BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gronostajowa Bryza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gronostajowa Bryza. Pokaż wszystkie posty

05 listopada 2024

Od Gronostajowej Bryzy

Świszczący oddech kotki wyraźnie dało się słyszeć spod zarośli, w których starsza ucięła sobie drzemkę. Jej bok rytmicznie, chociaż było widać, że robił to z trudem, podnosił się i opadał. Posiwiałe, twarde i kruche wąsy delikatnie drgnęły, kiedy jeden z wojowników w obozie odezwał się głośniej, ale szylkretowa kotka nie obudziła się. Dopiero po chwili, kiedy coraz to mocniejszy chłód wkradł się do jej kryjówki, leniwie otworzyła oczy i ziewając cicho, zaczęła obserwować koty znajdujące się na polanie. Jeden z wieczornych patroli właśnie wrócił do obozu i jego prowadzący podszedł do Piaszczystej Zamieci, aby zdać mu raport. Grupka młodych wojowników rozmawiała przy stercie zdobyczy, od czasu do czasu głośno się śmiejąc, podczas gdy ci starsi ze spokojem czyścili swoje futra w różnych miejscach na polanie. Kilku uczniów wypróbowywało na sobie techniki bitewne, których pewnie niedawno się nauczyli.
Gronostajowa Bryza strzepnęła uchem, z lekkim uczuciem żalu patrząc na ten energiczny wieczór w jej klanie. Dawno nie czuła się na tyle młodo, żeby chociaż podskoczyć lub przeprowadzić z kimś innym ekscytującą rozmowę. Teraz w ogóle za dużo nie mówiła. Nawet nie marudziła, na to, że chce jej się pić lub jeść i ma kleszcze w futrze.
Prawda była taka, że ostatnio w ogóle nie była głodna lub spragniona i to, że od razu zaspokajała swoje potrzeby, po prostu… Jakby nic nie czuła. Jedyne, czego teraz potrzebowała do szczęścia, to dobre miejsce do spania oraz odrobina ciszy i spokoju. Chociaż nie pamiętała, kiedy ostatnio była szczęśliwa. Jakby zapomniała, czym jest prawdziwa radość. Czuła jedynie na przemian zmęczenie lub spokój.
I to w tym wszystkim było dziwne, że nawet się nie nudziła. Nie chciała nic robić. Po prostu, żeby zostawiono ją w spokoju. Przesypiała całe dnie, ponieważ to poza legowiskiem lepiej jej się drzemało. Kiedy leżała obok innych, było nieprzyjemnie ciasno, słyszała oddechy innych kotów i to sprawiało, że robiła się jeszcze bardziej zmęczona. Niestety nie pozwalano jej po wschodzie księżyca zostawać na zewnątrz. Mówili, że w ten sposób łatwo nabawi się choroby.
Rozmyślania kotki przerwała Norniczy Ślad, która podeszła do szylkretki, przyjaźnie machając ogonem i strzygąc uszami. Gronostajowa Bryza kiedyś ją lubiła. Teraz wszystkie relacje z innymi kotami stały się dla niej nieważne. Nie interesowali ją w ogóle inni. Każdy kot zdawał się być dla niej taki sam. Z nikim się nie zadawała. Nie było jej to przecież w ogóle potrzebne, a teraz wypowiedzenie jednego słowa sprawiało jej trud.
— Cześć. Wszystko w porządku? Sama tutaj leżysz od wschodu słońca… — miauknęła młoda wojowniczka.
Szylkretowa kotka nie odpowiedziała. Po co miała się męczyć? Co prawda, nic dzisiaj nie mówiła, ale też nie widziała takiej potrzeby, zwłaszcza że Norniczy Ślad nie chciała od niej niczego konkretnego. Zachowywała się, jakby po prostu przyszła pogawędzić.
Nastała chwila ciszy, po czym wojowniczka znowu się odezwała.
— Jadłaś dzisiaj coś? — spytała przyjaźnie.
Eh, jedzenie. Na samą myśl o odgryzaniu kawałków mięsa od zdobyczy i następnie mozolnym przeżuwaniu ich, starszej chciało się wymiotować. Przecież nie miała na to siły! Fakt, nie jadła od wczorajszego szczytowania słońca, ale nie czuła głodu.
— Nie. — odezwała się w końcu ochrypłym głosem.
— Przyniosę ci ryjówkę. — zaoferowała Norniczy Ślad. — Wiem, że je lubisz.
Naprawdę? To była jej ulubiona zdobycz? Jakoś tego nie pamiętała… Ostatnio miała wrażenie, że inni wiedzą o niej więcej niż ona sama.
— Nie. — zaprotestowała ponownie. — Nie… chcę. — powiedziała, po czym poczuła ostry, piekący ból w gardle.
— Musisz jeść! — zaprotestowała wojowniczka.
Następnie odeszła, już robiąc Gronostajowej Bryzie nadzieję, że będzie mogła wrócić do spokojnego odpoczynku, jednak po chwili wróciła, z ociekającym wodą mchem i dużą ryjówką.
Starsza skrzywiła się, jednak nie miała siły na kłótnię, zwłaszcza że wiedziała, iż jej nie wygra. Więc z trudem zmieniła pozycję, tak aby leżeć na brzuchu. Drżące z wysiłku łapy wsunęła pod ciało. Nachyliła się i najpierw wzięła kilka łyków na szczęście ani ciepłej, ani zimnej, lecz właśnie w sam raz wody. Potem małymi gryzkami powoli zjadła mniej więcej ćwierć ryjówki, lecz potem jej łapy nie wytrzymały spoczywającego na nich ciężaru, więc niezbyt zgrabnie przetoczyła się na bok, dysząc ciężko.
Zauważyła, że przez to przyciągnęła na siebie sporo zaciekawionych, lub zmartwionych spojrzeń, jednak nie przejmowała się tym i leżała w bezruchu, starając się oddychać równo i spokojnie.
— Nic ci się nie stało? — spytała Norniczy Ślad, ale nie doczekała się odpowiedzi, a więc kontynuowała — Może przeżuję najpierw tę ryjówkę, aby łatwiej było ci ją zjeść. Tak jak małym kociętom się robi. — Gronostajowa Bryza usłyszała też, jak wojowniczka mamrocze pod nosem — Muszę poprosić Pajęczą Lilię, aby miała cię na oku…

22 października 2024

Od Gronostajowej Bryzy CD. Jeleniego Puchu

*Za czasów panowania Róży*

Pomyślała, że przyniesie Jeleniemu Puchowi coś do jedzenia, no i wybrała królika, nie przejmując się bardzo tym, że przywódczyni mogłaby nie być z tego powodu zadowolona. Od kiedy była starsza, zrobiła się bardziej niedbała, marudna i zachowywała się, jakby była bardziej niezależna. Próbowała przed sobą samą ukrywać to, że w rzeczywistości przy takim wieku nie poradziłaby sobie sama. Nie cierpiała tego, że ktoś inny musiał ją karmić. Między innymi dlatego skończyła się jej cierpliwość do innych kotów. Często z jej pyska wyrywało się coś ostrego, czego potem w sumie jakoś bardzo nie żałowała. Jak ktoś był irytujący, to dostawał za swoje i tyle.
Jednak Jeleni Puch wzbudzał w niej nieco inne emocje. Bardziej jakby współczucie. Wiedziała, że miał trudną przeszłość i jego psychika została skrzywdzona. Lubiła z nim rozmawiać. Wiedziała, że dla niego każdy czas spędzony z innym, przyjaźnie nastawionym kotem mógł pomóc. Starała się go zrozumieć. Chciała, żeby było mu lepiej. A skoro lubił króliki, to dlaczego nie mógł ich od czasu do czasu jeść?
Oczy kocura zabłyszczały, kiedy zobaczył, że starsza przyniosła mu królika.  
– Nie jadłem, dziękuję! – zawołał, wywołując uśmiech na pysku Gronostaj.
Zrzuciła mu zdobycz, zauważając, że zachował się niezwykle grzecznie tą spokojną, zrozumiałą odpowiedzią, no i w dodatku podziękował. Widziała, że jest już z nim o wiele lepiej, niż wtedy jak trafił do klanu. Potrafił się opanować, nawet jeśli chodziło o króliki. Co prawda pożarł zdobycz dosyć żarłocznie, ale jak na niego no to… nie było źle!
– Jak tam na górze? – spytał po chwili rudy. – Czy Łóżana Przełęcz ładzi sobie jako lidełka? Klan ją lubi? – zapytał.
Gronostajowa Bryza ze smutkiem uświadomiła sobie, że po pierwsze kocurowi musiało się strasznie nudzić w tej dziurze, w końcu nie miał tu nic do roboty, a na powierzchnię wypuszczano go tylko czasami, poza tym tam chyba też nie było mu dobrze. No i po drugie był strasznie odizolowany od innych członków klanu! Nie wiedział, co się dzieje. Musiało mu być trudno.
Zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią.
– Dobrze. – miauknęła w końcu. – Na pewno jest jej trudno, no bo jak jest się przywódcą, to ma się dużo obowiązków na głowie… Ale świetnie sobie radzi. Jest szanowana i lubiana, o to się nie musisz martwić. – uśmiechnęła się optymistycznie.

*Tuż po przeprowadzce Jeleniego Puchu*

Podeszła do rudego kocura, który nieśmiało wychylał głowę ze swojego, nowego legowiska. Wyglądał na dosyć roztrzęsionego, dlatego zdecydowała się z nim porozmawiać. Zatrzymała się, kiedy znalazła się już dostatecznie blisko.
– I jak się czujesz, mieszkając w obozie, tak jak inni? – spytała przyjacielsko, machając delikatnie ogonem i przekrzywiając głowę.

<Jeleni Puchu?>

21 sierpnia 2024

Od Gronostajowej Bryzy do Obserwującej Gwiazdy

Gronostajowa Bryza leżała przy wejściu do legowiska starszych, zadowolona ze sprzyjającej pogody. Ciepły wiatr mocno uderzał w jej ciało, sprawiając, że futro szylkretki się podniosło i wyglądało jak najeżone. Po drobnym deszczu, mającym miejsce w poprzedniej nocy, w powietrzu unosił się drobny ślad wilgoci, nieco ułatwiający oddychanie kotce.
Z miejsca, w którym leżała, dobrze widziała resztę obozu, a więc wszystko obserwowała. Parę kotów czyściło swoje futra. Inne dzieliły się językami, natomiast grupka przy legowisku wojowników po prostu rozmawiała. Starsza zauważyła patrol myśliwski wracający do obozu z pyskami pełnymi zdobyczy. Chwilę potem podmuchy wiatru przywiały do jej nosa smakowity zapach kaczki. Chętnie by coś zjadła, jednak… Nie bardzo chciało jej się wstawać.
Chwilę potem przed nią przeszła czarna tortie kotka o zadbanym futrze. Na jej ciele było widać parę dużych blizn. Skinęła głową starszej na przywitanie.
- Witaj, Gronostajowa Bryzo. Jak ci mija dzień? - spytała, na chwilę się zatrzymując.
Czekoladowa szybko się podniosła i z szacunkiem skłoniła przed przywódczynią głowę, zastanawiając się, czemu ktoś taki jak ona nie pędzi od razu do obowiązków, tylko marnuje czas na rozmowy ze starszyzną. Przynajmniej miała trochę towarzystwa.
- Dobrze. A tobie? - odbiła pytanie.
Usiadła, schludnie owijając łapy ogonem.
- Mi chyba też. Właśnie szłam sprawdzić, czy mam składniki na barwniki. W Porze Nagich Drzew raczej nie będzie łatwo ich zdobyć, więc wolę zrobić trochę zapasów. - wyjaśniła przywódczyni.
- Mądrze. - uznała Gronostajowa Bryza.
Zastanawiała się, czy nie mogłaby zrobić czegoś sensownego, a nie tylko wylegiwać się w słońcu cały dzień. Ciekawe, czy nie mogłaby Obserwującej Gwieździe pomóc w jej pracy. Chyba szukanie składników to coś, co kot w jej wieku dałby radę zrobić. Po skończonej pracy mogłaby też zajrzeć do żłobka. Odkąd Nornicza Łapa została uczennicą, starsza już tam nie pomagała, czasami tylko rozmawiała z koteczką i doradzała jej w treningach.
Obserwująca Gwiazda, widząc, że krótka wymiana zdań się urwała, jeszcze raz kiwnęła czekoladowej głową, tym razem na pożegnanie i już miała iść dalej, zająć się swoimi obowiązkami, kiedy Gronostajowa Bryza miauknęła pośpiesznie:
- Poczekaj.
Przywódczyni zatrzymała się i przeniosła pytający wzrok na starszą, która przez chwilę zastanawiała się, co dokładniej powinna powiedzieć.
- Nie potrzebujesz z tym pomocy? - spytała w końcu.
- Poradzę sobie, dziękuję. - odparła Obserwująca Gwiazda. - Odpoczywaj. - poleciła i machnęła ogonem.
Gronostajowa Bryza skrzywiła się i posłała czarnej poirytowane spojrzenie, lekko kładąc po sobie uszy.
- Nie jestem aż taka stara. - parsknęła, starając się opanować i na pewno nie wyżywać się na przywódczyni.
- Nie to miałam na myśli. - odparła od razu czarna kotka. - Zdecydowanie nie. Wciąż jesteś młoda.
Czekoladowej nie do końca udało się powstrzymać odruch przewrócenia oczami, więc miała lekką nadzieję, że jej rozmówczyni tego nie widziała. Jednak przy przywódczyni powinna się postarać zachowywać kulturalnie. Nawet jeśli w dzieciństwie była co prawda wybuchowym, ale miłym kociakiem, to teraz zmieniła się w zrzędliwą starszą i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała, że Obserwująca Gwiazda wcale nie uważa, że Gronostaj jest młoda, ale postanowiła już odpuścić. Przecież właśnie wchodziła na dobry trop, aby osiągnąć swój cel, czyli… znaleźć sobie jakieś zajęcie.
- Biorąc pod uwagę, to że jest już Pora Opadających Liści, jeśli nie masz składników na barwniki, może ci być trudno znaleźć jakieś nadające się do tego. A dwa koty szybciej coś znajdą niż jeden. W dodatku spójrz - tu wskazała ogonem na polanę. - Wojownicy wydają się być zajęci.
<Obserwująca Gwiazdo?>

31 lipca 2024

Od Gronostajowej Bryzy

Położyła się w miejscu, gdzie nie było kompletnego cienia, ale też, gdzie słońce nie groziło jej udarami i przegrzaniami, które w jej wieku były niebezpieczne. Zachowując największą ostrożność, na jaką udało jej się zdobyć, powoli ugięła łapy i przewróciła się na bok, nie zawracając już sobie głowy zmianą pozycji na bardziej wygodną. Nie chciało jej się znowu wstawać. Zamknęła oczy, czując ciepło na futrze i wzięła kilka głębokich oddechów. Właśnie wróciła ze swojego codziennego, spokojnego spacerku. Tym razem poszła aż do Przybrzeżnego Oka i z powrotem, co najwyraźniej nie było zbyt dobrym pomysłem. Była już za stara. Nienawidziła tego uczucia, kiedy nawet nie mogła sobie porządnie pochodzić. Na przyszłość musiała wybierać krótsze trasy. Odchyliła głowę do tyłu i lekko poruszyła wibrysami, kiedy delikatny wiatr przyniósł jej jeszcze przyjemniejszą falę ciepła. Pozwoliła swojemu umysłowi się wyciszyć i odpłynąć do krainy snów.
Gronostaj otworzyła oczy. Rozejrzała się. Była na trawiastym wzgórzu pełnym kwiatów i innych pięknych roślin. Wszędzie dookoła było kolorowo. W powietrzu unosiły się małe ptaki oraz ważki i motyle o pięknych, lecz delikatnych skrzydłach. Jeden z tych drugich usiadł na nosie starszej, a ta przez chwilę przyglądała się jego kolorom, które były odcieniami żółtego. Po chwili owad odleciał. Do nosa szylkretki dochodziło wiele przyjemnych zapachów, między innymi zwierzyny, roślin i innych kotów. Tylko że teraz była tu sama… Gdzie każdy mógł pójść? Nagle ciszę przeciął gwałtowny pisk. Kotka błyskawicznie się odwróciła. Zobaczyła rwącą rzekę, a w niej trzy kociaki. Były same i przemoczone. Ewidentnie nie potrafiły pływać. Rozpaczliwie machały łapami, próbując się wydostać z wody, ale jedynie coraz bardziej zbliżały się do dna.
- Nie! – zawołała Gronostajowa Bryza.
Podbiegła do brzegu rzeki i próbowała sięgnąć łapą po kocięta, ale były za daleko. Nie wahając się długo, wskoczyła do wody. Nie potrafiła pływać, ale najwyraźniej to był ten moment, w którym musiała się tego nauczyć. Zaczęła tonąć. Przez chwilę myślała, że już po niej, ale wyciszyła wszystkie pesymistyczne myśli w swojej głowie i zaczęła rytmicznie machać kończynami. Wznosiła się coraz wyżej. Widziała blask słońca odbijający się od powierzchni. Wynurzyła gwałtownie głowę, biorąc głęboki wdech. Zobaczyła, że nieznajomym kociakom coraz gorzej idzie utrzymywanie pyska nad wodą. Z lekkim trudem popłynęła ku nim. Złapała jedną kulkę przemoczonego futra w zęby i odłożyła ją na brzeg.
- Już idę! – zawołała do pozostałych kociaków i znowu wskoczyła do rzeki.

Coś ją delikatnie szturchało w pysk. Stęknęła i przekręciła się na drugi bok. Nacisk się powtórzył. Co prawda, nie był zbyt mocny, ale i tak zdołał obudzić Gronostajową Bryzę ze snu, z czego zdecydowanie nie była zadowolona. Otworzyła oczy i już się przygotowała do sfrustrowanego syknięcia, kiedy zobaczyła przed sobą Kurzą Pogoń. Szylkretka machnęła gniewnie ogonem.
- Czemu mnie budzisz? – spytała.
- Już od jakiegoś czasu leżysz na słońcu. To niezdrowe. Chodź.
Gronostajowa Bryza zdała sobie sprawę z tego, jak jest jej gorąco. Wcześniej temperatura była chłodniejsza, ale teraz nadeszła pora Wysokiego Słońca i mało miejsc w obozie było objęte cieniem. Kotka wstała i przeciągnęła się. Coś jej pstryknęło w kręgosłupie. Ciało ją bolało. Czyżby podczas snu przekręciła się i miała niewygodną pozycję? A może podłoże nie było dostatecznie gładkie?
Poszła za Kurzą Pogonią wciąż niezadowolona. Skoro już miała taki dziwny sen, to dobrze by było chociaż uratować te biedne kociaki. Było jej ich żal. Wiedziała, że nie są prawdziwe, jednak nie mogła pozbyć się lekkiego uczucia smutku.

25 czerwca 2024

Od Gronostajowej Bryzy CD. Jeleniego Puchu

zanim Gronostaj stała się starszą
Pokiwała ze zrozumieniem głową, mrucząc z rozbawienia i zadowolenia. Lubiła rozmawiać z Jelenim Puchem. Kocur był… inny. Miał smutną przeszłość, jednak odbudowywanie jego psychiki i ulepszanie samopoczucia rudego było satysfakcjonujące. Ucieszyła się także z tego powodu, że Jeleni Puch już nie namawiał jej więcej do śpiewania, ponieważ nie chciała sobie zrobić jeszcze więcej wstydu.
– Kto wie, może i tym razem znajdziemy coś ciekawego? – miauknęła.
Ostrożnie wysunęła przed siebie przednie łapy i na wpół zeskoczyła, na wpół zsunęła się do dziury, w której pracował kocur. Otrząsnęła się z grudek piachu, które utkwiły w jej futrze i wbiła pazury w ścianę dołu. Zdecydowanymi ruchami zanurzała kończyny w ziemi i odrzucała ją na bok. Już po chwili udało jej się stworzyć całkiem niezłej wielkości kopczyk. Zauważyła, że praca idzie im o wiele szybciej, kiedy robią to wspólnie. Jednak pomimo długiego czasu spędzonego w dziurze, nie znaleźli niczego ciekawego. Żadnej kości, nic. Gronostaj zasapana i spocona zadzierając głowę, spojrzała na niebo. Słońce już niemal zaszło za horyzont, a niektóre gwiazdy pojawiły się na niebie. Już nadszedł czas wracać do obozu. Albo do swojej dziury, zależy dla kogo.
– Jeleni Puchu. – wydyszała.
Nie przywykła do tak długiego kopania tuneli. Jej mięśnie były bardziej przyzwyczajone do biegania po wrzosowisku i łapania królików oraz innej zwierzyny. Była niemal pewna, że następnego dnia obudzi się z zakwasami w przednich łapach. Nie miała pojęcia, jak kocur wytrzymuje tę pracę. Rudy odwrócił się do niej.
– Jest już ciemno. Czas wracać.
Z lekkim trudem wyszli z dziury i Gronostajowa Bryza poprowadziła swojego towarzysza do jego dziury. Jeleni Puch cały czas zaciskał zęby na jej ogonie i chociaż chyba starał się robić to lekko i tak ogon trochę bolał.

***

Szylkretka czując lekkie strzykanie w kościach, wyszła z obozu, jednak nie na polowanie czy na patrol. Parę wschodów słońca temu odbyła ceremonię na starszą i mimo tego, iż wcześniej próbowała odwlekać tę chwilę, teraz trochę się cieszyła. Mogła nareszcie odpocząć. A więc korzystając z wolnego czasu, postanowiła odwiedzić swojego ‘przyjaciela’, jeśli mogła go tak nazwać, Jeleniego Pucha. Wzięła dla niego królika ze sterty zdobyczy, ponieważ wiedziała, że kocur lubi jeść. Niedługo potem znalazła się nad dziurą, w której rudy mieszkał. Nie wiedziała, jakim cudem mogło mu być tu wygodnie, ponieważ i ściany i podłoga były z ziemi, ale on nie lubił otwartych przestrzeni, a więc dla jego lepszego samopoczucia musiał tu siedzieć.
– Cześć. To ja, Gronostajowa Bryza. – miauknęła.
Postanowiła się przedstawić, ponieważ od jej ostatniej wizyty u kocura minęło trochę czasu i kotka zdążyła się zmienić. Wyrosło jej wiele siwych włosów, futro już nie było tak lśniące jak kiedyś. Oczy straciły błysk, głos stał się starczy. Jeleni Puch podniósł na nią spojrzenie swojego jednego, niebieskiego oka i zamachał krótkim ogonkiem.
– Jadłeś już dzisiaj? – spytała, wskazując na królika leżącego przy jej łapach.
Uśmiechnęła się, czekając, aż ekscytacja wkroczy na pysk rudego.


<Jeleni Puchu?>

01 czerwca 2024

Od Gronostajowej Bryzy

 Ostatnio życie kotki było wyjątkowo nudne, chociaż teraz jak była w nieco bardziej podeszłym wieku, mniej jej to przeszkadzało. Kiedy tylko skończył padać lekko chłodny, delikatny deszczyk, szylkretka wyszła na polanę, aby pooddychać świeżym powietrzem. Nie lubiła się tłoczyć w legowisku starszych, a pogoda była teraz idealna. Nie za ciepła, odrobinkę chłodna, a powietrze było rzadkie, świeże i orzeźwiające. 
Stanęła przed wejściem do swojego legowiska i rozejrzała się po obozie. Polana w wielu miejscach była przysypana żółtymi, pomarańczowymi i czerwonymi liśćmi, które leżały tak gęsto na ziemi, że tworzyły gruby, kolorowy dywan. Gronostajowa Bryza znalazła sobie miejsce na uboczu osłonięte od wiatru, ale jednocześnie oświetlone jednymi z ostatnich promieni słońca w tym sezonie. Ułożyła się wygodnie na prawym boku z wyprostowanymi łapami i zajęła się higieną swojego futra. Chociaż jako kociak nie lubiła się czyścić i uważała to za nudną stratę czasu, to teraz bardziej przejmowała się wyglądem, a poza tym i tak nie miała co robić. 
Kiedy już odbyła krótką drzemkę i uporządkowała całe futro, wstała i ruszyła dalej ścieżką do żłobka. Weszła do środka. W kociarni panował półmrok. Zmrużyła oczy i zamrugała, próbując jak najszybciej przyzwyczaić się do małej ilości światła w legowisku. Rozejrzała się. Zobaczyła dwie królowe i sześć kociaków, z czego jeden był już bardziej uczniem.
Lubiła przychodzić do żłobka i oglądać małych przyszłych wojowników, którzy prawdopodobnie będą chlubą dla jej klanu. Często pomagała królowym w zajmowaniu się młodymi. Bawiła się z nimi i opowiadała różne historie.
– Witaj, Brzęczkowy Trelu. – miauknęła z szacunkiem skłaniając głowę przed cynamonowobiałą kotką. – Dzień dobry, Mała Koszatniczko. – przywitała się także ze swoją byłą uczennicą.
– Witaj. – odparła ta pierwsza.
– Nawzajem. – miauknęła brązowooka.
Zanim Gronostajowa Bryza zdążyła cokolwiek zrobić lub powiedzieć, podeszło a raczej podpełzło do niej małe kocię. Było dosyć niskie, nawet jak na kogoś o tak młodym wieku. Koteczka była bura w rude plamy pokryte prążkami, a brzuch, łapy, ogon i szyja były śnieżnobiałe. Jej półdługie futro wyglądało na miękkie i puchate. Spojrzała na starszą dużymi, brązowymi oczami. 
– Ceść. Jestem Nolnica. – przedstawiła się, niezgrabnie stając naprzeciw swojej rozmówczyni.
– Ja jestem Gronostajowa Bryza. Bardzo miło mi cię poznać. – miauknęła szylkretka łagodnym tonem głosu.
Schyliła głowę i trąciła nosem pyszczek koteczki, która zapiszczała radośnie. 
– Pobawis się ze mną? Pójdziemy poza zlobek? – spytała błagalnie Nornica.
Starsza podniosła wzrok na jej matkę, Małą Koszatniczkę. Karmicielka stanowczo pokręciła głową.
– Przykro mi, ale nie możemy. Ale nie martw się, już niedługo na pewno będziesz mogła wychodzić. Poza tym tutaj na pewno jest mnóstwo fajnych zabawek. Jak chcesz możemy pograć piłeczką z mchu. Znasz taką zabawę? – spytała Gronostaj, odwracając uwagę młodej od wyjścia poza żłobek.
– Taaaak! – zawołała piskliwie koteczka, kiwając energicznie małą głową.

***

Spędziła w żłobku więcej czasu, niż zamierzała, ale Nornica była przesłodka. Swoimi brązowymi, czarującymi oczami patrzyła na Gronostaj, kiedy starsza miała już iść. W końcu udało jej się wymknąć od smutnego spojrzenia młodej kotki, zapewniając, że przyjdzie się pobawić następnego dnia. 
Pora Nagich Drzew zbliżała się nieuchronnie. Dni się stawały coraz krótsze, więc niedługo po odwiedzinach w kociarni zrobiło się ciemno. Chłodny wiatr poruszał futrami kotów i kolorowymi liśćmi, sprawiając, że te spadały z drzew i zasysypywały całą ziemię w okolicy.
Gronostajowa Bryza usiadła na polanie obok Kurzej Pogoni. Wojownicy wrócili z wieczornych patroli i wszyscy zasiedli do wspólnego, wieczornego posiłku, aby podzielić się językami. Szylkretka i bura podzieliły się zającem, jednak zanim zjadły go całego, były syte. Odsunęły zdobycz na bok, zostawiając ją dla kogoś innego i zajęły się rozmowami na różne tematy oraz wzajemną pielęgnacją futra.

***

Następnego ranka Gronostaj udała się do żłobka i bawiła się z Nornicą przez pół dnia. 

17 kwietnia 2024

Od Gronostajowej Bryzy

Warstwa roztopionego śniegu pomieszana z błotem chlapała pod łapami przebiegających wojowników, rytmicznie wydając specyficzny dźwięk. Tego dnia było już nieco ciepłej. Ledwo co dało się wyczuć wiatr na futrze. Jedyne co było niepokojące w tej pięknej pogodzie, to ciemne skłębione chmury nad horyzontem, zapowiadające deszcz, którego ostatnio było wystarczająco dużo. A nawet za dużo. Gronostajowa Bryza była na patrolu granicznym wraz z Kukułczym Skrzydłem, Niknącym Widmem i Iskrzącą Burzą. Ich plan był, aby dotrzeć do Kamiennych Strażników, a stamtąd skierować się w kierunku terytorium Klanu Klifu. Następnie granicą mieli iść do granicy z Klanem Nocy, iść wzdłuż tamtego terytorium i wrócić do swojego obozu. Właśnie mijali Kamiennych Strażników. Gronostajowa Bryza ze względu na to, że jako kociak nasłuchała się wielu legend i opowieści, czuła się wyjątkowo za każdym razem, kiedy jej łapy dotykały ziemi przy tym kręgu kamieni. Może rzeczywiście pod nimi było coś wyjątkowego? Czy gdyby jakiś kot długo kopał w tym miejscu, odkryłby coś niezwykłego? Ale co to mogłoby być? Może jakaś wielka jaskinia, gdzie można było się porozumieć z Klanem Gwiazdy. Nie, przecież to nierealistyczne. To tylko bajki dla kociaków. W zamyśleniu nie patrzyła, gdzie biegnie. Nagle obok niej rozległ się głośny skrzek. To wrona przeleciała tuż nad nią. Kotka zaskoczona przeniosła swój wzrok na ptaka. Wtedy jej łapy się o coś potknęły i po chwili lotu uderzyła o coś głową. Zrobiło się ciemno.

***

Otworzyła oczy. Pierwsze co usłyszała, to swój oddech. Przed oczami zobaczyła znaną jej ścianę legowiska medyków. Poderwała się z posłania, strosząc futro. Nieufnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Zobaczyła Kurzą Pogoń siedzącą przy posłaniu, na którym znajdowała się Gronostaj.
- Wszystko w porządku? - spytała Kura nieco ciszej, niż zwykle.
Szylkretka pokiwała głową. Nic jej nie bolało, tego była pewna. Jedynie była nieco zaskoczona całą sytuacją. Nie wiedziała, co się stało i czemu znalazła się w legowisku medyka.
- Tak mi się wydaje. - przyznała. - Co się stało?
Kurza Pogoń wzruszyła ramionami, odwracając na chwilę wzrok.
- Nie wiem, nie byłam z tobą na patrolu. Ale ci, którzy byli, mówią, że uderzyłaś się głową o kamień i straciłaś przytomność! Podobno przez jakąś wronę się przewróciłaś! Dziwne, żeby przez ptaka zaliczyć wywrotkę? Strasznie wredna wrona! W każdym razie musiało to wyglądać strasznie, skoro tutaj trafiłaś! - mówiła szybko.
Gronostaj w zamyśleniu pokiwała głową. Faktycznie, bardzo dziwna i żenująca sytuacja.
- Rumiankowe Zaćmienie przyszedł, zbadał cię i powiedział, że powinnaś zaraz dojść do siebie. Miał rację? - kontynuowała Kura.
- Tak, nic mi nie jest. Długo tu ze mną siedzisz? Mam jakąś ranę na głowie? - spytała nerwowo Gronostaj.
Bura kotka ostrożnie obejrzała łeb szylkretki, ze zmrużonymi oczami delikatnie odchylając futro w każdym miejscu.
- Właściwie, to dopiero co przyszłam. Szybko się ocknęłaś. - Przerwała na chwilę, z jeszcze większym skupieniem oglądając Gronostajową Bryzę. - O, jest! Przy uchu masz lekką rankę, ale ona jest naprawdę mała. Prawie jej nie widać.
- To dobrze - westchnęła z ulgą wojowniczka. - Myślisz, że będę mogła jeszcze dzisiaj pójść na patrol?
Kurza Pogoń zaczęła się na nią patrzeć jakimś dziwnym wzrokiem. Jakby wiedziała coś ważnego i chciała to powiedzieć, ale nie miała pojęcia, w jaki sposób powinna to zrobić.
- To zależy tylko od ciebie, od nikogo więcej. - powiedziała w końcu.
- Jak to? O co chodzi? - spytała Gronostaj zaniepokojona.
- Posłuchaj mnie i się nie złość. - zaczęła Kura. - Jak trochę odpoczniesz, powinnaś być gotowa pójść na patrol, lub polowanie. Ale ja nie chcę, żebyś to robiła. Jestem młodsza o ciebie, a już skończyłam służbę dla klanu. Teraz wojownicy dla mnie polują, a ja odpoczywam. Zasłużyłam na to. Ty już dawno powinnaś przejść na emeryturę. Twoje rodzeństwo dołączyło do starszyzny, kilka księżycy temu.
Szylkretka mimowolnie spięła mięśnie, pilnując się, żeby nie przerwać koleżance. W końcu nie wytrzymała, wchodząc burej w słowo.
- Ale ja chcę być wojowniczką i nią jestem! - zawołała oburzona. - Pomagam klanowi.
- Już pomagałaś wiele czasu od kiedy zostałaś uczniem - zaoponowała Kurza Pogoń. - Wiem, że chcesz się przysłużyć klanowi i że nie chcesz być darmozjadem, ale nim nie będziesz. Mało kto jest wojownikiem tak długo. To się już robi szkodliwe dla twojego zdrowia. Masz starsze kości, taka aktywność fizyczna może sprawić, że źle skończysz. Codziennie się przemęczasz. Widzę to.
Gronostajowa Bryza odwróciła zniechęcony wzrok. Nie chciała o tym rozmawiać, ale wiedziała, że jeśli to powie przyjaciółce, ta może się zezłościć. Wiedziała, że Kura ma rację, ale mimo to nie chciała już teraz rezygnować ze swoich obowiązków.
- Poza tym brakuje mi cię. Niby tak tłoczno jest w tym legowisku starszyzny, ale trochę się nudzę bez ciebie - przyznała Kurza Pogoń.
Gronostaj nadal milczała, nie patrząc na koleżankę. Po niezręcznej chwili ciszy bura kotka wyszła z legowiska, patrząc ze złością na szylkretkę. Z jej pyska wyszło jedynie krótkie "do zobaczenia". Wojowniczka zrezygnowana padła na posłanie. Od razu odechciało jej się polować. Nagle nie chciała z nikim rozmawiać, wolała po prostu zostać sama w legowisku i nic nie robić. Próbowała się zdrzemnąć, ale zbyt wiele rozmyślań miało miejsce w jej głowie.

***

W końcu przysnęła, ale nie na długo. Po dwóch dniach wymigiwania się od obowiązków, na które zabrakło jej energii, podjęła decyzję. Przed zachodem słońca skonsultowała się z Różaną Przełęczą. Na razie oprócz liderki nikt nie wiedział. Następnego dnia, gdy poranne patrole już wróciły do obozu, przywódczyni zwołała cały klan i rozpoczęła ceremonię tymi samymi słowami, co zawsze:
- Gronostajowa Bryzo, czy chcesz porzucić rolę wojownika i dołączyć do grona starszych?
- Tak - odparła słabo. - Chcę.
- Twój klan dziękuje Ci za wierną służbę, jaką mu dałaś. Niech Klan Gwiazdy da ci wiele księżyców spokoju!
Tymi słowami kończąc rytuał, Różana Przełęcz skłoniła lekko głowę i odeszła zająć się swoimi sprawami.
- Gratuluję! - zawołała Kurza Pogoń tuż przy uchu Gronostaj.
- Dzięki - odparła ta, krzywiąc się.
- Chodź, pójdziemy ci znaleźć jakieś miejsce w legowisku starszych! - miauknęła Kura, z entuzjazmem ciągnąc za sobą szylkretkę.

06 kwietnia 2024

Od Gronostajowej Bryzy CD. Jeleniego Puchu

Dostała zadanie od Różanej Przełęczy, aby pójść z Jelenim Puchem kopać tunel przy Drodze Grzmotu. Lekki niepokój pojawił się na jej pysku, kiedy rudy kocur wyszedł ze swojej dziury. Skarciła siebie samą w myślach. Nie powinna się go bać. Był taki sam jak inni, tylko… Ze smutną przeszłością, jeśli można to było tak nazwać. Ucieszyła się z lekkiego przypływu pewności siebie, kiedy zobaczyła, że Jeleni Puch boi się o wiele bardziej niż ona. Klan Wilka zepsuł jego duszę. Zepsuł mu życie. Ale może to jeszcze się uda naprawić? Gronostajowa Bryza wiedziała, że jeśli będzie się go bać, to w niczym nie pomoże. Więc skupiła się na myślach, które dawały jej poczucie bezpieczeństwa. Po chwili przypomniała go sobie, jaki był przed tym, kiedy wilczaki go porwały. Był radosny i miły. Ze smutkiem pokręciła głową. Nie lubiła myśleć nad przykrym losem kocura. Zręcznie omijała wszystkie przeszkody na ich drodze i instruowała Jeleniego Pucha, kiedy powinien wyżej podnosić łapy.
- Już jesteśmy na miejscu. - oznajmiła miękkim głosem, powoli się zatrzymując, tak, aby kocur nie wpadł na nią z rozpędu. Jeleni Puch otworzył oczy i szybko wślizgnął się do na razie nie tak dużej dziury, którą zaczął robić wcześniej. Przysiadła przy krawędzi dziury, aby w razie czego pilnować kocura przed różnymi niebezpieczeństwami. Po chwili, kiedy poczuła się nieco bardziej zrelaksowana, położyła się, wkładając łapy pod brzuch. Na chwilę straciła czujność, dając się ponieść przeróżnym myślom. Słowa Jeleniego Pucha dotarły do niej jak przez mgłę. Dopiero po chwili w ogóle zorientowała się, że coś mówił. Rozkojarzona odwróciła w jego kierunku głowę. Dół zdecydowanie się powiększył, a łapy rudego były brudne w ziemi.
- Przepraszam, nie usłyszałam, co mówiłeś. - miauknęła lekko zawstydzona, zastanawiając się, czego kocur mógłby od niej chcieć. - Powtórzysz proszę? - spytała, wstając i przeciągając się powoli.
- Piosenka. Ty. Zaśpiewać. Płaca ładosna. - zaproponował, odrywając się od kopania. Patrzyła na niego przez chwilę. Trochę jej zajęło zrozumienie, że ma coś zaśpiewać. Zawstydzona zawinęła ogon do boku.
- A-ale… Ja n-nie śpiewam. Nie znam żadnych piosenek. - próbowała się wykręcić od prośby. Chętnie by zrobiła przyjemność kocurowi, ale… Słuchanie jej fałszowania raczej nie było czymś atrakcyjnym, równie dobrze mógłby posłuchać szczekania psów.
- Każdy umieć. Ty wymyśleć. Piosenka. - zaprotestował rudy, na co Gronostajowa Bryza westchnęła lekko i opuściła głowę. W sumie to co jej szkodziło pośpiewanie czegoś przez chwilkę?
- Dobrze. - zgodziła się w końcu słabym głosem. Czuła się, jakby miała zemdleć. Rozejrzała się nieswojo, czy aby na pewno nie idzie żaden patrol albo, czy Różana Przełęcz nie przyszła sprawdzić postępu pracy. - Jeśli tak ci się będzie lepiej pracować, to mogę ci przez chwilę pośpiewać.
„Siedzisz w dziuuuurzeeeee,
Trzymasz łapy swe w góóóórzeeee.
I wytrwale wciąż kopiesz,
A łapy… A łapy ci się bruuudząąąą…” - niezbyt to jej się rymowało, ale przecież nie zawsze w piosenkach były rymy. Tym trudniej jej się śpiewało, że w trakcie piosenki wymyślała jej następne słowa. Trochę pośpiewała i skończyła. Zobaczyła, jak Jeleni Puch niezrażony jej fałszowaniem, zażarcie kopał, aż mu się ziemia sypała na futro na piersi i na brzuchu.
- Lepiej? - spytała z lekkim powątpiewaniem co do skuteczności swojego śpiewu. Na takie piosenki miała zdecydowanie zbyt wysoki głos.
- Ty śpiewać. Płaca ładosna. p- przytaknął kocur najwyraźniej zadowolony. Dziura ponownie się powiększyła. Było w niej teraz wystarczająco miejsca na jeszcze ze trzy koty oprócz niego, chociaż byłoby wtedy odrobinę ciasno. Gronostajowa Bryza uśmiechnęła się lekko i zaproponowała:
- Może odpoczniesz sobie na chwilę? - spytała przyjaźnie. - Już bardzo długo tak kopiesz, widać efekty. Na pewno to nie jest tak ważne, żebyś praktycznie całymi dniami siedział w tej dziurze. Na pewno wolisz w tamtej swojej. Pomóc ci?
<Jeleni Puchu?>

10 marca 2024

Od Gronostajowej Bryzy do Lwiej Paszczy

 Leżała sobie przy stosie zdobyczy, niezainteresowana jednak jedzeniem. Patrzyła na koty, chodzące po polanie i obserwowała, co robią. Odwróciła pysk od chłodnego, mocnego wiatru, który mierzwił jej sierść na głowie. Zobaczyła rudą kotkę, podchodząc do niej. Lwia Paszcza? Szła do stosu zdobyczy, czy do Gronostaj? Chciała czegoś konkretnego, czy po prostu porozmawiać. Szylkretowa wojowniczka wstała, przypatrując się nowo przybyłej.
- Witaj. - powiedziała karmicielka, kiwając głową i z gracją siadając obok starszej kotki. - Jak ci dzień mija? - spytała, owijając łapy ogonem.
- Witaj, Lwia Paszczo.  - odparła wojowniczka. Coś ją drapało w brzuch. Wstała i zmieniła pozycję na wygodniejszą, następnie zbyła pytanie kotki luźną odpowiedzią. - Dzień jak dzień. Nic się nie dzieje, ale wszystko się dzieje. - poczekała chwilę, zastanawiając się, co jeszcze mogłaby powiedzieć i dodała: - A jak u ciebie? Kociaki zdrowe?
- Tak, oczywiście. - przytaknęła szybko Lwia Paszcza. - Bardzo szybko rosną. Ale, mam do ciebie pytanie. Odpowiedziałabyś mi na nie? - zmieniła temat, na co Gronostajowa Bryza wyprostowała się, nadstawiając uszu i minimalnie podnosząc brwi ze zdziwieniem.
- Myślę, że tak, ale zależy, jakie to pytanie. - miauknęła, nie wiedząc, czego Lwia Paszcza od niej chciała. Miała do niej jakieś pytanie, ale jakie? Wojowniczka popatrzyła na nią wyczekująco.
- Po prostu chciałam wiedzieć, czemu twoje rodzeństwo odeszło już do starszyzny, a ty jeszcze nie. - wyjaśniła karmicielka. Gronostajowa Bryza kiwnęła głową na znak, że odpowie na to pytanie, chociaż nie wiedziała, czy wyjaśnienie tego rudej kotce będzie takie łatwe.
- Wiesz, jesteśmy już w swoim wieku i starość robi swoje. Nasze ciała nie są już tak sprawne, jak ciała młodych kotów. Dlatego moje rodzeństwo odeszło do starszyzny, ale ja jeszcze czuję się na siłach, żeby nadal być wojowniczką. Chyba mój organizm po prostu lepiej znosi skutki starzenia się. - uśmiechnęła się na chwilę, po czym jej pysk znowu wrócił do neutralnego wyrazu.
- Gratulacje. To szlachetna decyzja. Na pewno bardzo się przydajesz klanowi. – pochwaliła Lwia Paszcza, uśmiechając się lekko na chwilę. Gronostajowa Bryza postarała się nie zmarszczyć ostentacyjnie brwi. Do czego karmicielka dążyła?
- Dziękuję…? – nie chciała być niemiła, ale była zdziwiona tym komplementem. Miała nadzieję, że jej ton głosu nie był obrażający dla rudej kotki, bo wojowniczka nie zamierzała się z nią kłócić. – Ty i twoje kocięta też się na pewno bardzo przydacie. – dodała po chwili namysłu.
- Dziękuję. Ale… Lisi Ogon na pewno nie jest chora ani nic takiego? – chciała się upewnić karmicielka. Gronostajowa Bryza szybko ją uspokoiła zdecydowanym potrząśnięciem głową, ale trochę się zdziwiła. Nie wiedziała, że jej siostra przyjaźni się z Lwią Paszczą. Zobaczyła, że młoda dama patrzy się na nią, tak jakoś dziwnie, jakby chciała coś powiedzieć, ale miała co do tego pewne wątpliwości. Otworzyła na chwilę pysk i szybko go zamknęła. Chwilę później znowu rozwarła szczęki i wydusiła z siebie:
- Masz… dużo futra… rudego. No, a wiesz, jesteś szylkretowa i zwykle takie koty nie mają zbyt wiele tego koloru. – bąknęła cicho i szybko.
- Um… Jasne, dzięki. – odparła Gronostaj, nieco speszona, nawet nie wiedząc, czy to był zwykły komentarz, czy komplement. Chyba w wypadku Lwiej Paszczy, to drugie, jednak nie była tego pewna. – Ty też. W sensie masz dużo rudego. – wojowniczka nagle poczuła się nieco niezręcznie. Nigdy nikogo nie chwaliła za dużo futra w jakimś kolorze. Fala wstydu ją zalała, kiedy uświadomiła sobie, że zachowała się jak jakiś wredny rasista, jednak starała się nie pokazywać swoich uczuć karmicielce, siedzącej tuż obok. – Chcesz coś przekąsić? – spytała, wskazując ogonem stos zdobyczy. – Królowe powinny dużo jeść.

<Lwia Paszczo?>

01 marca 2024

Od Gronostajowej Bryzy

Coś ją szturchało w bok, nie za mocno, ale zdecydowanie i stanowczo. Otworzyła leniwie oczy i zobaczyła coś biało burego, pochylającego się nad nią. Szybko rozpoznała pysk Kukułczego Skrzydła. Pewnie poranny patrol, pomyślała, podnosząc się. Była wyczerpana, ale ostatnio tak było codziennie.
- Idziesz ze mną, Brzęczkowym Trelem i Kurzą Pogonią na patrol. - powiedział bury wojownik tym swoim jak zawsze spokojnym głosem. Gronostajowa Bryza nie raz podziwiała w duchu jego opanowanie. Jej samej czasami trudno było utrzymać emocje na wodzy.
- Jasne, kiedy wyruszamy i gdzie idziemy? - spytała, podnosząc się z posłania i otrzepując futro z kawałków wrzosów, które się wplątały w jej poczochraną sierść podczas snu. Chciała wiedzieć, czy zdąży się lepiej wyszykować, czy musi już iść, żeby na nią nie czekali.
- Już niedługo. Skierujemy się w kierunku granicy z Klanem Nocy. - odpowiedział Kukułcze Skrzydło i wyszedł z legowiska wojowników. Słowo „niedługo” w sumie nie dawało jej zbyt dużo, ale pomyślała, że pewnie nie ma czasu na ociąganie się, chociaż nawet nie zamierzała tego robić. Na szybko przylizała futro kolejno na piersi, brzuchu, grzbiecie, łapach, ogonie i łapą umyła pysk. Wraz z wiekiem, coraz bardziej robiła się spokojniejsza i nie marnowała czasu na głupoty. Co z tym się wiązało, zaczynała dokładniej porządkować sierść, bo nagle tak jakoś wygląd zaczął robić dla niej znaczenie. Przeciągnęła się i wyszła szybkim krokiem na polanę. Stanęła obok Kukułczego Skrzydła i Brzęczkowego Trelu. Ucieszyło ją to, że nie była ostatnia. Reszta czekała jeszcze na Kurzą Pogoń, przyjaciółkę Gronostaj. Gdy ta przyszła do nich, wyruszyli.
***
Minęło trochę czasu, zanim dotarli do granicy z terytorium Klanu Nocy. Kukułcze Skrzydło, bo to on prowadził patrol, mimo, iż był mniej doświadczony od Kury i Gronostaj, rozdzielił zadania. Każdy miał samodzielnie sprawdzić pewną część terenu, oznaczyć nowe granice i wrócić do miejsca, gdzie się rozdzielili. Tam też mieli się spotkać. Gronostajowa Bryza pokiwała od razu głową i skierowała się do wskazanego przez Kukułcze Skrzydło miejsca. Ostatnio wszystkie obowiązki wykonywała najlepiej, jak potrafiła. Głównie po to, żeby pokazać innym, jak dobrą jest wojowniczką mimo swojego wieku. Obwąchała kępy wrzosu, zauważając z irytacją, że od pewnego czasu boli ją gardło. Właściwie to od rana, ale teraz mocniej. Trudno jej się przełykało ślinę. Potrząsnęła głową. Powinna skupić się na patrolu.
***
Nic ciekawego nie widzieli, może oprócz stada gęsi. Gronostajowa Bryza po powrocie, wzięła królika ze stosu zdobyczy i skierowała się w kierunku legowiska starszych. Było tam tłoczno. No tak, ostatnio dużo wojowników przeniosło się do starszyzny, jednak ona nie miała zamiaru tego robić. Czuła się na siłach, aby dalej polować i walczyć dla swojego klanu. Zobaczyła burego kocura i rudą kotkę, jej rodzeństwo. Podeszła do nich i położyła królika pomiędzy posłaniami.
- Hej. - miauknęła niepewnie. Czuła się dziwnie skrępowana. Kiedyś spędzała z nimi więcej czasu, a teraz… chyba się trochę zmienili, przynajmniej Tropiący Szlak się zmienił. Pamiętała, że jako kociak był miłym łobuziakiem, a teraz… Widziała, jak był niemiły dla Piaskowej Zamieci, gdy ten był jeszcze uczniem, a przecież rudy nic nie zrobił. – Przyniosłam dla was królika, chcecie?
***
Była głodna, ale nic nie zjadła. Za bardzo ją gardło bolało. Wyszła z legowiska starszych wciąż o pustym brzuchu, mimo, że miała nadzieję na wspólny posiłek z rodzeństwem. A skończyło się tak, że oni jedli, a ona siedziała obok, niezdolna nic przełknąć. Spojrzała w górę, na niebo. Dochodziło wysokie słońce. Usiadła przed legowiskiem wojowników i uporządkowała dokładnie futro. Wcześniej nie miała na to czasu, a jednak chciała dobrze wyglądać. Jeszcze by ktoś pomyślał, że jest już za stara, żeby się umyć porządnie, a tak nie było. Zobaczyła swoją uczennicę, Małą Łapę rozmawiającą z innymi uczniami. Wstała i podeszła do niej, aby wziąć ją na trening. Planowała dzisiaj dla niej ważną umiejętność, interwały biegowe. Miała tylko nadzieję, że tak jak w przeciągu ostatniego księżyca nie wróci do obozu cała spocona i że będzie miała jeszcze na coś siłę…
***
Ściemniało się. Poszła jeszcze na patrol myśliwski, więc mogła uznać ten dzień za całkiem pracowity i trochę męczący. Byłaby całkiem zadowolona, że już niedługo będzie dzielenie się językami, a potem spanie, ale w tym dniu jej myśli krążyły tylko wokół dwóch rzeczy. Gardło, brzuch, gardło, brzuch i tak w kółko. Prawie nie mogła przełknąć śliny przez ten okropny ból, więc nic nie zjadła od rana, więc skręcało ją od środka. Była teraz Pora Opadających Liści, więc Gronostaj była przyzwyczajona do jedzenia przyzwoitych posiłków. Nie do końca jej się to podobało, ale chyba musiała pójść do Rumiankowego Zaćmienia i poprosić go o pomoc. Może jakieś zioła jej pomogą… Weszła do legowiska medyków. Była tam Margaretkowa Łapa. Wojowniczka opowiedziała jej o bólu gardła i trudnościach przełykania. Nie była pewna, czy uczennica jest dobrze wyszkolona i czy na pewno się nie pomyli, ale starała się tego nie okazywać. Jednak trzeba było przyznać, że miód to co dostała jej pomogło. Zwłaszcza miód, ten pyszny miód…
Wyleczona: Gronostajowa Bryza

26 stycznia 2024

Od Gronostajowej Bryzy

 Szylkretowa kotka stała na wrzosowisku ze zmrużonymi oczami wpatrując się w dal. Wiatr targał jej futrem, z drobnego deszczyku zrobiła się ulewa. Wojowniczka była cała mokra. Obok niej lekko z tyłu rozległ się dźwięk kroków. Ktoś podszedł do kocicy i zatrzymał się przy niej. Gronostajowa Bryza odwróciła się powoli i zobaczyła swoją uczennicę, Małą Łapę. Młoda kotka trzymała w pysku królika.
- Brawo. - miauknęła wojowniczka, z aprobatą kiwając głową. Ruszyła w kierunku Drogi Grzmotu, otrząsając swoje futro z kropel. - Wracajmy do obozu. - słyszała, jak Mała Łapa podąża za nią, więc nie odwracała się.

***

Gronostaj siedziała przy stosie zdobyczy, zajadając ryjówkę. Na szczęście, była już pora Nowych Liści, więc zdobyczy było więcej. Było też cieplej. Obok wojowniczki siedziała Koniczynowa Łąka, jej przyjaciółka. Przy legowisku uczniów szylkretka zauważyła jakiś ruch. Jakieś dwa młode koty najwyraźniej wstały i były już gotowe na trening. Szylkretowa kotka przylizała futro na piersi i poszła obudzić Małą Łapę. Właśnie wtedy, kiedy podniosła się, jej uczennica wyszła z legowiska i podbiegła do mentorki. Podniosła wysoko ogon.
- Idziemy na trening? - spytała energicznie. - Co dzisiaj będziemy robić?
- Walka. - oznajmiła Gronostaj. - Możemy iść już teraz. Mam dużo ruchów bitewnych do pokazania ci. Kilka z nich nawet sama wymyśliłam. - pochwaliła się, skinęła Koniczynowej Łące głową na pożegnanie i wyszła z obozu. Mała Łapa podążyła za nią. 

***

Ćwiczyły. Trenowały bardzo ciężko. Kopnięcie z półobrotu, turlanie się pod brzuchem przeciwnika i zadrapywanie, walka na tylnych łapach, przewroty, uniki i tak dalej. Gronostajowa Bryza była coraz bardziej zmęczona. Już ledwo mogła ustać na łapach i dziwiła się, że Mała Łapa nadal miała siły na dalszy trening. Wtedy powróciła do niej myśl, która niedawno często ją odwiedzała. Robiła się stara. Nie chciała tkwić bezczynnie w obozie jako starsza, dlatego nikomu jeszcze nic nie powiedziała. Wolała być wojowniczką, chodzić na patrole, polować i przydawać się do czegoś. Jednak czy była przydatna, jeśli miała coraz mniej energii, nie była już tak szybka i zwinna jak inni? Ale nie mogła przenieść się do starszyzny. Nie zniosłaby tego uczucia bezużyteczności. Poza tym nie mogłaby nic nie robić, za bardzo by się nudziła. Jej rodzeństwo nadal było wojownikami, więc ona też zamierzała być. No i miała ucznia. Chciała wyszkolić Małą Łapę do końca. Dlatego zignorowała zmęczenie i kontynuowała trening. Z każdym uderzeniem serca sapała coraz bardziej. W końcu już ledwo mogła ustać na łapach i kiedy jej uczennica wypróbowywała na niej nowy ruch bitewny, zatoczyła się do tyłu. Prawie się przewróciła i ledwo dała radę utrzymać równowagę.
- Przepraszam! - powiedziała od razu Mała Łapa, patrząc z uwagą na mentorkę. – Wszystko w porządku? – Gronostajowa Bryza pokiwała głową.
- Tak. – syknęła przez zaciśnięte zęby sfrustrowana. Była zła na siebie, że się tak zagapiła, że była tak bardzo zmęczona i że dała się pokonać uczennicy. Jak gdyby nigdy nic otrzepała się i wygładziła odstające futro na piersi zawstydzona. Chciała już wracać do obozu. Odpocząć sobie. Ale nie mogła. Co o niej pomyślałaby Mała Łapa? Pewnie uznałaby, że ma mentorkę, która nic nie potrafi robić. Westchnęła cicho i podeszła do uczennicy. – Trenujmy dalej. Muszę ci pokazać bardzo przydatny ruch. Stań tutaj. – ogonem wskazała miejsce. Młoda kotka spojrzała na nią z ciekawością i w podskokach stanęła obok Gronostaj. Mentorka zmrużyła oczy i szybko skoczyła do przodu, zahaczając łapą o tylne łapy Małej Łapy. Gdy uczennica się przewróciła, wojowniczka szybko odwróciła się i przysunęła zęby do jej karku. Oczywiście nie ugryzła, tylko odsunęła się i poczekała, aż Mała Łapa się podniesie.
- Łał, fajny ruch! – zawołała młoda kotka z ekscytacją. – Jak się go wykonuje? – wyglądała na zaciekawioną.
- Musisz działać szybko. Trzeba łapą trafić w specjalne miejsce na nodze, mniej więcej gdzieś tutaj. – powiedziała i pokazała łapą to miejsce. – Ten ruch musi być wykonany z dużą siłą i szybkością. Przydaje się też zaskoczenie przeciwnika. Jak już go przewrócisz, masz trochę czasu, żeby na niego skoczyć. – czekała, aż Mała Łapa wykona manewr i patrzyła na nią uważnie, żeby w razie czego ją poprawić. Podrapała się łapą po karku. Ostatnio podczas jednego treningu przewróciła się na ostry kamyk, który zrobił jej małą ranę. Teraz okolice zadrapania swędziały i Gronostajowa Bryza nie mogła się powstrzymać od drapania. Musiała pójść do legowiska medyków, chociaż nie chciała im marnować zapasów cennych ziół. Zawsze jednak mówili, że trzeba przychodzić jak najszybciej, zanim choroba przeobrazi się w coś jeszcze gorszego. Uśmiechnęła się do uczennicy, kiedy ta wykonała manewr poprawnie. Spojrzała w górę. Było już wysokie słońce.
- Wracajmy do obozu. – powiedziała i wraz ze swoją uczennicą zaczęła iść piaszczystą ścieżką.

***

Rumiankowe Zaćmienie powiedział, że to infekcja i nałożył na ranę jakieś dziwnie pachnące zioła. Mówił też, że trzeba być bardziej ostrożnym. W każdym razie szybko poszło. Gdy już było po sprawie, Gronostajowa Bryza podziękowała, pożegnała się i wyszła z legowiska. Położyła się w nasłonecznionym miejscu na polanie i zamknęła oczy. Wyciągnęła leniwie łapy i odpoczęła.

Wyleczeni: Gronostajowa Bryza

07 listopada 2023

Od Gronostajowej Bryzy CD. Jeleniego Puchu

 Na wspomnienie o matce Jeleni Puch bardzo się zasmucił. Zaczęła żałować, że poruszyła tę kwestię.
- Mama odejść. Zostawić. Znowu… – miauknął kocur, pociągając nosem. Z jego oka spłynęła łza, którą otarł łapą. – Ale napławić. Ona przyjść codziennie do Jelonek. Ona być. Napławić błąd. Nawet jak Jelonek zły i głyść, ona być. Ale ja wiedzieć, że nie włócić. Ja dobrze znać śmiełć. Ja umiełać codziennie w Klanie Wilka. Modlić się o śmiełć. By nie ciełpieć. Ale Klan Gwiazdy zły, bo nie dać mi wolność. A pan mówić, że zły, bo zostawić mnie i nie pomóc. A ty? Ty lubić Klan Gwiazdy?
- Przykro mi, Jeleni Puchu. – powiedziała. – Na szczęście już nie jesteś w Klanie Wilka. – zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią dla kocura. W końcu miauknęła: - Ja… Tak, lubię Klan Gwiazdy. Nie zawsze spełnia nasze prośby, ale może to dlatego że chciał, żebyś żył. Pewnie pomógł nam w uwolnieniu ciebie. – skłamała. Nie wierzyła w Klan Gwiazdy. Ale przecież nie mogła powiedzieć mu prawdy.
- Może tak… - przyznał kocur. – Ale oni móc wcześniej pomóc. Czemu tego nie złobić?
- Nie wiem. – odpowiedziała. – Nie nudzi Ci się tutaj? W tym dole? – spytała, chcąc zmienić temat. Nie lubiła rozmawiać o Klanie Gwiazdy, a pewnie Jeleni Puch nie przepadał za mówieniem o Klanie Wilka i swojej niewoli.
- Nie. Bo każdy przychodzić. Dawać jedzenie. Oni łozmawiać z Jelonek. Pożał też. On często przychodzić. On kochać Jelonek, a Jelonek kochać Pożał.
- To dobrze. Że masz kogoś, kto często do Ciebie przychodzi i nie jesteś sam. – miauknęła. – Właśnie, jesteś głodny? – spytała, gdy kocur wspomniał o jedzeniu. – Mogę ci coś przynieść.

<Jeleni Puchu?>

Od Gronostajowej Bryzy CD. Słonecznej Łapy

 *kilka księżyców temu*
Była w legowisku medyków i rozmawiała ze Słoneczną Łapą. Z tego co usłyszała, sen od Klanu Gwiazdy, który dostała młoda kotka podczas spotkania medyków, nie spodobał się jej. Już miała jej zasugerować, że może to dlatego, bo Klan Gwiazdy nie istnieje, ale zatrzymała tą myśl dla siebie. Medyczka pewnie wierzyła w gwiezdne, magiczne kotki.
- A tobie? Co się zwykle śni? – zagadnęła Słoneczko.
- Różne rzeczy. – miauknęła Gronostaj. – Czasem są to miłe sny, czasem nie. Ale głównie śnię o polowaniu, bitwach, i innych takich rzeczach. – kotki usłyszały wołanie z głębi legowiska. Słoneczna Łapa poruszyła wąsami i spojrzała w stronę dźwięku.
- Muszę iść. Wiśniowa Iskra mnie woła. Pewnie potrzebuje w czymś pomocy. – miauknęła i niezgrabnie poczołgała się w kierunku swojej mentorki.
- Dobra, to do zobaczenia. – zawołała Gronostajowa Bryza, odwracając się w kierunku wyjścia z legowiska.
- Do zobaczenia! – usłyszała za sobą.

***

Była pora nowych liści. Nareszcie. Jak miłe było to ciepełko, jak miło było najeść się do syta. Tak długo czekała, aż śnieg stopnieje, aż się ociepli, aż wszędzie zaczną kwitnąć rośliny, aż króliki będą biegać po wrzosowisku. Była doprawdy w dobrym nastroju. Zobaczyła Słoneczną Łapę, wychodzącą z obozu i podbiegła do niej.
- Cześć, co robisz? – spytała zaciekawiona.
- Cześć, Gronostajowa Bryzo. – miauknęła czarno-biała. – Idę sprawdzić, czy zioła już urosły.
- Pójść z tobą? Mogę Ci pomóc w niesieniu ziół i tak dalej. – zaproponowała, chciała się przejść na spacer, więc mogła przecież przy okazji poszukać roślin.

<Słoneczko?>

17 października 2023

Od Gronostajowej Bryzy

 *kiedy Ziębi Trel była uczennicą*

Szkolenie kogoś takiego, jak Ziębia Łapa było nieco męczące. Ruda kotka w żadnym wypadku nie chciała zabrudzić sobie futra, co znacznie utrudniało sprawę. Cały czas siedziała tylko wyprostowana, spoglądając na swoje kocięta, jeśli tylko były gdzieś nieopodal. Krzywiła się, jak nie siedziały równie prosto, co ona albo jeśli rozmawiały z nie rudym kotem. Na szczęście przez resztę czasu słuchała Gronostaj całkiem uważnie. Szylkretowa kotka, biorąc pod uwagę, że był już ranek, poszła po swoją uczennicę, aby zrobić jej ważną lekcję, a raczej ocenę… Ziębia Łapa wyszła z legowiska, chociaż niechętnie, pewnie chciałaby dłużej pospać. Jednak, gdy tylko zobaczyła swoją mentorkę, od razu się rozbudziła.
- Wyprostuj się. – miauknęła od razu. – Nie lubię patrzeć na zgarbione koty. – Gronostaj wypełniła prośbę kotki, chociaż ledwo powstrzymała się od przewrócenia oczami.
- Dzisiaj będziemy robić coś ważnego, chodź. – machnęła ogonem i wyszła z obozu, kierując się na wrzosowiska przy granicy z Owocowym Lasem. Drogę grzmotu przeszły bez problemów i zatrzymały się w miejscu, w którym szylkretka poczuła najwięcej zapachów zdobyczy.
- Polowanie? – spytała Ziębia Łapa, a Gronostaj pokiwała głową.
- Tak, chociaż nie byle jakie. – miauknęła. – To będzie twoja ostatnia ocena, a to znaczy, że jeśli ją przejdziesz, zostaniesz wojowniczką. – uczennica uśmiechnęła się, ale lekko, jak przystoi na prawdziwą damę, którą była. – Upoluj jak najwięcej zdobyczy, będę za tobą podążała i cię obserwowała, ale nie będę się pokazywać, żeby Cię nie rozproszyć. – ruda pokiwała głową na znak akceptacji. – Zaczynaj. – poleciła mentorka i sama w odpowiedniej odległości ruszyła za Ziębią Łapą.
***
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję Ci imię wojownika. Ziębia Łapo, od tej pory będziesz znana jako Ziębi Trel. – stało się. Samodzielnie wyszkoliła ucznia. Zawsze chciała być mentorką, i czekała, aż przywódca lub przywódczyni powie, że jest na to gotowa. Wyobrażała sobie szkolenie drugiego kota w przeróżne sposoby. Na przykład, że pokazuje mu postawę łowiecką, lub ruchy bitewne.
- Ziębi Trel! Ziębi Trel! Ziębi Trel! – skandowała wraz z innymi, a gdy ceremonia zakończyła się, podeszła do nowo mianowanej wojowniczki. – Gratuluję! – miauknęła z uśmiechem. – Chciałam Ci powiedzieć, że szybko udało Ci się nauczyć polowania i ruchów bitewnych. Brawo. – powiedziała i odeszła. Była dumna i z niej, i z siebie.

31 sierpnia 2023

Od Gronostajowej Bryzy CD. Różanej Przełęczy

 Miała pójść na patrol graniczny z Różaną Przełęczą, Owczą Piersią i Tropiącym Szlakiem. Spojrzała na przywódczynię klanu. Bardzo ją zdziwiła. No bo przecież poszła po życia, ale zachowała imię. To mogło doprowadzić do niezadowolenia innych kotów z klanu. Ona nie miała nic przeciwko, nie wierzyła w Klan Gwiazdy ani Mroczną Puszczę. Po śmierci koty nie trafiały do żadnych miejsc, ich dusze po prostu… znikały. Przynajmniej tak zawsze sądziła Gronostajowa Bryza. Zastanawiała się, co o tym myśli Różana Przełęcz, ale nie pytała się. Nie chciała być wścibska. Powoli podeszła do szylkretowej kotki.
- Gdzie pójdziemy? - spytała zaciekawiona, siadając obok przywódczyni. Owinęła ogonem łapy i strzepnęła uchem, odganiając jakiegoś motyla.
- Wzdłuż granicy z Klanem Wilka. - odpowiedziała Różana Przełęcz czystym głosem, ku zdziwieniu Gronostajowej Bryzy nawet nie patrzyła na swoją rozmówczynię. - Na miejscu prosiłabym was o rozpoznanie, gdzie znajdują się możliwe królicze nory. - wojowniczka zdziwiła się nieco. Po co przywódczyni ich klanu chciała wiedzieć, gdzie znajdują się królicze nory? Chciała w ten sposób polować na króliki? Włażąc do ich legowisk? To nie był problem Gronostajowej Bryzy, więc tylko delikatnie wzruszyła ramionami i miauknęła:
- Dobrze. - pokiwała z szacunkiem głową, na znak, że zrozumiała zadanie i że je wypełni. Ściszyła głos, nie chcąc, żeby ktoś inny to słyszał oprócz Różanej Przełęczy. - Myślisz, że Klan Wilka znowu coś planuje? - zadała pytanie, które ją martwiło od dawna. Mogli przecież zaatakować jeszcze raz, gdy na przykład będą mieli więcej wojowników do walki.
- Nie wiem. - przyznała przywódczyni. - Ale nie mam zamiaru dać się znów zaskoczyć. Poza tym chcę wiedzieć, czy któraś z nor to nie wejście do tuneli. - jej głos był pewny i zdeterminowany. Gronostajowa Bryza pokiwała głową i poszła za Różaną Przełęczą, która już zaczynała patrol i wychodziła z obozu. To brzmiało logicznie. Już wiedziała, po co królicze nory są potrzebne szylkretowej kotce.
- Hmm… Mam nadzieję, że Klan Wilka nie dostanie się po nich do legowiska medyka. Co, jeśli zniszczą naszą blokadę? - spytała zmartwiona, doganiając przywódczynię. Zrównała swoje kroki z tempem calico. Różana Przełęcz się chwilę zastanawiała, w końcu miauknęła:
- Po tunelach trudno jest się poruszać, są za bardzo zawiłe. To nie tak, że nagle nam wyskoczą do środka obozu, a nawet jeśli zawsze można zrobić z niego pułapkę. Musieliby spędzić trochę na obeznaniu się ze ścieżkami, a teraz dodatkowo po tunelach poruszam się z Koniczyną i Diament. Na pewno pozostałby zapach lub jakiś ślad po wilczakach. I właśnie dlatego chcę obeznać się w norach blisko ich granicy. - zakończyła cichym tonem, poruszając uchem, jakby odganiała muchę, pewnie nie chciała, by reszta patrolu słyszała o czym rozmawiały. Gronostajowa Bryza chwilę milczała, namyślając się i przetrawiając słowa, które przed chwilą usłyszała. Wreszcie przechyliła lekko głowę i miauknęła nieśmiało:
- Może ja też bym mogła chodzić z wami po tunelach. - zaoferowała się cicho, zastanawiając się, czy da radę przekonać przywódczynię. To brzmiało na ciekawe i ekscytujące zajęcie. - Jeśli chcesz. - dodała od razu, żeby nie było, że się narzuca i że jest natrętna. Różana Przełęcz przez długą chwilę nic nie mówiła, najwyraźniej się zastanawiając.
„Przyjmiesz moją propozycję?” - poprosiła, a raczej spytała w myślach.
- Myślałam o tym. - mruknęła przywódczyni. - Jednak potrzebuję mieć „Łapy” sprawne. Nie mogę zagwarantować bezpieczeństwa w ciasnych tunelach, kiedy nie są one do końca jeszcze odkryte i nadal trudno się po nich poruszać. Nie tak sprawnie i szybko, jakbym chciała. Chociaż w teorii do tego by należała twoja praca. - Gronostajowa Bryza na te słowa lekko, niezauważalnie strzepnęła ogonem z irytacji i powstrzymała sfrustrowane westchnięcie.
„Nie za bardzo o nas dbasz?” - pomyślała. - „Nic by mi się nie stało! A skoro ty, Koniczynowa Łąka i Diamentowa Grota chodzicie, to czemu ja nie mogę?”
- Myślę, że dałabym sobie radę. - zaprzeczyła cicho, chociaż nie była co do tego przekonana i mało prawdopodobne było, żeby przywódczyni się zgodziła. Różana Przełęcz tylko krótko na nią zerknęła.
- Przemyśl to jeszcze. - rzuciła, kończąc temat. Gronostajowa Bryza przewróciła oczami i oddaliła się od calico.
***
- Różana Przełęczo! - zawołała kotka, podbiegając do przywódczyni. - Tam jest zapach jakiegoś kota. - oznajmiła, lekko zdyszana i zaniepokojona. 

22 sierpnia 2023

Od Gronostajowej Bryzy CD. Słonecznej Łapy

- Oo asiee - miauknęła niewyraźnie czarno-biała, przeżuwając królika. Widząc zdziwioną minę wojowniczki, wyjaśniła: - No właśnie! A Wiśniowa Iskra chyba myśli, że spamiętam je wszystkie po jednym rzucie oka. One się potrafią różnić takimi pierdołami. - stęknęła cicho, co chwila rzucając spojrzenia na mentorkę. Gronostajowa Bryza pokiwała głową.
- To prawda, nie wiem, jak medycy to wszystko zapamiętują. - powiedziała półżartem i uśmiechnęła się do uczennicy. Słoneczna Łapa na te słowa nieco zmarkotniała.
- Nie wiem, jak ja to zapamiętam. - odparła żałośnie. Wojowniczce się zrobiło żal kotki. Chciała być wojowniczką, ale nie mogła przez swój uraz i musiała się odnaleźć na ścieżce dla medyków, co najwyraźniej było dla niej trudne.
- Nie martw się, dasz sobie radę. - pocieszająco położyła ogon na grzbiecie Słonecznej Łapy i uśmiechnęła się delikatnie. - Wierzę w Ciebie. - spróbowała poprawić nastrój młodej kotki. Czarno-biała chyba starała się wymusić uśmiech i miauknęła:
- Dzięki.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziała Gronostajowa Bryza. - Wiesz co, chyba już pójdę. - skierowała się do wyjścia z legowiska medyków.
- Do zobaczenia. - usłyszała za sobą i odpowiedziała tym samym. Wyszła na polanę.
***
Kilka wschodów słońca później wojowniczka siedziała w swoim legowisku, myjąc sobie ogon. Jednak mimo jej starań jej sierść była cały czas poplątana. Na szczęście nie przeszkadzało jej to jakoś szczególnie. Skoro jej futro nie chciało się ułożyć, to niech będzie poplątane sterczeć na wszystkie strony. Nie miała z tym żadnego problemu. Pomyślała, że wpadnie w odwiedziny do Słonecznej Łapy i Wiśniowej Iskry. Może czegoś potrzebują? Weszła do legowiska znajdującego się w Skruszonym Drzewie. Zobaczyła, że czarno-biała uczennica wyglądała na zmęczoną.
No tak, przecież była tej nocy z Wiśniową Iskrą na spotkaniu medyków! - pomyślała. Jak mogła zapomnieć!
- Hej, potrzebujecie czegoś? - zagadnęła do Słonecznej Łapy. - Właśnie, jak minęło spotkanie? Podobało Ci się?
<Słoneczko?>

Od Gronostajowej Bryzy Cd. Jeleniego Puchu

Stała nad dołem, patrząc na rudego kocura z wyraźną ciekawością i współczuciem. Ten nagle skulił się i wycofał pod krawędź więzienia, najwyraźniej przestraszony. Wyglądał na speszonego. Wcisnął się w ziemię, która tworzyła zadaszenie i potrząsnął głową. Skulił się i popatrzył smutnym wzrokiem na wojowniczkę.
- Nie patrz. - wyskomlał. - Oni też patrzeć. Wszyscy. Każdy burzak. A wy to jeść? Czemu wy patrzeć na Puszek? Czemu wy dać jeść? - miauknął żałosnym tonem i schował się pod zadaszeniem, jakie tworzyła ziemia. Jego pytanie zaskoczyło kotkę. Przez chwilę stała, zastanawiając się nad odpowiedzią, kilka razy otwierając i zamykając pysk.
- Dajemy Ci jeść, bo bez jedzenia byś zginął. - miauknęła w końcu. - A nie chcemy, żebyś zginął. I patrzymy się na ciebie, bo… Bo tak się robi, patrzy się na kota, jak się z nim rozmawia. - wyjaśniła cierpliwie, odwróciła się od Jeleniego Puchu, żeby już go nie stresować i wróciła do legowiska wojowników.

***

Tygrysia Gwiazda zmarła. Ze starości, dużo już przeżyła. Ta myśl jednak nie sprawiała, że Gronostajowa Bryza przestawała czuć żałobę i smutek po śmierci przywódczyni. Nie sądziła, że to się stanie tak szybko. Skierowała swoje kroki do więzienia, w którym siedział Jeleni Puch. Od razu ją usłyszał i błyskawicznie się odwrócił, wlepiając w nią wzrok.
- Nie mam jedzenia. - miauknęła kotka szybko. - Przyszłam tylko porozmawiać. - rudy kocur na te słowa wyraźnie się zniechęcił. - Życie nie polega tylko na jedzeniu. - to zdanie powiedziała cicho, bardziej do siebie i miała nadzieję, że Jeleni Puch tego nie usłyszał. Stanęła na krawędzi dołu i spojrzała na kocura współczująco. - Tęsknisz za matką? - spytała, chociaż odpowiedź na to pytanie wydawała jej się oczywista. Chciała jednak wysłuchać zdania więźnia.

<Jeleni Puchu?>

05 sierpnia 2023

Od Gronostajowej Bryzy

*Zgromadzenie*

Została wybrana na zgromadzenie. Zastanawiała się, czy stanie się coś ciekawego, czy po prostu będzie siedziała całą noc w jednym miejscu, nic nie robiąc. Dotarli na wyspę. Kotka podeszła do rudego kocura, jednego z wojowników z jej klanu.
- Witaj, Zwiędły Hiacyncie - miauknęła na przywitanie. - Masz jakieś konkretne plany na dzisiejsze zgromadzenie?

***

Po rozmowie ze Zwiędłym Hiacyntem i śmianiu się z przemowy Aksamitnej Gwiazdeczki, zaczęła wędrować po piasku, nudząc się trochę. Gdy oderwała wzrok od muszelek, zobaczyła złotą kotkę, która chyba mówiła coś do siebie. Ale zachowywała się, jakby ktoś jej odpowiadał. Podeszła do niej zaciekawiona.
- Eee, hej. Co robisz? - spytała nieco speszona.
- O witaj, witaj. Akurat siedzę i przemawiam z woli duchów. Chcesz może poznać swoją przyszłość? - miauknęła złota, na co Gronostajowa Bryza spojrzała na nią zdziwiona.
„Duchy? Jakie duchy?” - pomyślała z politowaniem, rozbawieniem i zdumieniem na raz. „Czy ona oszalała?” - przez chwilę myślała, czy lepiej sobie pójść, czy zostać. W końcu ciekawość wygrała.
- No… dobrze - miauknęła. Kotka z Klanu Wilka złapała ją za łapę, przekręciła i przez chwilę wpatrywała się w czarne poduszki Gronostajowej Bryzy.
- Och! Wojowniczka. To było ci pisane i będzie do końca twoich dni. Duchy mówią, że porwiesz się na słońce i sparzysz. Wszystko wtedy legnie w gruzach, a twe ciało pochłoną płomienie, tak jak nasz las. Mówią o dymie, co dusi i dławi, o pieczących oczach. Można jednak się tego wystrzec. Twierdzą, że skok do wody na głębinę i podwodna medytacja jest szansą na odkupienie win.  
- Czekaj, co? Mam odkupywać jakieś winy? Przecież nic nie zrobiłam! - warknęła machając ogonem.
- Duchy uważają, że odpowiadasz w takim samym stopniu jak cały wasz klan za rozprzestrzenienie się płomieni. Lepiej zaakceptować los i ich nie złościć. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
- Płomienie? - miauknęła jeszcze bardziej oburzona. - Nie miałam nic wspólnego z pożarem na waszym terytorium. Zapytaj się tych duchów jeszcze raz.
- Ciekawe, że nadeszły od waszej strony, a nie Klanu Klifu… - wymruczała złota kotka pod nosem, trzepiąc ogonem. - Duchy mówią tylko raz, więc więcej informacji od nich nie dostaniesz. - Gronostajowa Bryza spiorunowała wilczaczkę spojrzeniem, machnęła gniewnie ogonem i odwróciła się. Wysunęła pazury, ledwo powstrzymując się od rzucenia wyzwiskami w kotkę. Odeszła od niej porobić coś innego.

***

Zobaczyła przed sobą srebrną kotkę z szarymi pręgami i białymi łatami. Była dosyć charakterystyczna przez swoje przednie łapy, które były krótsze od tylnych. Podeszła do niej.
- Hej, nazywam się Gronostajowa Bryza. A ty? - miauknęła. Srebrna kotka uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Nasza liderka… pozmieniała nam trochę imiona. Wolę, żebyś nazywała mnie Skaczącą Falą niż moim oficjalnym imieniem… - stwierdziła.
- Najwyraźniej nie każdemu podobają się zmiany wprowadzone przez Aksamitną Gwiazdeczkę. Ja też nie byłabym zadowolona. Zamierzacie coś z tym zrobić, czy tak to zostawicie? - miauknęła, mając nadzieję, że kotka nie zrozumie źle jej intencji.
- Szczerze? Nie mam bladego pojęcia. Ja wolę się nie narażać - stwierdziła. - Mam jednak nadzieję, że ktoś Aksamitną Gwiazdeczkę przekona do zmiany zdania… oby tylko nie przy pomocy buntu… - zmartwiła się.

***

Po rozmowie ze Skaczącą Falą wróciła do obozu wraz z innymi wojownikami. Ułożyła się wygodnie na posłaniu i zasnęła.

30 lipca 2023

Od Gronostajowej Bryzy

 Kotka szła na patrol graniczny w kierunku terytorium Klanu Klifu. Wraz z nią szli Czajkowe Zaćmienie, Owcza Pierś i Długie Rzęsy. Szylkretowa wojowniczka z rozkazu prowadzącej patrol Czajkowe Zaćmienie, sprawdzała pewne miejsce na granicy. Na początku nic nie wyczuwała, ale wtedy do jej nosa dotarł świeży zapach Klanu Klifu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ta woń była na swoim terytorium. Ale nie była, więc Gronostajowa Bryza zamierzała znaleźć intruza i wygonić go z terenów Klanu Burzy. Słowami lub siłą. Zapach się nasilał, gdy wojowniczka podążała za jego tropem. W końcu zobaczyła drobną, szarą kotkę. Końcówka długiego ogona, którym energicznie machała, była biała. Tak samo, jak drobne łapki, szyja, pierś i brzuch. Miała krótkie nogi, a na okrągłej główce znajdował się różowy nosek i małe uszy. Nie zauważyła Gronostajowej Bryzy, a nawet jeśli, to nie dawała tego po sobie poznać.
- Tralalalala. Ziółka wszystkie znam jaaaaa. - do uszu kotki dotarło ciche nucenie. Intruzka wydawała się być uczennicą lub młodą wojowniczką. Szylkretowa kotka zastąpiła jej drogę i spojrzała na nią z góry. Ta wlepiła w nią spojrzenie dużych, niebieskich oczu i przestała śpiewać.
- Hej! - miauknęła wojowniczka oskarżycielsko. - Kim jesteś i co robisz na terytorium Klanu Burzy. - to zabrzmiało bardziej, jak stwierdzenie, ale Gronostajowa Bryza nie przejmowała się tym. Jeśli młoda kotka użyje mózgu, powinna się domyślić, że to było pytanie.
- Ja, proszę pani? - miauknęła szaro biała kotka miłym głosem. Wyglądała na nieco zdziwioną. Obejrzała się za siebie na terytorium Klanu Klifu. Teraz była jeszcze bardziej zdumiona. - Oj… To ja jestem na terytorium Klanu Burzy?
- Tak. - miauknęła Gronostajowa Bryza, i podniosła dumnie głowę. Musiała pokazać, kto tu rządzi. - Ale ja tu zadaję pytania. Kim jesteś i co tutaj robisz? - powtórzyła wcześniej zadane pytanie, na które intruzka nie odpowiedziała.
- No dobrze. - zamruczała klifiaczka. W jej oczach było widać odrobinę strachu, ale więcej było skruchy i zdziwienia. - Nazywam się Liściasta Łapa. Jestem uczennicą z Klanu Klifu. Uczennicą medyczki. - dodała, a wojowniczka z Klanu Burzy westchnęła. No tak, przecież na początku śpiewała piosenkę o ziołach.
- Czyli jesteś medykiem i masz prawo przejść przez nasze terytorium? - upewniła się nieco zdezorientowana i rozczarowana. Chciała wygonić tą uczennicę i przy okazji porządnie ją zastraszyć.
- Nie, nie! - Liściasta Łapa energicznie pokręciła głową, machając przy tym ogonem. Gronostajowa Bryza ponownie westchnęła. Nie rozumiała tej kotki. - Proszę Panią, to nie tak! Kompletnie nie tak, Pani źle zrozumiała! Ja wcale nigdzie nie idę, żeby się spotkać z jakimś medykiem, ja tylko sprawdzałam, czy ziółka wyrastają…
- Na naszym terytorium!? - krzyknęła wojowniczka, jeżąc sierść na karku i odsłaniając zęby. Syknęła groźnie.
- Nie, nie! Na swoim terytorium, bo ja przez przypadek przekroczyłam granicę. Pani mnie źle zrozumiała! - miauknęła Liściasta Łapa, robiąc jeszcze większe oczy. Powoli zaczęła się wycofywać. - Pani musi mi wybaczyć. Ja naprawdę nie chciałam!
- No… Dobrze. - Gronostajowa Bryza spróbowała się uspokoić, a następnie przetrawiła słowa uczennicy. - Tylko następnym razem uważaj, proszę. Podczas wojny sprzymierzyliście się z Klanem Wilka, więc nie można powiedzieć, że jesteście naszymi sojusznikami. Mógł Ci się trafić ktoś bardziej agresywny. - pokiwała z powagą głową. Widziała, że uczennica bardzo uważnie ją słucha, a na jej pysku pojawił się mały uśmiech, gdy wojowniczka przyjęła jej przeprosiny.
- Dobrze, proszę panią! Będę uważała! - Liściasta Łapa gorliwie pokiwała głową i kontynuowała proszącym tonem. - I, proszę pani, bo ja już chyba muszę iść. Czereśniowa Gałązka kazała mi sprawdzić jeszcze kilka miejsc, gdzie mogą być ziółka i muszę się pospieszyć, żeby nie martwiła się, czemu tak długo nie wracam. Czereśniowa Gałązka to moja mentorka.
- Wiem, wiem - miauknęła Gronostajowa Bryza. - No dobrze, chodź, odprowadzę Cię. - robiła to po to, żeby upewnić się, czy uczennica na pewno wróci od razu na swoje terytorium. Mogło przecież coś ją zainteresować, na przykład jakieś zioła. Ale młoda kotka chyba się nie zorientowała, o co wojowniczce chodzi, bo uśmiech na jej pysku stał się jeszcze większy.
- Dziękuję!!! - miauknęła Liściasta Łapa radośnie, i o ile to możliwe, znowu uśmiechnęła się jeszcze bardziej. - Bardzo jest Pani miła! Już Panią lubię. Moja mentorka też jest miła i jej była mentorka też… Ale i tak mam w klanie dużo takich marudnych kotów. To jest nie do pomyślenia, jak można tylko marudzić i w ogóle się nie uśmiechać. Absurdalne!
- Tak, tak, prawda… - miauknęła Gronostajowa Bryza, chcąc uspokoić uczennicę, ale najwyraźniej coś jej nie wyszło. Liściasta Łapa mówiła przez całą drogę do granicy i potem równie długo się żegnała, mimo, że wojowniczka bardzo chciała już iść. 

27 lipca 2023

Od Gronostajowej Bryzy do Różanej Przełęczy

Kotka właśnie wracała znudzona z patrolu granicznego. Żadnych niepokojących rzeczy, żadnych śladów wilczaków, samotników i innych kotów spoza Klanu Burzy na ich terytorium. Za to śnieg ciągle sypał, wiatr utrudniał chodzenie, temperatura dokuczała każdemu, nawet długowłosemu kotu. I zwłaszcza te zamiecie… Co prawda, tym razem żadnej nie było, ale zawsze jest ryzyko. Nigdy nie wiadomo, kiedy zdarzy się coś niebezpiecznego. Wojowniczka ujrzała przed sobą Skruszone Drzewo. Nie zauważyła, że już dotarli. Ale to w sumie dobrze. Nie chciała już być tutaj, na śniegu. Najchętniej zdrzemnęłaby się na posłaniu. Ale nie zrobiła tego. Gdy weszła na polanę, służącą za obóz Klanu Burzy, skierowała się w kierunku mizernego stosu zdobyczy z jeszcze bardziej mizernymi zdobyczami. Skrzywiła się, widząc ich biedę, ale wzięła jednego królika. Skierowała się w kierunku obrośniętego krzewami drzewa. W korzeniach znajdowała się norka, w którą kotka właśnie się wślizgnęła. Zamrugała kilka razy i poczekała chwilę, żeby przyzwyczaić się do mroku panującego w żłobku. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności w legowisku, rozejrzała się. Na jednym posłaniu zobaczyła urodziwą kocicę. Jej sierść była ruda w ciemniejsze cętki. Pysk, szyja, brzuch, łapy i końcówka ogona miała białe, za to na głowie były charakterystyczne wywinięte uszy. Obrzuciła przybyłą wojowniczkę spojrzeniem żółtych oczu.
Zięba. - pomyślała kotka z grymasem na pysku. - Rasistka, która urodziła kocięta. Kolejnych rasistów. - w drugim końcu żłobka leżała szylkretowa kotka, zasłoniła własnym ciałem kocięta.
- Witaj, Gronostajowa Bryzo. - zastępczyni od razu zorientowała się o przyjściu wojowniczki. Odwróciła się i usiadła wygodnie, tak aby widzieć drugą kotkę.
- Witaj, Różana Przełęczo. - Gronostajowa Bryza położyła przed szylkretką zdobycz. - To dla Ciebie. - dodała, ale pewnie niepotrzebnie. Łapą popchnęła królika do zastępczyni. Ta skinęła głową prawdopodobnie w wyrazie wdzięczności.
- Dziękuję. - miauknęła.
- Jak się miewasz? - spytała niepewnie Gronostajowa Bryza. Nie wiedziała, czy to dobry początek rozmowy.
- Dobrze. - miauknęła Różana Przełęcz krótko, ale jej ton głosu nie był wrogi ani oschły.
- A jak się mają kociaki? - próbowała kontynuować.
- Powoli wyrastają na świetnych wojowników. - zastępczyni omiotła wzrokiem swoje kocięta. - Każdy z nich, bez wyjątku.
- Cóż, dobrze to słyszeć. - Gronostajowa Bryza wymawiając te słowa uśmiechnęła się lekko. - A jak to jest być mamą? - spytała przyjaźnie. - Nigdy nie miałam kociąt.
<Róża?>