BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Skrzelowy Szept x Karasiowa Ławica. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Skrzelowy Szept x Karasiowa Ławica. Pokaż wszystkie posty

15 października 2024

Od Skrzelika (Skrzelowego Szeptu) CD. Karaś (Karasiowej Ławicy)

Ostrzeżenie: Opowiadanie porusza wątek postępującej choroby psychicznej.

teraźniejszość

Ostatnich parę tygodni było spokojnych. Można być wręcz powiedzieć, że zbyt spokojnych. Podniesione jakiś czas temu plotki i szepty w klanie, powoli się wyciszały, a wraz z nimi energiczny sposób bycia Karasiowej Ławicy.
Zimowy mróz powoli tajał, odsłaniając coraz to większe połacie zielonych traw. Gdzieniegdzie z całą swoją kolorowością dumnie prężyły się fioletowe krokusy oraz nieco bardziej nieśmiałe żonkile. Również ptactwo wszelakie, jakby nieco bardziej orzeźwione cieplejszymi promieniami słońca, żwawiej podskakiwało na wysokich gałęziach drzew. Z całym swoim świergotem i furkotem zagłuszały wszystkie inne dźwięki. Również rzeka zdawała się powoli budzić z długiego zimowego snu. Lód dawno popękał. Teraz jedynie od czasu do czasu gdzieś można było zauważyć ospałą, białą, plamę kry na ciemnej tafli wody. Świat budził się do życia. Jednak nastrój w rodzinie Skrzelowego Szeptu był zgoła odmienny. Właściwie wręcz dogorywał ostatnimi ochrypłymi westnięciami. Zwykle radosna i pełna życia Karasiowa Ławica, teraz coraz rzadziej zabierała głos. Ponadto zaczęła z pasją unikać przebywania z siostrą czy matką. Skrzelowy Szept czuł głębokie ukłucie żalu, a może nawet poczucia winy? Wiedział, że całe to zamieszanie było wynikiem usiłowań Karaś w próbach doprowadzenia do równości czekoladowych kotów. Wiedział, że tak długo, jak inne koty będą kojarzyć kotkę z nim, przysporzy to jedynie więcej problemów. A tych kotka miała wystarczająco, biorąc pod uwagę ostatnio podejrzanie nisko opuszczony ogon.
Relacja pomiędzy rodzeństwem była bardzo niepewna. Krabik już praktycznie całkowicie go ignorowała, a Karaś często niby to przypadkiem wpadała na niego podczas polowań. Skrzelik z kolei unikał ich obu. Była to niesamowicie dziwna zabawa w gonitwę, szczególnie że nie bawili się w nią od czasów kocięcych. Pomimo bycia oficjalnym wojownikiem, Karaś ostatecznie była szybsza, sprawniejsza i wybitna w technikach tropienia. Często więc kończyło się na przyłapaniu go na nieudolnej próbie wyślizgnięcia się spod czujnego oka kotki.
Ostatnio coraz częściej rozmyślał: co by było, gdyby porzucił klan? To nie tak, że rzeczywiście był przydatny… Prawdę mówiąc, ostatnio sprawiał same problemy. Reputacja jego siostry mogła jedynie zyskać, jeżeli by zniknął. Algowa Struga też od czasu do czasu otrzymywała krzywe spojrzenie od wiecznie podejrzliwej Mandarynki, a Krabik byłaby pewnie przeszczęśliwa, mogąc się pozbyć takiej skazy na rodzinie. Krzycząca Makrela również ostatnio zaczął coraz częściej znikać. Nie pojawiał się przez wiele dni z rzędu*, po czym wracał zmęczony z dużą ilością zwierzyny. O Ryjówkowym Uroku praktycznie nie musiał już rozmyślać. Czuł, jakby jego własna matka się go wstydziła. To było naprawdę bolesne. Ale chyba… Powoli się przyzwyczajał? Jeżeli rzeczywiście jest to rzecz, do której można się przyzwyczaić.
Szczególnie trudne były dni, kiedy słyszał te wszystkie szepty i plotki dookoła. Jakby ich kompletnie nie obchodziło, że wszystko słyszy.
~ Jest takim beznadziejnym wojownikiem prawda?
~ Co on w ogóle sobie myśli?
~ Znowu przyniósł jakieś truchło. Absolutnie bezużyteczne!
I tak w kółko i, kółko i kółko… Czasem czuł, jakby świat kręcił się dookoła, a syczące obelgi zalewały go ze wszystkich stron. W takich chwilach lubił biec do przodu, co sił w łapach. Wtedy wiatr zagłuszał wszystkie dźwięki.
Potem była cała sprawa z Kazarkową Śpiewką. Kocur nie do końca był na bieżąco z całym tym zamieszaniem, ale wiedział, że wygnanie kotki tylko pogorszyło jego stanowisko w klanie. W końcu to kolejny czekoladowy kot, który wypadł z łask. Z jego pokolenia pozostał tylko on i Skacząca Cyranka, ale kuzynka zdawała się również raczej ignorować kocura. Głęboko pod futrem czuł nadchodzące ciężkie czasy. Po raz pierwszy w życiu poczuł się naprawdę dorosły. Wręcz stary. Zmęczony tymi wszystkimi napięciami i niedomówieniami. Tęsknił za prostotą swojego dzieciństwa. Tęsknił za czasem, kiedy jego jedynym problemem był zbyt pełny brzuszek mleczka. Wszystko to zdawał się jakoś takie błahe. Takie mało ważne.

***

Noc, kiedy to się stało, był naprawdę spokojna i zaskakując ciepła. Skrzelik jak zawsze wcisnął się w kąt legowiska wojowników, tuż przy boku siostry i nie myśląc wiele, zamknął oczy. Następnego dnia Szyszkowy Zagajnik został znaleziony martwy. Odszedł spokojnie. We śnie. Z kimś, kogo kochał. To była dobra śmierć. Wszyscy tak mówili.
Pozostawiło to nową ziejącą ranę w jego już i tak poobijanym sercu. Czekoladowy kocur ciężko przeżył tę stratę. Szyszkowy Zagajnik był dla niego zawsze tak dobry. Nigdy go nie strofował ani nie pouczał, ani nie obgadywał za plecami. Zawsze z wielką wdzięcznością dziękował za świeży mech, a następnie swoim ciepłym, nieco zachrypłym głosem opowiadał historie ze swojej młodości. Ile z nich było bajką a ile prawdą, Skrzelik nie wiedział. Ale czy to rzeczywiście było ważne? Tęsknił za kocurem. Mało kto w tym klanie okazywał mu tyle życzliwości. Nawet jego własna matka nim gardziła.
Plany ucieczki, z odległej mrzonki, przerodziły się w kuszącą możliwość. Na dobrą sprawę nic go tu nie trzymało. Oczywiście! Tęskniłby za swoją rodziną i za księżniczką! Jednak nie mógł się oszukiwać. Naprawdę zdjąłby dużo napięcia z całego klanu, gdyby po prostu zniknął. W końcu to i tak było coś, czego spodziewano się po czekoladowym kocie. Może jednak w tych opowieściach od Sroczej Gwiazdy był prawda? Może czekoladowe koty były przeklęte?
~ Skrzeliku?
Cichy szept przy jego uchu, sprawił, że ospały chłodnym porankiem kocur, skoczył na równe nogi.
— K-k-kto tam?!
~ To ja.
Głos znowu przemówił. Tym razem dobiegał od jego prawego boku. Odwrócił głowę z zawrotną prędkością i zaraz nastroszył sierść na grzbiecie.
— K-kim jesteś?! T-to t-terytorium Klanu Nocy!
Pisnął całkowicie nie męsko kocur. Oblany czernią kot, o równie czarnych ślepiach, przekrzywił jedynie głowę.
— Odejdź!
Wrzasnął ponownie Skrzelik.
— Skrzelik? Wszystko w porządku?
Zdziwiony głos Karasiowej Ławicy odezwał się za jego plecami. Podskoczył ponownie i za chwilę zaśmiał się całkiem niezręcznie. W kompletny amoku zaczął desperacko wygładzać futro na plecach.
— O-o! N-nie widziałem Cię! W-w-wszystko w-w p-porządku
Chociaż w ostatnim czasie jego problem z jąkaniem zdawał się poprawić, teraz wrócił z podwójną siłą.
— Słyszałam, jak krzyczysz przez sen, coś się stało? Kogoś chciałeś odstraszyć, czy to ktoś z klanu, kto był dla ciebie ostatnio niemiły i teraz do ciebie wraca we śnie? — kotka patrzyła się na brata badawczo.
— J-ja... - kocur zawahał się przez chwilę. W końcu. Czy to naprawdę jakiś obcy kot wtargnął na ich terytorium? Mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek zdołał przemknąć tak blisko obozu niezauważonym. Może to tylko jego cień, poruszony nocnym wiatrem. — N-nie, nie to nic! Coś mi się wydawało.
Odparł, ale w jego głosie wyraźnie brakowało przekonania. Obejrzał się raz jeszcze przez ramię dla pewności. Jednak w zacienionych krzewach, chronionych od blasku księżyca, już nic więcej nie dojrzał.
— P-przepraszam, że cię obudziłem.
Przez chwilę patrzyła na kocura, nie wierząc mu do końca.
— Nic się nie stało — mruknęła w końcu. — Ale mów mi, gdy ktoś cię zaczepia.
Skrzelik poruszył niespokojnie ogonem. Karaś naprawdę musiała przestać tak o niego dbać. To nie było dla niej dobre. A poza tym radził sobie prawda? To, że widział jakąś ciemną postać, która do niego mówiła to całkiem normalne co nie? Nic przerażającego!
— Hej‐j, ja… Jestem już wojownikiem, wiesz? Nie musisz mnie aż tak bronić.
— Oh. No tak — jej głos był trochę dziwny, tak jakby poczuła się nieswojo. Zamilkła na dłuższą chwilę. — Nie wiem jak ty, ale ja już dziś nie zasnę, idę zapolować.
Patrzył jeszcze chwilę za jej znikającym w zaroślach ogonie. Czy ja zasmucił? Tak trochę to brzmiało. — To dla twojego dobra, siostrzyczko.

* - U Skrzelika pojawia się pewnego rodzaju zaburzenie poczucia czasu 
** - Wszystkie dialogi rozpoczynające się od "~" są wynikiem halucynacji/omamów słuchowych

< Karaś masz ochotę coś odpisać?>

21 stycznia 2024

Od Karaś CD. Skrzelika

- Tutaj mnie nie dosięgniesz! - prychnął Skrzelik z grzbietu Ryjówkowego Uroku, rzucając swojej siostrze zwycięskie spojrzenie.
Jak on mógł, naprawdę myślał, że ona, ONA, miałaby sobie nie poradzić ze wspinaczką?? Przez chwilę zastanawiała się jak zabrać się za wyznaczone zadanie, jednak w jej głowie pojawił się lepszy pomysł. Odwróciła się ogonem, wycofała, znów odwróciła, wzięła rozbieg…
I chciała skoczyć jak najwyżej, żeby ułatwić sobie dalszą wspinaczkę, jednak coś w podirytowanej postawie matki sprawiło, że w ostatniej chwili się zawahała, potknęła, przetoczyła i skończyła wpadając w jej białe futro gdzieś pomiędzy łapą, a brzuchem. Przynajmniej zaliczyła miękkie lądowanie.
Dłuższą chwilę zajęło jej zrozumienie co w ogóle się wydarzyło i czy łapa którą ma najbliżej pyszczka jest jej przednią łapką czy może jednak tylną. Nie zwróciła więc większej uwagi na to, kiedy Skrzelik znalazł się z powrotem na ziemi, ani tym bardziej na to, czy była to jego decyzja czy interwencja Ryjówkowego Uroku. Kiedy podniosła się w końcu do pionu napotkała więc spojrzenia ich obu, jedno zdenerwowane, a drugie nie przekazujące właściwie żadnej emocji.
– Jak nie będziesz spokojniejsza, to zrobisz sobie w końcu coś poważnego, myślisz w ogóle o tym co robisz? Czy ja wam wyglądam jak drzewo czy matka? Chwili spokoju z wami nie ma, chwili… – Zaczęła rozróżniać w końcu miauknięcia, które mama wyrzucała z siebie w dość szybkim tempie.
Skuliła się, czując się źle z tym że Ryjówkowy Urok ją strofuje… Przecież nie planowała w nią wpaść tak mocno, jedynie wspiąć się na górę tak jak Skrzelik… Chciała nawet zacząć się tłumaczyć, jednak jej uwagę przykuł Krzycząca Makrela, wchodzący do żłobka.
– Tatuś! – jako pierwsza w stronę ojca skoczyła Krabik, którą najwidoczniej obudził jednak incydent sprzed chwili.
– Oh, jak dobrze, że jesteś – Ryjówkowy Urok przerwała swoje kazanie i w szybkim tempie znalazła się przy partnerze. – Zajmiesz się nimi przez chwilę prawda? Martwiły się, że już dzisiaj cię nie zobaczą, a ja obiecałam niedawno Okraszonej Polanie że się z nią zobaczę poplotkować… Jesteś cudownym partnerem, dziękuję!
Przesunęła ogonem po grzbiecie partnera i już po chwili jej nie było. Krzycząca Makrela chwilę jeszcze patrzył rozmarzonym wzrokiem za partnerką, ale zaraz odwrócił się do dzieci:
– No dobra, szkraby, co dzisiaj robiliście ciekawego?!
– Skrzelik ćwiczył wspinaczkę, a Karaś postanowiła poćwiczyć turlanie się – doniosła Krabik, kręcąc się strasznie z braku wygodnej pozycji.
– Turlanie… – powtórzył zdziwiony Makrela, jednak chyba bardziej do siebie niż swoich dzieci. Zaraz rzucił jednak okiem w stronę Skrzelika. – Chcesz się wspinać, co? Ja dzisiaj wspinałem się na takie ogromniaste drzewo, żeby upolować sójkę! To całkiem niedaleko stąd, jeszcze trochę podrośniecie i będę mógł was zabrać, żebyście też spróbowali się powspinać!
– A nie możemy już teraz?! Prosiiimy – Karaś i Krabik podekscytowane w jednej chwili zaczęły przekonywać ojca.
Widać było, że Krzycząca Makrela rozważa ten pomysł.
– Chyba nie powinienem… Przepraszam, szkraby, wasza mama obiecała urwać mi futro, jeśli spróbuję wyciągnąć was poza obóz zanim osiągniecie 3 księżyce! Ale obiecuję, że jeszcze trochę podrośniecie i wybierzemy się na prawdziwą ekspedycję! A teraz, co powiecie na obchód obozu? – dorosłemu kocurowi aż się oczy świeciły z podekscytowania.
***
Karaś dobrze wspominała swoje pierwsze wyjście poza żłobek. Poznała wtedy dużo dorosłych kotów, których imion nie zapamiętała, szybko jednak cała trójka się zmęczyła i ojciec musiał je częściowo nosić z powrotem. Mamusia nie miała nic przeciwko ich małej eskapadzie, jednak teraz, gdy Krzycząca Makrela postanowił zabrać ich pierwszy raz poza obóz, nie była taka przekonana, że Ryjówkowy Urok by to poparła… Zwłaszcza, że obiecali Tatusiowi dzień wcześniej nic jej nie wspominać o ich planach. Ale to nic, wizja opuszczenia obozu i obejrzenia terytoriów klanu nocy bardzo ją ekscytowała. Czuła się już dużo silniejsza niż wcześniej. Urosła trochę, choć już początkowo była całkiem spora, co z zadowoleniem pochwaliła jej mama. I była mądrzejsza! Dowiedziała się na przykład ostatnio, że w lesie są aż cztery klany, nie tylko ten ich! I dużo innych ważnych rzeczy, na przykład, że ustawienie trzech kamieni na sobie tak, by się nie przewracały jest okropnie trudne… W każdym razie tego dnia wyjątkowo nie lało, i choć jeszcze w obozie błoto brudziło futerko Karaś, kotka była zdeterminowana, żeby podążać za Krzyczącym Makrelą i Krabik, która wyrwała się trochę przed rodzeństwo. Zapowiadała się świetna przygoda, więc co mogło pójść nie tak?
<Skrzelik? Idziemy na przygodę?>

06 stycznia 2024

Od Skrzelika CD. Karasia

 Skrzelik nie lubił zaczepiań ze strony swoich sióstr. Chodź był na świecie zdecydowanie zbyt krótko by mieć jakiekolwiek zdecydowane opinie, tej jednej był bardziej niż mniej pewien. Jego krągłe puchate ciałko, ciężko było wycofać na czas z drogi, gdy łapa Karaś nieustająco pacała, lewy bądź drugi lewy, bok. Od całego tego zamieszania wygodne zagrzebanie się w ciepłym miejscu stanowiło coraz to większy problem. Usiłując przylgnąć jak najbliżej futerka matki, musiał średnio co cztery ruchy ogona przemieszczać się na drugą stronę. Jakakolwiek próba obrony, a nawet lepiej przerwania polowań siostry, była nierealna z bardzo prostego powodu. Jego siostra znacznie przewyższała go wielkością, a krótkie puchate łapki nie pozwalały na odpowiedni zasięg do odparcia ataku. 
Dlatego też, zarozumiałość z jaką Karaś zapowiedziała kolejne ataki napsuła kociakowi tylko humoru. Czy to tak trudno zrozumieć, że ktoś nie jest zainteresowany w byciu myszą ćwiczeniową dla silniejszych mieszkańców legowiska? Rozumiał, że jego niewielki wzrost i ogólna bezproblemowa osobowość w tym wypadku była problemem. Dla niego tylko co prawda, ale jednak. W takich sytuacjach należało używać więc sprytu! Należało myśleć jak prawdziwy wojownik! Tata ostatnio opowiadał im jak ważne jest wykorzystywanie otoczenia do walki z wrogiem. Skrzelik nie był pewien czym dokładnie jest “wróg”, ale brzmiało wystarczająco strasznie i denerwująco. Idealnie do opisania ataków Karaś. Rozglądając się lekko zaspanym po bieganiu na około, wzrokiem rozmyślał nad wyjściem ze swojej trudnej sytuacji. 
Kolejny atak z zaskoczenia od tyłu zmusił go do działania. Wyrwał ogon spomiędzy kiełków siostry i desperacko wspiął się na grzbiet matki. Z tej wysokości mógł z łatwością obserwować otoczenie!   
- Tutaj mnie nie dosięgniesz! - prychnął z tryumfem wtulając pod siebie łapki.
Ta pozycja była bezpieczna. Wiedział, że jeżeli Karaś spróbuje zaatakować go po raz kolejny, Ryjówowy Urok zdecydowanie tego nie doceni. Samo wdrapywanie się po futrze spowodowały, że ogon kotki zaczął gwałtownie uderzać o wyściełaną mchem ziemię. W wyobraźni widział jak Szkyrletka karci jego siostrę za przeszkadzanie w jej popołudniowej drzemce, a mały podstępny uśmiech wpełzł pod jego wąsy. Ale nie za bardzo podstępny. W końcu to jeszcze malutkie kocięta. Jeszcze długa droga do bycia przebiegłym i sprytnym wojownikiem.



<Ha ha! Poczekaj jak ojciec się o tym dowie!>

30 grudnia 2023

Od Karasia CD. Skrzelika

To był jeden z nudniejszych dni w dotychczasowym, krótkim życiu Karaś. Mama wciąż zakazywała im wychodzić poza kociarnię, chociaż kotce nie zdarzało się już zachwiać maszerując, a czasem wręcz biegając na swoich puchatych łapkach i czuła się w pełni dojrzała, żeby wyruszyć na podbój świata. Tatuś, którego nauczyła się już rozpoznawać tak szybko i bezbłędnie jak mamusię i rodzeństwo nie pojawił się dzisiaj z pokarmem dla mamusi, a zamiast niego przyszła jakaś uczennica i zniknęła zanim zdążyła ją oczarować swoim urokiem i zmusić do udawania zająca, na którego mogłyby z Krabikiem polować. Zresztą tatuś już wczoraj miał mało czasu na zabawę z nimi i rozmawiał z mamą o jakichś ,,problemach’’, które najwidoczniej nawiedziły klan… Gdyby tylko pozwolono Karaś wyjść z kociarni dałaby każdemu z tych problemów w pysk! Tak żeby tatuś nie musiał się nimi zajmować i mógł spędzać z nimi cały dzień tu w kociarni. Podzieliła się tym pomysłem z Krabik, jednak kotka spojrzała na nią z wyższością i oznajmiła, że problemy nie mają pysków, a ona idzie spać, bo jest zimno. Głupia siostra… przecież oczywiście, że o tym wiedziała! To była tylko ale… algo… algoria, właśnie! Najpierw by zrobiła rozpoznanie, a potem dała problemom na przykład w łapę. Albo ogon. No ale jasne, że nie w pysk, skoro problemy go nie mają! Przecież jest już dużym kociakiem, przecież wie…
Mało brakowało, żeby Karaś się obraziła, jednak jej uwagę przykuł Skrzelik którego ich mama akurat karmiła. Jego ogon latał z radością na wszystkie strony. Kotka nie myśląc długo postanowiła zapolować. Przecież musi się upewnić, że jest silniejsza i problemy nie będą w stanie zrobić jej krzywdy! Zaczaiła się, niezgrabnie podkradła trochę bliżej, próbując naśladować ruchy, które pokazywał im ostatnio tatuś… Wyczekała właściwy moment i już, skoczyła z satysfakcją łapiąc ogonek braciszka w swoje niezbyt jeszcze ostre, mleczne ząbki.
– Karaś! – miauknął natychmiast Skrzelik. – Zdejmij swoje zęby z mojego ogona!
Kotka próbowała powiedzieć, że jeszcze nie może, bo tatuś mówił, że ofiarę należy chwilę przytrzymać, jednak sierść w buzi skutecznie jej w tym przeszkodziła i na świat dotarł jedynie cichy bełkot.
– Mamo, ona mnie zaczepia. Powiedz jej, żeby przestała!
Ryjówkowy Urok westchnęła i rzuciła Karaś naganne spojrzenie. Młodsza kotka wypuściła ogon braciszka, a on zadowolony uciekł, schować się za mamusią. Prychnęła na to zachowanie i spojrzała na mamusię, robiąc wielkie oczy:
– Ale ja muszę ćwiczyć! Żeby być wielką wojowniczką! I dać w ogon tym, problemom! Żeby tatuś nie musiał!
Ryjówkowy Urok patrzyła na nią chwilę bez zrozumienia, potem jednak jej twarz się rozpogodziła.
– Skarbie, Krzycząca Makrela już jutro na pewno przyjdzie się z wami pobawić, nie martw się o to. Oczywiście, że to dobrze, że ćwiczysz, ale jeżeli chcesz się bawić ze Skrzelikiem powinnaś go najpierw spytać o zgodę… No już, idź go przeprosić za ten nagły atak, gdy był zajęty posiłkiem… Pamiętaj, posiłek to najważniejsza pora dnia, nie można wtedy nikomu przeszkadzać! – matka rozmarzyła się na chwilę, jak to często jej się zdarzało gdy tłumaczyła jak ważną częścią życia kota jest jedzenie.
Karaś skrzywiła się. Czy dorosłe koty naprawdę informowały swoją zwierzynę, że planują ją upolować…? Niby byłoby to sprawiedliwe, żeby ta się najpierw zgodziła i miała równe szanse… Dostrzegając wciąż skupiony na niej wzrok mamy wstała i obeszła jej wielkie ciało, żeby znaleźć wciąż ukrywającego się przed chłodniejszymi podmuchami Skrzelika.
– Przepraszam, że zaatakowałam twój ogon w czasie posiłku – miauknęła z mało przepraszającym grymasem na twarzy. – Planuję to zrobić dzisiaj jeszcze cztery razy, więc tym razem bądź lepiej przygotowany!
Zerknęła na szybko w stronę mamy i z zadowoleniem przyjęła jej kiwnięcie głową (jednocześnie całkowicie ignorując poprzedzające je zrezygnowane westchnięcie).
<Skrzelik?>

27 grudnia 2023

Od Skrzelika do Karasia

Porywisty wiatr zerwał kolejną młodą gałąź z dachu legowiska. Do wnętrza wpadł zimny podmuch i zakręcił w powietrzu kłębki zalegającej dookoła sierści. Skrzelik wepchnął nos głębiej w bok matki i starał się nie trząść wskutek narastającego zimna. Żałośnie miauknął, gdy nie zrażona pogarszającą pogodą Ryjówkowy Urok, przekręciłą się na drugi bok zostawiając brązową kulkę futra bez dostępu do jej odsłoniętego miękkiego brzucha. Nie zadowolony z takiego obrotu spraw kocurek począł trącać łapką kotkę.
- Mamo jestem głodny! - pisnął wiedząc, że akurat to zdanie wreszcie przykuje uwagę matki która ponad wszystko ceniła sobie dobry posiłek. Szylkretka spojrzała na Skrzelika i z pomrukiem uznania dopuściła go do siebie.
- Pij, kociaku. Musisz dużo jeść, żeby być zdrowym. Dobre jedzenie to klucz do prawdziwego szczęścia!
Ciepłe, gęste i tłuste mleko, to właśnie było to czego potrzeba było małemu ciałku, walczącemu z jesienną zawieruchą. Usiłując łykać jak największe kęsy, zachłysnął się przynajmniej dwa razy zanim złapał odpowiedni tempo. Gdy już wygodnie zasiadł na miejscu, młócąc łapkami miękkie futerko, poczuł czyjeś zęby znajdujące się w miejscu w którym cudze zęby znajdować się zdecydowanie nie powinny. Wystraszony obrócił prędko głowę a sprawca nawet nie próbował ukrywać swojego haniebnego ataku z tyłu.
- Karaś! - krzyknął zdenerwowany kociak.
- Zdejmij swoje zęb z mojego ogona!
Skrzelik próbował głębiej wtulić się w ciało matki, próbując uniknąć zaczepnego zachowania starszej siostry.
- Mamo ona mnie zaczepia! Powiedz jej żeby przestała.
<Karaś? Siostro?>