BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Miłostka x Jaśminowiec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Miłostka x Jaśminowiec. Pokaż wszystkie posty

07 czerwca 2025

Od Miłostki CD. Jaśminowiec

Nie była w stanie określić czy była teraz przerażona mniej, czy może nawet bardziej, nić jeszcze przed kilkoma uderzeniami serca, kiedy myślała, że postać za nią była złym duchem. Oczywiście, zdradliwa dusza mogła być niebezpieczna, ale... Ale prawdziwa Pani Świergot umiała być gorsza... Ona mogła na nie nakablować, mogła powiedzieć coś Pani Pieczarce i... Komukolwiek, kto zajmował się treningiem Jaśminki. Ba! Mogła nawet powiedzieć Pani Liderce Sówce, a nie wiadomo co ona by zrobiła! Czy mogłaby wstrzymać ich szkolenie? A może kazałaby im co cykl słońca wymieniać przesikany, śmierdzący, przepocony mech u starszych? Albo gorsze! Zrobiłaby z nich członków starszyzny! Jak Miłostka spojrzałaby w oczy Lna?! Wolałaby odejść i żyć na jagodach, niżeli spędzić nawet księżyc na takich okropnościach. Och, co ma robić, co robić?!
Nagle pewna iskierka zalśniła jej w oczach; nie było to honorowe zagranie, ale... Zawsze lepsze niż żadne...
— Ah! Pani Świergot, niech nas- Nie! Niech mnie Pani wysłucha! — zapiszczała żałośnie, a dalej przestraszone, ale i teraz pytające spojrzenie Jaśminowiec, spoczęło na jej pysku. — To-to nieporozumienie! Ja nie chciałam, przysięgam!
— Ż-że co? — wydukała tylko młodsza, dalej nie do końca rozumiejąc, co się dzieje.
— Widzi Pani? Jak ona się jąka! Ona jest winna, to wszystko sprawka Jaśminowiec! Ja chciałam ją powstrzymać, bo wiem, że nie powinno się wchodzić do Pani legowiska, o ile nie jest się chorym, a tym bardziej dla zabawy! — Słowa wylewały jej się z rudego pyszczka, niczym wodospad, a starsza kotka nie wiedziała, kiedy wbić jej się w słowo. Za to druga uczennica słuchała wszystkiego z niedowierzaniem. Została porobiona... Jest wrabiana na własnych oczach... — Pani Świergot Szamanko, ja bym nigdy, przenigdy czegoś takiego nie zrobiła! Na tatusia przysięgam, no i na mamusie, na ciotunie Mirabelke! Nawet na mojego śmierdzącego brata Sekrecika mogę przysiąc, ale nie wiem, czy wtedy się nie wyzeruję. No, ale to naprawdę nie ja!
— Uspokój się, dziecko! Twoje słowa leją się i leją, a ta, którą obwiniasz, siedzi tutaj i z każdą chwilą jeszcze bardziej rozdziawia pyszczek i wyłupia oczy. — Próbowała ją uciszyć, ale to tylko dało Miłostce kolejną szansę.
— No właśnie! Nie broni się! Nie ma jak, bo wie, że jest winna! — kontynuowała, wskazując pazurem na srebrną. — Ale Szanowna Pani, ja Panią proszę... Niech się Pani zlituję nad nią, ja obiecuję, że się tym zajmę, że ją ukarzę i Pani nawet ogonem nie będzie musiała machać. Nie ma powodu, żeby ktoś o tym wiedział. Bo ja specjalnie tutaj za nią przyszłam, żeby się rozliczyć, bo wie Pani, ja bardzo kocham Owocowy Las i nie chce, żeby się w nim szerzyło takie straszne, nikczemne zachowanie. Z takiego kota, co mu się zawsze na wszystko pozwalało, rodzą się same maszkary, a to zgniłe nasienie tylko się roznosi. Dla tego ja jestem taka szlachetna, bo w moich rodzicach nie ma ani kropelki złej krwi, no a Sekrecik to wyjątek, bo on ma w żyłach błoto... — memłała i memłała tym swoim językiem, aż Świergot przycisnęła jej do pyska łapę; cisza była ukojeniem, miodek na uszy.
— Cisza... Zamilknij na moment... No i daj się wypowiedzieć koleżan- — Chciała być dobra i sprawiedliwa, chciała dać szansę, aby córka Cierń się obroniła, ale starania poszły na nic, kiedy delikatnie odsunęła poduszkę spod nosa Miłostki, aby skinąć pazurem w stronę Jaśminowiec.
— Nie! Nie ma potrzeby, mu już idziemy, nie przeszkadzamy! Wiemy, że ma Pani dużo zajęć, ale proszę się nie martwić, ja wszystko załatwię! A w razie czego, to mój tato się rozmówi z mamą Jaśminowiec! — zawołała szylkretka i szarpnęła drugą uczennicę delikatnie za ogon, trzymając go w zębach. Wytarmosiła ją aż pod legowisko uczniów, gdzie pod pniem, wypluła go i wybuchnęła gromkim śmiechem.
— Bhaha! Widziałaś, jak ją zgrabnie owinęłam wokół łapy? Widziałaś? Niesamowicie to rozegrałam, co nie, co nie? Ty też, muszę powiedzieć, że super wypadłaś, zwłaszcza na kogoś, kogo brat wygląda jak dżdżownica!

<Jaśminowiec?>
[628 słów]

[przyznano 13%]

19 kwietnia 2025

Od Jaśminowiec CD. Miłostki

— Jakieś kleszcze? Nie? Super. — Jaśminowiec ledwo co wsunęła pyszczek do legowiska starszyzny, by zaraz wywiać stamtąd, niczym kurz poruszony wiatrem. I tak siedział tam tylko Bryza, cicho pochrapujący gdzieś w kącie. Ciekawe, gdzie się podział staruszek Ślimak… Jaśminek tylko szybko wzruszyła ramionami, po czym pobiegła dalej.
Podczas gdy Dereńka zajmowała się patrolem łowieckim, jej uczennica została oddelegowana do wykonania mniejszych zadań obozowych. Koteczka miała zamiar szybko wszystko ogarnąć, żeby mieć czas na cokolwiek innego. Bycie kociakiem na posyłki było najgorsze! Miała już sześć księżyców, była w stanie przecież robić coś poważniejszego niż roznoszenie piszczek… Po obskoczeniu obozu Jaśminowiec na moment przysiadła, by zaczerpnąć oddechu. Słońce przyjemnie łaskotało jej pyszczek, gdy korony drzew akurat się rozchyliły, a miła bryza przyniosła najróżniejsze zapachy. Zajęta rozpoznawaniem, co właściwie wyczuwa w powietrzu, dopiero po chwili zauważyła kształt, który się do niej zbliżał. Najpierw kątem oka zahaczyła o szylkretową sylwetkę, potem już gwałtownie odwróciła cały łepek, żeby upewnić się, że oczy jej nie mylą. Zamrugała parę razy, próbując sobie przyswoić ten widok. Miłostka, ta, z którą chciała się już od dłuższego czasu zapoznać, właśnie z własnej, nieprzymuszonej woli sama coś od niej chciała? I to sama, bez obstawy? Jaśmince aż drgnęły wąsiki z podekscytowania.
— Hejka. Chcesz zakraść się do legowiska staruszki Świergot? Nie ma jej, a ja w sumie nie byłam tam nigdy…
— Tak! — pisnęła momentalnie srebrna, po czym szybko otrząsnęła się i odchrząknęła. — To znaczy… ta, pewnie — miauknęła już spokojniej, ukrywając ekscytacje. Nie mogła dopuścić, żeby Miłostka pomyślała, że jest jakaś zdesperowana.
— No dobra. — Szylkreta uniosła jedną brew, po czym lekkim krokiem skierowała się w stronę pnia, w którym znajdowało się leże medyczki. Jaśminowiec ruszyła za nią, szybko zrównując się krokiem ze starszą koleżanką.
— To… Twoja mentorka też wyszła polować?
— Nie. Pani Pieczarka cały czas mi skrzeczała nad uchem, że muszę odpocząć, to odpoczywam.
— Od czego?
— Tworzenia niedocenionych arcydzieł…
— Brzmi nudno. Ja bym wolała robić rzeczy, nawet jeśli niedoceniane — stwierdziła Jaśminowiec, spoglądając na mordkę Miłostki. Nie często mogła podziwiać kotkę z tak bliska. Nie wypadało tak po prostu podejść i się przyglądać, a szylkretka była naprawdę ładna. Pierwszy raz zauważyła, że jej nosek wraz z plamkami obok przypominał serduszko.
— Co nie? Ale Pani Pieczarka się uparła i nic nie zrobisz — westchnęła Miłostka, wywracając oczętami. — Dobra, jesteśmy. Teraz cicho. I zachowuj się naturalnie, tak jakbyśmy po prostu odwiedzały staruszkę.
Jaśminowiec pokiwała głową w odpowiedzi. Razem spokojnie przeszły przez próg dziupli i zaczęły się rozglądać. Woń ziół niemalże powaliła czekoladową na ziemię, gdy zrobiła jeszcze parę kroków naprzód.
— To niesamowite, że Pani Świergot jeszcze nos nie odpadł od tych wszystkich roślin — zauważyła Jaśmin, po czym kichnęła głośno.
— No, Tobie się chyba właśnie urwał — zaśmiała się Miłostka, rozglądając się po przegródkach zrobionych z patyków. Jaśminek szybko potarła pyszczek łapką - na szczęście nos był na miejscu.
— Ha ha, śmieszne — rzuciła, wracając do zwiedzania. Doszła do niewielkiego spadku w dziupli, który prowadził do kolejnej partii. Jaśminek nagle zatrzymała się, próbując wyostrzyć wzrok na czymś, co leżało kawałek od niej. Przez ciemność panującą w kącie leża nie mogła ustalić, na co właściwie patrzy. Wydawało jej się, że chyba zobaczyła… futerko?
— Hej Miłostko… — rzuciła, zastygłszy w miejscu.
— Hm? Co znalazłaś? — Szylkretka przecisnęła się obok, by zaraz również stanąć nieruchomo. Przed nimi leżało kształt, który aż niepokojąco przypominał kota. Bardzo statycznego kota. Jego skołtuniona, gęsta sierść nie unosiła się tak, jak powinna podczas wdechów i wydechów. Jego boki w ogóle się nie poruszały…
— Myślisz, że to… — Srebrna przełknęła ślinę. — Staruszka Świergot?
— My-Myślę... Myślę, że jest taka opcja. A-ale wygląda też jak jakiś upiór. — Miłostka zakaszlała cicho. — Zrobiłaś kiedyś coś, co mogłoby ją zdenerwować? Wiesz... Może się mścić…
— N-nie! Nigdy jej nic nie zrobiłam… Chyba, że… — Jaśminowiec położyła po sobie uszy. — Co jeśli będzie nas teraz nawiedzać, bo weszłyśmy do jej leża bez pozwolenia?
— Nie m-mów tak nawet! Powinnyśmy iść… — Szylkreta zaczęła powoli się wycofywać. Co jeśli naprawdę przed nimi leżało truchło Świergot i rozzłościły jej ducha? Ah, a mogły tu po prostu nie wchodzić! Wiedziały, że Świergot jest stara i niedługo wyciągnie łapki, ale dlaczego musiało się to stać akurat teraz?
— Poczekaj, może ona tylko ś-śpi… — wydusiła z siebie Jaśminowiec, chwytając w pyszczek najbliżej leżący patyk. Zbliżyła się jeszcze kawałek i delikatnie tykła domniemywane truchło. Nic. Żadnego ruchu. Na osty i ciernie… Odsuwając patyk, od cielska odpadł kawałek, na co Jaśminek pisnęła wystraszona.
— ODPADŁO JEJ UCHO! TERAZ NA PEWNO NAS OPĘTA — wrzasnęła Miłostka, cofając się z podkulonym ogonem. Srebrna momentalnie wypluła patyk i na skraju łez podskoczyła do Miłostki. Wtem obydwie kotki poczuły opór podczas cofania. Z gardła Jaśmin momentalnie wydarł się wrzask, gdy przylgnęła do boku Miłostki, zbyt przerażona, by się odwrócić.
— A wy młode damy co tu robicie? — Za uczennicami rozległ się w miarę znajomy głos. O nie… duch je znalazł! To już koniec!
— Przepraszamy, duchu Pani Świergot! Niech się Pani na nas nie gniewa, my tylko chciałyśmy zobaczyć Pani leże! Nie wiedziałyśmy, że spoczęła tu Pani na zawsze — załkała szylkretka. Jaśminka nie była gotowa zmierzyć się spojrzeniem z najprawdziwszym duchem, więc tylko zamknęła oczy.
— Przepraszamy! Prosimy o wybaczenie!
Uczennice usłyszały tylko donośne westchnięcie zza grzbietów.
— Duch, co… — mruknęła Świergot, która zerkała to na najeżone ze strachu koteczki, to na pokaźną stertę mchu, którą wcześniej szturchnęła Jaśminowiec.

<Miłostko? xD>
[857 słów]

[przyznano 17%]

16 kwietnia 2025

Od Miłostki Do Jaśminowiec

— Ładnie? — zapytała z dumą. Siedziała na grubej gałęzi, a Pani Pieczarka przyglądała się jej poczynaniom z sąsiedniego drzewa; jej wymowne oczy pokazywały litość. 
— Jejku... Miłostko, ale czemu... — zacięła się; nie wiedziała, jak ubrać w słowa to, co chce przekazać, aby nie zrujnować zapału uczennicy. Zwłaszcza że była bardzo podekscytowana tego ranka, kiedy dowiedziała się, że będą próbować budować legowiska w koronach owocowych drzewek. — Czemu... — W końcu się poddała.
— No co? Przecież wszystko się zgadza! — miauknęła i odwróciła się do swojego "dzieła" — Jest milutki meszek na dole, jest na czym główkę położyć, o! A patrz tutaj Pani Pieczarko! Mam nawet, to mój innowacyjny pomysł, zasłonka z liści. Pozwoli przenieść twoje sny do krainy wiecznych polowań na najdziksze, najpiękniej opierzone ptaszyny — Była całkowicie pewna, że jej pomysł jest rewolucyjny. Każdy przecież chciałby móc zasypiać, czując się, jakby otulała go bezpieczna, leśna gęstwina. — Dodatkowo, to jeszcze muszę przedyskutować z Panią Świergot, ale... Myślę nad zrobieniem z tego praktycznej obrony przed duchami. Wie Pani... Pobłogosławione przez Wszechmatke; żadna haniebna, nieumarła łapka nie przedrze się, aby wbić pazury w nasze bezbronne ciałka podczas odpoczynku w blasku księżyca. 
— Miłostko to na pewno bardzo ciekawy i błyskotliwy pomysł, ale nie w tym rzecz. Nie wydaję mi się, żeby twoje legowisku było do końca... Bezpieczne... — powiedziała zastępczyni, podchodząc bliżej, dalej jednak zostając na innym drzewie. 
— Pf! Oczywiście, że jest! To najbardziej stabilne i komfortowe leże w całym Owocowym Lesie! Sama Pani Przywódczyni Sówka chciałaby mieć takie i w takim co nocy sypiać! Możemy nawet się jej zapytać. 
— Sówka jest bardzo zapracowana. Nie mieszajmy jej w głowie. Ale twój... Wyrób.
— Moje arcydzieło — poprawiła pointka.
— Dobrze, twoje arcydzieło... Co dokładnie podstawiłaś pod sam mech?
— Pod mech? 
— No tak... Sama warstwa mchu nie utrzyma dorosłego kota, a widzę, że jest położona na dwóch gałęziach. Są one, co prawda, blisko siebie, ale między nimi wydaję mi się, że zauważam szparkę. — Wychyliła się, aby lepiej dojrzeć. 
— To bardzo porządny mech, nie potrzebowałam niczego! — upierała się uczennica. — Mogę to nawet udowodnić! — powiedziała prędko. Wskoczyła na wykonane przez siebie legowisko. 
— Miłostko, proszę nie! — To ostatnie co usłyszała przed tym, jak spód ugiął się, a ona prześlizgnęła się, niczym dżdżownica, między dwiema gałęziami. Próbowała zaczepić się pazurkami o konar, ale nie umiała się na tyle skoncentrować. Spadła w krzaki.
— Przeżyłam! — wykrzyknęła, wychodząc tyłem spomiędzy zarośli; Pieczarka, cała w nerwach, już tam czekała. 

* * * 

Mimo nalegań i zapewnień, że wszystko jest w porządku, zastępczyni uparła się, że drzewo było na tyle wysokie, że powinny udać się do Świergot. Miłostka nienawidziła tracić czasu u staruszki... 
— Nic mnie nie boli — powtarzała. 
— Bo dalej jesteś w szoku — odpowiadała biała zwiadowczyni.
— Chodzę prosto.
— Bo nie upadłaś na głowę.
— Ogon prostuję na całej długości.
— W życiu nie liczy się tylko twój ogon.
— Pani Świergot na pewno ma tyle obowiązków... Po co jej utrudniać? — jęczała szylkretka.
— Nie dowiemy się, o ile jej nie odwiedzimy. Poza tym miło będzie ją odwiedzić, prawda? — Uśmiechnęła się mentorka.
— Od kiedy odwiedziny są tak ważną częścią obowiązków zwiadowcy, że musimy je ćwiczyć na treningach? — zapytała lekko z przekąsem, lekko naburmuszona. Bała się, że w końcu jej brat ją przegoni i zakończy trening szybciej niż ona. 
— Od kiedy zauważam, że moja podopieczna rozmawia tylko i wyłącznie z garstką kotów — rzuciła przez ramie. Miłostka wlepiła ślepia we własne łapy. — To nie część treningu na zwiadowcę, czy na wojownika, czy na cokolwiek innego; to część ważniejszej ścieżki... Ścieżki członka Owocowego Lasu; prawowitego, szanowanego i kochanego członka. 
— Znam dużo kotów, które są bardziej zamknięte niż ja. A do tego są paskudne i niemiłe... — mruknęła pod nosem, ale Pieczarka dokładnie wszystko słyszała. Wiedziała też, o kogo chodzi podopiecznej.
— No właśnie. Więc wiesz, że duża część za nimi nie przepada, prawda? Chyba nie chcesz być ta ogólnie nielubiana?
— Nie obchodzi mnie czy ktoś mnie lubi, czy nie. Sama wybieram, kogo ja lubię i dopiero wtedy mi zależy, aby ten kot też mnie lubił — powiedziała spod nosa. Pieczarka pokręciła łbem. Byli już na miejscu, więc nie miała zamiaru dalej moralizować koteczki; nie tutaj. Postawiła łapę wgłąb legowiska. Panowała w nim cisza, jak gdyby świat się zatrzymał. Nasłuchiwała, ale nic. Terminatorka, jakby od niechcenia, też postawiła ucho. 
— Może umarła? — rzuciła bez chwili zastanowienia.
— Miłostko! — Chyba nigdy nie widziała, żeby Pieczarka tak się czymś przejęła. Koteczka skierowała kąciki pyska na dół i podniosła brewki. Mentorka poddała się i odwróciła się znów w stronę lecznicy. — Halo? — zawołała. Nic... — Świergot? Jesteś tutaj? 
Dalej cisza... 
— Udało mi się? — wtrąciła się znowu szylkretka, a zastępczyni zaczynała tracić swoją niewyczerpaną cierpliwość. — Możemy wrócić do treningu? Bo wie Pani... Ja nie mogę pozwolić, żeby mój brat był lepszy ode mnie. 
— Muszę ustalić patrole, dzisiaj koniec — rzuciła, a w jej głosie rozbrzmiewało zmęczenie.
— Ahaa~ To co ja mam robić? — dociekała. Len był na patrolu łowieckim i to chyba nawet wraz z Sekrecikiem. Ta cholernie zazdrościła bratu... 
— Odpocznij. Nie przesadzałam; mogłaś coś sobie zrobić, kiedy spadałaś. — Miłostka dreptała obok białej, kiedy ta zmierzała powoli w stronę centrum obozu. 
— Ale to takie nudne! Nikogo nie ma. Słońce nawet nie góruje; wszyscy są na zewnątrz i się czegoś uczą! Nawet tatko i mama wyszli. Umrę z nudów, nie przez upadek  jabłonki! — Próbowała wywalczyć cokolwiek. Dwie pary zielonych ślepiów skrzyżowały się. Zastępczyni szybko odpuściła i zaczęła się rozglądać. 
— Nie prawda, nie wszyscy. — Zatrzymała się i wskazała łapą na siedzącą przy wejściu koteczkę. — To uczennica Dereńki, ale Dereńka zastępuję Żagnice w patrolu łowieckim. No a Jaśminowiec, bo tak się nazywa, ale przecież powinnaś to wiedzieć, dopiero zaczęła trening i raczej nie powinna wychodzić na takie patrole. Straszyłaby tylko zwierzynę... — opowiedziała, to patrząc na swoją, a to na uczennice Dereńki. 
Fakt, Miłostka kojarzyła ją. Minęli się w żłobku, ale zawsze uważała dzieciaki Cierń za... Gorsze. Nie chodzi o nic, co dotyczyłoby ich matki, chociaż musiała przyznać, że aparycja Cienia nie wywoływała w niej żadnych miłych i pozytywnych odczuć, a raczej o zwyczajny aspekt tego, że byli młodsi i nie posiadali przewagi liczebnej. Nie umknęło jej też, że przyłapywała młodszą na przyglądaniu się jej z bezpiecznej odległości. Nie tylko jej, ale też jej bratu, a co najgorsze... Wpatrywała się w Lna. Dlatego też szylkretka coraz rzadziej, o ile było to możliwe, unikała pozostawiania kremowego kocurka samego. Teraz jednak obie były same. Były same, a Pani Pieczarka była nieznośna! 
Mimo to westchnęła tylko i powlokła się w kierunku srebrnej. Szła, jak na skazanie. Sunęła niczym ślimak, co dało jej dużo czasu do namysłu, co powinna powiedzieć. Znaczy... Dałoby jej, gdyby chciała go jakkolwiek wykorzystać, bo w praktyce narzekała jedynie na cały grzybny świat. Widziała, jak mordka Jaśminowiec jest coraz bardziej rozdziawiona, z każdym krokiem starszej uczennicy. Nie czekając, aż ta coś powie, sama się odezwała.
— Hejka. Chcesz zakraść się do legowiska staruszki Świergot? Nie ma jej, a ja w sumie nie byłam tam nigdy... 

<Jaśminowiec?>
[1111 słów + tworzenie legowisk w gałęziach drzew]

[przyznano 22% + 5%]