BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Miedziana Iskra. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Miedziana Iskra. Pokaż wszystkie posty

08 lipca 2021

Od Miedzianej Iskry

 – Igła?
– Tak, skarbie?
– Kocham cię.
Gardłowy pomruk wydobył się z pyska kocura.
– Ja ciebie też – szepnął wprost do jej ucha, powodując, że ta uśmiechnęła się szeroko – a teraz śpij już.

***

– Miedziana Iskro…!
Otworzyła leniwie oczy. Jęknęła słabo pod nosem. Było jeszcze tak wcześnie! Za wcześnie!
Jednak… Coś nie grało. Coś było inaczej. Zamrugała kilkukrotnie, żeby obraz wrócił do ostrości. Nie była w swoim legowisku. Wokół rozlegała się łąka, sięgająca horyzontu, a za nim, na zabarwionym w fiolecie niebie migotały tysiące gwiazd. Zdawało się, jakby wszystko błyszczało. Sama miała wrażenie, jakby była całkiem lekka, a wszelkie starcze bóle zniknęły w niepamięć. Przy okazji czuła się, jakby przed oczami miała mgłę. A zaraz przed jej nosem…
– T-turkawka…?
Głos ugrzązł jej w gardle. Wstała, podchodząc kilka kroków, nie wierząc własnym oczom.
– Już czas.
Zmartwiła się, kładąc uszy. Nieczęsto zmarli przychodzili do niej w snach, a nigdy nie mówili jasno.
– Czas, na co?
– Twój czas, głuptasie. Pójdziesz ze mną do Klanu Gwiazdy.
Miedź wstrzymała oddech. Cofnęła się o krok, kręcąc głową.
– A-ale że teraz? Co… Co z Igłą, Piórkiem, Żabką, Trójką, Wróbelkiem, Leszczynkiem, wnukami…? Nie mogę ich zostawić!
Łzy zebrały się w kącikach jej błękitnych oczu. Zdała sobie sprawę, ile miała jeszcze bliskich i ile dla niej znaczą.
– Poradzą sobie – łagodny, uspokajający uśmiech nie schodził z pyszczka Turkawiego Skrzydła.
– J-ja sobie nie poradzę!
Spuściła wzrok na swoje łapy, chlipiąc cicho. Gwiezdna podeszła do pointki, powoli, ale mocno obejmując ją w swoim czułym uścisku.
– Będzie dobrze. Zobaczysz.
Miedź czuła ucisk w gardle.
– Mogę… Mogę się chociaż… Przejść ostatni raz po-po obozie i… Pożegnać?
Turkawka odsunęła się od niej. Skinęła głową.
– Oczywiście.

I znowu była w swoim legowisku. Stała, ale patrzyła się na samą siebie, wciąż mocno wtuloną w Igiełkę. Jednak… Jej bok już się nie unosił. Wszystko było już postanowione. Nie mogła się cofnąć. Wolała nie patrzeć na swoją obecną formę.
Przysunęła się do Iglastego Krzewu, czule liżąc go po czole. Ten ostatni raz…
Następnym jej celem było legowisko medyków. Zajrzała tam, przez krótką chwilę przypatrując się miarowym oddechom Trójki i Deszczyka. Liliowy normalnie nie lubił czułości, więc teraz miała okazję. Delikatnie przesunęła językiem za jego uchem, a on nim trzepnął, zupełnie tak, jakby coś poczuł. A Deszczyk… Żałowała, że nie miała z nim dobrego kontaktu. Oby przyszłe pokolenie medyków radziło sobie tak dobrze, jak obecne i wcześniejsze.
W legowisku lidera samotne spał Wróbel. Niezbyt spokojnie, bo jego kończyny drgały co chwilę, a bok unosił się ciężko, jakby barki przygniatał ciężar, jaki na niego spadł razem z funkcją lidera. Dotknęła go z troską ogonem. Ku jej zdziwieniu, po krótkiej chwili jego łapy uspokoiły się. Powodzenia, Wróbelku.
Wojownicy. Jej wzrok od razu powędrował w kierunku Żabiego Skoku. Przykucnęła obok niej, chcąc mocno wtulić się w jej bok. Przymknęła lekko powieki. Potem zerknęła na Leszczynka, spokojnie leżącego całkiem niedaleko.
– Zajmijcie się sobą, dobrze?
Następnie jej kroki powędrowały do Pierzastej Mordki. Jej ostatniej córeczki. Zamknęła oczy, schylając się i stykając się swoim czołem z tym jej. Nie zauważyła, kiedy zaczęła płakać.
– Poradzisz sobie beze mnie, prawda?
A młoda Cis spała w drugim kącie, pomiędzy innymi młodszymi wojownikami. Ma przed sobą jeszcze całe życie. Ciekawe, jak się potoczy?
Ostatnim przystankiem było legowisko medyków. Musiała się spieszyć, bo nie chciała narażać się na gniew Gwiezdnych zaraz na wejściu. Nie mogła długo zwlekać. Spojrzała czułym wzrokiem na Pokrzywka. Podeszła, dotknęła nosem jego nosa. On jeszcze nie skończył szkolenia, choć już jakiś czas się uczył. Jednak Miedź wiedziała, że sobie poradzi.
– Będziesz dobrym kotem – zamruczała.
W końcu wyszła na środek obozu. Ostatni raz odetchnęła świeżym powietrzem i ostatni raz rozejrzała się dookoła. Czysta trawa kołysała się delikatnie, nie zaburzona jeszcze gwarem codziennej rutyny. Na cały obóz właśnie zaczęły wylewać się pierwsze, leniwe promyki słońca. Niedługo wszyscy zaczną się budzić. Obóz ożyje.
Jej dom. Jej Klan. Spędziła z nim całe życie, a teraz musi się z nim rozstać. Wiedzieliście, że pożegnania są takie trudne?
Przy jej boku znów pojawiła się Turkawka. Choć Miedziana Iskra nie dostrzegła tego wcześniej, teraz widziała, że wyglądała naprawdę dostojnie.
– Musimy już iść.
Kiwnęła z bólem głową. Trzęsła się. Dawna medyczka liznęła ją za uchem.
– Naprawdę będzie dobrze. Chodź, opowiesz Cętce i Wilkowi, co robiłaś.
Miedź uśmiechnęła się słabo na tę myśl. Wciąż z lekkim wahaniem ruszyła w astralną podróż za Turkawim Skrzydłem.
Wstąpiła w niebiosa, a im wyżej się wznosiła, tym więcej znajomych, przyjaznych pysków widziała. Drobne łzy, ani szczęścia, ani smutku, zagościły w kącikach jej oczu. Strach ustąpił, zastąpiony przez ulgę. Tęskniła.
I będzie tęsknić za tymi na dole.

Do zobaczenia już w Klanie Gwiazdy, Miedź was kocha.

Od Miedzianej Iskry CD Potrójnego Kroku

 Mruknęła niezadowolona, wciąż topiąc nos między swoimi łapami, bezsilnie wyciągniętymi w przód. Położyła uszy, żeby powstrzymać się od łez.
– Źle – burknęła w odpowiedzi na słowa Trójki. A kto choć odrobinę znał Miedź, ten wiedział, że ta kocica naprawdę rzadko przyznaje, że coś jej dolega.
Jednak jej nie chodziło o żadne bóle stawów czy mięśni. Bolało ją serce. Kłuło, szarpało, wiło się, chcąc rozerwać się na kawałki. A może już było rozerwane? I teraz nie da się go naprawić. Rozsypało się na malutkie jak płatki śniegu kawałeczki.
Jej córeczka… Odeszła tak nagle, tak okropnie niespodziewanie. Nie mogła się do tego przygotować, zaskoczona przez los. Los przebił jej grzbiet ostrymi jak pazury cierniami, podchodząc po cichutku od tyłu. Jednak… czy w ogóle dało się przygotować na śmierć własnego dziecka?
Fasolka… Taka kochana, może trochę zagubiona w świecie medyków, ale przecież dobra. Nikt nie powinien odbierać jej życia tak szybko. Nigdy. Nikt nie powinien odbierać jej córki!
Wstrzymała oddech, przygryzając wargi. Już wiedziała, że nie powstrzyma dłużej tych łez. Schowała pysk w sierści na klatce piersiowej, łapą odsuwając przygotowane dla niej zioła. Najgorsze było to, że Potrójny Krok pewnie jej nie pocieszy, bo znienawidził Fasolkę za to, co zrobiła. Powinien nienawidzić też jej, za to, że jej nie przypilnowała… Nie przemówiła w porę do rozsądku.
Łzy zaczęły moczyć jej futro. Nie znosiła płakać. Czuła się żałośnie, więc żeby nie wzmacniać tego uczucia, powstrzymała wszystkie dźwięki, jakie mogłaby wydać, oraz jakikolwiek ruch, pozwalając tylko, aby słone strumyki z wolna płynęły po jej puszystych policzkach. Tak bardzo chciałaby się jeszcze choć raz przytulić do swojej małej Fasolki… Zamiast tego mogła jedynie przysunąć się do Igły. Do liliowego futra, tak podobnego do tego należącego do ich córeczki… To jego futro dzisiaj przemoknie łzami.
– Miedź, musisz coś jeść – zmartwiony głos ledwie dotarł do jej uszu. Nie chciała go słuchać.
Przecież wie, że musi. I te ziółka też musi. Bo bez nich nie dałaby sobie rady. Była słaba. Stara. Uciążliwa. Nic nie pozwalali jej już zrobić samej, tylko wszyscy jej usługiwali. Po co w ogóle trwała jeszcze w tym klanie? Dajcie jej w końcu odejść, tak, jak połowie jej bliskich. Cierpiała, za nie wiadomo czyje grzechy.
A jednak wciąż się o nią troszczyli. Nie pozwalali jej pogrążać się w rozpaczy i w bólach, przynajmniej na tyle, na ile mogli. Bo z niektórymi kwestiami musiała poradzić sobie sama. Jak z pogodzeniem się ze śmiercią kolejnej córki. Nie była jeszcze na to gotowa.
– Kocham was.
W końcu spojrzała ciężkim wzrokiem na te zioła i jedzenie. Przysunęła je i wzięła niechętnie pierwszy kęs, który ledwie się przepchnął przez jej zaciśnięte gardło. Może kolejne będą łatwiejsze.
Może kolejne dni też będą łatwiejsze.

<Trójeczko?>

Od Miedzianej Iskry CD Wróblowej Gwiazdy

 Nie lubiła, jak ktoś widział jej chwile słabości. Dla wszystkich zawsze powinna być tą radosną, uśmiechniętą Miedzią. Ale czasem nie potrafiła.
Zniżyła łeb jeszcze bardziej, tępo wpatrując się w twardą ziemię mysi krok przed swoimi dwubarwnymi łapami, jakby miała tym spowodować, że się pod nią zapadnie. Chciała ukryć jak najwięcej swoich niewygodnych, choć tak prawdziwych i bolesnych emocji.
Płacz nic nie da.
– Niedługo i mnie będziesz tu odwiedzał – zaśmiała się raz, krótko, słabo, wręcz niepokojąco, chociaż ani trochę nie było jej do śmiechu.
Przysunęła się jeszcze odrobinkę bliżej Wróbla i bez pytania się w niego wtuliła, zatapiając nos w gęstszej sierści na jego szyi.
Czy ona naprawdę wszystkich przeżyje?

***

Czerwony Kaszel. Znowu. I to wszystko przez jedno małe niedopatrzenie. Jednego niewyleczonego na czas kota.
Co prawda, chorych nie było jeszcze wielu, ale Miedź wiedziała, jak szybko może się to zmienić i jak się to może skończyć. To właśnie podczas epidemii czerwonego kaszlu straciła Burzowe Futro i… Turkawkę…
A ona dalej była zdrowa.
Dlaczego nie mogła po prostu się temu poddać? Dlaczego choroba nie mogła zmieść jej już z tego świata, kiedy Miedź męczyła się każdego dnia ze strachem, że następnego już się nie obudzi? Dlaczego była taka odporna? Przez uderzenie serca zatrzęsła się. Była zmęczona. Już wszystkim.
A tego wschodu słońca naszedł ją taki impuls, że teraz zaglądała do legowiska lidera.
– Wróbelku… Można? – zapytała cicho, wsuwając pyszczek głębiej do środka.
Wróblowa Gwiazda kiwnął szybko łbem, zdawać by się mogło, że był wręcz zaniepokojony jej wizytą. Był akurat sam. To dobrze, bo z jego siostrą Miedź niezbyt umiała się dogadać. Usiadła, jakby była u siebie, owijając ogon wokół łap. Kiedyś tak dużo spędzała tu czasu z Igłą, przesiadywała, spała z nim, że mogłaby przysiąc, iż jeszcze wyczuwała tu jego słaby zapach. Albo to było tylko marne złudzenie.
– Jak… Jak sobie radzisz? Wiesz, z klanem i… Tym wszystkim.
Skoro swoich problemów nie była w stanie się pozbyć, może powinna zająć się czyimiś.

<Wurbel?>

07 lipca 2021

Od Miedzianej Iskry CD Pokrzywowej Łapy

 Naprawdę kochała swoich wnuków, choć nie miała z nimi tak dobrego kontaktu, jak z resztą rodziny. Może to trochę przez to, że byli w trakcie szkolenia? Na pewno muszą poświęcać dużo czasu na treningi.
A tego dnia napotkała Pokrzywka przed legowiskiem starszych. Nie mogła się powstrzymać, aby zacząć uśmiechać się najcieplej jak umiała.
– Chciałam się trochę rozruszać, ale łażenie w kółko po obozie to nie to samo co prawdziwy spacer – westchnęła z delikatnym smutkiem.
Wszyscy ciągle jej mówili, że powinna siedzieć na dupie i się nie przemęczać. Ale kiedy to męczy ją jeszcze bardziej niż ruch! Chyba chcą, żeby zgniła z nudów, albo wrosła w te swoje wygniecione posłanie.
I w związku z tym przyszedł jej do głowy taki jeden fajny pomysł.
– A może ty byś się ze mną gdzieś przeszedł? Tak niezbyt daleko tylko… Może z tobą mnie puszczą – zaśmiała się – bo przecież wymienianie mchu nie zajmie ci całego dnia, prawda?
Chwila napiętej ciszy. Pokrzywowa Łapa się zastanawiał. W końcu pokiwał ochoczo głową.
– Dobra! Tylko skończę robotę i do babci przyjdę!
Miedź uśmiechnęła się jeszcze szerzej i przymknęła oczy w zadowoleniu.
– Ja w tym czasie przegadam Igłę.
I kocurek pognał żwawo, wrócić do swoich obowiązków. 
Płowa wsadziła łeb do legowiska. Igła leżał w kącie tak samo jak wtedy, kiedy go tam zostawiła. Podniósł na nią wzrok i kocica, widząc te iskierki w jego oczach, wiedziała, że ucieszył się na jej widok. Zamruczała głośno, podchodząc bliżej i ocierając się czule o jego kościsty policzek. Ulokowała się blisko niego, tak, że ich boki się stykały.
– Wyjdę dzisiaj na mały spacerze dobrze? – uśmiechnęła się niewinnie, jednak było to bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
– Chyba żartujesz. Jest naprawdę zimno, to niebezpieczne wychodzić w taką pogodę samej. Zwłaszcza w twoim wieku.
To słodkie, jak się troszczy.
– Chcesz mi powiedzieć, że jestem stara i mam tu sobie spróchnieć? No i przecież nie pójdę sama, tylko z Pokrzywkiem. On się mną zajmie w razie czego.
Iglasty Krzew westchnął ciężko i przewrócił oczami. Zawsze tak robił, kiedy się wahał. A jak już się wahał, to była od tego prosta droga, aby pointka postawiła na swoim.
– No Iiiigłaaaaa – jęknęła jak mały kociak i zaczęła lekko obijać się o niego.
– Jesteś taka uparta.
– A ty taki uległy – zachichotała, na co on wyraźnie się oburzył. Wcale nie był uległy! Miedź była wyjątkiem – wrócę cała, obiecuję.
I żeby jeszcze go udobruchać, zaczęła wylizywać mu policzek.

Zjawił się, jak obiecał. Mały, srebrny kocurek wślizgnął się do legowiska, uśmiechając się wesoło. A Miedziana Iskra jeszcze ostatni raz liznęła Igłę, wstała i prędko podeszła do młodego, od razu zmierzając do wyjścia, jakby w obawie, że jej partner jeszcze się rozmyśli. Że też uzyskanie pozwolenia na wyjście z obozu wymagało tyle wysiłku. Nie była znowu kociakiem, żeby trzeba było aż tak się o nią troszczyć!
Ah, nareszcie, wolność. Głęboko odetchnęła świeżym powietrzem. Zimny śnieg, jakiś taki czystszy poza obozem, może i niezbyt przyjemnie drażnił starą kocicę w jej delikatne poduszki łap, ale potrafiła się z tego cieszyć. Zabawnie chrupał pod każdym jej krokiem. Lodowaty wiatr tylko czasem grzebał między sierścią kotów, powodując dreszcze na ich ciałach. Same drzewa wyglądały, jakby i im było zimno i próbowały okryć się kocem ze śniegu. Może faktycznie było całkiem zimno…
– Dobrze, Pokrzywku, ja nie mam o czym gadać, bo całymi dniami siedzę tylko w tej starszyźnie, ale może ty mi coś opowiesz? Jak ci idzie na treningach? Masz kolegów w klanie? A może ktoś ci się naprzykrza? – zapytała z ciekawością i troską w głosie.

<Pokrzywku?>

04 lipca 2021

Od Miedzianej Iskry CD Pierzastej Mordki

 Ledwie powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem. Chociaż, te dwie kotki powinny mieć więcej szacunku do starszych. Obie...
– Oh, ojejku, nie wiem, chyba nigdy nie miałam problematycznego ucznia… – zamyśliła się – a już na pewno nie aż tak. Może… Próbowałaś po dobroci? Ignoruj zaczepki, stan się oazą spokoju, może w końcu się znudzi. Twoje unoszenie się na pewno tylko ją nakręca. A jeśli nic nie pomaga, to może porządna nauczka załatwi sprawę? – miauknęła pół serio.
– Wszystkiego już próbowałam! – jęknęła jej córeczka, ale ona wątpiła, że liliowa kiedykolwiek próbowała podejść do Płonącej Łapy na spokojnie.
Piórko, zrezygnowana i zirytowana, uniosła wzrok, jakby wołając o pomstę do nieba. Takiego pięknego i czystego tamtego dnia nieba. Miedziana Iskra zachichotała.
– Poradzisz sobie. Jesteś silną kocicą – puchaty ogon, w celu dodania otuchy, objął ją delikatnie.

***

– Piórko, Piórko!
Liliowy łebek obrócił się w stronę starszej kocicy. Wzrok błękitnych oczu stał się pytający, smukła sylwetka podeszła kilka kroków bliżej.
– Zjesz coś z mamą? – wymruczała Miedź, uśmiechając się naprawdę szeroko.
Pierzasta Mordka zachichotała z ulgą, jakby obawiając się, że rodzicielce mogło chodzić o coś poważniejszego. Nie trzeba było jej jednak dwa razy powtarzać, żeby za chwilę sięgała dwie piszczki ze stosu.
– Oczywiście!
Ułożyły się gdzieś na uboczu. Dzień był zdumiewająco… Ładny. I spokojny. Słońce ledwie wzeszło, większość klanowiczów jeszcze spała. Lekko pomarańczowe światło wlewało się do obozu, dając cudowny klimat wczesnego poranka. Zielona już trawa delikatnie kołysała się na znikomym wietrze. Świat dopiero budził się do życia.
Kotki, kończąc posiłek, przeszły do czułego dzielenia języków. Piórko ułożyła głowę na boku płowej, a ta nieprzerwanie wylizywała jej ucho.
Potrzebowała jak najwięcej takich chwil. Dopóki może, musi cieszyć się każdym uderzeniem serca spędzonym z… Ostatnią jej żywą córeczką. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy którejś z nich zabraknie. Zamrugała kilkukrotnie, aby powstrzymać łzy.
Oderwała się na chwilę od czyszczenia uszu liliowej pointki.
– Piórko… Myślisz, że jestem dobrą matką?

<Córeczko? Ten ostatni raz ;;>

29 czerwca 2021

Od Miedzianej Iskry CD Iglastego Krzewu

 Oh. Trzy, tak banalnie krótkie i z pozoru proste słowa uderzyły w nią z siłą morskiej fali rozbijającej się o skalisty brzeg. Przeszyły ją całą, na wylot, jakby ktoś nabił na nią trzy zaostrzone, niekończące się i nieuniknione gałęzie. Nie mogła od nich uciec w żaden sposób. Także się bała. Ciekawe, czy jeszcze bardziej od swojego kochanego partnera? Zawsze starała się nie myśleć o śmierci i unikać jej tematów, wykurzyć ją ze swojej głowy właśnie z tego jednego powodu. Z powodu strachu.
– Ja… Ja też – przyznała w końcu, piskliwie, spuszczając jakby ze skruchą głowę – Ale… W Klanie Gwiazdy powinno być... Miło, prawda? Zobacz, teraz ciągle narzekamy na bolące stawy i kości albo… Albo inne ważne lub nie pierdółki, a tam już nam nic nie będzie doskwierać. I… I spotkamy rodzinę i przyjaciół – i natychmiast duże, czyste łzy zebrały się w kącikach jej błękitnych, nagle jakichś takich przygaszonych oczu.
Pociągnęła nosem, dwa strumyki żałosnych, słonych łez zaczęły najpierw z wolna, później coraz szybciej płynąć jej po puchatych policzkach, a ona nie potrafiła już spokojnie wypuścić powietrza z płuc, tym samym coraz bardziej się zapowietrzając. Zupełnie jak wtedy, gdy bardzo usilnie próbujesz powstrzymać płacz. Skuliła się w przygnębiony kłębek futra.
– Nie chcę, boję się, tak strasznie się bo-boję. Nie jestem go… Goto-waaa…
Zatopiła swój nos w rzadkim futrze liliowego, coraz bardziej popadając w panikę. Proszę bardzo, przeorana już przez życie staruszka maże się jak kocię. Ciągle starała się uspokoić, zawstydzona i zażenowana swoim zachowaniem. Słowa, którymi jeszcze przed chwilą chciała uspokoić Igiełkę, nie pomagały jej samej. Jakby sama w nie wcale nie wierzyła. Miała być teraz oparciem dla swojego partnera, a okazało się, że musi być zupełnie na odwrót.
– B-bo… Klan… Klan Gwiazdy nas przyjmie, praw-prawda?
Jak śmiała wątpić?
Znowu pociągnęła smętnie swoim małym, dwukolorowym noskiem, łapczywie biorąc ciężki, urywany oddech.

<Igła, patrz, baba ci ryczy>

24 czerwca 2021

Od Miedzianej Iskry CD Żabiego Skoku

 W zaciszu sennego okrycia zupełnie nie była przygotowana na pojawienie się Żabki zaraz przed jej nosem, toteż mina starszej musiała wyglądać na co najmniej zdziwioną, a nawet lekko zaniepokojoną. Coś się stało, że przyszła o takiej porze? Ledwie świtało… Prośba o wyjście na zewnątrz tylko utwierdziła ją w podejrzeniu, że coś musiało być nie tak. Potrzebowała chwili, aby się dobudzić i móc myśleć odpowiednio do sytuacji.
Las tak wczesnym rankiem wyglądał całkiem czarująco. Delikatna, niska mgła sprawiała wrażenie, że po zazwyczaj twardej ziemi szło się jakoś tak lekko, choć powinno być raczej na odwrót. Zimne, różowe barwy nieba przebijały się między drzewami, jeszcze nie ustępując całkiem słońcu, jakby jeszcze nie chciały, żeby to ono zgarnęło dla siebie całą uwagę wszystkich kotów.
Po pewnym czasie marszu, który zdawać by się mógł zwykłym spacerem, dotarły do odpowiedniego, według Żabki, miejsca. Usiadły pod okazałym drzewem. Ah, jak cicho i spokojnie. Miedź postawiła baczniej uszy na słowa przyjaciółki. Oh, nie sądziła, że przyjdzie jej zostać doradcą w sprawach sercowych akurat w tej chwili. Z drugiej strony, już się bała, że chodzi o coś jeszcze poważniejszego i mniej przyjemnego, więc zawsze mogło być gorzej. Westchnęła, zamyślając się z rozmarzeniem, aby po chwili otworzyć pyszczek i wypuścić z niego parę ostrożnie dobranych, gładkich słów, delikatnym i uspokajającym tonem:
– A czy ty go kochasz? – nie dała jej jednak czasu na odpowiedź, ciągnąc dalej – dobrze jest głęboko zastanowić się nad swoimi uczuciami, bez ukrywania ani pomijania żadnego z nich, nie owijając w bawełnę. I nie powinnaś się ich bać, nawet negatywne uczucia to nic złego, każdy je odczuwa. Chociaż to te pozytywne są dużo bardziej skomplikowane i wymagają czasu, aby je zrozumieć. Pomyśl, co czułaś przy każdym waszym spotkaniu. A jak już się doszukasz czegoś w tym serduszku, to pędź powiedzieć Leszczynowej Bryzie, bo on pewnie sobie futro wyrywa ze stresu – zachichotała.
Zmieniła pozycję i zamiast siedzieć naprzeciwko Żabiego Skoku, usadowiła się zaraz obok niej, jednak nie za blisko, aby nie naruszyć jej przestrzeni osobistej. Otuliła ją delikatnie swoim puchatym, miękkim ogonem, starając się dodać jej otuchy. Długo trwały w milczeniu. Nie przeszkadzało to Miedzi, nie popędzała przyjaciółki, wiedziała, że potrzebuje czasu. Niech dostanie go tyle, ile tylko zapragnie.
— Ja... Chyba tak. Czuję się przy nim bezpiecznie i lubię jego towarzystwo. Zraniłam go swoim odejściem. Nie chciałam…
Pokiwała z wolna głową, dwukrotnie. Kolejna chwila ciszy.
— Ale co z Pszenicą?
Pointka zerknęła na chwilę młodszej w oczy.
– Oh, wiesz, miałam praktycznie ten sam problem, tylko od drugiej strony. Igła miał wcześniej Gęsie Pióro, bałam się, że wchodząc z nim w związek, zranię jej uczucia. Ale myślę, że i ona, i Pszenica chcą, aby ci, których kochali, żyli szczęśliwie.
Zmrużyła lekko oczy, unikając niesfornych promieni słońca, właśnie wynurzonych zza drzew.

<Żabko?>

04 czerwca 2021

Od Miedzianej Iskry CD Potrójnego Kroku

 Leżała leniwie u boku Iglastego Krzewu, miarowo uderzając puchatym ogonem o ziemię. Jak zwykle, nudziło jej się tu, w tym legowisku starszyzny. Wszystkie kąty zawsze k cały czas były takie same, nie działo się nic nowego, wszystko było monotonne. Westchnęła ciężko, starając się w tym jednym wdechu i wydechu wyrazić cały swój żal do tego świata. Jak to w ogóle brzmiało! Starszyzna? Jakby sama się do Klanu Gwiazdy pchała. Nie chciała się tam wybierać. Jeszcze nie. Nawet jeśli miała tam tyle kotów, których tutaj jej brakowało... Pokręciła zirytowana jasnym, dwukolorowym noskiem, poruszając zabawnie wąsami. Nie pozwoliła, aby jej mózg zaprzątnęły nieprzyjemne i smutne myśli.
Liznęła zaczepnie partnera po policzku. Spojrzał na nią pytającym, zmęczonym wzrokiem, uśmiechając się lekko. Miedź natychmiast odwzajemniła uśmiech, szczerząc się promiennie, od ucha do ucha.
I w tym momencie w progu zjawił się jej mały Trójeczka. No, dobrze, już dawno nie był mały i już dawno nie był żadnym Trójeczką, tylko dorosłym Potrójnym Krokiem. Ale jako kociak był taki kochany… A teraz stał przed nimi i pytał o stan zdrowia. Jeszcze kiedyś bywało na odwrót. Podsunął im pod łapy kilka świeżych, ładnie pachnących ziółek. Rozpoznawała je, pamiętała jeszcze, że jedne były na stawy, a drugie na… Samopoczucie? Tak, chyba tak. Zaraz z roślin przeniosła wzrok błękitnych oczu z powrotem na cętkowanego medyka. Co on powiedział? Nonsens! Przecież ona nigdy nie ściemniała!
– Ależ czuję się dobrze! – zamruczała.
– Zawsze tak mówisz.
No... Może i tak, bo… Bo zawsze tak było! No, prawie… Prawie zawsze!
Spuściła spojrzenie na swoje łapy. Zastanowiła się, czy na pewno zupełnie nic a nic jej nie dolega. Zerknęła na Igiełkę, szukając w jego oczach pomocy. Westchnęła.
– Może troszkę te bolące stawy jednak doskwierają… Wiem, że już nie będę tak giętka jak kiedyś, ale no…
Trójka kiwnął powoli głową, jakby z wdzięcznością, że Miedź tym razem nie upierała się bardzo długo, że wszystko jest w porządku. Sięgnęła niechętnie po zioła i zaczęła je z wolna przeżuwać.
– A u ciebie jak tam? Dużo kotów teraz choruje, masz co robić? – tylko odrobinę zmieniła temat.

<Trójko?>

03 maja 2021

Od Miedzianej Iskry CD Ciernistej Łapy (Ciernistej Zamieci)

 *Zalepiam staaarą sesję, bo mi brzydko stała*

– Oh, witaj, Ciernista Łapo! Chodź, zabiorę cię dziś na wycieczkę – zamruczała wesoło.
I udało się w głąb terenów, ku małej, ich pierwszej wspólnej, przygodzie.

***

Treningi to było coś, co zawsze poprawiało Miedzianej Iskrze humor. Zawsze miała na nie siłę i zawsze cieszyła się, że może podzielić się swoją wiedzą z kimś młodszym. Że kształtuje kolejne pokolenie. Cudownie było patrzeć, jak każda jednostka zupełnie inaczej się rozwija, na swój, unikalny sposób. Cierń na przykład był nieśmiały i nieco zamknięty w sobie. Miedź wiedziała, żeby nie naciskać na niego zbyt mocno i pozwolić mu się otworzyć w swoim tempie. Nie chciała też go przytłaczać swoim nadmiernym entuzjazmem i wybuchową ekscytacją. Ich lekcje były spokojne i przyjemne. 
I tak jak pokładała szczere nadzieje w tym kocurku, tak też chyba się spełniły, bo z nauką nie miał żadnego problemu i już niebawem mógł zostać pełnoprawnym wojownikiem. Była z niego niesamowicie dumna. Na jego ceremonii krzyczała "Ciernista Zamieć!" ile sił w płucach. Ledwie powstrzymała się od uronienia łez szczęścia. Kolejny jej mały uczniak dorósł. 
I gdyby wiedziała, że to był jej ostatni uczeń, którego mogła szkolić pod swoimi skrzydłami, to świętowałaby ten dzień jeszcze huczniej. Teraz musiała grzać dupsko w starszyźnie, wciąż utrzymując, że została tam zaciągnięta siłą. Nie przyjmowała do siebie wiadomości, że była stara! Gdyby jej pozwolili, pokazałaby wszystkim, że byłaby zdolna wyszkolić jeszcze jednego ucznia. A teraz? Poprzedni dawno nie żyją, a z Ciernistą Zamiecią straciła kontakt. Nie wątpiła, że czarny kocurek o niej wciąż pamięta, ale smutno jej było, że tak rzadko rozmawia ze swoją dawną mentorką. Jednak… Ten aspołeczny charakter to nie była przecież jego wina.

03 kwietnia 2021

Od Miedzianej Iskry CD Potrójnego Kroku

 Miło się patrzyło, jak jej kiedyś tak mały Trójeczka, tak zgrabnie uwijał się między pacjentami i tak sprawnie się nimi zajmował. Nawet ślepy by zauważył, że naprawdę wie, co robi i że robi to, co kocha. Zachichotała na wzmiankę o możliwej próbie ucieczki lidera, ale kiwnęła głową, gotowa spełnić rozkaz, w razie czego. A na kolejne jego słowa uśmiechnęła się bardzo szeroko.
– Oh tak, oczywiście, że się kochamy. Miłość nie więdnie jak stare kwiaty. Wiem, że ty tego nigdy nie zaznasz, ale to naprawdę wspaniałe uczucie.
Zamruczała cicho i krótko.
Noc w nie tak dobrze znanym sobie miejscu minęła dłużej niż zwykle. Na szczęście sam jej powrót do zdrowia trwał już krócej i w mgnieniu oka Miedziana Iskra już całkiem stanęła na nogi, w pełni sił, zdrowa jak ryba. Jak na staruszkę nawet nieźle fikała…

*jeszcze przed trójkowym strajkiem*

Zerwała się na równe nogi, co najmniej w takim tempie, jakby miała mrówki w legowisku.
– Nudzę się!
Tupnęła obydwiema łapami o podłoże, jak mały kociak. Igła przewrócił oczami zrezygnowany, już wiedząc, że w życiu jej nie przegada.
– Czy możesz usiąść spokojnie? Wiesz, że jak wrócisz, to będziesz jęczała, że wszystko cię boli – westchnął.
– Nie! Mam dzisiaj tyle energii, nie mogę tak bezczynnie siedzieć i suszyć się jak jakaś stara śliwka! Nie będę mu przecież przeszkadzaaać.
Stała nieugięta i wbijała dziarskie, dumne spojrzenie w te zmęczone, morskie oczy. Żadne z nich nie chciało odpuścić. Miedź podeszła kilka kroków, tak, że jej partner był na wyciągnięcie jej łapy. Nadal mierzyli się wzrokiem. Na pyszczek płowej kotki wpełzł szeroki, niby niewinny uśmiech. Zetknęła swój nos z tym dawnego lidera, przymykając lekko oczy i chichocząc lekko, beztrosko.
– Kocham cię!
I pognała żwawym truchtem do tego jakże utęsknionego, Potrójnego Kroku. Bo skoro już zgodził się na jej towarzystwo poprzedniego wschodu słońca, to jak mogła przepuścić taką okazję? Gdy tylko dostrzegła tą trójłapą sylwetkę, od razu rozpromieniała jeszcze bardziej.
– Cześć Trójeczko! To jak, chyba zabierzesz staruchę na zioła, tak jak wczoraj mówiłeś? 
Zaśmiała się perliście.


<Trójko?>

14 marca 2021

Od Miedzianej Iskry CD Wróblowego Serca (Wróblowej Gwiazdy)

 Ha! Wszyscy już zapomnieli o tej sesji, prawda?

Miedź, zaskoczona, skrzyżowała spojrzenie z tym Wróbelka. Przez kilka uderzeń serca stała w bezruchu, zastanawiając się, co takiego mogłaby zrobić, aby pomóc. Kątem oka zerknęła na Cętkę, z której wściekłość aż kipiała uszami. Wyglądała, jakby zaraz miała rzucić się na biednego Wiśnię, a chwilę potem na nich wszystkich, do czasu aż złość jej przejdzie. Miedź westchnęła. No nic…
– Cętko! 
Niezbyt zadowolone oczyska obróciły się w jej stronę. Westchnęła raz jeszcze, stawiając krok czy dwa do przodu. I razem z Wróblem rozpoczęli starania o złagodzenie sytuacji. Musieli uważać, co mówią, żeby jeszcze bardziej nie poddenerwować Cętkowanego Liścia. Kiedy jednemu brakło słów, drugi je uzupełniał. Nie wiedziała, czy to w jakimkolwiek stopniu pomogło, ale naprawdę się starała! Robili co mogli, przynajmniej starczyło czasu, aby Wiśnia ze Skowronek oddalili się w bezpieczne dla siebie miejsce. 

***

Starała się nie myśleć o tym, jak wiele tak ważnych w jej życiu kotów straciła. Starała się nie łamać, tylko żyć dalej, dopóki Gwiezdni jej pozwolą. Starała się też nie martwić nad wyraz tymi wszystkimi problemami, które ją otaczały. Tak więc trwała w takiej z pozoru szczęśliwej bańce, udając, że żadna przeciwność losu nie jest w stanie jej już przezwyciężyć. A jednak bywały takie dni, albo noce, które spędzała na ryczeniu w mech albo futro tych bliskich, którzy jeszcze z nią zostali. Ten dzień właśnie był jednym z takich.
Siedziała, ze zwieszonym łbem, co chwilę pociągając nosem i ocierając łapką, nieustannie cieknące z jej błękitnych oczu, łzy. Najpierw próbowała je powstrzymywać, lecz szybko się poddała, bo zauważyła, że to na nic. Czasem musiała dać upust emocjom. A nad czyim grobem szlochała tym razem? Nad tym Cętkowanego Liścia. Pod jej drżącymi łapami leżał marny, malutki kwiatuszek. Tylko takiego udało jej się znaleźć. 
Oh, a teraz usłyszała nawet czyjeś kroki. Po dłuższym skupieniu rozpoznała zapach Wróbelka. Wróblowej Gwiazdy. Odwróciła łeb w jego stronę i spojrzała na niego przeszklonymi, zaczerwienionymi ślipiami, ale się nie odezwała.


<Wróbelku?>

02 marca 2021

Od Miedzianej Iskry CD Iglastej Gwiazdy (Iglastego Krzewu)

 Zrezygnował z funkcji lidera? Ale że tak już, teraz? No, bez ukrywania, troszkę zaskoczyło to Miedzianą Iskrę, nie będzie kłamać. Troszkę bardzo. Jednak… Wiedziała, że prędzej czy później to nastąpi, bo widziała, w jakim jej kochany Igiełka jest stanie. Powinna teraz wspierać partnera, najmocniej jak się da. Wtuliła się w jego sierść na szyi, mrucząc głośno, kiedy polizał ją w futerko na policzku. Ich ciała leżały zetknięte bokami, dając sobie wzajemnie ciepło. 
– Dobra decyzja – wyszeptała jeszcze, spod zamkniętych już powiek.

***

Igła zadomowił się w starszyźnie, a Miedź poczuła się, jakby teraz to ona usługiwała babie w ciąży. A to stawy go bolą, a to głód mu doskwiera, a to spragniony. I oczywiście, robiła co mogła. Miłość tak działa, co nie? Sama upierała się jak najdłużej, żeby zostać z rangą wojownika. Nikomu nie chciała przyznać, że księżyce jej świetności już dawno minęły. Szybciej się męczyła, szybciej bolały ją mięśnie, a czasami nawet miała wrażenie, że wzrok jej szwankował. A ona i tak trwała przy swoim, utrzymując, że jest w stanie wykonywać obowiązki wojownika jak każdy inny. Stawiała sobie wymagania ponad własne siły. I była tylko jedna osoba, która byłaby w stanie skłonić ją do zmiany zdania.
– Ale ja nie chcę!
– Iskierko…
Fuknęła, tupiąc nóżką. Jak z dzieckiem…
– Wiesz, nie chcę ci sugerować, że nie dajesz sobie rady, bo jesteś wspaniała, ale… Nie dasz może sobie trochę odpocząć? Wystarczająco już zrobiłaś. Tyle księżyców poświęciłaś klanowi, że chyba mogłabyś spędzić starość w spokoju, nie nadwyrężając swoich sił?
Mówił powoli, ostrożnie dobierając słowa. Przerabiali ten temat już wiele razy. Miedź dotychczas była nieugięta, ale w końcu zaczynały pojawiać się u niej myśli, że może faktycznie powinna zwolnić? Ustąpić…? Westchnęła ciężko, a razem z wydechem jakby uleciała z niej ta determinacja.
– Niech ci będzie. Zgoda…
A może jednak wcale nie będzie tak strasznie? Faktycznie należy jej się odpoczynek.


<Igiełko? Pacz, starucha ci uległa>

31 stycznia 2021

Od Miedzianej Iskry CD Potrójnego Kroku

 Słuchała, jak Trójka zaczął jej się żalić. Miał rację, ona sama gdyby nie chęć ustatkowania i rodziny, od początku kierowałaby się drogą medyka. I w sprawie jej córki też miał rację. Oczywiście, że miłość jest ważna, ale… Przecież Fasolka powinna wiedzieć, że pisząc się na posadę medyka, będzie musiała przestrzegać zasad i zrzec się niektórych praw, jak miłość właśnie. I przecież tyle razy jej o tym mówiła… A co do Wróbelka, wierzyła, że Igła się nie pomylił i wybrał dobrze. Musiał być jakiś ku temu powód, bo nic nie dzieje się bez przyczyny.
– A ja myślę, że wszystko się ułoży. Zawsze się w końcu układa. Może Wróbelek nie będzie taki zły? Jeszcze będzie lepiej, mówię ci – miauknęła pewnym siebie tonem.

***

Miedziana Iskra już jakiś czas temu postanowiła odnowić dobre relacje z Trójką. Czasami przychodziła do niego tak po prostu, albo przynosząc jakiś ptasi posiłek czy oferując chociaż małą pomoc, bo przecież, dopóki Fasolka siedziała w kociarni, on był sam. I pewnie było mu tak dobrze, toteż Miedź nie przesadzała z tymi odwiedzinami. Tego dnia jednak miała się przydać przy zbieraniu ziół.
Był urokliwy poranek, jasne, różowawe niebo rozlewało przyjemną, ciepłą aurę dookoła. Pierwsze promyki słońca tańczyły pomiędzy drzewami, dając zjawiskowy pokaz świateł. Gdzieś w oddali świergoliły ptaki, jak to za Pory Nowych Liści. I wśród tego jakże urzekającego krajobrazu wędrowały dwa koty, prowadząc żywą rozmowę. Żadne z nich nie zauważyło, kiedy dotarli aż na obrzeża lasu.
– Ej, patrz, jakie ten bez ma dorodne liście! One łagodziły zwichnięcia, prawda? – zapytała zadowolona, że pamięć jeszcze jej nie zwodzi.
– Racja.
– Wejdę po nie! Te najładniejsze są wyżej.
I nie czekając na protesty Trójki, w kilku skokach dotarła do niewielkiego drzewka. Gałązki były giętkie, a liczne kwiaty pogarszały widoczność pomiędzy nimi, ale Miedź była nieustępliwa. W końcu tyle księżyców spędziła na najróżniejszych drzewach, że taki mały podrostek nie może stanowić wyzwania! Wyciągnęła szyję po te ładne listki i chwyciła je ostrożnie w zęby. Ale kiedy chciała się lepiej zaprzeć łapą, aby je oderwać, gałązka pod nią stała się nagle bardzo cienka… A upadek bolał niemiłosiernie. Czy nie było takiego powiedzenia, że koty zawsze spadają na cztery łapy?!
– Ajć! – syknęła, wypluwając z pyszczka liście bzu.
Trójka prędko podkicał do niej, zaniepokojony.
– Naprawdę aż tak niefortunnie musiałam spaść? Przecież te drzewko nawet nie było wysokie! – zaśmiała się – chyba coś nie tak mi się zrobiło z tym barkiem…
I znowu syknęła, kiedy próbowała nim poruszyć.
– Przynajmniej mamy liście!

<Trójko?>

13 stycznia 2021

Od Miedzianej Iskry CD Żabiego Skoku

 Siedziała, z długim, puchatym ogonem starannie owiniętym wokół zgrabnych, jasnych łapek, spokojnie i powoli spożywając niewielki posiłek, który chwilę temu chwyciła z klanowego stosu ze zwierzyną. Dostrzegając Żabkę, zmierzającą w jej kierunku, niemalże natychmiast uśmiechnęła się od ucha do ucha. Zrobiła jej trochę miejsca, żeby ta swobodnie mogła usiąść obok niej.
– No, cześć Żabko! Jak tam u ciebie? 
I tak zaczęła się zwyczajna, niczym nie wyróżniającą się od innych codziennych pogawędek, acz i tak miła i rozluźniająca rozmowa. Było nieco zimno, a lekki, chłodny wiatr co chwila niezbyt przyjemnie targał kocicom futerka, ale Miedzi w ogóle to nie przeszkadzało, dopóki miała przy sobie kochaną Żabkę.

***

Podobno czas leczy rany, bo tak przecież mówią. Ale to nieprawda. Miedź nie była w stanie sobie wyobrazić, ile czasu byłoby potrzeba, żeby pogodzić się z tak wielką stratą, jaką była strata własnego dziecka. Owszem, z innymi, pozostałymi ranami po licznych utratach bliskich już nauczyła się żyć, ale nie z taką. Na tak ogromną szramę na jej delikatnym serduszku nie była gotowa. 
Siedziała z opuszczonymi uszami i zwieszonym łbem, przygaszonym wzrokiem wpatrując się w już dawno uklepaną kupkę ziemi przed jej łapami. Pierwsze wykiełkowane kwiatki, które znalazła, wylądowały tego dnia właśnie tutaj. W błękitnych oczach zebrały się łzy. Otarła je szybko, kiedy usłyszała za sobą kroki. Obróciła uszy w tamtym kierunku, ale nie odwróciła się. 
– Oh, Żabko, to ty – westchnęła – szukałaś mnie?
W końcu jednak wstała i skierowała się w jej stronę, mocno wtulając się w jej sierść na szyi.


<Żabko? Wybacz, że tyle musiałaś czekać na takiego gniota>

Od Miedzianej Iskry CD Leszczynowej Bryzy (Leszcza)

 Ta sesja tak wisiała w przestrzeni i pewnie już nikt prócz mnie o niej nie pamięta ale pomyślałam że jakoś zgrabnie ją zakończę i ten… Enjoy!



Zaśmiała się perliście, lekko i beztrosko, jednak kładąc łapę na grzbiecie kocurka i ściskając go delikatnie, aby mógł wiedzieć, że z nią tu nie spadnie.
– Hej hej, nie bój się – miauknęła cicho, uspokajającym tonem – nie pozwolę ci spaść – dodała.
Jednak ten dalej wciskał nos w jej jasne, miękkie futerko na szyi. Uśmiechnęła się znowu.
– No spójrz tylko, jak tu pięknie – zapewniła, szepcząc wprost do jego wrażliwego ucha.
Wciąż widać było, że rudzielec był nieprzekonany, ale ostatecznie, niezwykle powoli i ostrożnie, oderwał łeb od sierści wojowniczki i rzucił szybkie, przelotne spojrzenie na krajobraz przed nimi. Przełknął gulę w gardle i po kilku uderzeniach serca spojrzał jeszcze raz, tym razem na nieco dłużej. Miedź widziała, jak zaświeciły mu oczy.
– Widzisz? – mruknęła, nadal z uśmiechem – całkiem ładnie, prawda?
Zachodząca już ognista kula słońca chowała się powoli za drzewami, dając im wygląd czarnych, sterczących kikutów, ich sylwetki malowały się niewyraźnie, przez wpadające pomiędzy nie ostatnie słoneczne promienie. Tło temu dawało prawie bezchmurne niebo, z niezwykłymi, mieszającymi się między sobą kolorami, w których można było znaleźć odcienie pomarańczu, różu a nawet fioletu. Delikatna, wieczorna bryza otuliła delikatnie kocie pyszczki, szeleszcząc też gałęziami poniżej. 
Leszczynek kiwnął lekko głową, zgadzając się z Miedzią.

***

Brakowało jej Leszczynka. Wspominała tamtą chwilę, siedząc, o ironio, prawdopodobnie na tym samym drzewie, co wtedy. Ile to już minęło? Przestała liczyć. Nie miała do tego głowy, bo mimo upływu czasu, ona i tak nigdy go nie zapomni. Miała nadzieję, że kocurek jeszcze żyje i ma się dobrze, gdziekolwiek w tej chwili się znajdował. Westchnęła, patrząc daleko, jakby starała się dojrzeć nawet to, co za horyzontem. Pojedyncza łza spłynęła po jej pyszczku. 
Leszczynku, Miedź o tobie pamięta!

28 grudnia 2020

Od Miedzianej Iskry CD Potrójnego Kroku

 *kiedy wszyscy już zapomnieli o tej sesji…*

– Oh, to ci ciekawe… – podsumowała krótkim westchnieniem, przyglądając się uważnie tej "magicznej" substancji – to w takim razie nie przeszkadzam, powodzenia i do zobaczenia!
Pomachała wesoło swoim długim, puszystym ogonem i pokicała na trzech łapach w stronę legowiska wojowników, na zasłużony, upragniony odpoczynek.

*wziuuuum do teraźniejszości*

Zniżyła się na łapach. Mysz była już blisko, a ten malutki zastrzyk adrenaliny, który zawsze towarzyszył Miedzi w polowaniu, tym razem też był obecny. Oblizała niecierpliwie pyszczek, kiedy musiała odczekać kolejne kilka krótkich uderzeń serca. I… Teraz! Wybiła się jak najmocniej z tylnych łap, z zamiarem wylądowania na zdobyczy. Oj, ale nie tym razem. Coś nagle, nieprzyjemnie strzeliło jej w kościach. Zdezorientowana i nieprzygotowana na taki obrót spraw, upadła z cichym łomotem na ośnieżoną ziemię, stękając głucho. Zaalarmowany gryzoń, uciekł w popłochu gdzie pieprz rośnie. Jeszcze przed mrugnięciem oka tak bliski śmierci…
Podniosła się powoli, ostrożnie, a następnie otrzepała się szybko. Chyba się przeliczyła. Zapomniała, że już nie była tak młoda i sprawna jak kiedyś. A właściwie, w ogóle nie przyjmowała tego do wiadomości. Przecież wcale nie była jakąś tam znowu staruchą! Mruknęła niezadowolona pod nosem i pokręciła głową. Na ten dzień już chyba sobie odpuści. Ruszyła powolnym, obolałym krokiem po jedną ładną, zadbaną ptaszynę, tą jedną, którą udało jej się wcześniej upolować. Gdy dotarła na miejsce, odgarnęła łapą świeżo uklepany śnieg i chwyciła zdobycz w bialutkie zęby, aby zabrać ją do obozu, na stos. Dobry humor wrócił jej niebawem i już żwawszym krokiem podreptała tam, gdzie leżało obozowisko klanu. 
Naprawdę była już tak stara, że nie potrafiła upolować nawet myszki?
Krocząc już na ostatniej prostej do stosu ze zwierzyną, napotkała zaraz przy nim liliowego kocura. Potrójny Krok, ścisłej mówiąc. Uśmiechnęła się szeroko, wcześniej odkładając upolowanego ptaka na szczyt niewielkiego stosu piszczek.
– Cześć, Trójko, jak tam się powodzi? Oh, dawno nie rozmawialiśmy, czyż nie? – promienny uśmiech nie schodził jej z pyszczka.

<Trójko? Aż wstyd, tyle to minęło>

28 listopada 2020

Od Miedzianej Iskry CD Iglastej Gwiazdy

 Przymknęła lekko oczy, kiedy Igła przejechał swoim szorstkim językiem po jej futrze. Mruczała głośno, jak traktor Tom, a po jej ciele raz po raz przechodziło przyjemne uczucie. Kiedy jej partner przerwał na chwilę, zerknęła mu w oczy, myśląc, jak bardzo go kocha. Liliowy patrzył na nią z góry, pytająco. Ona posłała mu znaczące spojrzenie, zgadzając się na wszystko. Oddała się w objęcia lidera. A później, może troszkę ich poniosło…

***

Miedziana Iskra postanowiła, że na tamten dzień to nie będzie koniec wrażeń. Cała w świetnym humorze, przeprosiła Igłę na chwileczkę i poprosiła żeby tu na nią poczekał, a sama pokicała w stronę legowiska uczniów. Szybko odnalazła Ciernistą Łapę i powiedziała mu, że dzisiaj ma wolne. Chyba się ucieszył, zważając na ostatnie dosyć męczące treningi. Miedź uśmiechnęła się ciepło i pognała z powrotem do swojego lidera. Im też przyda się dzień przerwy. Wstąpiła tym samym, żwawym krokiem przez próg liderowego lokum.
– Igiełko, chodźmy się gdzieś przejść – zamruczała wesoło.
Kocur popatrzył na nią tymi swoimi pięknymi, morskimi ślipiami, nieco rozbawiony.
– A nasze obowiązki? Co z Ciernistą Łapą, twoim uczniem? I co z moimi sprawami? – uniósł jedną brew.
Jednak ona widziała, że ten tak naprawdę chce iść. Tak tylko się zgrywał. Podeszła do niego, ocierając się pyskiem o jego policzek. Zamruczał głośno.
– Nie przejmuj się. Jeden dzień odpoczynku nam nie zaszkodzi. No chooodź! – zaczęła nalegać niczym małe, niewinne kocię. 
– Zgoda.
Szczęśliwa koteczka wręcz pisnęła radośnie, a potem polizała czule swojego partnera po liliowej sierści na policzku. 


<Igła?>

27 października 2020

Od Miedzianej Iskry CD Iglastej Gwiazdy

 Słysząc histeryczny krzyk przeszywający uszy chyba wszystkich w obozie i jego poblizu, od razu wiedziała, że należy do jej kochanego Igiełki. Chciała pędzić do niego, ale wiedziała dobrze, czuła, że on chce być teraz sam. Jednak czy było to dobre przeczucie? Jeśli teraz do niego nie pobiegnie, będzie miała wyrzuty sumienia. Co miała robić? Desperacko zaczęła przebierać przednimi łapami w miejscu. Jęknęła przeciągle, w akcie nienawiści do swojego niezdecydowania w tej chwili. Podeszła do wejścia do legowiska medyków i tam zaczęła nerwowo dreptać w kółko. Wejść czy nie wejść? 
Na szczęście jej bijatyka myśli została przerwana przez samego Igłę. Wyszedł chwiejnym krokiem z legowiska, a gdy tylko ją zobaczył, rzucił się jej w ramiona, niemalże od razu mocząc jej jasne futro toną gorzkich, przepełnionych żalem i smutkiem, przezroczystych łez. Odwzajemniła uścisk, a jej oczy również zaczynały napełniać się słoną cieczą. Musiała być dla partnera teraz wsparciem, jednak nie mogła już dłużej trzymać w sobie tych wszystkich emocji. Musiała go podnieść na duchu, jednak nie umiała. Poddała się, rozklejając się na dobre.

***

Wybudziła się z lekkiego snu, przeciągnęła się, ziewając beztrosko. Na chwilę obecną zapomniała o całym złu tego świata i o wszystkich zmartwieniach. Powiedziała sobie, że dziś będzie dobry dzień, i takim ten dzień zamierzała uczynić. A do szczęścia potrzebowała teraz jednego. Pewnego liliowego kocura. Wstała z posłania i wyłoniła się z legowiska wojowników. Z zadowoleniem stwierdziła, że miała jeszcze trochę czasu, zanim weźmie Cierniową Łapę na trening. Pokicała żwawo w stronę legowiska lidera. Zajrzała tam nieśmiało, jakby wciąż była niesfornym uczniem objawiającym się konsekwencji spotkania z liderem. Zachichotała cichutko na tę myśl. 
Igła otworzył nieznacznie oczy, zauważając poruszenie w wejściu.
– Miłoości potrzebuję – Miedź wyszczerzyła białe ząbki w szerokim uśmiechu.


<Igiełko?>

25 września 2020

Od Miedzianej Iskry CD Żabiego Skoku

Szarpała się niemiłosiernie, rzucając niczym ryba dopiero co wyjęta z wody. Chciała się wyrwać i biec pomóc Igle. Do tego czasu nie wiedziała, gdzie go przetrzymywali, a teraz, kiedy znowu może go zobaczyć, nie pozwalali jej nawet na jeden krok więcej się do niego zbliżyć. Krzyczała. Krzyczała za nim, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Chociaż właściwie nawet jej własny głos w jej głowie rozchodził się gdzieś obok, jakby jej nie dotycząc.
Ktoś zdzielił ją mocno po pysku, sycząc, aby się uspokoiła.
– NIECH WSZYSCY PATRZĄ! – tylko te słowa Stwórcy dostały się do jej świadomości.
Czarny kocur złapał pointa za kark, brutalnie oznajmując, co zaraz nastąpi.
Nie… Ona nie mogła patrzeć. Ból jej bliskich dawał się we znaki znacznie bardziej niż jej własny. Odwróciła wzrok.


*Igłę wypuścili z więzienia*


Tak… Tak strasznie tęskniła. Te kilka… czy kilkanaście? Księżyców, wschodów słońca, godzin, nie wiedziała ile, ale usychała z przerażenia cały ten czas. Bała się, że Igiełka nie wyjdzie z tego żywy. Z resztą, teraz to wcale nie było takie ważne. Ważne było to, że znowu widzi swój największy skarb pod słońcem. Wtuliła się w liliowe futro najmocniej jak potrafiła, wylewając wszystkie złe emocje, które wcześniej kłębiły się tonami w jej wrażliwej głowie. Było ich tak dużo, że wręcz odeszła od zmysłów.
Już… Już wiedziała dlaczego.
Dotarło do niej, jak bardzo potrzebuje swojej rodziny i przyjaciół. Poprawka – jak oni potrzebują jej. Zrozumiała, że ktoś musi ich wszystkich wspierać psychicznie. A kto jak nie Miedź codziennie łaził z uśmiechem na mordce, dodając sił witalnych każdemu napotkanemu członkowi klanu? Kto był wsparciem w trudnych chwilach? Kto zawsze potrafił wysłuchać, aby potem doradzić najlepiej, jak tylko to było możliwe? No Miedź. Podobno była silna. Wiele kotów mogło jej tego zazdrościć. Ale czy na pewno taka była? Tak, chyba tak. Co prawda miała chwile załamania, jak teraz, ale przecież miała po co żyć. Dla nich. Nie dla siebie, dla nich. I postara się wypełniać swój obowiązek aż do końca swoich dni. Postara się być silna, jak to mówili.
Podniosła głowę znad liliowego futra i posłała Igle pokrzepiające spojrzenie.
Dadzą sobie radę.

***

Siedziała na widoku, rozmyślając. Zastanawiała się, co się stało z Wilczakami którzy postanowili uciec. Z Potrójnym Krokiem i Leszczynową Bryzą. Martwiła się o nich. Czy żyli? Są cali? A może już dawno martwi? Tej ostatniej myśli starała się nie dopuścić do siebie za wszelką cenę. Nagle ktoś pojawił się u jej boku. Drgnęła niespokojnie.
– Trzymasz się jakoś? – cichy szept dobiegł do jej wrażliwych uszu.
Kiedy rozpoznała w osobniku Żabkę, od razu się rozluźniła. Zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią.
– Tak… Już tak. Już jest troszkę lepiej – miała tu na myśli też swoją własną psychikę.
Żabi Skok obejrzała się nerwowo na lewo i prawo.
– M-może znajdziemy jakieś bezpieczniejsze miejsce na rozmowę?
– Jasne – odmiauknęła cicho Miedź, od razu wstając.
Schowały się w legowisku.
– Myślę, że damy radę się z tego wydostać. Musimy być silni – rzekła płowa, wpatrując się gdzieś w dalszy, bliżej nieokreślony punkt.


<Żabko?>

Od Miedzianej Iskry CD Fasolkowej Łapy

Siedziała przygarbiona, wpatrując się bezradnie, jak jej córeczka sama uwija się wokół rannych, przynajmniej na tyle, na ile jej pozwolili. Tak bardzo chciała jej pomóc, tak bardzo chciała się na coś przydać. Przecież znała większość potrzebnych do tego ziół. Przecież jej mała Fasolka sobie nie poradzi! Psychicznie, fizycznie, bez różnicy. Chciała jej pomóc, ale jej również nie pozwolili. Siedziała więc bezczynnie, pustym wzrokiem błądząc za liliowym futrem. Nadal trwała w dziwnym amoku, nie do końca dopuszczając do siebie rzeczywistość. Z boku mogło to wyglądać jakby po prostu się załamała. Przestała się odzywać niepotrzebnie, a jeśli już, to tylko zdawkowo, monosylabami. Spojrzenia nie umiała skupić na czymkolwiek, oczy miała puste niczym ślepy. Często drżała, z łbem zwieszonym ku ziemi. Ale płakała chyba najwięcej.
Teraz także.
Nie mogła patrzeć na cierpienie partnera, córki, kogokolwiek. Ale i tak patrzyła. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim zrozumiała, że Fasolka musiała amputować nogę liliowemu. A teraz przyglądała się, jak jej córeczka szarpie się, bo chciała pomóc bardziej swojemu tacie. Chyba…? Przed oczami malował jej się niewyraźny obraz walki, ale miała wrażenie, że jej to nie dotyczyło. Jakby już była Gwiezdnym, nie przejmującym się życiem na ziemi.
A jednak do niej podbiegła. Nie… Nie mogła tak zostawić swojej córeczki.
– Kochanie… – wyszeptała drżącym głosem.
Koteczka na te słowa tylko skuliła się mocniej, chowając załzawiony i poraniony pyszczek.
– Kochanie… – jęknęła znowu, bardziej przeraźliwie.
Na chwilę jej wzrok wyostrzył się w pełni, tak jak powinien przez cały ten czas. Jej kochana córeczka… Jak do tego dopuścili? Dlaczego już drugi raz w jej życiu Klan Wilka został tak poniżony? Zniewolony…
Chciała krzyczeć, ale nie mogła. Nie mogła narazić siebie i liliowej na kolejne niebezpieczeństwo. Po prostu schowała mokry od łez łeb w futrze uczennicy medyka, oddając jej najczulszy uścisk na jaki było ją stać.
Dlaczego… Dlaczego jej nic nie jest?! Dlaczego Gwiezdni oszczędzili akurat ją, a nie kogoś innego? Przecież była do niczego… Zwłaszcza teraz, kiedy potrafiła tylko płakać. Nie miała wielu ran fizycznych, a jednak była zupełnie pozbawiona sił.
Słaba.


<Fasolko?>