- Blackstar? - szepnęłam widząc lidera, mojego partnera. Chyba mogę go tak nazywać, w końcu oboje się kochamy, a nasz związek nie łamie Kodeksu Wojownika. Tylko dlaczego widząc go czuję się tak podle? Jakby ta miłość nigdzie nie prowadziła.
Kocur zbliżył się do mnie. Był ode mnie większy, ale nie zaliczał się do kotów olbrzymich, które otaczały mnie przez większość życia. Zawsze wiedziałam że jestem niewielka, ale przy nim czuję się jak mały kociak. Nagle poczułam jak jego język czesze sierść między moimi uszami.
- Wszystko w porządku? - spytał czułym głosem. Wzięłam głęboki wdech i poczułam zapach strachu. Czyżby mój lider się bał?
- Tak. Czemu miałoby nie być? - odpowiedziałam zerkając mu w oczy. Jego piękne, zielone oczy... Gdybyśmy mogli mieć dzieci chciałabym, żeby miały takie oczy jak on - w kolorze młodej trawy, a nie mroczne granatowe jak ja.
- Przepraszam... Trochę się zastanawiałem nad tym, co wczoraj mówiłaś. - Jego oczy zerknęły na mnie. - Sam pewnie przejmuję się tym bardzej od ciebie.
- Chodzi o to, że nie mogę mieć kociąt? - spytałam, a on skinął głową. - Nie chcę zawieść klanu, ale kiedyś ja i mój partner staraliśmy się o kocięta i nic z tego nie wyszło. Medyk stwierdził, że nie mogę mieć dzieci. Wtedy kocur, którego kochałam zostawił mnie dla innej kotki.
- Ja ciebie nie zostawię - szepnął Blackstar z troską. Wtuliłam się w jego sierść.
- Wierzę w to.
~Kilka wschodów słońca później~
Kiedy o świcie obudził mnie szmer podnoszących się wojowników sama wstałam i się przeciągnęłam. Nightmareshadow spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Jej wysokość partnerka lidera się wyspała? - zakpił. Ziewnęłam przeciągle i odwróciłam się w jego kierunku.
- Doprawdy zabawne! Jakby funkcja partnera miała jakiś wpływ na moją hierarchię! - prychnęłam i zaczęłam się wylizywać.
- Ma, kiedy zostajesz królową. A zwłaszcza kiedy już urodzisz - wtrąciła się Nightshadow.
- Och proszę was! - Wyszłam z jaskini lekko podburzona. Czuję się jak niezdarny uczeń wymiany przez pozostałych. Po obozie kręciła się nowa medyczka... Nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Od razu ruszyłam ku wyjściu, aby zapolować nad rzeką.
Do pory górowania słońca przyniosłam do obozu kilkanaście ryb. Byłam wprawiona w polowaniu na nie - wychowałam się polując na te kąski. Czułam się pełna energii. Mogłabym nawet walczyć z psem! Chociaż lepiej nie kusić losu... Lepiej zrobić coś spokojniejszego, jak patrol wzdłuż granic. Wychodząc z obozu zatrzymał mnie jednak głos, głos nowej medyczki.
- Ty jesteś Morningdew? - spytała. Nie odpowiadałam, gestując w ten sposób prawdę. - Blackstar cię woła. Jest w mojej jaskini.
Wystraszyłam się lekko. Czego on może chcieć? Ostatnie dni były czymś cudownym! Czymś, czego nie oddałabym żadnej! Ale od kiedy wczorajszego wieczoru spotkaliśmy Frostedfern mam wrażenie, że Blackstar'a coś trapi. Kotka została wybrana nowym medykiem, o co z resztą sama prosiła. Czy on chce żeby ta pieszczoszka mnie zbadała?
W jaskini medyka nigdy nie było ciemno. Wejście zakrywały wodne trawy, a za nimi była jaskinia o suficie z gałęzi. Przenikało przez nie światło oświetlając czarne futro mojego partnera.
- Morningdew - szepnął. Sierść zjerzyła mi się na grzbiecie. - Chcę...
- Żeby Frostedfern zbadała mój problem? - dokończyłam. Lider zamilkł, miałam rację.
- Uważam, że zostaniesz królową - oznajmił po chwili z powagą.
Leżałam na boku, na specjalnym legowisku dla chorych kotów. Czekałam niecierpliwie, aż medyczka się mną zajmie. W końcu podeszła. Zaczęła mnie oglądać, dusić łapą, wąchać... Nie znam się na medycznych sprawach. W końcu się zaśmiała i zaprzestała czynności.
- Mówicie, że jaki był problem? - spytała śmiejąc się. Ta radość była wręcz okrutna.
- Jestem w końcu bezpłodna, czy nie? - zasyczalam tracąc cierpliwość.
Błękitne oczy medyczki zalśniły.
- Nawet coś więcej - powiedziała. - Jesteś w ciąży.
Kocur zbliżył się do mnie. Był ode mnie większy, ale nie zaliczał się do kotów olbrzymich, które otaczały mnie przez większość życia. Zawsze wiedziałam że jestem niewielka, ale przy nim czuję się jak mały kociak. Nagle poczułam jak jego język czesze sierść między moimi uszami.
- Wszystko w porządku? - spytał czułym głosem. Wzięłam głęboki wdech i poczułam zapach strachu. Czyżby mój lider się bał?
- Tak. Czemu miałoby nie być? - odpowiedziałam zerkając mu w oczy. Jego piękne, zielone oczy... Gdybyśmy mogli mieć dzieci chciałabym, żeby miały takie oczy jak on - w kolorze młodej trawy, a nie mroczne granatowe jak ja.
- Przepraszam... Trochę się zastanawiałem nad tym, co wczoraj mówiłaś. - Jego oczy zerknęły na mnie. - Sam pewnie przejmuję się tym bardzej od ciebie.
- Chodzi o to, że nie mogę mieć kociąt? - spytałam, a on skinął głową. - Nie chcę zawieść klanu, ale kiedyś ja i mój partner staraliśmy się o kocięta i nic z tego nie wyszło. Medyk stwierdził, że nie mogę mieć dzieci. Wtedy kocur, którego kochałam zostawił mnie dla innej kotki.
- Ja ciebie nie zostawię - szepnął Blackstar z troską. Wtuliłam się w jego sierść.
- Wierzę w to.
~Kilka wschodów słońca później~
Kiedy o świcie obudził mnie szmer podnoszących się wojowników sama wstałam i się przeciągnęłam. Nightmareshadow spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Jej wysokość partnerka lidera się wyspała? - zakpił. Ziewnęłam przeciągle i odwróciłam się w jego kierunku.
- Doprawdy zabawne! Jakby funkcja partnera miała jakiś wpływ na moją hierarchię! - prychnęłam i zaczęłam się wylizywać.
- Ma, kiedy zostajesz królową. A zwłaszcza kiedy już urodzisz - wtrąciła się Nightshadow.
- Och proszę was! - Wyszłam z jaskini lekko podburzona. Czuję się jak niezdarny uczeń wymiany przez pozostałych. Po obozie kręciła się nowa medyczka... Nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Od razu ruszyłam ku wyjściu, aby zapolować nad rzeką.
Do pory górowania słońca przyniosłam do obozu kilkanaście ryb. Byłam wprawiona w polowaniu na nie - wychowałam się polując na te kąski. Czułam się pełna energii. Mogłabym nawet walczyć z psem! Chociaż lepiej nie kusić losu... Lepiej zrobić coś spokojniejszego, jak patrol wzdłuż granic. Wychodząc z obozu zatrzymał mnie jednak głos, głos nowej medyczki.
- Ty jesteś Morningdew? - spytała. Nie odpowiadałam, gestując w ten sposób prawdę. - Blackstar cię woła. Jest w mojej jaskini.
Wystraszyłam się lekko. Czego on może chcieć? Ostatnie dni były czymś cudownym! Czymś, czego nie oddałabym żadnej! Ale od kiedy wczorajszego wieczoru spotkaliśmy Frostedfern mam wrażenie, że Blackstar'a coś trapi. Kotka została wybrana nowym medykiem, o co z resztą sama prosiła. Czy on chce żeby ta pieszczoszka mnie zbadała?
W jaskini medyka nigdy nie było ciemno. Wejście zakrywały wodne trawy, a za nimi była jaskinia o suficie z gałęzi. Przenikało przez nie światło oświetlając czarne futro mojego partnera.
- Morningdew - szepnął. Sierść zjerzyła mi się na grzbiecie. - Chcę...
- Żeby Frostedfern zbadała mój problem? - dokończyłam. Lider zamilkł, miałam rację.
- Uważam, że zostaniesz królową - oznajmił po chwili z powagą.
Leżałam na boku, na specjalnym legowisku dla chorych kotów. Czekałam niecierpliwie, aż medyczka się mną zajmie. W końcu podeszła. Zaczęła mnie oglądać, dusić łapą, wąchać... Nie znam się na medycznych sprawach. W końcu się zaśmiała i zaprzestała czynności.
- Mówicie, że jaki był problem? - spytała śmiejąc się. Ta radość była wręcz okrutna.
- Jestem w końcu bezpłodna, czy nie? - zasyczalam tracąc cierpliwość.
Błękitne oczy medyczki zalśniły.
- Nawet coś więcej - powiedziała. - Jesteś w ciąży.
Skoro Morningdew będzie miała kocięta to jedno z nich może być moją postacią? * ładnie prosi * Jak coś to dogadamy się na PW.
OdpowiedzUsuń~ Darkheart