dawno temu
Było mu wstyd za siostrę. Choć z każdym słowem kocura ciężej było mu w ogóle używać tego określenia w stosunku do niej. Nie zamierzał przyznawać się już nawet do pokrewieństwa z nią. Wszystko, co usłyszał o niej ostatnimi czasy, albo go żenowało, albo przerażało.
Obserwował w ciszy pokaz uników młodziaka. Krótkie skoki na bok nie były czymś wybitnym, ale patrząc na zaistniałą sytuację, należało doceniać każdy rodzaj postępu.
— To zaczniemy od podstaw walki. Wydajesz się... — urwał, szukając w skupieniu odpowiedniego słowa. — Ogarnięty. Szybko załapiesz i zrobimy z ciebie dobrego wojownika — zapewnił, choć czy spod jego łap mógł wyjść dobry materiał na członka ich klanu?
Nie wiedział, co stało się ze Złotym Runem. Był jego zdaniem uczynny i dobry, ale po tym jak na wojnie z Klanem Burzy zniknął mu z oczy, już więcej go nie zobaczył. I wiedział, że nadzieja na ujrzenie go jeszcze kiedykolwiek jest zwykłym wynikiem nadmiaru wiary.
— Jestem pewny, że rozumiesz zasady równowagi. Stawaj tak, by odpowiednio rozłożyć ciężar ciała i nie polec, gdy wróg atakuje. Nigdy nie trzymaj łap blisko siebie, to może uczynić cię najprostszym celem. Nie ma wskazanego idealnego rozstawienia kończyn, po prostu stój tak, by czuć się stabilnie. I najlepiej jak najbliżej ziemi — powtarzał, choć kiedy przypominał sobie, że o takich podstawach mówiło się dopiero co mianowanym kociakom, poczuł zawstydzenie. — Przyjmij pierwszą lepszą pozycję, jaka przyjdzie ci do głowy po tym opisie. Na pewno nie raz widziałeś, jak inni ją wykonują.
Nie sądził, by dzisiejszy trening zasługiwał na opis ambitnego, ale postanowił spełnić, chociaż to minimum. A pozytywne nastawienie Nastroszonej Łapy w miarę go motywowało.
Niebieski bez sprzeciwu przyjął pozycję, o której mówił, cierpliwie czekając na dalsze instrukcje. Drżenie jego łap wskazywało na podekscytowanie.
— Jestem gotowy! — oznajmił.
— I w tym momencie masz pewność, że chociaż wiatr cię nie zdmuchnie — palnął, próbując stworzyć luźną atmosferę. — Tak naprawdę mając z tyłu głowy na uwadze te zasady, jesteś w połowie sukcesu. Skoro umiesz dobrze... wykonywać uniki — wyznał niepewnie, bo te skoki na boki można by przeróżnie interpretować. — Nie będziemy się nad tym rozwodzić. Musimy w miarę prędko przejść przez to wszystko, by nadrobić twoje braki. Dlatego przeprowadzimy teraz przykładową walkę. Nie bij na oślep, nawet lepiej, byś robił wszystko powoli i dokładnie, aniżeli na siłę, bo się tylko zmęczysz, a wtedy nic nie wyciągniesz z tej lekcji — wymamrotał, odsuwając się na bok. — Twoim ułatwieniem jest to, że ja nigdy nie byłem dobry w unikach. — Uśmiechnął się słabo, a następnie odszedł na dłuższą odległość. — Doskocz do mnie. Traf mnie w bok. Nie rób dużych zamachów, jak najmniejsze. I używaj dwóch łap, nawet jeśli jedną masz słabszą. Zaskocz wroga.
Obserwował w ciszy pokaz uników młodziaka. Krótkie skoki na bok nie były czymś wybitnym, ale patrząc na zaistniałą sytuację, należało doceniać każdy rodzaj postępu.
— To zaczniemy od podstaw walki. Wydajesz się... — urwał, szukając w skupieniu odpowiedniego słowa. — Ogarnięty. Szybko załapiesz i zrobimy z ciebie dobrego wojownika — zapewnił, choć czy spod jego łap mógł wyjść dobry materiał na członka ich klanu?
Nie wiedział, co stało się ze Złotym Runem. Był jego zdaniem uczynny i dobry, ale po tym jak na wojnie z Klanem Burzy zniknął mu z oczy, już więcej go nie zobaczył. I wiedział, że nadzieja na ujrzenie go jeszcze kiedykolwiek jest zwykłym wynikiem nadmiaru wiary.
— Jestem pewny, że rozumiesz zasady równowagi. Stawaj tak, by odpowiednio rozłożyć ciężar ciała i nie polec, gdy wróg atakuje. Nigdy nie trzymaj łap blisko siebie, to może uczynić cię najprostszym celem. Nie ma wskazanego idealnego rozstawienia kończyn, po prostu stój tak, by czuć się stabilnie. I najlepiej jak najbliżej ziemi — powtarzał, choć kiedy przypominał sobie, że o takich podstawach mówiło się dopiero co mianowanym kociakom, poczuł zawstydzenie. — Przyjmij pierwszą lepszą pozycję, jaka przyjdzie ci do głowy po tym opisie. Na pewno nie raz widziałeś, jak inni ją wykonują.
Nie sądził, by dzisiejszy trening zasługiwał na opis ambitnego, ale postanowił spełnić, chociaż to minimum. A pozytywne nastawienie Nastroszonej Łapy w miarę go motywowało.
Niebieski bez sprzeciwu przyjął pozycję, o której mówił, cierpliwie czekając na dalsze instrukcje. Drżenie jego łap wskazywało na podekscytowanie.
— Jestem gotowy! — oznajmił.
— I w tym momencie masz pewność, że chociaż wiatr cię nie zdmuchnie — palnął, próbując stworzyć luźną atmosferę. — Tak naprawdę mając z tyłu głowy na uwadze te zasady, jesteś w połowie sukcesu. Skoro umiesz dobrze... wykonywać uniki — wyznał niepewnie, bo te skoki na boki można by przeróżnie interpretować. — Nie będziemy się nad tym rozwodzić. Musimy w miarę prędko przejść przez to wszystko, by nadrobić twoje braki. Dlatego przeprowadzimy teraz przykładową walkę. Nie bij na oślep, nawet lepiej, byś robił wszystko powoli i dokładnie, aniżeli na siłę, bo się tylko zmęczysz, a wtedy nic nie wyciągniesz z tej lekcji — wymamrotał, odsuwając się na bok. — Twoim ułatwieniem jest to, że ja nigdy nie byłem dobry w unikach. — Uśmiechnął się słabo, a następnie odszedł na dłuższą odległość. — Doskocz do mnie. Traf mnie w bok. Nie rób dużych zamachów, jak najmniejsze. I używaj dwóch łap, nawet jeśli jedną masz słabszą. Zaskocz wroga.
<Nastroszony?>