Miodowa Kora widział, że Dąbek miał pięć księżyców i już miał dużo siły, szarpiąc zwierzynę z jego pyska, myślał, że jego pysk też urwie. Spojrzał na syna, który zrobił słodkie oczka w jego stronę po tym.
– Już dobrze, pójdziemy do lasu tylko we dwoje. Tylko nie mów mamie.
Był duży, więc wyglądał na ucznia, ale nadal miał pięć księżyców, więc musiał być w żłobku.
Dąbek bez wahania upuścił ptaka zadowolony. Spojrzał pytająco na ojca.
– Jak to nie mówić mamie? Dostałbym karę?
Czekoladowy kocur przekrzywił łebek.
– Możliwe.
A jego partnerka by go udusiła, liliowy nie chciał kłótni z tego powodu, więc wolał to zachować w sekrecie.
– Jednak nie zamartwiaj się, bo teraz idziemy poza obóz.
Nie chciał dłużej nad tym myśleć i wyszedł ze swoim synem z obozu w teren pełen drzew.
– Dobra!
Byli już poza lasem, więc wojownik postanowił go przygotować na mianowanie na ucznia, został tylko Dąbkowi jeden księżyc, by nim zostać. Musiał przeżyć za wszelką cenę i on jako jego ojciec dopilnuje tego.
– Dobrze, to co wiesz o terenach poza obozem?
Chciał zacząć od łatwiejszych pytań, żeby nie zniechęcić czekoladowego kocura.
Dąbek usiadł wygodnie i spojrzał się pytająco na ojca. Wojownik nie wiedział czemu jest aż tak skrzywiony z powodu tego pytania.
– No, na naszych terenach jest las – odpowiedział syn Miodowej Kory, jakby to była najoczywistsza oczywistość, przy okazji rozglądając się po otaczających ich drzewach.
Było tutaj przytulnie.
– A wiesz coś może o zwierzynie, która występuję w naszych lasach?
To było podchwytliwe pytanie, na które kociak na pewno nie będzie znał odpowiedzi. Przynajmniej może się dowie, że poza obozem są nie tylko myszy i króliki.
– To, co jest na stosie zwierzyny, to biega po lesie – odpowiedział kociak wymijająco.
Liliowy popatrzył na drzewo.
– Nie tylko to, poza obozem mamy też zwierzynę, która może rozszarpać kota. Do takich stworzeń należą sowy, podczas próby będziesz musiał najbardziej na nie uważać. Są aktywne nocą, więc gdy cię zobaczą, to od razu użyją swoich szponów i ostrych dziobów, by cię rozszarpać! Oczywiście sowy żyją pojedynczo, więc nie zaatakuje cię całe stado. Nie tylko ptaki są drapieżne. Mamy też ssaki, z którymi nie warto zadzierać, nie są gigantyczne, ale umieją niejednego kota załatwić. Są to kuny, wyjątkowo agresywne, lisy, które rozpoczynasz po ich rudym futrze, i borsuki.
Na chwilę przestał gadać, nie umiał tak opowiadać monotonnie, dlatego nie chciał, by mu język zdrętwiał od tego gadania.
– Czyli Tygrysek też jest lisem?
Zaśmiał się pod nosem.
– Albo ten Warczący Lis, który sam padł ofiarą lisa?
Kocur zrobił poważną minę, trochę się zawiódł na Dąbku, że wyśmiewał śmierć innego kota. Jego syn chyba to zauważył, bo było widać po nim skruchę.
– Znaczy, żal tak młodego istnienia...
Dąbek odkaszlnął.
– To nie powód do żartów, jak spotkasz wściekłego lisa, to odechce ci się żartować. Dlatego noc, której w lesie doświadczysz, będzie twoim sprawdzianem, czy przetrwasz i zostaniesz uczniem. Bowiem przeżywają tylko najsilniejsi, a ty masz taki być tego dnia.
Za księżyc syn Miodka, będzie musiał stać się dumą rodziny, dlatego młodzieniec będzie musiał o tym pamiętać.
Jego czekoladowy syn zrobił niechętną minę i powoli pokiwał głową.
– Dobrze, ojcze – odparł, niczym wzorowy syn.
– Będę najlepszy z najlepszych. Schowam się na drzewie w samej koronie albo wespnę się na jedno z iglastych drzew, świerki wydają się bardzo kolczaste i niedostępne z zewnątrz. Dam jakoś radę.
Cieszył się, że jego syn brał to na poważnie, luzackie podejście mogłoby go zabić.
– Myślę, że świerk jako kryjówka to dobry pomysł. Widzę, że się ode mnie czegoś nauczyłeś, jak byłeś pierwszy raz w lesie.
Jak Dąbek był z nim kilka księżycy temu, poza lasem, pierwszy raz to ledwo co słuchał, dobrze, że z wiekiem się to zmienia.
– Jak będziesz uczniem, to zabiorę cię do Czarnych Gniazd. To tereny które zdobyliśmy na zwycięskiej wojnie z Klanem Klifu.
Dąbek słuchał z podekscytowaniem ojca.
– Teraz też chętnie bym zobaczył Czarne Gniazda, daleko są?
– Tak, Czarne Gniazda nie są blisko, a nie chciałbym cię brać daleko, bo ktoś by zauważył, że dłużej cię nie ma w żłóbku i byłoby już po wycieczce. Dlatego musisz poczekać jeden księżyc, wtedy pójdziemy tam legalnie – odparł wojownik.
– No dobra.
Dąbek kopnął kamień, który niedaleko leżał jego łapy.
– Czy coś jeszcze robimy? Wspinamy się na drzewa albo przynajmniej na ten świerk?
Liliowy wojownik, myślał przez chwilę nad propozycją kocura, wspinanie się po drzewach wydawało się mniej narażone na ryzyko niż takie wyjście z daleka od obozu. Dąbek jak się nauczy wejść na taki świerk, to mu się to przyda za jeden księżyc.
– Wiesz synu, to dobry pomysł, znajdziemy dla ciebie jakiś świerk do wspinaczki.
Wojownik zaczął szukać jakiegoś drzewa świerkowego, wśród sosen trochę długo im to zajęło, ale w końcu znaleźli gęste drzewo świerkowe.
– To możesz spróbować się po nim wspiąć, tylko pamiętaj, żeby użyć do tego pazurów. Będziesz miał lepszą przyczepność podczas wspinaczki.
Dąbek bez wahania wysunął pazury i wcisnął je w korę świerka.
Miodek przyglądał się wspinającemu się synowi, sądził na początku, że Dąbek najwyżej wespnie się na drugą gałąź i szybko zejdzie, ale jego syn wspinał się coraz wyżej, a on tylko patrzył. Nic nie robiąc, aż w końcu Dąbek wystawił swoją głowę między gałęziami. Miodowa Kora się przestraszył.
– Nie ruszaj się stąd! Już idę po ciebie!
Kocur zaczął się wspinać do syna po świerku.
– Nie jestem już małym kociakiem, dam radę zejść sam!
Czekoladowy srebrny kocur fuknął.
Miodowa Kora wspiął się i stanął na gałęzi obok niego, która zaczęła się uginać pod ich ciężarem. Ani jeden, ani drugi nie byli wcale tak lekcy.
– Nie zniesiesz mnie na dół, bo ci pysk urwie. – Zauważył młody, zeskakując, na gałąź niżej.
– Nie zamierzam cię znosić! Będę cię asekurować, byś zszedł bezpiecznie na dół. W górę łatwo wejść, ale zejść już nie jest tak prosto. Za mną!
Kocur zszedł niżej i czekał aż Dąbek, też zacznie schodzić, przynajmniej jak jemu synowi łapa się uwinie, to go złapie.
Dąbek nic nie odpowiedział.
Prędko skoczył na gałąź, na której stał jego ojciec, potem na jeszcze niższą i niższą, wyprzedzając tym Miodową Korę, nie słuchając g.
– Widzisz, tato, dobrze sobie radzę, nie musiałeś się mart-
Nie zdążył dokończyć, kiedy w połowie zdania, poślizgnął się na gałęzi i spadł z drzewa prosto na mech.
Wojownik miał nadzieję tylko, że bezpiecznie zejdą, zobaczył, że Dąbek go wyprzedził bez jego pozwolenia. Jego syn mówił, że radzi sobie dobrze, dopóki nie spadł z drzewa, serce liliowego kocura biło szybko, a jego wyraz zbladł.
– Na Klan Gw-
Przerwał w połowie zdania, gdy widział, że Dąbek wylądował na mchu. Przypomniało mu się jeszcze, że nie mógł mówić głośno o klanie gwiazdy, bo jeszcze ktoś by to usłyszał i by miał problem z kultem w ich klanie.
– Na Klan Wilka... – dokończył, mówiąc do siebie po czym zszedł szybko do syna. Widział, że nic mu nie jest, ale wściekłość przeszła jego całe ciało.
"Co on sobie na Klan Gwiazdy myślał?!" – mówił sobie w myślach, a gdy wychwycił kontakt wzrokowy ze swoim synem to nie oszczędził on słów.
– Pająki zasnuły ci mózg?! Co ty sobie myślałeś! Powinieneś mnie był posłuchać, ale nie! Wolałeś się wygłupiać przy gałęziach niczym durna zwierzyna łowna! Gdyby nie ten mech, to byłbyś martwą miazgą połamanych kości. Miałeś szczęście....
Patrzył na niego dość surowo. Myślał, że to już koniec ich wycieczki, Dąbek powinien w sumie być już w żłobku ze swoim rodzeństwem.
– Wracamy do domu – powiedział stanowczo, kierując się w stronę obozu. Nie wymienił nawet już spojrzenia z własnym synem, tylko miał nadzieję, że będzie mu posłuszny i wróci do matki.
Kocurek położył po sobie uszy, podczas tego głośnego monologu ojca.
– Jesteś przewrażliwiony, koty tak nie kończą. Spadłem na cztery łapy. – Spojrzał na wściekłego ojca. – No, mniej więcej.
Miodowa Kora popatrzył na niego i przewrócił oczami. Czy on nie miał jakiejś większej świadomości? Gdzie jego instynkt przetrwania, wyparował z urodzeniem?
– Nie więcej, nie wyglądało to na profesjonalne spadanie! Mogło ci się stanąć coś poważniejszego. Żyję już długo na tym świecie, więc mam od ciebie więcej rozumu.
Tym bardziej liliowy myślał, tym zadawał sobie bardziej pytania, czy on w tym lesie przeżyje, czy może coś mu wydłubie oczy za nim znajdzie kryjówkę.
– Dam radę! Tylko się potknąłem!
Prychnął, również denerwując się na ojca.
– Wcale nie było najgorzej jak na pierwszy raz.
Ojciec Dąbka westchnął ciężko.
– Życzę ci za to, żeby drugi raz też był udany. A teraz na serio jest późno, trzeba iść.
Powiedział Miodowa Kora, a za nim do obozu poszedł jego syn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz