Przeszłość, Pora Nowych Liści
– Burzowe Chmury ma na ciebie zły pływ. Jest niczym ten paskudny ptak, który nie potrafi odfrunąć za morze – syknęła ruda kocica, siadając przy pieńku ze zwierzyną. Owinęła swój puchaty ogon wokół swych łap. Schyliła łebek i kilkukrotnie polizała futro na piersi. – Nie powinieneś się z nim zadawać.
– A z kim powinienem? – spytał, starając się pociągnąć rozmowę z kocicą, z którą kiedyś był blisko. Wciąż pamiętał jak czule lizała go po grzywie, starając się doprowadzić niesforne kosmyki do porządku, gdy był kociakiem. Jednak przez sytuację z przyniesieniem trujących ziół oraz jawną niechęć "ciotki" do Sójczej Łapy, ich ścieżki się rozeszły.
– Na pewno z Króliczą Gwiazdą. Z Przepiórczym Puchem. Skowronim Odłamkiem. Wdzięczną Firletką. Zawilcową Koroną. Czuwającą Salamandrą. Wędrującym Niebem...
– W skrócie, z każdym kto pełni ważną funkcję w klanie – podsumował. Westchnął, po czym przeniósł spojrzenie na powracających uczniów z treningu. Posłał uśmiech Szakłakowej Łapie, który kroczył ze spuszczoną głową tuż u boku Poczciwego Dziwaczka. Na uderzenie serca ich spojrzenia się spotkały. Za nimi do obozu weszli pozostali uczniowie wraz z mentorami. Wśród nich znajdowały się kocięta Płomiennego Ryku, za którymi Ognista Piękność nie przepadała. Być może przez fakt podobieństwa do jej własnych kociąt, które straciła? – Co o nich myślisz? – Zaryzykował.
Złote oczy kocicy zwęziły się w szparki.
– Są marnymi imitacjami moich kociąt – rzekła, mrużąc na uderzenie serca oczy. Przechyliła głowę do tyłu i spojrzała w niebo. Spojrzenie Ogień było przepełnione smutkiem i złością, jak również bezsilnością oraz brakiem zrozumienia. – Jestem pewna, że ukończenie treningu zajmie im co najmniej czterdzieści księżyców, jak nie więcej, zważywszy na to kto jest ich matką – syknęła, nie robiąc sobie nic z tego, że jej wywód słyszał każdy kot, który przechodził obok nich
– A według mnie Skrzydlata Łapa zostanie pierwsza mianowana. Przynajmniej z ich trójki – podjął, by już chwilę później skinąć łebkiem na przywitanie w stronę jednej z kuzynkę, gdy ich spojrzenia się spotkały. Cętkowana odłączyła się od grupy i ruszyła w kierunku dwóch kotów. Sierść na karku kremowego lekko się uniosła. Spojrzenie przeniósł na pysk Ogień, mając nadzieję, że ta powstrzyma się przed wykłócaniem z młodszymi.
– Dzień dobry. Rozmawiacie o mnie – zauważyła kocica, spoglądając to na Słoneczny Fragment, to na Ognistą Piękność.
– A i owszem! Rozmawiamy. Lecz nic dobrego na Twój temat nie można powiedzieć, dziecko – prychnęła kocica. – I nie tylko o tobie. Ty i twoje rodzeństwo jesteście równie przebiegli jak wasza matka. Lisie...
– Dziękuję? Uznam to za komplement – odparła uprzejmie, obdarowując cętkowaną uśmiechem. To wystarczyło, żeby Ognista Piękność się zagotowała; wysunęła pazury i syknęła w stronę uczennicy bluzgi. – Złość piękności szkodzi, Pani Ognista Piękności~ – miauknęła, oddalając się od kotów z uniesionych ogonem.
– Pyskate kocię! Lisie łajno! – prychała kocica. Jej ułożona sierść w zaledwie uderzenie serca była cała nastroszona. – Nie jesteście dziećmi Płomiennego Ryku! Wasza matka...!
– Ciociu Ogień... – zaczął, starając się uspokoić kocicę. – Wszyscy się na nas patrzą...
– No i dobrze. Niech wiedzą, że ta ruda lisica niczym kukułka podrzuciła do klanu kocięta innego kocura. Zbyt szybko je urodziła... – urwała. Słoneczny Fragment nie miał pojęcia, że dołączenie Ognistej Piękności do Klanu Burzy podobnie wyglądało do przyjęcia Sójki; obie wówczas ogłosiły, że spodziewają się kociąt rudego kocura, co z automatu sprawiło, że zostały przyjęte do klanu. – Gdyby Płomienny Ryk naprawdę pragnął kociąt, zwróciłby się z tym do mnie, a nie do samotniczki. Mogłabym mu je dać... Kolejny miot zdrowych i silnych kociąt...
– Powinnaś dać sobie spokój z wujem. I to już księżyce temu – mruknął nagle. Miał dużo spraw na głowie. A Ognista Piękność dorzuciła mu kolejną sprawę, którą być może udałoby mu się rozwiązać właśnie w tej chwili. – I związać się z innym kocurem. Mogłabyś mu w ten sposób zrobić na złość. – Nie wierzył, że to mówi, jednak dostrzegając, że jego słowa działają, kontynuował.
– Z jakim kocurem?
– Z jakim tylko chcesz. Takim, który będzie cię kochał i doceniał, jak wspaniałą kocicę ma u swojego boku. I wcale nie musi pochodzić z naszego klanu... Najważniejsze, abyś to ty była szczęśliwa! – Uśmiechnął się. – Tylko proszę, nie denerwuj się na kocięta Sójki. One nie są niczemu winne i dobrze o tym wiesz – miauknął. Spojrzenie skupił na Burzowych Chmurach, który machając niebieskim ogonem przy wyjściu z obozu, starał się zwrócić jego uwagę. Gdyby nie on, najpewniej zapuściły korzenie w tym miejscu, spędzając kolejne godziny na rozmowie z Ognistą Pięknością. – Przemyśl moje słowa, ciociu – rzucił na odchodne, mając nadzieję, że uda mu się rozwiązać chociaż jeden z problemów rodzinnych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz