Lis z lekkim rozbawieniem oglądał poczynania swojej wnuczki. Machał kitą, wyrywając ją z łapek szylkretowej kulki. Ta miauczała, syczała oraz wydawała z siebie inne dźwięki, które Lis zdecydowanie by zaliczył do tych "dziwnych kocięcych odgłosów". Kocur oddychał spokojnie, rozkoszując się wolnym czasem oraz przyjemnie grzejącym słońcem, które muskało jego zabliźniony pysk. Pogodził się już z paskudną raną. Właściwie to... nigdy nie uznawał siebie za jakiegoś nader atrakcyjniejszego. Przecież wygląd za nic w świecie by go nie doprowadził tu, gdzie jest teraz. Przymknął czekoladowe ślepie, mrucząc cicho pod nosem.
— Będziesz kiedyś dobrą wojowniczką — mruknął w końcu. Widział jak w oczach szylkretki pojawia się dziki błysk w oku. Tak, nie miał żadnych wątpliwości, że to była jego krew.
— Tak doblą i wielką jak ty? — pisnęła pełna ekscytacji.
Kocur skinął głową na słowa wnuczki, otwierając pysk.
— Nawet jeszcze lepszą, daje słowo — miauknął, pełen dumy.
Czasami... zastanawiał się, jakby wyglądało jego życie, gdyby pozostał w klanie burzy razem z czwórką rodzeństwa. Zapewne byłby kolejnym mięsem armatnim wystawionym podczas wojny do odstrzału jako pierwszy. Zaśmiał się w duchu, przypominając sobie, dlaczego lider posiada dziewięć żyć, skoro i tak w większości przypadków chroni dupę za swoimi wojownikami. Tak, jak jego ojciec.
— Dziadku? Fsystko oki? — Zguba szturchnęła łapką pysk rudego lidera. Ten otrząsnął się z zadumy.
— W wyśmienitym, kwiatuszku — zamruczał, obserwując, jak ta nadal próbuje dorwać jego ogon — Masz może ochotę pójść z takim staruchem jak ja na spacer poza obóz? — miauknął spokojnie.
< Zguba? >
Lis uwu
OdpowiedzUsuń