Ptasi jazgot docierał do jej uszu zza ścian legowiska lidera. Otworzyła przymrużone ślepia, wysuwając pazury i rozciągając się, ziewając przy tym przeciągle. Jej pysk spoczął na jej łapach, które nerwowo mięły mech budujący posłanie. Westchnęła i rozejrzała się po nowym legowisku. Chwila minęła, nim czarna lekko się uśmiechnęła. Teraz było jej. Żadna Piaskowa Gwiazda nie mogła już zrobić jej krzywdy.
Podniosła się, powoli opuszczając legowisko. Skrzywiła się lekko, gdy dojrzała Marchewkowy Grzbiet, a teraz tak właściwie Marchewkową Łapę. Uczennica widocznie zmarniała. Szła z opuszczonym ogonem, a na jej pysku widniało zirytowanie i zmęczenie. Kamienna Gwiazda cieszyła się, że mogła dla odmiany zdegradować wojowniczkę, ale jej nieprzyjemny charakterek wciąż dawał się we znaki. Ruda wbiła w nią niechętny wzrok.
— Już ci się zaczęło nudzić? — prychnęła cicho.
— Odzywaj się do mnie z szacunkiem. — odparła szorstko czarna, mrużąc oczy. Chciało jej się wciąż bawić w swoje gierki?
— Jak sobie chcesz. — mruknęła Marchewkowa Łapa pod nosem, wymijając ją i kierując się do legowiska uczniów.
Kamienna Gwiazda uniosła brwi. Tak szybko odpuściła? Cholera, odejście Jałowego Pyłu musiało się na niej nieźle odbić. Nie było jej szkoda kotki. Zasługiwała na to.
Odwróciła się, spoglądając przed siebie, gdy szła przez obóz. Jej oczy napotkały spojrzenie Jemiołowej Skóry. Ciemne futro zjeżyło się na sam widok córki. Na sam widok rudych plamek i żółtych oczu. Pozostałości po Piaskowej Gwieździe.
Bura szylkretka spuściła wzrok.
— Gratuluję awansu — syknęła pod nosem.
Czarna uniosła jedną brew. Nie podobało jej się, na jaką wojowniczkę wyrosła Jemiołowa Skóra. Nie, żeby obchodziło ją jej życie, ale Kamień nie chciałaby, by ktoś z jej genami był tak chory, by popierać Piaskową Gwiazdę.
— Ktoś musiał zająć się klanem. Bez dyskryminacji — odpowiedziała szorstko.
— Splątane Futro byłaby lepszą przywódczynią. — parsknęła Jemiołowa Skóra, nawet nie patrząc jej w oczy. Czarna strzepnęła ogonem.
— Splątane Futro kontynuowałaby dzieło Piaskowej Gwiazdy — rzuciła twardym głosem, nawet nie pokazując po sobie, jak bolały takie słowa. — Chyba, że lubisz, gdy odrywają tobie skórę. Albo gdy upokarzają cię przed całym klanem. Ja nie mam zamiaru znęcać się nad Burzakami tak jak to robiła Piasek i jak robiłaby Splątane Futro. Będę rządzić tak, jak chciałby tego ode mnie Zajęcza Gwiazda, chociaż los nie dał się mu wykazać — mruknęła. Zastanawiała się, gdzie teraz był Zając. Skoro Klan Gwiazdy prawdopodobnie nie istniał, a nawet jeśli, to miał w dupie żywe koty. Czy był na nią zły? To prędzej ona powinna przeprosić go, niż on ją. Zawiodła go jako zastępczyni i chciała, żeby chociaż ten jeden raz ktoś był z niej dumny, ktoś mógł na nią liczyć. Strata białego okropnie ją zabolała. Gliniane Ucho też nie mógł się z tym pogodzić. Nie mówiąc już o Wilczej Zamieci, z którą Kamień bała się podejmować tego tematu. — Możesz sądzić o mnie co chcesz, ale oczekuję szacunku. Nieważne, czy jestem twoją matką, czy kimkolwiek innym, należy mi się on tak samo jak każdemu innemu kotu.
Nie uważała, że Splątane Futro byłaby złą liderką. Na pewno nie wprowadziłaby dyskryminacji. Przecież ona sama nie była rasistką. Nie taką jak Żar. Część czarnej kotki rozumiała Splotkę, mimo tego, co robiła. Wciąż jednak złość kiełkowała w jej głowie, gdy ktoś podważał jej racjonalność. Chciała jak najlepiej dla Klanu Burzy, chciała naprawić to, co zniszczyła Piasek swoją cholerną dyskryminacją. Żaden gówniak nie miał prawa tego podważać. Zwłaszcza... ktoś taki jak ona. Jak Jemioła. Córka Piaskowej Gwiazdy. Owoc gwałtu, kociak, o którego nigdy się nie prosiła. Przez którego została obrzucona oszczerstwami i drwinami ze strony rudych.
<Jemioła?>