Widok białego kocura sprawił, że w gardle pojawiła mu się gula. Nie chciał go słyszeć ani widzieć. Za to słowa, które z siebie wydobył wywarły na nim naprawdę złe wrażenie. Owszem. Zaatakował dzieciaka, ale ten go sprowokował. Zresztą tak samo jak jego matka. Nie potrafił jednak się powstrzymać i go skrzywdził. Kara mu się należała. Jednak by mieszać w to jego siostrzeńca?!
Kocur stał tam, nie wiedząc co się dzieję. Wojownicy odcinali mu drogę ucieczki, a on nie mógł nic zrobić! Łapy miał jak z ołowiu, a prędkość ślimaka. Jedyne co mógł zrobić to krzyknąć do kremowego, by nie stał tam biernie jak cielak, a ruszył tyłek w kroki.
- Uciekaj, Orzechowa Łapo! - zawołał, powodując że ich wzrok się spotkał.
Nie powinien być karany za jego głupotę. To było okrutne! A właśnie tak miało to się skończyć.
- Oh, teraz martwisz się o młodzież? - prychnął biały, wywracając oczami, słysząc jego żałosne wołanie.- Było myśleć zanim zaatakowałeś bezbronne kocię.
- Zrobiłem to, fakt. Ale on nie miał z tym nic wspólnego! Zabij mnie a nie jego! Po to w końcu mnie tu trzymasz! - warknął, próbując przekonać lidera burzaków, by mógł poświęcić się za kocurka.
Syn Brokułowej Łodygi powoli zaczął się wycofywać, jednak zostało to zauważone, a on zatrzymany.
- Aby upewnić się, że więcej nie posuniesz się do takiego czynu powinieneś poczuć to samo, co matka Pożaru. Zobaczysz, jak na twoich oczach ktoś krzywdzi twoich najbliższych, a ty nic nie możesz zrobić - wytłumaczył spokojnym głosem Zajęcza Gwiazda, następnie zwracając się do matki skrzywdzonego kociaka. - Szczypiorkowa Łodygo, masz pozwolenie do wymierzenia sprawiedliwości. Tak jak już mówiłem. Oko za oko, ząb za ząb.
Przeklinał, pluł i syczał najróżniejsze obelgi w myślach w stronę tej wroniej strawy. Drań miał tupet, że połamał mu kości. Gdyby nie to, na pewno nie dopuściłby, by wojowniczka się tak zbliżyła do jego byłego ucznia.
Kotka zaczęła podchodzić do Orzechowej Łapy, który próbował za jego namową coś zrobić, by nie trafić na tamten świat.
A on? Nic nie mógł zrobić. Frustracja zżerała go od środka. Dlaczego Klan Burzy pozwalał na ten chory cyrk?! Czy wszyscy tutaj byli tak zepsuci?!
Przysunął się łapami bliżej, ignorując parszywy ból. Nawet jak nie zdoła nic zrobić, będzie czuł, że przynajmniej próbował. Głupie podejście, ale rwało go od środka, by nie przyglądać się temu biernie. Dlatego też z determinacją próbował użreć Szczypiorkową Łodygę w ogon.
Los jednak nie był łaskawy, bo kotka nie zwróciła na niego uwagi, a z prędkością godną burzaka, znalazła się tuż przy młodym nocniaku. Na jej pysk wpłynął diaboliczny uśmiech, gdy z wysuniętymi pazurami oszpeciła piękną buźkę Orzechowej Łapy. Kremowy wrzasnął, próbując się odsunąć, jednak Makowa Furia zagrodziła mu drogę. Szczypior przecięła pysk Orzecha jeszcze raz, tym razem trafiając na oko. Kocur szarpał się i piszczał, błagając o litość, a on na to patrzył. Przyglądał się.
Nic. Nie mógł. Zrobić.
Krzyki, coraz głośniejsze, wbijały mu się w umysł niczym ciernie. Sam czuł ten ból. Cierpiał wraz z nim, próbując mu pomóc. Nie miał jednak szans. Nim by tam dotarł, kocurek mógłby już nie żyć.
Wrzaski jednak nie cichły, rozrywając mu serce. Orzechowa Łapa był jego siostrzeńcem, ale i uczniem. A teraz miał do końca życia pamiętać tą chwilę. I to za coś, czego nie popełnił. Zajęcza Gwiazda był siebie warty. Okrutnik, a nie kot!
Z całych sił zmusił się, by przyspieszyć, skrócić dystans, ceną nawet swojego zdrowia. Na darmo. Ciało odmówiło mu posłuszeństwa, łapy ugięły i upadł w piach.
- Szczypiorkowa Łodygo, dosyć - przerwał w końcu Zajęcza Gwiazda. Makowa Furia puściła też Orzechową Łapę, który przerażony nie wiedział co zrobić. Krew spływała mu z pyska, prosto na obozową ziemię i mieszała się z piachem. Wiśniowa Iskra podeszła do niego z ziołami, a Zając kazał odprowadzić więźnia do szczeliny.
- Mam nadzieję, że dostałeś nauczkę na przyszłość, Rybko. - zwrócił się do niego.
Drżał ze złości, wbijając wzrok w tę paskudną mordę. Wojownicy złapali go za skórę, ciągnąc z powrotem do tej ciemnicy. Wbił jednak przednie łapy w ziemię, by im to utrudnić.
- Mówisz tak jakbyś nie zamierzał mnie zabić. Skończ już ten cyrk. Dobrze wiemy, że nie jestem ci do niczego potrzebny - wydał charkot.
Nie cierpiał tej jego gry. Jak miał ją wygrać, gdy był sam przeciwko całemu światu?
- Jesteś zbyt ciekawy, żeby tak szybko się ciebie pozbyć - zamruczał, chwytając kocura za pysk, tym razem łapą bez wysuniętych pazurów. - Nie dam ci umrzeć, Rybko. Dopilnuję tego, żebyś nie padł w naszym obozie. Jesteś mi nadal potrzebny. A nawet jak staniesz się bezużyteczny, od dawna nie miałam takiej atrakcji.
Ciekawy? Od dawna? To ile on miał na swoim koncie takich rzeczy? Brzydził się nim. Nie potrafił na niego patrzeć, nie tylko z powodu iż jego dotyk powodował, że wracały wspomnienia z wodnej kąpieli. Był zepsuty do cna. Nie zamierzał być jego atrakcją, godziło to w jego dumę. Jeżeli sądził, że znalazł sobie zabawkę, to się mylił. On tu walczył o życie i wolność, a ten świetnie się bawił. Chciał to skończyć, zrobić coś, co by przychyliło szale na jego stronę. Tylko... co?
- Powiedziało gówno gołębia - syknął - Obyś nie obśmierdł od tego - dodał, nie potrafiąc pojąć, że zamiast śmierci godnej wojownika, zostanie tu na zawsze. Z nim. On na jego miejscu już dawno by się pozbył problemu. Jednak Zajęcza Gwiazda był sadystą i chorym psychicznie kotem, który przyczepił się do niego jak rzep do ogona. I musiał to teraz odkręcić. Na dodatek obraził go instynktownie, nie mogąc się pohamować. Jego natura również nie była zbyt łatwa, czego lider pewnie już się domyślił.
- Jeśli masz na myśli kolor mojego futra, muszę ci przyznać rację - zaśmiał się biały. - Jednak to wciąż nie powód, by tak się do mnie odzywać, bachorze - prychnął, odsuwając z obrzydzeniem łapę. - Może zimna woda poprawiłaby ci maniery? Albo skromniejsza dieta? - Widząc otwierający się pysk kocura, szybko mu przerwał. - A! Uważaj na słowa! Przemyśl jeszcze raz to co ci się pcha na język.
Ugryzł się, zatrzymany przez słowa kocura. Jasne, że nie chciał skończyć znów pod wodą i właśnie to chciał mu powiedzieć, jednak... prawda. Powinien przemyśleć to co mu mówił. Niech wie, że wcale nie udało mu się go złamać. Gdyby zaczął krzyczeć "nie", to pewnie uznałby, że udało mu się tego dokonać. Dlatego też chowając strach głęboko w sobie, postanowił ukazać jak bardzo się co do niego mylił.
- Te "kary" mnie nie ruszają, więc mnie nie wystraszysz - miauknął więc tylko.
Był nawet nieco zawiedziony, że jego obelga odnośnie jego wyglądu, nie wywołała innej reakcji. Dowiedział się jednak dzięki temu, że nie lubił swojego futra. Ciekawa informacja. Mogła mu się przydać do kolejnej wiązanki przekleństw na jego temat.
- Dobrze, Rybko, jak uważasz - Poklepał go po główce pieszczotliwie. - Ktoś przyniesie ci jedzenie wieczorem. A w tym czasie, spróbuj nie robić hałasu, dla własnego dobra.
Zacisnął pysk, bo już go chciał użreć w tą łapę. Traktował go jak jakiegoś pieszczoszka!
Nie odpowiedział mu, zaciągnięty z powrotem do szczeliny, w której zmuszony był spędzić kolejne uderzenia serca, pełne bólu. Sam ze sobą i swoimi koszmarami.
Wieczorem ktoś przyszedł tak jak obiecał Zajęcza Gwiazda. Dojrzał sylwetkę wojownika, gdy tylko rozsunęli się strażnicy, którzy bardziej zaczęli przykładać się do swojej roli, zasłaniając mu swoimi cielskami światło.
Nie poruszył się ani odrobinę, posyłając kocurowi wrogie spojrzenie. Dzisiaj nadwyrężył się już do takiego stopnia, że nie chciał pogarszać swojego stanu. Wbił więc wzrok w niebieskie futro kocura, oświetlone zachodzącym słońcem.
Obcy spokojnym krokiem wszedł do środka, kładąc przed więźniem, tym razem nie w częściach, a w całości piszczkę. Ucieszył się na ten widok, jednak co innego zwróciło jego uwagę. Na zewnątrz rozległy się krzyki.
- Nie zwracaj na to uwagi. Poprosiłem syna, by zrobił trochę zamieszania, żebyśmy mogli porozmawiać - szepnął niebieski, siadając przed kocurem z Klanu Nocy. - Jak masz na imię?
Czyli nikt nie atakował Klanu Burzy? Szkoda.
Spojrzał ponownie na posiłek, czując ssanie w żołądku. Jednak nie poruszył się, by chwycić zdobycz. Skoro wojownik chciał z nim rozmawiać, musiał coś od niego chcieć, a wątpił, by za darmo mu coś dał. Poznał się już na tutejszych kotach. Mimo to, jego pytanie o imię go zaskoczyło. Sądził, że już wszyscy żyli tym, że był Rybką i tak też nieznajomy będzie się do niego zwracał. Czyżby zbyt prędko go ocenił?
- Pędzący Wiatr - powiedział, kładąc po sobie uszy. - Jednak zanim zaczniesz drwić, to nie ja sobie wybierałem to imię. Nie jestem burzakiem i nie umiem tak szybko biegać jak wy - dodał, przypominając sobie tą pamiętną ucieczkę ze zgromadzenia, która sprawiła, że tutaj skończył. Oczekiwał na szyderstwa, cokolwiek co go wkurzy, zamiast tego kocur ponownie go zaskoczył.
- Dlaczego miałbym drwić? Słyszałem, że Makowa Furia cię goniła. Moja córka jest jedną z najszybszych w Klanie Burzy, nie dziwię się, że cię przegoniła - Burzak uśmiechnął się, jednak w kącikach jego ust zagościł smutek. - Przepraszam za nią. Szuka tylko miejsca u boku Zajęczej Gwiazdy... - tu przerwał, opuszczając głowę.
To była jego córka?! Przez nią tak naprawdę nie zdołał uciec! Gdyby nie ona, byłby już dawno w domu. Z gardła wydobył mu się pomruk niezadowolenia. Obserwował kocura, który zamilkł na chwilę. Szukał w nim znaków, wskazujących na bycie taką samą szują jak ta Szczypiorkowa Łodyga. Nic jednak nie dostrzegł. Kocur w końcu uniósł głowę, przedstawiając się. - Jestem Gliniane Ucho.
Zwęził oczy. Nie pasowało mu tu coś. Burzak zdawał się... miły? Aż niemożliwe.
- Nie ma po co mu się podlizywać - zaczął powoli. - Ten lisi bobek jest psycholem i sadystą, na dodatek gada o sobie w wielu formach. Jeżeli zależy ci na córce, to lepiej ją odwiedź od tego pomysłu. - miauknął, powoli się rozluźniając. - Nie powiem, że miło cię poznać. Czego ode mnie chcesz?
Gliniane Ucho nie potrafił wydobyć z siebie słów. Tylko zamykał i otwierał pysk, próbując znaleźć sposób, na sklejenie zdań. Jego oczy ozdobił smutek, a uśmiech wyblakł.
- To... skomplikowane. Jednak wiedz, że nie zawsze tak było. Zajęcza Gwiazda nie był kiedyś taki. Ale... musimy się skupić na tym, co ważne jest teraz. Musisz się wydostać z tego obozu. Z naszych terenów. Nie wiesz, do czego aktualny lider Klanu Burzy jest zdolny. I nie chcę, żebyś musiał się przekonywać.
Czy był zaskoczony? Był. Czy czuł nadzieję? Czuł. Czyżby Klan Gwiazdy zesłał mu tego kocura na pomoc?
- Trochę za późno z tym przyszedłeś, bo już z dwa razy mnie topił, połamał kości i oszpecił, a mojemu siostrzeńcowi kazał wydrapać oko. Teraz jestem tu uziemiony, póki kości mi się nie zrosną, więc dziękuję za propozycję ucieczki, która jest nierealna - fuknął, uświadamiając sobie, że to tylko marzenia ściętej głowy. Jak miał w swoim stanie uciec? Na dodatek nie zostawi tutaj swojej rodziny. Ten psychol jasno mu pokazał, że nie byli tu bezpieczni.
- Przynajmniej łeb twojego siostrzeńca nie wylądował na palu przed twoją szczeliną - westchnął. Głowa nabita na pal? Co w tym Klanie Burzy się działo?! Po czymś takim jak nic, dostałby zawału. - Wiem, że jestem za późno. Ale uwierz mi, chcę pomóc. I są koty, które w tym mogą pomóc. Uciekniesz, razem z siostrzeńcami i Rudzikowym Śpiewem.
- Z tym zdrajcą? - zdziwił się, mając na myśli właśnie rudego zastępcę. - Czemu chce uciekać skoro sam tu przyszedł, zdradzając nas wszystkich? I jak niby mamy w tyle osób tego dokonać, niewykryci?
- Zdrajcą? - Glina zamrugał parę razy. - No tak, nie wiesz... żaden z członków Klanu Nocy nie jest tu dobrowolnie. To więźniowie z benefitami. Wciąż są pilnowani przez któregoś z wojowników, na wypadek, gdyby chcieli uciec. A na metodę ucieczki... wymyślimy coś. Nie mamy przywódcy, ale dawna rebelia nadal istnieje. Nie masz pojęcia, co tu się działo, ale... jesteśmy w stanie pomóc. Nawet jeśli brzmi to niemożliwie do wykonania.
Jego chęć pomocy była godna podziwu. Skrzywdził im kociaka, mimo to chcą zwrócić mu wolność. Jak miał z tego nie skorzystać? Sam nie dałby i tak rady. Nie znał terenów, które w tym przypadku mogły stanowić poważny problem.
- Dobrze. Podziwiam, że nie boisz się o tym mówić, tuż przy jego legowisku. Zauważyłem, że mamy do siebie blisko, gdy tutaj wracałem. Mam nadzieję, że szybko na coś wpadniecie. Im dłużej tu siedzę, czuję, że wariuję - westchnął, wbijając wzrok we własne łapy. Przyznawanie się do słabości było okropne. Jednak naprawdę zależało mu na wydostaniu się z tej dziury.
- Wyszedł, specjalnie czekałem, aż zostaniemy sami - Posłał mu uśmiech. - Umiemy działać po kryjomu. Postaram się jak najczęściej cię odwiedzać. I tak musimy poczekać, aż kości ci się zrosną, zanim zaczniemy cokolwiek robić - wytłumaczył, po czym ucichł, z przygnębionym wyrazem pyska. - Pędzący Wietrze, mam tylko prośbę. Pamiętaj, że Zajęcza Gwiazda nie jest teraz sobą. Mój partner nigdy nie dopuściłby się takich czynów. To głupie, ale... zaufaj mi, z ucieczką i z tą jedną informacją.
Słysząc te słowa, spojrzał na niego tak, jakby ujrzał sam Klan Gwiazdy. Aż mu pysk opadł w szoku. On był partnerem Zajęczej Gwiazdy?! I pomagał mu, wiedząc że chciał go na zgromadzeniu zamordować?! Na dodatek jeszcze tego mordercę bronił?! Zatkało go. Totalnie zatkało. Nie był zdolny z siebie nic wydusić.
- C-co... - miał tyle pytań. To było dla niego naprawdę popaprane. Chciał potrząsnąć nim i wrzasnąć w pysk, czy dobrze się czuje. - Zagiąłeś mnie gościu. - Pokręcił łbem. Czyli jednak dał się zwieść? Biały go na niego nasłał? Dawał złudną nadzieję, że była jeszcze szansa na uwolnienie się od niego?
- Wiem, brzmi okropnie - zaśmiał się nerwowo. - Jest okropne, ale... żaden z nas nie wiedział, że taka będzie cena za tymczasową wolność. Miejsce Gdzie Brak Gwiazd to pułapka, z której zawsze wychodzisz przegrany. Ale resztę opowiem ci później. Mój syn chyba zdarł sobie gardło...
Nic z tego nie rozumiał. Jak to Miejsce, Gdzie Brak Gwiazd? Chciał odpowiedzi. I to już. Niestety musiał zaczekać, by Glina nie został przyłapany przez swojego partnera na tym spiskowaniu. Pokiwał więc głową, trawiąc nowe informacje.
- Muszę iść. Spróbuję przyjść też jutro. Trzymaj się, Pędzący Wietrze. - rzucił na pożegnanie.
- Ta. Narazie. Może dożyję - miauknął, kierując wzrok na pozostawioną piszczkę. Żołądek znów dał mu o sobie znać. Zjadł posiłek ze smakiem, pogrążając się ponownie w swoich myślach.
- Rybko... - Głos jego krtani, roznosił się w ciemności, pieszczotliwie niczym szelest liści. Zesztywniał, rozglądając się na boki. Było ciemno, a na ziemi zaczęła wzbierać woda. Futro zrobiło się ciężkie, a łapy nie były zdolne do uniesienia go ponad rosnącą tafle.
- Rybko... Musisz zacząć pływać... - Starał się odbić ku górze, ale ciężar łapy białego, przycisnął go do dna, sprawiając że odebrało mu dech. - Ale pod wodą, Rybko.
Szamotał się, próbując wydostać z wody. Dusił się, a płuca wołały o powietrze. Nie chciał tak ginąć. Jednak odpływał, odpływał w nicość.
Ocknął się dysząc i drżąc na całym ciele. Wody nie było. Szczelina była sucha jak wiór. To był tylko sen. Zajęczej Gwiazdy tutaj nie było. Był sam.
I wtedy... koszmar postanowił ciągnąć się dalej, stał się bardziej realny i nie zamierzał się skończyć.
Do jego nosa dotarł zapach tej stęchlizny. Uniósł głowę, wykrzywiając się na widok białego lidera, który wszedł do środka jego więzienia.
- Stęskniłeś się? - rzucił do niego, klnąc na cały świat, że kocur postanowił ponownie go odwiedzić. Tym razem na jawie.
- Bardzo - zamruczał ze szpetnym uśmiechem, przyprawiając go o chwile słabości. - Ale tym razem mamy sprawy do obgadania. Jakie piszczki lubisz najbardziej?
To nie brzmiało jak coś groźnego. Nie miał pojęcia o czym mieliby rozmawiać, jednak widać było, że burzak miał dobry humor. Może dlatego, że właśnie przyszedł go nieco podręczyć?
- Jak powiem, że ryby to się zdziwisz?
- Niekoniecznie - Wzruszył ramionami. - Jednak nawet ja wiem, że ryby to duże spektrum. Wszyscy w Klanie Nocy potrafią na nie polować? Pływać?
Pytania były niegroźne, aż za bardzo. Nie wiedział tego? Przecież każdy klan zdawał sobie sprawę, w czym specjalizują się nocniaki. Czyżby był aż tak niedoinformowany? Chciał ich zniszczyć, a nie znał podstaw?
- Jesteśmy Klanem Nocy. To jasne, że tak. Ty pewnie tego nie potrafisz, co? - Uśmiechnął się do niego drwiąco, powoli odzyskując pewność siebie. Nie zamierzał go topić, to była tylko rozmowa. Zwykła i niegroźna.
- Oh, ta tajemnica jest moja. Chyba, że chcesz się wymienić. Ja odpowiem ci na pytanie, ty mi powiesz, gdzie jest nowy obóz Klanu Nocy. Oferuję ci nagrodę za twoją informację. Inaczej wyciągnę to siłą. Przemyśl to.
Słysząc jego słowa, zjeżył sierść. A więc o to chodziło temu draniowi... Chciał dorwać się do informacji, które posiadał odnośnie ich obozu. No tak. Na plotki to by nie przyszedł.
- Tam gdzie zawsze - miauknął niejednoznacznie. Nie miał zamiaru wkopywać przyjaciół. Już i tak przez niego Orzechowa Łapa ucierpiał. A zdrada całego klanu? Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby krew się polała, tym razem z większej ilości istnień.
- Hm... czyli nie jesteś chętny na układzik?
Zmrużył oczy, kładąc po sobie uszy. Nie cierpiał jak tak do niego mówił. Tak... normalnie, zdrabniając słowa, jakby był upośledzony lub głupim kocięciem.
- Po co ci to wiedzieć? By na nas znowu napaść?
- Nie, skądże. Chciałem zaproponować im pewną ugodę, ale najwidoczniej wolisz zobaczyć ich trupy pożarte przez kruki - mruknął biały, unosząc brwi.
Wyobraził to sobie bardzo wyraźne.
Prychnął jednak na to, bo by to się spełniło, musiałby dokonać zdrady, której nie zamierzał popełnić.
- Nie dowiesz się gdzie są, więc raczej o to bym się nie martwił. Tych terenów nie znasz, więc ich nie znajdziesz. A jak chcesz układu, to gadaj z naszym zastępcą. Więzisz go przecież w swoim obozie - zauważył, wskazując na lepszy materiał do rozmów. Rudzikowy Śpiew był tchórzem, lepiej by się z nim dogadał. No i... zostawiłby przy tym go w spokoju.
- Nie będzie wiedział, gdzie jest reszta. Tylko ty wiesz. Dlatego pytam ciebie, a nie jego - wytłumaczył powoli, jak kociakowi. - Ale skoro nie chcesz mówić, może coś innego rozwiąże ci język? Może coś zaproponujesz?
Nie chciał z nim rozmawiać. Chciał by odszedł, zostawił go w spokoju. Dzisiejszy sen nie mógł się powtórzyć. Po prostu nie mógł. Czemu naciskał? Nawet skoro Rudzikowy Śpiew nie będzie wiedział, to zna tereny Klanu Nocy. Mógłby przypuszczać co by zrobili. Czemu więc ten rudy tchórz, nie mógł być przesłuchiwany? Czemu to on, musiał siedzieć unieruchomiony, kilka mysich skoków od potwora? No tak... sam się w to wkopał, ale jednak wolał, by uwaga kocura skierowała się ku innej ofierze.
- Chcesz im zaproponować ugodę. Ustal to z naszym zastępcą i wypuść. On ich znajdzie i przekaże twoje słowa. Ja. Nic. Ci. Nie. Powiem. - miauknął do niego jak do tępej kaczki. Dużo sił go to kosztowało, ale udało mu się brzmieć odważnie. W sumie... to mógł pohamować się i oszczędzić ostatnie pięć słów. Może wtedy nie usłyszałby kolejnych gróźb, które padły z pyska białego.
- Znowu chcesz sprowadzić krzywdę na swoją rodzinę? - posłał mu chytry uśmiech.
Zacisnął pysk. Miał go w garści. Wiedział o tym. A to wina jego niewyparzonego języka. Mógł nie mówić o rodzinie. Mógł, ale to zrobił. Czasu nie cofnie. Zmuszony więc był przyjąć ten fakt na klatę i jakoś to naprawić.
- Nie chcę. Jednak ty najwyraźniej jesteś tchórzem skoro wysługujesz się niewinnymi, by osiągnąć swój chory cel - syknął.
Czuł się powoli jakby tonął, ale nie w wodzie, a na powierzchni. Ciężar strachu o najbliższych ciągnął go w dół. Dobrze, że leżał, bo pewnie jego łapy zaczęłyby dygotać od takiej siły, która przyciskałaby go do ziemi.
- W wojnie i w miłości wszystkie chwyty są dozwolone, Rybko - zamruczał gardłowo.
Ten głos, okropnie wżerał się w jego umysł. Prześladował nocami. Pomruki raniły, rwąc na kawałki rzeczywistość. Chciał by się zamknął, odszedł. Nie robił takiej zadowolonej miny. Nie wydawał tego dźwięku, który przeszyty był satysfakcją.
- A jak powiem, że nie wiem, gdzie on jest? Mieliśmy przenosić się w inne miejsce. Może ich już tam nie być - Miał nadzieję, że to mu wystarczy. Było to bardzo prawdopodobne. Obóz był tylko tymczasowy. Może Bażancie Futro powiadomił wszystkich, że został pojmany, a co za tym idzie, lokalizacja obozu była zagrożona?
- Kłamiesz. Powiedź gdzie są, a jeśli ich nie będzie w wyznaczonym miejscu... może Orzechowa Łapa pozbędzie się drugiego oka?
Zjeżył się bardziej. Oddech mu przyspieszył. Czuł, że zaraz wpadnie w panikę. Nie znosił tego uczucia bezsilności. Wbił pazury w ziemię, bo tylko tak mógł poradzić sobie z rosnącą frustracją.
- Co ty... wiesz. O miłości, demonie - wysyczał, nawiązując do jego poprzednich słów, by odwlec w czasie jego kolejne groźby, odnośnie jego bliskich.
- Oh, młodzieńcze, znam miłość dobrze. Za dobrze. Gdy zostałam liderem, myślałam, że tylko to będzie dla mnie ważne. Miałam synów z poprzedniego związku, jednak mój partner był już dawno martwy. Myślałam, że to koniec. I wtedy, pojawiła się ona. Najpiękniejsza kotka na całym świecie. Wspaniała, oschła, a jednak tak gorąca w swoim uczuciu. Zawsze była przy moim boku. A gdy myślałam, że to znów koniec, wróciła do mnie. Szybciej, niż się spodziewałam. Nasza miłość była cudowna, ognista, odważna. Nadal jest. Na odległość, ale cały czas czuję, jakby jej serce było przy mnie. Biło dla mnie - mruczał, rozmarzając się we wspomnieniach. - Brakuje mi jej bliskości... więc wiem, czym jest miłość. A ty? Kochałeś kiedyś? Wiesz, o co pytasz?
Zatkało go. Nie spodziewał się takiego wywodu, który w jego głowie pozostawił masę pytań. To nie był z Glinianym Uchem? Miał dzieci z ... kocurem? Zdradzał swojego partnera z tą kotką? I co najważniejsze, czy niebieski o tym wszystkim wiedział? Z jego poprzednich słów, wychodziło na to, że Zajęcza Gwiazda się zmienił. Chodziło właśnie o to?
- Kim ty na Klan Gwiazdy jesteś? - zmarszczył brwi, nie odpowiadając na jego, czy też jej pytania. Gubił się w pojmowaniu jego osoby. Jak miał się zwracać, gdy ten mącił coraz bardziej mu rzeczywistość?
Możliwe, że sam nie czuł tego co on, jednak... wiedział raczej o co pytał.
Z gardła białego kocura wydarł się demoniczny śmiech. Utwierdziło go to w przekonaniu, że to nie był normalny kot.
- Dowiesz się w swoim czasie, Rybko - miauknął, przerywając salwę śmiechu. - Albo i nie. Jeśli nie będziesz współpracował, kto wie ile będziesz mógł mówić.
Nie podobało mu się to. Niepokój rozszedł się ponownie po jego ciele. Teraz biały lider był tym, kogo widywał we snach. Potworem. Nie rozumiał co tu się działo, o co toczyła się gra. To, to nie był Zajęcza Gwiazda? Gliniane Ucho znał odpowiedzi na te pytania. Sam mu powiedział, że jak znajdzie czas, to mu o wszystkim opowie. Szkoda tylko, że nie mógł już wczoraj.
- Nie wiem gdzie jest ten obóz - powiedział, trzymając się jednej wersji, nadal będąc zdezorientowanym.
- Szkoda. To kto powinien być następny? Tojadowa Łapa? Czy Daliowa Łapa? To proste pytanie. Powinieneś sobie z nim poradzić.
Zacisnął z bezsilności oczy. Kazał mu wybierać?! Nie. Nie zrobi tego. Właśnie ze względu na nich, nie może. Nie był panem życia i śmierci. Nie mógł podjąć takiej decyzji. Mimo to, kocur tego od niego wymagał. By wybrał, by zabił świadomie swoją rodzinę.
- Ja! - Uniósł się do siadu. - Ja powinienem być, sadysto. Nie oni. I tak mnie nienawidzą. Nieważne co zrobisz, oni i tak nie zmienią o mnie zdania, a co za tym idzie, twój plan nie zadziała. Widzisz żebym płakał po Orzechowej Łapie? - miauczał te gorzkie słowa, by ten odczepił się od jego rodziny. Cieszył się, że nikt inny tego nie słyszał. Zależało mu na siostrzeńcach i ich bezpieczeństwie. Dlatego właśnie dla nich, wyprze się ich. Oby mu tylko to wybaczyli.
- Może za mało go poharatałem, by wycisnąć coś z ciebie, skoroś taki znieczulony. - powiedział.
- Moja siostra pewnie się cieszy, że zniknęli. - od razu palnął. - Nigdy ich nie chciała. Nie zajmowałem się nimi często. Nasza więź jest znikoma. Jedyna osoba, na której mi zależy i tak dawno już nie żyje. - rzucił szybko. - Każdy morderca cierpi na znieczulicę, nie sądzisz? Na przykład po twojej śmierci bym świętował wiele księżyców.
O tak. Na pewno by cieszył się ze śmierci swojego kata. Nadal pluł sobie w pysk, że ich akcja nie wyszła.
- Nie jeden już świętował - lider wywrócił oczami, ziewając, jakby znudzony uwagami kocura. - I nie uważam, że każdy. Wierz mi bądź nie, nawet ja coś czuje wymierzając te wszystkie kary, tobie czy innym kotom z własnego klanu.
- A co takiego czujesz? Z chęcią posłucham - powiedział, próbując w taki sposób odwrócić jego uwagę od kwestii obozu Klanu Nocy.
- Wiem, że z chęcią byś posłuchał, ale niestety, pogaduszki na miłe tematy muszą poczekać - mruknął, uświadamiając sobie upływ czasu. - Chyba odbiegliśmy trochę od tematu, nieprawdaż?
Cholera. Czyli jednak nie łyknął tego? Najeżył sierść, wbijając w niego wzrok. Już sądził, że się udało. Koszmar powracał. Ponownie.
- Nie sądzę.
Biały zaśmiał się, widząc jak zareagowało jego ciało. Zacisnął tylko pysk, słysząc ten okropny głos w innym wydaniu.
- Powiedziało gówno gołębia - syknął - Obyś nie obśmierdł od tego - dodał, nie potrafiąc pojąć, że zamiast śmierci godnej wojownika, zostanie tu na zawsze. Z nim. On na jego miejscu już dawno by się pozbył problemu. Jednak Zajęcza Gwiazda był sadystą i chorym psychicznie kotem, który przyczepił się do niego jak rzep do ogona. I musiał to teraz odkręcić. Na dodatek obraził go instynktownie, nie mogąc się pohamować. Jego natura również nie była zbyt łatwa, czego lider pewnie już się domyślił.
- Jeśli masz na myśli kolor mojego futra, muszę ci przyznać rację - zaśmiał się biały. - Jednak to wciąż nie powód, by tak się do mnie odzywać, bachorze - prychnął, odsuwając z obrzydzeniem łapę. - Może zimna woda poprawiłaby ci maniery? Albo skromniejsza dieta? - Widząc otwierający się pysk kocura, szybko mu przerwał. - A! Uważaj na słowa! Przemyśl jeszcze raz to co ci się pcha na język.
Ugryzł się, zatrzymany przez słowa kocura. Jasne, że nie chciał skończyć znów pod wodą i właśnie to chciał mu powiedzieć, jednak... prawda. Powinien przemyśleć to co mu mówił. Niech wie, że wcale nie udało mu się go złamać. Gdyby zaczął krzyczeć "nie", to pewnie uznałby, że udało mu się tego dokonać. Dlatego też chowając strach głęboko w sobie, postanowił ukazać jak bardzo się co do niego mylił.
- Te "kary" mnie nie ruszają, więc mnie nie wystraszysz - miauknął więc tylko.
Był nawet nieco zawiedziony, że jego obelga odnośnie jego wyglądu, nie wywołała innej reakcji. Dowiedział się jednak dzięki temu, że nie lubił swojego futra. Ciekawa informacja. Mogła mu się przydać do kolejnej wiązanki przekleństw na jego temat.
- Dobrze, Rybko, jak uważasz - Poklepał go po główce pieszczotliwie. - Ktoś przyniesie ci jedzenie wieczorem. A w tym czasie, spróbuj nie robić hałasu, dla własnego dobra.
Zacisnął pysk, bo już go chciał użreć w tą łapę. Traktował go jak jakiegoś pieszczoszka!
Nie odpowiedział mu, zaciągnięty z powrotem do szczeliny, w której zmuszony był spędzić kolejne uderzenia serca, pełne bólu. Sam ze sobą i swoimi koszmarami.
***
Wieczorem ktoś przyszedł tak jak obiecał Zajęcza Gwiazda. Dojrzał sylwetkę wojownika, gdy tylko rozsunęli się strażnicy, którzy bardziej zaczęli przykładać się do swojej roli, zasłaniając mu swoimi cielskami światło.
Nie poruszył się ani odrobinę, posyłając kocurowi wrogie spojrzenie. Dzisiaj nadwyrężył się już do takiego stopnia, że nie chciał pogarszać swojego stanu. Wbił więc wzrok w niebieskie futro kocura, oświetlone zachodzącym słońcem.
Obcy spokojnym krokiem wszedł do środka, kładąc przed więźniem, tym razem nie w częściach, a w całości piszczkę. Ucieszył się na ten widok, jednak co innego zwróciło jego uwagę. Na zewnątrz rozległy się krzyki.
- Nie zwracaj na to uwagi. Poprosiłem syna, by zrobił trochę zamieszania, żebyśmy mogli porozmawiać - szepnął niebieski, siadając przed kocurem z Klanu Nocy. - Jak masz na imię?
Czyli nikt nie atakował Klanu Burzy? Szkoda.
Spojrzał ponownie na posiłek, czując ssanie w żołądku. Jednak nie poruszył się, by chwycić zdobycz. Skoro wojownik chciał z nim rozmawiać, musiał coś od niego chcieć, a wątpił, by za darmo mu coś dał. Poznał się już na tutejszych kotach. Mimo to, jego pytanie o imię go zaskoczyło. Sądził, że już wszyscy żyli tym, że był Rybką i tak też nieznajomy będzie się do niego zwracał. Czyżby zbyt prędko go ocenił?
- Pędzący Wiatr - powiedział, kładąc po sobie uszy. - Jednak zanim zaczniesz drwić, to nie ja sobie wybierałem to imię. Nie jestem burzakiem i nie umiem tak szybko biegać jak wy - dodał, przypominając sobie tą pamiętną ucieczkę ze zgromadzenia, która sprawiła, że tutaj skończył. Oczekiwał na szyderstwa, cokolwiek co go wkurzy, zamiast tego kocur ponownie go zaskoczył.
- Dlaczego miałbym drwić? Słyszałem, że Makowa Furia cię goniła. Moja córka jest jedną z najszybszych w Klanie Burzy, nie dziwię się, że cię przegoniła - Burzak uśmiechnął się, jednak w kącikach jego ust zagościł smutek. - Przepraszam za nią. Szuka tylko miejsca u boku Zajęczej Gwiazdy... - tu przerwał, opuszczając głowę.
To była jego córka?! Przez nią tak naprawdę nie zdołał uciec! Gdyby nie ona, byłby już dawno w domu. Z gardła wydobył mu się pomruk niezadowolenia. Obserwował kocura, który zamilkł na chwilę. Szukał w nim znaków, wskazujących na bycie taką samą szują jak ta Szczypiorkowa Łodyga. Nic jednak nie dostrzegł. Kocur w końcu uniósł głowę, przedstawiając się. - Jestem Gliniane Ucho.
Zwęził oczy. Nie pasowało mu tu coś. Burzak zdawał się... miły? Aż niemożliwe.
- Nie ma po co mu się podlizywać - zaczął powoli. - Ten lisi bobek jest psycholem i sadystą, na dodatek gada o sobie w wielu formach. Jeżeli zależy ci na córce, to lepiej ją odwiedź od tego pomysłu. - miauknął, powoli się rozluźniając. - Nie powiem, że miło cię poznać. Czego ode mnie chcesz?
Gliniane Ucho nie potrafił wydobyć z siebie słów. Tylko zamykał i otwierał pysk, próbując znaleźć sposób, na sklejenie zdań. Jego oczy ozdobił smutek, a uśmiech wyblakł.
- To... skomplikowane. Jednak wiedz, że nie zawsze tak było. Zajęcza Gwiazda nie był kiedyś taki. Ale... musimy się skupić na tym, co ważne jest teraz. Musisz się wydostać z tego obozu. Z naszych terenów. Nie wiesz, do czego aktualny lider Klanu Burzy jest zdolny. I nie chcę, żebyś musiał się przekonywać.
Czy był zaskoczony? Był. Czy czuł nadzieję? Czuł. Czyżby Klan Gwiazdy zesłał mu tego kocura na pomoc?
- Trochę za późno z tym przyszedłeś, bo już z dwa razy mnie topił, połamał kości i oszpecił, a mojemu siostrzeńcowi kazał wydrapać oko. Teraz jestem tu uziemiony, póki kości mi się nie zrosną, więc dziękuję za propozycję ucieczki, która jest nierealna - fuknął, uświadamiając sobie, że to tylko marzenia ściętej głowy. Jak miał w swoim stanie uciec? Na dodatek nie zostawi tutaj swojej rodziny. Ten psychol jasno mu pokazał, że nie byli tu bezpieczni.
- Przynajmniej łeb twojego siostrzeńca nie wylądował na palu przed twoją szczeliną - westchnął. Głowa nabita na pal? Co w tym Klanie Burzy się działo?! Po czymś takim jak nic, dostałby zawału. - Wiem, że jestem za późno. Ale uwierz mi, chcę pomóc. I są koty, które w tym mogą pomóc. Uciekniesz, razem z siostrzeńcami i Rudzikowym Śpiewem.
- Z tym zdrajcą? - zdziwił się, mając na myśli właśnie rudego zastępcę. - Czemu chce uciekać skoro sam tu przyszedł, zdradzając nas wszystkich? I jak niby mamy w tyle osób tego dokonać, niewykryci?
- Zdrajcą? - Glina zamrugał parę razy. - No tak, nie wiesz... żaden z członków Klanu Nocy nie jest tu dobrowolnie. To więźniowie z benefitami. Wciąż są pilnowani przez któregoś z wojowników, na wypadek, gdyby chcieli uciec. A na metodę ucieczki... wymyślimy coś. Nie mamy przywódcy, ale dawna rebelia nadal istnieje. Nie masz pojęcia, co tu się działo, ale... jesteśmy w stanie pomóc. Nawet jeśli brzmi to niemożliwie do wykonania.
Jego chęć pomocy była godna podziwu. Skrzywdził im kociaka, mimo to chcą zwrócić mu wolność. Jak miał z tego nie skorzystać? Sam nie dałby i tak rady. Nie znał terenów, które w tym przypadku mogły stanowić poważny problem.
- Dobrze. Podziwiam, że nie boisz się o tym mówić, tuż przy jego legowisku. Zauważyłem, że mamy do siebie blisko, gdy tutaj wracałem. Mam nadzieję, że szybko na coś wpadniecie. Im dłużej tu siedzę, czuję, że wariuję - westchnął, wbijając wzrok we własne łapy. Przyznawanie się do słabości było okropne. Jednak naprawdę zależało mu na wydostaniu się z tej dziury.
- Wyszedł, specjalnie czekałem, aż zostaniemy sami - Posłał mu uśmiech. - Umiemy działać po kryjomu. Postaram się jak najczęściej cię odwiedzać. I tak musimy poczekać, aż kości ci się zrosną, zanim zaczniemy cokolwiek robić - wytłumaczył, po czym ucichł, z przygnębionym wyrazem pyska. - Pędzący Wietrze, mam tylko prośbę. Pamiętaj, że Zajęcza Gwiazda nie jest teraz sobą. Mój partner nigdy nie dopuściłby się takich czynów. To głupie, ale... zaufaj mi, z ucieczką i z tą jedną informacją.
Słysząc te słowa, spojrzał na niego tak, jakby ujrzał sam Klan Gwiazdy. Aż mu pysk opadł w szoku. On był partnerem Zajęczej Gwiazdy?! I pomagał mu, wiedząc że chciał go na zgromadzeniu zamordować?! Na dodatek jeszcze tego mordercę bronił?! Zatkało go. Totalnie zatkało. Nie był zdolny z siebie nic wydusić.
- C-co... - miał tyle pytań. To było dla niego naprawdę popaprane. Chciał potrząsnąć nim i wrzasnąć w pysk, czy dobrze się czuje. - Zagiąłeś mnie gościu. - Pokręcił łbem. Czyli jednak dał się zwieść? Biały go na niego nasłał? Dawał złudną nadzieję, że była jeszcze szansa na uwolnienie się od niego?
- Wiem, brzmi okropnie - zaśmiał się nerwowo. - Jest okropne, ale... żaden z nas nie wiedział, że taka będzie cena za tymczasową wolność. Miejsce Gdzie Brak Gwiazd to pułapka, z której zawsze wychodzisz przegrany. Ale resztę opowiem ci później. Mój syn chyba zdarł sobie gardło...
Nic z tego nie rozumiał. Jak to Miejsce, Gdzie Brak Gwiazd? Chciał odpowiedzi. I to już. Niestety musiał zaczekać, by Glina nie został przyłapany przez swojego partnera na tym spiskowaniu. Pokiwał więc głową, trawiąc nowe informacje.
- Muszę iść. Spróbuję przyjść też jutro. Trzymaj się, Pędzący Wietrze. - rzucił na pożegnanie.
- Ta. Narazie. Może dożyję - miauknął, kierując wzrok na pozostawioną piszczkę. Żołądek znów dał mu o sobie znać. Zjadł posiłek ze smakiem, pogrążając się ponownie w swoich myślach.
***
- Rybko... - Głos jego krtani, roznosił się w ciemności, pieszczotliwie niczym szelest liści. Zesztywniał, rozglądając się na boki. Było ciemno, a na ziemi zaczęła wzbierać woda. Futro zrobiło się ciężkie, a łapy nie były zdolne do uniesienia go ponad rosnącą tafle.
- Rybko... Musisz zacząć pływać... - Starał się odbić ku górze, ale ciężar łapy białego, przycisnął go do dna, sprawiając że odebrało mu dech. - Ale pod wodą, Rybko.
Szamotał się, próbując wydostać z wody. Dusił się, a płuca wołały o powietrze. Nie chciał tak ginąć. Jednak odpływał, odpływał w nicość.
Ocknął się dysząc i drżąc na całym ciele. Wody nie było. Szczelina była sucha jak wiór. To był tylko sen. Zajęczej Gwiazdy tutaj nie było. Był sam.
I wtedy... koszmar postanowił ciągnąć się dalej, stał się bardziej realny i nie zamierzał się skończyć.
Do jego nosa dotarł zapach tej stęchlizny. Uniósł głowę, wykrzywiając się na widok białego lidera, który wszedł do środka jego więzienia.
- Stęskniłeś się? - rzucił do niego, klnąc na cały świat, że kocur postanowił ponownie go odwiedzić. Tym razem na jawie.
- Bardzo - zamruczał ze szpetnym uśmiechem, przyprawiając go o chwile słabości. - Ale tym razem mamy sprawy do obgadania. Jakie piszczki lubisz najbardziej?
To nie brzmiało jak coś groźnego. Nie miał pojęcia o czym mieliby rozmawiać, jednak widać było, że burzak miał dobry humor. Może dlatego, że właśnie przyszedł go nieco podręczyć?
- Jak powiem, że ryby to się zdziwisz?
- Niekoniecznie - Wzruszył ramionami. - Jednak nawet ja wiem, że ryby to duże spektrum. Wszyscy w Klanie Nocy potrafią na nie polować? Pływać?
Pytania były niegroźne, aż za bardzo. Nie wiedział tego? Przecież każdy klan zdawał sobie sprawę, w czym specjalizują się nocniaki. Czyżby był aż tak niedoinformowany? Chciał ich zniszczyć, a nie znał podstaw?
- Jesteśmy Klanem Nocy. To jasne, że tak. Ty pewnie tego nie potrafisz, co? - Uśmiechnął się do niego drwiąco, powoli odzyskując pewność siebie. Nie zamierzał go topić, to była tylko rozmowa. Zwykła i niegroźna.
- Oh, ta tajemnica jest moja. Chyba, że chcesz się wymienić. Ja odpowiem ci na pytanie, ty mi powiesz, gdzie jest nowy obóz Klanu Nocy. Oferuję ci nagrodę za twoją informację. Inaczej wyciągnę to siłą. Przemyśl to.
Słysząc jego słowa, zjeżył sierść. A więc o to chodziło temu draniowi... Chciał dorwać się do informacji, które posiadał odnośnie ich obozu. No tak. Na plotki to by nie przyszedł.
- Tam gdzie zawsze - miauknął niejednoznacznie. Nie miał zamiaru wkopywać przyjaciół. Już i tak przez niego Orzechowa Łapa ucierpiał. A zdrada całego klanu? Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby krew się polała, tym razem z większej ilości istnień.
- Hm... czyli nie jesteś chętny na układzik?
Zmrużył oczy, kładąc po sobie uszy. Nie cierpiał jak tak do niego mówił. Tak... normalnie, zdrabniając słowa, jakby był upośledzony lub głupim kocięciem.
- Po co ci to wiedzieć? By na nas znowu napaść?
- Nie, skądże. Chciałem zaproponować im pewną ugodę, ale najwidoczniej wolisz zobaczyć ich trupy pożarte przez kruki - mruknął biały, unosząc brwi.
Wyobraził to sobie bardzo wyraźne.
Prychnął jednak na to, bo by to się spełniło, musiałby dokonać zdrady, której nie zamierzał popełnić.
- Nie dowiesz się gdzie są, więc raczej o to bym się nie martwił. Tych terenów nie znasz, więc ich nie znajdziesz. A jak chcesz układu, to gadaj z naszym zastępcą. Więzisz go przecież w swoim obozie - zauważył, wskazując na lepszy materiał do rozmów. Rudzikowy Śpiew był tchórzem, lepiej by się z nim dogadał. No i... zostawiłby przy tym go w spokoju.
- Nie będzie wiedział, gdzie jest reszta. Tylko ty wiesz. Dlatego pytam ciebie, a nie jego - wytłumaczył powoli, jak kociakowi. - Ale skoro nie chcesz mówić, może coś innego rozwiąże ci język? Może coś zaproponujesz?
Nie chciał z nim rozmawiać. Chciał by odszedł, zostawił go w spokoju. Dzisiejszy sen nie mógł się powtórzyć. Po prostu nie mógł. Czemu naciskał? Nawet skoro Rudzikowy Śpiew nie będzie wiedział, to zna tereny Klanu Nocy. Mógłby przypuszczać co by zrobili. Czemu więc ten rudy tchórz, nie mógł być przesłuchiwany? Czemu to on, musiał siedzieć unieruchomiony, kilka mysich skoków od potwora? No tak... sam się w to wkopał, ale jednak wolał, by uwaga kocura skierowała się ku innej ofierze.
- Chcesz im zaproponować ugodę. Ustal to z naszym zastępcą i wypuść. On ich znajdzie i przekaże twoje słowa. Ja. Nic. Ci. Nie. Powiem. - miauknął do niego jak do tępej kaczki. Dużo sił go to kosztowało, ale udało mu się brzmieć odważnie. W sumie... to mógł pohamować się i oszczędzić ostatnie pięć słów. Może wtedy nie usłyszałby kolejnych gróźb, które padły z pyska białego.
- Znowu chcesz sprowadzić krzywdę na swoją rodzinę? - posłał mu chytry uśmiech.
Zacisnął pysk. Miał go w garści. Wiedział o tym. A to wina jego niewyparzonego języka. Mógł nie mówić o rodzinie. Mógł, ale to zrobił. Czasu nie cofnie. Zmuszony więc był przyjąć ten fakt na klatę i jakoś to naprawić.
- Nie chcę. Jednak ty najwyraźniej jesteś tchórzem skoro wysługujesz się niewinnymi, by osiągnąć swój chory cel - syknął.
Czuł się powoli jakby tonął, ale nie w wodzie, a na powierzchni. Ciężar strachu o najbliższych ciągnął go w dół. Dobrze, że leżał, bo pewnie jego łapy zaczęłyby dygotać od takiej siły, która przyciskałaby go do ziemi.
- W wojnie i w miłości wszystkie chwyty są dozwolone, Rybko - zamruczał gardłowo.
Ten głos, okropnie wżerał się w jego umysł. Prześladował nocami. Pomruki raniły, rwąc na kawałki rzeczywistość. Chciał by się zamknął, odszedł. Nie robił takiej zadowolonej miny. Nie wydawał tego dźwięku, który przeszyty był satysfakcją.
- A jak powiem, że nie wiem, gdzie on jest? Mieliśmy przenosić się w inne miejsce. Może ich już tam nie być - Miał nadzieję, że to mu wystarczy. Było to bardzo prawdopodobne. Obóz był tylko tymczasowy. Może Bażancie Futro powiadomił wszystkich, że został pojmany, a co za tym idzie, lokalizacja obozu była zagrożona?
- Kłamiesz. Powiedź gdzie są, a jeśli ich nie będzie w wyznaczonym miejscu... może Orzechowa Łapa pozbędzie się drugiego oka?
Zjeżył się bardziej. Oddech mu przyspieszył. Czuł, że zaraz wpadnie w panikę. Nie znosił tego uczucia bezsilności. Wbił pazury w ziemię, bo tylko tak mógł poradzić sobie z rosnącą frustracją.
- Co ty... wiesz. O miłości, demonie - wysyczał, nawiązując do jego poprzednich słów, by odwlec w czasie jego kolejne groźby, odnośnie jego bliskich.
- Oh, młodzieńcze, znam miłość dobrze. Za dobrze. Gdy zostałam liderem, myślałam, że tylko to będzie dla mnie ważne. Miałam synów z poprzedniego związku, jednak mój partner był już dawno martwy. Myślałam, że to koniec. I wtedy, pojawiła się ona. Najpiękniejsza kotka na całym świecie. Wspaniała, oschła, a jednak tak gorąca w swoim uczuciu. Zawsze była przy moim boku. A gdy myślałam, że to znów koniec, wróciła do mnie. Szybciej, niż się spodziewałam. Nasza miłość była cudowna, ognista, odważna. Nadal jest. Na odległość, ale cały czas czuję, jakby jej serce było przy mnie. Biło dla mnie - mruczał, rozmarzając się we wspomnieniach. - Brakuje mi jej bliskości... więc wiem, czym jest miłość. A ty? Kochałeś kiedyś? Wiesz, o co pytasz?
Zatkało go. Nie spodziewał się takiego wywodu, który w jego głowie pozostawił masę pytań. To nie był z Glinianym Uchem? Miał dzieci z ... kocurem? Zdradzał swojego partnera z tą kotką? I co najważniejsze, czy niebieski o tym wszystkim wiedział? Z jego poprzednich słów, wychodziło na to, że Zajęcza Gwiazda się zmienił. Chodziło właśnie o to?
- Kim ty na Klan Gwiazdy jesteś? - zmarszczył brwi, nie odpowiadając na jego, czy też jej pytania. Gubił się w pojmowaniu jego osoby. Jak miał się zwracać, gdy ten mącił coraz bardziej mu rzeczywistość?
Możliwe, że sam nie czuł tego co on, jednak... wiedział raczej o co pytał.
Z gardła białego kocura wydarł się demoniczny śmiech. Utwierdziło go to w przekonaniu, że to nie był normalny kot.
- Dowiesz się w swoim czasie, Rybko - miauknął, przerywając salwę śmiechu. - Albo i nie. Jeśli nie będziesz współpracował, kto wie ile będziesz mógł mówić.
Nie podobało mu się to. Niepokój rozszedł się ponownie po jego ciele. Teraz biały lider był tym, kogo widywał we snach. Potworem. Nie rozumiał co tu się działo, o co toczyła się gra. To, to nie był Zajęcza Gwiazda? Gliniane Ucho znał odpowiedzi na te pytania. Sam mu powiedział, że jak znajdzie czas, to mu o wszystkim opowie. Szkoda tylko, że nie mógł już wczoraj.
- Nie wiem gdzie jest ten obóz - powiedział, trzymając się jednej wersji, nadal będąc zdezorientowanym.
- Szkoda. To kto powinien być następny? Tojadowa Łapa? Czy Daliowa Łapa? To proste pytanie. Powinieneś sobie z nim poradzić.
Zacisnął z bezsilności oczy. Kazał mu wybierać?! Nie. Nie zrobi tego. Właśnie ze względu na nich, nie może. Nie był panem życia i śmierci. Nie mógł podjąć takiej decyzji. Mimo to, kocur tego od niego wymagał. By wybrał, by zabił świadomie swoją rodzinę.
- Ja! - Uniósł się do siadu. - Ja powinienem być, sadysto. Nie oni. I tak mnie nienawidzą. Nieważne co zrobisz, oni i tak nie zmienią o mnie zdania, a co za tym idzie, twój plan nie zadziała. Widzisz żebym płakał po Orzechowej Łapie? - miauczał te gorzkie słowa, by ten odczepił się od jego rodziny. Cieszył się, że nikt inny tego nie słyszał. Zależało mu na siostrzeńcach i ich bezpieczeństwie. Dlatego właśnie dla nich, wyprze się ich. Oby mu tylko to wybaczyli.
- Może za mało go poharatałem, by wycisnąć coś z ciebie, skoroś taki znieczulony. - powiedział.
- Moja siostra pewnie się cieszy, że zniknęli. - od razu palnął. - Nigdy ich nie chciała. Nie zajmowałem się nimi często. Nasza więź jest znikoma. Jedyna osoba, na której mi zależy i tak dawno już nie żyje. - rzucił szybko. - Każdy morderca cierpi na znieczulicę, nie sądzisz? Na przykład po twojej śmierci bym świętował wiele księżyców.
O tak. Na pewno by cieszył się ze śmierci swojego kata. Nadal pluł sobie w pysk, że ich akcja nie wyszła.
- Nie jeden już świętował - lider wywrócił oczami, ziewając, jakby znudzony uwagami kocura. - I nie uważam, że każdy. Wierz mi bądź nie, nawet ja coś czuje wymierzając te wszystkie kary, tobie czy innym kotom z własnego klanu.
- A co takiego czujesz? Z chęcią posłucham - powiedział, próbując w taki sposób odwrócić jego uwagę od kwestii obozu Klanu Nocy.
- Wiem, że z chęcią byś posłuchał, ale niestety, pogaduszki na miłe tematy muszą poczekać - mruknął, uświadamiając sobie upływ czasu. - Chyba odbiegliśmy trochę od tematu, nieprawdaż?
Cholera. Czyli jednak nie łyknął tego? Najeżył sierść, wbijając w niego wzrok. Już sądził, że się udało. Koszmar powracał. Ponownie.
- Nie sądzę.
Biały zaśmiał się, widząc jak zareagowało jego ciało. Zacisnął tylko pysk, słysząc ten okropny głos w innym wydaniu.
- A jednak, twoje futerko mówi coś innego. - zauważył.
- Bo cię nie lubię. To po prostu to - wyjaśnił, czując że i tak zaraz skończy się to tak, jak to się zaczęło. Czyli od gróźb. Musiał szybko wymyślić jakiś plan, który kupiłby mu trochę więcej czasu. Czasu na ocalenie rodziny i przy okazji siebie. Chociaż najmniej tym ostatnim teraz się przejmował.
- Łamiesz mi serce, Rybko.
- Mam to pod ogonem. Topiłeś mnie i połamałeś, nikt normalny by się z tobą nie zadawał świrzę - syknął, przypominając sobie, co mówił Gliniane Ucho o nabitych na pal głowach. Klan o tym wiedział i nic nie robił. Nie dziwił się więc, że i taką sprawiedliwość mają w nosie. Krzywdzenie niewinnych najwidoczniej piją z mlekiem matki.
- Mej miłości nigdy nie przeszkadzały me czyny - miauknął, nawiązując do poprzedniej wypowiedzi. - Poza tym, robię to wszystko dla większego dobra. Dla planu. Więc teraz, według planu, powiesz mi albo gdzie jest wasz obóz, albo którego z twoich siostrzeńców mam się pozbyć.
Dla większego dobra? O czym on gadał? Chciał wybić Klan Nocy, by żyło się lepiej?!
Zdawał sobie sprawę z tego, że kocur nie leci z nim w kulki i jest zdolny to zrobić. Udowodnił mu to na Orzechowej Łapie. Zacisnął pysk. Jedyne co mógł zrobić by ochronić ich, to skłamać i modlić się, by dzieciaki zwiały, nim ten drań dowie się, że został oszukany. Wtedy też przypomniał sobie o Glinianym Uchu. Miał go odwiedzić, dzisiaj. Tak przynajmniej twierdził. Jeżeli to o czym myślał się uda, to mógł ich uratować. Nie miał czasu na dłuższe rozmyślania. Świr może zaraz się podnieść, wyjść i wykonać swoje postulaty.
- Dobra... Powiem ci... - westchnął czując się naprawdę parszywie. Uzna go teraz pewnie za zdrajcę swojego klanu. To się zdziwi, gdy trafi już w miejsce, do którego miał zamiar go zaprowadzić.
- Jest przy tej farmie starego Dwunożnego - Może jak tam pójdą to dziadyga ich wystrzela? Klan Burzy w końcu nie miał z nim nigdy styczności. Nie wiedział, że to stworzenie tak naprawdę jest szalone i morduje koty, które wejdą na jego teren.
Zajęcza Gwiazda spojrzał na niego podejrzliwie, jakby wyczuwając przekręt.
- Przejęliśmy te tereny. Nierozsądnym byłoby osiedlać się przy granicy. Próbujesz mnie oszukać, Rybko?
Prychnął, udając że te słowa go uraziły. Tak naprawdę powoli panikował, że jednak mu nie uwierzy i zabije jego siostrzeńców, przez brak współpracy z jego strony. Teraz liczyło się każde uderzenie serca. Musiał go przekonać.
- Owszem. Ale my osiedliliśmy się nieco dalej. Ta farma jest spora, jest dużo jedzenia na wyciągnięcie łapy. Wiesz, kury na przykład. Nie chcieliśmy odchodzić daleko, by móc pomóc tym uwięzionym na wyspie. No i pewnie nie uznalibyście za możliwe, byśmy byli tak blisko, więc... plan był idealny. Myślisz, że czemu udało nam się tak szybko dostać na zgromadzenie zza waszych pleców? Przyszliśmy stamtąd - wcisnął mu kit.
Serce łomotało mu w piersi coraz szybciej. Czuł, że zaraz oderwie się i odleci poza horyzont. Gdyby nie sierść, pewnie i by zbladł. Przybrał jednak pewny siebie wyraz pyska, sugerujący że wie o czym mówił.
- Dobrze. Załóżmy, że ci wierzę i sprawdzimy to. Jednak jeśli nic nie znajdziemy, a ty mnie okłamałeś, Orzech pożegna się z drugim okiem i ogonem, a Dalia z życiem. Co ty na to?
Jedyne co, to na tą wieść go zemdliło.
- Myślisz, że skłamałbym, gdyby chodziło o życie mojej rodziny? Widziałem do czego jesteś zdolny. Nie jestem głupi, by to się powtórzyło. Pytanie brzmi... co zrobisz jak ich spotkasz?
To go najbardziej interesowało. Co by zrobił, gdyby naprawdę ich spotkał? Wymordował? A może porwał?
- Zobaczysz, jak wrócimy - Posłał mu tajemniczy uśmiech i wyszedł z legowiska.
Nie podobało mu się to. Jednak nie dowie się co by zaszło, gdyby natrafili na nocniaki, bo koty nic tam nie znajdą. Nic prócz swojej śmierci.
Adrenalina szybko go opuściła, zastąpiona nagromadzonym strachem. Wystarczyło, że kocur zniknął, a on zaczął telepać się z nerwów. Teraz musiał zrobić coś, by czarny scenariusz się nie ziścił. Rozpoczął wojnę z białym. Inną niż ta, w której brał udział. Liczył się teraz czas. Potrzebował Glinianego Ucha. Kiedy tylko przyjdzie?! Nie mógł go zawołać, bo będzie to podejrzane. Musiał czekać i modlić się do Klanu Gwiazdy, by dzisiaj naprawdę przybył, jeżeli nie chciał skazać na śmierć całej swojej rodziny, za swoje kłamstwo.
Szmer w wejściu sprawił, że podniósł się na przednich łapach. Nerwy go zżerały przez ten cały czas. Myślał o tym, gdzie był kocur, który obiecał go dzisiaj jeszcze odwiedzić. Każde uderzenie serca mogło prowadzić do odkrycia jego kłamstwa. Miał wielką nadzieję, ze Dwunożny pozabija niektóre koty, które tam zajdą. Gdyby trafiło na białego lidera, cieszyłby się jak kocie.
W wejściu zamiast morderczego oblicza Zajęczej Gwiazdy, stanął Gliniane Ucho. Odetchnął z ulgą. Pojawił się. Nareszcie. Gdyby mógł chodzić to pewnie wydeptałby tutaj dziurę, tak nosiły go nerwy.
- Musisz mi pomóc. - miauknął do niego z desperacją. - Bo oni umrą.
- Widziałem jak Zajęcza Gwiazda wychodzi razem z zastępem wojowników. Co im powiedziałeś? - w brązowych oczach wojownika, odbiła się panika. Widać było, że bał się o losy Klanu Nocy.
- Podałem mu fałszywe miejsce obozu Klanu Nocy. Groził, że jak nie powiem, gdzie on jest, to znów skrzywdzi moich bliskich. Jak jednak zobaczy, że go oszukałem, zabiję ich. Zabierz ich stąd. Błagam. Nie chcę mieć ich śmierci na sumieniu. Musiałem chronić klan - powiedział poddenerwowany. Miał nadzieję, że kocur się zgodzi i w jakiś magiczny sposób, uwolni jego siostrzeńców.
Gliniane Ucho zaczął chodzić w kółko, bijąc nerwowo ogonem o ziemię. Czuł presję czasu wynikającą z sytuacji. Prawdopodobnie oboje czuli.
- Zrobię co się da. Zanim Zajęcza Gwiazda wróci, ktoś do ciebie przyjdzie. Ja wtedy spróbuję odwrócić uwagę Klanu i strażników, wtedy wydostaniemy twoich siostrzeńców. - w końcu podzielił się z nim swoim, tworzącym się powoli planem.
- Dobrze. - Pokiwał głową. - Będę się modlił by się udało i by Zając nie uznał, że to twoja sprawka. Przynajmniej wiem, że naprawdę tam poszedł - Uśmiechnął się cierpko. Przez ten czas miał wątpliwości, czy kocur by rzeczywiście udał się w podróż, by odszukać jego klan. Najwidoczniej tak. - Może Dwunożny go odstrzeli...
- Mimo wszystko wolałbym nie - westchnął niebieski. - Pamiętaj, że Klan Burzy to mój klan, a Zajęcza Gwiazda to wciąż mój lider. Nawet jeśli nie jest teraz sobą, mam nadzieję, że uda się nam go odzyskać.
Uh... Zapomniał, że on z nim był w związku. Dziwił się jak mógł po tym wszystkim co robił, nadal z nim być i się jeszcze o niego troszczyć? Przecież to już było niezdrowe!
- Yh... no tak. Mówił dziwne rzeczy. Gościu cię zdradza z jakąś kotką i ma mase dzieci. Jednak nie powiedział mi kim jest, kiedy o to zapytałem. Mimo to, cokolwiek mu odbiło, daj sobie spokój. On idzie już na stracenie. Do Klanu Gwiazdy nie trafi - miauknął próbując go przekonać do zmiany zdania. Fakt, był burzakiem, ale by być w tak chorym związku?! Powinien zwiewać od niego jak najdalej.
- Obawiam się, że Klan Gwiazdy jest też i poza moim zasięgiem - zaśmiał się smutno. - Nie powinienem ci mówić, co się z nim dzieje. W samym Klanie Burzy wiedzą pojedyncze koty.
Chciał wiedzieć. Mimo wszystko to tyczyło się jego życia. Zajęcza Gwiazda w końcu z nim zaczął spędzać coraz więcej czasu. Aż za bardzo. Towarzyszył mu nawet w czasie nocnych koszmarów. Chciał się od niego uwolnić. Raz na zawsze.
Drgnął, przypominając sobie, po co w ogóle tak długo czekał na pojawienie się kocura. Oni tu gadu, gadu, a zaraz ten biały dzban wróci.
- Dobra. - Dał temu spokój - Idź już! Teraz ważniejsi są uczniowie. Czas ucieka - przypomniał mu, czując presję uciekających uderzeń serca.
Glina skinął głową, po czym zniknął za rogiem szczeliny, by ostatecznie wybiec za obóz.
Oczekiwał na wieści czy wszystko się udało. Wbijał wzrok w wyjście, słysząc rosnące krzyki, poruszenie, a ostatecznie dostrzegł, że wiele kotów gdzieś poszło. Czyli odwrócenie uwagi się udało? Z bijącym sercem modlił się do Klanu Gwiazdy o znak, że wszystko poszło zgodnie z planem. Chciał wierzyć, że hak jaki miał na niego kocur, zniknie.
Wtem na progu pojawiło się rude futro. Brązowe ślepia błysnęły delikatnie, chociaż reszta sylwetki spowita była w słabym blasku księżyca. Kocur położył przed więźniem niewielkiego, rudego kociaka z usztywnioną łapką.
- To mój siostrzeniec. Jeśli chociażby na myśl ci przyjdzie go znowu skrzywdzić, pamiętaj, że to ja wyprowadzam twoją rodzinę za tereny Klanu Burzy. Gliniane Ucho powiedział, że to jedyny sposób, żeby ocalić twoich siostrzeńców. Ale wiedz, że jeśli coś znowu mu się stanie z twojej winy - Wskazał na słodko śpiącego malucha. - Nie będę miał oporów przed powiedzeniem Zającowi, gdzie ukrywają się zbiegli uczniowie.
Super. Jak nie kochaś Zająca, to wujek tej rudej pokraki. Dziwił się, że w ogóle mu go daje, po tym co mu zrobił. Najwyraźniej ufał Glinianemu Uchu i po części też jemu.
- Jeżeli będą bezpieczni, to i on będzie. Uznaj to za podziękowanie za twoją pomoc. Nie spadnie mu włos z głowy, obiecuje.
Kocur chyba zaakceptował jego obietnice, bo skinął głową.
- Dobrze. Mam coś im przekazać od ciebie?
- By kierowali się rzeką i... że przepraszam. Tylko to... - miauknął, czując że za szybko się nie spotkają. Oby odnaleźli za jego wskazówką ich obóz i trafili tam bezpiecznie.
- Obyś dotrzymał swojej obietnicy - rzucił rudzielec na odchodne, po czym wyszedł ze szczeliny.
Został sam na sam z małym rudzielcem. Przysunął go bliżej, moszcząc pomiędzy swoimi przednimi łapami. Jak spał wyglądał słodko. Wiedział jednak, że był to mały demon. Obiecał jednak kocurowi go nie krzywdzić i zamierzał dotrzymać danego słowa. Kociak kupi jego siostrzeńcą czas, który będzie na wagę złota. Musiał więc zachować go jak najdłużej przy sobie, nim Zajęcza Gwiazda zauważy zniknięcie nocniaków.
Ułożył łeb obok małego ciałka i znów nieudolnie próbował zasnąć. Nie szło mu jednak, przez ściskający go strach, że znów będzie przeżywał ten koszmar ponownie. Zerknął na rudzielca.
Śpiący maluch nawet się nie zorientował, że został przeniesiony z jednego miejsca do drugiego. Nieświadomy tego, gdzie się znajduje, przewrócił się na drugi bok i wtulił w ciepłe futerko, mrucząc cicho przez sen. Prychnął na to tylko pod nosem. Coś czuł, że jak się obudzi, to nie będzie już mu tak dobrze.
Nastał świt. Przez ten cały czas nie zmrużył oka. Zmęczenie powoli zaczęło go dobijać. Powinien poprosić medyczkę o jakieś zioła, które w końcu sprawią, że bezsenność zniknie. Obawiał się jednak, że to nie zatrzyma snów, które dusiły go z każdym razem, gdy tylko odpływał w ciemność. Dlatego też czuwał. Miał jednak tym razem towarzystwo. Obserwował rudą kulkę, która przyczepiła się do jego futerka, a która śniła własne sny. Trochę mu zazdrościł tego spokoju. Ale tylko odrobinę.
Poruszenie pomiędzy jego łapami sprawiło, że zwrócił baczniejszą uwagę na kociaka. Chyba zaczął się wzbudzać. Przytulił go bardziej do siebie, łapą asekuracyjnie przyciskając do ziemi, gdyby zechciał uciec. Nie wiadomo w końcu jak zareaguje na tak bliskie spotkanie.
- Dzień dobry, robaczku.
Pożar ziewnawszy szeroko, zaczął powoli rozumieć, co się dzieje. Bardzo powoli. Nim zorientował się, gdzie leży, przetarł jeszcze oczka i zamrugał parę razy.
- Dzień dobry - mruknął zaspany, po czym zaraz zamarł, jakby został oblany kubłem zimnej wody. Uniósł łepek, by zobaczyć rozdarty uśmiech więźnia nad sobą. Przerażony kociak próbował się wykręcić z uścisku Nocniaka, tak jakby zależało od tego jego życie.
- Puść mnie! - zawołał, z trwogą w głosie, przypominając sobie ostatni raz, jak znalazł się tak blisko kocura.
- Nie wyrywaj się. Tak dobrze nam się razem spało - miauknął z paskudnym uśmiechem. - Nie było ci ciepło i dobrze? Nawet mruczałeś.
- Kłamiesz! Puszczaj! Co mi zrobiłeś?! - krzycząc próbował się uwolnić, powodując tylko ból w złamanej łapie. Nie wiedząc, jak się oswobodzić, z jego ślepi zaczęły płynąć łzy.
- Jeszcze nic. Bądź grzeczny. Łapka jeszcze cię boli, a może zacząć bardziej - poinformował go.
Jeszcze chwila i zaraz wszyscy zorientują się, że coś jest nie tak. Ciekawiło go w sumie, jak odbyła się podróż Zajęczej Gwiazdy do Szalonego Dziadka i czy już wrócił.
- Ojoj, taki duży a płacze? Gdzie twoja odwaga robaczku?
Kociak mimowolnie skulił się w łapach kocura, wiedząc, że nie ma szans się wydostać. Jego niewielkie ciałko drżało ze strachu, ledwo co mógł oddychać, a łzy wciąż spływały mu po policzkach. Schował głowę w łapakch. Sparaliżowany strachem kociak nie potrafił nawet wołać już o pomoc, więc z jego gardła wydzierały się tylko cichutkie piski.
Nie podobało mu się to, że dzieciak zamilkł. Tak jak wcześniej wolał, by się zamknął, tak teraz było mu to nie na łapę. Miał odwracać uwagę od zniknięcia jego siostrzeńców, czyli musiał się drzeć.
- Krzycz. Wołaj mame. No dalej - Dmuchnął mu w pysk, by go obudzić z tego odrętwienia.
- J-jebie ci z paszczy - syknął, po czym zdrową łapą zamachnął się, mając nadzieję, że trafi pazurami chociażby w nos oprawcy. I wtedy zaczął się drzeć, nawet nie patrząc, czy udało mu się zarysować kocura.
- Pomocy! Ratunku! On mnie zabije! Grozi mi!
Odsunął pysk od ostrych pazurków malca. Naprawdę hamował się i starał się być spokojny. Na szczęście dzieciak zaczął się drzeć, zwracając w to miejsce uwagę okolicznych kotów.
- Na tyle cię tylko stać? Może odgryźć mam ci ogon? - prowokował go.
- Nie! Wara ode mnie, lisi bobku! Mysie łajno, szczurzy glucie! - wrzeszczał, wierzgając i próbując zatopić ząbki czy pazurki w łapach kocura. - Mamo! Mamo, pomocy! RATUNKU!
Dzieciak za bardzo się wiercił, więc bardziej przycisnął go łapą do ziemi. Nie chciał w końcu by szybko mu nawiał.
Tłum powoli zaczął się zbierać, a strażnicy dopiero teraz zauważyli, że miał przy sobie rudego. Pewnie się zastanawiali jak do tego doszło. Musiał jednak to zachować dla siebie.
- Macie tu słabą ochronę - zakpił im w pysk, widząc ich zdezorientowane pyski.
- Puszczaj mnie, zapluta kupo kłaków! - ryknął, wciąż się wiercąc. Gdy zobaczył jak zbliżają się strażnicy, zaczął szarpać się jeszcze bardziej. - Pomóżcie mi!
- Puść kociaka, Rybko. Wiesz jak to się ostatnio skończyło dla ciebie. - rozkazał jeden z nich.
- Sam do mnie przyszedł. Chyba mnie polubił - zamiast spełnić ich żądania, miauknął, liżąc kocię po łebku.
Musiał przyznać, że zaczynał się świetnie bawić. Ten glut był mimo wszystko jakąś formą rozrywki powodującą, że burzaki dostawały kociokwiku.
Pożar kwiknął, czując na sobie jęzor więźnia. No tak. Nie podobało mu się chyba to, że znów był zakładnikiem.
- Jeszcze raz mnie tkniesz, a ci odgryzę ten ozor! - zagroził malec.
Strażnicy stanęli jak wryci, zastanawiając się, co się właściwie dzieje. I dobrze. Nie podchodzili, a powodowali, że wszyscy kierowali wzrok w tę stronę.
- Jesteś bardzo niemiły. A kto jeszcze chwile temu się do mnie tulił, co? - zaśmiał się, czując satysfakcję z tych zdezorientowanych min.
- Kłamiesz, oblechu! - zasyczał, jeszcze raz machając łapką, żeby trafić w kocura pazurami. Nieudolnie zresztą, bo z łatwością ominął kolejny cios rudego.
I wtedy, nareszcie zjawił się Zajęcza Gwiazda. Nie wiedział o tym, dopóki biel sierści nie zjawiła się przed szczeliną, odpychając strażników na boki.
Ścisnęło go w żołądku, a serce zaczęło łomotać. Pamiętał jak to ostatnim razem się skończyło. Przy reszcie burzaków potrafił kozaczyć i czuć się jak pan, jednak wraz z pojawieniem się kocura, jego dobry humor wyparował. Teraz czekała go najtrudniejsza część...
Zmierzenie się z wściekły kocurem.
Widział jak chciał już tu wparować i rozerwać go na strzępy za to, że go oszukał, jednak widząc w jego łapach kociaka, aż wryło go w ziemię z zaskoczenia.
- O zjawił się naczelny wódz tego cyrku. Coś szybko ci zeszło z tą wyprawą. - powiedział kąśliwie, z trudem powstrzymując słowa. W zasadzie powiedział to automatycznie, wcale nie myśląc jak to może się zaraz skończyć. Widząc, że patrzy na kocię dodał - Spał sobie tylko ze mną. Stwierdził, że jestem lepszy od jego mamusi.
- Nie prawda! Ukradł mnie mamie! I kazał mi krzyczeć! I... i... chciał mnie ugryźć! Pożreć! Posmakował mnie nawet!
Westchnął słysząc jego krzyki. Mógłby przycisnąć mu pysk do ziemi, ale nie wiadomo czy by się nie udusił. A obiecał, że wyjdzie z tego cało.
- Odstawała ci sierść na głowie to przylizałem. Już tak nie płacz. Rude to takie, a głupie. - skwitował, patrząc na malucha. Kątem oka nadal jednak obserwował łapy białego, który nadal nie mógł się otrząsnąć z tego co zobaczył.
- Puść mnie! Puszczaj, śmierdzielu - warczał Pożar, rzucając się coraz mocniej.
- Rybko, oddaj kocię, a oszczędzę Daliową Łapę za twoje kłamstwo. - Nareszcie odezwało się to ptasie łajno.
Dreszcz przebiegł mu po grzbiecie słysząc ten głos, ale nie dał tego po sobie poznać. Czas było grać na czas. I to jak najdłużej.
- Oszczędź wszystkich - zażądał, nie zdracając mu, że więźniowie uciekli i może mu co najwyżej podskoczyć. - I jakie kłamstwo? Nie natrafiliście na Dwunożnego? - Przycisnął kocie bardziej, czując jak mu próbuje się wymknąć. Eh, nie mógł przez chwilę przestać się tak wiercić?
- Nie natrafiliśmy na wasz obóz. Za to dwóch niewinnych wojowników straciło przez ciebie życie. Mam nadzieję, że cieszysz się z nowego podobieństwa do mnie - posłał mu ostre syknięcie. - A teraz, oddaj kociaka. Bo im dłużej czekasz, tym Orzechowa Łapa będzie bardziej cierpiał.
Próbował się nie uśmiechnąć z satysfakcji. Czyli udało się. Osłabił bydlaka. Wpadli w zasadzkę, w którą ich wkopał. Szkoda tylko, że to nie jego załatwił Dwunożny. A co do wojowników, to żal mu nie było tych wypłoszy. Pewnie i tak chcieli zamordować jego współklanowiczów, gdyby tylko na nich natrafili.
Kolejne groźby z pyska białego, nie były przyjemne. Wmawiał jednak sobie, że siostrzeńcy są bezpieczni. Poza wpływem i łapą lidera. Mogli już przekraczać granice. Musiał jednak dalej grać na czas, bo im dalej byli, tym Zajęcza Gwiazda przegrywał.
- Chyba go adoptuje - powiedział, ignorując jego słowa. - To Robaczek. Polubiliśmy się przez ten czas, gdy cię nie było.
- NIE! - wrzasnął Pożar z przerażeniem jeszcze większym niż wcześniej. - NIE CHCE BYĆ ADOPTOWANY PRZEZ NIERUDEGO PADALCA!
- Tak, widzę, jak bardzo się lubicie - Zając wywrócił oczami - Daj mu odejść, a nikomu nic się nic nie stanie.
- On tak mówi, bo boi się reakcji mamy. Powiedział, że nie chcę być rudy, chciał zostać rybką i odejść ze mną do Klanu Nocy - wymruczał. - No nie wykręcaj się teraz Robaczku. - pogłaskał go po główce łapą. - A komu co ma się stać? - Spojrzał na lidera - Dzieciakowi nic nie jest, tylko płacze ze szczęścia.
- NIEEEEE! NIE SŁUCHAJ GO! - maluch darł się wniebogłosy, wyrywając i szarpiąc się. Zajęcza Gwiazda najwidoczniej był zmęczony tą szopką, gdyż podszedł bliżej.
- Więc nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli podejdę i zaoferujemy mu wybór? Jeszcze raz?
Wpatrywał się chwile w kocura, doskonale zauważając to, że zrobił krok w jego stronę. Ostatnio też tak było. Krok za krokiem i go dorwał. Przerył mu pysk i zaciągnął nad rzekę. Nie chciał powtórki. Jednak nie mógł się poddać.
- Wiesz... aż szkoda ci go oddawać - Przytulił malca bardziej do siebie, jak talizman, który może ocalić go przed tym potworem - Jest taki słodki, puchaty, "jest zbyt ciekawy, żeby tak szybko się go pozbyć " - zacytował słowa białego, czekając na jego reakcje.
- Jesteś głupcem, pozwalając sobie na takie występki, Rybko. Liczę do trzech. Jeśli nie wypuścisz kociaka teraz, zaserwuję ci na obiad łapy twoich siostrzeńców.
Gdyby tylko kocur wiedział, że ich nie ma już dawno w obozie. Z tego też względu, nie przejął się jego groźbą, która w innej sytuacji, na pewno wywołałaby w nim panike i strach. Jakim zepsutym trzeba być potworem, by dać zjeść swojemu wrogowi łapy jego rodziny? Zajęcza Gwiazda wspinał się po szczeblach szaleństwa, niczym owiany legendą Lisia Gwiazda. Brzydził się nim.
- Nie rozumiem o co się wściekasz. Nic mu przecież nie jest. Zaprzyjaźniliśmy się. Szkoda zachodu brudzić sobie łap czymś takim - Machnął ogonem, pokazując że nie ruszają go jego słowa - Powiedz mały liderowi, że mnie lubisz - zwrócił się do kocięcia.
- Nienawidzę cię! - wrzasnął rudzielec, tym razem próbując odgryźć mu nos.
Odsunął pysk od kociaka, by nie zostać użartym, po czym ponownie skupił wzrok na białym. Zając wyglądał, jakby zgłupiał. Zastanawiał się pewnie, dlaczego pozostawał taki obojętny wobec jego gróźb. Wcześniej było widać, że przejmował się losem rodziny. Gdyby tylko wiedział…
- Zawołajcie tu Szczypiorkową Łodygę. Ja idę znaleźć siostrzeńców tego łajna. - zadecydował.
Z gardła czekoladowego wydobył się niezadowolony pomruk.
- Stój! - zawołał do niego. - Dobrze... wygrałeś. Wypuszczę go - westchnął zmęczony. Ta niebezpieczna gra kosztowała go wiele energii, której przez słaby sen nie posiadał. Zbliżał się koniec tej zabawy.
Biały słysząc jego słowa zatrzymał się i odwrócił łeb.
- Puść go. Teraz.
Wypuścił kociaka ze swojego uścisku, a ten pomknął, kuśtykając w stronę białego.
- Widzisz? Jest zdrowy i wolny. Teraz ty dotrzymaj swojej umowy - miauknął.
Gdy tylko Pożar opuścił jaskinię, Zajęcza Gwiazda otrzepał się z kurzu i przybrał dumną postawę.
- Jakiej umowy? Spóźniłeś się ze swoją decyzją o zaledwie kilka uderzeń serca. Twoi siostrzeńcy zginą. Wszyscy, co do jednego.
Myślał, że kres już nadszedł, ale się mylił. Lider Klanu Burzy po raz kolejny go negatywnie zaskoczył. Krzywoprzysięzca...
- Co takiego? Włos mu nawet nie spadł z głowy i za to chcesz zabić niewinne dzieci? - prychnął. - Nie wiem czy wiesz, ale Klan Gwiazdy na to nie pozwoli.
Miał oczywiście na myśli to, że nie dorwie uczniów, jak bardzo by pragnął. Los był po jego stronie. Kocur miał w swoich szeregach zdrajców, dzięki którym ta akcja w ogóle się powiodła.
- Klan Gwiazdy dawno nie ma nade mną władzy - zaśmiał się lider, opuszczając legowisko w poszukiwaniu uczniów. Jak dla niego kocur był zbyt pewny siebie, gdy wychodził.
- Zobaczymy, Zajęcza Strawo, zobaczymy - miauknął, uśmiechając się pod nosem. No to pan idealny się zdziwi. Ojjjj, zdziwi.
Był spokojny. Jego siostrzeńcy byli bezpieczni, a Zajęcza Gwiazda mógł mu co najwyżej podskoczyć. Dawno nie czuł takiej satysfakcji. Udało mu się wystrychnąć go na dudka. Pierwszy raz od przebywania tutaj zrozumiał, że kocur wyżej sra niż ogon ma. To na chwilę pozwoliło odgonić nieprzyjemne wspomnienia z nim w roli głównej.
Długo jednak nie wracał. Myślał, że przybiegnie zaraz do niego z gębą i zacznie na niego wrzeszczeć. Tak się jednak nie stało. Dlatego też, widząc go ponownie, szykował się na wszystko, ale nie to.
Zajęcza Gwiazda trzymał w pysku kępkę rudej sierści, oblepionej prawie całkowicie krwią. Położył ją przed więźniem, a jego zielone ślepia błysnęły chłodno.
- Twoi siostrzeńcy nie żyją. Znaleźliśmy ich ciała niedaleko rzeki. Wiedz jednak, że to nie ja ich dopadłem. Skazałeś ich na śmierć, każąc im uciekać z obozu Klanu Burzy. Zabiło ich to samo, co zaatakowało jednego z naszych wojowników.
Wpatrywał się w sierść. Zapach był przesiąknięty krwią, więc trudno było powiedzieć do kogo ona należała.
- Co takiego? - prychnął, niedowierzając w to co mówił. - Nie rozśmieszaj mnie. Skąd mam uwierzyć, że to na pewno ich? Kępę futra możesz wyrwać z każdego swojego wojownika. Przynieś ciała, a uwierzę - miauknął poważnie, czując rosnący niepokój.
Czy coś mogło pójść nie tak? Raczej rudy wojownik, by go powiadomił od razu, gdyby zaszły komplikację. Obiecał mu w końcu, że będą żywi. Nie mógł więc, poprowadzić ich przez tereny, na których wcześniej ktoś z jego klanu zginął.
- Nie mogłem przynieść do obozu niedojedzonego posiłku drapieżnika. To ci musi starczyć po ukochanych siostrzeńcach. - wyjaśnił burzak.
- Nie wierzę ci. Nadal - Zwęził oczy. - Nie poszliby w miejsce, gdzie jest drapieżnik. Każdy kot by wyczuł, że teren jest zajęty. Nie byli głupi. Po prostu nie możesz znieść, że z tobą wygrałem - prychnął krótkim śmiechem. - Dlatego starasz się mnie dobić.
- Wiem, że to szok dla ciebie, ale to prawda. Szkoda, zapowiadali się na świetnych wojowników - Zajęcza Gwiazda pokręcił głową. - Gdybym chciał cię dobić, powiedziałbym że po prostu ich zabiłem podczas ich ucieczki, nieprawdaż? Zdradzę ci nawet sekrecik - Podszedł bliżej i nachylił się delikatnie przed więźniem, jednak w takiej odległości, by ten nie mógł go trafić. - Wiem, kto im pomagał w ucieczce.
Nie. Niemożliwe. Zrobił wielkie oczy, a po ciele przebiegł mu dreszcz. Nie, on kłamał. Musiał. To się nie stało! Patrzył z uwagą na jego pysk, lecz nie doszukał się niczego podejrzanego. Była to prawda? Ale czemu miałby mu w to uwierzyć, skoro już wcześniej okazał się kłamcą?
- Kto? - chrząknął, nadal próbując wyjść z szoku. Wojownik się wygadał?! Obiecał, że nie zdradzi mu, gdzie się skryli, jeżeli nie skrzywdzi jego siostrzeńca. Jaki miałby w tym cel? Przecież dzieciakowi nic się nie stało, tak jak obiecał. Został oszukany? A może to Gliniane Ucho przeszedł jednak na stronę swojego partnera? Czy to możliwe, że wszystkie burzaki z niego zadrwiły?
- Uwielbiam te twoje wielkie oczka, jak się denerwujesz - zamruczał Zając, uśmiechając się. - Dlatego ci nie powiem. Dlaczego miałbym cię mieszać w sprawy Klanu Burzy, skoro nadal tak bardzo czujesz się nocniakiem?
Zacisnął pysk. Szuja. Wronia strawa, białe gówno. Gdyby tylko wiedział, że nie było to spowodowane złością, a strachem o najbliższych, pewnie bawiłby się jeszcze lepiej. Nie zamierzał jednak go w tym uświadamiać.
- Chcę wiedzieć jaki burzak się poświęcił za moich siostrzeńców. Chciałbym dowiedzieć się z jego pyska… jak to się stało, że zginęli, skoro im pomagał. Inaczej… nie uwierzę ci.
- Twój wybór. Czasem lepiej pogodzić się ze stratą, niż żyć płonną nadzieją - miauknął Zajęcza Gwiazda, wychodząc ze szczeliny, zostawiając go z tym faktem samego.
Nie wiedział co o tym myśleć. Kocur naprawdę wiedział o udziale tej dwójki, czy tak dobrze kłamał? Nie wyglądał na wściekłego. A na pewno musiał być, skoro uciekła mu taka mocna karta przetargowa. Teraz nie miał na niego nic, a mimo to się cieszył...
Czyli naprawdę zginęli? Nie udało się? Lider mówił o rzece... Tą informację zdradził tylko wojownikowi, który miał ich eskortować. Nie mógł więc dowiedzieć się o tym z innej ręki.
Zżerały go nerwy, a żołądek wywracał się na drugą stronę. Musiał dowiedzieć się prawdy. Tylko czy Gliniane Ucho jeszcze do niego przyjdzie? Może teraz śmiał się ze swoim partnerem z jego naiwności. Dlaczego mu zaufał? Czy jeżeli przyjdzie to powie mu prawdę? A może skłamie?
Kępa sierści została. Wpatrywał się w nią długo, póki nie zapadł wieczór. Gliniane Ucho nie przyszedł.
Z jego piersi wydobył się żałosny szloch.
Nastała ciemna noc. Jego myśli błądziły ku trójce uczniów, którzy z jego winy zginęli. Nie mógł tego znieść. Mieli przecież przeżyć i uciec od tego chorego psychicznie klanu.
Nie rozróżniał teraz co było prawdą a co nie. Kto kłamał, a kto był z nim szczery. Gubił się we własnych myślach, będąc wspomnieniami przy krzykach Orzechowej Łapy, który stracił z jego winy oko.
Sierść, którą zostawił Zajęcza Gwiazda, wywalił poza wejście. Nie mógł znieść tego zapachu krwi. Świadomość, że zginęli, bolała. Nawet jeżeli byli niechciani przez jego siostrę, dla niego byli rodziną.
Nie potrafił przez to wszystko zasnąć. Czuł się tak, jakby powoli cała energia go opuszczała. Pozostało mu tylko leżeć ze smętnie opuszczonymi uszami do czasu, aż do jego uszu nie dotarł dźwięk zbliżających się kroków.
- Pędzący Wietrze? - w szczelinie rozległ się cichy głos Glinianego Ucha. Gdy przekroczył próg więzienia, powietrze zapachniało różnymi ziołami. Na niebieskim futrze można było dostrzec sporo opatrunków, jednak na pysku widniał delikatny uśmiech.
Uniósł wzrok, jeżąc sierść na jego widok. Poprzednie myśli o jego zdradzie, ponownie zagościły w jego umyśle. Jednakże… im bardziej mu się przyglądał zauważył, że kocur wyglądał na rannego. Dlatego wcześniej nie przyszedł? To go zatrzymało?
- Co z moimi siostrzeńcami? Naprawdę nie żyją? - szepnął twardo, chcąc raz na zawsze poznać odpowiedź.
Stres już za bardzo go przeżarł. Czuł, że jeszcze chwila i zacznie łysieć.
- Spokojnie, żyją. Koperkowy Powiew ich odprowadził. Bezpiecznie udali się z rzeką, a Koper zatarł za nimi ślady. Jeśli cię posłuchali, powinni być w miejscu, o którym im powiedziałeś - uspokoił go. Widząc wzrok nocniaka błądzący po jego ranach, z pyska Glinki wydarł się nerwowy uśmiech. - A tym potworem, który rzekomo zaatakował mnie i pożarł twoich siostrzeńców były krzewy jeżyn i ciernie. Zajęcza Gwiazda poszedł teraz na poszukiwania twoich siostrzeńców, ale spokojnie. Nikogo nie znajdzie.
Czyli... lider go okłamał? Wbił w kocura zdezorientowany wzrok. Ponownie zaczynał się gubić w myślach. Czy to prawda? Byli bezpieczni?
- Zajęcza Gwiazda… - zaczął powoli. - przyszedł do mnie… Pokazał mi zakrwawioną sierść. Mówił, że wszyscy zginęli. Wiedział o rzece, a mówiłem to tylko Koprowi. Czyli... czyli żyją, a on mnie okłamał? Nie spiskujesz z nim za moimi plecami? On mówił, że wie kto im pomógł… - zakończył, uważnie mu się przyglądając.
- Widział ślady do rzeki. Myśli, że przeprawili się na drugą stronę, gdzieś na bagna. Sierść należała do jednego z wojowników, których postrzelił Dwunożny. A to ostatnie zmyślił. Zapewniam cię, że o niczym nie wie. Zajęcza Gwiazda to wyrachowany kłamca i manipulator, nie dziwię się, że udało mu się cię oszukać.
A niech go! Walnął łapą w złości w ziemię. Dał mu się zmanipulować! Pewnie się teraz cieszył, chory sadysta! Zmęczenie jednak powoli odebrało mu rozum. Już ledwo co był w stanie poprawnie się wysławiać, mając zasnuty mgłą umysł.
- Trudno mi go przejrzeć… Jest w tym dobry. Naprawdę przez chwilę w to wierzyłem. Dziękuję, że przyszedłeś... - westchnął, czując jak ulga ogarnia jego ciało. - Mam prośbę, jeżeli to nie problem. - zmusił się jeszcze do tych kilku słów. - Przynieś mi jakieś zioła na sen. Niezbyt dobrze od kilku dni sypiam. Czuję się wypompowany z sił.
- Zobaczę co da się zrobić - powiedział niebieski i opuścił legowisko.
Przez obóz przedarł się cichy krzyk sowy, lecącej akurat po nocnym niebie. Sierść mu się zjeżyła. Za bardzo był przewrażliwiony. To nie był on. Nie był. Drań szukał szczęścia w polu.
Po dłuższej chwili, Gliniane Ucho wrócił z piszczką w pysku, zakrywającą trzymane dodatkowo zioła.
- Mam nadzieję, że tyle wystarczy. Gdybym zabrał więcej, medyczka by zauważyła, a nie jestem pewien, czy możemy jej ufać.
Pokiwał głową, wdzięczny. Nawet gdyby okazało się, że kocur chciał go otruć, nie pogardziłby szybką, bezbolesną śmiercią.
- Dziękuje. Oby jutro dzień był lepszy. - pożegnał się z nim, po czym zjadł piszczkę z ziołami.
Żołądek był zadowolony, a umysł powoli pogrążał się w ciemności. Nim się obejrzał, głowa opadła mu na łapy i zasnął.
Obudziło go uderzenie w łeb. Otworzył oczy, zdumiony z faktu, że nie miał żadnego koszmaru. Czyli zioła podziałały? Zamrugał, rozglądając się za sprawcą pobudki, a dostrzegając śmierdzącą mysz u swoich łap, skierował wzrok na wyjście.
Rudy kociak. Był tam i przyglądał się.
- Bo cię nie lubię. To po prostu to - wyjaśnił, czując że i tak zaraz skończy się to tak, jak to się zaczęło. Czyli od gróźb. Musiał szybko wymyślić jakiś plan, który kupiłby mu trochę więcej czasu. Czasu na ocalenie rodziny i przy okazji siebie. Chociaż najmniej tym ostatnim teraz się przejmował.
- Łamiesz mi serce, Rybko.
- Mam to pod ogonem. Topiłeś mnie i połamałeś, nikt normalny by się z tobą nie zadawał świrzę - syknął, przypominając sobie, co mówił Gliniane Ucho o nabitych na pal głowach. Klan o tym wiedział i nic nie robił. Nie dziwił się więc, że i taką sprawiedliwość mają w nosie. Krzywdzenie niewinnych najwidoczniej piją z mlekiem matki.
- Mej miłości nigdy nie przeszkadzały me czyny - miauknął, nawiązując do poprzedniej wypowiedzi. - Poza tym, robię to wszystko dla większego dobra. Dla planu. Więc teraz, według planu, powiesz mi albo gdzie jest wasz obóz, albo którego z twoich siostrzeńców mam się pozbyć.
Dla większego dobra? O czym on gadał? Chciał wybić Klan Nocy, by żyło się lepiej?!
Zdawał sobie sprawę z tego, że kocur nie leci z nim w kulki i jest zdolny to zrobić. Udowodnił mu to na Orzechowej Łapie. Zacisnął pysk. Jedyne co mógł zrobić by ochronić ich, to skłamać i modlić się, by dzieciaki zwiały, nim ten drań dowie się, że został oszukany. Wtedy też przypomniał sobie o Glinianym Uchu. Miał go odwiedzić, dzisiaj. Tak przynajmniej twierdził. Jeżeli to o czym myślał się uda, to mógł ich uratować. Nie miał czasu na dłuższe rozmyślania. Świr może zaraz się podnieść, wyjść i wykonać swoje postulaty.
- Dobra... Powiem ci... - westchnął czując się naprawdę parszywie. Uzna go teraz pewnie za zdrajcę swojego klanu. To się zdziwi, gdy trafi już w miejsce, do którego miał zamiar go zaprowadzić.
- Jest przy tej farmie starego Dwunożnego - Może jak tam pójdą to dziadyga ich wystrzela? Klan Burzy w końcu nie miał z nim nigdy styczności. Nie wiedział, że to stworzenie tak naprawdę jest szalone i morduje koty, które wejdą na jego teren.
Zajęcza Gwiazda spojrzał na niego podejrzliwie, jakby wyczuwając przekręt.
- Przejęliśmy te tereny. Nierozsądnym byłoby osiedlać się przy granicy. Próbujesz mnie oszukać, Rybko?
Prychnął, udając że te słowa go uraziły. Tak naprawdę powoli panikował, że jednak mu nie uwierzy i zabije jego siostrzeńców, przez brak współpracy z jego strony. Teraz liczyło się każde uderzenie serca. Musiał go przekonać.
- Owszem. Ale my osiedliliśmy się nieco dalej. Ta farma jest spora, jest dużo jedzenia na wyciągnięcie łapy. Wiesz, kury na przykład. Nie chcieliśmy odchodzić daleko, by móc pomóc tym uwięzionym na wyspie. No i pewnie nie uznalibyście za możliwe, byśmy byli tak blisko, więc... plan był idealny. Myślisz, że czemu udało nam się tak szybko dostać na zgromadzenie zza waszych pleców? Przyszliśmy stamtąd - wcisnął mu kit.
Serce łomotało mu w piersi coraz szybciej. Czuł, że zaraz oderwie się i odleci poza horyzont. Gdyby nie sierść, pewnie i by zbladł. Przybrał jednak pewny siebie wyraz pyska, sugerujący że wie o czym mówił.
- Dobrze. Załóżmy, że ci wierzę i sprawdzimy to. Jednak jeśli nic nie znajdziemy, a ty mnie okłamałeś, Orzech pożegna się z drugim okiem i ogonem, a Dalia z życiem. Co ty na to?
Jedyne co, to na tą wieść go zemdliło.
- Myślisz, że skłamałbym, gdyby chodziło o życie mojej rodziny? Widziałem do czego jesteś zdolny. Nie jestem głupi, by to się powtórzyło. Pytanie brzmi... co zrobisz jak ich spotkasz?
To go najbardziej interesowało. Co by zrobił, gdyby naprawdę ich spotkał? Wymordował? A może porwał?
- Zobaczysz, jak wrócimy - Posłał mu tajemniczy uśmiech i wyszedł z legowiska.
Nie podobało mu się to. Jednak nie dowie się co by zaszło, gdyby natrafili na nocniaki, bo koty nic tam nie znajdą. Nic prócz swojej śmierci.
Adrenalina szybko go opuściła, zastąpiona nagromadzonym strachem. Wystarczyło, że kocur zniknął, a on zaczął telepać się z nerwów. Teraz musiał zrobić coś, by czarny scenariusz się nie ziścił. Rozpoczął wojnę z białym. Inną niż ta, w której brał udział. Liczył się teraz czas. Potrzebował Glinianego Ucha. Kiedy tylko przyjdzie?! Nie mógł go zawołać, bo będzie to podejrzane. Musiał czekać i modlić się do Klanu Gwiazdy, by dzisiaj naprawdę przybył, jeżeli nie chciał skazać na śmierć całej swojej rodziny, za swoje kłamstwo.
***
Szmer w wejściu sprawił, że podniósł się na przednich łapach. Nerwy go zżerały przez ten cały czas. Myślał o tym, gdzie był kocur, który obiecał go dzisiaj jeszcze odwiedzić. Każde uderzenie serca mogło prowadzić do odkrycia jego kłamstwa. Miał wielką nadzieję, ze Dwunożny pozabija niektóre koty, które tam zajdą. Gdyby trafiło na białego lidera, cieszyłby się jak kocie.
W wejściu zamiast morderczego oblicza Zajęczej Gwiazdy, stanął Gliniane Ucho. Odetchnął z ulgą. Pojawił się. Nareszcie. Gdyby mógł chodzić to pewnie wydeptałby tutaj dziurę, tak nosiły go nerwy.
- Musisz mi pomóc. - miauknął do niego z desperacją. - Bo oni umrą.
- Widziałem jak Zajęcza Gwiazda wychodzi razem z zastępem wojowników. Co im powiedziałeś? - w brązowych oczach wojownika, odbiła się panika. Widać było, że bał się o losy Klanu Nocy.
- Podałem mu fałszywe miejsce obozu Klanu Nocy. Groził, że jak nie powiem, gdzie on jest, to znów skrzywdzi moich bliskich. Jak jednak zobaczy, że go oszukałem, zabiję ich. Zabierz ich stąd. Błagam. Nie chcę mieć ich śmierci na sumieniu. Musiałem chronić klan - powiedział poddenerwowany. Miał nadzieję, że kocur się zgodzi i w jakiś magiczny sposób, uwolni jego siostrzeńców.
Gliniane Ucho zaczął chodzić w kółko, bijąc nerwowo ogonem o ziemię. Czuł presję czasu wynikającą z sytuacji. Prawdopodobnie oboje czuli.
- Zrobię co się da. Zanim Zajęcza Gwiazda wróci, ktoś do ciebie przyjdzie. Ja wtedy spróbuję odwrócić uwagę Klanu i strażników, wtedy wydostaniemy twoich siostrzeńców. - w końcu podzielił się z nim swoim, tworzącym się powoli planem.
- Dobrze. - Pokiwał głową. - Będę się modlił by się udało i by Zając nie uznał, że to twoja sprawka. Przynajmniej wiem, że naprawdę tam poszedł - Uśmiechnął się cierpko. Przez ten czas miał wątpliwości, czy kocur by rzeczywiście udał się w podróż, by odszukać jego klan. Najwidoczniej tak. - Może Dwunożny go odstrzeli...
- Mimo wszystko wolałbym nie - westchnął niebieski. - Pamiętaj, że Klan Burzy to mój klan, a Zajęcza Gwiazda to wciąż mój lider. Nawet jeśli nie jest teraz sobą, mam nadzieję, że uda się nam go odzyskać.
Uh... Zapomniał, że on z nim był w związku. Dziwił się jak mógł po tym wszystkim co robił, nadal z nim być i się jeszcze o niego troszczyć? Przecież to już było niezdrowe!
- Yh... no tak. Mówił dziwne rzeczy. Gościu cię zdradza z jakąś kotką i ma mase dzieci. Jednak nie powiedział mi kim jest, kiedy o to zapytałem. Mimo to, cokolwiek mu odbiło, daj sobie spokój. On idzie już na stracenie. Do Klanu Gwiazdy nie trafi - miauknął próbując go przekonać do zmiany zdania. Fakt, był burzakiem, ale by być w tak chorym związku?! Powinien zwiewać od niego jak najdalej.
- Obawiam się, że Klan Gwiazdy jest też i poza moim zasięgiem - zaśmiał się smutno. - Nie powinienem ci mówić, co się z nim dzieje. W samym Klanie Burzy wiedzą pojedyncze koty.
Chciał wiedzieć. Mimo wszystko to tyczyło się jego życia. Zajęcza Gwiazda w końcu z nim zaczął spędzać coraz więcej czasu. Aż za bardzo. Towarzyszył mu nawet w czasie nocnych koszmarów. Chciał się od niego uwolnić. Raz na zawsze.
Drgnął, przypominając sobie, po co w ogóle tak długo czekał na pojawienie się kocura. Oni tu gadu, gadu, a zaraz ten biały dzban wróci.
- Dobra. - Dał temu spokój - Idź już! Teraz ważniejsi są uczniowie. Czas ucieka - przypomniał mu, czując presję uciekających uderzeń serca.
Glina skinął głową, po czym zniknął za rogiem szczeliny, by ostatecznie wybiec za obóz.
***
Oczekiwał na wieści czy wszystko się udało. Wbijał wzrok w wyjście, słysząc rosnące krzyki, poruszenie, a ostatecznie dostrzegł, że wiele kotów gdzieś poszło. Czyli odwrócenie uwagi się udało? Z bijącym sercem modlił się do Klanu Gwiazdy o znak, że wszystko poszło zgodnie z planem. Chciał wierzyć, że hak jaki miał na niego kocur, zniknie.
Wtem na progu pojawiło się rude futro. Brązowe ślepia błysnęły delikatnie, chociaż reszta sylwetki spowita była w słabym blasku księżyca. Kocur położył przed więźniem niewielkiego, rudego kociaka z usztywnioną łapką.
- To mój siostrzeniec. Jeśli chociażby na myśl ci przyjdzie go znowu skrzywdzić, pamiętaj, że to ja wyprowadzam twoją rodzinę za tereny Klanu Burzy. Gliniane Ucho powiedział, że to jedyny sposób, żeby ocalić twoich siostrzeńców. Ale wiedz, że jeśli coś znowu mu się stanie z twojej winy - Wskazał na słodko śpiącego malucha. - Nie będę miał oporów przed powiedzeniem Zającowi, gdzie ukrywają się zbiegli uczniowie.
Super. Jak nie kochaś Zająca, to wujek tej rudej pokraki. Dziwił się, że w ogóle mu go daje, po tym co mu zrobił. Najwyraźniej ufał Glinianemu Uchu i po części też jemu.
- Jeżeli będą bezpieczni, to i on będzie. Uznaj to za podziękowanie za twoją pomoc. Nie spadnie mu włos z głowy, obiecuje.
Kocur chyba zaakceptował jego obietnice, bo skinął głową.
- Dobrze. Mam coś im przekazać od ciebie?
- By kierowali się rzeką i... że przepraszam. Tylko to... - miauknął, czując że za szybko się nie spotkają. Oby odnaleźli za jego wskazówką ich obóz i trafili tam bezpiecznie.
- Obyś dotrzymał swojej obietnicy - rzucił rudzielec na odchodne, po czym wyszedł ze szczeliny.
Został sam na sam z małym rudzielcem. Przysunął go bliżej, moszcząc pomiędzy swoimi przednimi łapami. Jak spał wyglądał słodko. Wiedział jednak, że był to mały demon. Obiecał jednak kocurowi go nie krzywdzić i zamierzał dotrzymać danego słowa. Kociak kupi jego siostrzeńcą czas, który będzie na wagę złota. Musiał więc zachować go jak najdłużej przy sobie, nim Zajęcza Gwiazda zauważy zniknięcie nocniaków.
Ułożył łeb obok małego ciałka i znów nieudolnie próbował zasnąć. Nie szło mu jednak, przez ściskający go strach, że znów będzie przeżywał ten koszmar ponownie. Zerknął na rudzielca.
Śpiący maluch nawet się nie zorientował, że został przeniesiony z jednego miejsca do drugiego. Nieświadomy tego, gdzie się znajduje, przewrócił się na drugi bok i wtulił w ciepłe futerko, mrucząc cicho przez sen. Prychnął na to tylko pod nosem. Coś czuł, że jak się obudzi, to nie będzie już mu tak dobrze.
***
Nastał świt. Przez ten cały czas nie zmrużył oka. Zmęczenie powoli zaczęło go dobijać. Powinien poprosić medyczkę o jakieś zioła, które w końcu sprawią, że bezsenność zniknie. Obawiał się jednak, że to nie zatrzyma snów, które dusiły go z każdym razem, gdy tylko odpływał w ciemność. Dlatego też czuwał. Miał jednak tym razem towarzystwo. Obserwował rudą kulkę, która przyczepiła się do jego futerka, a która śniła własne sny. Trochę mu zazdrościł tego spokoju. Ale tylko odrobinę.
Poruszenie pomiędzy jego łapami sprawiło, że zwrócił baczniejszą uwagę na kociaka. Chyba zaczął się wzbudzać. Przytulił go bardziej do siebie, łapą asekuracyjnie przyciskając do ziemi, gdyby zechciał uciec. Nie wiadomo w końcu jak zareaguje na tak bliskie spotkanie.
- Dzień dobry, robaczku.
Pożar ziewnawszy szeroko, zaczął powoli rozumieć, co się dzieje. Bardzo powoli. Nim zorientował się, gdzie leży, przetarł jeszcze oczka i zamrugał parę razy.
- Dzień dobry - mruknął zaspany, po czym zaraz zamarł, jakby został oblany kubłem zimnej wody. Uniósł łepek, by zobaczyć rozdarty uśmiech więźnia nad sobą. Przerażony kociak próbował się wykręcić z uścisku Nocniaka, tak jakby zależało od tego jego życie.
- Puść mnie! - zawołał, z trwogą w głosie, przypominając sobie ostatni raz, jak znalazł się tak blisko kocura.
- Nie wyrywaj się. Tak dobrze nam się razem spało - miauknął z paskudnym uśmiechem. - Nie było ci ciepło i dobrze? Nawet mruczałeś.
- Kłamiesz! Puszczaj! Co mi zrobiłeś?! - krzycząc próbował się uwolnić, powodując tylko ból w złamanej łapie. Nie wiedząc, jak się oswobodzić, z jego ślepi zaczęły płynąć łzy.
- Jeszcze nic. Bądź grzeczny. Łapka jeszcze cię boli, a może zacząć bardziej - poinformował go.
Jeszcze chwila i zaraz wszyscy zorientują się, że coś jest nie tak. Ciekawiło go w sumie, jak odbyła się podróż Zajęczej Gwiazdy do Szalonego Dziadka i czy już wrócił.
- Ojoj, taki duży a płacze? Gdzie twoja odwaga robaczku?
Kociak mimowolnie skulił się w łapach kocura, wiedząc, że nie ma szans się wydostać. Jego niewielkie ciałko drżało ze strachu, ledwo co mógł oddychać, a łzy wciąż spływały mu po policzkach. Schował głowę w łapakch. Sparaliżowany strachem kociak nie potrafił nawet wołać już o pomoc, więc z jego gardła wydzierały się tylko cichutkie piski.
Nie podobało mu się to, że dzieciak zamilkł. Tak jak wcześniej wolał, by się zamknął, tak teraz było mu to nie na łapę. Miał odwracać uwagę od zniknięcia jego siostrzeńców, czyli musiał się drzeć.
- Krzycz. Wołaj mame. No dalej - Dmuchnął mu w pysk, by go obudzić z tego odrętwienia.
- J-jebie ci z paszczy - syknął, po czym zdrową łapą zamachnął się, mając nadzieję, że trafi pazurami chociażby w nos oprawcy. I wtedy zaczął się drzeć, nawet nie patrząc, czy udało mu się zarysować kocura.
- Pomocy! Ratunku! On mnie zabije! Grozi mi!
Odsunął pysk od ostrych pazurków malca. Naprawdę hamował się i starał się być spokojny. Na szczęście dzieciak zaczął się drzeć, zwracając w to miejsce uwagę okolicznych kotów.
- Na tyle cię tylko stać? Może odgryźć mam ci ogon? - prowokował go.
- Nie! Wara ode mnie, lisi bobku! Mysie łajno, szczurzy glucie! - wrzeszczał, wierzgając i próbując zatopić ząbki czy pazurki w łapach kocura. - Mamo! Mamo, pomocy! RATUNKU!
Dzieciak za bardzo się wiercił, więc bardziej przycisnął go łapą do ziemi. Nie chciał w końcu by szybko mu nawiał.
Tłum powoli zaczął się zbierać, a strażnicy dopiero teraz zauważyli, że miał przy sobie rudego. Pewnie się zastanawiali jak do tego doszło. Musiał jednak to zachować dla siebie.
- Macie tu słabą ochronę - zakpił im w pysk, widząc ich zdezorientowane pyski.
- Puszczaj mnie, zapluta kupo kłaków! - ryknął, wciąż się wiercąc. Gdy zobaczył jak zbliżają się strażnicy, zaczął szarpać się jeszcze bardziej. - Pomóżcie mi!
- Puść kociaka, Rybko. Wiesz jak to się ostatnio skończyło dla ciebie. - rozkazał jeden z nich.
- Sam do mnie przyszedł. Chyba mnie polubił - zamiast spełnić ich żądania, miauknął, liżąc kocię po łebku.
Musiał przyznać, że zaczynał się świetnie bawić. Ten glut był mimo wszystko jakąś formą rozrywki powodującą, że burzaki dostawały kociokwiku.
Pożar kwiknął, czując na sobie jęzor więźnia. No tak. Nie podobało mu się chyba to, że znów był zakładnikiem.
- Jeszcze raz mnie tkniesz, a ci odgryzę ten ozor! - zagroził malec.
Strażnicy stanęli jak wryci, zastanawiając się, co się właściwie dzieje. I dobrze. Nie podchodzili, a powodowali, że wszyscy kierowali wzrok w tę stronę.
- Jesteś bardzo niemiły. A kto jeszcze chwile temu się do mnie tulił, co? - zaśmiał się, czując satysfakcję z tych zdezorientowanych min.
- Kłamiesz, oblechu! - zasyczał, jeszcze raz machając łapką, żeby trafić w kocura pazurami. Nieudolnie zresztą, bo z łatwością ominął kolejny cios rudego.
I wtedy, nareszcie zjawił się Zajęcza Gwiazda. Nie wiedział o tym, dopóki biel sierści nie zjawiła się przed szczeliną, odpychając strażników na boki.
Ścisnęło go w żołądku, a serce zaczęło łomotać. Pamiętał jak to ostatnim razem się skończyło. Przy reszcie burzaków potrafił kozaczyć i czuć się jak pan, jednak wraz z pojawieniem się kocura, jego dobry humor wyparował. Teraz czekała go najtrudniejsza część...
Zmierzenie się z wściekły kocurem.
Widział jak chciał już tu wparować i rozerwać go na strzępy za to, że go oszukał, jednak widząc w jego łapach kociaka, aż wryło go w ziemię z zaskoczenia.
- O zjawił się naczelny wódz tego cyrku. Coś szybko ci zeszło z tą wyprawą. - powiedział kąśliwie, z trudem powstrzymując słowa. W zasadzie powiedział to automatycznie, wcale nie myśląc jak to może się zaraz skończyć. Widząc, że patrzy na kocię dodał - Spał sobie tylko ze mną. Stwierdził, że jestem lepszy od jego mamusi.
- Nie prawda! Ukradł mnie mamie! I kazał mi krzyczeć! I... i... chciał mnie ugryźć! Pożreć! Posmakował mnie nawet!
Westchnął słysząc jego krzyki. Mógłby przycisnąć mu pysk do ziemi, ale nie wiadomo czy by się nie udusił. A obiecał, że wyjdzie z tego cało.
- Odstawała ci sierść na głowie to przylizałem. Już tak nie płacz. Rude to takie, a głupie. - skwitował, patrząc na malucha. Kątem oka nadal jednak obserwował łapy białego, który nadal nie mógł się otrząsnąć z tego co zobaczył.
- Puść mnie! Puszczaj, śmierdzielu - warczał Pożar, rzucając się coraz mocniej.
- Rybko, oddaj kocię, a oszczędzę Daliową Łapę za twoje kłamstwo. - Nareszcie odezwało się to ptasie łajno.
Dreszcz przebiegł mu po grzbiecie słysząc ten głos, ale nie dał tego po sobie poznać. Czas było grać na czas. I to jak najdłużej.
- Oszczędź wszystkich - zażądał, nie zdracając mu, że więźniowie uciekli i może mu co najwyżej podskoczyć. - I jakie kłamstwo? Nie natrafiliście na Dwunożnego? - Przycisnął kocie bardziej, czując jak mu próbuje się wymknąć. Eh, nie mógł przez chwilę przestać się tak wiercić?
- Nie natrafiliśmy na wasz obóz. Za to dwóch niewinnych wojowników straciło przez ciebie życie. Mam nadzieję, że cieszysz się z nowego podobieństwa do mnie - posłał mu ostre syknięcie. - A teraz, oddaj kociaka. Bo im dłużej czekasz, tym Orzechowa Łapa będzie bardziej cierpiał.
Próbował się nie uśmiechnąć z satysfakcji. Czyli udało się. Osłabił bydlaka. Wpadli w zasadzkę, w którą ich wkopał. Szkoda tylko, że to nie jego załatwił Dwunożny. A co do wojowników, to żal mu nie było tych wypłoszy. Pewnie i tak chcieli zamordować jego współklanowiczów, gdyby tylko na nich natrafili.
Kolejne groźby z pyska białego, nie były przyjemne. Wmawiał jednak sobie, że siostrzeńcy są bezpieczni. Poza wpływem i łapą lidera. Mogli już przekraczać granice. Musiał jednak dalej grać na czas, bo im dalej byli, tym Zajęcza Gwiazda przegrywał.
- Chyba go adoptuje - powiedział, ignorując jego słowa. - To Robaczek. Polubiliśmy się przez ten czas, gdy cię nie było.
- NIE! - wrzasnął Pożar z przerażeniem jeszcze większym niż wcześniej. - NIE CHCE BYĆ ADOPTOWANY PRZEZ NIERUDEGO PADALCA!
- Tak, widzę, jak bardzo się lubicie - Zając wywrócił oczami - Daj mu odejść, a nikomu nic się nic nie stanie.
- On tak mówi, bo boi się reakcji mamy. Powiedział, że nie chcę być rudy, chciał zostać rybką i odejść ze mną do Klanu Nocy - wymruczał. - No nie wykręcaj się teraz Robaczku. - pogłaskał go po główce łapą. - A komu co ma się stać? - Spojrzał na lidera - Dzieciakowi nic nie jest, tylko płacze ze szczęścia.
- NIEEEEE! NIE SŁUCHAJ GO! - maluch darł się wniebogłosy, wyrywając i szarpiąc się. Zajęcza Gwiazda najwidoczniej był zmęczony tą szopką, gdyż podszedł bliżej.
- Więc nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli podejdę i zaoferujemy mu wybór? Jeszcze raz?
Wpatrywał się chwile w kocura, doskonale zauważając to, że zrobił krok w jego stronę. Ostatnio też tak było. Krok za krokiem i go dorwał. Przerył mu pysk i zaciągnął nad rzekę. Nie chciał powtórki. Jednak nie mógł się poddać.
- Wiesz... aż szkoda ci go oddawać - Przytulił malca bardziej do siebie, jak talizman, który może ocalić go przed tym potworem - Jest taki słodki, puchaty, "jest zbyt ciekawy, żeby tak szybko się go pozbyć " - zacytował słowa białego, czekając na jego reakcje.
- Jesteś głupcem, pozwalając sobie na takie występki, Rybko. Liczę do trzech. Jeśli nie wypuścisz kociaka teraz, zaserwuję ci na obiad łapy twoich siostrzeńców.
Gdyby tylko kocur wiedział, że ich nie ma już dawno w obozie. Z tego też względu, nie przejął się jego groźbą, która w innej sytuacji, na pewno wywołałaby w nim panike i strach. Jakim zepsutym trzeba być potworem, by dać zjeść swojemu wrogowi łapy jego rodziny? Zajęcza Gwiazda wspinał się po szczeblach szaleństwa, niczym owiany legendą Lisia Gwiazda. Brzydził się nim.
- Nie rozumiem o co się wściekasz. Nic mu przecież nie jest. Zaprzyjaźniliśmy się. Szkoda zachodu brudzić sobie łap czymś takim - Machnął ogonem, pokazując że nie ruszają go jego słowa - Powiedz mały liderowi, że mnie lubisz - zwrócił się do kocięcia.
- Nienawidzę cię! - wrzasnął rudzielec, tym razem próbując odgryźć mu nos.
Odsunął pysk od kociaka, by nie zostać użartym, po czym ponownie skupił wzrok na białym. Zając wyglądał, jakby zgłupiał. Zastanawiał się pewnie, dlaczego pozostawał taki obojętny wobec jego gróźb. Wcześniej było widać, że przejmował się losem rodziny. Gdyby tylko wiedział…
- Zawołajcie tu Szczypiorkową Łodygę. Ja idę znaleźć siostrzeńców tego łajna. - zadecydował.
Z gardła czekoladowego wydobył się niezadowolony pomruk.
- Stój! - zawołał do niego. - Dobrze... wygrałeś. Wypuszczę go - westchnął zmęczony. Ta niebezpieczna gra kosztowała go wiele energii, której przez słaby sen nie posiadał. Zbliżał się koniec tej zabawy.
Biały słysząc jego słowa zatrzymał się i odwrócił łeb.
- Puść go. Teraz.
Wypuścił kociaka ze swojego uścisku, a ten pomknął, kuśtykając w stronę białego.
- Widzisz? Jest zdrowy i wolny. Teraz ty dotrzymaj swojej umowy - miauknął.
Gdy tylko Pożar opuścił jaskinię, Zajęcza Gwiazda otrzepał się z kurzu i przybrał dumną postawę.
- Jakiej umowy? Spóźniłeś się ze swoją decyzją o zaledwie kilka uderzeń serca. Twoi siostrzeńcy zginą. Wszyscy, co do jednego.
Myślał, że kres już nadszedł, ale się mylił. Lider Klanu Burzy po raz kolejny go negatywnie zaskoczył. Krzywoprzysięzca...
- Co takiego? Włos mu nawet nie spadł z głowy i za to chcesz zabić niewinne dzieci? - prychnął. - Nie wiem czy wiesz, ale Klan Gwiazdy na to nie pozwoli.
Miał oczywiście na myśli to, że nie dorwie uczniów, jak bardzo by pragnął. Los był po jego stronie. Kocur miał w swoich szeregach zdrajców, dzięki którym ta akcja w ogóle się powiodła.
- Klan Gwiazdy dawno nie ma nade mną władzy - zaśmiał się lider, opuszczając legowisko w poszukiwaniu uczniów. Jak dla niego kocur był zbyt pewny siebie, gdy wychodził.
- Zobaczymy, Zajęcza Strawo, zobaczymy - miauknął, uśmiechając się pod nosem. No to pan idealny się zdziwi. Ojjjj, zdziwi.
***
Był spokojny. Jego siostrzeńcy byli bezpieczni, a Zajęcza Gwiazda mógł mu co najwyżej podskoczyć. Dawno nie czuł takiej satysfakcji. Udało mu się wystrychnąć go na dudka. Pierwszy raz od przebywania tutaj zrozumiał, że kocur wyżej sra niż ogon ma. To na chwilę pozwoliło odgonić nieprzyjemne wspomnienia z nim w roli głównej.
Długo jednak nie wracał. Myślał, że przybiegnie zaraz do niego z gębą i zacznie na niego wrzeszczeć. Tak się jednak nie stało. Dlatego też, widząc go ponownie, szykował się na wszystko, ale nie to.
Zajęcza Gwiazda trzymał w pysku kępkę rudej sierści, oblepionej prawie całkowicie krwią. Położył ją przed więźniem, a jego zielone ślepia błysnęły chłodno.
- Twoi siostrzeńcy nie żyją. Znaleźliśmy ich ciała niedaleko rzeki. Wiedz jednak, że to nie ja ich dopadłem. Skazałeś ich na śmierć, każąc im uciekać z obozu Klanu Burzy. Zabiło ich to samo, co zaatakowało jednego z naszych wojowników.
Wpatrywał się w sierść. Zapach był przesiąknięty krwią, więc trudno było powiedzieć do kogo ona należała.
- Co takiego? - prychnął, niedowierzając w to co mówił. - Nie rozśmieszaj mnie. Skąd mam uwierzyć, że to na pewno ich? Kępę futra możesz wyrwać z każdego swojego wojownika. Przynieś ciała, a uwierzę - miauknął poważnie, czując rosnący niepokój.
Czy coś mogło pójść nie tak? Raczej rudy wojownik, by go powiadomił od razu, gdyby zaszły komplikację. Obiecał mu w końcu, że będą żywi. Nie mógł więc, poprowadzić ich przez tereny, na których wcześniej ktoś z jego klanu zginął.
- Nie mogłem przynieść do obozu niedojedzonego posiłku drapieżnika. To ci musi starczyć po ukochanych siostrzeńcach. - wyjaśnił burzak.
- Nie wierzę ci. Nadal - Zwęził oczy. - Nie poszliby w miejsce, gdzie jest drapieżnik. Każdy kot by wyczuł, że teren jest zajęty. Nie byli głupi. Po prostu nie możesz znieść, że z tobą wygrałem - prychnął krótkim śmiechem. - Dlatego starasz się mnie dobić.
- Wiem, że to szok dla ciebie, ale to prawda. Szkoda, zapowiadali się na świetnych wojowników - Zajęcza Gwiazda pokręcił głową. - Gdybym chciał cię dobić, powiedziałbym że po prostu ich zabiłem podczas ich ucieczki, nieprawdaż? Zdradzę ci nawet sekrecik - Podszedł bliżej i nachylił się delikatnie przed więźniem, jednak w takiej odległości, by ten nie mógł go trafić. - Wiem, kto im pomagał w ucieczce.
Nie. Niemożliwe. Zrobił wielkie oczy, a po ciele przebiegł mu dreszcz. Nie, on kłamał. Musiał. To się nie stało! Patrzył z uwagą na jego pysk, lecz nie doszukał się niczego podejrzanego. Była to prawda? Ale czemu miałby mu w to uwierzyć, skoro już wcześniej okazał się kłamcą?
- Kto? - chrząknął, nadal próbując wyjść z szoku. Wojownik się wygadał?! Obiecał, że nie zdradzi mu, gdzie się skryli, jeżeli nie skrzywdzi jego siostrzeńca. Jaki miałby w tym cel? Przecież dzieciakowi nic się nie stało, tak jak obiecał. Został oszukany? A może to Gliniane Ucho przeszedł jednak na stronę swojego partnera? Czy to możliwe, że wszystkie burzaki z niego zadrwiły?
- Uwielbiam te twoje wielkie oczka, jak się denerwujesz - zamruczał Zając, uśmiechając się. - Dlatego ci nie powiem. Dlaczego miałbym cię mieszać w sprawy Klanu Burzy, skoro nadal tak bardzo czujesz się nocniakiem?
Zacisnął pysk. Szuja. Wronia strawa, białe gówno. Gdyby tylko wiedział, że nie było to spowodowane złością, a strachem o najbliższych, pewnie bawiłby się jeszcze lepiej. Nie zamierzał jednak go w tym uświadamiać.
- Chcę wiedzieć jaki burzak się poświęcił za moich siostrzeńców. Chciałbym dowiedzieć się z jego pyska… jak to się stało, że zginęli, skoro im pomagał. Inaczej… nie uwierzę ci.
- Twój wybór. Czasem lepiej pogodzić się ze stratą, niż żyć płonną nadzieją - miauknął Zajęcza Gwiazda, wychodząc ze szczeliny, zostawiając go z tym faktem samego.
Nie wiedział co o tym myśleć. Kocur naprawdę wiedział o udziale tej dwójki, czy tak dobrze kłamał? Nie wyglądał na wściekłego. A na pewno musiał być, skoro uciekła mu taka mocna karta przetargowa. Teraz nie miał na niego nic, a mimo to się cieszył...
Czyli naprawdę zginęli? Nie udało się? Lider mówił o rzece... Tą informację zdradził tylko wojownikowi, który miał ich eskortować. Nie mógł więc dowiedzieć się o tym z innej ręki.
Zżerały go nerwy, a żołądek wywracał się na drugą stronę. Musiał dowiedzieć się prawdy. Tylko czy Gliniane Ucho jeszcze do niego przyjdzie? Może teraz śmiał się ze swoim partnerem z jego naiwności. Dlaczego mu zaufał? Czy jeżeli przyjdzie to powie mu prawdę? A może skłamie?
Kępa sierści została. Wpatrywał się w nią długo, póki nie zapadł wieczór. Gliniane Ucho nie przyszedł.
Z jego piersi wydobył się żałosny szloch.
***
Nastała ciemna noc. Jego myśli błądziły ku trójce uczniów, którzy z jego winy zginęli. Nie mógł tego znieść. Mieli przecież przeżyć i uciec od tego chorego psychicznie klanu.
Nie rozróżniał teraz co było prawdą a co nie. Kto kłamał, a kto był z nim szczery. Gubił się we własnych myślach, będąc wspomnieniami przy krzykach Orzechowej Łapy, który stracił z jego winy oko.
Sierść, którą zostawił Zajęcza Gwiazda, wywalił poza wejście. Nie mógł znieść tego zapachu krwi. Świadomość, że zginęli, bolała. Nawet jeżeli byli niechciani przez jego siostrę, dla niego byli rodziną.
Nie potrafił przez to wszystko zasnąć. Czuł się tak, jakby powoli cała energia go opuszczała. Pozostało mu tylko leżeć ze smętnie opuszczonymi uszami do czasu, aż do jego uszu nie dotarł dźwięk zbliżających się kroków.
- Pędzący Wietrze? - w szczelinie rozległ się cichy głos Glinianego Ucha. Gdy przekroczył próg więzienia, powietrze zapachniało różnymi ziołami. Na niebieskim futrze można było dostrzec sporo opatrunków, jednak na pysku widniał delikatny uśmiech.
Uniósł wzrok, jeżąc sierść na jego widok. Poprzednie myśli o jego zdradzie, ponownie zagościły w jego umyśle. Jednakże… im bardziej mu się przyglądał zauważył, że kocur wyglądał na rannego. Dlatego wcześniej nie przyszedł? To go zatrzymało?
- Co z moimi siostrzeńcami? Naprawdę nie żyją? - szepnął twardo, chcąc raz na zawsze poznać odpowiedź.
Stres już za bardzo go przeżarł. Czuł, że jeszcze chwila i zacznie łysieć.
- Spokojnie, żyją. Koperkowy Powiew ich odprowadził. Bezpiecznie udali się z rzeką, a Koper zatarł za nimi ślady. Jeśli cię posłuchali, powinni być w miejscu, o którym im powiedziałeś - uspokoił go. Widząc wzrok nocniaka błądzący po jego ranach, z pyska Glinki wydarł się nerwowy uśmiech. - A tym potworem, który rzekomo zaatakował mnie i pożarł twoich siostrzeńców były krzewy jeżyn i ciernie. Zajęcza Gwiazda poszedł teraz na poszukiwania twoich siostrzeńców, ale spokojnie. Nikogo nie znajdzie.
Czyli... lider go okłamał? Wbił w kocura zdezorientowany wzrok. Ponownie zaczynał się gubić w myślach. Czy to prawda? Byli bezpieczni?
- Zajęcza Gwiazda… - zaczął powoli. - przyszedł do mnie… Pokazał mi zakrwawioną sierść. Mówił, że wszyscy zginęli. Wiedział o rzece, a mówiłem to tylko Koprowi. Czyli... czyli żyją, a on mnie okłamał? Nie spiskujesz z nim za moimi plecami? On mówił, że wie kto im pomógł… - zakończył, uważnie mu się przyglądając.
- Widział ślady do rzeki. Myśli, że przeprawili się na drugą stronę, gdzieś na bagna. Sierść należała do jednego z wojowników, których postrzelił Dwunożny. A to ostatnie zmyślił. Zapewniam cię, że o niczym nie wie. Zajęcza Gwiazda to wyrachowany kłamca i manipulator, nie dziwię się, że udało mu się cię oszukać.
A niech go! Walnął łapą w złości w ziemię. Dał mu się zmanipulować! Pewnie się teraz cieszył, chory sadysta! Zmęczenie jednak powoli odebrało mu rozum. Już ledwo co był w stanie poprawnie się wysławiać, mając zasnuty mgłą umysł.
- Trudno mi go przejrzeć… Jest w tym dobry. Naprawdę przez chwilę w to wierzyłem. Dziękuję, że przyszedłeś... - westchnął, czując jak ulga ogarnia jego ciało. - Mam prośbę, jeżeli to nie problem. - zmusił się jeszcze do tych kilku słów. - Przynieś mi jakieś zioła na sen. Niezbyt dobrze od kilku dni sypiam. Czuję się wypompowany z sił.
- Zobaczę co da się zrobić - powiedział niebieski i opuścił legowisko.
Przez obóz przedarł się cichy krzyk sowy, lecącej akurat po nocnym niebie. Sierść mu się zjeżyła. Za bardzo był przewrażliwiony. To nie był on. Nie był. Drań szukał szczęścia w polu.
Po dłuższej chwili, Gliniane Ucho wrócił z piszczką w pysku, zakrywającą trzymane dodatkowo zioła.
- Mam nadzieję, że tyle wystarczy. Gdybym zabrał więcej, medyczka by zauważyła, a nie jestem pewien, czy możemy jej ufać.
Pokiwał głową, wdzięczny. Nawet gdyby okazało się, że kocur chciał go otruć, nie pogardziłby szybką, bezbolesną śmiercią.
- Dziękuje. Oby jutro dzień był lepszy. - pożegnał się z nim, po czym zjadł piszczkę z ziołami.
Żołądek był zadowolony, a umysł powoli pogrążał się w ciemności. Nim się obejrzał, głowa opadła mu na łapy i zasnął.
***
Obudziło go uderzenie w łeb. Otworzył oczy, zdumiony z faktu, że nie miał żadnego koszmaru. Czyli zioła podziałały? Zamrugał, rozglądając się za sprawcą pobudki, a dostrzegając śmierdzącą mysz u swoich łap, skierował wzrok na wyjście.
Rudy kociak. Był tam i przyglądał się.
<Pożar?>