- Nie, nie przynosi mi już robaków... A co do naszej relacji... - zawinęła sobie pasemko na ogonie na pazur i zakręciła w loczek - Nic nie jest jeszcze pewne~
***
Od jakiegoś czasu więcej spotykała się z Bursztynowym Brzaskiem. Oczywiście, plotkarze nadal opowiadali różne farmazony. Chociażby o wojowniku zabierającym ją na randki w świetle księżyca, nad jezioro, wtykającym jej kwiaty w futro i opowiadającym jej wiersze o jej wspaniałości. No temu było akurat bardzo daleko do prawdy. W rzeczywistości byli tylko niezręczną parą znajomych. Mandarynka użyła go, żeby zapomnieć o Skowronku. I zadziałało. Nie myślała już o nim. Była zbyt zajęta gadaniem z przyjaciółkami, obowiązkami wojowniczki i spacerami z kremowym. Bo brat Zmierzchającej Zatoki najwyraźniej naprawdę się w niej zakochał. A ona nie zamierzała go rzucić. Teraz byli bardzo rozpoznawalni w obozie. Ta cała relacja była na pokaz. Po to żeby nikt za bardzo nie kwestionował niczego, gdy wreszcie będzie miała kociaki (o czym z resztą Tuptająca Gąska nie przestała jej przypominać). Ciągle była pospieszana. Już prawie trzydziestka, a Klan Nocy nadal potrzebował dziedziców. I to była jej rola by mu dziedziców zapewnić. Żyć nie umierać, nie? Tak jakby. Popularność, aprobata, adorator Bursztynek... Lecz wizja posiadania kociąt ją obrzydzała. Do tego męczyły ją koszmary z udziałem Pierzastego Wdzięku i zastępczyni. "Widzę, że jesteś trudną sztuką Mandarynko~ Najwyraźniej ród królewski upadnie przez ciebie" krztusiła się tymi komentarzami. Za każdym razem, gdy takie coś słyszała, serce zaczynało ją boleć i nie mogła złapać oddechu. Panicznie starała się zaczerpnąć powietrza. Czuła się jakby kaszlała krwią. Zupełnie jakby to były jej ostatnie oddechy. Lecz przy życiu trzymali ją jej przyjaciele. I babcia. Osoby, przy których robiło jej się przyjemnie ciepło. Jej lepszą rodzinę. Bez porażek, bez obwiniania, bez wad. Wracała właśnie do obozu. Za uchem miała pomarańczowe pióro jakiegoś ptaka pasujące do jej oczu. W futrze zostało jej trochę suchych płatków kwiatów. Wracała z "randki" z Bursztynem. Specyficzny to był kot. Podarował jej piórko i obsypał płatkami kwiatów, które jeszcze zostały w Porze Opadających Liści, po czym tak sobie spacerowali i gadali. Ale teraz wchodziła do obozu. Kilka młodych kotek, z którymi się trzymała lub co jakiś czas plotkowała, popatrzyły na nią. Niektóre zaczęły coś do siebie szeptać, inne na odległość próbowały jej powiedzieć, że pięknie wygląda. Nagle podeszła do niej Mżący Przelot.
- Witaj Mandarynko! Byliście na randce? Jak słodko! Pięknie wyglądasz! Romantyk z tego twojego kocura!
-Mhm...tak...jest świetnie
- Witaj Mandarynko! Byliście na randce? Jak słodko! Pięknie wyglądasz! Romantyk z tego twojego kocura!
-Mhm...tak...jest świetnie
<Mżawka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz