BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gepardzia Łapa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gepardzia Łapa. Pokaż wszystkie posty

04 marca 2023

Od Gepardziej Łapy

  Medyczne legowisko. Zapach ziół i jęki chorych. Tak właśnie wyglądała codzienność Gepardziej Łapy. Nie było jej dane robienie czegokolwiek innego. Tak cholernie żałowała wybrania ścieżki medyka. Monotonność była jej cieniem. Nieustępliwym, takim, który nigdy nie znikał. Nie mogła od niego uciec. Był jej nieodłączną częścią. Narzekanie innych kotów doprowadzało ją do białej gorączki. A słyszała je codziennie. Przez ostatni czas, była bardzo rozdrażniona. Każda rzecz niezwykle ją irytowała, a zwłaszcza głupie polecenia jej mentorki. Gepardzia Łapo, zrób to, Gepardzia Łapo zrób tamto... Potrząsnęła łbem, ponownie się spinając. Czuła się w tym miejscu coraz gorzej. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego wciąż w tym tkwiła. Coś nie pozwalało jej odejść. Przeniosła wzrok z ziemi na swoją mentorkę, która dawała zioła Makowej Furii.
— Wiśniowa Iskro? — szynszylowa zaczęła nieśmiało, ugniatając ogon łapami. Już nie dawała rady.
— Słucham? — szylkretka miauknęła do niej i kontynuowała swoją pracę.
Niebieska przełknęła ślinę i wstała, rozprostowując swoje obolałe od ciągłego siedzenia łapy i zwiesiła po sobie uszy.
— Potrzebuje przerwy — oznajmiła cicho, dłubiąc pazurem w podłożu. — Głowa mnie już boli. Muszę się przejść i chwilę odsapnąć.
Kotka zdawała się być niezadowolona. Nie dziwiła się jej jednak. Była niewystarczająco dobrą uczennicą. Trening ciągnęła już od tak dawna, a dalej go nie ukończyła. Zielonooka westchnęła.
— W porządku, idź zatem — zezwoliła niechętnie, wracając do leczenia chorej wojowniczki.
Gepardzia Łapa skinęła głową na podziękowanie i ruszyła do wyjścia z medycznego legowiska. Pogoda nie była najlepsza. Wszystko przysłaniała mgła, a futra moczył deszcz, charakterterystyczny dla tej pory roku. Mało kto spędzał teraz czas poza obozowiskiem. To jednak nie było dla niej przeszkodą do odpoczynku.

***

Deszcz spływał po jej długim, pstrokatym futrze. Jej liczne, kolorowe wąsy także były mokre. Łapy nedyczki były ubłocone, a jej nos zimny od mrozu. Mgła bardzo utrudniała widoczność. Nie rozumiała pogody. Raz świeciło słońce, ciesząc wszystkich swoimi promykami, a raz padał mroźny deszcz, utrudniając każdej istocie życie. Pogoda była zupełnie taka sama jak ona. Nieprzewidywalna i niezrozumiała. Raz miła, raz okropna. Zielonooka zacisnęła zęby. Do jej oczu napłynęły łzy. Nie potrafiła siebie zrozumieć. Nie wiedziała, dlaczego czuła się tak paskudnie i dlaczego tak bolała ją ta samotność i monotonność życia w Klanie Burzy. Zapłakała cicho, zatrzymując się na środku pustkowia. Siedziała tak przez chwilę, dając emocjom opaść. Wytarła łapą łzy, mieszające się z kroplami deszczu. Od jakiegoś czasu niemal codziennie miewała takie momenty słabości. Nienawidziła ich. Nie potrafiła ich przerwać. Nie chciałabyć słaba. Było to jej kolejnym powodem do nienawidzenia siebie.
Słysząc nagłe skrzypnięcie, natychmiast przestała płakać. Otworzyła szerzej oczy. Zacisnęła pysk i nadstawiła uszu, rozglądając się. Jeszcze tego brakowało. 
— Wiedziałem, że cię tu znajdę — wymruczał ktoś nagle.
Przyległa do ziemi, oddychając ciężko. Nie chciała, by ktokolwiek oglądał ją w takim stanie. Płaczącą, przytłoczoną falą przeróżnych emocji. Zakryła oczy łapami, nie będąc w stanie kontrolować łez.
— Nie płacz, Gepard.
Słysząc ostatnie słowo, odsłoniła oczy. Przed nią ukazał się bury, wysoki kocur o zielonych oczach. Ten sam, z którym się ostatnio spotykała. Był jedynym kotem, się nią przejmował. Poznała go przez przypadek, a stał się jej tak bliski. Podniosła się z mokrej ziemi, stając naprzeciwko niego.
— Nie płacz, to wszystko nie jest tego warte — miauknął, zachęcając ją do pójścia za nim ruchem ogona. 
Ruszyła za nim, po drodze otrzepując się z wody. Nie spodziewała się jego przyjścia. To było niezwykłe. Jakby wyczuł, że cierpi i potrzebuje pomocy. Zawszw kiedy się spotykali, dawał jej wsparcie. Bardzo to ceniła.
Po chwili spaceru usiedli razem przy sporym, wysokim drzewie. Jego grube gałęzie były dla nich dachem. 
— Wiem, że jest ci ciężko — miauknął kocur, otulając łapy swoim puchatym ogonem — Wiem, że nie czujesz się tam dobrze — odparł, patrząc jej w oczy.
Również patrzyła mu w oczy. Były tak intrygujące i niezwykłe. Blizny na jego ciele skrywały tysiące sekretów. Był na wyciągnięcie łapy, tak blisko, a jednocześnie daleko, przepadając jak kamień w wodę i znikając niewiadomo dokąd. Kocur był dla niej tak bliski, a zarazem obcy. Obcy, a zarazem tak bliski. Tyle dla niej znaczył. Był jej całym światem. Jedyną, chwilową ucieczką od tego strasznego świata. Jedynym kotem, który chciał ją wysłuchać. Jedynym, który ją rozumiał.
— Sam przeżyłem kiedyś to samo, co ty — rzucił tajemniczo, przerywając ciszę pomiędzy nimi.
Rozszerzyła źrenice w szoku. Serce zabiło jej szybciej. Nie chciała mu przerywać. Czekała, aż zacznie mówić. 
— Błądząc po świecie, zupełnie przypadkowo, natknąłem się kiedyś na pewną grupę kotów. Bardzo chętnie mnie przyjęli. Zaoferowali pomóc, podzielili się jedzeniem, zaczęli traktować jak swojego — opowiadał, machając końcówką ogona. — Niestety, z biegiem czasu,  wszystko zaczęło się sypać. Zaczęli widzieć we mnie wroga. Nikogo już nie cieszyłem swoją obecnością. Postanowiłem ich opuścić. Było mi trudno, ale cieszę się, że mi się udało i nie zrezygnowałem. Nie byłbym tą samą osobą, co teraz — zakończył, wyciągając w kierunku szynszylowej łapę. — Jeśli tylko chcesz, możesz to zakończyć. Jestem tu dla ciebie. Oferuje pomoc.
Odebrało jej mowę. Nie była w stanie nic z siebie wydusić. Jej oczy ponownie zalały się łzami. Nie mówiąc nic, wycisnęła w jego kierunku łapę. Dostała szanse na lepsze życie.

wyleczeni: Makowa Furia

[przyznano 5%]

01 stycznia 2023

Od Gepardziej Łapy

 — Gepardzia Łapo! — zawyła liliowa. — Och, jak mnie ta łapa boli! Spójrz tylko! — zawołała, wymachując jej kończyną przed nosem.
Wywróciła oczami. Od rana słuchała skrzeczenia tej kotki. Uszy jej już więdły. Lekko sobie obiła łapę, a skomli jakby złamała kręgosłup. Już ją jej opatrzyła. Co jeszcze miała zrobić? Zatańczyć i zaśpiewać? Jeśli tak miała wyglądać praca medyka, to ona podziękuje. Zakrzywiona Ość nie była kocięciem, a ona jej matką.
— Rozumiem, ale dałam ci już lekarstwo, musisz zaczekać, aż zacznie działać — wytłumaczyła jej niechętnie. — Nic więcej nie mogę zrobić.
Liliowa przekręciła się na drugi bok i sapnęła głośno. Nareszcie. Przynajmniej będzie ją słabiej słychać. Nigdy wcześniej nie miała aż tak uciążliwego pacjenta. Wojownicy mieli o tyle dobrze, że nie musieli brać udziału w takich sytuacjach. Nie musieli wysłuchiwać czyjegoś lamentu. Jednak, czy chciała zmienić ścieżkę? Nie miała pojęcia. To też nie wydawało się być wcale lepsze. Poza tym, było już za późno. Była zbyt stara na taką zmianę. Zwiesiła po sobie uszy, wodząc wzrokiem po podłożu. Czy tylko ona miała taki problem? Było z nią coś nie tak? Z pewnością.
— Gepardzia Łapo — odezwała się Wiśniowa Iskra, która skończyła segregować zioła. — Brakuje nam jagód jałowca. Weź liść bluszczu i ich nazbieraj. Ja zostanę i zajmę się Zakrzywioną Ością — oznajmiła, podchodząc do liliowej.
Wstała i skinęła łbem. No chociaż to! Nie będzie musiała wysłuchiwać dalszych jej jęków i rozprostuje sobie łapy. Sięgnęła po liść, na którym miała przenieść jagody i pośpiesznie opuściła medyczne legowisko. W obozie tętniło życiem. Przy legowisku wojowników siedziała jej siostra, która rozmawiała z Tropiącym Szlakiem. Oboje się do siebie lepili, chyba każdy widział już, że coś jest na rzeczy. Z pyska szynszylowej wydało się miauknięcie. Kurza Pogoń spojrzała w jej stronę, lecz nic nie opowiedziała. Niebieska gwałtownie wbiła wzrok w podłoże. Nie dziwiła się jej. W końcu, kto chciałby w ogóle rozmawiać z taką pomyłką, jak ona? Nie potrafiła nawet skończyć tego głupiego treningu. Westchnęła, po czym opuściła obóz. Nie chciała tam dłużej być i płonąć z zazdrości. To było cholernie niesprawiedliwe. Tak bardzo pragnęła szczęścia, a za nic nie potrafiła go znaleźć. Nieustannie przed nią uciekało, nie pozwalając się złapać, czy chociażby dotknąć.
Młoda medyczka zadecydowała, że pokieruje się w stronę kamiennych strażników. Były to obecnie w miarę suche tereny, dlatego też, sądziła, że znajdzie tam poszukiwane jagody. Głowę jak zwykle ostatnio, zaprzątała jej masa myśli. Nie potrafiła ich odgonić. Wcześniej zawzięcie z nimi walczyła, a teraz? Pozwalała im zepsuć swój nastrój. Nie była w stanie rozwiązać swojego problemu. Nikt nie przejmował się jej losem. Gdyby postanowiła odejść i już nigdy nie wrócić do klanu, nawet by nie zauważyli. Nikomu nawet nie przyszłoby do głowy szukanie jej.
Po jakimś czasie męczącej wędrówki, dostrzegła krzewy z ciemnymi jagodami. Wreszcie. Chodzenie na dłuższe przechadzki w takim upale to nie był dobry pomysł. Żywszym krokiem skierowała się w ich stronę. Obwąchała je, chcąc być pewna, że nie przyniesie do obozu jakiejś trucizny. Wszystko było z nimi w porządku. Położyła liść bluszczu przy swoich łapach i zaczęła je zrywać. Usłyszawszy nagły trzask, przestała zajmować się jagodami. Nadstawiła uszu i rozejrzała się, jednak niczego nie spostrzegła. Zrywała dalej, przestając się tym przejmować.
— Och, a któż to taki? — wydał się nagle pomruk.
Wypuściła z pyska jedną z jagód. Co to było? Ktoś ją śledził? Ten głos nie brzmiał znajomo. Jednocześnie wzbudził w niej niepokój, jak i zdziwił. Kogo niby interesowałoby jej życie? Ktoś miałby ochotę za nią iść?
Zza jednego z wielkich kamieni wyłonił się wysoki, bury kot. Miał na sobie sporo blizn. Cholera. To z pewnością nie był nikt, kogo znała. Cofnęła się do tyłu, strosząc się. Co ten kot w ogóle robił na terenach Klanu Burzy?  Jego wyraz pyska nie wskazywał na przyjazne zamiary. Wyglądał wręcz, jakby chciał się na nią rzucić. Przecież nie potrafiła walczyć!
— Czego chcesz? — warknęła, wysuwając pazury. Wbiła wzrok w jego oczy.
Kocur podszedł bliżej, a ona jeszcze bardziej się odsunęła.
— Nie bój się — miauknął nagle. — Gdybym chciał cię skrzywdzić, już dawno bym to zrobił.
Zmarszczyła się. Nie była taka głupia. Ani ślepa. Przecież był mocno spięty. Nie wyglądał, jakby chciał z nią miło pogawędzić.
— Nie pachniesz znajomo, a szwendasz się po terenach obcego klanu. Wiesz, że za coś takiego mogłabym cię nawet zabić? — pogroziła szynszylowa.
Zielonooki pokręcił łbem. Machnął ogonem i usiadł tuż przed Gepardzią Łapą. Niebieska odeszła do tyłu. Co on od niej chciał? Już dawno by uciekła, gdyby nie fakt, że zostawiła te jagody. A wrócenie się po nie równało się z bliskim minięciem z tym dziwnym kotem. Będzie musiała coś wymyślić.
— Naprawdę chciałabyś to zrobić? — odchrząknął głośno. — Wybacz, to pozostałość po chrypie, którą ostatnio leczyłem. Jestem nieszkodliwy. Tylko tędy przechodzę.
Nie wierzyła mu. Przymrużyła oczy. Znał się na ziołach? Przyznał właśnie, że leczył chrypę. Szpiegował ją?
— Polujesz na tych terenach? — rzuciła, trzepiąc ogonem w podłoże. Był mocno chudy. Może rzeczywiście nie robił szkód?
Pokręcił przecząco głową.
— Nie — odparł. — Poluje na terenach niczyich. O to nie musisz się martwić. Nie okłamałbym cię. Nie osłabiałbym czyjegoś klanu swoim kosztem. Nie jestem złym kotem. A właśnie, powiedz, jak się nazywasz? Rozmawiamy już chwilę, a dalej się nie dowiedziałem.
Mówić mu? Nie mówić? Z resztą, co miała do stracenia? I tak nikomu na niej nie zależało.
— Gepardzia Łapa — sapnęła niechętnie. — Możemy później powrócić do tej rozmowy. Muszę na chwilę wrócić do obozu — oznajmiła, wstając.
Wciąż mu nie ufała, jednak, rozmowa z nim nie była taka zła. Wolała to, niż słuchać wrzasków Zakrzywionej Ości. Po tym, jak emocje opadły, nie wydawał się już taki groźny. Wróci tu. Może to będzie szansa na jakieś urozmaicenie jej nudnego życia?

CDN

wyleczeni: Zakrzywiona Ość, Wiatr
[przyznano 5%]

30 grudnia 2022

Od Gepardziej Łapy

  Im dłużej była na tym świecie, tym więcej pytań sobie zadawała. Rozmyślała nawet nad pozornie prostymi, niewymagającymi zastanowienia czynnościami. Wcześniej nie miała takiego problemu. Żyła tu i teraz, potrafiła nieźle odpyskować, wręcz tryskała energią. A obecnie? Czuła się wyprana z jakichkolwiek emocji. Ciągle wypełniała ją nieprzyjemna pustka. Każdy dzień wyglądał dokładnie tak samo. Dni niczym się nie różniły. Pobudka, posiłek, układanie ziółek, sen. I tak w kółko. Żadnych urozmaiceń. Coraz częściej zastanawiała się, czy dobrze zrobiła wybierając ścieżkę medyka. Z dziwnym uczuciem zazdrości patrzyła na swoją siostrę, czy innych wojowników. Mieli taką... Swobodę. Byli bardziej samodzielni. Mogli sami za siebie decydować i robić zupełnie co chcą. A ona? Wiecznie była na smyczy u Wiśniowej Iskry. Poniekąd, wstydziła się tego. Była traktowana jak jakiś kociak. Wychodzenie samemu z obozu? Tylko po roślinki. Znalezienie sobie kogoś? Nie, bo medyk nie może. Miała już tego dosyć. Gryzła ją myśl, że się marnuje. Czas leciał, a ona wciąż niczego nie osiągnęła. Za jej siostrą już oglądały się kocury, a ona siedziała w legowisku, stercząc nad jakimiś kwiatkami. Czasami myślała o Aksamitnej Łapie, lecz czy to nie było głupie? Zapewne miała już kogoś innego. Kto by nie lubił kogoś tak miłego i słodkiego, jak ona? Pokręciła łbem. To idiotyczne. To klifiaczka, z którą praktycznie nie ma kontaktu. Do tego, musiała wybrać sobie bycie tym cholernym medykiem!
Zjeżyła się lekko. Myśli przygniatały ją z każdej strony. Chciała się od nich uwolnić. Była już zmęczona. Dlaczego po prostu nie mogła być szczęśliwa? Od wielu już księżyców nie czuła radości. Tęskniła za kocięcymi czasami. Czy dało się uciec od tej strasznej monotonności? Nie miała żadnego pomysłu. Czy miłość rozwiązałaby jej problem? Czy marzyło jej się wysyłanie sobie całusków, słodkie przezwiska, czy co gorsza chodzenie w krzaczki? Wątpiła. Pragnęła w końcu poczuć się ważna. Znaczyć cokolwiek. Obecnie była tylko głupią, nieważną uczennicą medyka. Gdy były obydwie, zawsze zwracali się o pomoc do Wiśni. Nie do niej. Gdyby umarła, nikt by za nią nie płakał. Nawet matka jej nie chciała. Była tylko problemem. Wbiła szpony w ziemię, zalewając się łzami. Dlaczego w ogóle się urodziła? Z pewnością była wpadką.
— Byłabyś w stanie dać mi zioła na katar? — usłyszała nagłe mruknięcie.
Otworzyła szeroko oczy. Przy wejściu do legowiska spostrzegła Dzikiego Gona. Kocur wyglądał na osłabionego. Czy podobnymi przypadkami miała zajmować się już przez całe życie? Uciekła wzrokiem na podłoże, po czym skinęła łbem. Podeszła do stosu i wzięła potrzebne jej zioło. Było ich już mało. Będzie musiała uzupełnić stertę. Wiśniowa Iskra zapewne nie będzie mieć czasu. Zajmowała się nową karmicielką. Powolnym krokiem ruszyła w stronę rudego. Widział ją płaczącą! Ze wstydu nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Z pewnością będzie uznawać ją teraz za beksę! Będzie jej nienawidzić. Będzie z niej szydzić. Pragnęła uciec od tego wszystkiego. Miała dosyć.

wyleczeni: Dziki Gon

[przyznano 5%]

13 listopada 2022

Od Gepardziej Łapy

 Siedziała w medycznym legowisku, rozmyślając o ostatnich zdarzeniach. Zawsze uważała siebie za kotkę, z którą bardzo łatwo się dogadać. Zdziwiła się więc, kiedy kocur z Klanu Wilka na zgromadzeniu był w stosunku do niej taki chłodny. Po dluższej chwili zdała sobie sprawę również z tego, że coraz mniej kotów z nią rozmawia. Jej siostra zajęła się byciem wojowniczką, a Aksamitna Łapa wymieniła z nią tylko parę słów. Tęskniła za ich długimi rozmowami i śmiechem. Bardzo ją lubiła. Szkoda, że nie była bliżej. Niebieska westchnęła i odwróciła się w stronę wejścia. Próg przekroczył wlaśnie srebrny kocur, wyraźnie się krzywiąc. Podniosła się i zrobiła kilka kroków w jego stronę. 
— Wszystko w porządku? — rzuciła, przekręcając łeb. — Nie wyglądasz najlepiej.
Mżyste Futro pokręcił przecząco łbem. Strzepnął ogonem i usiadł, odwracając głowę. 
— Bardzo boli mnie brzuch i bierze mnie na wymioty — sapnął, zakrywając łapą pysk.
— To najpewniej zatrucie — miauknęła, przyglądając się mu. — Podam ci jagody jałowca, to złagodzi ból i poczujesz się lepiej — pocieszyła go, uśmiechając się lekko.
Odeszła od kocura i ruszyła w stronę uporządkowanego niedawno stosu. Sięgnęła zębami po ciemnogranatowe jagody i wróciła z nimi do pacjenta.
— Zjedz — poleciła, kładąc je pod jego białymi łapami.
Wojownik skinął łbem i zaczął je przeżuwać. Szynszylowa spostrzegła, że do legowiska weszła teraz Wiśniowa Iskra i Kurza Pogoń. Łapa burej wygląda bardzo źle. Niebieska położyła po sobie uszy i wstała. 
— Wiśniowa Iskro, czy mogłabym się zająć Kurzą Pogonią? Już podałam lekarstwo jednemu z wojowników — spytała szylkretkę, wskazując ogonem na Mżyste Futro.
Pomarańczowooka zgodziła się, co wywołało uśmiech na pysku jej uczennicy. Cieszyła się, że mogła komuś pomóc. A jeszcze większą radość wywoływało w niej to, że po tylu księżycach, w końcu porozmawia ze swoją siostrą.
— Cześć — miauknęła radośnie, siadając obok niej. — Co u ciebie? Dosyć długo nie rozmawiałyśmy. Czas to zmienić — zachichotała. — Twoja łapa nie wygląda najlepiej, ale nie szkodzi. Ja też ostatnio leczyłam swoje.
— Wywróciłam się ostatnio i taki mam efekt — zaśmiała się Kura. — Dobrze tak w końcu porozmawiać! Ale najpierw, zrób coś z tą łapą, bo to bardzo uciążliwe.
Gepardzia Łapa opatrzyła łapę burej. Obie kotki rozmawiały jeszcze długo, śmiejąc się i żartując. To był dobry dzień. 

wyleczeni: Gepardzia Łapa, Kurza Pogoń, Mżyste Futro

[przyznano 20%]

29 października 2022

Od Gepardziej Łapy do Koniczynki (Koniczynowej Łapy)

 Jeszcze w trakcie wędrówki

Postój. Chwila spokoju i relaks. Zmęczona wędrówką kotka usiadła obok ładnie wyglądających roślin i zaczęła lizać swoją łapę. Koło niej niespodziewanie pojawił się jakiś kociak. Wyrósł spod ziemi. Nie zawuażyła go.
— Hej! — pisnęła ruda.
— Cześć — miauknęła do niej. — Zgubiłaś się?
Koniczynka spojrzała na nią uśmiechając się.
— Nie, ale pewnie moja mama zaraz będzie mnie szukać.. — westchnęła cicho. — Wydajesz się być silna i miła! Jak to jest być takim dużym? — zapytała z wyraźnym zaciekawieniem.
— A tam, od razu duża — mruknęła, uśmiechając się lekko. — Po prostu jestem trochę starsza, jak na mój wiek nie jestem wcale wysoka. Kiedyś też będziesz taka jak ja.
— Naprawdę?! — Ucieszyła się, skacząc podekscytowana w miejscu. — Super! Chcę już być taka duża! Mama opowiadała mi, że polowanie jest bardzo fajne i chciałabym już tego spróbować. Nauczysz mnie? — spojrzała na nią błagalnym wzrokiem.
Pokręciła głową.
— Jestem medyczką i nie umiem polować — wyjaśniła, siadając.
— A kto to taki? — zapytała zaciekawiona. — Co robisz dla innych kotów? — machała ogonem z ekscytacji.
— Jeśli na przykład, na treningu wbijesz sobie coś w łapę, przychodzisz do mnie, a ja cię opatruje. Kaszlesz, boli cię brzuch — przychodzisz do mnie. W skrócie, leczę koty i zajmuje się zbieraniem wszelkich roślin.
— To musi być niezwykle. I trochę straszne pewnie też — mruknęła kotka, siadając niedaleko niej. — Jak się w ogóle nazywasz? Ja jestem Koniczynka.
— Ja jestem Gepardzia Łapa — przedstawiła się i owinęła ogon wokół łap.
— Miło mi cię poznać! — Ucieszyła się. — Jak myślisz, kiedy skończymy to ciągle chodzenie? Już mnie moje łapki zaczynają boleć — jękneła cicho.
— Wydaje mi się, że niedługo. Każdy jest już zmęczony, nie tylko ty, Koniczynko — pocieszyła ją.
To całkiem miły kociak. Jak od momentu zostania uczniem przestała lubić kociaki, to ten akurat zdawał się być w porządku. Koniczynka była ruda, ale nie wywyższała się, co szynszylowa bardzo szanowała.

< Koniczynko? >

[przyznano 5%]

12 października 2022

Od Gepardziej Łapy do Aksamitnej Łapy

 Błądziła po nieznanych terenach w poszukiwaniu rośliny, o której znalezienie poprosiła ją mentorka. Powiedziała jej, że ma postrzępione i miękkie liście, ale nie było tu niczego takiego. Rosły tu tylko pokrzywy. Westchnęła, machając ogonem zirytowana.
To wszystko stało się tak szybko! Nie wiadomo skąd kiedy i jak pojawiła się tu Aksamitna Łapa. Wyskoczyła zza krzaków, rzucając się radośnie w jej stronę. Była nieźle zaskoczona, ale jednocześnie radosna. Bardzo ją lubiła.
 — O kurcze Gepard, co ty tu robisz? Czarujesz? — wykrztusiła, patrząc na nią z bliska z fascynacją.
— Próbowałam taką jedną roślinkę, ale mi to nie wychodzi — miauknęła.
— O, a jaką? — spytała, rozglądając się w skupieniu. — Jestem bardzo spostrzegawcza, wiesz? Powiedz mi, jak wygląda, a ją znajdę! Ja zawsze wszystko znajduję. Dla przykładu ostatnio znalazłam innego Burzaka. Pachniał jak ty, ale nie wyglądał jak ty.
— Jak wyglądał? — zapytała zaciekawiona. — A jeżeli chodzi o tą roślinkę, to szukam takiej z puchatymi i postrzępionymi liściami. Nie widziałaś czasem takiej?
— O, widziałam dużo roślinek! — Podekscytowała się. — Ale chyba nie... Za to mijałam takie różowe kwiatki, co by ci do futra pasowały, wiesz? — zamruczała. — A ten Burzak to był taki rudy i się Jelenia Łapa nazywał! Jest moim nowym przyjacielem — oświadczyła dumnie.
— Och, Jelenia Łapa. Wiem kto to — miauknęła, kiwając głową. — A pokażesz mi te kwiatki? — spytała zaciekawiona.
— Jakie kwiatki? — Spojrzała na nią zaskoczona, przekrzywiając łebek. — A, te. No to chodź! A może polecimy? Umiesz już fruwać?
— Yyy, nie — przyznała zdziwiona. 
Co ona tak naciskała na te czary?
— A kiedy się nauczysz? Medycy przecież mają swoje sekrety i już chyba powinnaś znać podstawowe tajniki magicznych sztuczek... — stwierdziła.
— Nie wiem, jak to do końca działa, raczej nie czarujemy — uświadomiła ją.

< Aksamitna Łapo? >

[przyznano 5%]

16 września 2022

Od Gepardziej Łapy do Jelonka (Jeleniej Łapy)

 Jeszcze zanim Jelonek został uczniem

Przekroczyła próg żłobka, w celu przyniesienia Tygrysiej Smudze ziół, które wyznaczyła Wiśniowa Iskra. Miały bardzo intensywny, ale słodki zapach.
Ruda kocica leżała, wpatrując się w swoje kociaki. Szynszylowa położyła obok jej łap liście odwróciła się, z zamiarem opuszczenia kociarni, jednak powstrzymało ją jedno z kociąt.
— Cześć! — przywitał się z nią. — Jesteś kulwą medyczką?
Tak seplenił, że nie była w stanie go zrozumieć. Przekrzywiła łeb.
— Cześć — mruknęła, spoglądając na pulchnego, rudego kocurka. — Kulwą? Co masz na myśli?
— Że jesteś kulwą medyczką — wytłumaczył jej. - I leczysz koty z kulwy. Czyli z nielównego chodzenia.
— Kurwą? — syknęła, powoli zaczynając rozumieć, co mówił ten dzieciak. — Nie rozumiem cię.
— Tak! To właśnie ty! Ofujna nieluda i kulfa medyczka! — pisnął radośnie.
Co za bachor. Będzie wyzywać ją od kurw i ofujnych? Jego matka powinnabyła coś z nim zrobić, a nie siedzieć i się głupio gapić na ścianę.
— Ofujny to będzie twój pysk za chwilę — warknęła, podchodząc do niego. — Kto ci nagadał takich głupot, co?
Kocur szybko się rozejrzał na zewnątrz, po czym wypatrując Makową Furię, wskazał na nią łapką. — Ta pani — po czym kontynuował. — Czemu jesteś zła? Przecież to są baldzo miłe słowa...
— Miłe? A miłe by było, gdybym powiedziała ci, że jesteś śmierdzącym i upierdliwym smarkiem? — fuknęła, już mając dość.
— Nie... — Położył po sobie uszka. — To, to nie jest miłe? Mówiła mi, że to komplement dla takich jak ty nieludych
— Nie, to jest obraźliwe — pouczała go zirytowana. — Jak chcesz komplementować, to powiedz coś, co sam chciałbyś usłyszeć.
— Um... masz jape taką kanciastą, a zęby jak lisie łajno, leszczu — skomplementował ją, mając nadzieję, że przestanie się na niego złościć.
Co za paskudny smród. Wyczuła już, że on robi to specjalnie. Nie z nią takie numery.
— To już przestało być śmieszne — prychnęła, wymijając go. — Idę do twojej mamy — zagroziła przez zęby.
Syn Tygrysiej Smugi wybuchnął płaczem, a ona poczuła na sobie spojrzenia wszystkich w żłobku.
— Czemu płaczesz? — spytała, nachylając się nad nim. — Wybaczam ci, ale mnie już nie wyzywaj. Lisie łajno to brzydkie określenie, możesz powiedzieć na przykład, że mam ładne futro, czy coś w tym stylu. Łapiesz?
Pociągnął noskiem, ocierając łezki łapką. 
— Przepraszam, nie wiedziałem. Myślałem, że to miłe.
Była bardzo niepewna. Wydawało się jej, że jest tak złośliwy i specjalnie tak gada, ale czy rozpłakałby się teraz i przepraszał? Dziwne.
— Spokojnie, nie płacz już — próbowała go pocieszyć.
Spojrzał na nią nadal ze łzami w oczach.
— A pani wybaczy mi? — miauknął.
Machnęła ogonem i uśmiechnęła się lekko.
— Wybaczę, oczywiście — zapewniła, kiwając głową.
— To możemy się telaz przyjaźnić? — Spojrzał na nią już spokojniejszy.
— Myślę, że tak — odpowiedziała, dosyć zdziwiona zachowaniem rudego kocurka.

< Jelonku? >

[przyznano 5%]

31 sierpnia 2022

Od Gepardziej Łapy

Nadszedł koniec Pory Nagich Drzew. Śnieg stopniał, a na ziemi pojawiła się masa kałuż. Gepardziej Łapie właściwie nie przeszkadzał brud. Było jej to obojętne. Nie przejmowała się wchodzeniem w błoto czy deptaniem po ślimakach bez skorupy. Wracała właśnie z poszukiwania brakujących pajęczyn. Trzymała w pysku niewielką, białą sieć. Weszła do medycznego legowiska i otrzepała się z deszczu, który zmoczył jej futerko.
— Wróciłam, Wiśniowa Iskro — poinformowała, kładąc obok niej pajęczynę.
— Dziękuję — miauknęła w odpowiedzi szylkretowa.
Szynszylowa położyła się przy pomarańczowookiej i szeroko uśmiechnęła. Cieszyła się, że mogła jej pomóc.
— Chciałabym zrobić ci test sprawdzający, czy pamiętasz zioła, o których cię wczoraj uczyłam — oznajmiła Wiśniowa Iskra.
Niebieska kiwnęła łebkiem i podeszła do stosiku z ziołami.
— Do czego służy i jak nazywa się ta roślina? –— spytała medyczka, łapiąc w pazury listek.
— To kocimiętka, leczy się nią kaszel — powiedziała od razu.
— Dobrze – pochwaliła ją Wiśniowa Iskra. — A ten kwiat?
— Mniszek, leczy się nim użądlenia pszczół — odparła, machając ogonem z ekscytacji.
Była z siebie bardzo dumna. Zapamiętała wszystko!
— Masz rację. Sporo zapamiętałaś, bardzo dobrze — przyznała szylkretka.

***

W wejściu do legowiska pojawiły się dwie kotki. Ruda i szylkretowa. W tym ta pierwsza poruszała się bardzo dziwnie. 
— Chyba mamy nowych pacjentów — miauknęła niebieska, spoglądając na swoją mentorkę.
— Tak — odpowiedziała, wstając. — Zajmij się Głazowym Susem, ale zanim podasz jej zioła, pokaż mi je. Ja wyleczę Lisią Łapę — poleciła.
Szynszylowa podeszła do zielonookiej vanki i zaczęła wypytywać o to, co jej dolega. Niedługo na to wpadła – była to gorączka. Podeszła do sterty z ziołami i pokazała wybrany przez siebie kwiatek. Wiśniowa Iskra powiedziała, iż może podać je kotce. Ten dzień był super. Nie dość, że zapamiętała wszystkie rośliny, to jeszcze pierwszy raz, bez niczyjej pomocy sama wyleczyła kota!

wyleczeni: Lisia Łapa, Głazowy Sus

[przyznano 5%]

14 sierpnia 2022

Od Gepardziej Łapy CD. Diamentu

— Siemanko — zamruczała radośnie. — Jestem Diament a ten grubas, co tam leży to Jeleń — przedstawiła się szylkretka.
Pamiętała, jak sama tutaj siedziała. Teraz mieszkały tutaj dwa inne kociaki.
— Witaj, Diament — odpowiedziała, przyglądając się młodej. — I witaj Jelonku — zawołała do rudego kociaka.
— Przyniesiesz mi coś do zabawy? — spytała, tuptając do niej wesoło.
Srebrna zatrzymała się przy jej długim, puchatym ogonie i zbliżyła do niego mordkę. Pociągnęła nosem i odskoczyła.
— Fuj, ale ty śmierdzisz! — wzdrygnęła się głośno. — No normalnie jak jakieś kupsko!
Machnęła ogonem i owinęła go wokół łap, chowając go przed córką Tygrysiej Smugi. Co ten dzieciak gadał? Jakie kupsko? Sama capiła kocięcymi odchodami. No dobra, może nie było tak źle, ale nie pachniała różami.
— Może ty też się umyj, co? Nie pachniesz wcale wspaniale, znajdź sobie inne zajęcie, niż komentowanie, jaki zapach mają starsze od ciebie koty.
Kocię aż usiadło z wrażenia. Zamrugało i uniosło wysoko ogon.
— Jesteś śmierdzielką, wytarzałaś się chyba w zgniłych piszczkach, brzydalko stara! — syknęła, opluwając się.
Szynszylowa patrzyła na żółtooką koteczkę z otwartym pyskiem. Taka spokojna wojowniczka jak Tygrysia Smuga była matką czegoś takiego?! To chyba niemożliwe.
Trzepnęła w ziemię ogonem i westchnęła. Nie miała cierpliwości do takiego kota.
— No zarycz no — zachichotała młoda szylkretka. — No dawaj!
— Uspokój się trochę, bo to już nie jest zabawne — Gepardzia Łapa syknęła, napinając mięśnie.
— Nie zesraj się tylko — zawarczała cicho.
Do cholery jasnej, no chyba nie. Klepnęła się łapą w czoło i zamknęła oczy.

< Diament? >

[przyznano 5%]

13 sierpnia 2022

Od Geparda (Gepardziej Łapy) do Wiśniowej Iskry

Ostatnie księżyce w żłobku

Szynszylowa leżała skulona w kącie żłobka. Otuliła swoim długim ogonem łapy i drzemała, rozmyślając o rozmaitych rzeczach. Jej brzuch podnosił się i opadał, a sierść pod wpływem wiatru lekko się ruszała.
— Gepard, Gepard, Gepard! — przez nagły wrzask Kury, niebieska od razu się podniosła.
— Co się stało? — miauknęła sennie, ziewając.
— Tych rudych już tutaj nie ma, wreszcie wynieśli się ze żłobka! — krzyknęła, podskakując.
— Jakich rud-
Kotka dopiero zdała sobie sprawę, o jakie koty chodziło burej. Płomień i jej rodzeństwo! W końcu nie będzie musiała słuchać tych głupich teorii o rudości! Nadszedł spokój i radość, tyle na to czekała!
Zamachała ogonem i wtuliła się w szyje siostry. Była bardzo szczęśliwa.

***

Kamienna Gwiazda zwołała zebranie klanu. U jej boku pojawiła się szylkretowa kotka o ładnie ułożonej sierści.
Niebieska podeszła do przodu i zaczęła wpatrywać się w pysk liderki. Bardzo stresowała się tym momentem. Każdy na nią patrzył. To była ważna chwila. 
Niebieska westchnęła głośno i przełknęła ślinę.
Za moment przeniosła wzrok na pomarańczowooką kotkę. Miała ją uczyć kotka w rude plamy? Rasistka?!
 Klanie Burzy. Jak wiecie, odkąd przejęłam swoją rolę od mojego mentora, Jeżowej Ścieżki, nie miałam okazji szkolić formalnie ucznia. Dlatego jesteśmy gotowi, by przyjąć jako moją następczynię kotkę, która po tylu księżycach niewątpliwie nadaje się do kontynuowania mojej działalności. Moją uczennicą zostanie Gepardzia Łapa.
Jej wzrok skakał z Wiśniowej Iskry na liderkę. Mimo, iż miała świadomość, że nie było żadnego zagrożenia, bała się, jakby miał się na nią rzucić ogromny borsuk.
— Gepardzia Łapa! Gepadzia Łapa! — wesołe okrzyki słychać było w calutkim obozie.
Czarna kotka podeszła o krok do przodu.
— Gepardzia Łapo, czy zgadasz się zostać uczennicą Wiśniowej Iskry? — spytała, machając lekko ogonem.
— Tak, zgadzam się — odpowiedziała, uśmiechając się.
— Podczas następnego półksiężyca udasz się do odłamku Księżycowego Kamienia wraz ze swoją mentorką, by Klan Gwiazdy mógł przyjąć cię jako uczennice medyka.
Niebieska przeniosła wbiła wzrok w pomarańczowooką. Była ciekawa, jaka jest. Miała niesmak do rudych kotów przez Płonąca Łapę.

< Wiśniowa Iskro? >

[przyznano 5%]

09 sierpnia 2022

Od Geparda (Gepardziej Łapy) CD. Kamiennej Gwiazdy

 — Była pani taka jak ja? — miauknęła zdziwiona. To było niemożliwe!
— Można tak powiedzieć — odparła liderka. — Też nie rozumiałam, czemu w klanie panowała dyskryminacja. Stawiałam się rudym kotom. Niejeden raz zaszłam im za skórę. Niczego jednak nie żałuję. Otwarcie protestowałam, przez co miałam później cholerne problemy u liderki i bezsensowne kary. Pewnie miała mnie dość.
— Głupia Piaskowa Kupa! — wysyczała, a jej sierść się zjeżyła. — Ja się stawiam Płonącej Łapie, może kiedyś mi się uda być jak pani! 
Pragnęła wytępić ten cały, paskudny rasizm.
— Jak będzie ci dokuczała, to przyjdź do mnie. Nie zamierzam tolerować rasizmu w tym klanie. Chociaż oni są jeszcze młodzi i zawsze mogą się zmienić. Młode umysły są podatne na zmiany — miauknęła. — Na to liczę. Nie po to tyle poświęceń, by w klanie było pełno rasistów.
—  Co by jej pani wtedy powiedziała? — zapytała, machając lekko ogonem. Była bardzo ciekawa, mogłaby użyc jej sposobów!
— Szczerze? Najchętniej skopała tyłek i kazała poprawić swoje zachowanie, ale mi nie wolno i warto zachowywać poziom — mruknęła. — Dlatego najlepiej zignoruj głupie zaczepki i powiedz jej, że władza się zmieniła, a rasizmem zrobi sobie tylko pod górkę. I nie musisz do mnie mówić ,,pani". Jesteśmy na ty, Gepard.
— N-na prawdę? Jej głos aż się załamał. 
Nie musiała mówić do liderki pani, mogła po imieniu! To było super!
— Oczywiście — prychnęła, uśmiechając się lekko. — ,,Pani" brzmi tak poważnie. Mimo tych wszystkich księżyców, jakie przeżyłam, czasem ciężko mi uwierzyć we własny wiek.
— Ja nie mogę uwierzyć, że już niedługo będę uczniem — zamruczała niebieska.
— Ano — mruknęła czarna. — Jaką drogę wybierasz? Medyk, wojownik?
— Szczerze mówiąc, waham się — westchnęła, wybijając wzrok w ziemię.
— Zawsze możesz zmienić powołanie — miauknęła czarna, wylizując jedną z łap. — Mnie kiedyś całkiem interesowały ziółka, ale z czasem mi przeszło. Potrzebna mi tylko podstawowa wiedza medyczna, w razie, gdyby coś się na mnie kiedyś rzuciło i nie miałabym przy sobie medyka.
— Mnie bardzo interesują zioła i różne kwiatki, ale nie wiem, bo już któryś kot mówi, że jestem silna i byłabym dobrą wojowniczką...
— To już zależy od ciebie — czarna przekręciła łeb. — Bycie medykiem jest nie dla mnie, ale może ty będziesz się lepiej nadawać do tej fuchy. Koty są różne.
— To ciężki wybór — przyznała.
— Całe życie to jeden wielki ciężki wybór — prychnęła, wpatrując się zielonymi oczami w swoje łapy. — Czasami tych wyborów się żałuje, tak bywa. Ale Wiśniowa Iskra długo nie miała ucznia. Przydałby się ktoś, kto wejdzie na jej miejsce po śmierci.
— Myślisz, że poradziłabym sobie na tym stanowisku?
— Mogłabyś sobie poradzić. Jeśli masz dobrą pamięć i cię to interesuje, to tak — miauknęła, lustrując kotkę wzrokiem.
— To może sobie poradzę — zamruczała i podeszła bliżej do czarnej.
Czarna uniosła wyżej brodę.
— Może coś z ciebie będzie — mruknęła, spoglądając na młodszą. — Widać, że możesz poszczycić się odwagą. Kiedy rządziła jeszcze Piaskowa Gwiazda, pewnie miałabyś przewalone z dzieciakami Szczypiorkowej Łodygi. — westchnęła. — Płonąca Łapa, ta kotka, której tak nie lubisz, i jej rodzeństwo, to wnuki mojego mentora. Był nierudy i kochałam go ponad życie. Dlatego czasami nie potrafię patrzeć na nich źle, bo nie wiem, czy mój mentor by tego nie potępił. Wychowywałam się z ich matką, wiesz? Bawiłyśmy się razem w żłobku. Nasze matki się nienawidziły, my zresztą później też. Ciężko mi stwierdzić, czy ich nienawidzę, czy podświadomość sama każe mi się nad nimi litować, bo wiem, że dla mentora mogliby być ważni.
— Ojej — miauknęła i otarła się o Kamienną Gwiazdę. — Przykro mi.
— Tak bywa. Życie. Ty przynajmniej nie musisz stawać przed takimi decyzjami.
— Podziwiam, że jest pani... To, że jesteś taka odważna i niesamowita. Chcę być taka jak ty. 

< Kamienna Gwiazdo? >

03 lipca 2022

Od Geparda do Pasikonikowej Łapy

 Okropny skwar palił niebieską w futro. Skrycie się w cieniu nie pomagało w żaden sposób. Na gorąc narzekały również obie karmicielki i reszta kociaków. Nikt nie miał sił na harce i zabawy. Nawet zakochana para, czyli Kura i Trop. Wszyscy leżeli jak placki, dysząc i próbując się schłodzić. 
— Jaaak gorącooo — ciągnęła bura, kładąc się na plecy. — Tu się nie da wytrzymać!
— To prawda — przyznała szynszylowa. — Najchętniej weszłabym do jakiejś wody.
— Ja też — odpowiedziała Kura, mrużąc oczy. 
Gepard wstała, a następnie otrzepała się z kurzu. Podeszła do wyjścia ze żłobka i starała się wyłapać świeże powietrze. Jej futro musnął delikatny wietrzyk.
— Kuro, chodź tu szybko! — zawołała radośnie. — Tutaj jest trochę wiatru!
— Ooo! — rzuciła, podbiegając do siostry. 
Bura ułożyła się obok zielonookiej i westchnęła. Położyła głowę na granicy kociarni z resztą obozu. Uśmiechnęła się i zdawała się czekać na mocniejszy podmuch. 
Uwagę koteczek przykuł dźwięk kroków. Ich oczom ukazała się brązowooka szylkretka. Niosła w pysku tłustego zająca. Była coraz bliżej. Niebieska niezwykle chciała z nią porozmawiać! Ku jej zdziwieniu, kotka minęła ją i jej siostrę bez zainteresowania. Szylkretowa położyła zdobycz niedaleko królowych.
— P-proszę — mruknęła, podsuwając zająca.
— Dzień dobry proszę pani... Coś się pani stało? Ma pani taką dziwną minę — stwierdziła szynszylowa, podbiegając pod jej łapy.
— T-to ty masz coś nie tak z pyskiem, a nie ja — prychnęła czarna, odwracając się od karmicielek.
— Ale jest Pani niemiła! — syknęła. — No widzę, że coś jest nie tak!
— N-nie ja wtykam nos w nie swoje sprawy, p-przybłędo.
— Przybłędo? Kim pani jest, żeby tak mówić? — burknęła Gepard.
— K-kimś, k-kto się t-tu urodził — odpowiedziała oschle.
— Żałosne — rzuciła. — Moi rodzice chcieli dla mnie dobrze! 

< Pasikonikowa Łapo? >

Od Geparda do Narcyzowej Łapy

 — Jak mi się nudzi! — narzekała głośno niebieska, bawiąc się ogonem siostry.
— Możemy się później pobawić, teraz chce mi się spać — mruknęła Kura, obracając się na drugi bok.
— To, co niby mam robić? — rzuciła nadąsana.
— Idź się pokłócić z tą rudą — ziewnęła bura, kładąc się na brzuchu.
— Nie chce tracić na to czasu.
— To nie wiem, pobaw się z Tropem — miauknęła koteczka, wiercąc się nieustannie.
— Ble — wzdrygnęła się szynszylowa, puszczając wreszcie ogonek burej. — W takim razie, śpij tu sobie, bo już wiem, co będę robić.
Kotka przeciągnęła się i oblizała swój brązowawy nosek. Podniosła przednią, prawą łapkę i zaczęła ją czyścić. Później przeszła do kolejnych łap, brzucha i ogona. Sama wreszcie się umyła i co najlepsze, ułożyła sierść! Była z siebie dumna. Teraz była gotowa na wyjście ze żłobka.
Podreptała szybko w kierunku czekoladowej szylkretki, która patrzyła na jej śpiące jeszcze dzieci.
— Mogę na chwilę wyjść? — spytała, dumnie ukazując ułożenie swojego futerka.
— Niech ci będzie — burknęła Fretkowy Bieg.

Białe łapki z ekscytacją wyskoczyły z kociarni. Na pyszczek kotki wślizgnął się uśmieszek. Do jej nozdrzy wbiegł zapach świeżego jedzenia. Rudy kocur niósł w pysku tłustego zająca. Może do niego powinna była podejść? Chociaż... Lepiej nie. Wygląda na gbura. 
Rozejrzała się jeszcze raz, a jej oczom ukazała się ruda kotka jedzącą sporą mysz. Ta zdawała się być przyjazna! 
Szynszylowa podbiegła do łap kotki i wypięła dumnie klatkę piersiową.
— Proszę pani, co pani o mnie sądzi? Jak jestem nieruda, to źle?

< Narcyzowa Łapo? >

01 lipca 2022

Od Geparda do Wyrwy

Na niebie widniało zachodzące słońce. Szynszylowa leżała zwinięta w kłębek obok swojej siostry, Kury. Śniła o zabawie z innymi kociakami. Na jej pyszczku widniał uśmieszek. Do momentu, w którym oberwała solidnym kopem w brzuch.
— Auć! — wrzasnęła, wstając. — Kura!
— Oj, wybacz — ziewnęła bura.
— I przez ciebie już nie zasnę — mruknęła zdenerwowana.
Usiadła i sennie zamrugała oczami. Płomień i Pożaru nie było w tej chwili w żłobku. Świetnie. Była tylko ich siostra. Nie wiedziała, jak się nazywa. Może powinna była się z nią poznać? Nie wyglądała na wredną.
Białe łapki Gepard ruszyły do przodu. Ogon machał lekko na lewo i prawo, futro wznosiło się do góry pod wpływem truchtu.
Po chwili znalazła się przy puszystej kotce. Kremowa otworzyła oczy i przestraszona wpatrywała się w niebieską. Takiej reakcji się nie spodziewała.
— A tobie co? — zielonooka spytała ze zdziwieniem.
— N-n-nic — wyjąkała.
— Dziwnie się na mnie gapisz — stwierdziła szynszylowa. — Może polubisz się z moją siostrą — dodała, odchodząc.
Siostra tej głupiej Płomień powinna być bardziej wygadana. A może była to siostra... Tropu? Chociaż, raczej nie. Żadne z rodzeństwa tego burego paskudy nie miało pomarańczowych oczu.
— Kura, podejdziesz ze mną do tej o tam? — miauknęła niebieska do burej, wskazując na kremową. — Zdaje mi się, że ciebie polubi bardziej. Poza tym chce się dowiedzieć, jak ma na imię.
Bura jednak nie zdawała się być zainteresowana. Dłubała pazurem w ziemi, chichocząc.
— Co tam masz? — zapytała Gepard, przybliżając się do siostry.
— Dżdżownicę! — miauknęła dumnie, prezentując brudnego robaka, którego trzymała w pazurkach.
Znalezisko burej wiło się obrzydliwie. Jednak niebieska wpadła na pomysł z użyciem tej dżdżownicy. Przysunęła się jeszcze bliżej do zielonookiej siostry, by nikt nie dowiedział się o jej tajnym planie.
— Damy ją tej kremowej — wyszeptała, próbując powstrzymać śmiech.
— Dobra! — wrzasnęła zadziornie Kura do ucha Gepard.
Kotki zaczęły iść do przodu, udając, że najzwyczajniej w świecie rozmawiają. Trudno im było powstrzymać się od śmiechu.
Gdy wreszcie do niej podeszły, spojrzała na nie niemal przerażona.
— Cześć! — rzuciła szynszylowa, wysuwając w jej kierunku robaka.

< Wyrwo? >

29 czerwca 2022

Od Geparda do Pożaru

 — Trop chce się z nami bawić — miauknęła wesoło Kura. — Chodź szybko!
— Znowu on? — wyburczała szynszylowa. — Nie lubię go!
— Przestań, przecież jest fajny!
— Ciągle się rządzi, w ogóle nie jest fajny — zaprzeczyła, krzywiąc się.
— Ale ten jeden raz! — pisnęła błagalnie bura.
— Niech będzie, pójdę tam z tobą.
Kura wesoło pobiegła do przodu, nawołując kocura. Pewnie się w nim zakochała - ciągle o nim nawijała! Jak można było kochać coś takiego? Ble. No, sierść to może jeszcze miał do przeżycia, ale ten okropny wzrost i wielkie żółte oczyska? Fuj. Srop a nie Trop. Sądzi, że wszystkie rozumy pozjadał. Zaraz mu powie, co o nim myśli!
— Cześć Kura! — zawołał donośnie. — I... Mysz, czy jak jej tam...
— Mysz?! — rzuciła niebieska, udając wielkie oburzenie. — Sam jesteś mysz!
— Skąd mam wiedzieć, jak się nazywasz? — burknął.
— Nie dowiedziałeś się od swojej ukochanej?
Kocur spojrzał na Kurę i zamrugał parę razy. O to właśnie chodziło.
— Od jakiej ukochanej? — spytał zdezorientowany Trop.
— Od Kury — zachichotała Gepard, zasłaniając łapkami pyszczek.
— To nie jest moja ukochana! — syknął. — No co ty?!
— A mi się zdaję, że jest.
— Gepard, przestań! — wtrąciła się zielonooka, bura koteczka.
— Dobrze, dobrze — zaśmiała się szynszylowa, siadając niedaleko swojej siostry.
Patrzenie się na jego złość było takie zabawne! Wreszcie mu dopiekła. Może wreszcie się uspokoi i będzie ją respektował. Żałosny!
Z trudem powstrzymywała się od śmiechu. W tym samym momencie, dotknęła ją łapa burego. Odwróciła się w jego kierunku, ale została mocno pchnięta do przodu, w stronę leżącego, rudego kocura.
— Oto twój ukochany! — zawołał głośno Trop. — Masz za swoje!
Pomarańczowooki podniósł głowę i się rozejrzał.
Miała randkować z jakimś rudym paskudą? W życiu!

< Pożar? >

17 czerwca 2022

Od Geparda do Płomienia

  — Gepard! — zawołała radośnie Kura. — No wstawaj! Szybko!
Szynszylowa jednak nie zamierzała prędko wstawać. Nie było szczególnie ciepło, to też po co?
Leżała zwinięta w kłębek i rozmyślała.
— No proszę! — miauknęła lekko zirytowana bura. — Pobawisz się ze mną i Tropem!
— Nie mam nastroju — odpowiedziała niebieska, otwierając oczy. — Może za chwilę?
— Niech będzie — mruknęła koteczka, pędząc w kierunku kocura.
Gepard nie przepadała za Tropem. Zawsze się rządził i uważał za władcę wszystkiego.
Prychnęła, a następnie rozpoczęła poranną kąpiel. Jej język dotknął najpierw jednej z łapek, potem muskał puchate barki. Lubiła być czysta.
Czyszczeniu towarzyszyło wpatrywanie się w trójkę rudych kociąt. Dwa z nich prowadziły aktywną rozmowę. Czyżby się kłócili? Jedna, ruda koteczka, zdawała się strasznie zadzierać nosa. W jednym momencie wstała, jeszcze raz ruszyła pyskiem i upadła na ziemię. Co za niezdara!
Z pyska szynszylowej wydał się śmiech. Próbując przestać się śmiać, zasłaniała łapą mordkę, ale nieudolnie.
— Co cię tak bawi, skarbie? — ruda wstała i podeszła bliżej Gepard, rzucając jej wyzywające spojrzenie.
— To, w jaki sposób lecisz na ziemię — zachichotała niebieska.
— Wydaje ci się to zabawne, tak? — klasycznie pręgowana podniosła brodę do góry i rzuciła nierudej słodkie spojrzenie. — Ciekawe, czy moja mama sądzi tak samo. A twoja... Ojejku, ale katastrofa, czyżbyś nie miała mamusi? Straszne. Nikt cię nie obroni. Ale nie martw się, to lepiej. Pewnie była nieruda tak jak ty. Obrzydliwe.
— Owszem — przyznała, podchodząc bliżej kotki. — Może i nie mam mamy, ale nie jestem takim narcyzem jak ty. Sądzisz, że rudość jest wyznacznikiem szacunku do kota?
— Ciężko ci zaakceptować rzeczywistość, prawda? — miauknęła smutnym głosikiem. — Tacy jak wy powinni siedzieć cicho. Nie możesz się pogodzić, że twój los jest z góry przesądzony. Moja matka opowiadała mi o silnej liderce, która niegdyś władała tym klanem, a durni nierudzi z zazdrości się jej pozbyli. Skarbie, spójrz prawdzie w oczy. Czy nie lepiej po prostu odpuścić i zrozumieć, gdzie twoje miejsce? Rudzi są lepsi, bo tak wybrał los. Nie zmienisz tego swoim tokiem myślenia.
— A gdybyś ty urodziła się nieruda? Też byś plotła takie głupoty? Żałosne — wysyczała. — A może ty posiedź chwilę cicho? Zobaczysz, jak będzie przyjemnie.
— "Gdybyś" możesz sobie wsadzić pod ogon, moja droga. Ja, Pożar, Wyrwa, wszyscy jesteśmy czyści rudzi. Nie wierzę, że mogłabym się urodzić nieruda. Poza tym... To tylko twoje wymyślone fantazje. Spójrz na rzeczywistość. Ty jesteś nieruda, ja jestem ruda. I niemniej, nie uciszę się, za to tobie bym to radziła, bo tylko tak osiągniesz... cokolwiek. Nierudzi, którzy godzą się ze swoim losem i się nie wtrącają przynajmniej wiedzą, gdzie ich miejsce. Tego nie można powiedzieć o tobie — fuknęła, uśmiechając się lekko i złośliwie. — Uwierz mi, jeszcze zmienisz zdanie. Mama mówi, że każdy plebs prędzej czy później wymięknie.
— Plebs? — parsknęła śmiechem. — Przykro mi, że twoja mama tak o tobie sądzi i że tak ślepo jej słuchasz. Czekam, aż wymiękniesz — miauknęła złośliwie, wiedząc jednak, co miała na myśli ruda.
— Och, widzę, że natrafiłam na cięższy przypadek — mruknęła dramatycznie. — Jak na plebs jesteś dość pyskata — stwierdziła. — Moja mama mnie kocha, w końcu jestem ruda, i wiesz o tym dobrze. Nie można tego powiedzieć o tobie. Pewnie twoi rodzice byli tak zawiedzeni twoim kolorem futra, że cię porzucili, co? Biedactwo.
— Niestety, muszę cię zasmucić. Moi rodzice nie słyszeli o takich głupotach, jak rozdzielanie na rudych i nierudych, więc nie byli zawiedzeni, skarbie — fuknęła, przedrzeźniając Płomień.
— Widzę, że się dobrze bawisz — syknęła i położyła uszy, by za chwilę wrócić do spokojnej pozy. — Współczuję, jeśli nie mieli okazji poznać prawdy. Ale to nie znaczy, że ona przestaje istnieć. Już ci to mówiłam, ale możesz być pewna, że lepiej dla ciebie będzie, jeśli usuniesz się z przejścia i pozwolisz gwiazdom błyszczeć, skarbie. Jeśli realia ci nie pasują, to usuń się z tego świata. Nikt nie będzie płakać. Nie za plugastwem.
— Twój głosik mnie drażni — przyznała szynszylowa. — Mam nadzieję, że kiedyś cię oskubią z tej paskudnej rudości. Nie jesteś żadną gwiazdą. Aż tak jesteś w sobie zakochana?

< Płomień? >