Dziś przyszedł do niej z pstrągiem w pysku. Zażyczyła sobie właśnie tego, na dodatek świeżego! Długo czasu spędził nad połowem i miał nadzieję, że kotka nie wybrzydzi jak ostatnim razem...
- Jesionowy Wichrze! - zawołała. - Nie wiesz jak okropnie tu się siedzi! Nie pozwalają mi nawet wyjść popływać, rozumiesz to?!
- Wiesz... Jesteś ciężarna. Nikt nie chce by coś ci się stało - wyjaśnił.
- Pff... Nie wierzą w moje umiejętności. O... Co tam masz? - Zaciekawiona spojrzała na posiłek.
- Pstrąg, tak jak chciałaś - przysunął go jej pod nos.
- Dziękuję - Liznęła go po policzku.
Kotka chciała się z nim podzielić, ale grzecznie odmówił. Ona potrzebowała tego bardziej. Na dodatek zwierzyny nie brakowało. Obserwował jak szybko pochłania rybę, a następnie zaczyna prosić go o opowiedzenie, co tam w terenie. Oczywiście, że spełnił jej prośbę, jednak zawsze mówił to samo, co nieco ją już nudziło.
- I nic nowego? - dopytywała.
- Nie - Pokręcił głową. - Chociaż ostatnio uczyłem Króliczą Łapę pływać. - powiedział.
- O! I jak sobie radzi?
- Całkiem dobrze. Chyba polubił wodę.
- Mam nadzieję, że nasze dzieci też ją polubią - westchnęła, wybiegając myślami w dal.
Dzieci... No tak. Czuł w kościach, że już niedługo pozna te małe szkraby. Jakie będą? Wdadzą się bardziej w matkę, czy w niego? Starał się o tym zbytnio nie myśleć, aby nie żyć złudzeniami. Jednak ta chwila... zbliżała się. A on będzie wystawiony na najcięższą próbę w swoim życiu. Rodzicielstwo.
***
Zaczęło się. Zaczęło się! Wchodził akurat do obozu, kiedy to rozpoczęły się krzyki. Od razu pobiegł do żłobka, pokazać ukochanej, że jest przy niej. Chciał już tam wejść, ale medyk go stanowczo wyprosił. Machnął ogonem zdenerwowany. No jak tak można? On był przecież ojcem! Pozostało mu tylko czekać, czekać i jeszcze raz czekać. Próbował zerknąć do środka, ale Brzoskwinka znajdowała się, gdzieś w głębi i za nic nie potrafił jej dojrzeć. Słyszał tylko jej jęki. Oby wszystko było w porządku.
Uderzenia serca wlokły się i wlokły, aż w końcu został wpuszczony do środka, odbierając gratulację od klifiaka. Powoli zbliżył się do zmęczonej królowej, która przy swojej piersi tuliła trójkę, małych kulek. To... Jego dzieci. Jego! Szybko je sobie obejrzał. Dwójka z nich była podobna do mamy, przez rudość i kremowość.
- To kocurki - wyjaśniła Brzoskwinka, liżąc kocięta po główkach. - Jak ich nazwiemy?
Przyjrzał się najpierw rudemu. Był taki malutki...
- Kaczorek - wypalił.
- Po twoim tacie? - miauknęła kotka.
Kiwnął głową. Tak... Po tacie.
- To tego ja nazwę Jesiotr - Wskazała na większego z kociąt o kremowych łatach.
No tak. Czego się spodziewał po vance. Przecież ona uwielbiała ryby!
- A to małe... to... - Wskazał łapą na czekoladowo-rudą koteczkę.
- To... twoja córka.
Na Klan Gwiazd! Naprawdę był tatą! Dwójka synów i jedna córeczka... Przyjrzał się jak mała piję z zaciętością mleko. Pogłaskał ją ogonem, zastanawiając się nad imieniem.
- Mogę doradzić jak nie wiesz - zaproponowała kremowa.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Jak masz propozycję to śmiało, mów.
- Może... Malinka?
Malinka? Serce na moment mu zamarło. Spojrzał na kotkę z szokiem na pysku. Ta widząc to szybko się poprawiła.
- Albo Woda, Sosenka? - dodała po chwili.
Pokręcił głową.
- Nie. Nie. Malinka. Niech się tak nazywa. - zdecydował. - Przynajmniej tak jego imię przetrwa... - westchnął uśmiechając się. - Witajcie na świecie... Mam nadzieję, że nie będziecie zbyt mocno rozrabiać.
<3
OdpowiedzUsuńMalinku[*]
OdpowiedzUsuń