Kochanie, spróbuj, nic ci się od tego nie stanie - powiedziała spokojnie Brzoskwiniowa Bryza.
Czekoladowa postanowiła w końcu ruszyć cztery litery i podejść do ryby. Nie marzyły jej się kolejne minuty wpatrywania się w nią. Nawet, jeśli grymas pyska Jesiotra przypominał gnijący grzyb.
Malinka szybko ugryzła rybę i oderwała kawałek mięsa, który zdołał zmieścić się w jej pyszczku. Przeżuła kęs i połknęła od razu. Uszy kotki drgnęły ze zdziwienia. Nie odczuła żadnego paskudnego smaku, jak za poprzednim razem. Wręcz przeciwnie. 
Odgryzła kolejny kawałek ryby. Żuła dłużej. Czuła soczysty i świeży posmak, przez który jej wibrysy poruszały się radosnie. Rozluźniła się. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. To oznaczało, że prawie dorosła i już niedługo opuści żłobek! 
- Mali, bo wszystko zjesz! - Kaczorek figlarnie ugryzł ucho siostry. Rudzielec uśmiechał się, widząc zrelaksowaną i uradowaną szylkretkę. 
Kotka omal nie wypluła ryby, chcąc oddać bratu. O nie, nie zostawi tego ugryzienia bez kolejnej bójki! Pokaże bratu! 
Przełknęła swój kawałek i od razu rzuciła się na rudzielca. Spokojne spróbowanie ryby skończyło się tak, jak zazwyczaj kończył się dzień w rodzinie Jesionowego Wichru - walką karzełków!

po zgro

O zgrozo, udało się. Udało! Po raz kolejny zesrała się na legowisko Aronii i prawie dokopała Klifiakom! Tym durniom, którzy potem robili bardzo dziwne rzeczy. Podrywali... Malinka skrzywiła się na myśl o tym. Lepiej przywalić komuś rybą, centralnie w czoło, niż męczyć się z wybieraniem ckliwych słówek. Zresztą po co to komu? 
Nie rozumiała logiki Klanu Klifu, lecz cieszyła się chociaż z tego, że wmówiła im posiadanie magicznych mocy zmniejszania się, chodzenia po wodzie i latania. 
Niestety, Aroniowa Gwiazda i Jesionowy Wicher odkryli opuszczenie legowiska przez dwa kociaki, w wyniku czego szylkretka i rudzielec przez pierwszy księżyc treningu musieli przebywać w obozie. Kiedy stanęła przed nimi okazja odkrycia tego, co poza klanem, to zdarzyło się takie paskudztwo! 
Malinowej Łapie nie spodobało się to w ogóle. Leżała wściekła w legowisku uczniów i uderzała rytmicznie napuszonym ogonem w ziemię. Wodziła oczami po pustej przestrzeni miejsca do spania, wymyślając we własnej głowie plan ukarania Aroniowej Gwiazdy. Szkoda, że tatuś tak go uwielbiał i szanował, bo mogłaby wykorzystać czekoladowego kocurka do zamachu stanu. 
Przerwała iście mordercze knowania, gdy zauważyła uśmiechniętego Kaczą Łapę. Dziwnie było bratu z tym imieniem do pyszczka. Znacznie bardziej pasowało do niego Kaczorek, niż Kacza Łapa. Dwuczłonowe brzmiało strasznie poważnie, a kocięce podkreślało wzrost karzełków i długość ich małych nóżek. 
- Nie wyglądasz na zadowoloną, Mali - miauknął rudzielec. 
- Nie, nie jestem. Dobrze zauważyłeś - odburknęła kotka. Nie zamierzała udawać sztucznie radosnej. - Posrana Gwiazda przegiął. Mieliśmy trenować poza obozem, a nie w nim! Nie lubię go! - Kotka wstała i zaczęła chodzić w tę i z powrotem. Brak możliwości ruchu dodatkowo ją zirytował. - Wiesz co... Muszę się jakoś rozluźnić... Kiedyś usłyszałam, jak wojownicy rozmawiali o niejakiej kocimiętce. Podobno można się przy odlecieć! Podobno tata również ją zażywał i widzisz, jak skończył? 
- Został zastępcą? Ma partnerkę i trójkę dzieci? Jest naszym bohaterem? - wymieniał Kacza Łapa. 
- Eeee... To też, ale chodziło mi bardziej o trzymanie się na nogach. Mimo tylu śmierci, które widział... Możemy znaleźć to zioło i sami go spróbować. Zróbmy to... Albo nie, bo potem znowu Posrana Gwiazda nas znajdzie i kopnie w zady... Wiem! Popływajmy w rzece! Nie umiemy, aleeeeee... Możemy się nauczyć! W końcu mamy magiczne moce Klanu Nocy, więc... Może się uda! - miauknęła Malinowa Łapa. 

<Kaczorku?>

30 września 2020

Od Kaczorka CD. Malinki

- Tu są potwory. Gorsze od mamy czy Jesiotra. Zabiją nas... Musimy się stąd wydostać! - miauknęła panicznym tonem.
Co? Jakie potwory? Kaczorek zdziwiony rozejrzał się wokół, lecz nie dojrzał żadnego stwora, który mógłby wystraszyć jego siostrzyczkę. Zjeżył jednak sierść i wysunął małe pazurki. Ktokolwiek przestraszył Malinkę, musi ponieść karę! Nie pozwoli straszyć swojej siostrzyczki!
- Nie pozwolę im cię dorwać. - miauknął Kaczorek. Siostrzyczka zasłaniała oczka łapkami, przez co nie mógł dojrzeć emocji na jej pyszczku. Trącił ją noskiem w bok. - Mali, wstań! Jesteśmy bardzo szybcy, to uciekniemy!
- Są wszędzie, Kaczorek! One nas dopadną! - panikowała dalej koteczka.
Musiał przyznać, że mocno się zmartwił stanem siostry. Nie lubiła przebywać w ciasnocie i daleko od wyjścia na zewnątrz, ale sądził, że z wiekiem to trochę minie. A jednak. Czy była to jakaś choroba? Wstrzymał oddech. Nie mógł stracić Malinki!
- Nie dadzą nam rady. Jesteśmy duetem chaosu, pamiętasz? - trącił ją ponownie w bok. Malinka na chwilę podniosła na niego wystraszone spojrzenie. Kaczorek uznał, że musi jej inaczej pomóc. - Zamknij oczy, pobiegniesz na ślepo!
- Co? To niemożliwe!
- Po prostu podążysz za moim głosem. Wtedy te potwory cię na pewno nie dorwą. - miauknął kociak, uśmiechając się szeroko, odsłaniając białe ząbki. Liczył, że siostra mu zaufa.
Malinka nie wahała się. Zamknęła ślepka, wstając na równe łapki. Podążyła za głosem braciszka, który szedł na przodzie i mówił jej, którą łapkę ma stawiać. Wreszcie udało im się wyjść na zewnątrz, na samych tyłach żłobka. Kaczorek otrzepał sierść, czekając na siostrzyczkę. Malinka wybiegła na zewnątrz, łapiąc kilka głębokich wdechów i wydechów, ufnie kładąc się na ziemi.
- Widzisz? Mówiłem, że cię nie dorwą. - miauknął Kaczorek, wtulając się w futro siostry, żeby zapewnić jej pocieszenie. Czuł jak drży. Cokolwiek jej było, obroni ją przed wszystkim.

***

Brzoskwiniowa Bryza powiadomiła ich, że są dość duzi, by spróbować stałego pokarmu. Zniknęła na pewien czas, wracając dopiero z rybą w pysku. Kaczorek przekrzywił łebek. Malinka mówiła mu, że kiedyś takiej spróbowała. Czy jednak mu zasmakuje?
Jesiotr zachowywał się jak nie Jesiotr, prawie podskakując z podekscytowania w miejscu. Nasłuchał się tyle o rybach, że jego entuzjazm był zrozumiały, ale Kaczorek i tak nie odpuścił sobie okazji, by dogryźć bratu.
- Znowu masz robaki w tyłku? - mruknął.
Jesiotr spiorunował go spojrzeniem.
Brzoskwiniowa Bryza położyła przed nimi dość ładną rybę, chociaż Kaczorek nie umiał rozpoznać jej rodzaju. 
- To pstrąg! - Jesiotr dumnie się napuszył, chwaląc swoją wiedzą. 
Karmicielka czule się uśmiechnęła.
- Dokładnie. Pstrąg. Spróbujcie, powinien wam posmakować. - przysunęła bliżej pociech stały posiłek.
Kaczorek nachylił się, wąchając podarunek i od razu cofnął się ze skrzywieniem na pyszczku. Fuuuj. Jesiotr zanurzył jednak od razu kiełki w mięsie, połykając duży kawałek. Oblizał pyszczek.
- Smaczna! 
Brzoskwiniowa Bryza liznęła go w czubek głowy zadowolona. Kaczorek nie mógł być gorszy! Niechętnie wbił kiełki w mięso ryby, rozrywając swój kawałek, który połknął. Mięso było czymś nowym, nieznanym dotąd. Nie przypominało w smaku i konsystencji mleka. Było jednak dobre. Wręcz pyszne!
- Mniam! - zamruczał. 
Spojrzał na Malinkę, która dalej nie spróbowała pstrąga. Brzoskwinia również spoglądała w jej kierunku oczekująco. 


<Malinka?> 

26 września 2020

Od Malinki cd. Kaczorka

Malinka się wkurzyła. Wewnętrznie zirytowała. Nie potrafiła uwierzyć w taki obrót sprawy. Przecież Biały Kieł oberwał kawałkamk ryby i nadal nie potrafił mówić! Widocznie mózg płowego na tyle został uszkodzony przez jakieś dziwne rzeczy, że byle jaka szylkretka nie zdoła sobie z nimi poradzić..
Jednak córka Jesionowego Wichru nie należała do przeciętnych. Ba, wręcz przeciwnie. Posiadała lepsze futro, wspaniałe pomysły i najwspanialszego brata pod słońcem!
Postanowiła użyć następnym razem ostrych kamieni. One powinny wywołać znacznie lepszy efekt niż kawałki ryby. Tam, gdzie moc narodowego pokarmu Klanu Nocy przestawała działać, kocie łapki muszą skorzystać z mocniejszego kalibru.
Po raz kolejny chosowi na krótkich nóżkach udało się uciec. Nieznające umiaru czołgi umknęły przed wściekłością własnej matki. Szylkretka chciała się śmiać, śmiać i tylko śmiać, jednak dyszenie nie pozwalało jej na to. Najpierw zajmie się uspokojeniem, a potem spokojnym przeżywaniem triumfu.
- Masz kolejny pomysł? - zapytał się Kaczorek, gdy skryli się za gałęziami krzewu.
- Chyba tak - odpowiedziała kotka, gdy zdołała częściowo odzyskać oddech. - Musimy znaleźć kamienie i rzucać we dwójkę w Białego Kła.
- Co ty?! Zabijemy go! - odpowiedział zdumiony rudzielec. Po raz pierwszy podważył pomysł siostry, co bardzo zaskoczyło karzełkę.
- Za... Za co? - zapytała się, nie znając definicji tego słowa.
- Cóż... Wojownicy często mówią, że zabijają zwierzęta, abyśmy mogli się najeść mięsem. Iii... - mówił Kaczorek, próbując wytłumaczyć siostrze znaczenie "zabijania".
- Eeee... Czyliiiii... Jak zrobimy mu bum bum w głowę kamieniami, to on stanie się takim mięsem do jedzenia? Fuuuj - skrzywiła się kotka, rozumiejąc, dlaczego jej pomysł okazał się niezbyt trafiony.
- Pytałem się taty, co to oznacza, ale nie chciał mi nic miauknąć - odparł rudzielec.
- Tata... Pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy, pogromca uśmiechów dzieci... A potem będą narzekać, że jesteśmy glupi - oburzyła się Malinka, bucząc z niezadowoleniem. Rodzina nie starała się przekazać im takiej wiedzy! W ogóle! Co to za sprawiedliwość?
Zapach Brzoskwiniowej Bryzy zrobił się bardziej intensywny, dorosła zbliżała się do nich coraz bliżej i bliżej.
- Co robimy? - zapytał się Kaczorek.
- Na razie... Cofajmy się... Do tyłu... A potem rozbiegamy się na dwie różne strony. Tylko to nam pomoże - miauknęła kotka, czując się jak w ślepym zaułku. Mamie mógł pomóc Biały Kieł w łapaniu. Tata lada chwila powinien wrócić, a następstwem tego na pewno będzie kara. Szylkretce nie uśmiechało się sprzątanie mchu po tym śmierdzielu Jesiotrze. Znowu wepchnie jej nos w łajno, mówiąc, że to zasada numer jeden dla każdego kociaka - powąchać czyjeś strawione resztki pokarmu.
Skrzywiła się na tę myśl. Nie lubiła tego skurczykota, podobnie jak Truskawka.
Wszystko potoczyłoby się zgodnie ze schematem, gdyby nie ziemia. Grunt pod maluchami się osunął i maluchy wpadły do dziury. Wylądowały, w ogromnej pieczarze.
Szylkretka od razu wstała. Rozejrzała się i wstrzymała oddech. Sytuacja się powtórzyła. Po raz kolejny utknęła w pułapce. Widziała te same ściany, mordercze spojrzenia potworów. Serce zaczynało jej bić coraz szybszym rytmem, a klatka piersiowa powoli ciążyła.
- Malinka! Ziemia nam pomogła uciec! - ucieszył się rudzielec, skacząc żartobliwie na sióstę. Czekoladowa syknęła, drżąc. Zdołała jeszcze zachować kontrolę nad własnym ciałem, ale lada moment nadejdą duszności, wirujące ściany, chcące pogrzebać ich dwójkę żywcem. - Malinka? Co się dzieje? - Kaczorek nigdy nie spotkał się z taką reakcją ze strony siostry.
- Tu są potwory. Gorsze od mamy czy Jesiotra. Zabiją nas... Musimy się stąd wydostać! - miauknęła panicznym tonem.

<Kaczorku?>

21 września 2020

Od Kaczorka CD. Malinki

Rudzielcowi kręciło się jeszcze w głowie, po czołganiu się przez całą drogę do legowiska starszych. Zdołał jednak utkwić wzrok na sylwetce siostry. Malinka się o niego martwiła. Zrobiło mu się miło. Wiedział, że są z siostrą blisko i że będą się wspierać bez względu na wszystko. Byli zgranym teamem - duetem chaosu. Sieli zamęt wszędzie, gdzie się pojawili, robiąc bałagan i psocąc. Nie byli grzeczni, ale co ich to obchodziło? Przynajmniej korzystali z życia!  Kaczorek nawet nie umiał sobie wyobrazić świata, w którym nie byłoby jego siostrzyczki. Nie bez powodu urodzili się w jednym miocie i kocurek czuł, że mieli przed sobą ważne zadanie do wykonania. Kochał swoją siostrę, potrafił to okazać i Malinka na swój własny sposób również. W każdym małym geście i energicznych zabawach, krył się zawsze tej ważny gest. 
- Nie chce kary! - pacnął siostrę łapką w łebek. - Nigdzie się nie wybieram!
Malinka odetchnęła widocznie z ulgą. Sądziła, że nie żyje? Jeśli tak, to musiała się bardzo przestraszyć. On też by się bał, gdyby znalazł szylkretkę leżącą nieruchomo. Odgonił od siebie tą straszną myśl. Już koniec z rozczulaniem, pora wrócić do zabawy! Mieli niewiele czasu, zanim mama zacznie ich szukać i niczym ona, zacznie psuć ich harce. 
- Mali?
- Hm? - siostra przycisnęła go bardziej do ziemi. 
- ZEJDZ ZE MNIE! - wrzasnął siostrzyczce do ucha. 
Malinka wywróciła ślepkami. 
- Najpierw potwierdź, że jestem władczynią zabaw! - miauknęła. 
- Ej, w takim razie ja jestem królem zabaw! - stwierdził Kaczorek, uśmiechając się tak szeroko, że pokazał wszystkie białe kiełki. 
- JESTEŚMY NAJLEPSI! - wykrzyknęło w tym samym czasie rodzeństwo, drąc się oczywiście na całe leże starszych. 
Nagłe poruszenie zwróciło ich uwagę. Czyżby Brzoskwiniowa Bryza ich znalazła? Kaczorek zjeżył sierść na samą myśl. Zepchnął z siebie Malinkę. Dwójka karzełków powoli skierowała się głębiej do środka. Miejsce roiło się od mchowych posłań, natomiast w środku czuć było wyraźną rybią woń. Kaczorek musiał zmrużyć oczka, by lepiej się przyjrzeć. Na posłaniu po lewej stronie, leżała Owcze Futerko, pochrapując w najlepsze. Kaczorek dostrzegł również Truskawkową Łamagę, który leniwie wylizywał swoje przednie łapy. Pewnie jadł posiłek. Kocurek przekrzywił łebek. Starszy już na starcie mu się nie spodobał, a sądząc po wielu nieciekawych sytuacjach, gdy to krzyczał na niego i siostrzyczkę, kociak nie był zbyt chętny do dyskusji. 
- Chodźmy gdzieś indziej, Mali. - mruknął rudzielec. 
- Zaczekaj! - wnuczka Oblodzonej Sadzawki, zatrzymała braciszka łapką. - Możemy pokazać temu głupkowi, że z nami się nie zadziera!
Oczy Kaczorka zalśniły. O tak! Już w jego główce narodziło się sto pomysłów, jak uprzykrzyć życie starszemu! Machnął zadowolony ogonkiem. 
- Gryziemy, Malinka! - postanowił. 
Razem z siostrą, z bojowymi okrzykami, rzucili się na starszego. Truskawkowa Łamaga w ostatniej chwili zwrócił na nich uwagę, akurat w momencie, gdy kociaki skoczyły na niego. Kaczorek chwycił jego ogon i pociągnął boleśnie, natomiast Malinka wbiła pazurki w pobliże oczu kocura, sprawiając mu przy tym ból. Kaczorek zaśmiał się radośnie. Zapowiadała się niezła zemsta! 


<Malinka?> 

Od Malinki cd. Kaczorka

Sytuacja się skomplikowała. Biały Kieł przeszedł ościową terapię, ale niestety nadal seplenł. Cóż, z Malinki nie wyrośnie medyk, ale przynajmniej miała dobre intencje. Wspaniałe, szlachetne i miłe, jak ona sama i kochany Kaczorek. Szkoda, że mama sama nie rozumiała toku myślenia swoich własnych dzieci i ciągle siedziała z Jesiotrem. To przez niego Brzoskwiniowa Bryza i Jesionowy Wicher ciągle karali karzełki! Ten klfiakowy odrzutek wchodził do ich głów i im mieszał! Nie pozwalał na myślenie, sam narzucał rodzicom swoje chęci!
Kotka musiała podzielić się o tym z rudzielcem, ale trwała operacja: "Uciec przed rozwścieczoną karmicielką i jej zemstą". Nadal nie potrafiła zdzierżyć swojej ościowej porażki, jednak znajdzie się w gorszej sytuacji, gdy mama dorwie i ją, i Kaczorka.
- Masz kolejny pomysł? - zapytał się brat.
- Ojej... Poczekaj, poczekaj... Muszę pomyśleć... Powinniśmy podkopać się pod żłobkiem! Tylko mamy za mało czasu - miauczała roztrzęsiona szylkretka. Szurała lekko łapkami, próbując złapać jakiś jeden tok myślenia, zamiast czuć w głowie plątaninę lepszych i gorszych pomysłów. Lada moment mama znajdzie się tuż przy ich kryjówce i wspólne zabawy skończą się na kilka dni co najmniej.
- Już wiem! - miauknęła. - Posłuchaj, to ściśle tajne. Poturlajmy się do legowiska Pstrągowej Gwiazdy!
- Eeee.. Trochę się jej obawiam... Lepiej do starszyzny! Tam nas nie znajdą - dodał swoje miauknięcie do planu kocurek.
- Dobra! Planowanie z tobą to czysta przyjemność - odpowiedziała z uśmiechem szylkretka.
Duet chaosu położył się na ziemi i rozpoczął szalone turlanie się do ziemi w kierunku legowiska starszyzny. Malinka usłyszała gdzieś w tle krzyki Brzoskwiniowej Bryzy, ale nie przejmowała się tym. Przebywała poza żłobkiem! Po raz kolejny zasmakowała wolności! I to bawiąc się w najlepsze!
Turlała się jak szalona, chcąc być szybciej od Kaczorka na miejscu. Świat wirował przed oczami córki Jesionowego Wichru w niesamowicie szybkim tempie. Najpierw kolory zlały się w całość, następnie kontury chmur na niebie i elementy obozu. Ktoś miauknął zaskoczony, omijając rozpędzone kuleczki, pozwalając im kontynuować turlanie się.
W końcu dotarli. Kotka położyła się na brzuchu na terenie legowiska starszyzny. Kręciło jej się w głowie. Świat sam zaczął się turlać i nie zamierzał się zatrzymać. Malinka zamknęła oczy, ale przed sobą zauważyła tylko migające w ciemności kolory, jaśniejące i rażące kotkę. Do tego brzuszek wydawał dziwne dźwięki. Próbowała wstać, ale krzywo postawiła łapki, w wyniku czego wylądowała płasko na ziemi.
- Kaczorku... Kaczorku? - mówiła nad uchem brata, który leżał praktycznie tuż obok niej. KACZORKU?! KACZOREEEEK!!! ODEZWIJ SIĘ!!!! NIEEEE! NIE UMIERAJ!!!! NIE TERAZ!!! - Kotka darła się, czując bardzo, bardzo dziwne uczucie, którego nie znała wcześniej. Przebijało się przez chęć wymiotowania posiłku i kręcenie w głowie. Futerko pod oczami szylkretki zawilgotniało od dziwnej wody, lekko lecącej z brązowych oczu. - Fuj! Jestem od czegoś mokra!
- M-Malinka? TO BYŁO ŚWIETNE! - miauknął niespodziewanie Kaczorek. Szylkretka pisnęła z zaskoczenia, przewracając się na tyłek. - Ty płaczesz?
Kotka przekrzywiła głowę. Nie miała bladego pojęcia, co to ten dziwny płacz i kropelki wody z oczu. Od razu naskoczyła na rudego z radością.
- Ty żyjesz! Zachowywałeś się jak nieżywy! Nigdy mi nie umieraj. Słyszysz? - mówiła wprost do ucha Kaczorka siostrzyczka. - NIE UMIERAJ!!!!!!! Bo... Bo... Bo dam ci karę jak tata i mama!

<Kaczorku?>

20 września 2020

Od Kaczorka CD. Malinki

uznajmy, że mają tutaj już te 3księżyce

Kaczorek posłał psotne spojrzenie siostrzyczce. Tak! To był super plan! Rzucą w Pana Kła ośćmi i wtedy nie będzie seplenił! Może nawet podziękuje duetowi chaosu za pomoc? Rudzielec z entuzjazmem pokiwał łebkiem. Mama, wojownik i brat, byli zajęci, więc nie powinni zauważyć ich zniknięcia, o ile szybko wrócą. Kaczorek przypadł do pozycji łowieckiej. Tak jak uczył tatuś, musiał być cicho. Skradał się powoli w stronę wyjścia, u boku siostrzyczki. Oboje wybiegli z kociarni, gdy tylko znaleźli dogodny moment.
- To gdzie te ości? - spytał kocurek.
- Z boku obozu, mówiłam. - miauknęła do niego siostrzyczka. Ogonkiem dała rudzielcowi znak. Karzełki ruszyły przez obóz, cały czas obok siebie i kryjąc się w cieniu, żeby pozostać niezauważonymi.
Malinka miała rację. Z boku obozu faktycznie leżały jakieś pozostałości po rybach. Ich woń dotarła do niego już z daleka. Klan Nocy charakteryzował się w jedzeniu akurat tej zwierzyny, jednak Brzoskwiniowa Bryza jeszcze nie pozwalała dzieciom na stały pokarm mówiąc, że są zbyt mali na pierwszą rybkę. Malinka pierwsza znalazła się przy ościach. Wykopała głowę martwej ryby, uśmiechając się niczym prawdziwa bandytka. Kaczorek prędko znalazł się przy siostrze, chcąc jej pomóc w odkopaniu leczniczych pozostałości.
Obładowani na tyle, na ile mogli sobie pozwolić, karzełki wróciły do kociarni. Kaczorek odłożył swoją część, rozglądając się w poszukiwaniu mentora jego taty. Malinka zrobiła to samo. Na szczęście Biały Kieł dalej rozmawiał w żłobku z Brzoskwinią. Nie spodziewał się ataku, który miał nastąpić za jedno uderzenie serca. Z bojowymi wrzaskami, dwójka kociaków Klanu Nocy, rzuciła w jego stronę strzępkami po rybie. Płowy odwrócił się w momencie, gdy jedna z ości poleciała w jego stronę, przez co oberwał nią w nos, wydając z siebie zaskoczone miauknięcie.
- Dalej, Malinka, pokażemy mu! - miauknął Kaczorek, rzucając kolejną częścią.
- Malinko! Kaczorku! Natychmiast przestańcie! - zirytowana Brzoskwiniowa Bryza podniosła się z posłania,  rzucając ostrzegawcze spojrzenie potomstwu. - Bo będzie kara!
Kaczorek zostawił ości. Biały Kieł i tak nieźle oberwał nimi. Malinka również zaprzestała, z hardym uśmieszkiem, nie opuszczającym jej pyszczka.
- Nic nie skodi. - Biały Kieł otrzepał się z pozostawionego brudu.
Kaczorek wydał z siebie niezadowolone miauknięcie.
- Nie udało się, Malinka! On dalej sepleni! - pisnął, tupiąc łapką.
- Trzeba podwoić środki! Wiejmy, Kaczorek! - ogłosiła szylkretka.
Brzoskwiniowa Bryza nie zdążyła dobiec do potomstwa i ich zatrzymać, gdyż karzełki już opuściły żłobek, w najlepsze gnając przed siebie.
- Masz kolejny pomysł? - zdyszany rudzielec zatrzymał się, gdy oboje wpadli w najbliższy krzak. Mama pewnie będzie ich szukać, zatem musieli działać szybko.


<Malinko?>

Od Kaczorka

Obudziło go trącanie w bok. W pierwszej chwili myślał, że to mama próbuje obudzić potomka, żeby zajął się spożyciem mlecznym posiłkiem. Otworzył niebieskie ślepia, od razu wychwytując sylwetkę siostrzyczki. Malinka spoglądała na niego oczekująco. Chciała coś od niego? Zabawa? Kaczorek ziewnął szeroko, rozprostowując łapki, chętny na kolejne psikusy. Coś jednak było nie tak. Jesiotr wyglądał na zewnątrz, z ciepłego żłobka, natomiast Malinka głową wskazała rudzielcowi, by podążył w tamtym kierunku. Zdziwiony i niepewny Kaczorek, bez entuzjazmu skierował się do wyjścia. Wyjrzał na zewnątrz. Od razu otworzył pyszczek ze zdziwienia, a w jego ślepkach zatańczyły iskierki podekscytowania. Wow!
Obóz, tak dobrze mu znajomy, pokrywała teraz biała warstwa czegoś. Nie przypomniała podłoża z liści, do którego przywykł, odkąd pierwszy raz opuścił kociarnię. Kaczorek poczuł zimno, przeszywające całe jego ciałko. Wyciągnął ostrożnie łapkę, dotykając białego puchu. Od razu musiał ją cofnąć. Brr, było strasznie zimne!
- Co to jest? - miauknął zaskoczony maluch.
- Spytajmy mamy. - podsunął Jesiotr.
Pierwszy raz musiał się zgodzić z bratem. Brzoskwiniowa Bryza na pewno będzie wiedziała, z czym mają do czynienia nocniaki! Kocurek odwrócił się napięcie. Trójka kociaków biegiem zbliżyła się do mamy. Brzoskwiniowa Bryza smacznie spała, nie spodziewając się, że jej dzieci są już na łapkach. Z resztą tylko oni. Królowe i dwójka kuzynostwa, jeszcze pogrążeni byli w śnie. Kaczorek trącił mamę łapką w bok, natomiast Malinka pociągnęła za jej ucho. Brzoskwinka powoli otworzyła ślepia. Na widok wpatrujących się w nią jak w ósmy cud świata trójki własnych kociaków, od razu przeniosła się do siadu.
- Już wstaliście?
- Mamo, bo coś zjadło obóz! - miauknął Kaczorek, łapką wskazując w stronę wyjścia.
Brzoskwiniowa Bryza wydała się zaskoczona. Kocica powoli podniosła się z miejsca, żeby nie obudzić Smarka i Zarazy, zmierzając do wyjścia. Wyjrzała na światło dzienne, a jej pysk od razu pokrył uśmiech. Spojrzała z czułością na potomstwo jej i Jesionowego Wichru.
- To śnieg, skarby. Opowiadałam wam, że pojawia się wraz z nadejściem Pory Nagich Drzew. Teraz jest bardzo zimno. - wytłumaczyła.
Mama była bardzo mądra! Kaczorek machnął ogonkiem na znak, że zrozumiał. Czyli była zima! Super! Spojrzał psotnie na Malinkę. Szykowały się śnieżne zabawy!
- Możemy wyjść? - spytała Malinka.
- Tak, chcemy zobaczyć śnieg! - miauknął Kaczorek.
- Prooosimy! - dołączył Jesiotr.
Brzoskwiniowa Bryza zerknęła zaniepokojona najpierw na pokryty puchem obóz, potem na kociaki, chcące przeżyć nowe, niezapomniane wrażenia. Wreszcie cicho westchnęła.
- No dobrze. Tylko uważajcie. - uśmiechnęła się ciepło.
- Jeeej! - pisnęli niemal równocześnie, wybiegając ze żłobka.
Mama pewnie wróciła do wnętrza, chcąc dalej czuć przyjemne ciepło. Kaczorek nie lubił zimna, ale wolał przeżyć przygody i zobaczyć coś nowego! Maluch, gdy tylko jego łapki stanęły na zimnym śniegu, skrzywił się lekko. Krajobraz całkowicie się zmienił. Drzew nie pokrywały liście, natomiast rzeka z oddali zdawała się być nieruchoma. Kilka płatków śniegu, spadało powoli na ziemię. Jedna nawet wylądowała na nosie karzełka! Prychnął zadowolony. Fajna była ta zima!
- Ej, Malinka! Orientuj się!
Koteczka odwróciła się akurat w momencie, gdy kulka śniegu poleciała w jej stronę. Teraz wyglądała jak mały, śnieżny potworek! Kaczorek wybuchł wesołym śmiechem.
- Gdybyś widziała swoją minę! - poruszył wąsikami z rozbawieniem.
- Tak chcesz się bawić? - Malinka wystawiła mu język.
Zrobiła kulkę śniegu, którą wycelowała w Kaczorka. Ten zrobił w ostatniej chwili unik, przez co pocisk trafił w zajętego kopaniem Jesiotra. Kocurek odwrócił się w ich stronę, marszcząc brewki. Sam jednak zrobił kulkę, która trafiła w szylkretkę. Kaczorek dołączył i również trafił w siostrzyczkę. Śnieżne psoty były cudowne!


<Malinko? Zarazo? robimy kociakowe zawody!> 

19 września 2020

Od Malinki cd. Kaczorka

Zgodnie ze znakiem danym przez Kaczorka, Malinka usiadła i wytrzeszczyła oczy najbardziej słodko, na ile pozwalał jej mały łepek. Obcy płowy kocur wydawał się niski, podobnie jak psotne rodzeństwo. Białe akcenty podkreślały jego wzrost, a pomarańczowe oczy nadawały gościowi groźny wygląd.
Malinka przyglądała się arcyuroczymi ślepkami, spodziewając się po nim bycia wspaniałym wojownikiem. Chciała poznać jeszcze większą liczbę klanowiczów, którzy bronią Klanu Nocy. Dotychczas widziała tylko Jesionowy Wicher i Aroniowy Podmuch. Mamy nie liczyła jako wojowniczki, bo ta tylko ich karmiła, a szylkreta nie potrafiła uwierzyć, że mamusia mogła kiedyś walczyć.
- Witajcie, malucy - miauknął płowy z... dziwną wymową. W pierwszej chwili kotka odwróciła głowę, szukając "malucych". Do kogo mówił ten kocur? Do nich? Że oni byli malucy? Przecież tak się nie mówi. Dorośli zupełnie inaczej wymawiali to słowo.
- Hej! Kto pan? - zapytał się Kaczorek, zupełnie nie przejmując się wymową przybyłego.
- Nasywam se Biały Kieł - wymamrotał kocur, patrząc na rodzeństwo.
- Co? Nic nie usłyszałam. Proszę, powiedz głoooośnieeeeej - miauknęła Malinka, podwyższając ton swojej wypowiedzi z każdym słowem. Nie dosłyszała słów... Kogo? Białego Łba? Białego Łabąda? Białego... Kogoś? Przedstawił się, a ona, mimo młodego wieku, nie potrafiła usłyszeć tego, co miauczał płowy, więc bardzo grzecznie poprosiła o powtórzenie (przy okazji ponownie drąc mordę).
- Biały Kieł... Ucyłem wasego tatę - wyseplenił nieco speszony wojownik. Szylkreta odetchnęła z ulgą. Problem leżał po stronie płowego, a nie po jej uszu. Ufff, jednak nie zdołała się zestarzeć czy stracić słuchu.
- Ojej! Pan był mentorem naszego taty! Bardzo go kocham! Jest waleczny, kochany i bardzo, bardzo wspaniały - miauczał Kaczorek, zachwalając czekoladowego kocura.
- Wygląda pan z pyska bardzo groźnie. Z mowy znacznie mniej, ale pewnie pan zabił wiele kotów. Niech pan coś opowie o wojnie! - trajkotała zafascynowana kotka.
- Tak, prosimyyyyyy - powiedział Kaczorek, robiąc jeszcze większe oczy.
Biały Kieł stęknął pod nosem. Brzoskwiniowa Bryza usłyszała córkę.
- Dzieci, dajcie mu spokój. Przyszedł tylko na krótką rozmowę - powiedziała mama, wywołując smutne miny u rudego i szylkretki.
- Mamooooooo, ale tata nam nie mówi nic o wojnie. A podobno walczyliśmy z Klanem Klifu i każdy powinien kłaniać się Pstrągowej Gwieździe, bo ona taka groźna - miauczała kotka.
- Tak! Klifiaki są złe! Powinniśmy z nimi walczyć! - dodał Kaczorek, machając dumnie ogonem.
- Oni tak zawse? - zapytał się Biały Kieł Brzoskwiniowej Bryzy.
- Tak... Praktycznie codziennie. Dlatego miauczałam ci, że Jesiotr to oaza spokoju, że a ta dwójka to wulkany energii... Do tego... - rozpoczęła opowieść karmicielka.
Malinka, rozglądając się konspiracyjne, wzięła Kaczorka na stronę.
- On dziwnie gadał. Jak my po narodzinach. Sepleni strasznie. Dobrze, że tata nie zaczął go naśladować, bo skończyłby jak on - obgadywała płowego Malinka.
- Prawda.... Musimy go pożegnać i pokazać, że jesteśmy lepsi od Jesiotra! Mama znowu go zachwala - miauknął buńczucznie Kaczorek.
- Tak, też mi się to nie podoba... Ale... Mam już pewien plan - uśmiechnęła się złowieszczo szylkretka.
Wymieniła z rudym znaczące uśmieszki. Tworzyli naprawdę wspaniały duet. Razem dawali w kość każdemu, kto stanął im obu na drodze. Nieśli chaos.
Malinka bardzo kochała Kaczorka. Bez niego wykitowałaby w żłobku, ciągle moralizowana przez Brzoskwiniową Bryzę. Kotka rzygała ciągłym czepianiem się, karami i gadkami typu "Powinnaś być miła", "Powinnaś się uspokoić", "Powinnaś ble, ble, ble". Powoli wsadzała sobie do tyłka uwagi karmicielki. Kochała mamę, na swój sposób, potrafiły z wielkim zafascynowaniem rozmawiać o dobrych rybkach. Rodzicielka opisywała każdy gatunek i jego smak, kusząc córkę do przedwczesnego porzucenia mleka matki i rozpoczęcia odżywiania się jak prawdziwy drapieżca. Niestety w większości przypadków szylkretka słuchała, jak powinna postępować.
- Posłuchaj - miauknęła Malinka, kładąc łapę na karku brata. - Znalazłam ostatnio pozostałości po rybach z boku obozu. Zakradnijmy się po nie i rzućmy w pana Kła. Może wtedy nauczymy go mówić! Jak któraś z ości trawi płowego, to od razu zatrzęsie mu się mózg i będzie miauczał prawidłowo. Co ty na to? - upewniła się, podnosząc kącik ust.

<Braciszku?>

26 sierpnia 2020

Od Kaczorka CD. Malinki

- Dobse... Wpadne w to, glupek - stwierdziła Malinka. - Telas musimy go tu swabic - powiedziała, z błyskiem w brązowych oczach.
Kaczorek pokiwał z entuzjazmem łebkiem. W jego ślipiach koloru nieba, pojawiły się łobuzerskie iskierki. Kocurek już nie mógł się doczekać momentu, w którym niczego nieświadomy Jesiotr, wpadnie w pozostawioną przez nich pułapkę.  Należała mu się nauczka! Kaczorek żałował, że Jesiotr nie mógł czasami przeminąć, tak jak podobno sezony. Dwójce kociąt na pewno byłoby znacznie łatwiej! Może nawet Brzoskwiniowa Bryza by wreszcie wyluzowała i na nich nie była taka zła, gdy zabierają się za psoty?
Kaczorek ruszył za Malinką. Starali się iść cicho, żeby nie obudzić żadnego mieszkańca żłobka. Siostra prowadziła. Dwójka karzełków trzymała ogonki  wysoko w górze, pewni, że ich pomysł wypali. Kto wie, może nawet ten głupek coś sobie złamie? To byłoby takie piękne. Kocurek rzucił porozumiewawcze spojrzenie siostrze, która posłała mu lekki uśmiech. Dobrze, że miał Malinkę. Gdyby był jedynakiem, strasznie by się nudził, jedynie rozpieszczany przez mamę i tatę. A gdyby był tylko z Jesiotrem... grr, pewnie dawno by się wyniósł! Może zamieszkałby z tatą? Nie wiedział gdzie tak znika, chociaż jego ciekawość bardzo pragnęła, by wreszcie się dowiedział.
Kocięta zatrzymały się przed posłaniem rodzinnym. Rudy utkwił spojrzenie w Brzoskwiniowej Bryzie. Mama cicho chrapała, śpiąc w najlepsze. Jesiotr też oddalony był w krainie snów. Kociąt to nie obchodziło. Kaczorek zacisnął zęby na jego ogonku, natomiast Malinka ugryzła jego uszy. Najmłodszy otworzył szybko ślepka, podrywając się na równe łapki.
- Co wy wyprawiacie? O tej porze dzieci śpią. - ofuknął ich.
Kaczorek wywrócił oczami. Zachowywał się, jakby sam nie był kociakiem. To jego przestrzeganie zasad było ogromnie nudne. Powinien korzystać z bycia dzieckiem, zupełnie jak Malinka i Kaczorek! Ich duet przynajmniej będzie miał cudowne wspomnienia i przeżycia!
Spojrzał na Malinkę. Musieli go zaciągnąć do dziury. Siostra zmrużyła oczka w zamyśleniu, szybko wymyślając fazę drugą ich pomysłu.
- Wymykamy się ze żłobka. Idziesz z nami?
Zastrzygł uszkami, starając się nie zdradzić uśmiechu. Powstrzymał się przed śmiechem, zachowując na pyszczku powagę. Jesiotr otworzył szerzej oczy i Kaczorkowi zdawało się, że w środku padł na zawał, zrażony ich nieistniejącym pomysłem. Chociaż, czy faktycznie tego nie zrobią? To mogłaby być ciekawa misja.
- Wrony wam mózgi zjadły? Mama zabroniła wychodzić ze żłobka! Spać! - ofukał ich.
Zaczął się do nich zbliżać. Znowu chciał ich zdeptać. Kaczorek syknął, kładąc uszka.
- Więc idziemy sami. - również postanowić grać według pomysłu na zirytowanie najmłodszego. Machnął ogonkiem. Malinka uderzyła łapką o ziemię. Ich tajny sygnał. Kociaki rzuciły się do biegu. Szybko. Szybciej. Jesiotr ruszył za nimi, tuptając głośno łapkami. Takie minusy z bycia większym. Jesteś też głośniejszy. Kaczorek i Malinka zdołali uniknąć dziury, natomiast Jesiotr nim się obejrzał, wpadł w ich pułapkę, wydając z siebie głośny pisk. Rudy kocurek pisnął z radości.
- Ufalo sie, Malinka! - podskoczył.
Siostra rzuciła mu psotne spojrzenie, uśmiechając się szeroko. Ich pomysł był genialny! A niech ma głupek za psucie zabaw!  Cóż, kociaki nie przewidziały, że ich dołek będzie zwyczajnie za mały. Karzełki już po chwili obserwowały, jak Jesiotr wydobywa się z ich pułapki, posyłając im pełne wściekłości spojrzenie. Nie było wyjścia!
- To klifiak! - miauknął do siostry, Kaczorek.
Malinka zrozumiała przekaz. Ponownie zaczęli uciekać, śmiejąc się głośno i wydając z siebie podekscytowane piski. Kaczorek zahamował przy jakiś kamieniach. Spojrzał na siostrę, która od razu znalazła się przy jego boku. Poczekają. Jeszcze trochę. Kaczorek wziął w pyszczek jeden i mocno uderzył nim w brata, gdy ten tylko był dość blisko. Jesiotr wydał z siebie zaskoczone piśnięcie. Malinka również uderzyła go kamieniem. Udało jej się go trafić. Kaczorek wziął kolejny, gotowy do ponownego ataku, kiedy to Brzoskwiniowa Bryza się obudziła.
- Dzieci?
- ATAK!!!!! - wydarli się oboje i już wkrótce Jesiotr doświadczył ich łapek, z całej siły zadających mu ciosów. Krzyk na cały żłobek obudził jednak inne kocięta i karmicielki. Duet nie przejął się tym zbytnio i dopiero wściekły syk mamy zwrócił ich uwagę. Jesiotr uciekł spod ich łapek, korzystając z ich nieuwagi i cały w piachu i kilku kropelkach krwi, znalazł się przy boku partnerki Jesionowego Wichru.
- Kaczorku! Malinko!
Rudy położył uszka. Syknął na mamusię ostrzegawczo. I znowu wszystko zniszczyła! Malinka zareagowała tak samo. Co im po kazaniu, skoro mieli taką satysfakcję ze znęcania się nad tym głupkiem?

***

To było niesprawiedliwe! Kaczorek posłał oburzone spojrzenie mamie. Brzoskwiniowa Bryza jedynie spiorunowała go wzrokiem. Wróciła do wylizywania Jesiotra. Najmłodszy wystawił im język. Oberwał wczoraj, jednak jak przystało na kociaki, ciosy nie były zbyt mocne. Szkoda. Kaczorek może faktycznie był trochę wredny, ale czego się nie robi, by pozbyć się rzepa na ogonie i wymyślić więcej cudownych jego zdaniem zabaw? 
Malinka siedziała u jego boku. Po nocnej akcji, mama była na nich bardzo zła. Kazała im przesiedzieć cały dzień w kącie kociarni, by przemyśleć swoje zachowanie. Ale co miał dać kąt? Nie znajdą tu przecież odpowiedzi na pytania! Kaczorek tak bardzo nie potrafił zrozumieć tych nudnych dorosłych. Tylko tata był fajny. Mama zdawała się faworyzować ich brata, a to tylko powodowało zirytowanie u rudego potomka. Machnął ogonkiem. Królowe przyglądały im się raz ze współczuciem, innym razem z satysfakcją, kocięta natomiast nie zwracały na nich takiej uwagi. Kaczorek zamiast grzać tyłeczek w kącie, mógłby teraz robić tak dużo ciekawszych rzeczy! Polizał się po jednej z łapek.  Bolały go poduszeczki po kopaniu. Ale nie pokaże tego Brzoskwiniowej Bryzie! Co z tego, że wyliże go delikatniej? Westchnął. 
Nagłe przybycie gościa, wyrwało go z zamyśleń o jego rodzinie. Odwrócił się, wpatrując w wchodzącego do środka kocura. Szkoda, że to nie był tata. Przekrzywił główkę. Płowy z biały kocur, podszedł do jego mamy, zamieniając z nią kilka słów. Z radością wpatrywał się w ich brata. Gdy zerknął w stronę Kaczorka i Malinki, rudy dał znać siostrze. Zrobili najbardziej słodkie oczka w historii całego Klanu Nocy. A niech wie, że są lepsi!
- Witajcie, malucy
- Hej! - miauknął Kaczorek, uśmiechając się szeroko. - Kto pian?
Czekał z niecierpliwością na odpowiedz kocura. 


<Malinko? Przyszedł Biały Kieł. Wiesz co robić :hehe_ćma:>

Od Malinki cd. Kaczorka

- Slubmy cos supelowego - miauknął Kaczorek z łobuzerskim błyskiem w oczach.
Brzoskwiniowa Bryza przerwała wspaniałą zabawę pierwszych potomków swoich i Jesionowego Wichru. Malinka machała ogonem ze zniecierpliwieniem. Energia, zużyta przed chwilą na darcie mordy na całą kociarnię, powoli wracała. Patrzyła na rudą sierść Kaczorka.
Pomyślała o wkurzonym wyrazie pyska Jesiotra. Wypierdka ich rodzeństwa. Posłusznego lizusa, który w głowie szylkretki błagał ją o litość.
Kotka zaśmiała się głośno.
- Cio est? - zapytał się zdziwiony Kaczorek, przekrzywiając głowę.
- Wisalam Jesotla, jak scal litosci. Losumes? On nas.. Znacy mne o to plosil! - mówiła pełna entuzjazmu Malinka. Wstała na cztery łapy, nie mogąc wytrzymać tego leżenia. Wolała działać. Im więcej aktywności i bodźców tym lepiej.
- Cebe? Tylko cebe? Mne tes musi plosic, a wiecne skalsy - odpowiedział Kaczorek z niezadowoleniem na pyszczku. Malinka za nic nie dziwiła się relacji brata. Jesiotr psuł każdą zabawę: czy to rzucanie się na ogon mamy, czy gryzienie uszu, czy zwykłe rzucenie spojrzenia poza żłobek. - Naslajmy nego naslac w nocy! - szepnął. Z trudem powstrzymywał śmiech.
Malinka wyobraziła sobie kremowego w takiej sytuacji. Leżącego i krzywiącego nos z powodu cuchnącej niespodzianki na własnym futrze. Chciała miauknąć tak, bez zachamowań zjadłaby nielegalnie kawał rybyz, żeby tylko wydalić więcej na Jesiotra. Niestety... Zauważyła w tym planie drobne niedociągnięcie.
- Mama pocuje. Pseces on bensie smelsal gosej nis Tluskawek - miauknęła szylkretka. -  Naslamy na nego, gdy mama pojse w ksaki z tatom. Podobno tam posli by nas stwosyc. Misiali se o sebe. Fuuuj - dodała Malinka, krzywiąc się. Potrząsnęła kilka razy energicznie głową, żeby odegnać tę myśl. Nie pamiętała, skąd zdołała zdobyć taką informację. Żałowała, że w ogóle jej mały móżdżek przyswoił taką ochydną rzecz. Jak można ocierać się o siebie? I to w krzakach!
- Fuj! Dlatego Jesotl jes taki bsydki, dusy i wledny. Pses te ksaki - stwierdził Kaczorek, uśmiechając się perfidnie.
Malinka pomyślała chwilę, raz po raz machając ogonem.
- Ja i ty moglismy powstac ne pses ksaki, a pses... Pses lyby! Mama se ich najadla i tak do niej tlafilismy! Jestes mondly, Kacolku. My... Jestesmy mondsy i lepsi, i ladnejsi od nego, bo bylismy pjelfsi, a on se pses ksaki wsedl. Semscimy se na nim.. Sucajmy w nego siemiom! - mówiła Malinka, nie potrafiąc się zamknąć. Czuła coraz większą potrzebę zemsty na kremowym. - Albo cekaj! W nocy zlobimy dzule i on tam wpadne i se ne wygsebie!
- Genalne! Ale do nocy dlaekooo, a se NUDZEEEEEE! - powiedział Kaczorek, wykrzykując na głos ostatnie słowo.
- TES SEEEEE NUDZEEEEEE! - miauknęła Malinka, chcąc przekrzyczeć brata. Może i mama raz ich uciszyła, lecz konkurs na głośniejsze darcie mordy nadal trwał.
- JA BARSEEEEEEEEEJ!
- NEEEEE, BOOOOO JAAAAAAAA!
- JAAAAAA!
- JAAAAA!
- Kaczorku! Malinko! Uszy mi przez was zwiędną - miauknęła Brzoskwiniowa Bryza. Leżący blisko niej Jesiotr przerwocił oczami, podniósł się i spojrzał ze współczuciem na mamę.
- Sajme se nimi - miauknął i szybkim krokiem zaczął zbliżać się do brata i siostry.
Malinka rozejrzała się. Po części podobał jej się ten zwrot akcji, po części nie. Zaraz będzie musiała uciekać, drgnęła z radości na myśl o możliwości ruchu. Dostawała szału od przebywania w tym żłobku. Z drugiej strony... Za chwilę podepcze ich największa paskuda tego żłobka!
- Na tsy ja w lewo, ty w plawo - rzuciła do Kaczorka.
- Ne! Ja sce w plawo! - odpowiedział.
- Dobse! - odpowiedziała, od razu rzucając się do biegu w lewą stronę. Jesiotr zbliżył się za bardzo, więc nie próbowała dalej dyskutować z Kaczorkiem.
***
Nadeszła noc. Malinka nie mogła zasnąć, bo czekała na odpowiedni moment na wcielenie w życie szatańskiego planu. Kaczorek spał smacznie, mama i Jesiotr również. Kremowy położył głowę na ogonie siostry. Szylkretka syknęła na niego i przygotowała pazury, żeby zdzielić większego od siebie. Może i nie przeważała wzrostem, ale dopiec potrafiła.
Jesiotr ziewnął, zmieniając pozycję ciała. Kotka poczuła zapach jego oddechu. Skrzywiła się.
- Fuj, ale smelsi.- Wybałuszyła oczy, nie mogąc zapomnieć tego zapachu.
Potrąciła kilka razy łapą Kaczorka. Chciała widzieć Jesiotra w dole z ziemią, a rudy cały czas się wylegiwał. - Wstafaj, wstafaj, posno jus - miauczała.
Po kilku minutach gryzienia Kaczorka w uszy zdołała wybudzić go ze snu. Kocięta bezszelestnie potuptały w kierunku środka żłobka.
- Tu kopmy - zaproponował Kaczorek, uśmiechając się do siostry.
- Dobse... - odpowiedziała, uśmiechając się również. - Kto wykope mnej semi, ten sgnila lyba! - miauknęła, rzucając się do robienia dołu. Rudy poszedł w ślady szylkretki, nie chcąc pozostać w tyle.
Kopali we dwójkę, starając się być cicho. Nie okazało się to łatwe, lecz, mimo drobnego hałasu i drobnego śmiechu, nie obudzili Brzoskwiniowej Bryzy ani Jesiotra.
- Dobse... Wpadne w to, glupek - stwierdziła Malinka. - Telas musimy go tu swabic - powiedziała, z błyskiem w brązowych oczach.
<Kaczorku? :3>

23 sierpnia 2020

Od Kaczorka

Promienie słońca przedarły się do żłobka. Mieszkańcy pogrążeni byli jeszcze w śnie, zapewne nie mając ochoty się tak szybko budzić. Cisza panująca wokół, zapewniała spokój karmicielką i kociakom. Brzoskwiniowa Bryza przysunęła do siebie bliżej najmłodsze kocię, otulając je ogonem.
— ATAK!
Kotka otworzyła pośpiesznie ślepia. Rudy kształt przemknął po jej grzbiecie, wpadając niemal od razu na śpiącą jeszcze siostrę. Czekoladowa szylkretka obudziła się natychmiast, zaskoczona nagłym ciężarem na swoim ciałku. Zaczęła na oślep atakować łapkami, z wysuniętymi małymi pazurkami. Kocurek przyszpilił ją do ziemi, chwytając mocno jej ogon w swoje szczęki. Kotka pisnęła nie zadowolona. Ugryzła go w ucho, chcąc dać mu nauczkę. Brzoskwiniowa Bryza zareagowała od razu, psując świetny plan swojego syna na obudzenie siostry. Chwyciła kocurka za luźną skórę na karku, przenosząc bliżej siebie. Malinka poderwała się na równe łapki, wystawiając język rudemu. Spiorunował ją spojrzeniem, zanim podobne przeniósł na mamę. Karmicielce nie mogli podskakiwać. Była większa, kochająca i miała do tego pełno pysznego mleka. Wiedział jednak, że jeśli zrobi słodkie oczka, może ubłagać wszystko u mamusi, którą bardzo kochał z wzajemnością.
— Kaczorku, co ci mówiłam o atakowaniu siostry?
Kociak zmrużył ślepka. Próbował sobie przypomnieć jeden z wykładów o dobrym wychowaniu, których udzieliła ich całej trójce mama.
— Oj mamo, psujes sabawe. — miauknął kocurek, tupiąc łapką. Przecież oczywistym było, że nic nie zrobi swojej ukochanej siostrzyczce. Lubił się z nią bawić, nawet jeśli czasami nieoczekiwanie.
Brzoskwiniowa Bryza westchnęła. Kaczorek pewny, że już wygrał, dumnie uniósł do góry ogonek. Niestety mama przystąpiła do największych tortur! Zaczęła go wylizywać. Nie lubił kąpieli, czuł się dziwnie, gdy to brzydkie futerko się do niego jeszcze bardziej kleiło mokre. Kocica zajęła się najpierw nim, a potem rodzeństwem. Kaczorek otoczył łapki ogonkiem, czekając aż Malinka będzie zwolniona z obowiązku czystego futerka. Kotka najwyraźniej również nie mogła doczekać się kolejnych psot. Mówiły to radosne iskierki w jej ślepiach. Kaczorek przebierał łapkami w miejscu, zastanawiając się nad jakimś super mega epickim pomysłem na zabawę. Zerknął w stronę wyjścia z kociarni. Chciałby już zobaczyć, gdzie znikają inne kocięta, a także skąd odwiedzają ich dorosłe koty. Zawsze wojownicy się nimi zachwycali, nie szczędząc komplementów, czasami nawet dawali jakieś zabawki, czy martwą zwierzynę dla mamy. Życie kociaka było super. Uwaga tylko na tobie, do tego można było robić co się chciało (przynajmniej jego zdaniem) i nie dostać żadnej kary. Zamierzał cieszyć się dzieciństwem póki mógł.
Ucieczka ze żłobka graniczyła z cudem. Mama nie spuszczała ze swoich pociech wzroku ani na moment. Jak mieli się wymknąć? Uderzył ogonkiem o ziemię. Siostra zajęła się jakimś piórkiem, znalazł się przy niej błyskawicznie. Czas rozpocząć zabawę!
— Co lobis na telenach Klanu Nocy, Lisia Gwiasdo?!
Wskoczył na szylkretkę, przewracając ją na bok. Wgryzł się w jej łapkę, ciesząc się piskiem oburzenia ze strony Malinki. Koteczka zrzuciła go prędko.
— Nie chce byc glupim klifiakiem! — obruszyła się Malinka. Kaczorek westchnął. Na pyszczku brązowookiej szybko pojawił się jednak figlarny uśmiech. — Bede Malinowa Gwiasda, psywodcyni wielkiego Klanu Nocy!
Rudy kocurek ożywił się od razu. Ustawił się w dumnej pozycji, ogonkiem przejeżdżając po swoim boku.
— Boj sie, Malinowa Gwiasdo, ja Kaca Gwiasda, psywodca Klanu eee Bsoskwini cie pokonam!
— Pokas co umies!
Kocięta z piskami podekscytowania, rzuciły się na siebie. Tarzając się, próbowali przycisnąć przeciwnika do ziemi. Malinka atakowała brzuszek brata, natomiast Kaczorek próbował ją ugryźć w ucho. Uderzył łapką pyszczek koteczki, która odwdzięczyła mu się ugryzieniem w ogon. Kociak pisnął z podekscytowaniem, łapiąc kotkę teraz za przednią łapkę, gdy Malinka na chwilę się odsunęła, żeby wymierzyć mu mocny cios w łebek. Zachwiał się, upadając na grzbiet, przyciśnięty przez siostrę.
— Wyglalam!
— Nie. — popchnął mocno koteczkę, teraz znajdując się nad nią. — Ja wyglalem, Malinowa Gwiasdo!
Patrzyli na siebie dłuższy czas, mierząc się spojrzeniami. Żadne z nich nie chciało ustąpić i uparcie uważało, że wygrało całą walkę. Jak to jednak bywało w ich duecie, wybuchnęli śmiechem. Rudy zszedł z szylkretki, która od razu wstała na cztery łapki i zapominając o rywalizacji, zaczęli się znowu bawić.
— Pss, Malinka!
— Tak, Kacolek?
— Slobmy sawody! Saklat, ze umiem dluzej ksycec?
— Dajes!
Kocięta stanęły naprzeciwko siebie, mierząc się jeszcze jakiś czas, zanim otworzyły pyszczki. Już zaledwie kilka uderzeń serca później, Brzoskwiniowa Bryza i trzecie kocię w miocie, byli świadkami krzyku na cały żłobek. Aż dziwne, że z dwójki takich spokojnych wojowników, urodziły się małe łobuzy.
— AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
— AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
— AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
— AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
— Dzieci! — Brzoskwinka posłała swojemu potomstwu ostrzegawcze spojrzenie. Koniuszek jej ogona drgnął nerwowo.
Kaczorek i Malinka zaprzestali swojej wojny na wrzaski, odchodząc kawałek dalej od karmicielki. Rudy nie rozumiał, czemu mama nie lubiła, gdy byli za głośno. Przecież im głośniej tym lepiej. Malinka się z nim zgadzała, wiedział to, odkąd pamiętał miał więź z siostrzyczką.
— To glupie Malinka. — ulokował zadek na jakimś mchu. Malinka usiadła obok niego, wpatrzona w wyjście z kociarni.
Kaczorek pchnął jakiś kamyczek, który się potoczył. Mogliby się znowu pobawić w klany, berka albo chowanego. Cokolwiek, byle czas zleciał, do pory snu i jedzenia. Oczywistym było, że kocięta Brzoskwiniowej Bryzy i Jesionowego Wichru, nie lubiły się nudzić.
Kaczorek łapką trącił bok siostry, zwracając na siebie uwagę brązowych bystrych ślepi. Niby się bardzo różnili, a jednak świetnie dogadywali.
— Slubmy cos supelowego. — miauknął kocurek, z błyskiem w niebieskich oczkach.


<Malinko? To opko to chaos, zupełnie jak nasz duet. Pora na psoty!>