Ostatnie promienie słońca łagodnie ogrzewały grzbiety dwóch kotek, które pędziły przez Kolorową Łąkę. Złociste światło dnia chyliło się ku końcowi, malując wysokie trawy odcieniami bursztynu i różu, a w powietrzu unosił się zapach zwierzyny oraz rozgrzanej ziemi. Czereśniowy Pocałunek, wysoka i zwinna kocica o miękkim, dymnym futrze, biegła z gracją za uciekającą przepiórką. Tuż obok niej, z niesłabnącą energią, skakała Biedronkowe Pole — jej była mentorka i wierna towarzyszka polowań. Tym razem również wybrały się razem na ciche polowanie. Dziś jednak ich skupienie było wyjątkowe, a głód tylko wzmacniał instynkty. Biedronka zerknęła na młodszą kotkę i skinęła jej głową. Sygnał był jasny, czytelny — jak zawsze między nimi. Czereśniowy Pocałunek nie zawiodła. Natychmiast skręciła w bok, odbijając zgrabnie między źdźbłami trawy dokładnie w tym samym momencie, co starsza kocica. W jednej, precyzyjnej chwili otoczyły ptaka z obu stron. Zaskoczona przepiórka nie zdążyła zmienić kursu — zaplątała się w trawach i wpadła wprost w paszczę Biedronkowego Pola. Kotka upuściła zdobycz na ziemię, delikatnie, niemal z szacunkiem. Jej żółte oczy błyszczały zadowoleniem. Sukces wspólnego polowania zawsze smakował lepiej niż samotne łowy. Jednak kiedy uniosła głowę, zauważyła, że Czereśniowy Pocałunek nie dzieli z nią triumfu. Stała nieruchomo, jakby coś ją zahipnotyzowało. Jej wzrok utkwiony był w gęstej kępie trawy kilka kroków dalej.— Co się stało? — zapytała cicho Biedronka, podchodząc bliżej.
Nie musiała długo czekać na odpowiedź. Spojrzała we wskazanym kierunku i wtedy sama to zobaczyła. Gniazdo. Między źdźbłami trawy, niemal doskonale ukryte wśród zieleni, spoczywało niewielkie, starannie utkane ptasie gniazdko. Było delikatne jak pajęczyna, a jednak zdolne do chronienia najcenniejszego skarbu — życia. W środku wiły się maleńkie pisklęta. Ślepe, nagie, z ledwo widocznym puchem. Popiskiwały cicho, bezradne i głodne, nieświadome tego, że świat, który dopiero zaczęły poznawać, właśnie runął w ciszy. Czereśniowy Pocałunek zadrżała. Powietrze nagle zrobiło się cięższe, jakby trawa wokół przycichła, a świat zatrzymał się w smutnym zawahaniu. Biedronkowe Pole też patrzyła. Jej oczy nie były już twarde jak zwykle — zaszły cieniem refleksji. Obie zrozumiały. Przepiórka, którą przed chwilą pochwyciły podczas precyzyjnego manewru, nie była tylko łupem. Była matką.
— To one… — wyszeptała Czereśnia, niemal bezgłośnie.
Biedronka milczała przez dłuższą chwilę, nim skinęła powoli głową.
— Cóż… taki jest krąg życia — powiedziała cicho, choć w jej głosie zabrakło zwyczajowej pewności.
Nie było tu jednak miejsca na sentymenty. Gdyby zostawiły pisklęta, umarłyby z głodu i zimna. Ich odejście było nieuniknione — przedłużenie losu ich matki. Wojowniczki dopełniły więc dzieła. Szybko, sprawnie, bez zbędnego okrucieństwa. Nie mówiły nic, gdy odchodziły. Trawa za nimi szeleściła lekko, jakby próbowała zakryć ślady. Nad łąką zapadła cisza. A słońce, które jeszcze przed chwilą grzało ich grzbiety, schowało się całkiem za horyzontem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz