[Księżyc temu]
Tego wieczoru było pochmurnie, padał deszcz a na świeżym powietrzu nie latały ptaki. Rysia Łapa przewracała się w swoim legowisku, muskając ogonem ziemię. Legowisko uczniów było niemal zapełnione. Jak przyjdzie nowe pokolenie kociąt, trzeba będzie dorobić kolejne legowiska. Może to nawet lepiej? Klanowi Wilka przydadzą się kolejni wojownicy, zwłaszcza po tym ile ich zostało. Przekręciła się na drugą stronę, tak aby patrzeć na rude futro Dyniowej Łapy. Powoli zamknęła swe ślepka, zwinęła się w kłębek i zasnęła. Zawsze budziła się w tym samym miejscu. Ciemny las położony nad bagnami sprawiał, że nastroszyła futro. Każdej nocy tam trafiała myśląc, że to jest ta Mroczna Puszcza. Jednak nigdy nie spotkała tam kogoś znajomego, ani z kultu ani innego pobratymca. Jedynie te czarne, smukłe sylwetki przemierzające z gałęzi na gałąź. A bagna? Nawet o nich nie chciała wspominać. Jak chociaż jedna łapa się w niej zamoczyła, wciągało cię od razu. Jakby twoje własne ciało odmówiło kontroli. Rysia Łapa wzdrygnęła się, ale postawiła kilka kroków na przód. Skoczyła na jedno z drzew i zaczęła się po nim wspinać. Kiedy dostała się na samą górę, rozejrzała się szukając tajemniczych kotów. Podciągnęła się na jedną z grubszych gałęzi, łapiąc się jej. Kiedy się na nią przedostała, położyła się na niej. Chciała poczekać, aż się wybudzi z tej próżni. Żadnych dźwięków, żadnych kotów. Tylko bagna które ciągnęły się i ciągnęły prawie, że nie miały końca. Po długiej wędrówce kotka zauważyła światło. Szybko w nie wbiegła, budząc się w krzakach. Otworzyła oczy i niepozornie wychylając głowę, rozejrzała się. Była przy rzece, tuż koło granicy z Klanem Klifu. Z krzaków za rzeką wyłoniła się brązowa sylwetka. Smukłe, długie łapy i piękne futerko… To mogła być tylko jedna kotka — Pietruszkowa Błyskawica. Urokliwa wojowniczka, którą poznała księżyce temu. Kotka usiadła na trawie i spojrzała na szylkretkę. Na jej pyszczku widniał uśmiech, który rozczuli każdego. Kiedy kultystka powoli zbliżała się do kotki, obraz przed jej oczami rozmazał się.
[Teraźniejszość]
Niebieska zmrużyła oczy w szparki i ziewnęła. Miała zabrać kogoś na patrol, ale nie chciało jej się. Tak czy siak niedawno jej kara została zdjęta, a ona cieszyła się swoim powrotem do rangi wojowniczki. Po chwili dostrzegła jej siostrę, Lamentująca Toń. Siedziała z Topielcowym Lamentem. Szylkretka ruszyła z miejsca, w kilku susach dotarła do dwójki i wymruczała:
— Mogę cię porwać na patrol?
Musiała minąć chwila, a niebieskie oczy skierowały się w jej stronę. Dymna wstała i rozciągnęła się, westchnęła i pokiwała łbem do ojca. Ten wymruczał coś pod nosem i zaczął myć się po piersi.
— Poszukam kogoś jeszcze, poczekasz chwilę? — powiedziała. Siostra pokiwała głową i zniknęła za legowiskiem starszyzny. Kotka ominęła stertę zwierzyny i prędko zauważyła czekoladowe futro. Iskrząca Nadzieja gadała z Brukselkową Łapą i Sowim Zmierzchem, jednak kiedy wojowniczka ujrzała Rysi Trop, uniosła ogon. Wstała i pobiegła w jej stronę, z uśmiechem na pyszczku mało jej nie taranując, zatrzymała się.
— Świetnie, że jesteś. Pójdziesz ze mną na patrol? — zapytała.
— Jasne! — mruknęła. Do nich dołączył również Sowi Zmierzch.
Kiedy koty dołączyły do Lament, wyszły z obozu. Las osłaniał ich przed słońcem, które grzało je niemiłosiernie. Nawet podczas Pory Opadających Liści, nie dało się wytrzymać. Rysi Trop szczególnie miała z tym problemy, bo przez jej grube futro miała ochotę wskoczyć do wody.
Już po chwili maszerowania, patrol wyszedł z lasu i udał się do Ciernistego Drzewa. Jednak kiedy już tam dotarli, coś zaczęło ją niepokoić. Na polanie było zupełnie cicho, żadnych zwierząt, niczego… Może to nawet lepiej? Po wygnaniu Śnieżnego Wichra, zrobiło się jakoś ciszej. Ale kotka miała swoje przeczucie, że to nie on był za to odpowiedzialny. Niestety to poczucie winy nadal ją zjadało, a dziura w niej stawała się coraz większa. Rosła i rosła, nigdy nie malała.
— Może pójdziemy nad rzekę? Poprawimy zapachy na granicy! — rzuciła Iskrząca Nadzieja.
— Po co? Bo jeszcze Klan Klifu nauczy się pływać? — zachichotał Sowi Zmierzch. Szylkretka trzepnęła go ogonem i syknęła, na prośbę Iskry poprowadziła koty nad rzekę.
Po czasie truchtania i biegania, patrol Klanu Wilka dotarł nad rzekę. Woda była rwąca i niebezpieczna.
— Słyszycie to? — wymruczała zasapana Lamentująca Toń. Koty odwróciły się w kierunku odgłosów, jednak patrol nic nie znalazł.
— Co teraz robimy? — zapytał Sowi Zmierzch.
— Najlepiej iść dalej — szepnęła Lamentująca Toń — Nic tu nie ma, a musimy jeszcze iść do granicy z Klanem Klifu — wyjaśniła. Ryś była zniesmaczona tą sytuacją, jednak Sowi Zmierzch i Iskrząca Nadzieja zgodzili się z jej siostrą. Szylkretka położyła po sobie uszy i ostatni raz spojrzała na rzekę. Kiedy patrol miał się oddalić, kotka usłyszała plusk. Odwróciła głowę i zmrużyła oczy, wtedy zauważyła jasne sylwetki w wodzie. Jak na sygnał ruszyła przed siebie, nie biegła tak szybko jak koty z Klanu Burzy, ale gdyby postarała się bardziej, mogłaby biegać za królikami. Ich los był niemal przesądzony, a wszystko w rękach niebezpiecznej rzeki. Klan Gwiazdy miał jednak inne plany… Małe ciałka zatrzymał gruby korzeń, a Rysi Trop miała okazję złapać je za karki. I tak się stało, szylkretka popędziła w kierunku małych kociaków. Najpierw chwyciła szylkretowego, a później płowego. Po chwili podbiegli do niej pozostali członkowie patrolu. Iskrząca Nadzieja aż wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Sowi Zmierzch wzdrygnął się i delikatnie przekręcił swój liliowy łeb.
— Musimy je zabrać do obozu! Rodzice czy nie, one potrzebują schronienia! — syknęła w stronę Lamentującej Toni. Dymna pokiwała głową i chwyciła jednego kociaka za futerko. Tak samo zrobiła Rysi Trop, a kiedy patrol był gotowy, koty wyruszyły do obozu. Wilgoć dotykała Ryś po pyszczku, a ta z niechęcią spojrzała na kociaka.
***
— Zaraz będziemy! — krzyknął Sowi Zmierzch. Niebieska miała coś powiedzieć, ale zapomniała, że trzyma kociaka w pysku. “Na Klan Gwiazdy! Czy on nie może się zamknąć?” — pomyślała. Czekoladowa kotka stanęła w progu obozu i rozejrzała się. Na szczęście nikt nie stał im na drodze, żeby wejść. A kiedy już wbiegli, w ich stronę pojawiły się nagłe i gwałtowne spojrzenia. Od razu podbiegła do nich kultystka, a zarazem mistrzyni — Makowy Nów.
— Co się stało? Skąd macie te kociaki? — wzdrygnęła się kocica. Szylkretka delikatnie położyła ciałko, usiadła i przykryła je ogonem.
— One… Tonęły. Musieliśmy je uratować — wytłumaczyła. Mistrzyni spojrzała na nią swoimi żółtymi oczami, mrużąc je w szparki. Wojowniczka poczuła krew, która przepływała przez jej uszy. Teraz wszystko w rękach wyższego stopnia Klanu Wilka. Słońce zaczęło zanikać, a na jego miejsce powędrował księżyc. Wojownicy po skończeniu patrolu udali się do legowisk. Rysi Trop położyła się i obróciła na drugą stronę. Powoli zamknęła oczy i zasnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz