Przeszłość
Liście zaszeleściły naokoło, tańcząc w rytm podmuchów. Ogon Słoty powiewał na boki z zaciekawieniem, gdy wyglądała ze żłobka. Widziała parę przemykających pręgowanych pysków, których nie kojarzyła. Jeszcze tak wiele przed nią, tak dużo kotów w Klanie i nowości. Nagle trącono ją w bok. Momentalnie odwróciła się do źródła, które ją właśnie rozproszyło. Był to Tygrysek, kocurek, którego poznała ostatnio. Posłała mu zaskoczone spojrzenie, czekając, aż powie, dlaczego to zrobił.
— Gonisz! Ja jestem myszą, a ty wojowniczką — krzyknął i odwrócił się, by uciec niczym zając po pasie otwartego terenu. Parę zwinnych susów wystarczyło, by znalazł się po drugiej stronie jamy. Patrzył na nią z ekscytacją, z szerokim uśmiechem. Poruszał uszkami na zachętę. W jego ślepiach tańczyła szczera radość. Ruda spojrzała w kierunku Zalotki, zastanawiając się, czy warto było. Gdy nie spotkała się z żadną konkretną reakcją, poczuła się odrobinę zagubiona, jednak pisk pręgusa sprawił, że poderwała się na łapy. Raptem jej kończynami zawładnęła ekscytacja. Z okrzykiem radości, pozbawionym wszelkich trosk, wskoczyła na niski korzeń, po czym spadła na zielonookiego i obydwaj zaczęli turlać się pośród wyschniętej ściółki, która służyła za legowisko.
Duże oczka zamrugały, gdy wyrwał się z jej uścisku. Goniąc za trzykolorowym ogonem koleżanki, kłapał co jakiś czas pyskiem, jakby naśladował głodne psisko. Słota uciekała ile sił, byleby towarzysz jej nie dosięgnął. Śmiejąc się za każdym razem, kiedy nie udało mu się chwycić za jej kitę. Wyskoczyła naprzód, zderzając się z inną kotką ze żłobka. Nie słuchając jej zażaleń, pognała dalej, sprawdzając, czy rudas dalej ją gonił. Biegli krok w krok. Nagle, pozbawiony równowagi, zatoczył się w tył, uderzając niezdarnie brodą o ściółkę. Szylkretka pognała szybciutko do kolegi, patrząc, czy nic mu się nie stało.
— Tygrysku! Czy wszystko z tobą w porządku? — zapytała z nietypową ilością troski. Kocur leżał tak chwilę, patrząc na nią spod przymrużonych powiek, gdy nagle wysunął łapkę w jej kierunku, trącając ją prosto w nos.
— Mam cię, dałaś się nabrać! — krzyknął, a w jego oczach zebrały się delikatne łezki, których szybko się wyzbył. — Gonisz! Znowu gonisz, złap mnie! — rzucił, ruszając biegiem, oddalając się powoli od brązowookiej. Słota westchnęła, a na jej pyszczku pojawił się delikatny uśmiech. Nie czekając długo, ponownie zaczęła za nim pędzić.
…
Słota leniwie wylizywała swoją łapę po to, by po chwili wymyć nią sobie ucho. Coraz lepiej wychodziła jej poranna toaleta, jeszcze trochę i zostanie w tym mistrzem. Zerkała co jakiś czas w stronę Tygryska, który znowu bawił się z Jarzębiną w najlepsze. Co ona takiego mogła im mówić? Co robiła? Dlaczego wszyscy szli wiecznie do niej? Jego śmiech niósł się echem po żłobku, odbijając od ścian. Szylkretowe futerko lekko się nastroszyło — znowu rozmawiał z medyczką, zamiast bawić się z nią i Pomrok. Jeszcze nie tak dawno temu ganiali się po jamie. Odniosła wrażenie, jakby niebieskooka była ciekawsza od niej i jej rodzeństwa. Był to dla niej cios, ponieważ nie potrafiła zrozumieć, jak ktoś mógłby w ten sposób pomyśleć. Burknęła pod nosem cicho, starając się nie ukazywać irytacji, jednak jej kita poruszała się na boki coraz szybciej z każdym kolejnym głośnym chichotem.
Podniosła się wreszcie, zdenerwowana całą tą sytuacją. Mogła równie dobrze położyć się obok Pomrok i przytulić do siostrzyczki, jednak postanowiła tym razem porozmawiać z kimś nowym. Rozejrzała się po żłobku.
Nagle nawiązała kontakt wzrokowy z Trop. Nie znała kotki za dobrze, wiedziała jedynie, że jest siostrą Tygryska, ale tak, to nic poza tym. Podeszła do niej powoli, a gdy znalazła się wystarczająco blisko, przyuważyła, że czekoladka jest zapatrzona w jedno miejsce. Ciekawe, nad czym tak rozmyślała? Po paru uderzeniach serca usiadła przed nią, tym samym przerywając skupienie kotki i zwracając je na siebie.
Usłyszała ciche fuknięcie pod nosem. Co ją tak bardzo zdenerwowało?
— Hej… — zaczęła Słota, próbując brzmieć spokojnie. — Czy Tygrysek rozmawiał z tobą o Jarzębinowym Żarze?
Trop podniosła wzrok, wyraźnie zirytowana, że ktoś jej przeszkadza. Jej ogon nerwowo drgnął.
— Nie interesuje mnie, co on robi — odpowiedziała chłodno, patrząc na Słotę spod zmrużonych powiek. — Sam sobie wybiera, z kim chce spędzać czas, nie muszę tego pilnować.
Słota zmarszczyła brwi, nie dając się od razu zbić z tropu.
— Ale… przecież to twój brat — powiedziała lekko skonfundowana. — Nie dziwi cię, że spędza tyle czasu z innymi?
Trop prychnęła cicho, odwracając głowę i ignorując młodszą przez moment, jakby sama nie wiedziała, czy powinna odpowiadać.
— To jego sprawa — mruknęła w końcu, z lekko drażniącym tonem. — W dodatku… co ciebie to w ogóle obchodzi? Jesteś przybłędą nieurodzoną w Klanie. Ja jestem czystej krwi, co widzi każdy, kto ma oczy. Może on nie chce spędzać czasu po prostu z kimś takim, jak ty.
Słota poczuła, jak słowa szarpnęły jej wnętrzem, jakby ktoś pazurami przeorał jej serce. Futro wzdłuż jej kręgosłupa podniosło się gwałtownie, a ogon uderzył o ziemię. Już miała się odezwać, otworzyła pysk, ale głos ugrzązł jej w gardle. Zamiast tego prychnęła wściekle, odwracając się na pięcie. Poszła w stronę Pomrok, serce dudniło jej w piersi, a w głowie kotłowały się myśli. Miała wrażenie, że gdyby została tam, choć chwilę dłużej, rzuciłaby się na Trop, a tego nie chciała. Z jakiegoś powodu zależało jej na tym, by mieć wyrobioną dobrą opinię u Tygryska, a atakowanie jego siostry by jej w tym nie pomogło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz