Rozmowa z kociakiem ciągnęła się dla niego za długo, jednak ani kociak nie miał zamiaru jej zaprzestać, ani Rozkwitająca Szanta nie wyglądała jakby szybko miała zakończyć rozmowę z asystentką medyka. Takim sposobem był zmuszony do kontynuowania tej bezsensownej rozmowy.
– Nauczysz się – odpowiedział Zawilec, na wcześniej zadane pytanie przez kocię. – Niezależnie od ścieżki, którą wybierze Ci Królicza Gwiazda przy mianowaniu. Mam nadzieję, że nie będzie to ścieżka medyka. – Ostatnie zdanie rzucił bardziej do siebie, przekręcając lekko głową. – Każdy musi umieć postawy walki, aby móc się obronić przed kotami, które próbują zrobić Ci krzywdę, bądź drapieżnikami. – Żałował, że ta wiedza nie przyszła do niego, gdy był uczniem, a teraz.
– Czemu nie? – Księżyc zmartwił się nieco i zmieszał. – Czemu nie medykiem? Lubię zioła, wiesz? Mama kilka przyniosła roślin i naprawdę ładnie pachniały, a pani Firletka i pan Skowronek wydają się być mili.
– Nie taką drogę wybrała Ci wyrocznia – odpowiedział sucho, nie chcąc zagłębiać się w większe szczegóły. – Jeśli nie zrobi nic, aby strącić Cię z ścieżki wojownika, to powinieneś nią podążać. Jeśli zależy Ci na ziołach w twej roli, to istnieją również kronikarze, którzy czasem nam pomagają. Bycie medykiem to opcja ostateczna w twoim przypadku.
– Czemu? – Teraz już się całkiem zmieszał. – Przecież wszyscy lubią medyków, a ja nie mogę być wojownikiem, przynajmniej tak słyszałem... – Wyjaśnił, łapą wskazując na swoje oczy. – Przez to. Z resztą, co to wyrocznia? Czemu ma mi mówić co robić?
– Wyrocznia, to kot, który widzi, słyszy i wie wszystko. Każda twa myśl, każdy ruch, każdy wybór, jest przez nią widziany i oceniany. – Ogon kremowego drgnął lekko. – To ona wyznacza nasze ścieżki, którymi podążamy przez całe życie, a jeśli zboczymy z nich, jest w stanie nas ukarać na sposób, który uważa za dobry. Przez nią żyjesz. Również wyrocznia za dobre sprawowanie i wiarę, wynagradza nas dobrostanem, chroni przed zagrożeniem, gdy jest to potrzebne.
– Ale to mama mnie ma. – Zdziwił się. Mama miała kocięta, nie wyrocznia, więc to mama go urodziła i mama nadała mu życie. Z resztą, to wciąż nic nie wyjaśniało i kompletnie nic nie rozumiał. Dodatkowo niezbyt mu się podobało, że go ktoś obserwuje, kiedy sam go nie widział. Po chwili też zamyślenia, dodał. – To tak jak Wróżka! – Zauważył z uśmiechem. – Wróżka, Biały i Lotos. Pan Alba mówi, że oni nas będą chronić, a Wróżka już mnie chroni, wiesz? – Zagderał wesoło – A gdzie ta Wyrocznia jest?
– Nie! Nie jak oni – wysyczał kremowy, a jego futro zjeżyło się. – Wyroczni nie da się zabić, nieliczni mają okazję ją zobaczyć. Żaden z nich nie jest wyrocznią, Alba tak tylko uważa, gdyż zapatrzony jest w czubek własnego nosa. Próbuje wyśmiać rolę wyroczni, nadając jego kociętom bezsensowną rolę. Prowokuje naszą rodzinę i jej wierzenia, a przypłaci za to surowo.
Kociak przez chwilę milczał, czując jak mu w głowie paruje.
– Zawilcowa Korono, rozmawiasz z kilku księżycowym kociakiem. – Rozkwitająca Szanta dołączyła się do ich rozmowy, stając za kociakiem, a wzrok Zawilcowej Korony skierował się na nią. Czyżby przypomniała sobie o swym kocięciu, gdy medyk zaczął rzucać w jego stronę kilka niezbyt miłych słów? Teraz raczyła zareagować, jednak wcześniej oddała go w opiekę kremowego, jakoby ten kochał przebywać i rozmawiać z tymi kulkami futra.
– To nie znaczy, że nie mogę go traktować na równi z innymi - rzucił ostro Zawilec – i mówić mu o Wyroczni. Ryk tak działała i na dobre jej wyszło.
– Tak, na dobre jej wyszło. W szczególności, że straciła piątkę kociąt, których tak pragnęła... – prychnęła, jednak już po chwili westchnęła schodząc z tonu. Nie chciała się kłócić z bratem. Nie o to w końcu chodziło. – Możesz mu mówić o Wyroczni, nie będę Ci tego bronić, sama również mogę mu o niej opowiedzieć, ale pamiętaj, że nie rozmawiasz, ze swoim rówieśnikiem tylko z siostrzeńcem, który dopiero co skończył księżyc... I pamiętaj, aby dostosować opowieści do jego wieku, bez zbędnych wtrąceń na temat pewnego przygłupa... Niepotrzebnie się tak unosisz Zawilcu, nikt przecież nie traktuje go poważnie. – Kotka spojrzała się na brata łagodnie, by już po chwili przenieść spojrzenie na Księżyca, którego otuliła ogonem.
– Denerwuje mnie. Denerwuje mnie, że wyśmiewa się z nas, a wszyscy milczą w tym Królicza Gwiazda, który miał niby zarządzać tym klanem. Ktoś powinien mu pokazać, że jego słowa mają konsekwencje – prychnął, odwracając wzrok z kocicy. – Ryk postąpiła najlepiej jak mogła. A to, że znaleźliśmy się w Klanie Burzy, było winą Cykoriowego Pyłku, który przypłacił za to życiem.
– Porozmawiamy o tym później, na spokojnie, dobrze? – zapytała po krótkiej chwili milczenia, chwytając Księżyca za kark i przenosząc kawałek dalej na badanie do Firletki, która zazwyczaj przyjmowała srebrnego pacjenta. Kocur westchnął cicho, kierując się w stronę składziku z ziołami. Czy swoimi słowami odpychał swoją siostrę i jej kocięta? Tak, robił to nawet z premedytacją. Ostatnio zbyt często zauważał, że to właśnie bliskie mu koty krzywdziły go najbardziej, więc najmądrzejszym rozwiązaniem było zachować małą liczbę kotów blisko. Im mniej ich będzie, tym mniejsza szansa, że któryś z nich go skrzywdzi. To była najlepsza opcja i ją postanowił wybrać.
<Siostrzeńcu? Czemu mnie nie zostawisz w spokoju?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz