Do niedawna martwiła się o swoje utrzymanie podczas Pory Nagich Drzew. A teraz jeszcze miała na głowie Kłak. Bura weszła ze swoimi brudnymi łapami do jej życia, i krzaka też, naprzykrzając się. Cały czas wymyślała jej jakieś kolejne zadania i ogółem za bardzo się rządziła. Była irytującym wrzodem na zadzie. Brała zwierzynę i znikała, by wrócić i żądać jeszcze więcej. Pierwomrówka powoli planowała wydanie wyroku na niej. W końcu na pewno tęskniła za bratem. Męczyła się przy czekoladowej. Odesłanie i jej na inny świat było znakomitą opcją. Opcjonalnie poszukanie tych ziół na sraczkę.
Pierwomrówka spojrzała na powoli zachodzące słońce. Dziś zniknęła na dłużej niż zwykle. Nie żeby za nią tęskniła. Może w końcu i ją pożarł Potwór. Zadowolona wracała z myszą do swojego krzaka. Weszła do prowizorycznego legowiska pewną łapą, by się zdziwić. Kłak już tu była. Zmarszczyła brwi.
— O znakomicie. Właśnie zgłodniałam. — miauknęła bura.
Czekoladowa syknęła na nią, lecz kotka nie zdawała się tym przejmować.
— Dawaj, zjemy na pół. — mruknęła włóczęga. — Jutro pójdziemy gdzieś razem. Dobra?
Pierwomrówka zjadła swoją część i przesunęła zwierzynę w stronę kotki. Położyła łeb na swoich łapach.
— A mam wybór? — prychnęła i skuliła się do snu.
* * *
Stanęła przed czarnym kamieniem. Spojrzała niepewnie na Kłak. Nie chciała pokazywać przed nią słabości, ale to było silniejsze od niej.
— Chyba żartujesz. — miauknęła lichym głosem.
Bura westchnęła i wróciła się po nią. Szła przez Grzmiącą Ścieżkę jakby to było nic. Jakby zupełnie nie straciła przez nią ostatnio towarzyszą.
— Słuchaj, o tej porze mało kto się kręci. Ale jak zaraz nie ruszysz dupy to będziemy mieli na głowie Potwory. — syknęła.
Czekoladowa nie poczuła się zachęcona. Ani przekonana. Łapy wciąż tkwiły w tym samym miejscu. One też ani myślały opuszczać bezpieczne szare kamienie. Poczuła jak coś ją popycha od tyłu. Zaparła się, lecz jej łapy zdążyły wjechać na czarny kamień. Pisnęła, zamykając oczy.
— No dalej. Ruszaj się.
Otworzyła niechętnie ślepia. Bura wpatrywała się w nią zażenowana. Przeszła szybkim krokiem na drugą stronę. Pierwomrówka zacisnęła zęby i pobiegła za nią. Nie chciała przyznać, że już zdążyła się pogubić w ich trasie i nie wiedziała, którędy wrócić do swojego krzewu. Z podkulonym ogonem szła za Kłakiem.
— Daleko jeszcze? — przerwała ciszę pomiędzy nimi.
Bura przystanęła, czekając aż ta ją dogoni. Rozejrzała się.
— Jeszcze trochę. Dziś nie wrócimy do parku.
Czekoladowa przekręciła łeb.
— Park?
— Tam gdzie mieszkasz. Jest ich niewiele w mieście. A im dni robią się krótsze tym więcej gangów zaczyna tam zaglądać. Prędzej czy później by cię przegonili lub co gorsze zniewolili. — mruknęła Kłak.
Pierwomrówka zmarszczyła brwi. Uniosła ogon oburzona do góry.
— Ej, wtedy byłam nie w formie. Teraz na spokojnie pogonie parę nędznych samotników. — burknęła, unosząc łeb do góry.
Bura machnęła ogonem.
— Paru? Nie rozśmieszaj mnie. Poza tym silniejsze gangi potrafią być o wiele większe niż parę kotów. — parsknęła.
Czekoladowa nie skomentowała tego. Pewnie Kłak ją straszyła i tyle. Nie wiedziała do czego Pierwomrówka jest zdolna. Bura wskoczyła na dziwne metalowe pudło, a z niego na ogrodzenie. Wylądowała na gęsto porośniętym trawą terenie. Chaszcze były wyjątkowo wysokie jak na świat Dwunożnych. Kłak patrzyła się na nią oczekująco. Dymna zmarszczyła nos i powtórzyła ruchy burej. Choć powtórzenie to za dużo powiedziane. Wyszło jej dość niezgrabnie i prawie spadła na towarzyszkę, lecz nie zamierzała po sobie poznać, że to nie było planowane. Z wysoko zadarnym nosem spojrzała na burą.
— Gdzie teraz?
Kłak nie odpowiedziała, po prostu ruszyła dalej. Pierwomrówce nie pozostało nic innego jak za nią podążać. Dotarły do stosu dziwnego materiału. Pachniał jak coś stworzonego przez Dwunożnych. Miał nienaturalny kolor. Jaskrawy żółty.
— Wyłaźcie. — miauknęła Kłak.
Spód dziwnej konstrukcji wyszły dwie puchate kulki. Całe czarne. Pierwomrówka zmarszczyła brwi.
— To twoje?
— Nieważne czyje. Pomożesz mi wyprowadzić je z Betonowego Świata. Ty też tutaj się nie odnajdujesz. A sama tutaj zginiesz. — burknęła Kłak.
Czekoladowa chciała jej jakoś dogryźć albo odpyskować, ale miała rację. Też chciała się stąd wydostać. Wrócić do lasów, polan. Byle daleko od tego betonowego lasu. Otuliła łapy ogonem.
— Czyli mam niańczyć twoje kocięta? — burknęła w końcu.
Bura zignorowała ją. Podeszła do młodych.
— Ciociu, a kto to? I czemu nie działają jej uszy? — dotarł do niej fragment rozmowy.
Pierwomrówce niespieszno było do zabawiania kociąt. Odwróciła się zadem do wesołej rodzinki, a sama myślami odpłynęła w kierunku jej rodzinnego klanu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz