Kiedy Purchawka jest jeszcze kocięciem
— A czemu? — Przekręciła łebek, dalej się trochę marszcząc. Była widocznie niezadowolona i zasmucona tym faktem. Kawałek liścia powoli zsuwał jej się zza ucha, ale czekoladowy delikatnie poprawił go, na co Purchawka roześmiała się, jakby momentalnie zapomniała o swoich dąsach.
— Bo jestem wojownikiem, mam dużo zadań, za które jestem odpowiedzialny. — Położył się przed kociakiem, wkładając łapy pod brzuch.
— Czym? — zapytała, mrużąc rozbiegane ślepka jeszcze bardziej — To imię? Czemu masz tyle?
— Nie, nie — zaśmiał się. — To moja rola w Owocowym Lesie. Każdy ma swoją, a ona mówi, czym musisz zajmować się w ciągu dnia. To bardzo ważne, żeby się starać, bo inaczej inni mogą być głodni, albo mogą mieć legowiska, które są pełne smrodków.
— A ja? — miauknęła, skacząc mu na pierś i podpierając się o nią łapkami.
— A ja? — miauknęła, skacząc mu na pierś i podpierając się o nią łapkami.
— Co ty, grzybku?
— Jestem czymś? — Naciskała malutkimi poduszeczkami coraz mocniej, a żółte ślepka nie przestawały świdrować kocura.
— Taka mała poczwarka jak ty? Oj nie wiem, nie wiem. — Udawał zamyślonego. Pokręcił głową zrezygnowany. Odpowiedź nie usatysfakcjonowała Purchawki, bo zaczęła uderzać w jego klatkę piersiową. Jęk wydarł się z jej pyszczka.
— Jak to? Niee~ — Osunęła się policzkiem w dół, lądując pod jego łapami.
— Jak to? Niee~ — Osunęła się policzkiem w dół, lądując pod jego łapami.
— Ale nie martw się. Możesz być kim chcesz. Możesz nawet być jak ta śmieszna Pani od kwiecistego futerka. Tylko wtedy musisz bardzo dużo wiedzieć o roślinach, a do tego być zdolna do podnoszenia największego brzemienia w całym Owocowym Lesie — ostrzegł, a złote ślepka rozszerzyły się, podobnie co pyszczek.
— Roślinki są takie ciężkie? A może... Ta pani nosi całe drzewa... — wyszeptała w sposób, jakby odkryła największą tajemnicę świata. Miodek zaśmiał się głośno, zwracając na siebie uwagę kilku kotów, w tym samej Świergot, siedzącej przy swoim legowisku.
— Wiele wiem o tej szanownej Pani, ale żeby pałała się takimi wyczynami, to nie wydaję mi się.
— No to o co chodzi? — zdziwiła się czarna kulka.
— No to o co chodzi? — zdziwiła się czarna kulka.
— To nasz szaman, a w tym momencie i medyk. Dba o nasze zdrowie i o nasze serduszka, i nasze duszyczki, no i o główki. — Pacnął Purchawkę między uszy. — Kiedy ktoś jest chory, albo ma inne ała, no to kieruję się do niej. Zawsze jest gotowa do pomocy, nieważne czy dzień, czy noc. To bardzo ciężka praca. Dlatego, kiedy tylko mam czas, służę jej swoją łapką, tak samo wielu innych członków naszej wielkiej rodzinki. No ale muszę przyznać, że raczej nie mógłbym przesiadywać wśród ziółek cały czas. W nosie mnie kręci, jakbym miał w nim stado mrówek. I to tych czerwonych. Nawet stąd mi dokuczają, aż chce się kichać i skrobać. Wybacz młoda damo — powiedział i zaczął łaskotać nosem małą po boku, a kiedy ta, podczas szaleńczego śmiechu, obróciła się na grzbiet, również po brzuchu. Gdy udało jej się naprzeć na czekoladowy pysk łapkami, odsunął się nieco. — Ah! Od razu lepiej! Wszystkie mrówki już wylazły, ale uważają, bo teraz mogą wejść ci do ucha.
— Nie! — Koteczka zasłoniła głowę łapkami i przypadła znów do ziemi, ale Miodek tylko trącił ją długim ogonem.
— Nie martw się, znam kogoś, kto zaraz ci je wszystkie przepłoszy i uratuję malutką Purchaweczkę. Nie możemy przecież pozwolić, żeby skończyła jak ten brzydki, niemiły pan, którego poznaliśmy wcześniej, prawda?
— Pan Wronia Strawa? — dopytała, delikatnie odsłaniając jedno uszko, aby lepiej słyszeć.
— Pan Wronia Strawa? — dopytała, delikatnie odsłaniając jedno uszko, aby lepiej słyszeć.
— Dokładnie tak. — Powoli podniósł się do pół siadu, czekając aż i koteczka pozbiera się z ziemi. Kiedy była gotowa i otrzepała już swoje ciemne futerko, spojrzała w górę wyczekująco.
— Do kogo idziemy?
— Do ślicznej Pani — zapewnił, ale nie do końca zadowoliło to ciekawość Purchawki. — Do ślicznej, bardzo kochanej i miłej Pani.
— Takiej jak ty? — Dreptała prędko koło jego nóg, co chwile obijając się lekko o niego. Wojownikowi to nie przeszkadzało.
— Takiej jak ty? — Dreptała prędko koło jego nóg, co chwile obijając się lekko o niego. Wojownikowi to nie przeszkadzało.
— Nawet bardziej! — powiedział entuzjastycznie, a żółciutkie oczka rozszerzyły się.
— Wo! A ta Pani też ma jakieś... Zadania? Czy może się ze mną bawić całe dnie? — Rozpromieniła się, a w piszczącym głosie brzmiała nadzieja. Aż szkoda mu było ją rozwiewać.
— Ah... Niestety... Ona też ma swoją rolę. Niesamowicie ważną, tak ważną, jak ta od Kwiatuszkowej Pani. — Oczka kociaka lekko przygasły, ale uśmiech zdobiący pysk kocura nie pozwolił, aby całkowicie zanikły. — Jest zwiadowczynią. Biega po drzewach, wydaję mi się, że nawet umie latać, wiesz? Ale myślę, że musisz sama się jej o to zapytać, bo mi nie chce tego wyznać.
— Wo! A ta Pani też ma jakieś... Zadania? Czy może się ze mną bawić całe dnie? — Rozpromieniła się, a w piszczącym głosie brzmiała nadzieja. Aż szkoda mu było ją rozwiewać.
— Ah... Niestety... Ona też ma swoją rolę. Niesamowicie ważną, tak ważną, jak ta od Kwiatuszkowej Pani. — Oczka kociaka lekko przygasły, ale uśmiech zdobiący pysk kocura nie pozwolił, aby całkowicie zanikły. — Jest zwiadowczynią. Biega po drzewach, wydaję mi się, że nawet umie latać, wiesz? Ale myślę, że musisz sama się jej o to zapytać, bo mi nie chce tego wyznać.
<Purchawka? Musisz poznać mame>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz