Nadeszła pora Kosaćcowej Łapy. Ruchem ogona Nikły Brzask przywołał go do siebie, wyczekując pierwszej wypowiedzi
— Dzień dobry, Nikły Brzasku! — przywitał się przyjaźnie, tak jak zawsze przy innych. Uśmiechnął się, usiadł i spojrzał z błyszczącymi oczętami. Nagle mina stała się współczującą drugiemu.
— Och, bardzo Ci współczuję, Nikły Brzasku... — wymruczał, doszukując się jakiejś słabości u niego — Zapewne byłeś związany ze Sosnową Gwiazdą, prawda? Ja też ją lubiłem, wiesz?
Zabiłem ją. Było mu niedobrze, ale stłumił to, zanim wyszła z niego wcześniej zjedzona nornica. Kontynuował:
— Wiesz... Lubiłem to, jak jest surowa — wyznał. Była to po części prawda — Ja też podzielam zdanie, że powinno się karać leniwe koty, które nie są nam użyteczne! — zakończył, ale Nikłemu Brzaskowi nie udało się nawet wydać szeptu, a ten już zaczął:
— A, zapomniałem. Mam opisać, jak mi poszedł ten mój przewspaniały dzionek? Już się robi! — uśmiechnął się. Sprawdzi cierpliwość starszego.
— Obudziłem się późno, niestety, a mentor mnie zganił. Potem poszliśmy gdzieś w głąb naszego terytorium, aby zobaczyć, jak mi idzie ze wspinaczką. Wiesz, jakie to było ekscytujące? Pewnie sobie nie wyobrażasz lub tak, bo przecież jesteś ode mnie starszy! Prawie bym spadł z gałęzi, ale wskoczyłem na inną, grubszą i tak o to przeżyłem! A byłem na dość sporej wysokości. Potem Miodowy, znaczy, Miodowa Kora, kazał mi coś upolować. Więc upolowałem coś, co było najłatwiej u nas znaleźć. Szare myszki, ale niestety są teraz strasznie młode, więc i małe. Złapałem jedną. Miałem jeszcze drugą, ale mi zwiała, pewnie przez moje nieskazitelne, piękne i oszałamiająco śnieżne futerko. Zdziwiłbym się, gdyby nie uciekła; pewnie bałaby się, że jej wzrok zastygnie na mojej grzywie na wieki, ha, ha! O, a jeszcze wcześniej rozmawiałem z Miodową Korą o pewnej sprawie, ale nie mogę mówić, bo to sekret! A sekretów się nie mówi, dobrze o tym wiesz, co nie, Nikły Brzasku? Po tym wróciłem do naszego obozu, odpocząłem, sam chyba widziałeś, że podczas popołudnia leżałem i wylegiwałem się. Było tak gorąco... nie mogłem przegapić tej okazji! Chociaż później było tak gorąco, że myślałem, że zaraz się spalę, więc poszedłem do legowiska uczniów. Mam największe posłanie z nich wszystkich, wiedziałeś? Jestem największy z uczniów obecnie! Ciekawe czy urosnę jeszcze... Chciałbym być taki jak nasi lwi przodkowie! O, a gdy wróciłem do swojego posłania, zrobiłem z kilkanaście kółeczek, bo było tak niewygodnie i coś mnie uwierało. Potem zdałem sobie sprawę, że ktoś wsadził mi kolec do posłania! Wiedziałem, kto mógł być sprawcą. Nikt inny niż Obłąkaniec, Zabłąkana Łapa! — udawał gniew na kocura, co mu dobrze wychodziło — Więc odwdzięczyłem mu się tym samym; wsadziłem jeszcze więcej cierni w jego posłanie, ale tak, aby nie dojrzał! A w sumie to jak by miał zobaczyć? Przecież jest ślepy!
Nie był ślepy, ale to tylko na potrzeby przedstawienia, co nie? Zawsze trzeba było coś dodać magicznego, aby było ciekawiej!
— Więc tak mi minął dzienny dzionek. Potem zostało mi tylko czekać, aż wróci. Och, już tak bardzo się niecierpliwiłem! Ale na szczęście przyszedł bardzo szybko. Kiedy się ułożył... nawet nie cmoknął z bólu. Zdałem sobie sprawę, że dałem nie do tego posłania! Zamiast niego, to Szczawik zwijał się z bólu. Na szczęście nie poznał sprawcy tego wypadku, więc nie musiałem go przepraszać. Mały będzie musiał potem zawitać pewnie do medyczki, bo zada to raczej nie ma wytrzymałego. Ale sądzę, że się wykaraska z tego, w końcu to Szczawik, mój najlepszy kolega z legowiska! — Potem zaczerpnął powietrza, a następnie dodał z silnymi emocjami, dramatycznie wręcz — Potem zapadła noc. Dosyć cicha, bo spałem jak kamień... gdyby nie Obłąkaniec, który zaczął majaczyć we śnie pewnie. Zadrapał mi lewą, przednią łapę wewnątrz! No tylko spójrz... — i pokazał smutny zranioną łapkę. Kontynuował — Obudziłem się i prawie bym go rozszarpał, gdyby nie to, że zanim otworzyłem oczy, on już biegł do kogoś tam. Siedziałem w legowisku, naburmuszony, czekając na jego przyjście. Ale potem zmorzył mnie ponowny sen, więc nie dowiedziałem się wtedy, czemu to zrobił. Choć w końcu jest ślepy, więc mógł to zrobić przypadkiem. Takie koty są nieprzewidywalne! A dzisiaj rankiem obudziłem się, złapałem Zabłąkanego i spytałem, co robił w nocy. I odparł, że robił siusiu, przy okazji waląc wielkiego kloca, a potem...
— Już, już mi wystarczy... — sapnął ze zmęczeniem, próbując pozbierać myśli — Jaka znowu tajemnica Miodowej Kory?
— Ale ja nie mogę powiedzieć, Nikły Brzasku! — powiedział Kosaciec — Wtedy mój mentor byłby strasznie zły. No chyba, że dotrzymasz tajemnicy, to mogę szepnąć na ucho... Ale musisz obiecać, Nikły Brzasku!
— Mów — polecił mu surowym, zirytowanym głosem.
— Ale nie obiecałeś! — Widząc jednak spojrzenie Nikłego Brzasku, zrozumiał, że nie może z nim grać w te gierki. — No dobrze, już gadam... — odpowiedział niechętnie. Wstał, podszedł bliżej do kocura, pochylił się nad jego prawym uchem i wyszeptał zdania:
— Miodowa Kora nie powiedział mi tego. Sam wywnioskowałem... że coś iskrzy między nim a Iskrzącą Nadzieją. Na treningu też dziwniej się zachowywał, więc stwierdziłem, że to pewnie przez to taki jest. Ale nie sądzę, aby ona to odwzajemniła... ugania się bardziej za moim słabym wujkiem, chociaż u niego to nie ma szans! — po czym odsunął się i dodał błagalnie, patrząc mu w oczy — Tylko proszę, zachowajmy to między nami!
Tak naprawdę zmyślił to. Ale widział, że cała ta trójka jest mocno powiązana, więc czemu miałby z tego nie skorzystać? Może jego mentor naprawdę darzył mocnymi uczuciami Iskrzącą Nadzieję... zaraz, a czy ona się tak nazywała? Nawet i jeśli nie, to trudno. Nie będzie każdego znać z klanu, bo to by była strata czasu. I tak pewnie w całym życiu zagada tylko do kilkunastu z nich. Ona pewnie sobie z jego istnienia też nic nie robi; i słusznie.
— Uch, dobrze, idź już, nie mam całego dnia — zbył go starszy.
Uśmiechnął się, skinął głową i pożegnał się z nim. Gdy już Nikły Brzask stracił go z oczu, wesoła mina mu znikła. Jednak czuł się rewelacyjnie, bo starszy pewnie nawet go nie podejrzewał. Dobrze to zagrałem, pomyślał. Ciekawe, co Brukselka i Obłąkaniec powiedzą.
[969 słów]
[przyznano 19%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz