Wysokie Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, wydłużając coraz bardziej cienie na zjałowionej ziemi. W ciągu dnia palące promienie wypadały całe połacie zielonej równiny Klanu Burzy, stwarzając coraz to gorsze warunki do życia. Szakłakowa Łapa z ciężkim i głębokim westchnieniem wynurzył się spomiędzy krzewów, które mimowolnie ściągnęły puch z przekwitłych ostów. Te lubiły oprószać jego czarną sierść, gdy kocur w końcu podnosił się z posłania po niemal całodniowym wylegiwaniu się w norze.
Lekko zaspany wzrok skierował w stronę głównego tunelu, przy którym już czekał Dzwonkowy Świst. Nigdzie jeszcze nie było Skrzydlatej Łapy, lecz kotka już po chwili pojawiła się obok niego. Jednak w porównaniu do zielonookiego nie zatrzymała się, tylko nawet żwawym krokiem zmierzała ku mentorowi. Czarny machnął końcówką ogona, zahaczając o krzewy za sobą i sam po chwili spokojnym krokiem ruszył do czekającej dwójki. Wtem dołączył do nich jeszcze Świerszczowy Skok, o którym wcześniej nie było nic wspominane. Szakłak spojrzał pytającą na Skrzydlatą Łapę, która jedynie wzruszyła ramionami. Na to kocur przewrócił oczami, zastanawiając się w duchu, kto wpada ciągle na pomysł przydzielania go do patrolów składających się z ekstrawertycznych kotów. Jedynym wyjątkiem było polowanie w towarzystwie Cyklonowej Łapy oraz teraz — Skrzydlata Łapa była dla Szakłaka nieodgadnioną kotką. Czasem widywał ją z uśmiechem na pysku, a innym razem sprawiała wrażenie tajemniczej uczennicy.
Dzwonkowy Świst ze srebrno rudą kotką ruszyli jako pierwsi, prowadząc pozostałą dwójkę — Świerszczowy Skok sprawiał wrażenie dość radosnego kota, jednak nie narzucał się z tym. Przynajmniej takie odnosił wrażenie czarny uczeń, idąc u boku owego wojownika, który jak na razie jedynie lekko się uśmiechał i co jakiś czas kątem oka zerkał na zielonookiego. Szakłak był wdzięczny za tę ciszę między nimi, nie czując potrzeby przerywania tego stanu, co chyba dymny uszanował.
— Jak się miewasz Szakłakowa Łapo? — spytał nagle kocur. Młodszy nie miał mu za złe, że postanowił rozpocząć rozmowę.
— Nie najgorzej, choć powoli zaczyna mi brakować treningów i patroli z Poczciwym Dziwaczkiem — przyznał, opuszczając wzrok na swoje łapy.
— Coś czuję, że już niedługo ponownie zaczniecie opuszczać obóz. Jeśli chcesz, to po polowaniu możesz się udać do Skowroniego Odłamku i zapytać o Poczciwego Dziwaczka.
— A co jeśli nie będzie akurat Skowroniego Odłamku?
— W lecznicy są przecież jeszcze Wdzięczna Firaletka i Zawilcowa Korona — zauważył wojownik.
— Nie chciałbym im przeszkadzać w pracy... — mruknął uczeń, odwracając wzrok w bok na bezkresne równiny.
— Nie będziesz, spokojnie. Przecież zamienienie paru słów z tobą nie zajmie nikomu z nich dużo czasu.
— Dziękuje Ci Świerszczowy Skoku. — Na te słowa dymny posłał lekki uśmiech uczniowi, który ten niewidocznie go odwzajemnił.
Ich patrol łowiecki nie trwał długo, ponieważ Wysokie Słońce dopiero chowało się za horyzontem, także nie każde zwierzę wychodziło o dość wczesnej porze, w której czasie nadal można było poczuć pod łapami ciepło nagrzanej ziemi. Całej czwórce udało się jedynie złapać po jednym gryzoniu, a do tego Szakłakowej Łapie udało się złapać królika i to samodzielnie! Był to dla niego duży wyczyn i czuł się dumny — szkoda tylko, że Poczciwy Dziwaczek nie widział tego, ale przynajmniej wszystkie patrole i treningi nie poszły na marne. Kocur w końcu miał wrażenie, że jego umiejętności i sprawność fizyczna uległa dużej poprawie, niż parę księżyców temu.
Z tyloma świeżymi piszczkami patrol wrócił do obozu, by dołożyć zwierzynę do stosu w centrum. Zielonooki pożegnał się skinieniem głowy z Dzwonkowy Świstem i Skrzydlatą Łapą, Świerszczowy Skok natomiast został przy uczniu, kiedy ten brał nornicę dla Poczciwego Dziwaczka. Dymny uśmiechnął się pokrzepiająco, kiedy Szakłak zmierzał do legowiska, gdzie w ostatnich dniach odpoczywał bury wojownik.
***
— Szakłakowa Łapo! Jak dobrze Cię widzieć! — Już na samym wejściu, wojownik przywitał swojego ucznia w dość radosny sposób.
— Witaj Poczciwy Dziwaczku, jak się czujesz? — spytał młodszy, kładąc gryzonia przed swoim mentorem.
— Nie jest najgorzej, jednak już mam dość siedzenia w jednym miejscu.
— To może się przejdziemy? — zaproponował zielonooki.
— Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na to pytanie.
"Przecież ledwo, co przyszedłem... Chyba że..."
— Wybacz, że Cię zbytnio nie odwiedzałem... — mruknął speszony, wpatrując się w swoje czarne łapy.
— Nie mam za złe, w końcu musisz kontynuować naukę, by zostać wojownikiem. Nie mogę Cię wstrzymywać. — Po tych słowach wojownik podniósł się z posłania, zostawiając nietkniętą nornicę. — To co, idziemy?
Szakłakowa Łapa jedynie skinął głową i razem opuścili legowisko, a następnie obóz, który zaczął bardziej tętnić życiem niż w czasie Wysokiego Słońca. Inni byli zajęci swoimi sprawami, więc nikt nie zwrócił uwagi na dwójkę kocurów opuszczających serce Klanu Burzy.
Udali się w stronę Kamiennych Strażników. O dziwo chłodne kamienie rzucały coraz dłuższy cień na ziemie oraz także grzbiety Burzaków. Wtem niespodziewanie Poczciwy Dziwaczek skoczył w stronę swojego ucznia, który w porę zdążył zareagować. Sprawnie uskoczył w bok, a bury wzbił w powietrze chmurę pyłu suchej ziemi w miejscu, gdzie wylądował. Wojownik nie miał zamiaru odpuszczać i ponownie ruszył na czarnego, tym razem skutecznie powalając go na ziemię. Szakłak jednak długo nie leżał pod mentorem, ponieważ silnym kopnięciem w brzuch odepchnął starszego i szybko wstał na łapy. Nie czekając na ponowny ruch ze strony Dziwaczka i sam skoczył w jego stronę, uczepiając się pazurami jego grzbietu. Nie zamierzał puścić, nawet jak kocur pod nim wierzgał i miotał się na wszystkie strony, starając się zrzucić młodszego z siebie.
— Moje gratulacje Szakłakowa Łapo, jesteś gotowy zostać wojownikiem — powiedział kocur, zaprzestając starań pozbycia się czarnego ze swojego grzbietu. Szakłaka lekko zamurowało i w pierwszej chwili myślał, że się przesłyszał. Z niedowierzaniem stanął łapami na suchej ziemi, wpatrując się w mentora z szeroko otwartymi oczami.
— Naprawdę? — spytał, chcąc się upewnić.
— Tak, w końcu nadszedł ten czas. Kiedy wrócimy, to przekaże nowiny Króliczej Gwieździe.
— Dziękuję! — Uczeń podekscytowany otarł się o bark Poczciwego Dziwaczka, który położył ogon na jego grzbiecie.
***
Po powrocie bury wojownik udał się do legowiska lidera, by przekazać wieści, że Szakłakowa Łapa jest gotowy na przyjęcie nowych obowiązków. W tym czasie uczeń podekscytowany czekał niedaleko, chcąc jeszcze porozmawiać już powoli byłym mentorem. Zielonooki długo nie musiał czekać, ponieważ już po chwili ze Skruszonego Drzewa wyszedł Poczciwy Dziwaczek, a Królicza Gwiazda znalazł się na jednym z niższych okien, zwołując klan. Szakłak nie spodziewał się, że tak szybko to nastąpi, myślał, że przywódca poczeka do jutra.
— Ja, Królicza Gwiazda, przywódca Klanu Burzy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Szakłakowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
— Przysięgam.
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Szakłakowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Szakłakowa Barwa. Klan Gwiazdy ceni twoją wytrwałość i poświęcenie, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Burzy.
Lider dotknął pyszczkiem głowy nowego wojownika, a ten zrobił to samo, dotykając jego barku. W tym czasie klan zaczął skandować nowe imię Szakłaka, który czuł dumne spojrzenie Poczciwego Dziwaczka. Jednak kocura czekała jeszcze druga część ceremonii, czyli czuwanie całą noc nad bezpieczeństwem klanu, aż do wyjścia porannego patrolu. W tym czasie nie mógł choćby jednego słowa wypowiedzieć, czuwanie miało się odbyć w kompletnej ciszy.
[1139 słów]
[przyznano 23%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz