Podczas gdy Dereńka zajmowała się patrolem łowieckim, jej uczennica została oddelegowana do wykonania mniejszych zadań obozowych. Koteczka miała zamiar szybko wszystko ogarnąć, żeby mieć czas na cokolwiek innego. Bycie kociakiem na posyłki było najgorsze! Miała już sześć księżyców, była w stanie przecież robić coś poważniejszego niż roznoszenie piszczek… Po obskoczeniu obozu Jaśminowiec na moment przysiadła, by zaczerpnąć oddechu. Słońce przyjemnie łaskotało jej pyszczek, gdy korony drzew akurat się rozchyliły, a miła bryza przyniosła najróżniejsze zapachy. Zajęta rozpoznawaniem, co właściwie wyczuwa w powietrzu, dopiero po chwili zauważyła kształt, który się do niej zbliżał. Najpierw kątem oka zahaczyła o szylkretową sylwetkę, potem już gwałtownie odwróciła cały łepek, żeby upewnić się, że oczy jej nie mylą. Zamrugała parę razy, próbując sobie przyswoić ten widok. Miłostka, ta, z którą chciała się już od dłuższego czasu zapoznać, właśnie z własnej, nieprzymuszonej woli sama coś od niej chciała? I to sama, bez obstawy? Jaśmince aż drgnęły wąsiki z podekscytowania.
— Hejka. Chcesz zakraść się do legowiska staruszki Świergot? Nie ma jej, a ja w sumie nie byłam tam nigdy…
— Tak! — pisnęła momentalnie srebrna, po czym szybko otrząsnęła się i odchrząknęła. — To znaczy… ta, pewnie — miauknęła już spokojniej, ukrywając ekscytacje. Nie mogła dopuścić, żeby Miłostka pomyślała, że jest jakaś zdesperowana.
— No dobra. — Szylkreta uniosła jedną brew, po czym lekkim krokiem skierowała się w stronę pnia, w którym znajdowało się leże medyczki. Jaśminowiec ruszyła za nią, szybko zrównując się krokiem ze starszą koleżanką.
— To… Twoja mentorka też wyszła polować?
— Nie. Pani Pieczarka cały czas mi skrzeczała nad uchem, że muszę odpocząć, to odpoczywam.
— Od czego?
— Tworzenia niedocenionych arcydzieł…
— Brzmi nudno. Ja bym wolała robić rzeczy, nawet jeśli niedoceniane — stwierdziła Jaśminowiec, spoglądając na mordkę Miłostki. Nie często mogła podziwiać kotkę z tak bliska. Nie wypadało tak po prostu podejść i się przyglądać, a szylkretka była naprawdę ładna. Pierwszy raz zauważyła, że jej nosek wraz z plamkami obok przypominał serduszko.
— Co nie? Ale Pani Pieczarka się uparła i nic nie zrobisz — westchnęła Miłostka, wywracając oczętami. — Dobra, jesteśmy. Teraz cicho. I zachowuj się naturalnie, tak jakbyśmy po prostu odwiedzały staruszkę.
Jaśminowiec pokiwała głową w odpowiedzi. Razem spokojnie przeszły przez próg dziupli i zaczęły się rozglądać. Woń ziół niemalże powaliła czekoladową na ziemię, gdy zrobiła jeszcze parę kroków naprzód.
— To niesamowite, że Pani Świergot jeszcze nos nie odpadł od tych wszystkich roślin — zauważyła Jaśmin, po czym kichnęła głośno.
— No, Tobie się chyba właśnie urwał — zaśmiała się Miłostka, rozglądając się po przegródkach zrobionych z patyków. Jaśminek szybko potarła pyszczek łapką - na szczęście nos był na miejscu.
— Ha ha, śmieszne — rzuciła, wracając do zwiedzania. Doszła do niewielkiego spadku w dziupli, który prowadził do kolejnej partii. Jaśminek nagle zatrzymała się, próbując wyostrzyć wzrok na czymś, co leżało kawałek od niej. Przez ciemność panującą w kącie leża nie mogła ustalić, na co właściwie patrzy. Wydawało jej się, że chyba zobaczyła… futerko?
— Hej Miłostko… — rzuciła, zastygłszy w miejscu.
— Hm? Co znalazłaś? — Szylkretka przecisnęła się obok, by zaraz również stanąć nieruchomo. Przed nimi leżało kształt, który aż niepokojąco przypominał kota. Bardzo statycznego kota. Jego skołtuniona, gęsta sierść nie unosiła się tak, jak powinna podczas wdechów i wydechów. Jego boki w ogóle się nie poruszały…
— Myślisz, że to… — Srebrna przełknęła ślinę. — Staruszka Świergot?
— My-Myślę... Myślę, że jest taka opcja. A-ale wygląda też jak jakiś upiór. — Miłostka zakaszlała cicho. — Zrobiłaś kiedyś coś, co mogłoby ją zdenerwować? Wiesz... Może się mścić…
— N-nie! Nigdy jej nic nie zrobiłam… Chyba, że… — Jaśminowiec położyła po sobie uszy. — Co jeśli będzie nas teraz nawiedzać, bo weszłyśmy do jej leża bez pozwolenia?
— Nie m-mów tak nawet! Powinnyśmy iść… — Szylkreta zaczęła powoli się wycofywać. Co jeśli naprawdę przed nimi leżało truchło Świergot i rozzłościły jej ducha? Ah, a mogły tu po prostu nie wchodzić! Wiedziały, że Świergot jest stara i niedługo wyciągnie łapki, ale dlaczego musiało się to stać akurat teraz?
— Poczekaj, może ona tylko ś-śpi… — wydusiła z siebie Jaśminowiec, chwytając w pyszczek najbliżej leżący patyk. Zbliżyła się jeszcze kawałek i delikatnie tykła domniemywane truchło. Nic. Żadnego ruchu. Na osty i ciernie… Odsuwając patyk, od cielska odpadł kawałek, na co Jaśminek pisnęła wystraszona.
— ODPADŁO JEJ UCHO! TERAZ NA PEWNO NAS OPĘTA — wrzasnęła Miłostka, cofając się z podkulonym ogonem. Srebrna momentalnie wypluła patyk i na skraju łez podskoczyła do Miłostki. Wtem obydwie kotki poczuły opór podczas cofania. Z gardła Jaśmin momentalnie wydarł się wrzask, gdy przylgnęła do boku Miłostki, zbyt przerażona, by się odwrócić.
— A wy młode damy co tu robicie? — Za uczennicami rozległ się w miarę znajomy głos. O nie… duch je znalazł! To już koniec!
— Przepraszamy, duchu Pani Świergot! Niech się Pani na nas nie gniewa, my tylko chciałyśmy zobaczyć Pani leże! Nie wiedziałyśmy, że spoczęła tu Pani na zawsze — załkała szylkretka. Jaśminka nie była gotowa zmierzyć się spojrzeniem z najprawdziwszym duchem, więc tylko zamknęła oczy.
— Przepraszamy! Prosimy o wybaczenie!
Uczennice usłyszały tylko donośne westchnięcie zza grzbietów.
— Duch, co… — mruknęła Świergot, która zerkała to na najeżone ze strachu koteczki, to na pokaźną stertę mchu, którą wcześniej szturchnęła Jaśminowiec.
<Miłostko? xD>
[857 słów]
[przyznano 17%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz