BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Iskrząca Nadzieja x Makowy Nów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Iskrząca Nadzieja x Makowy Nów. Pokaż wszystkie posty

24 kwietnia 2025

Od Iskrzącej Łapy (Iskrzącej Nadziei) CD. Makowego Nowiu

*Jeszcze zanim Iskra dostała ucznia*

Kiedy tylko światło wpadło do legowiska wojowników, wstałam i mozolnie się przeciągnęłam. Ziewając, podniosłam się leniwie ze swojego posłania i ruszyłam w stronę wyjścia z legowiska wojowników. Co prawda niespecjalnie chciało mi się dzisiaj cokolwiek robić, ale Jadowita Żmija wyznaczyła mnie do patrolu porannego, więc to mogłam poradzić? Oprócz mnie szli jeszcze Makowy Nów, Kossańcowa Łapa, Miodowa Kora oraz Nikły Brzask. Jako iż moja była mentorka była najbardziej doświadczona z naszej piątki, oczywiście ona dowodziła patrolem. Bardzo cieszył mnie wkład naszego patrolu. Miło by było porozmawiać z byłą już mentorką oraz nigdy nie mogłam odmówić pogawędki z Miodową Korą. O dziwo byłam jedną z pierwszych kotów, które czekały już przy wyjściu z obozu. Szkolenia Mak jednak na coś się zdały. Dzięki niej moja punktualność doszła prawie do perfekcji, co zawdzięczam oczywiście jej i jej dyscyplinie. Chwilę później obok mnie stanęła liliowa kocica. Tylko na to czekałam. 
— Dzień dobry Makowy Nowiu, czy zanim wyruszymy, miałabyś chwilę, aby ze mną porozmawiać? — spytałam, patrząc się prosto w oczy byłej już nauczycielki.
— Witaj. — Skłoniła lekko głowę na powitanie. – I mam chwilę. Chcesz porozmawiać o czymś konkretnym? — zapytała. 
Bardzo ucieszyła mnie odpowiedź Mak, zwłaszcza że od czasu mianowania rzeczywiście dużo mniej rozmawiałyśmy. 
— Mam do ciebie kilka pytań, na które według mnie ty najlepiej mogłabyś mi odpowiedzieć jako moja była mentorka. Przepraszam, że tak cię zasypie pytaniami, ale trzymam to od dłuższego czasu... — otwarcie przyznałam, jednocześnie z góry przepraszając oraz łapą drążąc kółko w ziemi. — Pierwsza sprawa czy jestem wyszkolona na tyle dobrze, żebyś była zadowolona z moich wyników? Czy... czy jesteś ze mnie, chociaż troszkę dumna? A-albo się mnie, chociaż nie wstydzisz? — wydukałam trochę skrępowana, pytając się o to z niewiadomych przyczyn. — Bo wiesz... ch-chciałabym mieć ucznia, może nie mówię, że od razu teraz, ale nie pogardziłabym na przykład w takim Szczawikiem a-albo w ogóle kiedykolwiek mieć swojego własnego ucznia... Bardzo mi na tym zależy... Chciałabym poczuć to, że daje komuś wiedzę tak jak ty kiedyś mi. Tak naprawdę mam z tobą bliższą relację niż z własną matką... — wyszeptałam i odważyłam się spojrzeć liliowej prosto w oczy. 
Co prawda nie byłam już jej podopieczną, ale mimo to miałam do niej respekt. Sama nie wiedziała, co powiedzieć, co skutkowało chwilą ciszy. Nie spodziewała się takiego pytania z ust Iskry. I takiego wyznania. Nigdy nie sądziła, że jej była podopieczna kiedykolwiek będzie widzieć w niej kogoś tak bliskiego. Dziwnie się poczuła z tym faktem. W końcu była tylko mentorką, która wykonywała swoje obowiązki. A mimo to...
— Nauczyłaś się wszystkiego, czego potrzebowałaś. Fakt, że zdałaś szkolenie i zostałaś dobrą wojowniczką, zdecydowanie zaprzecza temu, byś sobie nie poradziła. Jednak musisz pamiętać, że wyszkolenie ucznia też jest trudne i musisz mieć na uwadze niektóre rzeczy. — oznajmiła. — Ale jakbyś potrzebowała czasem pomocy, to mogę poświęcić odrobinę czasu — dodała nieco ciszej i wzięła głębszy oddech. — Iskrząca Nadziejo, cieszę się, że ukończyłaś szkolenie i zostałaś pełnoprawną wojowniczką. To oznacza, że nie zawiodłaś i dajesz sobie radę. Moim zdaniem to wystarczy. Twoje wyniki były zadowalające i gdyby było inaczej, dłużej zostałabyś uczennicą. Przy okazji to ja oceniałam twoją pracę. Jako uczennica miałaś potencjał i masz go dalej jako wojowniczka. A co do ostatniego. Jest mi chyba miło, że masz mnie za kogoś bliższego. Jednak nie zapominaj o swojej matce, bo kiedyś możesz już nie mieć okazji nadrobić z nią relacji.
Od razu mi ulżyło po chwili niezręcznej ciszy między nami. Natomiast sama odpowiedź kocicy bardzo mnie ucieszyła, w końcu nie byłam dla kogoś zawodem! W końcu nie byłam rozczarowaniem dla swojej rodziny! Ta myśl dodała mi tyle otuchy, że ledwo powstrzymałam się od puszczenia wodzy emocjom, jednak wiedziałam, że nie wypada, zwłaszcza przy kocie charakteru liliowej, więc szybko przywróciłam się do porządku.
— Bardzo, bardzo dziękuję, to wiele dla mnie znaczy... wiesz, wreszcie nie jestem rozczarowaniem dla kogoś innego... A co do mojego kontaktu do Mrocznej Puszczy, skorzystam z twojej rady. Naprawdę to wiele dla mnie znaczy, cieszę się, że wyszkolił mnie tak fantastyczny kot jak ty, Makowy Nowiu. Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś i wszytko to, co umiem, w pełni dedykuję tobie — wymruczałam, patrząc prosto w ślepia kocicy, bez krzty strachu.
Były w nich jedynie radość i szacunek. Normalnie teraz podeszłabym się przytulić, ale wiedziałam, że Mak nie przepada za kontaktem fizycznym, więc jeżeli będzie chciała, sama to zrobi, a ja nie miałam zamiaru nic jej narzucać czy naruszać jej przestrzeń osobistą 
— Otwarcie stwierdzam, że dzięki tobie i twoim zasługom, jestem silna, muszę być, ponieważ to Klan Wilka, a tu trzeba być silnym, pamiętasz? — wymruczałam, ciepło się uśmiechając. — Od małego mi to powtarzałaś i udało ci się mi to wpoić.
— Nie jesteś rozczarowaniem. Tak można nazwać osobę, która zawiodła własną rodzinę czy własny klan. Ty tego nie dokonałeś Iskrząca Nadziejo i oby tak zostało. 
Mak powiedziawszy to, na chwilę przerwała, ale zaraz wzięła głęboki wdech i kontynuowała. 
— Jesteś silna dzięki sobie, nie przypisuj mi twoich własnych zdolności — oznajmiła.
Spojrzałam z lekkim zdziwieniem na kocicę. Przypisywać jej zdolności? 
— Ja nie przypisuję zdolności, tylko stwierdzam fakty. Gdybym nie miała w swoim otoczeniu kogoś na twój charakter, pewnie wyrosłabym na naiwną, niekulturalną, niechlujną oraz pchająca się do wszystkiego kotkę. To ty nauczyłaś mnie jak zachowywać się w stosunku do starszych od siebie kotów. Nauczyłaś mnie też... — przerwałam na chwilę, aby poszukać odpowiedniego słowa. — Myślę, że mogę to nazwać... pokory. Jako kociak myślałam, że każdy będzie każdego lubił, wszędzie się pchałam i nie patrzyłam na chociażby przestrzeń osobistą innych. Nauczyłaś mnie, że trzeba szanować granicę innych oraz uważać na swój język oraz nachalne zachowanie. Więc myślę, że chyba jednak to dzięki tobie — oznajmiłam, zasypując Iiliową toną argumentów na swoje.
— Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Przykleiłam się do ciebie jak rzep futra i nie chciałam zostawić ciebie w spokoju. Po czym na koniec cię przytuliłam. Teraz wiem, że to niezbyt... kulturalne czy efektowne. Właśnie dzięki twoim specyficznym szkoleniom, które tak na mnie wpłynęły.
Spojrzałam w oczy byłej już mentorki i dodałam:
— Och, a co do tego pierwszego. Postaram się, aby tak zostało — mruknęłam, a następnie posłałam wzrok na kilka uderzeń serca w przestrzeń, po czym wróciłam wzrokiem do Makowego Nowiu, czekając, aż coś odpowie.
— Widać, że się zmieniłaś. Chociażby po tej odpowiedzi. Zrobiłaś się bardziej wygadana — mruknęła. — Jednak nie jak kiedyś. Nie mówisz od rzeczy — dodała. — Ważne jest też, by zmieniać się na lepsze.
— Obiecuję, że tak będzie.

*Następnego dnia po mianowaniu Szczawiowej Łapy*

Energicznie podniosłam się z posłania, a następnie wesołym oraz prężnym krokiem poszłam w stronę legowiska uczniów. Kiedy tylko tam weszłam, szybko wypatrzyłam czekoladowo-białe futro mojego ucznia, więc cicho i spokojnie, tak aby nikogo nie obudzić, podeszłam w jego stronę.
— Szczawiowa Łapo, wstawaj, idziemy na trening, pamiętasz? — wyszeptałam, delikatnie szturchając go pyskiem. 
Na moje słowa odwrócił głowę w moją stronę, a następnie szybko, ale delikatnie wstał i leniwie się przeciągnął. Potem obydwoje ruszyliśmy w stronę wyjścia z legowiska uczniów. 
— Dziś mam zamiar nauczyć cię podstaw walki oraz samoobrony, na początek zaczniemy od czegoś lekkiego. Po dzisiejszej lekcji zdobędziesz umiejętności na poziomie medycznym. 
Kiedy to powiedziałam, Szczawik tylko odwrócił głowę w moją stronę, chyba lekko zdezorientowany. 
— Jak to medyczne?
— Nie, źle mnie zrozumiałeś. Chodziło mi o to, że każdy medyk musi posiadać podstawowe umiejętności walki oraz samoobrony. A dziś mam zamiar nauczyć cię walczyć na takim samym poziomie, jak typowego medyka — mruknęłam, schylając głowę do jego poziomu. 
Ta odpowiedź najwyraźniej go usatysfakcjonowała, ponieważ nie zadawał więcej pytań. Kiedy zmierzaliśmy do wyjścia obozu, zauważyłam Makowy Nów, wychodzącą z legowiska wojowników. 
— Chodź, podejdziemy jeszcze na chwilę do mojej byłej mentorki, dobrze? — powiedziałam, patrząc w pomarańczowe ślepia kocurka. 
— Dobrze — odpowiedział tylko, zmierzając w stronę liliowej kocicy, wraz ze mną u boku.
— Hej, Makowy Nowiu, chciałbyś może dołączyć do naszego treningu? — powiedziałam, podchodząc spokojnie w stronę Mak.
                
<Makowy Nowiu?>

30 sierpnia 2024

Od Makowego Nowiu CD. Iskrzącej Łapy

Nie spodziewała się, że ten patrol wyjdzie tak okropnie. To była masakra. Przez chwilę myślała, że wszyscy umrą na miejscu, jednak maskowała swój strach. Do czasu, gdy jej uczennica została ranna, wtedy pokazał się w jakiejś części. Jasne, Iskrząca Łapa była córką samotniczki, na początku była dla niej miła, tylko z przymusu i tak dalej, ale dalej była ona jej uczennicą. Nawet jeśli nie popierała jej płaczu i ukazania emocji, nawet jeśli jej matką była ta koszmarna samotniczka.
Makowy Nów stała przed legowiskiem medyka. Przez uraz Iskrzącej Łapy, miały do tyłu z treningami. Westchnęła cicho. Po chwili podniosła głowę, którą wcześniej miała opuszczoną, ze wzrokiem wlepionym w ziemię i weszła do legowiska Cisowego Tchnienia. Wymamrotała jakieś słowa powitania i podeszła do Iskierki, leżącej na jednym z posłań.
- Witaj Iskrząca Łapo – padło z jej pyska, obserwując uważnie uczennicę, po chwili jednak przenosząc wzrok na jej ranną łapę – Jak łapa?
- Jak na razie wiem tylko, że nie jest złamana. – mruknęła Iskrząca Łapa, patrząc w oczy swojej mentorki. – Trochę boli, i nie mogę chodzić, ale da się żyć. Cisowe Tchnienie dała mi jakieś zioła, i już nie boli tak bardzo – oznajmiła, a Mak pokiwała głową, siadając na ziemi.
- Dobrze sobie poradziłaś z Dwunożnym – powiedziała jeszcze, przypominając sobie tamtą sytuację – Ale musisz pamiętać, by opanowywać strach i emocje – już chciała dodać, że to oczywiście Klan Wilka, jednak odpuściła to sobie. Uczennica w końcu była tego świadoma – Jak tylko wrócisz do zdrowia, musimy poćwiczyć walkę. Bez tego sobie nie poradzisz – wydedukowała. Może i Iskra zraniła Dwunożnego, jednak było to spowodowane najpewniej przypadkiem. Musiały poćwiczyć walkę, by więcej nie dochodziło do takich sytuacji. W końcu gdyby kotka nie trafiła w Dwunożnego, ten również mógłby ją zabić.
- Dzięki. Nie byłam po prostu przygotowana na ten atak, ale następnym razem będę! – uczennica chciała wstać i pokazać, że nie jest słaba, ale kiedy tylko wysunęła pazurki, zaraz zrezygnowała i tylko pisnęła boleśnie. Jedyne, co mogła zrobić, to pokazać swoje ostre ząbki, więc tak zrobiła – Już nie mogę się doczekać, aż wyzdrowieję, i będę mogła dalej trenować. – mruknęła entuzjastycznie. Makowy Nów odpuściła już sobie i się nie odezwała. Zamiast tego znów kiwnęła głową. Przynajmniej młoda chciała się uczyć i miała do tego zapał.
- Trzymam cię za słowo. Nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś może nagle zaatakować. Nawet w najmniej oczekiwanym momencie, trzeba być gotowym – pouczyła jeszcze. Przecież nie wiadomo było, ile uczennica spędzi w legowisku medyka, a choć małe przyswojenie nowej wiedzy dobrze jej zrobi. Iskierka chyba nie wiedziała działa, co odpowiedzieć, ponieważ po prostu uśmiechnęła się do mentorki i przytuliła ją lekko, tak, by nie ruszać unieruchomioną łapą. Makowy Nów za to chciała odsunąć się od młodszej kotki, by ta jej nie tuliła, jednak wtedy ta szepnęła jej do ucha:
- Bo przecież to Klan Wilka, tutaj trzeba być twardym, żeby przetrwać wszystko.
Liliowa spojrzała na uczennicę, która już chwilę później odsunęła się od niej. Jednak jej mówienie coś dało. Nawet jak Iskierka może nie do końca to rozumiała, a przynajmniej tak wyglądało to od strony Mak, to słuchała. I jakby czytała w jej myślach. Rozbawiło to nieco wojowniczkę, lecz na jej pysku jak zwykle nie było tego widać.
- Szybko się uczysz – mruknęła za to, a w jej głowie dalej rozbrzmiewały te słowa, "trzeba być twardym". Trzeba... Sama często sobie to powtarzała. Taki był Klan Wilka. A ona musiała się dostosować, jak chciała tu żyć. A gdzie indziej mogła? Wtedy tu była rodzina, teraz jej nie ma, ale jest kult i lojalność wobec klanu. Nawet jak nie podobały jej się niektóre rzeczy, była lojalna. Nawet jak uważała, że to wszystko sprawiło, że stała się... Zamknęła na chwilę oczy, przypominając sobie czas po śmierci Naparstnicy i tamtą walkę z samotnikiem. Stała się kimś, kim nigdy nie chciała. Kogo się bała, jak była kociakiem. Szybko potrząsnęła głową, wyrzucając wszystkie te myśli z głowy. Nie myślała o tym na co dzień, dlaczego więc teraz nagle zaczęła? Otworzyła oczy, a wzrok wbiła tylko w ziemię.
- Czy coś się stało? – Mruknęła nagle Iskra zmartwiona miną mentorki. Na jej pyszczku malowało się zakłopotanie, a nawet odrobina strachu. Jednak zanim Mak zdążyła jej odpowiedzieć, podeszła do nich Cis, z jakimiś ziołami. Położyła je przed Iskrą, a następnie zwróciła się zarówno do mentorki, jak i do czekoladowej.
- Łapa jest zwichnięta. Jak będziesz wypoczywać, to za kilka dni będziesz mogła wrócić do treningu, ale nie możesz od razu ciężko ćwiczyć, najpierw coś lekkiego – oznajmiła, patrząc raz na Iskrę i raz na liliową. Wojowniczka kiwnęła głową, a medyczka wróciła do swoich działań. Przynajmniej łapa nie była złamana, czy nie było z nią jeszcze gorzej.
- Nic się nie stało – odpowiedziała na ostatnie pytanie swojej uczennicy.
- Nie jedz tego. Dzięki temu twoja łapa nie będzie się ruszać – oznajmiła jeszcze medyczka.
- Dobrze Cisowe Tchnienie – powiedziała cicho najmłodsza z kotek, a następnie odezwała się, do Makowego Nowiu – Do zobaczenia – mruknęła i głowę położyła na posłaniu. Liliowa również powiedziała jakieś słowa pożegnania i widząc, że Iskrząca Łapa ma zamiar spać, wyszła z legowiska.

<Iskrząca Łapo?>
[817 słów]
[przyznano 8%]

25 sierpnia 2024

Od Iskrzącej Łapy do Makowego Nowiu

Trzy cienie przemykały między drzewami i skrzyniami. Najstarsza, liliowa dowódczyni, prowadziła swój patrol na zwiady jakiegoś miejsca dwunożnych. To był jakiś dziwny rodzaj ich obozu. Bezwłose istoty chyba władały ogniem. Wszyscy we trójkę, powoli przemieszczali się po terenie, oblężonym przez bezwłose istoty. Ostry zapach drażnił oczka i nos młodej, co jednak nie zniechęciło jej do ciekawości. Ogień chyba słuchał się dwunogich, którzy co jakiś czas wrzucali coś do płomieni. 
- Idziemy - rozkazała w końcu Makowy Nów. - Nie oddalaj się.
- Oczywiście. Nie mam zamiaru. - Powiedziała szczerze do mentorki Iskra. 
"To miejsce jest jednocześnie dziwne i straszne, ale i ciekawe. Jest tyle nowych, przerażających rzeczy. Na przykład jakaś dziwna kałuża zielonej mazi. Coś było na jej dnie. To była jakaś mysz. Ewidentnie ta mysz utonęła jeszcze dziś, bo można było wyczuć jej zapach, ale przytłumiony przez zielone mazidło. Złotooka wolała nie wiedzieć, co by ją spotkało, jeżeli by w to wpadła. Po chwili marszu, nagle wszystkie trzy kotki usłyszały krzyki dwunożnych. Iskra po raz pierwszy je słyszała. Były przerażające. Oczy czekoladowej powiększyły się, i tak jak Cis i Mak, nastroszyła puchatą sierść.
- Za to drewniane coś! - krzyknęła medyczka.
Iskra nawet nie zwracając uwagi, że to nie rozkaz mentorki, tylko medyczki, bez zastanowienia podążyła za Makiem i Cis. Była przerażona, bo usłyszała jakieś kroki, zbliżające się coraz szybciej. Czuła, jakby jej serce miało zaraz stanąć.
- Co mamy robić, M-makowy Nowiu? - spytała szczerze przerażona krzykiem, a jeszcze bardziej krokami, trzęsąc się trochę. Po chwili jednak opanowała drżenie. Nie chciała wyjść przy mentorce na boi-myszkę, ale wiedziała, że jej oczy mówią teraz coś w stylu:
" Nie wiem co zrobić, liczę na ciebie. "
- B-boje się.
- Nie bój się. - mruknęła Makowy Nów.
Co prawda Iskrząca Łapa czuła, że liliowa nie jest taka spokojna, jak jej ton, ale chciała, żeby tak było, więc zignorowała to.
- Cicho. - mruknęła tortie, spoglądając na najstarszą kocice. - Poszli już sobie?
- Nie bój się. - mruknęła znowu liliowa w stronę uczennicy, a następnie wyjrzała zza drewnianego kwadratu. - Chyba tak. - powiedziała półszeptem, tym razem jednak w stronę medyczki. - nie widziałam ich, ale widziałam coś innego. - oznajmiła pozostałym. - Coś leży na ziemi, jakieś zwierzę. - mruknęła, znowu zaglądając dalej. 
Ciekawa, co mentorka zobaczyła, lekko wyjrzała zza wielkiego czegoś. Pachniało zwierzyną, jednak nie wiedziała jaką. To było duże, brązowe i miało jakby patyki na głowie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że to było zadziwiająco duże. Nie chcąc o tym rozmyślać, odwróciła swoją małą główkę.
- Czy podejdziemy zobaczyć, co to takiego? - spytała, jednak zastygła, ponieważ znowu usłyszała czyjeś kroki, a potem głuchy łomot. Następnie kroki oddaliły się. Po chwili nieśmiało wyjrzała. Teraz było tam coś takiego, ale mniejszego niż poprzednio.
- Teraz jest tego dwa! Co to jest? - mruknęła cicho.
- Niebezpieczne jest wychodzenie z kryjówki, ale musimy prędzej czy później się tego dowiedzieć, bo przecież musimy złożyć raport Wieczornej Gwieździe - powiedziała Cis. 
"W sumie to sensowne." Pomyślała młoda. 
- Makowy Nowiu, co myślisz? 
Jednak złotooka zamiast odpowiedzieć, po chwili wyszła z kryjówki.
- Dwunożni je zabili - oznajmiła Mak, przełykając głośniej ślinę, tak, że Iskra usłyszała to. - Musimy się przybliżyć i znaleźć inną kryjówkę. - następnie rozejrzała się, i wskazała ogonem. - Chodźcie - rozkazała i od razu przywarła do ziemi. - Musimy się przyjrzeć... W razie czego uciekamy, każda w innym kierunku - oznajmiła.
"Jak to w inną stronę? Nie chcę zostać sama!" Pomyślała przerażona. "Nie, nie nie! Ja nie chcę być-" nie zdążyła dokończyć, gdy nagle jakiś bezwłosy spojrzał w jej stronę. Była przerażona. Zauważył ją, zaczął coś bełkotać i iść w jej stronę.
"Biegnij!" - skarciła siebie w myślach, biegnąc na ślepo. Nie wiedziała co zrobić. Po prostu nie! Łzy napłynęły jej do oczu z przerażenia. W pewnym momencie nie wiedziała, gdzie biegnie. Nagle walnęła głucho o drzewo. Przewróciła się. Zamknęła oczy. Po chwili leżenia nieprzytomnie, poczuła jakiś dotyk, chciała wstać, ale coś ją zatrzymało, otworzyła oczy. Dwunożny! Zaraz stała się dzika. Najpierw podrapała go po pysku, a on zawył i chwycił ją boleśnie za lewą tylną łapę, przez co zaczęła pulsować, i boleć. Chciał ją zatrzymać, jednak ona ugryzła go w coś wystającego z pyska. Możliwe, że to był jakiś rodzaj jego nosa. Uciekł. Oszołomiona, ale teraz dzielna, pobiegła w stronę Makowego Nowiu, która stała jak wryta, trzęsąc się. Kiedy była już tuż przed nią, upadła boleśnie, a boląca łapka, ta, którą ścisnął dwunogi, wygięła się w dziwny sposób. Pisnęła. Mak, jakby ktoś zdjął czar, podeszła do Iskry i zaciągnęła ją za drzewo. Każdy ruch bolał ją niemiłosiernie. Piszczała. Już w kryjówce, nie słyszała słów, ale gorączkowy bełkot liliowej. Wstała, jednak kiedy położyła lewą tylną nogę na ziemi, ból stał się nie do zniesienia. Zanurzyła pysk w futrze mistrzyni bez słowa, a łzy przejęły kontrolę nad oczami. Chciała się przytulić, i wracać już do obozu. Wracać już do domu. Iskrząca Łapa była ledwo świadoma, ale rozumiała słowa, a przynajmniej niektóre. Musiała chwilę poleżeć, żeby zebrać siły.
- Co się jej stało?! - krzyknęła, jednak półgłosem Cis.
Potem Makowy Nów odpowiedziała jej coś, ale Iskra nie zrozumiała co, bo zaczęło dzwonić jej w uszach. Po chwili przestało.
Przytulenie bardzo jej pomogło, teraz przestało ją już boleć. Nie chciała, żeby przez nią, misja została odwołana.
- Już mi lepiej. Możemy kontynuować. Ale jeżeli uprzecie się, że mamy jednak wracać, to chce usłyszeć od Ciebie obietnicę, Makowy Nowiu... Chcę uczestniczyć w ponawaniu tego patrolu. Obiecuję, że was nie zawiodę. - mruknęła dzielnie i nawet stanęła na łapkę, starając się ukryć skrzywienie pyszczka. 
Udało jej się. I po chwili, nawet już nie bolało, ale zanim usłyszała jakąś odpowiedź, zakręciło jej się w głowie i upadła z hukiem na ziemię. Nieprzytomną Iskrę, Mak i Cis przeniosły razem bez szwanku do obozu. Teraz leżała nieprzytomna u Cisowego Tchnienia.
<Mak?> 
[ 925 słów]
[przyznano 19%]