– Klan Nocy rozgniewał swoich przodków. Teraz ponosi za to karę – spróbowałam wyjaśnić. Po chwili zrozumiałam, że tylko go pogrążam.
– To wręcz niemożliwe. W ciągu dnia umarło aż pięciu członków klanu… – westchnął kocur. – Dlaczego Klan gwiazd ich zabrał?
– Nocny Cień i Koszmarny Cień zostali zabici przez borsuka. Nie byli dobrymi wojownikami. Urodzili się u dwunożnych. O ich losie zadecydował brak doświadczenia. Podobnie z Oszronioną Paprocią. Nigdy… To znaczy, Bażancie Pióro była uczennicą Nocnego Cienia, więc nie nauczyła się wiele.
– A nasza córka? – Na dźwięk tego pytania moi synowie przytuleni do brzucha zadrżeli. Owinęłam ich ogonem.
– Długoszka umarła przez nas – oznajmiłam stanowczo. – Zostawiliśmy ją i naszych synów bez odpowiedniej opieki. Ta samotniczka musiała planować to od dawna.
Czarna Gwiazda westchnął ciężko kładąc mi głowę na boku. Patrzał na naszych synów.
– Klan Nocy rozpaczliwie potrzebuje wojowników – powiedział po dłuższej chwili. – Musimy zacząć szkolić nowych uczniów.
– Masz rację – powiedziałam w odpowiedzi i polizałam partnera w pyszczek.
~ Księżyc później ~
Patrzyłam z dumą na moich synów. Dzisiejszego dnia Błękitek i Wieczorek mieli zostać uczniami. Ich młodsi bracia dostąpią tego zaszczytu dopiero za kilka dni, jednak i z ich powodu przepełnia mnie duma. Zaledwie kilka księżyców temu tuliłam do brzucha pięć małych kłębuszków, a teraz patrzyłam na moich synów, dorosłych i gotowych na zostanie wojownikami. Ich siostra pewnie obserwuje ich teraz z wysokości Klanu Gwiazd, musi ją rozpierać duma, jak mnie.
Moi synowie drżeli wręcz z ekscytacji. Siedzieli przede mną i obserwowali nasz niewielki klan, zapewne zastanawiając się, który kot zostanie ich mentorem? Nagle do mojej głowy wróciło wspomnienie dnia, w którym sama zostałam uczniem. Nie spodziewałam się wtedy, że Lwi Ogon nim będzie, ale byłam pełna zachwytu widząc tak wspaniałego wojownika w roli mojego mentora! Sama chciałabym dla synów najlepiej. Wiedziałam, kim będą ich mentorzy. Nakrapiany Kwiat, Wilcza Pieśń, Szary Kieł i zapewne ich ojciec – Czarna Gwiazda. Nie chciałabym, aby zastępca miał pod swoją opieką jednego z moich synów. Szary Kieł to nie tylko z krwi i kości domowy pieszczoch, ale też i zdrajca! Ta kotka, Pustynna Dusza… Szczęśliwie dopiero dołączyła i nie będzie uczyła moich kociąt. Doskonale wiem od synów, że samotniczka, która zamordowała ich siostrę była szylkretowa, ale fakt, że Pustynna Dusza była do niedawna samotnikiem mnie przerażał.
Czarna Gwiazda wskoczył na swój kopczyk. Jego cień wyglądał przecudownie w świetle księżyca. Moje łapy zadrżały z podniecenia.
– Tej pięknej nocy, w momencie Górowania Księżyca zebraliśmy się, aby nadać imiona nowym uczniom. Oboje wystąpcie. – Lider mówił doniosłym, głośnym tonem. Błękitek i Wieczorek zrobili kilka kroków w przód. Czarna Gwiazda spojrzał na Wieczorka surowym, a za razem łagodnym wzrokiem. – Od tej chwili, aż do momentu gdy otrzyma imię wojownika, uczeń ten nazywać się będzie Wieczorną Łapą. Szary Kle, będziesz od teraz mentorem Wieczornej Łapy. Mam nadzieję, że nauczysz go dobrze polować i walczyć!
A wiec tak. Wieczore… Wieczorna Łapa będzie uczniem Szarego Kła. To mądry kociak, może nauczy czegoś tego zdradzieckiego pieszczocha! Byłam bardzo dumna z syna, ale to nie był koniec ceremonii.
– Ten uczeń – kontynuował Czarna Gwiazda zwracając się do swojego pierworodnego. – Będzie się od dziś nazywał Błękitną Łapą. Nakrapiany Kwiecie, od dawna chciałaś mieć własnego ucznia. Urodziłaś się w klanie, więc wierzę, że przekażesz mu całą wiedzę w nim nabytą.
Nakrapiany Kwiat skinęła głową. Ona i Szary Kieł podeszli do swoich uczniów i zetknęli się z nimi nosami, jak nakazuje stara, klanowa tradycja. Byłam niezwykle dumna, a za kilka wschodów słońca się to powtórzy.
~~kilka wschodów słońca później~~
– Wodna Łapo! Ile razy mam powtarzać? Kiedy łapiesz rybę nie możesz się ruszać! – skarciłam syna. Tego dnia Czarna Gwiazda udał się do Matczynego Pyszczka wraz z Szarym Kłem i Nakrapianym Kwiatem. Ja miałam trenować Wodną Łapę, Wilcza Pieśń miał wziąć pod opiekę Cichą Łapę i Wieczorną Łapę, a Pustynna Dusza dostąpiła zaszczytu opieki nad Błękitną Łapą.
– Ale, jak złapać rybę i jednocześnie się nie poruszać? – spytał kociak. Miał e tym trochę racji. Źle to tłumaczę.
– Ryba wyczuje twój ruch. Musisz zaatakować szybko i energicznie! – sprecyzowałam. – Wskakuj jeszcze raz do wody!
Kociak posłusznie wykonał polecenie i stojąc po brzuch zamoczony w wodzie czekał. W pewnym momencie szybko skoczył do przodu i zanurzył ciało w wodzie. Po chwili był na ladzie z tłustą płotką w pyszczku.
– Piękna zdobycz! Tata będzie zadowolony! – pochwaliłam kociaka. Uczeń otrzepał się z wody i upuścił zdobycz na brzegu.
– Zawsze musimy polować w rzece? – spytał zrezygnowany. – Woda przesiąkła mi futerko!
– Założę się, że Wieczorna Łapa i Nocna łapa tak nie marudzą! – prychnęłam. Kocur postawił wąsy i ponownie wskoczył do rzeki. Czekał pilnie, ale nagle przerwał.
– Widziałaś? – spytał odwracając się do mnie.
– Co?
– Na drugim brzegu! Trzciny się poruszyły!
– Pewnie to tylko wiatr.
Próbowałam uspokoić kociaka, jednak ten uparcie patrzył na drugi brzeg, gdzie po dłuższej chwili i ja dostrzegłam ruch. Czekaliśmy w napięciu, aż intruz się nam pokarze. Ruch zbliżył się do brzegu i serce mi zamarło.
– To kot! – miauknął Wodna Łapa. – Intruz! Przegońmy go!
Na widok Kamiennego Pazura szarpnęła mną fala nienawiści. Miałam ochotę wskoczyć do rzeki i nie tyle przegonić kocura, co go zabić! Nie widziałam Kamiennego w tej okolicy od dnia, w którym zrujnował mi życie, od dnia, w którym obdarzył mnie synem. I ten syn stał teraz w wodzie, tuż obok mnie.
– Zostaw! – syknęłam na kociaka. – Wracaj do obozu, sama się tym zajmę.
– Nie ma mowy! Ja go pierwszy zobaczyłem!
Kociak zaczął płynąć ku drugiemu brzegowi. Przeraziłam się.
– Wodna Łapo! – zawołałam półgłosem. Kociak nie zatrzymał się. Musiałam ruszyć za nim w pogoń.
Gdy był już na drugim brzegu nawet nie otrzepał się z wody, tylko pobiegł ku Kamiennemu Pazurowi. Miał zaraz zaatakować swojego prawdziwego ojca. Przyspieszyłam.
Znalazłam się na ladzie i usłyszałam przeraźliwy pisk. Mój syn! Szybko pobiegłam w kierunku walczących kotów.
– Zostaw go! – zawołałam zwalając potężne, szare cielsko z pleców mojego syna.
– Poranna Rosa – syknął kocur. – Dawno się nie spotkaliśmy…
Sierść zjeżyła mi się jeszcze bardziej na wspomnienie naszego ostatniego spotkania. Wystawiłam pazury i zasyczałam. Kocur zaśmiał się i odwrócił.
– Zakończmy to! – powiedział i zaczął przede mną uciekać.
„To pułapka” – byłam tego pewna, nawet zbyt pewna. Jednak nie miałam wyjścia. Nie wypuszczę go tym razem! Zaczęłam biec za Kamiennym Pazurem w górę rzeki. Wyraźnie chciał mnie zwabić na wolne terytoria samotników. I tak mam nad nim przewagę. Widziałam – nie otwierał oczu. Nie może ich otworzyć. Nie widzi. Musi mieć jakiegoś wspólnika!
Przebiegliśmy strumień a od niego biegliśmy już prosto do Czterech Drzew. Miejsce śmierci Gromowej Gwiazdy i Jastrzębiego Mrozu… Myśli, że mnie to rusza? Zaraz do nich dołączy! Wbiegliśmy na polanę pod drzewami. Kamienny Pazur wyglądał na przestraszonego.
– Pomarańczowa Stopo! – zawołał. Rozejrzałam się szukając wzrokiem jego sprzymierzeńca. – Pomarańczowa Stopo!
Czekałam jeszcze chwilę, jednak nikt się nie odezwał. Zaśmiałam się.
– Jesteśmy sami! Nawet nie wiesz, jak długo czekałam na tę walkę…
– Ostatnim razem dało mi się ciebie obezwładnić! Dziś cię zabiję! – warknął Kamienny Pazur. Wysunął swoje długie, szare pazury i nastawił uszu. Polega na słuchu, sprytnie! Skoczyłam w prawo, a on od razu odwrócił się w tym kierunku. „To będzie ciekawa walka!”.
Stanęliśmy naprzeciw siebie. Wyszczerzyłam kły, gotowa do ataku. Kocur nasłuchiwał próbując przewidzieć moje ruchy. Mógł polegać tylko na tym zmyśle.
Zaatakowałam pierwsza. Samotnik wykonał zgrabny unik, przy czym zdołał uderzyć mnie łapą w bok zadając mi ranę. Zasyczałam z bólu. W rewanżu rzuciłam się jeszcze raz i tym razem nie spudłowałam. Zaczęliśmy gryźć się i drapać… Kocur za wszelką cenę próbował uniknąć moich ataków.
Po dłuższej chwili byliśmy już mocno poranieni i zmęczeni. Mierzyłam go wzrokiem pełnym nienawiści. Wtedy skoczyłam nagle na Kamiennego Pazura i zadałam mu mocną ranę w pyszczek. Wykorzystując jego dezorientację chwyciłam jego gardło i zdusiłam. Kocur szybko mi się jednak wyrwał. Uderzyłam jeszcze raz, jednak tym razem i on skoczył w moim kierunku. Zderzyliśmy się w powietrzu, a wtedy ponownie chwyciłam go za szyję. Nie mogłam pozwolić mu na wyrwanie się. Zacisnęłam mocno zęby, a po chwili Kamienny Pazur upadł nieruchomo na ziemię.
Zaczęłam dyszeć. Nie wierzyłam własnym oczom! Zabiłam go! Ogarnęło mnie wielkie szczęście. Jednak nie na długo. Usłyszałam szelest dochodzący od strony wejścia, a po chwili na polanie pojawił się olbrzymi, rudy wojownik. Onyksowy Łowca. Skuliłam się na jego widok z przerażenia. Wlepiłam swoje niebieskie oczy w jego płaski pysk. Po chwili odwrócił się w moim kierunku.
Serce uderzało mi szybciej niż zwykle. Nogi były jak sparaliżowane. Na dodatek zmęczenie i ból po walce… Nie miałam szans na zwycięstwo w starciu z Onyksem, a tym bardziej na ucieczkę będąc w takim stanie.
– Poranna Rosa – powiedział kocur chłodnym tonem. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnej odpowiedzi. – Jak śmiesz wchodzić w miejsce, gdzie dokonałaś tak straszliwej zbrodni!
„Pamięta, nie zapomniał mi tego” – w głowie zaczęła mi krążyć tylko jedna myśl. To ja zabiłam jego lidera. To ja zabiłam jego przyjaciół. To ja zabiłam Klan Wschodu.
– O-o-o-onyks… – wybełkotałam ledwo słyszalnie. Kocur zmierzył mnie pełnym powagi wzrokiem.
– Oni wszyscy umarli! Z twojej winy! – zasyczał. Nie mogłam wręcz się ruszyć. – Nawet kocięta Zimowego Serca… Nawet mały Gromek… To kocię żyło jeszcze kilka dni! Potem zamarzł pewnego poranka… To wszystko przez ciebie i twoją zbrodnię!
On mnie zabije. On mnie zabije. On mnie zabije. Byłam tego tak samo pewna, jak tego, że Kamienny Pazur umarł przed chwilą z moich łap. To będzie zemsta za Klan Wschodu.
– Miałem niedawno wizję – ciągnął kocur. – Gromowa Gwiazda ukazał mi się prosząc o zemstę. Miałem też wizję przed chwilą. Zanim tutaj wszedłem. Gromek prosił o zabicie ciebie za śmierć jego mamusi i tatusia i w ogóle całego Klanu Wschodu!
– T-to ja pokazałam ci klany! To ja chciałam cię w klanie mimo tego, że byłeś pieszczoszkiem dwunożnych! – powiedziałam trzęsącym się głosem.
– Więc mogłaś nie dawać mi powodu do zemsty! – zasyczał wściekle i zaczął na mnie szarżować. Poczułam potężne uderzenie w bok. Ten cios zwalił mnie z nóg. Upadłam przyduszona bardziej do ziemi przez wielkie łapy kocura. Byłam przerażona. Chciałam prosić go o litość, jednak duma mi zabraniała. Czekałam cierpliwie na śmierć zastanawiając się nad losem moich synów, po mojej śmierci. Widziałam jak Błękitna Łapa liże małe czarne kłębuszki wtulone w bok jakiejś pręgowanej kotki; widziałam Wieczorną Łapę podczas walki z rudym wojownikiem; widziałam jak Cicha Łapa przynosi do obozu gigantycznego łososia… Widziałam też Wodną Łapę zasiadającego dumnie na kopczyku lidera w obozie Klanu Nocy. Jak oni sobie poradzą bez matki? Co z moim drugim miotem? Zerknęłam na martwe ciało Kamiennego Pazura. Czy mam umrzeć jak on? Zapamiętana jako kotka, która była? Nie.
Szybko wyrwałam się spod łapy kocura i nabrałam nowej siły do walki. Nie będę uciekać. Jeżeli go pokonam, Klan Nocy zapamięta mnie jako bohatera! Wysunęłam długie pazury i skoczyłam na wojownika. Jednak byłam zbyt słaba wobec jego potęgi. Onyksowy łowca odrzucił mnie jednym sprawnych machnięciem łapy. Uderzyłam w pień jednego z drzew.
Ból, jaki przeszył moje ciało w momencie uderzenia był morderczy. Co prawda, jeszcze żyłam, ale nie mogłam się ruszyć, a do mojego pyszczka zaczęłam napływać krew.
Głupia, mogłaś uciekać.
– Mamo! Mamo! – usłyszałam wołanie, i jakby przez mgłę dostrzegłam sylwetkę ucznia. Wodna Łapo…
– Synku… – wydałam z siebie ledwo słyszalnie. Kociak chyba płakał. Uciekaj Wodna Łapo! Onyks nadal tu jest!
– Mamusiu… – Ciało kociaka wtuliło się w mój brzuch. Był już taki duży… Zaraz umrę, jak zabrzmią moje ostatnie słowa?
– Spójrz – chrząknęłam próbując wskazać ciało Kamiennego Pazura. Nie było tam nic rudego, nie zmylę go. – Kamienny… To twój ojciec… Tylko twój… Nie mów… Czarnej Gwieździe…
Okropne pożegnanie.
Nagle ogarnęła mnie pustka. Poczułam ciepło, a po chwili zauważyłam, że już nie leżę, a stoję. Nie czułam bólu. Czy to już czas? Jestem… martwa? Zrobiłam krok w przód. Polana pod Czterema Drzewami była pusta. Nagle znikąd pojawiły się wokół mnie koty. Wystraszyłam się.
– Poranna Roso – usłyszałam łagodny głos i niemal podskoczyłam ze strachu. Obróciłam się, wśród tłumu stała szylkretowa kotka o granatowych oczach. Była bardzo duża i miała długą sierść. Jej szyja była przecięta blizną. Długie Futro.
Rozejrzałam się. Na skale po środku obozu stały cztery koty, a wokół nich było wiele innych. Wszystkie charakteryzowały się dumną postawą i łatkami o kształcie gwiazdy. To liderzy Czterech Klanów. Nieco bliżej mnie, w lekkim oddaleniu od skały siedziały koty również posiadające gwiazdę, jednak je znałam. Liderzy Nowych Klanów. Brakowało wśród nich tylko Gromowej Gwiazdy. Koty zasiadające w lekkim oddaleniu od skały były bardzo liczne. Wśród nich poznałam sylwetki wielu wojowników, których znałam, kochałam, szanowałam bądź zabiłam. Wojownicy, królowe, starsi, uczniowie i kocięta stali wymieszani w tłumie kotów z Klanu Gwiazd. Nigdzie nie widziałam jednak złych cieni kotów wyjętych spod Kodeksu.
– Czy ja?… – szepnęłam niepewnie.
– Tak, dołączyłaś do Klanu Gwiazd – odezwał się czyjś głos. Odwróciłam się w tamtym kierunku i zobaczyłam Nigdy Łapę w towarzystwie mojej córki, Długoszki.