— Widzę, widzę — zachichotała.
Ich “treningi” były beztroskie. Zachowywały się niczym dwie siostrzyczki. Gdy Skowronka ani Pajęczej Lilii nie było w pobliżu, młodsza była pewna siebie, radosna. Skakała po kątach, chętnie pomagając każdemu pacjentowi. Serce się jej ściskało, na myśl, że koteczka nie czuje się komfortowo w towarzystwie jej brata. Ograniczało to jej możliwości. Firletka widziała, jak ta zwyczajnie boi się. Reakcji starszych medyków, nagany, czy Gwiezdni wiedzą, czego jeszcze. Może krzywych spojrzeń, może plotek. Sama nie czuła się dobrze pod oceniającymi spojrzeniami innych.
***
Decyzja Motylki nie była czymś, czego się spodziewała. Zszokowała ją.
Czuła, że zawiodła młodszą. Czy mimo jej starań kotka nadal czuła się na tyle źle, że zrezygnowała z przyszłości medyka, na którą tak ciężko pracowała? Umiała przecież już tak dużo. Pacjenci ją chwalili.
Nie rozumiała relacji pomiędzy Skowronkiem a uczennicą. Koteczka nie zrobiła niczego źle; chciała wystąpić w jej obronie i przemówić bratu do rozsądku, ale odwaga ją opuszczała wschody słońca zanim miała go skonfrontować. Nie mogła przecież oskarżać tak miłego kota jak Skowronek o tak podłe zachowanie. Nie mógł specjalnie mieć uczennicy za złe, że trafiła na naukę pod jego łapę. Nie miał za co. Jedną łapą chciała stać po stronie czekoladowego, brata z krwi i kości, a drugą wraz z Motylką, dla której była jak starsza siostra. I te dwa światy, na których stała okrakiem, coraz bardziej się od siebie oddalały.
***
— Mam wam coś do powiedzenia — słowa uczennicy były nerwowe. Zawilcowa Łapa leżał na posłaniu, połowa pyska zakryta świeżą pajęczyną, a Skowronek i Pajęcza Lilia uwijali się głębiej w legowisku, porządkując kurz i opadłe liście roślin. — Ja… Miałam sen. Przy sadzawce — spojrzenia zwróciły się w jej stronę, Firletka zwróciła głowę ku bratu; faktycznie, nie przypominała sobie obecności koteczki w ich śnie. Skinęła głową w jej stronę, aby ta kontynuowała. — Widziałam polanę. Taką słoneczną, ptaszki śpiewały, obraz jak z bajki. I był tam taki kociak, oczka miał szeroko otwarte. Mądre, takie… Dorosłe. Stał sobie tak sam, i patrzył. I miał taki, taki no… Charakterystyczny pyszczek. Na wpół biały. Miałam mu się zapytać, czy potrzebuje pomocy, kim jest, i w ogóle, ale sen się skończył i no… — Koteczka wylewała z siebie potok słów. — I nie wiem, czy to ważne. Czy to był… Duch? Czy coś złego nas czeka?
Słowa Motylki nadal obijały się po ścianach jej czaszki. Czy to ważne? Czy coś złego ich czeka? Nie miała pojęcia. Bać się, czy nie bać. Gdzie się podziewał Zawilcowa Łapa, może w jeszcze innym śnie? Kim był ten kociak? Trzewia wykręcały się jej co noc przez dobry tydzień po spotkaniu przy sadzawce, gdy rozstrząsała każdy z detali snów, które zostały im zesłane. Czy ona i Skowronek widzieli tego samego kota? Przed czym uciekał? Czy Motylka pominęła jakiś istotny szczegół, który był kluczem do zrozumienia wizji?
Nie wiedziała, czemu się tym tak przejmuje. Może było to na cześć Motylki? Aby czuła, że jej pomóc była ważna, istotna dla nich, dla reszty medyków? Coś na wzór uznania dla kotki. Może i młodsza nie bardziej miała możliwości wyciągnąć już głębszego sensu że snu, ale ona mogła kontynuować jej działania.
Znalazła się jednak łaknąc konwersacji z kotką na nie-wojownicze tematy. Czuła się, jakby kogoś oszukiwała, chcąc poradzić się uczennicy, w dodatku już nie medyka, na tematy czysto profetyczne, ale łapy same kierowały ją do legowiska kotki. Przysięgła sobie, że będzie to ostatni raz, i zrobi to dyskretnie, nikt się nie dowie o takim łamaniu kodeksu… Wmawiała sobie, że nie robi nic złego, skoro część przepowiedni została zesłana jej towarzystwie. To nie jej wina, że zmieniła drogę nauki… No, może trochę.
Gdy inni uczniowie opuścili legowisko, a ona podała Rumiankowej Łapie zioła na ból głowy, a Czuwającej Salamandrze kazała odpocząć i podsunela nasionko maku, złapała Motylkę i obie rozsiadły się na jej posłaniu. Koteczka była ciekawa, widocznie radosna, że ma jeszcze w jakiś sposób do czynienia z medyczną strefa klanu, ale część tego szczęścia przykryło uczucie, że to już nic oficjalnego. Że zamiast grzebania w ziołach do końca życia czeka ją polowanie na króliki.
— Posłuchaj uważnie — zaczęła, owijając ogon wokół łap, aby ukryć ich drżenie. — Gdy ty dostałaś swoją przepowiednię, ja wraz ze Skowronkiem też byliśmy w pewnym miejscu. Gdy opowiadałaś mi o tym kociaku, którego zobaczyłaś… My też kogoś widzieliśmy. Ktoś… Biegł. Widziałam tylko skrawki puchatego futerka i łapki z białymi skarpetkami. Atmosfera była duszna, taka… Jakby świat się niepokoił. Nie daje mi to spokoju. Przepraszam, że przychodzę z tym do ciebie, ale pomyślałam, że może zobaczyłaś coś jeszcze, może coś Ci umknęło… Nie wiem.
<Motylko?>
wyleczone: Rumiankowa Łapa, Czuwająca Salamandra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz