Rudzikowa Łapa przestępowała z łapki na łapkę, usiłując skupić się na tym, co mówi jej mentorka. Szkoda tylko, że Rudzik skupić nie potrafi się nigdy. To też, gdy tylko usłyszała hasło żłobek, aby mieć już święty spokój od razu poczęła ogarniać królicze futerka, aby posprzątać legowiska u kociąt. Słyszała też, że jakiś czas temu urodziły się nowe potworki, więc wyjątkowo chętnie zajrzała do żłobka. Z tego, co słyszała, do żłobka po trzech białych kulkach dotarły trzy dodatkowe kociaki, co wprawiało koteczkę w ogromną ekscytację. Wchodząc do żłobka, naliczyła jednak tylko... pięć gum kulek. Była zawiedziona, że nie było wszystkich, ale wiedziała również że kocięta mogą czasem kręcić się również w pobliżu żłobka, więc postanowiła trochę pochodzić. Jej poszukiwania nie trwały zbyt długo, gdyż już po chwili zobaczyła wystający z krzaków jasny ogonek. Pacnęła ogon kociaka łapką, dając o sobie znać.
— Cześć! Jestem Rudzik... Rudzikowa Łapa! — miauknęła, uśmiechając się szeroko, po czym zajrzała w krzaki dokładnie tam, gdzie wcześniej zajrzał kociak. — Czegoś szukasz? — zapytała, przechylając głowę.
Kociak drgnął przestraszony, szybko wychodząc z krzaka, ruszając uszami jak oszalały. — Och! Wybacz! Wystraszyłam cię? — miauknęła, przechylając główkę na bok.
— Hej — przywitał się, wypluwając na ziemię wyblakłą skorupkę ślimaka. — Ja... ten. Skorupek ślimaków — wyjaśnił, badając ostrożnie teren. Pręguska widząc reakcję kociaka, sama lekko odskoczyła na bok. Spojrzała na skorupkę ślimaka, która przed chwilą wypluł kocurek, a następnie spojrzała w oczy kociakowi.
"Och! A więc to tak…" pomyślała.
— Nie widzisz mnie? — zapytała, wpatrując się w śmiesznie puchate stworzonko. — Zbierasz ślimaki? Dużo ich masz? Od dawna zbierasz? Lubisz swoje rodzeństwo? — zasypała kociaka pytaniami na jednym wydechu, po czym potrząsnęła głową. — Wybacz. Jeszcze raz. Powoli. Jesteś... Księżyc? — zapytała.
— Tak — odpowiedział najpierw na ostatnie pytanie — I rodzeństwo czasem jest fajne czasem nie, ślimaki są straszne, ale je lubię i zbieram od niedawna i nie, nie widzę cię. Cześć — Zakończył swoją wypowiedź przywitaniem, o którym chyba zapomniał.
— Czekaj. To, czemu zbierasz coś, czego się boisz — zapytała, marszcząc nosek. — Moment to jak chodzisz po obozie? — zapytała, otwierając nieco szerzej oczy. — I czemu od końca... Nieważne. Miło cię poznać Księży..cku! Skoro zbierasz ślimaczki, chcesz może zobaczyć motyle? Uwielbiam ich skrzydła, są bardzo kolorowe! — dodała koteczka.
— Chcę zobaczyć! — rozpromienił się zaraz. "Zobaczyć" to ich co prawda nie mógł, ale na pewno mógł pomacać.
— A chodzę normalnie, czemu? — spytał zaraz, przypominając sobie pytanie.
— A no i ślimaki zbieram, bo są fajne, jak się nie myśli o tym, jak bardzo są prz-przeeerażające. — wysłowił się końcowo, wzruszając ramionami — Są miękkie i nieszkodliwe, ale są ciche. Nie lubię, jak są ciche, bo wtedy nie wiem gdzie są i na nie staję. A nie chcę na nich stawać, bo wtedy je boli... a no i są śliskie i miękkie i się lepią i trudno je zmyć. — wyjaśnił swoją kocięcą gadką jak najlepiej mógł, na czym polega problem. — Fu.
Uśmiechnęła się szeroko, gdy usłyszała entuzjazm kociaka.
— Zaraz wrócę z motylkiem! — miauknęła i ruszyła w stronę swojej malutkiej kryjówki ze skarbami. Już po chwili wróciła z ciałkiem motylka w pyszczku.
— Może go nie widzisz, ale jeśli chcesz chętnie ci go opiszę! — dodała po chwili.
— Jeśli chcesz to mogę zbierać czasem ślimaki i przynosić tobie! Co ty na to? Albo możemy chodzić, zbierać razem. Wtedy ślimaczków nie będzie boleć! — miauknęła radośnie, podsuwając mu pod łapki jej ulubionego motylka. — Nazywa się Wrzosik!
Kocurek wyciągnął łapkę, by dokładnie wymacać motylka i przy okazji starając się go nie zmaltretować. Najwyraźniej nie chciał zepsuć rzeczy należącej do pręguski.
— Fajnie — przyznał. — Ślimaki wychodzą tylko po deszczu... możesz wtedy wyjść? Podobno są też rano, ale wtedy śpię — Powiedział, łapami wciąż badając co miał przed sobą, a umysłem nadążając powoli za tym co mówiła kotka.
— Nie przepadam za błotem... Ale jasne! — miauknęła radośnie. — Ja niestety też wtedy śpię, chyba że akurat mentorka wyciągnie mnie na trening — odparła cicho, obserwując jak kocurek dotyka motylka.
— A gdzie znajdujesz motylki? Też siedzą w krzakach? — zapytał.
Słysząc słowa kocurka zamyśliła się przez moment.
— Motylki żywe trochę ciężej złapać. Poza tym nie lubię, gdy ktoś łapie żywe motylki, bo to je boli tak samo, jak twoje ślimaczki. Z kolei nie lubię, gdy jako martwe ich ciałka fruwają gdzieś po świecie. Jest to w pewnym sensie też fajne, ale myślę, że ich skrzydełka zasługują na chwilę odpoczynku. Znajduje je...w różnych miejscach. Czasem w krzakach. Czasem w trawie. Czasem, ale rzadko gdzieś na drzewie... — wytłumaczyła uśmiechając się leciutko.
— Fajnie tak znajdować rzeczy — powiedział, wyraźnie zasmucony.
— Możemy znajdować razem! Z tego, co słyszałam ślepe kotki mają lepszy na przykład węch. Może to wykorzystamy? Podejrzewam, że wytropisz coś ciekawego nosem znacznie szybciej niż ja! Szczególnie gdy już przejdziesz choć odrobinę treningu na wojownika — stwierdziła ruda.
— Mają? — Zdziwił się, nie kończąc swojej myśli, do których słów Rudzik się odnosił. — A ja chyba nie mam — odparł, choć Rudzik nie wiedziała, czy się chwalił, czy żalił.
— Wydaje mi się, że może być tak, że masz lepszy węch, ale o tym sobie nie zdajesz sprawy. Sama nie wiem. Może masz coś innego niż węch? — przechyliła łebek na bok, cicho chichotając.
— A jak to jest trenować? Ktoś łapie żywe motylki?
— Raczej nie. Żywe motylki łapią z reguły...kociaki. Treningi są...nudne. Ale warto na nie chodzić, bo jest się znacznie sprawniejszym. Ja na przykład jeszcze lepiej biegam, niż gdy byłam kociakiem! — odparła na pytanie Księżyca.
— A jak się biega inaczej, jak jest się kociakiem?
— Wolniej. I bardziej niezdarnie, bo nie do końca wiadomo jak łatwo i szybko wymijać przeszkody — odparła kotka.
— Ja nie wiem jak wymijać przeszkody — miauknął, a Rudzik znów nie wiedziała, czy się chwalił, czy żalił. — Chyba że wiem gdzie są i co to jest i jak się nie rusza. Ciężko wyminąć na przykład Kołysanka. Śniątko już łatwiej, bo on zazwyczaj po prostu leży — zauważył Księżyc.
— Ach. Też racja. Z czasem się dowiesz. Rzeczy takie jak drzewa czy krzewy z reguły raczej nie zmieniają swojego położenia, więc kiedyś z pewnością to wszystko zapamiętasz — odparła z uśmiechem, którego kocurek i tak oczywiście nie był w stanie ujrzeć. — Zazwyczaj leży. Tylko że pewnie też czasem zmienia pozycję i tak dalej. Gdyby na przykład ułożył inaczej ogon już jest szansa na to, że wywalisz się na pyszczek. To smutne — skomentowała.
<Księżycku? Chętnie podam Ci pomocną łapę!>
[1009 słów]
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz