BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Świerszczowy Skok. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Świerszczowy Skok. Pokaż wszystkie posty

22 października 2020

Od Świerszczowej Łapy

Uśmiechnąwszy się do Krowiej Łaty, Świerszczowa Łapa zabrał się za odkopywanie zakopanych przez siebie wcześniej dwóch niegryzoni — królików. Dzięki temu, że była Pora Nowych Liści, zwierzęta te były syte i okrągłe. W skutek tego bez problemu ktoś się nimi naje, a uczeń przysłuży się Klanowi Burzy.
    — Bez ciebie na pewno nie udałoby mi się ich upolować, Krowia Łato — zwrócił się do kocicy, łypiąc na nią jednym z brązowych oczu. — Dziękuję!
    Nie zarejestrował jej nonszalanckiej reakcji, to jest przewrócenia oczami, a nawet gdyby — kocur o białym futrze przyzwyczaił się do ekscentrycznego zachowania swojej mentorki. Na początku było co prawda ciężko, bowiem Świerszcz nie wiedział, w jaki sposób ma się do niej zwracać, jak mówić czy w ogóle zachowywać się w jej towarzystwie. Po pewnym czasie jednak doszedł do tego, że Krowiej Łaty po prostu nie interesują inne koty, a tym bardziej to, czy odnoszą się do niej z szacunkiem, czy nazywają ją strawą dla wron. Był to swojego rodzaju test, bo syn Cętkowanego Kwiatu musiał się porządnie nagimnastykować, by odnaleźć z nią wspólny język. Myślał o tym jednak w taki sposób, że przygotuje go to pracy z innymi skomplikowanymi kotami w przyszłości.
    — Wydaje mi się, że możemy wracać — odezwał się, gdy udało mu się odzyskać swoje dwie zdobycze.
    Wyprostowawszy się z szarawymi zwierzętami w pysku, Świerszczowa Łapa zauważył, że Krowia Łata już oddaliła się od niego o kilka długości lisiego ogona, kierując się w stronę obozu Klanu Burzy. Kocur od razu za nią podążył. Droga do wyżłobienia w trawiastej równinie była w miarę krótka i gdy ją pokonali, niebieskooka udała się ku swojemu legowisku. Świerszcz natomiast podszedł do stosu ze świeżą zdobyczą, by zostawić na nim jednego niegryzonia. Po tym natychmiast skierował swoje kroki do kociarni. Przywitał się ciepło z Pląsającą Sójką, a do Rzecznego Nurtu uśmiechnął się.
    — Widzę, że twój trening idzie bardzo dobrze, Świerszczyku — stwierdziła pierwsza z kocic, zaciągając się zapachem świeżo upolowanego zwierzęcia. — Niebo niedawno podzieliła się ze mną wiewiórką, więc królik będzie dla Rzecznego Nurtu i maluchów.
    — Nie jesteśmy maluchami! — wtrącił się jeden z burych braci.
    Oba kocury z pomocą swojej mamy zabrały się do jedzenia. Zauważywszy, że jednego kocięcia brak, Świerszczowa Łapa rozejrzał się po żłobku. W najdalszym jego kącie znajdowała się jakaś sylwetka. Powolnym krokiem kocur o białym futrze zbliżył się do jednej z pociech Tańczącej Zorzy. W oczy rzucił się mu od razu grymas Szmeru, jakby zjadła przed chwilą coś kwaśnego.
    — Nazywasz się Szmer, prawda? Wszystko w porządku? Nie wyglądasz na najszczęśliwszą — przysiadł się do niebieskofutrej, pochylając się nieco do niej.

< Szmer? >

18 października 2020

Od Świerszczyka (Świerszczowej Łapy) C.D Burzowej Łapy

Z wymalowaną na pysku sympatią i zadowoleniem przysłuchiwał się Burzowej Łapie. Tyle ciekawych rzeczy w jeden dzień! Sam nie mógł się doczekać swojej ceremonii. Zapewne stałby się Świerszczową Łapą, a co potem? Świerszczowa Noga? Skok? Mokra Gwiazda z pewnością wymyśli coś, co idealnie odda to, kim jest syn Cętkowanego Kwiatu. Jego pozytywna ekspresja jednak ustąpiła tej negatywnej, nie oznaczającej nic dobrego, gdy Burzowa Łapa zachwiała się lekko z zamkniętymi oczami. Treningi wiązały się z wysiłkiem psychicznym i fizycznym — uświadomił sobie ze zmartwieniem Świerszczyk. Nigdy na takim nie był, aczkolwiek po stanie, w jakim wróciła niebieskofutra kocica, mógł się domyślić, że zabawa w berka dookoła obozu nie umywa się do przygotowania do wojowniczego życia. Zrobiło mu się ciepło, gdy pomyślał, że mimo tego zmęczenia Burzowa Łapa zdecydowała się go odwiedzić. Lico białego kocura rozjaśniło się wraz z małym uśmiechem. Wspólny sen w pewnym sensie zaliczał się do spędzania ze sobą czasu, prawda?
— W takim razie ja się położę — oznajmił i ułożył się wygodniej na mchowym legowisku, łypiąc okiem na uczennicę. — Jak wygodnie i ciepło… — westchnął, nadal ukradkiem spoglądając na swoją znajomą. — Bardzo przyjemnie, idealnie do spania, aż szkoda nie skorzystać, co nie?
By zwieńczyć ten występ, Świerszczyk ziewnął długo i głośno. Co prawda nie był śpiący, lecz dla dobra niebieskiej kocicy był w stanie poświęcić swoje popołudnie na dodatkową drzemkę. Choć Burzowa Łapa była od niego starsza, rozsądkiem prawdopodobnie nadal znajdowała się w żłobku. Nie, żeby kociak się skarżył na to. Białofutry od zawsze czuł się dobrze pomagając innym kotom. Tym razem nie było inaczej. Ugniótł znajdujący się pod nim mech, po czym opuścił swoją głowę i zamknął oczy. Nie wiedział, jaką decyzję podjęła Burzowa Łapa. Mógł się zdać jedynie na dźwięk. Przez kilka uderzeń serca nic się nie działo i w skutek tego rozważał, czy powinien przynajmniej zerknąć i sprawdzić, czy uczennica została. Nie musiał zastanawiać się długo, albowiem po chwili poczuł przy sobie ciepło emanujące z innego ciała. Rozpromienił się jeszcze bardziej, acz nic nie powiedział. W spokoju oboje zapadli w głęboki sen.

~*~

— Niebo, Tupot, Świerszczyk, wystąpcie — rozbrzmiał głos Mokrej Gwiazdy. — Ukończyliście sześć księżyców, a więc to czas, abyście stali się uczniami — kontynuował, gdy kocięta wyszły przed zgromadzone koty. — Niebo, od dzisiaj pod mianem Niebiańskiej Łapy będziesz trenowana przeze mnie. Tupot, Tuptająca Łapo, twoim treningiem zajmie się Tańcząca Zorza, zaś ty, Krowia Łato, poprowadzisz trening Świerszczowej Łapy.
Wzdrygnął się z podekscytowania, wypatrując swojego nowego nauczyciela. Na pysku Świerszczowej Łapy wkradł się wielki uśmiech, oślepiający bardziej niż słońce w bezchmurny dzień. Nie musiał długo czekać, bowiem po chwili przy jego boku zjawiła się okrągła kocica o rudym futrze. Nie wyglądała na zadowoloną. Mimo to zetknęła się swoim nosem z nosem Świerszczowej Łapy.
— Jutro… — powiedziała, jednak zaraz po tym wzięła głęboki wdech, jakby bardzo się zmęczyła. — Pod obozem podczas górowania słońca.
I odeszła. Kocur powiódł za nią zdezorientowanym wzrokiem, jednak ta nawet nie spojrzała się za siebie. Zanurzyła się w ciemności legowiska dla wojowników, pozostawiając swojego nowego ucznia na polanie.
— Hej, Świerszcz! — wyrwał go z zamyślenia znajomy głos.
W miejscu Krowiej Łaty pojawiła się uczennica o szarym futrze, uśmiechając się delikatnie do syna Cętkowanego Kwiatu.
— Burza! Słyszałaś to, prawda? Już nie jestem Świerszczykiem, tylko Świerszczową Łapą! — rozpromienił się natychmiastowo.


< Burzowa Łapo? >

12 września 2020

Od Świerszczyka C.D Burzowej Łapy

Pora Opadających Liści chyliła się powoli ku końcowi. Robiło się coraz to zimniej. Mimo że niska temperatura nie była dla niego problemem, mrozy, które zdarzały się podczas nocy oraz rano, doskwierały mu. Szczypały go w łapy i nos, a wręcz czasami w ogóle ich nie czuł. Nie było to przyjemne i aby temu zaradzić, Świerszczyk wtulał się w Cętkowany Kwiat i rozpływał się w jej futrze do czasu, gdy na zewnątrz robiło się nieco cieplej, znośniej. Tego rana jego plan był ten sam… Dopóki w żłobku nie pojawiła się jego znajoma — Burza, nie, Burzowa Łapa. Kocur o białym futrze uśmiechnął się, a jego brązowe oczy zaświeciły się. Ten jeden raz był w stanie poświęcić swoje palce i nos i opuścić Cętkowany Kwiat na rzecz przywitania się z niebieską kocicą. Jej lakoniczna odpowiedź na jego pytanie nie usatysfakcjonowała go, lecz zdecydował się nie naciskać. Mogła być zmęczona lub po prostu jeszcze nie doświadczyła wszystkich uroków bycia uczniem i to było jak najbardziej w porządku. Innego dnia zapyta się o szczegóły, chyba że przed tym sam awansuje na to stanowisko.
— Och? A czy nie jesteś uczniem? Na pewno jest coś innego, co możesz robić zamiast zabawy ze mną… — miauknął z dozą niepewności, uciekając na chwilę wzrokiem na bok.
— Głuptasie! Chyba należy mi się odpoczynek po treningu, co? Wolę spędzić ten czas z kimś aniżeli siedzieć jak jakiś włóczęga w swoim legowisku.
W odpowiedzi Świerszczyk rozpromienił się.
— Okej! Ale najpierw powiedz mi o co chodzi ze sprzątaniem. Czemu dziadzio sam tego nie zrobi?
— Śpiewający Wiesiołek wyjaśnił mi, że z szacunku dla starszych, którzy od dawien dawna służyli w naszym klanie, powinniśmy o nich dbać. No i są starzy, więc trudniej im się poruszać — wyjaśniła. — Kiepska sprawa trochę, wiesz, bycie zniedołężniałym. Z drugiej strony chciałabym żyć jak najdłużej…
— Ja to bym chciał umrzeć jako wojownik w walce dla Klanu Burzy. To byłoby coś, nie? Wszyscy by mnie chwalili i pamiętali!
— Pfft! Ledwo co pozbyłeś się mleka z wąsów, a już myślisz o śmierci? Tak ci spieszno na drugą stronę? — zaśmiała się Burzowa Łapa.
Syn Orlikowego Szeptu zawtórował jej. Rzeczywiście był kocięciem, do tego czteroksiężycowym. Mimo to nie mógł powstrzymać się od uciekania w świat wyobraźni i przeżywania swojego wojowniczego życia. Od zawsze kończyło się ono heroizmem ze strony Świerszczyka — a to ratował swoją siostrę, przyjmując na siebie cios, a to zginął wraz z pokonanym przez siebie wrogiem… Myśl o byciu starszym i nie w pełni sił była dla niego przerażająca. Starał się więc nad tym nie dumać, rozpraszając się właśnie poprzez rozpatrywanie wielu scenariuszy jego przyszłości.
— Czego się już nauczyłaś? Mogłabyś mi pokazać, co umiesz? — zaproponował kocur o białym futrze.

< Burzowa Łapo? >

28 sierpnia 2020

Od Świerszczyka

Zanurkował w ciemność prowadzącą do legowiska dla starszyzny. Wąsy drgały mu z podekscytowania, natomiast końcówka jego ogona kiwała się w obie strony. Świerszczyk uśmiechał się, zbliżając się do jedynego starszego w Klanie Burzy. Ów kocur okazał się również być jego dziadkiem — Czaplim Potokiem. W pysku kocięcia znajdował się jasnobrązowy, owalny kamień, który po chwili znalazł się przed dawnym wojownikiem.
— Zień dobly! — przywitał się radośnie wnuk czekoladowofutrego.
W odpowiedzi Czapli Potok uśmiechnął się ciepło, a następnie skierował swój wzrok na podarunek od Świerszczyka.
— Znalazłem ten kamycek po dlodze. Pomyślałem, ze jest baldzo ładny i dam go tobie — wyjaśnił.
Starszy przysunął do siebie jedną łapą kamień. Dokładnie przyjrzał mu się, krytycznym okiem oglądając go z każdej strony. W końcu jednak przerwał wiszącą między nimi ciszę.
— Poszczęściło ci się, młody. Jest prawie że okrągły! Dobra robota, ozdobię nim tę zaśmierdziałą norę — zaśmiał się Czapli Potok.
Po tych słowach Świerszczyk wydawał się promienieć jeszcze bardziej. Prędko znalazł się na jednym z wolnych legowisk, po czym wygodnie się na nim ułożył.
— Dziadziu, opowies mi dzisiaj coś ciekawego?
— No nie wiem. Zasłużyłeś? — wyszczerzył się.
Nie zdawszy sobie sprawy z żartu, kocur o białym futrze zamrugał. Zaczął się prędko zastanawiać, czy w ostatnim czasie słuchał się rodziców i czy nie rozrabiał. Widząc jego zakłopotanie, Czapli Potok z rozbawieniem wypuścił ze świstem powietrze przez nos.
— Spokojnie, mały, tylko żartowałem. Mogę ci opowiedzieć o kotach spoza klanów, co ty na to?
Świerszczyk zrelaksował się na nowo. Od czasu do czasu odwiedzał swojego dziadka, by ten podzielił się z nim swoją wiedzą. Do tej pory czekoladowofutry opowiedział mu trochę o klanowym życiu, rangach, a także o tym, że kiedyś on i jego siostry staną się uczniami. Nigdy jednak nie wspominał nic o kotach nienależących do Klanu Burzy. Wyjątkiem była jedna wzmianka o trzech innych klanach. Czapli Potok nie skupiał się na nich, dlatego Świerszczyk poza tym, że istnieją, niczego innego nie wiedział. Zastrzygł więc jednym z uszu na propozycję kocura o czekoladowym futrze. Zaraz po tym energicznie pokiwał swoją głową.
— Zacznijmy od tego, że takie koty żyją albo samotnie, albo razem z innymi istotami, które nazywają się bezwłosymi lub dwunożnymi. Wyobraź sobie, że są to takie łyse, rozciągnięte ptaki z łapami. Aha, no i zapamiętaj - nie lubimy się z nimi, nie zbliżamy się do nich, dwunożni są be i fuj, okej? Okej. Nadążasz?
— Tak, wsysko lozumiem! Bzydcy i niedobzy
— Dobrze. Koty żyjące z bezwłosymi to pieszczochy. Są rozlazłe, leniwe i żywią się odchodami myszy. Nic nie robią, bo są zdane na te brzydkie istoty. Niefajne towarzystwo, raczej nie poleciłbym ich.
— Mysia kupa? Fuj! — skrzywił się Świerszczyk. — Cemu tam są? Cy nie mogą uciec?
— Niektóre z nich lubią to. Inne nie, więc uciekają i czasami trafiają do klanów. Wiesz, że Pląsająca Sójka była kiedyś takim domowym kociakiem?
Pląsająca Sójka to jedna z niewielu dorosłych, z którymi Świerszczyk do tej pory się poznał. Przesiadywała ona w żłobku, zajmując się nim i jego rodzeństwem gdy Cętkowany Kwiat lub Orlikowy Szept nie mogli. Była bardzo kochana, kocięta ją uwielbiały i traktowały wręcz jak drugą mamę. Na samą myśl o niej kocur o białym futrze uśmiechnął się. Będzie musiał ją o to zapytać, gdy skończy się jego spotkanie z Czaplim Potokiem. W odpowiedzi na pytanie ów kota kiwnął swoją głową, czym zakomunikował, że jest gotowy do kontynuowania.
— Samotnicy natomiast są o wiele większym problemem. Często szwędają się po terenie klanu, nie bacząc na jego granice. Czasami są niechętni do opuszczenia naszego terytorium do takiego stopnia, że trzeba się ich pozbyć siłą. O ile pieszczochy są z reguły niegroźne, tak włóczęgów radziłbym ci unikać. Nie wiadomo, gdzie byli, co przeżyli i co umieją. Bywa tak, że są to koty wyrzucone z klanu i, broń Gwiezdny Klanie, nie zbliżaj się do takich delikwentów. Mogą ci zrobić krzywdę z czystej frustracji oraz zazdrości.
— Cemu wyzucone? — zapytał z lekko przechyloną na bok głową.
— Za łamanie Kodeksu Wojownika albo inne nieciekawe rzeczy. Nie bój się, jeśli będziesz dobrym kocurkiem to nawet nie będziesz musiał myśleć o takim losie — zapewnił go Czapli Potok z uśmiechem. — Chciałbyś się jeszcze czegoś dowiedzieć, jakieś pytania?
— Nie lozumiem, cemu ktoś chce zyć sam… Albo być niedobly.
Czekoladowofutry zatrzymał się na chwilę, jego mina zaś stała się pusta, nie do odczytania. Zamyślił się na kilka uderzeń serca, po czym powrócił do Świerszczyka z wargami delikatnie zadartymi do góry. Było to dziwne, aczkolwiek kocię nie przejęło się tym. Syn Cętkowanego Kwiatu był młody, nie wiedział więc, w jaki sposób rozumieć i interpretować czyjeś ekspresje oraz zachowania.
— Może chcą dobrze, ale robią to w zły sposób. Możliwe, że nie mieli innego wyboru, kto wie? Zdarza się, że tacy po prostu są i chcą źle dla innych bez większego powodu — odpowiedział. — Trudno mi powiedzieć, ja byłem bardzo grzecznym kotkiem — uśmiechnął się głupawo.
Świerszczyk zaśmiał się w reakcji na słowa Czaplego Potoku. Mimo, że był najstarszy z Klanu Burzy, zdawał się mieć największe poczucie humoru. Nie miał patyka pod ogonem jak inni dorośli. Ponadto nie zbywał kociąt i zachowywał się wobec nich w porządku, co czyniło dawnego lidera jednym z ulubionych kotów Świerszczyka. Niestety jego wizyta w legowisku dla starszyzny zbliżała się końcowi. Obiecał stawić się punktualnie w południe w żłobku, dlatego po czułym pożegnaniu się z Czaplim Potokiem opuścił to miejsce, kierując się radosnym krokiem w stronę swojego domu.

25 sierpnia 2020

Od Świerszczyka

Świat wokół Świerszczyka zaczął się schładzać. Liście w różnych odcieniach żółci, czerwieni oraz brązu tańczyły w powietrzu, kończąc swój pokaz na ziemi… Oczywiście była to jedynie jego wyobraźnia, ponieważ w obozie Klanu Burzy ani w jego okolicach nie znajdowały się żadne drzewa. Mógł się jedynie domyślić z opisu Cętkowanego Kwiatu, jak kolorowa jest Pora Opadających Liści. Doświadczył jednak na własnej skórze jednego z jej uroków, mianowicie — deszczu i silniejszego wiatru. Nie raz po grzbiecie kocura dreptały sobie dreszcze z zimna. Nie przeszkadzało mu to jednak, a wręcz przeciwnie. Świerszczyk czuł się wyjątkowo dobrze. O wiele bardziej podobała mu się ta pora od poprzedniej. Nic więc dziwnego, że wychynął ze żłobka z samego rana. Tupot i Niebo zostały z mamą, dlatego w tej chwili był zdany na siebie. Przesunął po obozie spojrzeniem swoich brązowych oczu. Zastanawiał się, czym się zająć. Bawienie się samemu nie było ciekawe, więc zdecydował się na coś spokojniejszego. Po kilku uderzeniach serca podjął decyzję. Skocznym krokiem zbliżył się do rosnących na uboczu obozu fioletowych kwiatów. Wyglądały bardzo ładnie, dlatego Świerszczyk pomyślał, że może je zerwać i przyozdobić nimi legowisko. W opcję wchodziło również podarowanie ich komuś. Był pewien, że Cętkowanemu Kwiatowi spodobałyby się. Uśmiechnął się delikatnie na myśl o uszczęśliwieniu kogoś takim gestem, po czym zabrał się do pracy. Złapał między zęby zieloną łodygę, a następnie jednym, szybkim ruchem wyrwał jedną z roślin. Powtórzył to jeszcze trzy razy — dla Tupotu, Nieba, mamy i taty. Zajęło mu to dłuższą chwilę, gdyż przedostatni kwiat usilnie trzymał się ziemi. Gdy w końcu mu się udało, kocur wypuścił ze świstem powietrze przez jasnoróżowy nos. Ostrożnie wziął do pyszczka wszystkie cztery łodygi z fioletowymi płatkami, a następnie zaczął iść ku legowisku dla kociąt i ich matek. Prędko się jednak zatrzymał, albowiem dostrzegł, że nieopodal stosu ze zwierzyną znajduje się jakaś kotka. Była tam sama i wyglądała na znudzoną, tocząc między szarymi łapami kulkę z suchej trawy. Świerszczyk zastanowił się przez chwilę. Kojarzył ją ze żłobka, jednak nigdy nie zdarzyło mu się z nią porozmawiać. Wyglądała, jakby przydało się jej towarzystwo lub jakiekolwiek oderwanie się od nudy. Kiwnął sam do siebie głową, po czym zawrócił się i powędrował do ów kocięcia.
— Fefś — odezwał się, acz przez wzgląd na znajdujące się w jego pysku kwiaty trudno było go zrozumieć.
Kotka o niebieskim futrze zwróciła się w stronę Świerszczyka, przechylając głowę w wyraźnym geście zdezorientowania. Opróżnił więc swoją mordkę, po czym przywitał się od nowa.
— Cześ!
Nim niebieskofutra zdążyła odpowiedzieć na jego przywitanie, syn Orlikowego Szeptu ponownie chwycił w zęby fioletowy kwiat. Przysunął się do niej, by po chwili umieścić go za szarym uchem. Od razu się odsunął, z zachwytem spoglądając na swoje dzieło.
— Pasuje ci! Mozes go zatsymać.


< Burzo? >

23 sierpnia 2020

Od Świerszczyka cd. Tupot

Przez chwilę nie wiedział, co się stało z Tupot i już chciał się zapytać, czy wszystko w porządku. Wtem jednak połączył ze sobą pewne fakty, w skutek czego z jego pyska wydobyło się radosne parsknięcie.
     — Pseplasam, Tupot… Moze zlobimy sobie pselwę? — zaproponował, nadal oddychając nieco ciężej.
     — No ba! Śmieldzicie jak stala mys, fuj!
     Świerszczyk skinął na słowa swojej siostry, zgadzając się z nimi. Niebo jedynie rzuciła oburzone spojrzenie ku czekoladowej kotce, lecz nim ta zdążyła się zorientować, liliowofutra odwróciła się i przeszła do przeczesywania swojego futra językiem. Kocur uczynił to samo. Co prawda na ten moment to Cętkowany Kwiat najczęściej dbała o ich pielęgnację, aczkolwiek kocięta powoli same zaczynały się uczyć, jak czyścić siebie. Nie było to trudne, lecz wymagało pewnego stopnia skupienia, aby pozbyć się wszystkich nieczystości. Czynność ta zajęła więc trochę więcej czasu niż zazwyczaj.
     — To… Co te-telaz? — odezwała się Niebo.
     Brązowooki zastanowił się przez chwilę. Chciał odpowiedzieć, że jemu jest wszystko jedno i dopasuje się do nich, lecz Tupot go wyprzedziła.
     — Świelscyk! Twoja kolej na wymyślenie zabawy.
     — Och! Dobze, hm… — Zamyślił się na kilka uderzeń serca. — Co powiecie na łapanie lobacków?
     Gdy pomyślał o dzisiejszej pobudce, wzdrygnął się. Wiedział jednak, że dopóki nie jest bezbronny i wie, co się wokół niego dzieje, nie musi się przejmować owadami wchodzącymi do jego nosa. Wypuścił z cichym świstem powietrze, po czym spojrzał na obie kotki w oczekiwaniu na ich odpowiedzi.
     — Jestem z-za — wymruczała liliowa.
     — Ja tez, kto zbieze najwięcej ten wygla! — oznajmiła typowym dla siebie pewnym tonem Tupot.
     — Na pewno znajziecie najpiękniejse lobacki — uśmiechnął się Świerszczyk.
     Kocięta od razu zabrały się do pracy. Wiedziały, że w kociarni znajdują się jedynie pająki i inne szare owady. Z tego powodu wszyscy we troje wychynęli z legowiska dla kociąt oraz matek w poszukiwaniu miniaturowych zdobyczy. Kocur ułożył w swojej małej główce plan, że zbierze mniej instektów niż jego rodzeństwo. Zależało mu bowiem nie na wygranej, lecz na zadowoleniu Tupot oraz Nieba.

< Tupot? >

18 sierpnia 2020

Od Świerszczyka CD. Tupot

Obdarzył liliową siostrę ciepłym uśmiechem. Wyglądała na bardzo zawiedzioną swoją przegraną, dlatego nim Świerszczyk i Tupot przeszli do następnej rundy, kocur zwrócił się do niebieskookiej.
— Hej… Mozemy się zamienić, jeśli cesz!
Niebo łypnęła na niego, po czym od razu odwróciła się w zamyśleniu. Zmarszczka między jej jasnymi ślepiami zmniejszyła się, sama zaś się nieco rozpromieniła. Gdy jednak zdążyła się namyślić i podjąć w końcu decyzję, Tupot wtrąciła się z niezadowoleniem.
— Nie-e! Nie moze! Ty wyglałeś, ona psegrała. Koniec kropka! — dla podkreślenia swoich słów tupnęła jedną z łap.
Świerszczyk odwrócił się z powrotem do czekoladowej kotki z lekkim westchnięciem. Nie chciał, by jedna z jego sióstr była smutna. Postanowił jak najszybciej zakończyć tę grę, żeby pobawili się w coś, w czym udział mogą wszyscy razem wziąć. Widząc jego gotowość, Tupot skinęła z zadowoleniem. Następnie uśmiechnęła się zadziornie, po czym skierowała swoje spojrzenie na nos, zezując. Nie było to trudne, dlatego po wykonaniu przez kocura zadania przeszli do kolejnej rundy, w której czekoladowofutra stanęła na samych tylnych łapach, utrzymując się w takiej pozycji przez kilka uderzeń serca. Świerszczyk wpatrywał się w nią z lekko uchylonym z wrażenia pyszczkiem. Nigdy tego nie próbował, ba, zdarzało się, że potykał się podczas normalnego chodzenia. Nie przestraszył się jednak, z radością podejmując rzucone mu przez siostrę wyzwanie. Wybił się z przednich łap i w pierwszej chwili udało mu się. Coś jednak poszło nie tak, jego równowaga zachwiała się, w skutek czego wylądował po raz enty tego dnia na ziemi. W przeciwieństwie do Nieba nie zasmucił się, a wręcz przeciwnie — szeroko uśmiechnął się do Tupotu.
— Blawo! Znowu udało ci się wyglać, jesteś mistsem.
Cętkowane kocię wyprostowało się z dumą. Na jego pysku malowała się satysfakcja.
— Um… — odezwała się cicho Niebo. — Moze po-pobawimy się telaz w… Belka?
Świerszczyk w odpowiedzi pokiwał z aprobatą. Spodobał mu się ten pomysł. Nikt nie będzie wykluczony i o ile Tupot również się zgodzi, we trójkę bardzo szybko zabiją czas goniąc się nawzajem. Spojrzał więc w stronę drugiej siostry, przypatrując się jej ekspresji. Niebieskooka miała to do siebie, że bardzo często pełniła rolę lidera w ich zabawach. Nie, żeby Świerszczyk był temu przeciwny. Zazwyczaj to do niej należały ostateczny głos i, cóż, jeśli nie będzie jej pasować taka forma rozrywki, kocur nie będzie miał nic przeciwko innej grze — pod warunkiem, że i Niebu się ona spodoba.

< Tupot? >

16 sierpnia 2020

Od Świerszczyka

— ...bal… Lobal ci wchodzi do nosa!
Świerszczyk poderwał się na wszystkie cztery łapy, potrząsając swoją głową na boki. Ów czynność w połączeniu z gwałtownym podniesieniem się poskutkowała tym, że świat zakręcił mu się przed oczami. Nie minęła chwila nim ponownie znalazł się w pozycji leżącej. Kocur był zdezorientowany, aczkolwiek jedno było pewne - żaden insekt nie znajdował się w jego nosie ani nigdzie w pobliżu! Podniósł się, tym razem powoli, a następnie rozejrzał się. Niemal od razu wzrok Świerszczyka skrzyżował się z rozbawionym spojrzeniem jego siostry, na której pysku wymalowana była czysta satysfakcja.
— Ach… — wydobył z siebie, nadal nieco w szoku po tej niespodziewanej pobudce. — Mas mnie. Naplawdę się nablałem! — przyznał, wypuszczając ze świstem powietrze przez nos w geście rozbawienia.
Tupot wyszczerzyła się jeszcze bardziej.
— Ahaha… Gupi ty, nie zaltowałam!
Mina zrzedła białemu kocurowi. Zamrugał kilka razy, wpatrując się w kotkę z pustą ekspresją. Wydał z siebie nagły krzyk, natomiast jego łapy od razu powędrowały na różowy nos. Przesuwał po całej jego powierzchni opuszkami, lecz na nic zdały się poszukiwania, bowiem Świerszczyk nie wyczuł żadnego robala… To oznaczało, że musiał się on już znajdować w środku! Przez całe to zamieszanie kocur w ogóle nie zwrócił uwagi na rechoczącą tuż obok Tupot, która niemal zwijała się ze śmiechu.
— Si-Sielscyk! — odezwała się cicho Niebo, po czym delikatnie trąciła swojego brata nosem. — Nie bój się… Wiziałam wsystko, nie było tu zadnego lo-lobaka.
Syn Cętkowanego Kwiatu uspokoił się nieco. Spojrzał z lekkim wyrzutem na Tupot, która nadal nie mogła powstrzymać się przed chichotaniem. Zaraz jednak jego wzrok złagodniał.
— Twoje zalty są tak doble, ze chyba nigdy nie psestanę się na nie nabielać — pochwalił ją. — Ale! Za to ze mnie nastlasyłaś musis wymyślić zabawę!

< Tupot? Niebo? >