Świat wokół Świerszczyka zaczął się schładzać. Liście w różnych odcieniach żółci, czerwieni oraz brązu tańczyły w powietrzu, kończąc swój pokaz na ziemi… Oczywiście była to jedynie jego wyobraźnia, ponieważ w obozie Klanu Burzy ani w jego okolicach nie znajdowały się żadne drzewa. Mógł się jedynie domyślić z opisu Cętkowanego Kwiatu, jak kolorowa jest Pora Opadających Liści. Doświadczył jednak na własnej skórze jednego z jej uroków, mianowicie — deszczu i silniejszego wiatru. Nie raz po grzbiecie kocura dreptały sobie dreszcze z zimna. Nie przeszkadzało mu to jednak, a wręcz przeciwnie. Świerszczyk czuł się wyjątkowo dobrze. O wiele bardziej podobała mu się ta pora od poprzedniej. Nic więc dziwnego, że wychynął ze żłobka z samego rana. Tupot i Niebo zostały z mamą, dlatego w tej chwili był zdany na siebie. Przesunął po obozie spojrzeniem swoich brązowych oczu. Zastanawiał się, czym się zająć. Bawienie się samemu nie było ciekawe, więc zdecydował się na coś spokojniejszego. Po kilku uderzeniach serca podjął decyzję. Skocznym krokiem zbliżył się do rosnących na uboczu obozu fioletowych kwiatów. Wyglądały bardzo ładnie, dlatego Świerszczyk pomyślał, że może je zerwać i przyozdobić nimi legowisko. W opcję wchodziło również podarowanie ich komuś. Był pewien, że Cętkowanemu Kwiatowi spodobałyby się. Uśmiechnął się delikatnie na myśl o uszczęśliwieniu kogoś takim gestem, po czym zabrał się do pracy. Złapał między zęby zieloną łodygę, a następnie jednym, szybkim ruchem wyrwał jedną z roślin. Powtórzył to jeszcze trzy razy — dla Tupotu, Nieba, mamy i taty. Zajęło mu to dłuższą chwilę, gdyż przedostatni kwiat usilnie trzymał się ziemi. Gdy w końcu mu się udało, kocur wypuścił ze świstem powietrze przez jasnoróżowy nos. Ostrożnie wziął do pyszczka wszystkie cztery łodygi z fioletowymi płatkami, a następnie zaczął iść ku legowisku dla kociąt i ich matek. Prędko się jednak zatrzymał, albowiem dostrzegł, że nieopodal stosu ze zwierzyną znajduje się jakaś kotka. Była tam sama i wyglądała na znudzoną, tocząc między szarymi łapami kulkę z suchej trawy. Świerszczyk zastanowił się przez chwilę. Kojarzył ją ze żłobka, jednak nigdy nie zdarzyło mu się z nią porozmawiać. Wyglądała, jakby przydało się jej towarzystwo lub jakiekolwiek oderwanie się od nudy. Kiwnął sam do siebie głową, po czym zawrócił się i powędrował do ów kocięcia.
— Fefś — odezwał się, acz przez wzgląd na znajdujące się w jego pysku kwiaty trudno było go zrozumieć.
Kotka o niebieskim futrze zwróciła się w stronę Świerszczyka, przechylając głowę w wyraźnym geście zdezorientowania. Opróżnił więc swoją mordkę, po czym przywitał się od nowa.
— Cześ!
Nim niebieskofutra zdążyła odpowiedzieć na jego przywitanie, syn Orlikowego Szeptu ponownie chwycił w zęby fioletowy kwiat. Przysunął się do niej, by po chwili umieścić go za szarym uchem. Od razu się odsunął, z zachwytem spoglądając na swoje dzieło.
— Pasuje ci! Mozes go zatsymać.
< Burzo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz