— Tak! Możesz, ale potem się pobawimy? — Zapytał rudzielec, szczęśliwy z odpowiedzi brata.
— Tsiiii — Przystawił palec do pyska, chwilę później kiwając głową w stronę Śniątka — Dobra. A w co się bawimy? — Spytał podczas wstawania, by trochę odejść na bok. Śniak nie był w nastroju od rana i nie miał ochoty przez przypadek nadepnąć mu na odcisk, żeby zaczął pluć jadem bez powodu.
— Wymyśl coś... Albo możemy pobawić się w klan! Ja chcę być karmicielką... Albo medykiem... Albo kronikarzem! Oczywiście jeśli nie masz jakiegoś pomysłu innego — Kołysanek mówił dalej.
— Wymyśl — Powtórzył, niezbyt szczęśliwy. Nie lubił myśleć, głosy w jego głowie czasem robiły się zbyt głośne, chociaż miały wtedy przynajmniej konkretny tor. I tak z niego zbaczały. — To ten klan może być, ale chcę być takim super wielkim puchaczem, dobra? — Bycie kotem było przereklamowane. W końcu już był kotem teraz, a jakby miał być innym kotem, to kim? Jakimś cool nastolatkiem? Na razie wolał być super puchaczem.
— Okej! — Pisnął. — Ale nie będziesz mnie bił?
— A czemu mam cię bić? Będę tym, no, st-strażnikiem! — Rzekł, oczami wyobraźni już widząc super ptasiego strażnika. — Albo takim wielkim wojownikiem, co tańczy w powietrzu i zadaje ciosy przeciwnikom. — Tak, to też było fajne, w dodatku wydawało się jeszcze lepsze niż takie zwyczajne zadawanie ciosów.
— Ale komu będziesz zadawał ciosy? — Spytał podejrzliwie.
— No, wrogom — Odpowiedział jakby to było oczywiste. — W końcu każdy klan ma jakichś wrogów prawda? Jakby nie mieli to byłoby to głupie. — Szczególnie, kiedy opowiadała o tym babcia. Nie lubiła w swoje opowieści wplątywać szczegółów, że wygrało zło, wrogi klan czy coś w tych klimatach, co Księżycowi po jakimś czasie, gdy już zyskał większą świadomość, zaczęło wydawać się nie dość, że nie realne, to w dodatku głupie. Nawet bardzo! W końcu czemu mają wygrywać tylko ci dobrzy? Bo co, bo są dobrzy? To jest ich jedyna prawda? Gdzie jakaś głębia, gdzie nagła dramatyczna nuta, jakieś zmiany, zdrady! Nie, bo na koniec i tak wygrywali ci dobrzy, nigdy ci źli, nawet, jeśli plan był dobry. Znaczy, nie, żeby Księżyc chciał przegrać kiedykolwiek z jakimiś "złymi", w tym przypadku ze złym klanem który musieli wymyśleć, ale to nie miało teraz znaczenia.
— A kim będą ci wrogowie?
— Nie wiem, może jest jakiś wrogi klan obok? Klan Dusz, na przykład. Chociaż nie, czekaj, to za ładnie brzmi, my się możemy tak nazywać. To tamten będzie... Klan Gałęzi?
— A kto będzie tym klanem? Nikt poza nami się nie bawi. — Mruknął maluch.
— Cóż, możemy go wymyślić. Mogą być to też kulki mchu, ja i tak nie widzę — Wzruszył barkami. — Co za różnica.
— Jest różnica braciszku! — Odrzekł wbijając wzrok w oczy brata.
— Co? Jaka?
— No jak ich nie ma to ich nie ma!
— Wcale nie — Pokręcił głową. Może dla Kołysanka było to ciężej zrozumieć, bo rzeczywiście musiał zobaczyć przeciwnika? Ale przecież można go sobie było wyobrazić, wystarczyło atakować kulki mchu. Księżyc na przykład często atakował kulki mchu, szczególnie, gdy na niego znienacka napadną (wejdzie w nie podczas przechodzenia). Wtedy wystarczyło krzyknąć ,,Poddaj się, Lwi Ogonie!" i rzucić na napastnika, a on odpowiadał ,,Żywcem mnie nie weźmiesz!", a to wszystko działo się na jakiejś polance, jesienią, kiedy wszystko było mokre, trawa śliska a w powietrzu wisiała dramaturgia. — Szyszki na przykład często mnie atakują, kulki mchu też, wystarczy, że zrobimy z nich nowy klan. Tylko trzeba by ich poszukać — Dodał. Niestety uszami nie "wyczuje" swoich wrogich kulek. Musiał wiedzieć gdzie są, żeby je zebrać w kupkę.
— ... No dobra — Prychnął i ucichł na chwile by zastanowić się skąd by wziąć mech.
— Ale nie bierzemy szyszek — Uprzedził Kołysanka. Nie miał ochoty być znów zaatakowany przez niemiłe zdrewniałe coś. — Widzisz gdzieś mech? Na pewno się tu poniewiera.
<Kołysanek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz