Pietruszka stąpała spokojnie wzdłuż krawędzi klifu, jej łapy poruszały się rytmicznie i cicho po omszałych kamieniach. Co jakiś czas unosiła wzrok ku niebu, gdzie po lazurze leniwie sunęły obłoki, a potem znów oglądała się za siebie, patrząc na migotliwe barwy jesiennych liści. Porą Opadających Liści świat nabierał ciepłych, złotych tonów — a dla niej była to najpiękniejsza część roku. Ale nie szła tu dziś, by podziwiać pejzaże. Miała misję. Patrol graniczny — kierowała się ku granicy z Klanem Nocy, a towarzyszył jej uczeń, Gąsienicowa Łapa. Kocurek, pełen energii i młodzieńczej ciekawości, nie mógł się skupić na jednym zadaniu. Zamiast podążać spokojnie u jej boku, co chwila odskakiwał to w jedną, to w drugą stronę, zaglądając pod kamienie, do szczelin, a teraz — ku zgrozie Pietruszki — zbliżał się zbyt blisko krawędzi urwiska.— Gąsienicowa Łapo, uważaj, bo się stoczysz! — zawołała ostrzegawczo, choć w jej głosie pobrzmiewała też nuta rozbawienia.
Młody uczeń jednak był zbyt pochłonięty poszukiwaniami. Przypadkowo odkrył, że między skalnymi półkami ukryte są ptasie gniazda, i teraz z zapałem wychylał się, by zajrzeć w każdy zakamarek. Pietruszka pokręciła głową z uśmiechem, obserwując jego zapał. Z jednej strony była dumna z jego czujności i sprytu — z drugiej, martwiła się, że jeden nierozważny ruch może skończyć się tragedią. Nagle kocur zamarł w bezruchu, wpatrując się w coś pod sobą.
— Pietruszko, patrz! — zawołał z podekscytowaniem, machając łapą, by zwrócić jej uwagę.
Kotka natychmiast podeszła, zachowując ostrożność — kamienie tu były luźne, a każdy krok mógł być ryzykowny. Stanęła obok niego i spojrzała w miejsce, które wskazał.
Na półce skalnej, wśród plątaniny suchych źdźbeł i liści, leżało gniazdo. Zgrabnie uplecione, przypominało miskę utkane z pasm trawy, mchów i piór. Niestety, gniazdo było puste. Wewnątrz nie leżało ani jajko, ani pisklę. Gąsienicowa Łapa westchnął zawiedziony, jego uszy oklapły lekko, a ogon opadł niżej. Miał nadzieję na kolejne ciekawe znalezisko, może nawet rzadkie jajko, którym mógłby się pochwalić innym uczniom.
— Czasem tak bywa — mruknęła Pietruszka spokojnie, dotykając ogonem jego boku. — Może to stare gniazdo. Albo drapieżnik był tu przed nami.
Nie brzmiała jednak zmartwiona. Wręcz przeciwnie — w jej oczach tliła się wciąż ta sama iskra ciekawości, z jaką wyruszyli dziś na patrol. Dla niej każda wyprawa była przygodą, niezależnie od tego, czy kończyła się odkryciem, czy nie.
— Chodź, nie traćmy czasu. Może dalej coś jeszcze znajdziemy — dodała, spoglądając ku kolejnym półkom skalnym.
Koty ruszyły dalej wzdłuż klifu, znów zerkając ostrożnie w dół przy każdym uskoku. Ich łapy poruszały się miękko po kamieniach, a uszy drgały w poszukiwaniu najlżejszego trzepotu skrzydeł. Słońce powoli przesuwało się po niebie, a złote światło barwiło skały na ciepłe odcienie miodu i bursztynu. Gąsienicowa Łapa znów się ożywił, wdrapując się na niewielką kępę głazów, z której można było wypatrzyć więcej zakamarków. Pietruszka szła nieco za nim, obserwując ucznia z cichą dumą — mimo jego młodego wieku miał bystre oczy i niezłą równowagę. Mimo pustego gniazda, nie poddali się. Nadal szukali, wypatrując życia ukrytego między kamieniami. Czasem to, co najcenniejsze, znajdowało się nie w tym, co widoczne od razu — lecz w samym poszukiwaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz