BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Morningdew. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Morningdew. Pokaż wszystkie posty

03 maja 2016

Od Porannej Rosy C.D. Czarnej Gwiazdy

– Nasz klan upada… – szepnął mi do ucha lider z wielkim smutkiem.
– Klan Nocy rozgniewał swoich przodków. Teraz ponosi za to karę – spróbowałam wyjaśnić. Po chwili zrozumiałam, że tylko go pogrążam.
– To wręcz niemożliwe. W ciągu dnia umarło aż pięciu członków klanu… – westchnął kocur. – Dlaczego Klan gwiazd ich zabrał?
– Nocny Cień i Koszmarny Cień zostali zabici przez borsuka. Nie byli dobrymi wojownikami. Urodzili się u dwunożnych. O ich losie zadecydował brak doświadczenia. Podobnie z Oszronioną Paprocią. Nigdy… To znaczy, Bażancie Pióro była uczennicą Nocnego Cienia, więc nie nauczyła się wiele.
– A nasza córka? – Na dźwięk tego pytania moi synowie przytuleni do brzucha zadrżeli. Owinęłam ich ogonem.
– Długoszka umarła przez nas – oznajmiłam stanowczo. – Zostawiliśmy ją i naszych synów bez odpowiedniej opieki. Ta samotniczka musiała planować to od dawna.
Czarna Gwiazda westchnął ciężko kładąc mi głowę na boku. Patrzał na naszych synów.
– Klan Nocy rozpaczliwie potrzebuje wojowników – powiedział po dłuższej chwili. – Musimy zacząć szkolić nowych uczniów.
– Masz rację – powiedziałam w odpowiedzi i polizałam partnera w pyszczek.

~ Księżyc później ~

Patrzyłam z dumą na moich synów. Dzisiejszego dnia Błękitek i Wieczorek mieli zostać uczniami. Ich młodsi bracia dostąpią tego zaszczytu dopiero za kilka dni, jednak i z ich powodu przepełnia mnie duma. Zaledwie kilka księżyców temu tuliłam do brzucha pięć małych kłębuszków, a teraz patrzyłam na moich synów, dorosłych i gotowych na zostanie wojownikami. Ich siostra pewnie obserwuje ich teraz z wysokości Klanu Gwiazd, musi ją rozpierać duma, jak mnie.
Moi synowie drżeli wręcz z ekscytacji. Siedzieli przede mną i obserwowali nasz niewielki klan, zapewne zastanawiając się, który kot zostanie ich mentorem? Nagle do mojej głowy wróciło wspomnienie dnia, w którym sama zostałam uczniem. Nie spodziewałam się wtedy, że Lwi Ogon nim będzie, ale byłam pełna zachwytu widząc tak wspaniałego wojownika w roli mojego mentora! Sama chciałabym dla synów najlepiej. Wiedziałam, kim będą ich mentorzy. Nakrapiany Kwiat, Wilcza Pieśń, Szary Kieł i zapewne ich ojciec – Czarna Gwiazda. Nie chciałabym, aby zastępca miał pod swoją opieką jednego z moich synów. Szary Kieł to nie tylko z krwi i kości domowy pieszczoch, ale też i zdrajca! Ta kotka, Pustynna Dusza… Szczęśliwie dopiero dołączyła i nie będzie uczyła moich kociąt. Doskonale wiem od synów, że samotniczka, która zamordowała ich siostrę była szylkretowa, ale fakt, że Pustynna Dusza była do niedawna samotnikiem mnie przerażał.
Czarna Gwiazda wskoczył na swój kopczyk. Jego cień wyglądał przecudownie w świetle księżyca. Moje łapy zadrżały z podniecenia.
– Tej pięknej nocy, w momencie Górowania Księżyca zebraliśmy się, aby nadać imiona nowym uczniom. Oboje wystąpcie. – Lider mówił doniosłym, głośnym tonem. Błękitek i Wieczorek zrobili kilka kroków w przód. Czarna Gwiazda spojrzał na Wieczorka surowym, a za razem łagodnym wzrokiem. – Od tej chwili, aż do momentu gdy otrzyma imię wojownika, uczeń ten nazywać się będzie Wieczorną Łapą. Szary Kle, będziesz od teraz mentorem Wieczornej Łapy. Mam nadzieję, że nauczysz go dobrze polować i walczyć!
A wiec tak. Wieczore… Wieczorna Łapa będzie uczniem Szarego Kła. To mądry kociak, może nauczy czegoś tego zdradzieckiego pieszczocha! Byłam bardzo dumna z syna, ale to nie był koniec ceremonii.
– Ten uczeń – kontynuował Czarna Gwiazda zwracając się do swojego pierworodnego. – Będzie się od dziś nazywał Błękitną Łapą. Nakrapiany Kwiecie, od dawna chciałaś mieć własnego ucznia. Urodziłaś się w klanie, więc wierzę, że przekażesz mu całą wiedzę w nim nabytą.
Nakrapiany Kwiat skinęła głową. Ona i Szary Kieł podeszli do swoich uczniów i zetknęli się z nimi nosami, jak nakazuje stara, klanowa tradycja. Byłam niezwykle dumna, a za kilka wschodów słońca się to powtórzy.

~~kilka wschodów słońca później~~

– Wodna Łapo! Ile razy mam powtarzać? Kiedy łapiesz rybę nie możesz się ruszać! – skarciłam syna. Tego dnia Czarna Gwiazda udał się do Matczynego Pyszczka wraz z Szarym Kłem i Nakrapianym Kwiatem. Ja miałam trenować Wodną Łapę, Wilcza Pieśń miał wziąć pod opiekę Cichą Łapę i Wieczorną Łapę, a Pustynna Dusza dostąpiła zaszczytu opieki nad Błękitną Łapą.
– Ale, jak złapać rybę i jednocześnie się nie poruszać? – spytał kociak. Miał e tym trochę racji. Źle to tłumaczę.
– Ryba wyczuje twój ruch. Musisz zaatakować szybko i energicznie! – sprecyzowałam. – Wskakuj jeszcze raz do wody!
Kociak posłusznie wykonał polecenie i stojąc po brzuch zamoczony w wodzie czekał. W pewnym momencie szybko skoczył do przodu i zanurzył ciało w wodzie. Po chwili był na ladzie z tłustą płotką w pyszczku.
– Piękna zdobycz! Tata będzie zadowolony! – pochwaliłam kociaka. Uczeń otrzepał się z wody i upuścił zdobycz na brzegu.
– Zawsze musimy polować w rzece? – spytał zrezygnowany. – Woda przesiąkła mi futerko!
– Założę się, że Wieczorna Łapa i Nocna łapa tak nie marudzą! – prychnęłam. Kocur postawił wąsy i ponownie wskoczył do rzeki. Czekał pilnie, ale nagle przerwał.
– Widziałaś? – spytał odwracając się do mnie.
– Co?
– Na drugim brzegu! Trzciny się poruszyły!
– Pewnie to tylko wiatr.
Próbowałam uspokoić kociaka, jednak ten uparcie patrzył na drugi brzeg, gdzie po dłuższej chwili i ja dostrzegłam ruch. Czekaliśmy w napięciu, aż intruz się nam pokarze. Ruch zbliżył się do brzegu i serce mi zamarło.
– To kot! – miauknął Wodna Łapa. – Intruz! Przegońmy go!
Na widok Kamiennego Pazura szarpnęła mną fala nienawiści. Miałam ochotę wskoczyć do rzeki i nie tyle przegonić kocura, co go zabić! Nie widziałam Kamiennego w tej okolicy od dnia, w którym zrujnował mi życie, od dnia, w którym obdarzył mnie synem. I ten syn stał teraz w wodzie, tuż obok mnie.
– Zostaw! – syknęłam na kociaka. – Wracaj do obozu, sama się tym zajmę.
– Nie ma mowy! Ja go pierwszy zobaczyłem!
Kociak zaczął płynąć ku drugiemu brzegowi. Przeraziłam się.
– Wodna Łapo! – zawołałam półgłosem. Kociak nie zatrzymał się. Musiałam ruszyć za nim w pogoń.
Gdy był już na drugim brzegu nawet nie otrzepał się z wody, tylko pobiegł ku Kamiennemu Pazurowi. Miał zaraz zaatakować swojego prawdziwego ojca. Przyspieszyłam.
Znalazłam się na ladzie i usłyszałam przeraźliwy pisk. Mój syn! Szybko pobiegłam w kierunku walczących kotów.
– Zostaw go! – zawołałam zwalając potężne, szare cielsko z pleców mojego syna.
– Poranna Rosa – syknął kocur. – Dawno się nie spotkaliśmy…
Sierść zjeżyła mi się jeszcze bardziej na wspomnienie naszego ostatniego spotkania. Wystawiłam pazury i zasyczałam. Kocur zaśmiał się i odwrócił.
– Zakończmy to! – powiedział i zaczął przede mną uciekać.
„To pułapka” – byłam tego pewna, nawet zbyt pewna. Jednak nie miałam wyjścia. Nie wypuszczę go tym razem! Zaczęłam biec za Kamiennym Pazurem w górę rzeki. Wyraźnie chciał mnie zwabić na wolne terytoria samotników. I tak mam nad nim przewagę. Widziałam – nie otwierał oczu. Nie może ich otworzyć. Nie widzi. Musi mieć jakiegoś wspólnika!
Przebiegliśmy strumień a od niego biegliśmy już prosto do Czterech Drzew. Miejsce śmierci Gromowej Gwiazdy i Jastrzębiego Mrozu… Myśli, że mnie to rusza? Zaraz do nich dołączy! Wbiegliśmy na polanę pod drzewami. Kamienny Pazur wyglądał na przestraszonego.
– Pomarańczowa Stopo! – zawołał. Rozejrzałam się szukając wzrokiem jego sprzymierzeńca. – Pomarańczowa Stopo!
Czekałam jeszcze chwilę, jednak nikt się nie odezwał. Zaśmiałam się.
– Jesteśmy sami! Nawet nie wiesz, jak długo czekałam na tę walkę…
– Ostatnim razem dało mi się ciebie obezwładnić! Dziś cię zabiję! – warknął Kamienny Pazur. Wysunął swoje długie, szare pazury i nastawił uszu. Polega na słuchu, sprytnie! Skoczyłam w prawo, a on od razu odwrócił się w tym kierunku. „To będzie ciekawa walka!”.
Stanęliśmy naprzeciw siebie. Wyszczerzyłam kły, gotowa do ataku. Kocur nasłuchiwał próbując przewidzieć moje ruchy. Mógł polegać tylko na tym zmyśle.
Zaatakowałam pierwsza. Samotnik wykonał zgrabny unik, przy czym zdołał uderzyć mnie łapą w bok zadając mi ranę. Zasyczałam z bólu. W rewanżu rzuciłam się jeszcze raz i tym razem nie spudłowałam. Zaczęliśmy gryźć się i drapać… Kocur za wszelką cenę próbował uniknąć moich ataków.
Po dłuższej chwili byliśmy już mocno poranieni i zmęczeni. Mierzyłam go wzrokiem pełnym nienawiści. Wtedy skoczyłam nagle na Kamiennego Pazura i zadałam mu mocną ranę w pyszczek. Wykorzystując jego dezorientację chwyciłam jego gardło i zdusiłam. Kocur szybko mi się jednak wyrwał. Uderzyłam jeszcze raz, jednak tym razem i on skoczył w moim kierunku. Zderzyliśmy się w powietrzu, a wtedy ponownie chwyciłam go za szyję. Nie mogłam pozwolić mu na wyrwanie się. Zacisnęłam mocno zęby, a po chwili Kamienny Pazur upadł nieruchomo na ziemię.
Zaczęłam dyszeć. Nie wierzyłam własnym oczom! Zabiłam go! Ogarnęło mnie wielkie szczęście. Jednak nie na długo. Usłyszałam szelest dochodzący od strony wejścia, a po chwili na polanie pojawił się olbrzymi, rudy wojownik. Onyksowy Łowca. Skuliłam się na jego widok z przerażenia. Wlepiłam swoje niebieskie oczy w jego płaski pysk. Po chwili odwrócił się w moim kierunku.
Serce uderzało mi szybciej niż zwykle. Nogi były jak sparaliżowane. Na dodatek zmęczenie i ból po walce… Nie miałam szans na zwycięstwo w starciu z Onyksem, a tym bardziej na ucieczkę będąc w takim stanie.
– Poranna Rosa – powiedział kocur chłodnym tonem. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnej odpowiedzi. – Jak śmiesz wchodzić w miejsce, gdzie dokonałaś tak straszliwej zbrodni!
„Pamięta, nie zapomniał mi tego” – w głowie zaczęła mi krążyć tylko jedna myśl. To ja zabiłam jego lidera. To ja zabiłam jego przyjaciół. To ja zabiłam Klan Wschodu.
– O-o-o-onyks… – wybełkotałam ledwo słyszalnie. Kocur zmierzył mnie pełnym powagi wzrokiem.
– Oni wszyscy umarli! Z twojej winy! – zasyczał. Nie mogłam wręcz się ruszyć. – Nawet kocięta Zimowego Serca… Nawet mały Gromek… To kocię żyło jeszcze kilka dni! Potem zamarzł pewnego poranka… To wszystko przez ciebie i twoją zbrodnię!
On mnie zabije. On mnie zabije. On mnie zabije. Byłam tego tak samo pewna, jak tego, że Kamienny Pazur umarł przed chwilą z moich łap. To będzie zemsta za Klan Wschodu.
– Miałem niedawno wizję – ciągnął kocur. – Gromowa Gwiazda ukazał mi się prosząc o zemstę. Miałem też wizję przed chwilą. Zanim tutaj wszedłem. Gromek prosił o zabicie ciebie za śmierć jego mamusi i tatusia i w ogóle całego Klanu Wschodu!
– T-to ja pokazałam ci klany! To ja chciałam cię w klanie mimo tego, że byłeś pieszczoszkiem dwunożnych! – powiedziałam trzęsącym się głosem.
– Więc mogłaś nie dawać mi powodu do zemsty! – zasyczał wściekle i zaczął na mnie szarżować. Poczułam potężne uderzenie w bok. Ten cios zwalił mnie z nóg. Upadłam przyduszona bardziej do ziemi przez wielkie łapy kocura. Byłam przerażona. Chciałam prosić go o litość, jednak duma mi zabraniała. Czekałam cierpliwie na śmierć zastanawiając się nad losem moich synów, po mojej śmierci. Widziałam jak Błękitna Łapa liże małe czarne kłębuszki wtulone w bok jakiejś pręgowanej kotki; widziałam Wieczorną Łapę podczas walki z rudym wojownikiem; widziałam jak Cicha Łapa przynosi do obozu gigantycznego łososia… Widziałam też Wodną Łapę zasiadającego dumnie na kopczyku lidera w obozie Klanu Nocy. Jak oni sobie poradzą bez matki? Co z moim drugim miotem? Zerknęłam na martwe ciało Kamiennego Pazura. Czy mam umrzeć jak on? Zapamiętana jako kotka, która była? Nie.
Szybko wyrwałam się spod łapy kocura i nabrałam nowej siły do walki. Nie będę uciekać. Jeżeli go pokonam, Klan Nocy zapamięta mnie jako bohatera! Wysunęłam długie pazury i skoczyłam na wojownika. Jednak byłam zbyt słaba wobec jego potęgi. Onyksowy łowca odrzucił mnie jednym sprawnych machnięciem łapy. Uderzyłam w pień jednego z drzew.
Ból, jaki przeszył moje ciało w momencie uderzenia był morderczy. Co prawda, jeszcze żyłam, ale nie mogłam się ruszyć, a do mojego pyszczka zaczęłam napływać krew.
Głupia, mogłaś uciekać.
– Mamo! Mamo! – usłyszałam wołanie, i jakby przez mgłę dostrzegłam sylwetkę ucznia. Wodna Łapo…
– Synku… – wydałam z siebie ledwo słyszalnie. Kociak chyba płakał. Uciekaj Wodna Łapo! Onyks nadal tu jest!
– Mamusiu… – Ciało kociaka wtuliło się w mój brzuch. Był już taki duży… Zaraz umrę, jak zabrzmią moje ostatnie słowa?
– Spójrz – chrząknęłam próbując wskazać ciało Kamiennego Pazura. Nie było tam nic rudego, nie zmylę go. – Kamienny… To twój ojciec… Tylko twój… Nie mów… Czarnej Gwieździe…
Okropne pożegnanie.
Nagle ogarnęła mnie pustka. Poczułam ciepło, a po chwili zauważyłam, że już nie leżę, a stoję. Nie czułam bólu. Czy to już czas? Jestem… martwa? Zrobiłam krok w przód. Polana pod Czterema Drzewami była pusta. Nagle znikąd pojawiły się wokół mnie koty. Wystraszyłam się.
– Poranna Roso – usłyszałam łagodny głos i niemal podskoczyłam ze strachu. Obróciłam się, wśród tłumu stała szylkretowa kotka o granatowych oczach. Była bardzo duża i miała długą sierść. Jej szyja była przecięta blizną. Długie Futro.
Rozejrzałam się. Na skale po środku obozu stały cztery koty, a wokół nich było wiele innych. Wszystkie charakteryzowały się dumną postawą i łatkami o kształcie gwiazdy. To liderzy Czterech Klanów. Nieco bliżej mnie, w lekkim oddaleniu od skały siedziały koty również posiadające gwiazdę, jednak je znałam. Liderzy Nowych Klanów. Brakowało wśród nich tylko Gromowej Gwiazdy. Koty zasiadające w lekkim oddaleniu od skały były bardzo liczne. Wśród nich poznałam sylwetki wielu wojowników, których znałam, kochałam, szanowałam bądź zabiłam. Wojownicy, królowe, starsi, uczniowie i kocięta stali wymieszani w tłumie kotów z Klanu Gwiazd. Nigdzie nie widziałam jednak złych cieni kotów wyjętych spod Kodeksu.
– Czy ja?… – szepnęłam niepewnie.
– Tak, dołączyłaś do Klanu Gwiazd – odezwał się czyjś głos. Odwróciłam się w tamtym kierunku i zobaczyłam Nigdy Łapę w towarzystwie mojej córki, Długoszki.

25 kwietnia 2016

Od Porannej Rosy C.D. Czarnej Gwiazdy

{podobają mi się te nowe imiona :3}

Klan wyruszył na poszukiwania zostawiając mnie z Wilczą Pieśnią dla bezpieczeństwa. Razem pochowaliśmy zmarłych członków naszego klanu i poleciliśmy ich Klanowi Gwiazd. Po małej Długoszce zostanie mi w sercu jedynie pustka, której nie zapełnię już nigdy. Płakałam cicho przytulając do siebie synów, a Wilcza Pieśń wylizywał rany po bitwie z borsukiem. Jestem mu wdzięczna, za to, że jest tutaj. Nie chciałabym słuchać słów pocieszenia od tych domowych pieszczochów, czy od innych kotek. Co Nakrapiany Kwiat i Nigdy Łapa mogą wiedzieć o utracie dziecka? Przecież nigdy nie miały dzieci! Ale Nakrapiany Kwiat zawsze mówiła, że marzy o kociętach… Niech Gwiezdni pozwolą jej spełnić marzenie i dopilnują, by jej kocięta nie podzieliły losu mej córki! Mojej małej Długoszki…
Moi synowie wpatrywali się we mnie swoimi wielkimi oczami. Były pełne smutku po siostrze, ale miały w sobie też coś pocieszającego. Nagle przypomniała mi się moja siostra. „Gdyby zostało mi choć jedno, tylko jedno kocię, kochałabym je bardziej niż wcześniej, ponieważ mogłabym ofiarować mu miłość, przeznaczoną dla jego rodzeństwa.” – mówiła w dniu, w którym umarły jej dzieci. Nigdy nie powiedziałam jej, kto zabił jej młode. Umarła nie zdając sobie sprawy, jak bardzo została zdradzona.
Moją córkę zabiła jednak samotniczka. Nie wiem, która była na tyle odważna, by zaatakować sam obóz Klanu Nocy, ale doskonale wiedziała, kiedy to zrobić! Zadrżałam wyobrażając sobie jakąś czarną kocicę, jak obserwuje obóz, kuląc się w krzakach jałowca. Po chwili do obozu wrócił Szary Kieł. Jego błękitne oczy lśniły smutkiem. Wstałam i podeszłam do niego.
– Oszroniona Paproć nie żyje – westchnął kręcąc głową. – Znalazłem jej ciało niedaleko wodospadu, było przysypane głazami i błotem. Nie będziemy w stanie jej odkopać.
Moje serce, świeżo sklejone znów rozpadło się na kawałki. Medyczka, ta sama medyczka, która powiedziała mi, ze jestem w ciąży i ta sama, która odbierała mój poród… Ona nie żyje? To było bez sensu. Po chwili zastępca Czarnej gwiazdy wyciągnął coś ze swojej chustki. To była różowa chustka medyczki. Nadal pachniała jej futrem.

Członkowie klanu wracali kolejno z pustymi pyszczkami i dopiero w obozie dowiadywali się, jaki los spotkał naszego medyka. Kiedy wrócił Czarna Gwiazda wspólnie udaliśmy się w miejsce zwłok, gdzie pochowaliśmy dzisiaj już trzech członków klanu. Gdy dotarliśmy na miejsce zauważyłam coś dziwnego. Kopczyk mojej córki był rozkopany! Podbiegłam bliżej nie wierząc własnym oczom! Dołek był pusty, ktoś wykradł ciało mojej córki! Na dodatek w powietrzu unosiła się obca woń.
– Kimkolwiek jesteś samotniczko, zamorduję cię własnymi pazurami! – warknęłam wściekle z nadzieją, że kotka może słyszy moje słowa.
Potem w dołku po moim dziecku zakopaliśmy chustkę Oszronionej Paproci i poleciliśmy ją Klanowi Gwiazd. Nie miałam już w oczach łez, by móc dalej płakać. Była już noc, kiedy czarna Gwiazda zwołał klan na spotkanie.
– Dzisiaj spełniły się słowa przepowiedni danej nam przez Gwiezdnych. Nasz klan opuścili Nocny Cień, Koszmarny Cień, Oszronione Futro, oraz Długoszka. Dziękujemy Klanowi Gwiazd za ich żywota, nieszczęśliwie zakończone tego smutnego dnia. Niech ich dusze dołączą do pozostałych członków Klanu Gwiazd na Srebrnej Skórze, i czekają na nas i naszą śmierć. Dziś Klan Nocy został osłabiony o cztery żywota. W tym medyka i dwóch wojowników. Dlatego ten smutny wieczór połączymy z świętem! Nigdy Łapo, podejdź bliżej!
Przez chwilę nie rozumiałam, o co chodzi Czarnej Gwieździe, ale po chwili pojęłam. Dziś mianuje Nigdy Łapę wojownikiem! Poczułam się bardzo dumna z powodu tej nagłej zmiany. Klan Nocy stracił dziś wojowników, ale nowy właśnie wchodzi na ich miejsce. Kocur uniósł głowę w kierunku Srebrnej Skóry i zaczął mówić tradycyjną w każdym klanie formułę:
– Ja, przywódca Klanu Nocy, wzywam moich walecznych przodków, by spojrzeli na tę oto uczennicę. Trenowała pilnie, by poznać zasady Waszego szlachetnego Kodeksu. Polecam wam ja jako kolejną wojowniczkę. Nigdy Łapo, czy obiecujesz przestrzegać Kodeksu Wojownika oraz chronić ten klan i bronić go nawet za cenę życia?
– Obiecuję! – odparła bez namysłu kotka.
– W takim razie, mocą Klanu Gwiazd, nadaję ci imię wojownika. Od tej chwili będziesz znana jako Bażancie Pióro. Klan Gwiazd uznaje twoją odwagę i dobroć, witamy cie jako pełnoprawnego wojownika Klanu Nocy!
Wszystkie koty zgodnym chórem zaczęły skandować nowe imię kotki:
– Bażancie Pióro! Bażancie Pióro!...

Obudziłam się dość wcześnie słysząc zamęt panujący w obozie. Wstałam i powoli wyszłam zobaczyć, co się stało. Nikt już nie spał, wszystkie koty rozglądały się pilnie po obozie. Podeszłam do Nakrapianego Kwiatu.
– Co się stało? – spytałam.
– Bażancie Pióro zniknęła! Powinna pilnować obozu przez całą noc nie ruszając się z miejsca, ale jej tu nie ma! Szary Kieł rozgląda się na zewnątrz obozu.
Po chwili kocur wrócił do obozu.
– Nasza nowa wojowniczka została zabita przez lisa!


<Czarna Gwiazdo?>

24 kwietnia 2016

Od Mornindew

Tego ranka obudził mnie pisk Silenkit’a. Maluchy nie spały, tylko się bawiły. Bracia musieli znów coś mu zrobić.
– Co to za krzyki? – spytałam mrużąc oczy. Poczułam jak Silen wtula się w mój brzuch.
– Bluekit i Eveningkit znowu atakują mnie, kiedy śpię! – jęknął maluch. Spojrzałam z oburzeniem na jego braci. Czarne kłębki sierści kuliły się w rogu jaskini kryjąc się przed moim wzrokiem.
– Bluekit! Widzę was! Kazałam wam zostawić brata w spokoju!
– To nie nasza wina, że takie z niego mysie serce! – odpowiedział długowłosy kociak.
– Kto cię nauczył takich określeń? – syknęłam. Kociak nastroszył sierść.
– Greyfang… – szepnął. – Mówił, że członkowie Klanu Wilka są mysimi sercami, skoro uciekają na widok naszych patroli!
– Ale Silenkit jest członkiem naszego klanu, a nie Klanu Wilka – pokręciłam głową.
– Ucieka na nasz widok, jakbyśmy byli naszym patrolem, a on należał do wrogiego klanu! – wyjaśnił mi ich rozumowanie Eveningkit. Zaśmiałam się.
– Dzieci… Klan Gwiazd dał nam nasze klany, byśmy pielęgnowali w sobie cechy naszych przodków. Odwagę, wierność, honor i dobroć. Ale w swoim postępowaniu musimy być rozsądni. Jeżeli Klan Wilka kryje się przed naszymi patrolami, oznacza to, że jego członkowie wiedzą, że nie mają z nami szans w walce na Słonecznych Skałach. Jednak pamiętajcie, że nawet my w obawie przed patrolami Klanu Wilka nie zapuszczamy się w głąb ich lasu. Rozsądek to nie tchórzostwo.
– A atakowanie kota we śnie jest rozsądne? – oburzył się Silenkit.
– Musisz nauczyć się czujności. Nie każdy wojownik przestrzega Kodeksu. Kiedyś, podczas snu, ktoś może cię zaatakować. Musisz być gotowy na odparcie nawet tak tchórzliwego ataku!
Dawałam dzieciom bardzo ważne lekcje, które z pewnością pomogą im w przyszłym życiu. Jednak i oni uczą mnie czegoś ważnego. Kiedyś byłam tchórzem. Sądziłam, że jestem wzorowym wojownikiem, a w rzeczywistości zaatakowałam śpiącego kota. Czy Thunderstar mi wybaczył? Mam nadzieję, że tak. Odebrałam życia wszystkich członków swojego klanu. Chociaż… Onyxhunter jednak żyje. I jest niebezpieczny. Należy jednak do Klanu Klifu, z którym nie graniczymy. Dzięki Gwiezdnym! Nie chciałabym zobaczyć, jak któryś z moich synów z nim walczy! Nie mówiąc już o Longkit!
Z obozu dobiegały różne dźwięki. Wszyscy pewnie już nie spali, tylko polowali i patrolowali granice… Póki mamy spokój mogę wyjść z dziećmi na zewnątrz żłobka.
– Wstawajcie. Idziemy na dwór – powiedziałam szturchając nosem Waterkit’a i Longkit. Kocięta ziewnęły i podniosły się do siadu. Tymczasem Evening i Blue wybiegli na zewnątrz.
Po chwili wszyscy byliśmy na zewnątrz. Kociaki wypatrzyły błotną kałużę, na którą niemal od razu się rzuciły. Bawiły się w najlepsze ochlapując się mokrą ziemią.
W obozie były bezpieczne, więc nie musiałam się o nie martwić. Rozejrzałam się po obozie. Był prawie pusty z wyjątkiem Blackstar’a, który wylegiwał się na usypanym z ziemi kopczyku. Leżał, ale nie spał. Podeszłam bliżej i poczułam zapach strachu. Coś musiało się stać! Kocur wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Miałam wrażenie, że nawet mnie nie zauważa. Nagle wybrudził się z tego transu. Już kiedyś to widziałam.
– Rozmawiałeś z Klanem Gwiazd? – spytałam niepewnie.
– Tak – odparł krótko lider. – Nasza rzeka spłynęła krwią. To zły znak.
– Twierdzisz, że to krew naszego klanu? – dociekałam.
– Mam nadzieję, że nie. Dziś zwołam zebranie klanu. Powinniśmy być czujni i nie podejmować żadnych nieprzemyślanych decyzji – powiedział z powagą, jednak szybko zmienił temat. – Zabrałaś dzieci na spacer?
– Tak, przyda im się trochę ruchu na świeżym powietrzu. Muszą znać zapach swojego klanu i odkryć nasz świat.
– Daj im jakieś zadanie. Nauczą się odpowiedzialności i wytrwałości.
Uśmiechnęłam się do partnera i wróciłam do kociąt. Czarne futerko moich synów zrobiło się brązowe od błota. Longkit i Silen nie bawili się z nimi, tylko jak zwykle polowali na motyle. Waterkit trzymał się dzisiaj na uboczu zaczepiając mniszka, który wyrósł na ścianie obozu. Zastanawiałam się, czym zająć maluchy.
– Mam misję dla piątki dzielnych wojowników Klanu Nocy – powiedziałam z uśmiechem. Kociaki odwróciły się do mnie. – Kto pierwszy złapie mój ogon?

Słońce chyliło się ku zachodowi. Po nakarmieniu i uśpieniu dzieci wyszłam z jaskini na zebranie. Blackstar siedział z dumnie uniesioną głową na swoim kopczyku. Nieco niżej niego, w podobnej pozie zasiadał Grayfang. Członkowie klanu już się zebrali.
– Dziś miałem wizję – zaczął Blackstar. – Klan Gwiazd przekazał, że niebawem śmierć nawiedzi okolicę. Z początku nie rozumiałem jej, jednak sprawozdanie Grayfang’a z patrolu dało mi jasno do zrozumienia. Na terenach Klanu Nocy osiedlił się borsuk!
Tam, gdzie żyłam w młodości nie spotykało się borsuków. Był jednak w klanie starszy, którego opowieści wywoływały w mojej głowie koszmary przez kilka księżyców. Wśród nich była historia o tym, jak pewnego dnia jego mentor polecił mu i innemu uczniowi udać się daleko za siedlisko dwunogów i przynieść dla medyka zioła, które rosły tylko tam. Spotkali tam borsuka, a jego przyjaciel wrócił bez łapy i z połową ogona. Nic więc dziwnego, że członkowie Klanu Nocy aż zapiszczeli słysząc tę informację.
– Przeganiając go musimy zachować ostrożność. Wybrać najlepszy moment i zaatakować całym klanem – mówił lider z powagą. – Zanim jednak ten moment nadejdzie niech nikt nie opuszcza obozu samotnie! A jeżeli ktokolwiek wyczuje zapach borsuka, niech prędko wraca do obozu! Borsuki, jak nasz klan żywią się rybami, więc nasz wróg będzie z pewnością polował w pobliżu rzeki. Dlatego radzę przenieść tymczasowo łowisko na siedlisko koni. Pora nagich drzew jest już za nami, więc te tereny będą obfitować w myszy i norniki. Możecie już zjeść kolację, ale proszę, bądźcie ostrożni.
Koty udały się do sterty ze świeżymi zdobyczami i każdy zabrał coś dla siebie. Sama miałam ochotę ustawić się w kolejce, ale Spottedflower podbiegła do mnie z małą płotką w pyszczku.
– Chyba każdy się zgodzi, że ryby muszą trafić do brzucha królowej – powiedziała z przyjacielskim uśmiechem. – Trochę czasu minie, zanim wytropią tego borsuka.
– Widziałaś kiedyś to zwierzę? – spytałam cicho, lekko zawstydzona tym, że nie za bardzo wiem czym są borsuki.
– Uwierz mi, nie. – W jej tonie dało się usłyszeć lekki wstyd. – Ale byłam z Grayfangiem, kiedy wyczuł jego zapach, więc i ja go znam. Jestem w grupie kotów, które mają znaleźć kryjówkę tego stwora.
– Obyście dokonali tego jak najprędzej! Jeżeli potrzeba aż dwóch dorosłych kotów, żeby mieć jakieś poczucie bezpieczeństwa, to ja nie chcę nawet wiedzieć, co mogłoby spotkać moje dzieci w obliczu spotkania z tym stworem!
Kotka nic już nie odpowiedziała, tylko zabrała się za wróbla, którego zgarnęła ze stosu dla siebie. Ja zaczęłam jeść swoją rybę zdając sobie sprawę z tego, że to mój ostatni posiłek tego rodzaju w najbliższym czasie. Po kolacji podziękowałam wojowniczce i wróciłam do swoich młodych, które nadal smacznie spały.

Cała ta sprawa z borsukiem męczyła moje myśli. Miałam nawet sen, w którym wielka, czarna bestia o długich kłach i pazurach zabiła i pożarła moje młode, a ja nie mogłam nawet podejść sparaliżowana strachem. Szczęśliwie to tylko sen. Przecież taki borsuk nie może być straszniejszy niż potwory żyjące na Drodze Grzmotu? Blackstar mówił, że klan jest w stanie go pokonać, a tamtych bestii nie można się pozbyć w żaden sposób!
A jednak borsuk był nieuchwytny i przez trzy wschody słońca nikt nie znalazł jego kryjówki. Już chyba każdy członek klanu znał zapach tej bestii. Wolfsong wywęszył jego smród przy kładce, a Nightmareshadow przechwalał się, że słyszał jego ociężałe kroki bardzo blisko obozu! Nawet mi pozwolono powąchać liść, o który ocierał się ten stwór. Jego zapach był ostry i drażnił nos jak smród lisa!
Siedziałam właśnie pod jedną ścianą obozu i obserwowałam jak dzieci bawią się w dorosłych wojowników. Poza nami w obozie był jeszcze Wolfsong, Spottedflower, Neverpaw i medyczka – Frostedfern. Blackstar i Grayfang wyszli na poszukiwania borsuka, a pozostali udali się na polowanie. Odwróciłam się w kierunku uczennicy Nightshadow. Ruda kotka wylizywała swoją łapę. Należała do klanu od dość dawna, była już dorosła… A jednak nadal była uczennicą. Zrobiło mi się jej żal.
– Neverpaw! – zawołałam. Kotka nastawiła uszu i podbiegła w moim kierunku. Jej rude futerko zalśniło w słońcu.
– Słucham? – spytała niepewnym głosem.
– Dlaczego nie poszłaś z Nightshadow na polowanie?
– Moja mentorka uważa, że nie powinnam wychodzić, kiedy w okolicy kryje się borsuk – westchnęła kotka. – Czasami traktuje mnie jak kociaka, a mam już przecież czternaście księżyców!
– To przykre. Moja siostra w twoim wieku została królową. Powinnaś już dawno dostać imię wojownika! Kiedy tylko Blackstar wróci poproszę go, aby mianował cię wojownikiem. Chyba już najwyższa pora.
Pyszczek kotki nawiedził szeroki uśmiech. Była cała rozradowana!
– Niech ci Gwiezdni wynagrodzą! Już nie mogę się doczekać! Jak myślisz, jakie imię dostanę? – Radość nie schodziła kotce z pyszczka. Zastanowiłam się chwilę.
– Skąd wzięło się twoje obecne imię? – odpowiedziałam pytaniem. Kotka pomyślała chwilę.
– „Never” nazwała mnie matka. „Paw” dodał pewien były klanowicz, kiedy podróżowałam samotnie.
– Blackstar na pewno je zmieni. Nie wiem, jakie słowo mogłoby pasować do „Never”. Ja bym nazwała cię Redstorm lub Sunshine.
Kotka zaśmiała się chicho, podziękowała mi jeszcze raz i odeszła. Po chwili do obozu wrócił nasz „borsuczy patrol”. Od razu udali się do kopczyka i zajęli na nim swoje miejsca. Lekko mnie to zaniepokoiło.
– Niech wszyscy zbiorą się, aby posłuchać! – zawołał głośno lider. Koty wstały i podeszły bliżej. Nawet moje dzieci odwróciły głowy z zainteresowaniem patrząc na tatę. – Długie poszukiwania możemy uznać za zakończone. Znamy lokalizację nory borsuka.
Radość szarpnęła całym moim ciałem. Nareszcie możemy go wypędzić!
– Jednak – kontynuował dalej Grayfang. – Borsuk skrył się na siedlisku koni! Najświeższe tropy prowadzą właśnie w to miejsce!
– Gdzie Nightshadow i Nightmareshadow? – spytał Blackstar rozglądając się po obozie.
– Gwiezdny Klanie! Poszli na polowanie! – zawołała z przerażeniem Spottedflower. Zanim ktokolwiek zareagował zauważyłam jak Neverpaw wybiega z obozu. Szybko odwróciłam się do medyczki.
– Pilnuj kociąt!
I rzuciłam się w pogoń za uczennicą. To był pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy opuściłam obóz. Z początku nie wiedziałam, gdzie jestem, ale szybko przypomniałam sobie drogę do siedliska koni. Pobiegłam bardzo szybko śladem kotki. Słyszałam jeszcze przez chwilę wołania członków klanu, ale zignorowałam je i szybko się oddaliłam.
Wypatrzyłam rude futerko kotki, kiedy biegła przez niską trawę. Kawałek dalej pasły się dwa konie. Nie stanowiły zagrożenia, więc swobodnie przebiegłyśmy obok nich. Nagle w moje nozdrza uderzył gorzki zapach. Znałam go, choć ten na liściu był znacznie słabszy. Borsuk jest blisko. Musiałam czym prędzej dogonić kotkę.
Nagle okolicę przeszył głośny pisk. Poznałam go – to Neverpaw! Po chwili zobaczyłam jej rude futerko stroszące się przed… Dużą, szarą istotą o czarnobiałym pysku. Nie musiałam widzieć jej wcześniej, by ją znać.
– Neverpaw! Uciekaj! – krzyknęłam. Kotka szybko odskoczyła robiąc unik dosłownie jedno uderzenie kocięcego serca przed tym, jak borsuk zaatakował. Kotka zbliżyła się do mnie i schowała za mną. Cała drżała. Przez chwilę nie rozumiałam jej strachu. Racja, borsuk to okropne zwierzę, ale widziałam straszniejsze istoty. Jednak po chwili ujrzałam, że stwór jest ranny i cały pokryty krwią. Kawałek za nim na ziemi leżało coś czarnego.
Łzy napłynęły mi do oczu na widok martwej sylwetki Nightmareshadow’a. Nie przepadałam za nim, ale był członkiem mojego klanu. Moim sojusznikiem. Szarpnęła mną nienawiść zmieszana ze strachem. Chciałam rzucić się bestii do gardła, jednak bałam się to uczynić. On niestety nie miał tej blokady. Zaczął na nas szarżować. Musiałyśmy uciekać!
Nie przebiegłyśmy wiele, kiedy dostrzegłam w oddali kocie sylwetki. Klan Nocy! Widok przyjaciół napełnił mnie energią. Razem możemy pokonać borsuka! Koty szybko znalazły się tuż obok. Otoczona przez członków zatrzymałam się i odwróciłam przodem do goniącej mnie istoty. Borsuk był lekko zmieszany. Koty otoczyły go ze wszystkich stron i zaczęły atakować. Sama przyłączyłam się do ataku. Po chwili zwierz był już tak ciężko ranny, że zrezygnował z dalszej walki przez wycieńczenie. Upadł płasko na ziemię, a Blackstar zrobił mu to, co ja zrobiłam kilka księżyców temu Thunderstarowi. Rozpruł mu brzuch.
Klan z triumfem zamiauczał. Wszyscy byli szczęśliwi z powodu udanego ataku. Jedynie Neverpaw płakała. Oni nie rozumieli, ale ja tak.
Pobiegłam w miejsce, gdzie wcześniej widziałam ciało naszego wojownika. Słyszałam, że klan mnie woła jednak znów się nie odwracałam. Oni musza pobiec za mną. Muszą zobaczyć ich ciała.
Nightmareshadow leżał zakrwawiony na ziemi. Miał wiele ran, ale największa znajdowała się na jego głowie. Pewnie od niej zginął. Nightshadow była kilka długości lisa dalej. Jej puchaty ogon wystawał ponad trawę. Leżała tuż nad klifem. Jej ciało było jeszcze bardziej zakrwawione niż cało kocura. Ogarnęły mnie złość, smutek i strach jednocześnie. Zaczęłam głośno lamentować nad ciałami towarzyszy, a po chwili dołączył do mnie cały Klan Nocy. Płakaliśmy nad ich śmiercią dość długo. W końcu Blackstar usiadł na jednym z większych kamieni i powiedział:
– Utrata tych dwojga wojowników to dla Klanu Nocy wielki cios. Nightshadow i Nightmareshadow zamieszkają dzisiejszej nocy wraz z Klanem Gwiazd na Srebrnej Skórze. Nigdy nie zapomnimy ich odwagi, którą z pewnością wykazywali się w walce z borsukiem. Zabierzemy ich ciała i pochowamy je tam, gdzie spoczywają inni zmarli członkowie naszego klanu.
Wojownicy, każdy po kolei podchodzili do ciał zmarłych i lizali je na znak pożegnania. I ja zrobiłam tak samo. Potem Blackstar wziął na grzbiet ciało Nightmareshadow’a, a Grayfang Nightshadow i udaliśmy się w kierunku obozu.
Byliśmy prawie na miejscu, kiedy wybiegła do nas Frostedfern. Jej białe futerko było zakrwawione. Mówiła coś szybko i niezrozumiale do Blackstar’a. Przepraszała go za coś… Dzieci! Szybko pobiegłam do obozu. Zobaczyłam ślady bitwy. Coś zaatakowało nasz obóz, kiedy Frostedfern została w nim samotnie z dziećmi!
– Bluekit! Eveningkit! Waterkit! Silenkit! Longkit! – zawołałam z przerażeniem. Nikt mi nie odpowiedział. Powtórzyłam więc zawołanie i po chwili z jaskini medyka wynurzył się biały pyszczek Bluekit’a. Serce biło mi niezwykle szybko. Podbiegłam do dziecka.
– Mamo! – pisnął przerażony kocurek. Po chwili za jego przykładem kryjówki opuścili jego trzej bracia. Brakowało tylko córki.
– Longkit! Longkit! – zawołałam. – Longkit!
– To bez sensu – powiedział z powagą Blackstar wchodząc do obozu. – Nasza córka nie żyje.
– Robiłam co mogłam! Ta samotniczka walczyła jak trzy koty! – tłumaczyła się medyczka. Miałam jednak głęboko gdzieś jej słowa. Moja córka? Moje maleństwo? O-ona-na nie żyje? To brzmiało jak żart. Oni chcą mnie oszukać.
– Longkit! – krzyknęłam ponownie tak głośno, jak tylko potrafiłam. – Longkit!
Szlochałam głośno, a po chwili upadłam na ziemię. Blackstar podszedł do mnie i polizał mnie między uszami. Jak on może być tak spokojny? Dziś umarło troje naszych klanowiczów, z czego jeden był jego własnym dzieckiem. Wiele kotów poniosło poważne rany, a on był spokojny.
– Czemu nie płaczesz? – spytałam przez łzy. Kocur mi nie odpowiedział.
– Nasza rzeka spłynęła dziś krwią! – jęknął Grayfang. – Tak jak mówiła przepowiednia!

<Ktoś z klanu?>


Łoł, łoł, łoł! Co się stało? Skoro Sowa wszystkich wywala, to wszystkich wywala. Nie wiem, czy ta rewolucja dotknie też NPC, ale mam takie marzenie, że Neverpaw jednak zostanie tom NPC, bo to jednak głupie tak wszystkich bez wyjątku pozabijać... 

Aha, Longkit nie żyje, bo tak chciała właścicielka. 

06 kwietnia 2016

Od Morningdew C.D. Blackstar'a

Przyglądaliśmy się zabawie dzieci. Eveningkit i Bluekit walczyli co jakiś czas krzycząc na siebie "Eveningcloud" i "Blueeye". Zaśmiałam się słysząc ich wymarzone imiona. Sama robiłam podobnie. Nazywałam siebie "Morningrain", a moja siostra nosiła złowrogie imię "Longviper". Moje za bardzo nie odbiegło od obecnego...
- Hej! Wojownicy! Może wyjdziemy na świeże powietrze? - zaproponowałam. Maluchom. Kotki przerwały zabawę i odwróciły się w moim kierunku.
- Zabierasz nas na dwór? - zdziwił się Silenkit. Zaśmiałam się cicho.
- Oczywiście! Z waszym tatą nic nam nie zagrozi! - powiedziałam radośnie i się podniosłam. Spojrzałam partnerowi w oczy. - Pomożesz mi?
- Jasne - powiedział z uśmiechem. Razem wyprowadziliśmy dzieci z jaskini. Kotki z początku niepewnie stąpały po młodej trawce rosnącej przy wyjściu. Dziwnie reagowały też na słońce. Cóż, w końcu to ich pierwszy raz poza jaskinią królowych. Po chwili kociaki poczuły się pewniej i zaczęły biegać po obozie. Bawiąc się źdźbłami trawy i kwiatami.
Bluekit i Eveningkit znaleźli motyla, który od razu przykuł ich uwagę. Zaczęli swoje pierwsze w życiu polowanie, które niestety zakończyło się ich porażką, gdyż motyl podleciał na tyle wysoko, że nie zdołali go dosięgnąć. Wtedy Waterkit wykazał się wielką pomysłowością, gdyż wbiegł na jedna ściankę obozu, wybił się i złapał motyla za skrzydło. Spojrzałam na Blackstar'a, był zadowolony!
- Brawo Waterkit! - powiedział z dumą. - W przyszłości będziesz znakomitym łowcą!
Poczułam wielką dumę z syna. Może i jest synem Stoneclaw'a, ale odziedziczył po nim tylko te dobre cechy. Przytuliłam się do partnera.
- Jego rodzeństwo na pewno ma twój talent do walki. Choćby Eveningkit. Nie da się zaprzeczyć temu, ze jest twoim synem. Tak samo Bluekit. Och! Dzięki Gwiezdnym, że dali nam tak wspaniałe potomstwo!

<Blackstar?>


"Longviper" - "Długa Żmija", temu złowrogie

25 marca 2016

Od Morningdew C.D. Spottedflower

- Nie, dziękuję - odparłam spokojnie. - Jedyne czego potrzebuję to spacer. Mogłabyś zostać z maluszkami, kiedy będę wędrować po obozie?
- Z przyjemnością! - zawołała nieco śmielej. Podniosłam się z legowiska brutalnie odrywając Silenkit'a od mleka. 
- Tylko nie pozwól, żeby czuły się oszukane! - zaśmiałam się przesuwając maluchy na legowisko, gdzie po chwili położyła się Spottedflower.
Wyszłam z jaskini. Słońce zaświeciło jasno drażniąc moje oczy. Tak długo przebywałam w jaskini królowych, że już zupełnie zapomniałam jak wygląda świat na zewnątrz. No, prawie. Nagle zobaczyłam Blackstar'a. Wszedł właśnie do obozu z ryjówką w pyszczku. Na mój widok szybko odłożył ją na stos i podszedł do mnie.
- Kto jest z dziećmi? - spytał.
- Spokojnie, Spottedflower. Raczej nic im nie zrobi - zaśmiałam się cicho. Mój partner szturchnął mnie głową.
- Szybko zaufałaś tej kotce - zauważył. - Nie sądzisz, że możesz się mylić?
- Gdyby życzyła klanowi źle od razu bym to wyczuła. Spottded troszczy się o mnie i o moje kocięta.
- Mimo wszystko radzę ci być ostrożną. Nie chcę by cokolwiek stało się moim kociętom.
Skinęłam głową i wróciłam do jaskini. Spottedflower czule wylizywała moje kocięta, ale gdy tylko mnie zobaczyła podniosła się i odstąpiła mi miejsca. 
- Możesz już iść - powiedziałam lekko zła. - Chcę zostać z dziećmi.
Kotka wyszła z jaskini zostawiając mnie samą z myślami.

<DI END BEZ KONTINUEJTÓW>

21 marca 2016

Od Morningdew C.D. Blackstar'a

- Trochę jak ja - szepnęłam. - Właściwie to miałam zamiar nazwać tak jedno z nich.
Mój partner zaśmiał się i wskazał na kocięta.
- Ma plamki - zauważył wskazując najmłodszego kociaka. - Jak krople wody. Może Waterkit?
Uff... Nie zauważył tego, co widziałam ja. Mój mały Waterkit? Czemu nie? Lepsze to imię niż Stonekit. Gwiezdni wiedzą, co się dzieje z ojcem kociaka! Oby ten potwór nie odrodził się w moim synku!
- Świetny wybór. Moja liderka nosiła kiedyś imię Wodna Gwiazda. Byłaby dumna. Kotkę chciałam nazwać Longkit, po mojej zmarłej siostrze. Poza tym ma dziwacznie wydłużony tułów! - zaśmiałam się wskazując na szarą córeczkę.
- Nie mam nic przeciwko temu. Ostatniego możemy nazwać Graykit - oznajmił lider z dumą. Pokręciłam głową.
- Nie. To imię jest zbyt oczywiste! Powiem ci, że nigdy nie widziałam kociaka, który ani razu by nie pisnął od narodzin!
- Silenkit? - zapytał Blackstar lekko zdziwiony.
- Brzmi równie pięknie co Eveningkit - uśmiechnęłam się i zetknęłam się noskiem z partnerem. Nasze maluszki. Bluekit, Longkit, Eveningkit, Silenkit i Waterkit. Czy moglibyśmy nazwać nasze pociechy piękniej? Pewnego dnia moje dzieci będą najwspanialszymi wojownikami w okolicy! Obiecuję Ci, Longtail, że wychowam je, tak jak ty chciałaś wychować Wildkit'a, Maplekit i Oakkit!

~ ~ ~

Minęły już trzy dni od narodzin moich kociąt. Życie królowej obserwowane z boku wyglądało ciekawiej, jednak to tylko ciągłe lizanie kociąt, karmienie ich i leżenie na boku. Ach! Nawet nie muszę wstawać, żeby wziąć sobie coś ze stosu, bo ta nowa kotka - Spottedflower przynosi mi jedzenie pod sam pyszczek! Doceniam jej troskę, choć jest czasami bardzo irytująca.
Chciałabym czasem móc wstać, pójść nad rzekę i zapolować. Niewielu członków klanu potrafi łowić ryby, a to przecież moje ulubione piszczki! Może kiedyś nauczę dzieci polować na ten rodzaj zdobyczy?
- Dzień dobry! - zawołała radośnie Spottedflower wchodząc do mojej jaskini. Jej troska stała się mi bardzo bliska przez to, ze kiedyś traktowałam tak siostrę. Teraz czuję się jak Longfur. Leżę w posłaniu z mchu i jem to, co moja kochana siostra mi przyniesie!
- Witaj Spottedflower. Przyszłaś zobaczyć kocięta? - Uwielbia to robić! Czasami może spędzić pół nocy pomagając mi przy maluszkach.
- Co poradzę na to, ze są takie urocze? - zaśmiała się kotka przytulając głowę do Bluekit'a. Jeszcze wczoraj mnie to denerwowało, ale teraz moja złość przeszła. To członkini klanu, która chce pomóc w opiece nad jego najmłodszymi członkami. Jest jak druga królowa - tylko, ze bez dzieci.
- Bluekit bardzo cię lubi. Może Blackstar mianuje cię jego mentorką? Chciałabyś? - spytałam widząc, jak mój maluszek czołga się w kierunku jej łap.
- Bardzo - odparła nieco nieśmiało. - Ale wszystko w łapach Klanu Gwiazd! Nie wiem, czy zasługuję na otrzymanie ucznia. Nie jestem tu długo...
- Na obecną chwilę nie masz prawa odmówić. Nawet jeśli Neverpaw zostanie wojownikiem przed ukończeniem przez moje dzieci sześciu księżyców, to i tak nasz klan ma tylko pięciu członków.

<Spottedflower?>

17 marca 2016

Od Morningdew C.D. Blackstar'a

- Blackstar - mruknęłam ocierając się o szyję partnera. Kocur uśmiechnął się do mnie.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską. Spojrzałam w jego zielone oczy.
- Nie inaczej niż zwykle. Poza tym, że wbrew logice urodzę kocięta jest w porządku - oznajmiłam sarkastycznym tonem. Lider zaśmiał się i polizał mnie za uchem.
- Niebawem będzie jeszcze bardziej "w porządku". Będziesz inną królową. Kotką, która wychowuje młode. Tymczasem powinnaś przygotować sobie gniazdko, w którym urodzisz nasze maluchy. Chodź za mną.
Kocur ruszył kłusem przez obóz to sterty grudek gliny. Zaczął w niej kopać, i po chwili spod zaspy wyłoniło się wejście do jaskini.
- Kiedy założyłem klan uznałem, że nie potrzebne nam tyle jam, ale teraz, kiedy spodziewasz się kociąt uważam, że powinnaś mieszkać osobno.
- Dziękuję! - zawołałam słysząc tą dobrą nowinę. - Zobaczysz Black! Nasze dzieci będą świetnymi wojownikami! Obiecuję!

~ ~ ~

- Uspokój się Morningdew! - skarciła mnie Frostedfern, kiedy syczałam z bólu. Nie sądziłam, że rodzenie kociąt jest takie okropne! Przecież Longfur się tak nie wierciła... Zachowywała się jakby to było coś prostego. Myliłam się co do rodzenia.
- To kocurek! Jaki śliczny! - zawołała Nightshadow, która chciała być obecna przy narodzinach moich kociąt. Odwróciłam głowę, żeby zobaczyć syna.
Był cudowny! Jego małe łapki, długie czarne futerko... Och! Ten piękny biały pyszczek! Nikt mi nie musiał mówić, co mam robić. Delikatnie przyciągnęłam kocię łapą i zaczęłam je wylizywać. Po chwili przeszyła mnie ponowna fala bólu. To drugie kocię. Jeszcze ono i trzy. Według Frosted noszę w sobie piątkę kociąt.
- Kotka! - zawołała radośnie medyczka. Sama przysunęła młode bliżej mojego pyszczka. Moja córeczka. Taka mała, szara kuleczka. Zaczęłam ją lizać, podczas gdy jej brat już pił mleko.

Zaczęłam rodzić jeszcze przed zachodem słońca. Teraz na zewnątrz było już ciemno. Wtedy na świat przyszło moje czwarte kocię.
- To już trzeci kocurek! Świetnie ci idzie! - zaśmiała się medyczka. Mój czwarty maluszek był podobny do pierwszego. Cały czarny, jednak nie z białym pyszczkiem, a łapkami.
- Mój malutki! - zawołałam sięgając po kociaka. Po wymyciu pozwoliłam mu dojść do sutków, aby mógł pić razem z braćmi i siostrą. Kociak powoli wgramolił się na plecy swojego szarego brata i szarej siostry i zabrał się za picie.
- Pozwól przyjść na świat swojemu ostatniemu dziecku. Przyj! - nakazała Frostedfern. Byłam już bardzo zmęczona, ale chęć zobaczenia ostatniego kociaka dała mi nowe siły. Po chwili mój czwarty syn i ostatnie kocię był już przy mnie. Różnił się jednak od rodzeństwa, różnił się od Black'a i ode mnie. Tak, jakby był obcy.
O nie! Tylko jedno wyjaśnienie przychodziło mi do głowy. Przez ten cały czas była tak rozradowana swoją ciążą, że nawet nie pomyślałam, że któreś z moich dzieci może nie być Blackstar'a! Dzień wcześniej doszło do drastycznego wypadku, którym się wcale nie przejęłam. Byłam przekonana, że nie urodzę żadnych kociąt. Teraz mój najmłodszy syn był w wielkim niebezpieczeństwie! O ile lider mógłby wybaczyć mi kocięta członka jakiegoś obcego klanu, o ile zrozumiałby ten wypadek... Może oszczędziłby kocię, gdyby było synem jakiegoś porządnego wojownika. Jednak ojcem mojego maleństwa był Stoneclaw. Urodziłam syna naszego wroga numer jeden!
- Twoje dzieci są przepiękne - oznajmiła Nightshadow obserwując maluszki pijące mleko. - Niech Gwiezdny Klan ma je w swojej opiece!
- Te maluszki to dar dla naszego klanu. Niech wyrosną na dzielnych i walecznych wojowników! - życzyła mi Frostedfern.
- Dziękuję. Dopilnuję, aby w przyszłości dały Klanowi Nocy powód do dumy! Czy mogłabym dostać wody? Jestem bardzo spragniona.
- Zaraz ci przyniosę - powiedziała Night i wyszła z jaskini. Spojrzałam na swoje dzieci. Wasz tata będzie szczęśliwy, kiedy się dowie. A o tobie mój malutki nie musi wiedzieć!

<Blackstar?>

12 marca 2016

Od Morningdew C.D. Blackstar'a

- Blackstar! - wrzasnęłam przerażona na widok czerwonych zadrapań krwawiących obficie. Podbiegłam bliżej, ale zatrzymałam się w połowie drogi. Zapach Klanu Klifu wdarł się do moich nozdrzy, ale było w nim coś znajomego. Coś, czego nie czułam od bardzo dawna.
- Blackstar! - usłyszałam głos Nightshadow. - Na Gwiezdnych! Kto ci to zrobił?
- Frostedfern! - zawołałam medyczkę. - Frostedfern!
Lider podszedł do mnie i wykaszlał moje imię. Po chwili do obozu wbiegł Nightmareshadow. Widziałam, jak wcześniej opuścili obóz razem, jednak ten pieszczoch nie miał ran.
- Gadaj co się stało! - zasyczałam wściekle na czarnego. On zmrużył leniwie swoje różnobarwne oczy.
- Natknęliśmy się na kotkę z Klanu Klifu. Blackstar chciał walczyć z nią sam. To ona mu to zrobiła - wyjaśnił "wojownik".
- Czemuś mu nie pomógł! - Byłam wściekła na Nightmareshadow'a. 
- Bo już go wtedy nie było - odezwał się lider ciężko dysząc. - Ta kotka, Vindictive zraniła mi plecy. Ale potem ktoś po nią przyszedł... Wielki rudy wojownik. Nie sądziłem, że koty mogą być tak wielkie! Przygniótł mnie do ziemi. Udało mi się go zrzucić, ale byłem zbyt wyczerpany jedną walką, by zacząć drugą. Poza tym on mógł być rządny zemsty...
- Zabiłeś ją? Zabiłeś wojowniczkę Klanu Klifu?
- Tak - zaśmiał się Blackstar. Po chwili podbiegła do nas Frostedfern ze swoimi medycznymi narzędziami. Odeszłam, żeby zajęła się liderem, a sama podeszłam do Nightmareshadow'a, który lizał łapę w wejściu do jaskini wojowników.
- Widziałeś tego drugiego wojownika? - spytałam niepewnym głosem. Miałam pewne przeczucia co do jego tożsamości, ale słowa "wielki, rudy" mało sugerują. 
- Blackstar uciekał przed nim, ale on go nie gonił. Zajął się tą kotką... Była mała, trochę jak ty, więc zarzucił ją sobie na grzbiet i odszedł. Wtedy pobiegłem za liderem.
- A jak ten wojownik wyglądał? - dopytywałam się.
- Był olbrzymi! Miał jeszcze długą sierść, ale bardzo krótki pysk. Nie chcę wyjść na tchórza, ale uważam, że walka z nim byłaby głupotą. 
- Onyxhunter to rzeczywiście gigantyczny wojownik, ale tak jak ty był kiedyś pieszczoszkiem dwunożnych. Nie jest za dobry w walce, a jego ruchy są powolne i ociężałe. - Nightmareshadow był zaskoczony moją wiedzą o tym wojowniku. - To tak działa. Jeśli kot jest duży i silny nie może być szybki i zgrabny.
- To działa w obie strony. Jesteś szybka i zgrabna, ale nie masz zbyt wiele siły - przypomniał mi kocur. Zaśmiałam się słysząc jego słowa. Podobny dialog przeprowadziłam kiedyś ze swoim uczniem, którego przypominał mi Onyx... Ciekawe, co Wildfang teraz robi? Może wrócił do swoich dwunożnych? Oby. Niech duże koty trzymają się z daleka od lasów, w których dorosną moje dzieci. Niech Klan Gwiazd chroni je przed wielkimi kotami, które mogłyby je zabić uderzeniem łapy. Niech Onyxhunter trzyma się z daleka od moich potomków.

Po niedługim czasie Blackstar opuścił jaskinie medyka wypoczęty. Wspiął się wtedy na małą skałę tak, że zrobił się wyższy i zwołał klan.
- Dzisiejsze spotkanie z członkami Klanu Klifu było jawnym atakiem na nasze tereny! Mogli się tu dostać jedynie przechodząc przez tereny Klanu Burzy, co oznacza, że granice ich terytorium także zostały naruszone! Udało mi się pozbawić jedną wojowniczkę życia i osłabić Klan Klifu, ale towarzyszący jej wojownik był wyraźnym znakiem ataku na nas, a nie wędrówką wygnańca czy zagubionego członka klanu. Od dziś zwiększymy patole na granicach terytorium! Patrol będzie wychodził nie raz, a dwa razy dziennie! Nightshadow! Udasz się na terytorium Klanu Burzy i odszukasz Silverstar. Przekażesz jej informację o ataku. Niech wiedzą, że ich terytorium zostało naruszone.
Kotka skinęła głowa i wybiegła z obozu, aby dotrzeć do liderki sąsiedniego klanu jeszcze przed pojawieniem się księżyca na niebie. Po chwili podeszłam do partnera i polizałam go po poliku.
- Gdyby nadeszła bitwa... Obiecaj, że nie dopuścisz do utraty swoich żyć - szepnęłam. Kocur uśmiechnął się czule.
- Jeżeli urodzisz moje kocięta nawet tracąc życia będę dalej istnieć, dzięki tobie - powiedział ocierając się o mnie.

<Blackstar?>

02 marca 2016

Od Morningdew CD Blackstar

- Blackstar? - szepnęłam widząc lidera, mojego partnera. Chyba mogę go tak nazywać, w końcu oboje się kochamy, a nasz związek nie łamie Kodeksu Wojownika. Tylko dlaczego widząc go czuję się tak podle? Jakby ta miłość nigdzie nie prowadziła.
Kocur zbliżył się do mnie. Był ode mnie większy, ale nie zaliczał się do kotów olbrzymich, które otaczały mnie przez większość życia. Zawsze wiedziałam że jestem niewielka, ale przy nim czuję się jak mały kociak. Nagle poczułam jak jego język czesze sierść między moimi uszami.
- Wszystko w porządku? - spytał czułym głosem. Wzięłam głęboki wdech i poczułam zapach strachu. Czyżby mój lider się bał?
- Tak. Czemu miałoby nie być? - odpowiedziałam zerkając mu w oczy. Jego piękne, zielone oczy... Gdybyśmy mogli mieć dzieci chciałabym, żeby miały takie oczy jak on - w kolorze młodej trawy, a nie mroczne granatowe jak ja.
- Przepraszam... Trochę się zastanawiałem nad tym, co wczoraj mówiłaś. - Jego oczy zerknęły na mnie. - Sam pewnie przejmuję się tym bardzej od ciebie.
- Chodzi o to, że nie mogę mieć kociąt? - spytałam, a on skinął głową. - Nie chcę zawieść klanu, ale kiedyś ja i mój partner staraliśmy się o kocięta i nic z tego nie wyszło. Medyk stwierdził, że nie mogę mieć dzieci. Wtedy kocur, którego kochałam zostawił mnie dla innej kotki.
- Ja ciebie nie zostawię - szepnął Blackstar z troską. Wtuliłam się w jego sierść.
- Wierzę w to.

~Kilka wschodów słońca później~

Kiedy o świcie obudził mnie szmer podnoszących się wojowników sama wstałam i się przeciągnęłam. Nightmareshadow spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Jej wysokość partnerka lidera się wyspała? - zakpił. Ziewnęłam przeciągle i odwróciłam się w jego kierunku.
- Doprawdy zabawne! Jakby funkcja partnera miała jakiś wpływ na moją hierarchię! - prychnęłam i zaczęłam się wylizywać.
- Ma, kiedy zostajesz królową. A zwłaszcza kiedy już urodzisz - wtrąciła się Nightshadow.
- Och proszę was! - Wyszłam z jaskini lekko podburzona. Czuję się jak niezdarny uczeń wymiany przez pozostałych. Po obozie kręciła się nowa medyczka... Nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Od razu ruszyłam ku wyjściu, aby zapolować nad rzeką.
Do pory górowania słońca przyniosłam do obozu kilkanaście ryb. Byłam wprawiona w polowaniu na nie - wychowałam się polując na te kąski. Czułam się pełna energii. Mogłabym nawet walczyć z psem! Chociaż lepiej nie kusić losu... Lepiej zrobić coś spokojniejszego, jak patrol wzdłuż granic. Wychodząc z obozu zatrzymał mnie jednak głos, głos nowej medyczki.
- Ty jesteś Morningdew? - spytała. Nie odpowiadałam, gestując w ten sposób prawdę. - Blackstar cię woła. Jest w mojej jaskini.
Wystraszyłam się lekko. Czego on może chcieć? Ostatnie dni były czymś cudownym! Czymś, czego nie oddałabym żadnej! Ale od kiedy wczorajszego wieczoru spotkaliśmy Frostedfern mam wrażenie, że Blackstar'a coś trapi. Kotka została wybrana nowym medykiem, o co z resztą sama prosiła. Czy on chce żeby ta pieszczoszka mnie zbadała?
W jaskini medyka nigdy nie było ciemno. Wejście zakrywały wodne trawy, a za nimi była jaskinia o suficie z gałęzi. Przenikało przez nie światło oświetlając czarne futro mojego partnera.
- Morningdew - szepnął. Sierść zjerzyła mi się na grzbiecie. - Chcę...
- Żeby Frostedfern zbadała mój problem? - dokończyłam. Lider zamilkł, miałam rację.
- Uważam, że zostaniesz królową - oznajmił po chwili z powagą.

Leżałam na boku, na specjalnym legowisku dla chorych kotów. Czekałam niecierpliwie, aż medyczka się mną zajmie. W końcu podeszła. Zaczęła mnie oglądać, dusić łapą, wąchać... Nie znam się na medycznych sprawach. W końcu się zaśmiała i zaprzestała czynności.
- Mówicie, że jaki był problem? - spytała śmiejąc się. Ta radość była wręcz okrutna.
- Jestem w końcu bezpłodna, czy nie? - zasyczalam tracąc cierpliwość.
Błękitne oczy medyczki zalśniły.
- Nawet coś więcej - powiedziała. - Jesteś w ciąży.

24 lutego 2016

Od Morningdew CD. Blackstar'a



- Nie! Naprawdę! Nie musisz nic mówić! Ja... Ja nie powinienem w ogóle zaczynać tematu... - oczy lidera uciekaly wstydliwie mojemu spojrzeniu. On jest taki nieśmiały, wobec mnie. Przy nim Desertstar to brutalny i bez serca tchórz! Ale Blackstar? On ma uczucia...
- Dlaczego tego unikasz? - szepnęłam cicho. Kocur wzdrygnął się lekko.
- Czego? O co..? O co ty mnie podejrzewasz?
- Dlaczego nie chcesz żebym to powiedziała? - Położyłam łapę na jego łapie i zbliżyłam się. Przeszł mnie dreszcz emocji.
- Ja... Ja bo... - jego pyszczek ruszał się nerwowo a wąsy drżały.
- Chcę je urodzić. Bardzo. - powiedziałam i liznęłam lidera w pyszczek. Po chwili poczułam i jego szorstki język czeszący mój polik. - Ale nie mogę...
Przestałam. On też. Patrzyliśmy sobie w oczy, w ciszy.
- Ale, jak? - Kocur był zaskoczony. Poczułam łzy spływające na sierść wokół moich oczu.
- Byłam rozczarowana, kiedy to odkryłam. Ja, ja nie mogę ich mieć. Zawsze marzyłam o kociętach, myślałam że zadowolę swój klan. Jednak nigdy mi się nie udało.
- Nie mów tak! Urodzisz kocięta! - Blackstar próbował mnie pocieszyć. - Ja, my... Będziemy mieć dzieci!
Pzytulilam się do jego piersi.
- Jeśli chcesz możesz się o tym sam przekonać.

<Blackstar?>






*wstawił Onyx bo mam karę*

15 lutego 2016

Od Morningdew C.D. Blackstar'a

Kocur zrobił się lekko zakłopotany od mojego spojrzenia. Kiedy tylko odwracałam się w jego kierunku starał się uciec przed moim wzrokiem. Ta sytuacja wprowadziła mnie w lekkie zakłopotanie. Musiałam jakoś rozluźnić tę napiętą atmosferę.
- Wiesz, kiedyś często oglądałam zachody słońca razem z siostrą - zaczęłam. - Mama opowiadała nam, że w jego świetle żyją koty, które nie trafiły do Klanu Gwiazd. W dzień nie mogą zobaczyć Srebrnej Skóry, dlatego mówi się, że żyją w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd.
- Nawet to logiczne - skomentował krótko lider.
- Nie potrafię sobie wyobrazić, jak to musi być kiedy nie widzisz Srebrnej Skóry i księżyca... Przecież noc jest taka ważna... W nocy jest chłodno, widnio*, łatwiej się poluje...
- Taka jest kara za łamanie Kodeksu Wojownika - szepnął kocur. - Lepiej  go przestrzegać.
- Jak Longfur - uśmiechnęłam się, bardziej do siebie. Kocur był lekko zdziwiony. - Moja siostra... Zmarła, kiedy broniła Kodeksu.
- Współczuję ci... - Małomówność Blackstar'a, była powoli dobijająca. Miałam nadzieję, że kocur powie mi coś osobistego, tak jak ja mu teraz.
- Miałeś kiedyś rodzeństwo? - spytałam prosto z mostu.
- Nie mówmy teraz o tym... Chciałbym, żebyś dalej opowiadała o sobie. Nic o tobie nie wiem, a jesteś moją wojowniczką. Zastanawiałem się nad wyborem zastępcy i ciężko mi wybrać między tobą, Nightshadow i Nightmareshadow'em...
- Powinna to być Nightshadow. Jest mentorką, a Kodeks mówi że tylko taki kot może być zastępcą. Z resztą, ja jestem jeszcze za młoda i zbyt nieodpowiedzialna. A Nightmareshadow to domowy kociak, który nawet nie potrafi wyrzec się symboli dwunożnych.
- To przez skromność, czy jak? Jesteś wspaniałą wojowniczką! Bardzo miłą, waleczną i wierną!
- Przestań! - przerwałam mu dość surowym tonem. - Nie lubię jak ktoś mnie tak wychwala... To krępujące...
- Dlaczego? Sądziłem, że chciałabyś posłuchać jakiś miłych pochwał.
- Dość się już ich nasłuchałam od Desertstar'a. Kiedy mnie poznał zaczął wychwalać moje cechy, ale doskonale wiem, co powiedział temu młodemu uczniowi... "Marna wojowniczka" ze mnie, to prawda. Łamię Kodeks i zdradzam klany.
- Ale mnie nie zdradzisz? - spytał nieco niepewnie Blackstar. Zaśmiałam się.
- Dla ciebie zrobiłabym wszystko. Dla ciebie oddam życie. - Moje źrenice musiały się powiększyć, czułam to. Tak się dzieje, kiedy mówię coś tak odważnego.
- Naprawdę wszystko? - upewnił się kocur. Skinęłam głową. - Nawet zostałabyś królową?
To nie był żart. To nie był żart. Ton jego głosu był poważny, zbyt poważny jak na kiepski dowcip. Zamurowało mnie. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Miałam uciec? Odejść obrażona z poważną miną? Rzucić się na niego? Wydałam z siebie dziwne jękniecie, jednak po nim zdobyłam sie na wymówienie niewyraźnych słów.
- A-a-ale... Kr-król-królową? Ż-że ni-niby matką? - wyjąkałam próbując sklecić jakieś zdanie. - J-ja nie mogę... Chcę! Ale nie mogę.
- Morningdew...
- Ale że z kim? Z Nightmareshadowem? - spytałam niepewnie. Słyszałam, że niektórzy liderzy zmuszają swoich wojowników do partnerstwa, żeby kotki rodziły nowych członków. Desertstar tak zrobił.
- Że co? - Nie wiedziałam kto jest teraz bardziej speszony - ja czy mój lider. Kocur wpatrywał się na mnie ze zgrozą, jakbym mówiła najobrzydliwsze obelgi pod jego adresem. - Miałbym oddać mu MOJĄ kobietę**?
- S-swoją? - byłam zszokowana jego słowami. - Czyli mówisz mi, że mnie kochasz?

<Blackstar? W twoich łapach ten dramat!>

*faktem jest, iż koty lepiej widzą w ciemnościach niż w oświetleniu
**faktem jest, iż kobieta to tylko istota ludzka (ale nie mogłam się powstrzymać)

12 lutego 2016

Od Morningdew C.D. Stoneclaw

Wściekła rzuciłam się kocurowi do gardła i sama aż się zdziwiłam, kiedy wyczułam smak krwi. Nie mogłam sobie uwierzyć! Udało mi się! Teraz będę mogła go zabić!
Piękny obraz śmierci przeciwnika zniknął mi jednak sprzed oczu, kiedy zobaczyłam go całego i zdrowego króliczy skok ode mnie. Kłapnęłam zębami. Czyli tylko mi się wydawało, że go złapałam? Więc skąd ta krew? Kaszlnęłam, a na trawie przede mną pojawiło się kilka kropli czerwonej mazi. Spojrzałam z nienawiścią na kocura.
- Widzisz? Jesteś do niczego! Takie kotki jak ty mogą w klanie tylko rodzić młode! - prychnął pogardliwie kocur. - Wiesz co? Może to i dobry pomysł.
Poczułam nagłe uderzenie w plecy. Zostałam siłą przyduszona do ziemi. Samiec wbił kły w mój kark. Byłam przerażona...
- Zostaw moją wojowniczkę! - usłyszałam nagle znajomy głos i poczułam, jak coś zrywa z mojego grzbietu szarego napastnika. Szybko podniosłam się i odwróciłam do tyłu. Blackstar stał naprzeciw tego zapchlonego kociaka w bojowej pozie. Poczułam nagły przypływ ulgi widząc gęste, czarne futro przywódcy.
- Blackstar? Trochę już minęło... - mruknął nienawistnie samotnik.
- Wynoś się z mojego terytorium lisi bobku! - Ton lidera był zdecydowany. Podeszłam do niego i również przygotowałam się do walki.
Nasz wróg wyraźnie nie miał ochoty na walkę z dwoma wojownikami, więc spokojnym krokiem zniknął w lesie, na terytorium swojego brata. Kiedy nawet jego zapach zaczął się ulatniać, a ja i Blackstar byliśmy sami kaszlnęłam ponownie wypluwając krew.
- Gwiezdny Klanie! Morningdew! Co on ci zrobił! - Przywódca z troską otarł się o mój pyszczek, po czym liznął moją szyję. Dopiero teraz ją wyczułam. Szary zadał mi poważną ranę na szyi. Czy to przez nią krwawię pyszczkiem? - Choć, idziemy do Mobrain.

***
Poranne słońce wdzierało się do jaskini wojowników, gdzie spałam razem z Nightmareshadow'em. Rozbudzona przez ciepłe światło tańczące po moich wąsach wstałam i przeciągnęłam się. Spojrzałam na kocura, także otworzył już oczy.
- Idę do Nightshadow - powiedziałam koledze.
Jej choroba zabiła już Mobrian. Ciało medyczki znaleźliśmy nad rzeką napoczęte przez lisa... Nie było na nim żadnych ran, więc stwierdziłam, że to przez zielony kaszel. Nie jestem ekspertem, ale wydawało mi się, ze to nie jest choroba, która się przenosi... Cóż... Dobrze, że Nightshadow zdrowieje.
Wejście do jaskini medyka zakrywały wodne trawy. Musiałam się przez nie przedrzeć, żeby dojść do wnętrza. Kotki tam jednak nie było, był za to Blackstar. Nie zauważył mnie w pierwszym momencie. Chciałam się wycofać, jednak szelest zmusił go do odwrócenia głowy.
- Morningdew? - kocur był lekko zdziwiony. Wyraźnie się mnie nie spodziewał. - Nightshadow zabrała Neverpaw na trening.
- Nie szukałam jej - skłamałam. Blackstar był lekko zaskoczony moją odpowiedzią. - Ja... Szukałam ciebie... Nie było cię w twojej jaskini, ale za to pachniało tobą tutaj.

<Blackstar?>

24 stycznia 2016

Od Morningdew

Powoli skradałam się wśród traw. Niecałą długość drzewa ode mnie pasł się koń. Nie interesowałam się nim zbytnio, ważniejsza była niczego nieświadoma, szara myszka sus przede mną. Tylko skok dzielił mnie od ofiary. Wzięłam cichy wdech i wzbiłam się w powietrze. Upadając przygniotłam gryzonia przednimi łapami. Jeszcze żywą, sparaliżowaną strachem myszkę chwyciłam w pyszczek. Teraz prostsza część misji. Ze zdobyczą w pyszczku ruszyłam w drogę powrotną do obozu naszego klanu. 
Idąc wzdłuż rzeki przyglądałam się drugiemu brzegowi, gdzie znajdowały się Słoneczne Skały. Sylwetka kota, którą dostrzegłam w tej okolicy kilka dni wcześniej nie dawała mi spokoju. Zdołał uciec, zanim go dorwałam. Musiał usłyszeć, że płynę... Rzeka potrafi być uciążliwa, w życiu niewiele pływałam. W mojej okolicy nie było wody. Tylko skały, drzewa i trawy... 
Nagle do głowy przyszedł mi obraz Longfur. Szylkretowo-bura, długowłosa kotka odrobinę mniejsza ode mnie. To dziwne, gdy byłam w Klanie Wschodu myślałam o niej dniami i nocami. Teraz jakbym o niej zapomniała... 
W końcu dotarłam do obozu, położyłam zdobycz na stercie. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam czarnego kocura, nowego członka klanu.
- Nightmareshadow! - zawołałam kota. Podszedł do mnie, a dzwoneczek przy jego obroży słodko zadzwonił. 
- Słucham? - powiedział przyjacielsko. Jego oczy zalśniły. 
- Jeżeli chcesz być wojownikiem musisz pozbyć się obroży - oznajmiłam stanowczo. - I jeszcze... nie siedź bezczynnie w obozie. Nie mam zamiaru sama bronić i karmić klan. 
- Co ci się nie podoba w mojej obroży? - syknął kocur.
- To chociaż oderwij ten cholerny dzwonek. 
Uniosłam dumnie ogon i wyszłam z obozu. Może dziś pora na inne danie? Ryby. To idealne jedzenie dla Klanu Nocy. Mamy ich dużo i wszystkie są nasze! Udałam się nad rzekę w celu polowania.
Wtedy dostrzegłam kota ponownie. Był teraz bliżej, stał nad brzegiem rzeki i przyglądał mi się uważnie. Miał piękną, szarą sierść, nieco ciemniejszą na oczach i grzbiecie. Jego zielone oczy wlepione we mnie zachwycały i czarowały...
- Hej! Ty! - zawołałam go. - Czego tu szukasz?
- Zależy co tu znajdę - odparł ze spokojem kocur.
- Znajdziesz kłopoty jeśli zaraz nie pójdziesz! - syknęłam. Kocura to nie ruszyło.
- To poczekam to "zaraz", aż do mnie przyjdą - zaśmiał się. Nie podobało mi się jego zachowanie.  Po sposobi mówienia doszłam do wniosku, że nie należy do żadnego klanu. Wojownicy nie narażają klanów na nasilenie konfliktów. To samotnik. Pchła, która skacze po terytoriach wyjadając nasze jedzenie. Takiego kota nie można tolerować.
Wskoczyłam do wody i zaczęłam płynąć w kierunku kocura. Czekał na mnie, nie do końca świadomy moich zamiarów. Byłam tuż przy jego łapach, gdy wyczułam dno i odepchnęłam się wyskakując do góry. Spadłam na kocura i przydusiłam go do ziemi. To był mój wyraźny sygnał, że czas walki nadszedł. Odepchnął mnie łatwo od siebie, upadłam tuż obok brzegu. Musiałam go zwabić w jakieś niewygodnie dla niego miejsce. "Zepchnę go do rzeki" - pomyślałam. Słoneczne Skały były kawałek od nas. Były idealnym miejscem by wrzucić kocura do wody. Wystarczyło tylko na nie wbiec, jednak musiałam mieć pewność, że kocur mnie zaatakuje. Odwróciłam się w jego kierunku, ale on tylko lizał łapę. Jego spokój był irytujący.
- Myślałam, że spotkałam wojownika, a nie domowego pieszczocha! - prychnęłam z pogardą. Kot przestał się myć i spojrzał na mnie wielkimi zielonymi ślepiami.
- A ja myślałem, że dorosłą kotkę, a nie narwanego ucznia! - odpowiedział równie pogardliwie. Ubodła mnie ta uwaga, wiec rzuciłam się na niego z furią. On tylko się pochylił, a ja wpadłam do wody. Wyszłam obok niego na brzeg i otrzepałam się.
- To niesamowite, jak łatwo wyprowadzić cię z równowagi! Już miałem zamiar z tobą walczyć, ale jak to ujmuje Kodeks Wojownika z kociętami się nie walczy.
Tupnęłam wściekła łapą. Kim on jest? Jak on śmie? Ileż w nim arogancji i okrucieństwa! Phy! Tośmy się dobrali!
- Takiej kotki jak ty nikt by nie chciał! - zadrwił. Miałam tych ubliżań powoli dość. - Współczuję twojemu klanowi. Twoje kocięta nic mu nie dadzą...
- Zamknij pysk! - Miałam go już powoli dość. Byłam gotowa na poważniejszą walkę. Miałam coraz większą ochotę zatopić kły w jego szyi i udusić jak Hawkfrost'a lub rozszarpać mu brzuch, jak to zrobiłam Thunderstarowi i Desertstarowi.

<Stoneclaw?>

16 stycznia 2016

Od Morningdew

Był już ranek. Słońce wstało wcześnie budząc mnie ze snu. Spojrzałam na legowisko drugiej wojowniczki z klanu - Nightshadow. Kotka leżała ciężko dysząc. Powoli podeszłam do niej.
- Nightshadow? Wszystko w porządku? - spytałam niepewnie. Kotka kaszlnęła ostro. 
- Chyba nie... - jęknęła.
- Zawołam Mobrain. Powinna cię przebadać...
Opuściłam naszą norę. Byłam nieco zaniepokojona. Już kiedyś słyszałam taki kaszel i nie wróżył on nic dobrego. Ale... Nightshadow to silna wojowniczka, może uda jej się jakoś wylizać. Oby to nie był zielony kaszel! Nasz klan nie może być taki mały... Jeśli Nightshadow umrze będę jedynym, ostatnim wojownikiem w klanie! Zostaną tylko Blackstar i Mobrain... Ach! Na osty i ciernie! Co za przekleństwo!
Wokół jaskini medyka pełno było świeżych tropów kotki. Szczęśliwie już się obudziła.
- Mobrain! Jesteś potrzebna! - zawołałam. Kotka wyszła na zewnątrz i przeciągnęła się. 
- Słucham? - Ziewnęła. Była jak widać zmęczona.
- Nightshadow obrzydliwie kaszle! Obawiam się, że mogła zachorować na zielony kaszel!
Medyczka nagle odżyła. Jej dotychczas zmrużone oczy otworzyły się szeroko, a źrenice znacznie się powiększyły.
- Pójdę ją zbadać. Zawiadom Blackstar'a o tym zdarzeniu - nakazała mi, po czym pobiegła do nory wojowników. Posłusznie udałam się do lidera, nie tylko dlatego, że Mobrain mi kazała - sama miałam taki pomysł.
Kocur spał smacznie. Nie miałam za bardzo ochoty go budzić, niestety musiałam.
- Hej! Zaspana Gwiazdo! Wstawaj! - zbudziłam go. Kocur otworzył szeroko pyszczek i ziewnął.
- Coś się stało Morningdew? - spytał zmęczonym głosem.
- Nightshadow źle się czuje, Mobrain u niej jest. Podejrzewam, ze to zielony kaszel... W ekstremalnych przypadkach śmiertelny...

<Blackstar?>

01 stycznia 2016

Od Morningdew C.D. Blackstar'a

- Nie szkodzi... Nic złego nie zrobiłeś... - szepnęłam. - To ja przepraszam. 
Ponownie rozłam. Z jednej strony pragnęłam się do niego przytulić, a z drugiej... Chciałam uciec... Jestem tu tylko dla klanu. Dla walki, ochrony i pożywienia. Sama sobie nie poradzę. On jest kocurem, a ja nawet nie kotką... Mógłby mieć partnerkę, która da mu kocięta, a ja tego zrobić nie zdołam.
- Idę zapolować, to mój obowiązek - powiedziałam i wstałam. - Nie, nie potrzebuję pomocy.

~ ~ ~

Po zakończonym polowaniu na stercie zwierzyny leżały cztery szpaki, które udało mi się złapać na siedlisku koni. Polowanie było całkiem wesołym przeżyciem. Wystarczyły trzy skoki, aby złapać te ptaki. Jednego to złapałam nawet przez przypadek, bo przygniotłam go brzuchem. Dobrze, że nie natrafiłam na dziób...
- Dzień dobry Morningdew - usłyszałam czyiś głos. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam Mobrain, naszą medyczkę.
- Witaj Mobrain, Blackstar jest w obozie? - spytałam kotkę.
- Nie, poszedł na patrol. Ma olbrzymie terytorium, które musi samodzielnie ogarniać.
- Bez przesady! Ma nas! Sama ruszę na patrol, pomogę mu.

~ ~ ~

Byłam na granicy z Klanem Wilka. No, po drugiej stronie rzeki. Słoneczne Skały były stąd doskonale widoczne, tak samo jak kręcący się obok nich kot. Wtargnął na nasze terytorium! To nie do pomyślenia!
Podeszłam do brzegu rzeki. Ostatnim razem jej przepłyniecie nie było dla mnie aż takie trudne. Ostrożnie wskoczyłam do wody i zaczęłam płynąć na drugi brzeg. Prąd znosił mnie nieco w dół rzeki, ale ja się nie poddawałam. Szybko trafiłam na drugi brzeg i bez otrzepywania się podbiegłam do kota.

<Ktoś tam?>

30 grudnia 2015

Od Morningdew C.D. Blackstar'a

Chwyciłam kwiatek w zęby i zaczęłam obgryzać płatki. Uśmiech zszedł liderowi z pyszczka i patrzał teraz na mnie z niedowierzaniem.
- Jest słodki! - zaśmiałam się. Kocur przez chwilę, jakby zakrztusił się powietrzem, a później wybuchnął śmiechem.
- Morningdew! To miał być prezent! - śmiał się. Wprowadził mnie tym w lekkie zakłopotanie.
- Myślisz, że łatwo jest nosić mysz, kiedy tak ładnie pachnie! Muszę się jakoś uspokoić! - usprawiedliwiałam się.
- No już, już... - Blackstar mówił do mnie takim tonem, jakby uspokajał płaczącego kociaka. Skoczyłam mu na plecy i przydusiłam do ziemi. Było to nieco problematyczne ze względu na ciasnotę norki.
- Nie mów tak do mnie - powiedziałam poważnym tonem. - Czuję się obrażana...
- Źle to robisz, powinno być na odwrót - powiedział Blackstar zrzucając mnie z grzbietu. Przez chwilę nie rozumiałam jego słów, jednak moment później zrozumiałam.
- Chyba masz pszczoły w mózgu! - oburzyłam się i wyszłam z jaskini.
- No Morningdew! Tylko żartowałem! - usłyszałam za sobą głos Blackstar'a. Mimo tego się nie zatrzymałam. Wręcz przeciwnie! Zaczęłam uciekać przed liderem. Nie zastanawiałam sie nawet, czy mnie goni. Po prostu chciałam być jak najdalej od niego...

Widzisz?! Znów o tym myślisz. Mówiłem ci, a raczej ty mi mówiłaś. Twoje powiedzenie samo cię zniszczy - głos powrócił. Nie było go już długo... Ale miał rację.
Zatrzymałam się. Zbliżał się wieczór. Niespokojnie spojrzałam na niebo. Niestety - zachmurzone. Dziś moja siostra mi nie pomoże.
- Masz racje głosie - szepnęłam. - Musimy go zniechęcić, przegnać od naszych myśli. Nie mogę kochać.

<Blackstar?>

29 grudnia 2015

Od Morningdew C.D. Blackstar

Wiedziałam, że wilczyca nie odpuści. Musiałam szybko coś wymyślić.
- Rozdzielmy się! - To zabrzmiało jak rozkaz. Raczej nie wypada wydawać poleceń liderowi, jednak ta sytuacja tego wymagała. Momentalnie ja odskoczyłam na prawo, a Blackstar na lewo. Po prawie dwudziestu uderzeniach serca zorientowałam się, że wilczyc wybrała mnie do dalszego pościgu. 
I dobrze. Jedna część mnie cieszy się jak kociak wiedząc, że Blackstar jest bezpieczny, natomiast druga była wściekła. 
- Morningdew! Na drzewo! - usłyszałam nagle czyiś głos. Mimowolnie go posłuchałam i rzuciłam się w kierunku najbliższej sosny. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z pewnego faktu.
- Nie potrafię! - jęknęłam spadając na ziemię. Wilk zdołał mnie dogonić. Musiałam przygotować się na najgorsze.
I wtedy Blackstar wyskoczył nagle z zarośli. Zaatakował wilka z góry. Potwór był wściekły. Miotał się na wszystkie strony próbując zrzucić kocura. 
- Wiej! - krzyknął kocur. Chciałam rzucić się do ucieczki, jednak... Szybko rzuciłam się na pomoc kocurowi. Wilczyca w pewnym momencie chyba zrozumiała, że jest zagrożona. Wyrwała się nam i i uciekła. Spojrzałam na lidera.
- Co jest? - Zdziwiłam się nieco. Blackstar patrzał na mnie obrażony.
- Lekceważysz rozkazy! Czemu?
- Nie chciałam, żeby ci się coś stało... Blaskstar... 

<Blackstar?>

Od Morningdew CD Blackstar

W końcu zaprzestaliśmy biegu. Spojrzałam na Blackstar'a.
- Wiesz kim były te koty? - spytałam. 
- Ten duży kocur, z którym walczyłem to Wolfstar, przywódca Klanu Wilka - wyjaśnił mi towarzysz.
- Taki wypłosz jest przywódcą? Komedia!
Te słowa wyraźnie ucieszyły Blackstar'a. Kocur uśmiechnął się i podszedł do mnie bliżej. Nie byłam pewna, co chce zrobić, aż jego łapa nie uderzyła mnie od boku i nie zachwiała mojej równowagi.
- Ej! Co to miało być? - zdziwiłam się.
- Kara za obrażanie lidera - zaśmiała się Blackstar i zaczął uciekać. - Gonisz!
Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałam, o co chodzi. To zabawa! Nie sądziłam, że Blackstar chciałby się bawić jak kociak. Czy wojownikom w ogóle wypada? Czy tak czy siak bardzo chętnie się z nim pobawię. Czasami trzeba uciec od brutalnego, dorosłego życia i stać się choć na chwilę kociakiem.
Rzuciłam się w pogoń za kocurem, kiedy go w końcu złapałam nasze role się odwróciły. Teraz to ja uciekałam, a on mnie gonił.
Bawiliśmy się w najlepsze, jednak szary świat kładł się na nas ciężarem. Nagle poczułam znajomy zapach. Ostatni raz czułam go kilka dni temu... 
- Zaczekasz chwilkę? Muszę coś sprawdzić - powiedziałam zatrzymując się.
- Um, dobrze... - powiedział nieco zakłopotany. 
Odeszłam od niego kawałek wiedziona tropem. Nos trzymałam blisko ziemi...
- Morning? Czy to naprawdę ty? - usłyszałam głos kocura. Tak, to on. Podniosłam głowę i spojrzałam w kierunku z którego dochodził głos.
- Co ty tu robisz?! Idź sobie, nie jesteś tu mile widziany! - zasyczałam strosząc ostrzegawczo sierść. Wskoczyłam za najbliższy krzew.
- Dokąd idziesz Morningdew? - Padło pytanie. Nie byłam do końca pewna co powiedzieć. Nie miałam ochoty z nim walczyć, to duży i silny kocur. 
- Tam gdzie ty byś się nie odważył... - chciałam go zniechęcić i wróciłam do Blackstar'a. Spotkanie z Onyxhunterem nie mogło wyjść na jaw. Nie chcę, by coś mu się stało...
- Co tam jest? - spytał mnie lider.
- Nic ciekawego. Myślałam, że kogoś zwęszyłam, ale nic nie znalazłam.

<Blackstar?>

28 grudnia 2015

Od Morningdew C.D. Blackstar'a

- Morningdew, coś ci nie wyszło. - Kocur uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. 
- Nie wiedziałam, że jesteś "gwiazdą"... - szepnęłam cicho. - Przepraszam.
- Przed chwilą mnie zabiłaś, a teraz przepraszasz? Jesteś zabawna!
Choć miało to być obelgą napełniło mnie pewną radością. Nikt tak do mnie nie mówił od wielu księżyców! Ostatnim razem Luke... Jak mogłam komuś takiemu zaufać? Och! Ja go zabiłam! Ale on był zły... Czemu to takie trudne?
- Którym klanem rządzisz? Podejrzewam, że Klanem Nocy. Pachniesz tamtymi terenami.
- Raczej to one pachną mną. A teraz i to terytorium będzie tak pachniało. Klan Nocy rośnie i potrzebne nam większe łowiska. - Mówiąc to kocur podszedł do pobliskiego drzewa i je oznaczył.
- Macie kocięta? - spytałam niepewnie.
- Mamy dwie kotki, ale jakoś się nie palą do tego, by zostać królowymi. Może ty byś nią została?
- Bardzo chętnie! Ale nie mogę... Ani nie należę do twojego klanu, ani nie mogę mieć kociąt.
- Na pierwsze da się zaradzić, ale tego drugiego nie rozumiem - powiedział kocur podchodząc do mnie i siadając. - Byłaś u Obcinacza? W sensie: tego, który robi to kotkom? Nie wyglądasz mi na pieszczoszka dwunogów.
- Bo nim nie jestem! - warknęłam groźnie. - To bardzo skomplikowane.
- Ale dołączysz do klanu? Przyda nam się dobry wojownik!
- Przed chwilą cię zabiłam!
- Łe.. Głupie gadanie! - kocur machnął na mnie łapą. - To tylko jedno głupie życie, a ty dowiodłaś, że jesteś warta Klanu Nocy.
- W takim razie zgoda - powiedziałam kiwając głową.

<Blackstar?>

Od Morningdew C.D. Blackstar'a

Usłyszałam odgłosy walki gdzieś niedaleko. Pewnie patrole się spotkały, czy coś... Po tym, co zrobiłam sytuacja w lesie stała się o wiele bardziej napięta. Wojownicy nie umieją się dzielić, dzielenie się jest zdradą. Zdradą też jest zabijanie członków swojego klanu, zdradą jest połączenie się z innym klanem, zdradą jest zamieszkanie z Dwunożnymi! Kiedy umrę Desertstar zabierze mnie ze sobą. Zamieszkamy razem w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd. 
Ostrożnie wstałam z ziemi i ruszyłam w kierunku hałasu. Gdy byłam bliżej wyczułam zapachy każdego z klanów. 
Mają chrapkę na nasze terytorium - powiedział głos w mojej głowie. - Oddasz im je?
Nigdy. To moje terytorium!
Wyskoczyłam zza krzewu i wylądowałam na czarnym wojowniku pachnącym Klanem Wilka. Kocur odepchnął mnie, a ja przybrałam bojową pozę. Nastroszyłam sierść, aby wyglądać na większą i groźniejszą, jednak każdy kot zna takie sztuczki. Zaczęliśmy walkę, bardzo zaciekłą walkę. W pewnym momencie wpadliśmy w drugą walczącą parę. Zrobiło się z nas kłębowisko walczących kotów. W pewnym momencie wszyscy, jakbyśmy to uzgodnili oderwaliśmy się od siebie i zaczęliśmy uciekać. To był już koniec bitwy. 
Zatrzymałam się kawałek od miejsca walki. Słyszałam jeszcze, jak jeden z kotów przebiega blisko mnie. Może spróbuję go dogonić? Kot biegł w kierunku centrum mojego byłego klanu. Może to uznać za oddanie mu terytorium.
Ruszyłam biegiem za wojownikiem, przez dłuższy czas niczego nieświadomym. Kot biegł prosto do obozu Klanu Wschodu. To dobre miejsce, by się z nim rozprawić. Wbiegłam na polankę zaraz po nim. Spodziewał się mnie, gdyż stał już gotowy do walki.
- Kim jesteś? - zasyczał groźnie. Odeszłam dwa kroki w tył.
- Mordercą... - westchnęłam cicho. Nie umiałam znaleźć prostszej odpowiedzi. Te słowa nie wywarły na kocurze wrażenia. Nawet nie oczekiwałam tego.
- Mordercą, hę? - zadrwił kocur. - Kogo zabiłaś?
- Thunderstar'a - odparłam spokojnie. - I Hawkfrosta.
- A wiec to się stało z Klanem Wschodu... Gdzie reszta klanu?
- Nie żyją.
- Ich też zabiłaś?
- Nie.
- Więc co się stało? - Kocur podszedł bliżej.
- Śledziłam ich. Wędrowali parami. Nasze kotki zachorowały na zielony kaszel, możliwie już są martwe. Kocury utonęły w Błękitnej rzece, a kocięta znalazłam martwe w lesie, możliwie zmarły z głodu.
- I tylko ty, z tak wielkiego klanu przeżyłaś... Uważaj bo uwierzę!
Drwi z nas? - głos w mojej głowie ponownie przemówił. Ma rację. Nie puszczę mu tego płazem!
Rzuciłam się na kocura i zaczęliśmy walkę.

<Blackstar?>
Uważaj, bo Morning jest w formie C:<