Powoli zaczynał ją męczyć ten skrawek zieleni. Żyła w nim już księżyc. A może dłużej. Nie pamiętała jaki był stan księżyca, gdy tutaj trafiła. Nie dbała o to, jak kiedyś. Otulona swoim ogonem spędzała popołudnie w swoim krzaku. Powoli kończyła się Pora Zielonych Liści albo już dobiegała końca? Deszcze coraz częściej nawiedzały ten zakamarek, a krzak był dość mało wodoodporny. Trochę martwiła się. W klanie zawsze było pożywienie. Więcej lub mniej, ale nie było dnia, w którym nikt niczego nie upolował. A tutaj? Nie miała pojęcia jak ciężka okaże się Pora Nagich Drzew. Wątpiła czy błąkających się tutaj myszy starczy jej na w miarę regularne posiłki. Tym bardziej, że tyle psów się kręciło na tych terenach. I jeszcze były inne koty...
Lekko podłamana tym biła się z myślami czy próbować ruszać dalej. W betonowym lesie tym bardziej nie przetrwa krótkich zimowych dni...
— Pieszczochu!
Znajomy głos sprawił, że ciarki przeszły jej przez grzbiet. To była ta bura kotka. Jedna z tych irytujących ją włóczęgów. Choć akurat jej towarzyszem nie musiała się martwić. Wąchał już kwiatki od spodu. Nie zamierzała wychodzić. Wolała ją przeczekać. Po ostatnim starciu nie była jakoś super chętna na powtórkę. Tym bardziej, że niedawno skończyła układać swoje futro.
Pech chciał, że ta przybłęda finalnie znalazła ją. Pierwomrówka wpatrywała się w nią bardzo niezadowolona.
— Czego? I spadaj to mój krzak. — syknęła, nie zamierzając się dzielić ciasna, ale własną przestrzenią.
Bura miała inne zdanie.
— Z racji tego, że mój brat zginął przez ciebie teraz odpracujesz to. — miauknęła swe żądania obca.
Czekoladowa parsknęła kpiąco.
— Ja go zabiłam? Sam wpadł pod Potwora. Mógł patrzeć jak biegnie. Nic nie będę odpracowywać. Tym bardziej dla jakiegoś śmierdzącego włóczęgi. — zawoła wojowniczo.
Bura była na jej terenie. Nie zamierzała się pod nią uginać. Biedna i głupia nawet nie wiedziała do czego jest zdolna Pierwomrówka. W końcu była liderobójczynią. Wygnańcem. Oj tak była śmiertelnie niebezpieczna.
Jęknęła, czując ostre zęby na swoim ogonie.
— To nie ulega dyskusji. Takie są prawa Betonowego Świata. — zagroziła jej kotka.
Czekoladowa zirytowana kopnęła ją w pysk. Nie było to na tyle mocne by pozbyć się przybłędy, ale patrząc na jej wyraz pyska musiało to ją zaboleć.
— Jak chcesz się bić to dawaj, tylko wyjdźmy z krzaka. — prychnęła dymna, nie zważając na swoją obecną sytuację.
Dostała w pysk. Syknęła zaskoczona bólem. Miała jej odgryźć ogon, a nie bić ją po mordce.
— Masz odpracować jego śmierć. Zrozumiałaś? — powtórzyła się bura.
Czekoladowa wywróciła oczami. Zaczęła rozważać opcje ucieczki. Może to było lepsze od tej wariatki. W końcu skoro ją teraz znalazła, znajdzie ją ponownie i znowu będzie jej utrudniać życie. Musiały istnieć jakieś miejsca pozbawione innych kotów. Gdzieś w końcu musiały być jakieś polany. Lasy...
Znów dostała w pysk. Już wkurzona rzuciła groźne spojrzenie.
— Nie. I nie zamierzam. No dalej zmuś mnie. — rzuciła jej wyzwanie.
Nim się spostrzegła znalazła się na ziemi. Ponownie ta sama patowa sytuacja. I tym razem bura nie dała się tak łatwo ugryźć. Zaatakowała, gdy Pierwomrówka była jeszcze oszołomiona. Czekoladowa pisnęła, czując potworny ból. Coś ciepłego zaczęło spływać z jej pyska.
— Oszalałaś?! — krzyknęła, zagryzając zęby.
Potwornie bolało. Złapała łapą za pulsujące miejsce. Dotknęła coś mokrego. Odsunęła łapę by zobaczyć co to. Krew. Jej krew. Na pysku...
— Sama kazałaś mnie zmusić. — mruknęła kotka. — Masz mi upolować dwie myszy. Przyjdę wieczorem. Nie próbuj uciec. Z taką raną daleko nie zajdziesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz