Pietruszka, razem z Miedzianym Kłem, szwendały się wzdłuż granicy z Klanem Wilka. Przybyły tu, by na nowo oznaczyć teren i upewnić się, że wilczaki na pewno nie naruszyły ich ziem. Nad lasem zbierały się ciężkie, ciemne chmury; powietrze było gęste, wilgotne i pachniało deszczem. Kotki czuły na sobie coraz większą presję czasu.
— Granica jest w porządku! — stwierdziła Pietruszkowa Błyskawica, mocno ocierając się o gęste krzewy, by pozostawić na nich swój zapach.
Zerknęła w stronę swojej dawnej nauczycielki, oczekując potwierdzenia.
— Tak, masz rację! — odparła Miedziany Kieł. — Zapolujmy jeszcze przed deszczem, bo jak lunie, to nikt nie będzie chciał wyjść.
Zaraz potem zawęszyła w powietrzu, wciągając nozdrzami zapach lasu w poszukiwaniu zwierzyny. Kilka sekund później machnęła ogonem, dając znak, że w pobliżu wyczuła zająca. Pietruszka natychmiast podeszła bliżej i obie kotki ruszyły ostrożnie na polowanie. Między drzewami, na porośniętej mchem polance, dostrzegły swoją ofiarę — młodego zająca. Zwierzę powoli skakało, raz po raz nerwowo rozglądając się na boki, jakby przeczuwało czyhające zagrożenie. Pietruszka, wykorzystując każdy cień, przemknęła na prawą stronę, podczas gdy Miedziany Kieł zajęła lewą flankę, planując zaskoczyć ofiarę od dwóch stron. Spojrzały na siebie ukradkiem, porozumiewając się bez słów. W jednej chwili starsza kotka wyskoczyła z krzaków, gwałtownie strasząc zająca. Zwierzę, spanikowane, rzuciło się do ucieczki — prosto w pułapkę, którą stanowiła Pietruszka. Jednym pewnym skokiem młoda wojowniczka powaliła ofiarę na ziemię. Zadowolone z siebie, kotki szybko schowały królika pod warstwą leśnej ściółki, by nikt niepowołany nie odnalazł ich zdobyczy, a następnie ruszyły dalej, ramię w ramię, zadowolone ze współpracy. Wkrótce dotarły do Czarnych Gniazd — miejsca pełnego starych opon porzuconych przez dwunożnych. Okolica wydawała się dziwnie cicha, a powietrze było ciężkie od zapachu pleśni, rdzy i... piór. Jedna z opon, niemal całkowicie porośnięta bluszczem i mchem, szczególnie przyciągnęła uwagę Pietruszki. Wokół niej unosił się wyraźny zapach ptactwa, a z wnętrza dochodził stłumiony szelest. Pietruszka, z bijącym szybciej sercem, podskoczyła do przodu, chcąc jak najszybciej sprawdzić, czy w środku czai się coś ciekawego. W oponie spoczywało nietypowe jajko. Kremowa skorupka połyskiwała w świetle słońca, ale to, co przyciągało uwagę Pietruszki, to wzory po obu stronach – jakby natura postanowiła namalować na nim pyszczek jakiegoś stworzenia. Wzorki przypominały oczy i nosek, a może to tylko wyobraźnia kotki tak zadziałała? Pietruszka zmarszczyła brwi, podchodząc bliżej. Przechyliła głowę, zastanawiając się intensywnie. Do jakiego ptaka mogło należeć takie jajko? Była zaskoczona, że nie potrafiła tego rozpoznać. Przecież znała większość gatunków, które gniazdowały na tych ziemiach. Zaintrygowana, przysiadła przy oponie i już miała zdecydować się na dłuższe oczekiwanie – może uda jej się zobaczyć dorosłego ptaka wracającego do gniazda?
— Idziemy dalej? — rozległ się głos tuż obok.
Pietruszka podskoczyła lekko i spojrzała na Miedziany Kieł, która podeszła bezszelestnie i teraz unosiła brew, spoglądając na jajko bez większego zainteresowania.
— Tak... jasne — mruknęła Pietruszka, jeszcze raz rzucając ostatnie, tęskne spojrzenie w stronę skorupki. Gdy ruszyła za starszą wojowniczką, jej myśli wciąż krążyły wokół tajemniczego jajka i pytania, które nie dawało jej spokoju: co mogło się z niego wykluć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz