BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Sprawa znikających kotów w klanie nadal oficjalnie nie została wyjaśniona. Zaginął jeden ze starszych, Tropiący Szlak, natomiast Piaszczysta Zamieć prawdopodobnie został napadnięty przez samotników. Chodzą plotki, że mogą być oni połączeni z niedawno wygnanym Czarną Łapą. Również główny medyk, przez niewyjaśnioną sprawę został oddalony od swoich obowiązków, większość spraw powierzając w łapy swojej uczennicy. Gdyby tego było mało, w tych napiętych czasach do obozu została przyprowadzona zdezorientowana i dość pokiereszowana pieszczoszka, a przynajmniej tak została przedstawiona klanowi. Czy jej pojawienie się w klanie, nie wzmocni już i tak od dawna panującego w nim napięcia?

W Klanie Klifu

Niedźwiedzia Siła i Aksamitna Chmurka przepadli jak kamień w wodę! Ostatnio widziano ich wychodzących z obozu w towarzystwie Srokoszowej Gwiazdy, kierujących się w nieznaną stronę. Lider powrócił jednak bez ich dwójki, ogłaszając wszystkim, że okazali się zdrajcami i zbiegli. Nie są już mile widziani na terenach Klanu Klifu. Srokosz nie wytłumaczył co dokładnie się tam stało i nie zamierza tego robić. Wkrótce po tym wydarzeniu, podczas zgromadzenia, z klanu ucieka Księżycowy Blask - jedna z córek zbiegłej dwójki.

W Klanie Nocy

Srocza Gwiazda wprowadza władzę dziedziczną, a także "rodzinę królewską". Po ciężkim porodzie córki i śmierci jednej z nowonarodzonych wnuczek, Srocza Gwiazda znika na całą noc, wracając dopiero następnego poranka, wraz z kontrowersyjnymi wieściami. Aby zabezpieczyć przyszłe kocięta przed podzieleniem losu Łabędź, ogłasza rolę Piastunki, a zaszczytu otrzymania tego miana dostępuje Kotewkowa Łapa, obecnie zwana Kotewkowym Powiewem. Podczas tego samego zebrania ogłasza także, że każdy kolejny lider Klanu Nocy będzie musiał pochodzić z jej rodu, przeprowadza ceremonię, podczas której ona i jej rodzina otrzymują krwisty symbol kwitnącej lilii wodnej na czole - znak władzy i odrodzenia.
Nie wszystkim jednak ta decyzja się spodobała, a to, jakie efekty to przyniesie, Klan Nocy może się dowiedzieć szybciej niż ktokolwiek by tego chciał.
Zaginęły dwie kotki - Cedrowa Rozwaga, a jakiś czas później Kaczy Krok. Patrole nadal często odwiedzają okolice, gdzie ostatnio były widziane, jednak bezskutecznie

W Klanie Wilka

klan znalazł się w wyjątkowo ciężkiej sytuacji niespodziewanie tracąc liderkę, Szakalą Gwiazdę. Jej śmierć pociągnęła za sobą również losy Gęsiego Wrzasku jak i kilku innych wojowników i uczniów Klanu Wilka, a jej zastępca, Błękitna Gwiazda, intensywnie stara się obmyślić nowa strategię działania i sposobu na odbudowanie świetności klanu. Niestety, nie wszyscy są zadowoleni z wyboru nowego zastępcy, którym została Wieczorna Mara.
Oskarżona o niedopełnienie swoich obowiązków i przyczynienie się do śmierci kociąt samego lidera, Wilczej Łapy i Cisowej Łapy, Kunia Norka stała się więzieniem własnego klanu.

W Owocowym Lesie

Zapanował chaos. Rozpoczął się wraz ze zniknęciem jednej z córek lidera, co poskutkowało jego nerwową reakcją i wyżywaniem się na swoich podwładnych. Sprawy jednak wymknęły się spod całkowitej kontroli dopiero w momencie, w którym… zniknął sam przywódca! Nikt nie wie co się stało ani gdzie aktualnie przebywa. Nie znaleziono żadnego tropu.
Sytuację pogarsza fakt, że obaj zastępcy zupełnie nie mogą się dogadać w kwestii tego, kto powinien teraz rządzić, spierając się ze sobą w niemal każdym aspekcie. Część Owocniaków twierdzi, że nowy lider powinien zostać wybrany poprzez głosowanie, inni stanowczo potępiają takie pomysły, zwracając uwagę na to, że taka procedura może dopiero nastąpić po bezdyskusyjnej rezygnacji poprzedniego lidera lub jego śmierci. Plotki na temat możliwej przyczyny jego zniknięcia z każdym dniem tylko przybierają na sile. Napiętą atmosferę można wręcz wyczuć w powietrzu.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Nowa zakładka „maści - pomoc” właśnie zawitała na blogu! | Zmiana pory roku już 28 kwietnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

22 kwietnia 2024

Od Chmurki do Pumy

— Ej! Chmurka, wstawaj!
— C-co? A, to ty Puma. Coś się stało?
— Choć się pobawić!
— No dobra, ale w co?
— Nie wiem w co, ale na pewno coś się wymyśli! Choć pod legowisko Witki, tam możemy się w coś pobawić!
— Dobrze!
Kiedy kociaki szły pod legowisko medyczki, Chmurka zaczęła się zastanawiać, po czym spytała braciszka.
— Puma, a kim chcesz zostać jak będziesz miał cztery księżyce? Ja jeszcze się nad tym nie zastanawiałam, ale bardzo lubię pomagać innym i uwielbiam zapach ziół oraz pomaganie Witce i Murmur.
— Na pewno nie będę wojownikiem ani medykiem. Wiesz, chyba stróżem, nie widzę tak dokładnie jak wojownicy — odpowiada, prawie potykając się o jakąś gałąź
— Rozumiem. Pumo, czy ty też masz takie poczucie, że ciągle o tobie gadają i dziwnie się na Ciebie patrzą? Bo ja tak mam, i dziwnie się z tym czuję.
— To chyba dotyczy tylko ciebie siostrzyczko. Na mnie raczej średnio zwracają uwagę, ale ostatnio zauważyłem, że patrzą na ciebie z ukosa. 
„Może nam się tylko wydaje?” – pyta siebie w duchu Chmurka.
Kiedy kociaki dotarły pod legowisko Medyczki, z legowiska wojowników wyłonił się Przebiśnieg.
— A co ty na to, żeby zaprosić do zabawy Przebiśniega? Bardzo go lubię i fajnie się z nim bawi — pyta entuzjastycznie Chmurka, chcąc przy okazji zakończyć niezręczny dla niej temat.
— Okej! To ty tu czekaj, a ja po niego pójdę!
— Dobra! 
Kiedy Puma biegł w stronę Przebiśniega, o mało znów się nie przewracając, z legowiska wyszła Witka .
— Cześć Witko! Czy mogę ci jakoś pomóc? Proszę! 
— O, cześć kociaku! Wiesz, idę po zioła na ból brzucha Przypływu i ból łapy Żagnicy, a ty jeszcze nie możesz opuszczać obozu. Naprawdę bardzo bym chciała, żebyś mi pomogła, ale nie mogę cię zabrać. Przy okazji, czy o wysokim słońcu mogłabyś przyjść do mojego legowiska? 
— Dobrze, przyjdę. Rozumiem że nie chcesz mnie zabrać, z resztą, Kosodrzewinka na pewno by się nie zgodziła — odpowiada trochę zawiedzione kocię.
W czasie rozmowy z Chmurką, do Witki dołączył jej na razie jedyna uczenica Murmur, po czym skinieniem głowy medyczka pożegnała się z siostrą Pumy. Po chwili oczekiwań, Puma podszedł do swojej siostrzyczki, mówiąc triumfalnym głosem.
— Patrz, kto ze mną jest Chmurko!
— Przebiśnieg! Ale fajnie że się z nami pobawisz! — odpowiada Chmurka, zupełnie zapominając o smutku.
— W co chcecie się bawić? 
— Um, jeszcze się nie zastanawialiśmy — odpowiedziały równo kociaki.
— Okej. W takim razie, może pokaże wam parę ruchów bitewnych? W końcu, już za niedługo zaczynacie szkolenie.
— Tak! — odpowiada bardzo energicznie Puma. Niestety Chmurka nie jest tego samego zdania, ale jest zbyt nieśmiała, żeby zapytać, czy mogą pobawić się w coś innego, ponieważ ona nawet nie wie kim chce być, i sama myśl o tym, że musi wybierać już niedługo, bardzo ja stresuje.
— Dobrze. W takim razie, chodźcie pod legowisko starszyzny, póki jej nie mamy, możemy potrenować tam.
— Kto chce pierwszy?
— Ja! Odpowiada bardzo energicznie Puma.
— Niech Puma pójdzie pierwszy. Mi to nie przeszkadza.
— Dobrze. 
Trening trwał aż do wysokiego słońca. Kiedy Chmurka zauważyła Witkę, wchodzącą do legowiska uczniów, przypomniała sobie, że zaraz musi być w jej legowisku.
— Przebiśniegu, Pumo! Przepraszam, że przerywam wam zabawę, ale chcę tylko poinformować, że idę do legowiska medyczki. 
— Och, no dobrze, tylko za niedługo wracaj! — odpowiedział Puma otrzepując się z resztek liści z futra.
— Na razie! Odkrzyknęła mu siostra, pośpiesznie idąc do legowiska, aby się nie spóźnić. 
„Żebym tylko się nie spóźniła!” – mówi do siebie w myślach.
Kiedy dotarła, zauważyła że w legowisku, czekała już na nią Murmur. 
— Witaj Chmurko!
— Cześć Murmur! Wiesz może gdzie jest Witka? I po co miałam tu przyjść?
— Mi powiedziała tylko, że mam przyjść do jej legowiska o wysokim słońcu. 
— Mi powiedziała to samo! 
— No to co możemy innego robić, niż teraz czekać aż tu przyjdzie.
W tej chwili, do legowiska weszła Witka.
— O, jak dobrze, że już jesteście! Chciałam, żebyście były tu obie, ponieważ w takim przypadku, jak ten, potrzebna jest mi również opinia mojego ucznia.
— Nie rozumiem — odpowiada zakłopotana Chmurka.
— Chmurko, czy lubisz zioła, pomaganie czy leczenie?
— Lubię to, ale dalej nie rozumiem.
— Skoro to lubisz, to zadam ci teraz pytanie, które może całkowicie zmienić twoje życie.
— Tak? Pyta podekscytowana Chmurka.
— Czy chciałabyś zostać moją uczennicą? Masz zadatki na fantastycznego medyka oraz błyskawicznie się uczysz, i nawet nie próbuj mówić że wolałabyś być wojownikiem, bo widziałam dzisiaj rano twoje zniechęcenie do walki.
Murmur po zadaniu tego pytania, jakby bardziej się zaintrygowała, ale nie puściła jak na razie pary z ust. Co do Chmurki, odebrało jej mowę.
— Um-mm. Nie . Znaczy tak! Znaczy ... Nie wiem! — odpowiedziała jeszcze bardziej zdezorientowana.
— Spokojnie, nie musisz odpowiadać od razu. 
— Nigdy nie myślałam o tym, kim chcę być! Chociaż jeżeli by tak na spokojnie pomyśleć, to na pewno nie chcę być jakimś nie wiem szamanem, ani wojownikiem, ani niczym, w czym będę musiała walczyć, więc chyba powinnam się zgodzić ale najpierw musze się jeszcze dowiedzieć jednej rzeczy.
— Zanim podejmę decyzje, chcę wiedzieć, czy Murmur nie będzie to przeszkadzać. Nie chcę robić czegoś, co nie będzie odpowiadać komuś innemu. 
— Rozumiem, Murmur? Co o tym sądzisz ?
— Tak w zasadzie mi to odpowiada — odpowiada uczennica.
— W takim razie podjełam decyzję, Witko.
Po chwili oczekiwań ze strony Medyczki i jej uczennicy, Chmurka powiedziała...
— Tak. Zostanę Twoja uczennicą.

<Pumo?>

Od Rozczarowanej Łapy (Rozczarowanego Pyska)

 Nieufnie przyglądała się nowej karmicielce, jak i jej ślepym kociakom. Coś jej w tym wszystkim śmierdziało, a dokładnie fakt, że Przyczajona Kania miał syna. I teraz jeszcze został dziadkiem trójki całkiem uroczych kociaków. 
Dziwiła się, że nikogo nie zdziwiło pojawienia się samotnika na ich terenie podającego się za syna zastępcy, o którym nikt wcześniej nic, a nic słyszał. Nawet starzyzna, ta starszyzna, która dzieliła się z Rozczarowaną Łapą historią i smaczkami z przeszłości Klanu Klifu była zaskoczona tym, że Przyczajona Kania miał partnerkę poza klanem, z którą doczekał się kociąt. 
I taki ktoś był zastępcą?! A miała nadzieję, że chociaż z czekoladowego kocura będzie przykładny lider i okaże się o wiele lepszym od Srokoszowej Gwiazdy, jak i jego poprzedników. Zawiódł ją.
— Jak mają na imię?
— Kocurek ma na imię Mniszek, a kotki Jeżówka i Jastrząb — Przedstawiła kolejno kociaki wskazując na nie pyskiem, na którym malował się czuły uśmiech, kiedy mówiła o swoich kociętach
Rozczarowana Łapa nie chciała być niemiła, więc uważnie słuchała tego co miała do powiedzenia szylkretowa królowa. Na dobrą sprawę wydawała się być przyjazna, ale z tego co zauważyła ona i jej partner musieli chyba żyć w jakimś totalnym buszu (Miejskiej Dżungli) – kocur miał problem z przyswojeniem informacji, że aby zjeść piszczkę musiał przed tym zapolować dla reszty członków klanu, a sama Miedź podchodziła zbyt luźno do zajmowania się swoimi kociętami – raz wyszła sobie z kociarni, pozostawiając je bez opieki. Najgorsze w tym wszystkim był fakt, że nie widziała w tym nic złego. Nie przejęła się faktem, że w tym czasie któremuś z jej dzieci mogłoby coś się stać. 
Nawet wtedy kiedy szylkretka przypomniała jej, że jeszcze tak niedawno w klanie panowała pandemia z powodu Liściastego Futra – tak, to w końcu nieodpowiedzialna medyczka przywlokła spoza terenów Klanu Klifów jakieś choróbsko, bo jej zachciało się ratować jakieś obce koty i to w dodatku z wrogiego klanu. Czy wierzyła jej? Absolutnie nie i dziwiła się, że Srokoszowa Gwiazda uwierzył jej na słowo. Nie sądziła, że jej ojciec jest, aż taki głupi. Tak samo jak dziecinna medyczka, która  zapomniała, że powinna być lojalna najpierw wobec Klanu Klifu, a dopiero wobec innych klanów. Powinna poważniej podchodzić do swojej profesji, tak jak starała się to robić Czereśniowa Gałązka. Biada klanowi, jeśli starszej szylkretki zabraknie, a w klanie leczeniem, czy też truciem kotów będą się zajmować dwie niebieskie kotki. Jak nic prędzej niż tego by chciała spotka się ze swoim martwym rodzeństwem.
— Nie marszcz tak pyszczka, Rozczarowana Łapo. — Z zamyślenia wyrwał ją głos Miedzi. — Chyba, że chcesz aby na starość ci skóra na mordce wisiała. Będziesz wyglądała jak buldog. — Zachichotała.
— Bul… co?
— Buldog. Taka rasa psa, jedna z wielu, którą można spotkać w Betonowym Świecie. — Wyjaśniła. — Marszcz tak dalej pysk, przytyj odrobinę i będzie z ciebie buldog jak się patrzy.
Ani jej się śniło upodabniać się do wspomnianego psa! 
Z grymasem na pysku opuściła kociarnie kierując się do legowiska starszyzny. Chociaż z nimi szło normalnie porozmawiać.

***

Starała się ojcu przemówić do rozsądku, jednak niebieski był głuchy na jej argumenty. Czy naprawdę zależało mu na tym, aby doprowadzić Klan Klifu do upadku? Patrząc na jego ostatnie posunięcia, to tak właśnie było i dziwiła się, że rada nie zamierza się go obalić czy też przyjaźnie zasugerować, że może to już czas, aby przekazać władzę swojemu następcy. Nawet Gąsiorkowa Łata nie miała wpływu na partnera, nie mówiąc już o ich kociętach.
— [...] a zgromadzenie? Myślisz, że koty uwierzyły, że tylko zasłabłeś? Umarłeś Srokoszowa Gwiazdo. Na oczach wszystkich klanów! — Starała się niepotrzebnie nie krzyczeć na kocura, ale po prostu nie rozumiała go. Jego decyzji i zachowania. A chciała dobrze dla klanu, w którym przyszło jej się narodzić. — Teraz na pewno każdy klan plotkuje o tym, że jesteśmy słabi. Na pewno zaskoczyła ich znikoma ilość przedstawicieli Klifiaków. 
— Nonsens. — odparł krótko, nie wyglądał na specjalnie wzruszonego tym faktem, a na jego pysku wręcz wkradło się znudzenie tą całą rozmową 
— Słyszałam na własne uszy, jak dwie młode uczennice szydziły z nas, Klanu Klifu. Z ciebie, jak i z tego, że nie umiałeś przywołać Liściastego Futra do porządku, gdy każdy inny lider na pewno by to zrobił. Nie zdziwiłabym się, gdyby to właśnie jej zachowanie w szczególności przyczyniło się do utraty jednego z twoich dziewięciu żyć. — Zasugerowała, będąc pewna, że właśnie medyczka i nikt inny przyczyniła się do tego. Skoro zabrała Czar już dwójkę rodzeństwa, to czemu by nie chciała pozbyć się lidera, który wygnał jej bliskich. Miało to jakie sens, pokrętny, ale tak. Była w centrum tych wszystkich nieszczęść, które spotkały Klan Klifu i mimo to uchodziło jej wszystko płazem. Skoro Czar była rozczarowaniem, to Listek powinna być totalną porażką. — Sama o mało nie wyzionęłam ducha, widząc co ona wyrabia. Mama miała rację, żyjesz ciągle przeszłością — westchnęła, czuła się w tej sytuacji bezsilna, jednak nie miała zamiaru odpuścić 
Na pysku kocura wkradł się grymas, jak i również uczennica była w stanie dostrzec lwią zmarszczkę między jego brwiami.
Srokosz nie krył się z tym, że również jak córka nie przepada za Liściastym Futrem, która nie raz już pokazała jak bardzo podobna jest do swojej matki, Aksamitnej Chmurki. Jak na złość, i Rozczarowana Łapa musiała być do niej podobna, na całe szczęście tylko z wyglądu. 
Rozmowa pomiędzy ojcem, a córka z pozoru spokojnej, powoli zaczęła przybierać agresywny ton. Szylkretka chcąc, nie chcąc, przypadkowo wspomniała o rzeczach, które wyprowadziły koniec końców lidera z równowagi. A rozchodziło się o stwierdzenie, że jednak to właśnie Aksamitna Gwiazda miała więcej rozumu i te jej z pozoru głupie zabawy, mogły wcale nie być takie głupie, jak każdy do tej pory sądził. Ten berek, z którego koty żartowały mógł być bardziej przydatny niż myśleli. To było jak trening, koty musiały współpracować, aby uniknąć złapania, bądź celowo poświęcić innego członka biorącego udział w zabawie, aby to on został berkiem.
— Prószący Śnieg uznał, że jesteś gotowa, aby zostać wojownikiem. — Zmierzył spojrzeniem szylkretkę. — Niech mu więc będzie. Zostaniesz wojownikiem.
Zamarła. Nie zdążyła zareagować; kocur opuścił swoje legowisko i skierował się na mównicę. W kilku susach znalazł się na samej górze, a jego obecność na niej wywołała niemałe poruszenie w obozie. 
— Niech wszystkie koty na tyle dorosłe, by samodzielnie polować, zbiorą się pod półką skalną na zebranie klanu!
Nerwowo spoglądała na powoli zbliżających się wojowników, którzy rzucali zaciekawione spojrzenia w jej stronę. Na pewno nie umknął im fakt, że lider nie był w humorze.
— Ja, Srokoszowa Gwiazda, przywódca Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu, jednak nie był w stanie go w pełni przestrzegać. Wierzę jednak, że w przyszłości to się zmieni i w pełni zasłuży na miano wojownika. 
Nawet nie raczył na nią spojrzeć, całkowicie pominął formułkę z zapytaniem się jej czy zamierza przestrzegać kodeksu wojownika i chronić klanu, nawet za cenę życia.
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Rozczarowana Łapo, od tej pory będziesz znany jako Rozczarowany Pysk. Klan Gwiazdy wita cię jako nowego wojownika Klanu Klifu. 

[1138 – trening woj]
[przyznano 23%]

Od Muszelki CD. Sroczej Gwiazdy

*już parę ks temu, jak Róża i Muszelka były takie jeszcze puci puci maleńkieeeee*

Mała Muszelka spała sobie na posłaniu, wtulona w bok Tuptającej Gęsi, spokojna dzięki jej miarowemu biciu serca i oddechowi. Od zawsze towarzyszył jej zapach, głos i inne dźwięki wydawane przez dużą istotę, która się nią opiekowała. Ale poza nią w środku była jeszcze jedna, mała kulka – ją również mała Muszelka znała po zapachu i odgłosach, bo nie było jej dane jeszcze zobaczyć swej siostry, Róży. Tym bardziej nie wiedziała o tym, iż miała niegdyś jeszcze jedną, ale mała Łabądź zmarła zbyt szybko, by była w stanie wiedzieć.
Ale poza tymi dwoma kotkami w żłobku często słyszała inne głosy i czuła inne zapachy – konkretniej cztery. Trzy dorosłych kotek i jedno młodszej istoty. Nie była w stanie raczej przypisać im imion, mimo, iż wielokrotnie je słyszała gdy koty obecne w kociarni rozmawiały. Niewiele rozumiała z ich mowy. Kotewkowy Powiew, Mgliste Spojrzenie, Jaskrowy Pył i Nenufara, zwana także Neną. Mimo braku większego zrozumienia mała, w większości biała koteczka była bardzo ciekawa, co znaczyły te wszystkie słowa wypowiadane przez koty, mimo, iż sama nawet nie wiedziała, że to były słowa. Zawsze przysłuchiwała im się i piszczała, próbując również porozumieć się z kotami wokół niej. Czasami dostawała jakąś odpowiedź, a czasami po prostu była przyciągana do brzucha matki, by pić mleko. Oczywiście jak każdy kociak natychmiast przyssiewała się do matki i pochłaniała słodki płyn w ogromnych ilościach, a potem zasypiała i tak kończyły się często właśnie jej próby.
Ale wracając do tego, o czym mówiliśmy. Byli jeszcze odwiedzający, których zapachy również były znajome Muszelce. Szyszkowy Zagajnik, Wieczornikowe Wzgórze i rodzina jej matki.
Dzisiaj właśnie ktoś miał ich odwiedzić tego ranka, ale mała oczywiście o tym nie wiedziała.
A owym kimś była Srocza Gwiazda, jej babcia, która cicho przekroczyła próg żłobka, starając się nie obudzić kociąt.
Liderka podeszła do swej córki a zarazem zastępczyni, Tuptającej Gęsi, oraz jej młodych, by następnie spytać, nachylając się do ucha bicolorki: — Otworzyły już oczy?
I te właśnie słowa wybudziły Muszelkę ze snu. Niebieska vanka na dźwięk głosu poruszyła się, by następnie ziewnąć przeciągle i skierować łebek w stronę źródła dźwięku. I wtedy stało się coś dziwnego. Jej małe powieki, które wcześniej nie reagowały, podniosły się niespodziewanie, a do jej oczu napłynęła gama barw. Jej niewielkie źrenice zwęziły się przy nagłym kontakcie ze światłem. Wszystko było rozmazane, ale pierwszy raz widziała kolory. Jej niebieskie oczy wbiły się w postać przed nią, a kocię zafascynowane otworzyło lekko swój pyszczek, piszcząc z podekscytowania. Drugi koci kształt, będący jej matką, zaczął uchylać pysk, został jednak powstrzymany od mówienia przez kocicę stojącą w samym środku pola widzenia malutkiej koteczki, która zafascynowana przyglądała się całemu wydarzeniu. Nie mogła oderwać wzroku od białej postaci w czarne plamy. Wpatrywała się w jej zielone oczy, a starsza w te niebieskie mniejszej kotki. Malutka przyglądała się wszystkiemu, mimo tego, jak słaby był jeszcze jej dopiero co pierwszy raz używany zmysł wzroku. W oczach starszej przywódczyni błyszczała ciekawość. Kocica powoli i ostrożnie zniżyła swój łeb do kocięcia, po czym obwąchała je najdelikatniej jak potrafiła, dotykając jej biało-niebieskiego czółka mokrym nosem. Delikatny oddech starszego kota, pachnący lekko czymś wodnym sprawił, iż mała Muszelka poruszyła nozdrzami, by następnie unieść główkę do góry i ruszyć łapką w stronę głowy kota, który tak ją zainteresował. Nie wiedziała, kim była starsza, ale czuła się, jakby była jej bliski. Może to był instynkt, podpowiadający jej, iż był to ktoś z rodziny? Trudno stwierdzić. Malutka pisnęła ponownie, próbując skomunikować się z arlekinką. Chciała ją poznać. Chciała wykorzystać swój wzrok, który objawiał jej tyle sekretów tego świata, tyle barw i tyle możliwości do poznawania innych. To było takie niesamowite!
Srocza Gwiazda liźnięciem spróbowała uspokoić rozpiszczane kocię, które tak strasznie pragnęło jej uwagi i głosu. Mała zamruczała czując szorstki język na swoim czole. Srocza Gwiazda pyskiem przysunęła bliżej siebie i Tuptającej Gęsi małą, która od razu znieruchomiała.
— Jest piękna — do małych uszu koteczki dotarła wypowiedź, której jednak ta nie zrozumiała. Starsza przeniosła spojrzenie na drugie kocię, po czym znów odezwała się, napędzając tym samym ciekawość niebieskiej kolejnymi dźwiękami — Obie są.
Tuptająca Gęś uśmiechnęła się dumnie, mrużąc oczy z zadowolenia, mała jednak tego nie usłyszała. Jedyne co ją interesowało to ta enigmatyczna kotka i jej enigmatyczne sygnały.
Po krótkiej chwili młoda spojrzała na Srokę, a potem na Tuptającą Gęś, skacząc spojrzeniem to na jedną, to na drugą. Kotki były w tych samych barwach, choć matka miała więcej czerni. Czerni i bieli, którą zafascynowana mała pierwszy raz widziała na oczy. Jej duże, okrągłe ślipka, które patrzyły na świat wokół niej, widząc te wszystkie ciekawe barwy.
Muszelka znów zatrzymała spojrzenie na Sroce. Chciała dotknąć jej pyszczka, poczuć jego fakturę i miękkość futerka, porozumieć się może jakoś w ten sposób ze starszą, pokazać jej, jak bardzo ciekawa była i jak bardzo chciała, by ta była jeszcze bliżej niej, by móc lepiej ją widzieć.
Niebiesko-biała wyciągnęła w stronę przywódczyni nocniaków swoją małą łapkę z stępionymi pazurkami, chcąc znaleźć się bliżej odepchnęła się nieporadnie tylnymi łapkami, co zaskutkowało upadkiem wprost na mięciutkie futerko Sroki.

<Babciu?>

Od Bluszczu CD. Betelgezy

*Pora Nagich Drzew, niedługo po ich trafieniu do Białozora, przed przybyciem mentora Bluszczu*

Grzebał w resztkach swoich ziół, starając się znaleźć te najpotrzebniejsze. Sroga Pora Nagich Drzew nie sprzyjała mu w poszukiwaniach leczniczych roślin, a w takich warunkach łatwo można było się przeziębić. Jedno wyjście na mróz mogło skończyć się fatalnie. A Klamerka i Izyda gdzieś wyszli. Bluszcz miał wielką nadzieję, że nie opuścili Kołowrotu.
- Jak tylko wrócą chorzy to... – zaczął strasznie cicho, jednak wtedy przerwała mu jego siostra. Betelgeza siedziała nieopodal, ewidentnie zmarznięta. Mimo że starała się nie zgrzytać zębami, nie szło jej to najlepiej.
— Wolę tu sczeznąć niż ruszyć, chociaż krok na zewnątrz — mruknęła kotka — Odmarzłyby mi kończyny, zanim w ogóle zdążyłabym coś zrobić.
Arlekin pokiwał głową, nie odrywając wzroku z ziół.
- Tak... Mam nadzieję, że Izyda i Klamerka nie wyszli na zewnątrz – podzielił się swoimi obawami – Może im się coś stać, a ja nie mam ziół.
Arlekin rozejrzał się chwilę po pokoju. Może tu były jakieś potrzebne rośliny...
- Przyniesiesz mi tę pajęczynę? – zapytał i wskazał róg pokoju – W taki ziąb każde, nawet najmniejsze zioło się nada.
Betelgeza pokiwała głową i szybko skierowała się w stronę wskazaną przez brata. Ten w tym czasie liczył wszystkie zapasy. Było ich naprawdę niewiele. Westchnął cicho. Nie dość, że trafił tu, to jeszcze nie miał swoich roślin. Tak bardzo chciał wrócić do domu. Ale nie mógł zostawić ojca. Nie wybaczyłby sobie tego. Musieli go jakoś wyciągnąć i był prawie pewny, że mama ich wyciągnie z tego bagna. Albo przynajmniej spróbuje... Ona zawsze dawała radę! Tylko gdzie była teraz? I gdzie był Set? Może też by pomógł?
Czarna kotka położyła przed nim pajęczynę. Podziękował jej skinieniem głowy i znów nastała cisza. W końcu niebieski zrobił listę najpotrzebniejszych roślin, które będzie musiał uzupełnić gdy tylko będzie cieplej. Skończył swoją robotę. Spojrzał na siostrę. Nie wyglądała za dobrze. "Pewnie przez mróz" – pomyślał i zadrżał, gdy poczuł nieprzyjemny podmuch zimnego wiatru. Każdemu z nich było ciężko, więc musieli się nawzajem wspierać. Wziął mały kawałek, jednego z ziół i podszedł do siostry.
- Zjedz to. Może nie pomoże na mróz, ale doda trochę siły – powiedział, kładąc przed Betelgezą niewielki kawałek rośliny. Po chwili usiadł obok niej, tak blisko by ich futra się o siebie ocierały. Skulił się w małą kulkę, starając opanować drżenie, wywołane zimnem. Tak mogli się choć trochę ogrzać.
- Nienawidzę tego miejsca... – syknął jeszcze pod nosem, niepewny, czy siostra go słyszała. Nawet jeśli tak, to był pewien, że ona i reszta rodzeństwa popierają jego zdanie.

<Betelgezo?>
[396 słów, trening medyka]
[przyznano 8%]

21 kwietnia 2024

Od Betelgezy CD. Myszołowa

 Musiała odbyć nocny patrol i wyruszyła na niego bez żadnych sprzeciwów. Właściwie to nawet z przyjemnością opuściła Kołowrót. Mimo iż wychodziła z grupą kotów, gdy była na dachach, mało kto mógł ją doścignąć. Wtedy mogła być sama. Sama ze swoimi myślami, z daleka od Białozora i widoku uwięzionego, poranionego ojca.
Z radością i dużą ulgą napawała się każdym momentem, gdy mogła być sama. Skakała z dachu na bok, rozglądając się uważnie po terenach, by wychwycić każdy najdrobniejszy szczegół, by dostrzec każdego kota, który się tu przemieszczał. Patrol to jednak wciąż patrol. Nie była tu po to, żeby odbiegać myślami w niespełnione marzenia.
Nagle ustała jak wryta i napięła całe ciało, prostując je i wysuwając do przodu głowę. Postawiła czujnie uszy, gdy jakiś błysk dotarł do jej oczu. Na jednym z dachów rozciągających się tuż przed nią widniała sylwetka łudząco podobna do tej, którą doskonale znała. Czy to... Nie, to nie mogła być. Matka? Co ona tu robiła? 
W każdym razie, siedziała godnie, w sposób, który Betelgeza uznałaby za charakterystyczny dla niej. Księżycowa łuna oblewała swoim światłem jej ciało. Vanka od razu ruszyła w jej stronę. Jeśli Matka tu była, to musiała mieć coś ważnego do powiedzenia. Nie ryzykowałaby tak wiele zbliżając się zbyt bardzo do Kołowrotu. To byłoby dla niej śmiertelnie niebezpieczne. Było tu zbyt dużo patroli, zbyt dużo nastawionych do niej wrogo kotów.
Drogą dachów zbliżyła się do siedzącej postury, a gdy spojrzała na nią ponownie, tym razem stojąc na krawędzi bezpośrednio sąsiadującego z nim budynku, jej oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu. To nie była Matka. To był jakiś samotnik ubrudzony sadzą i smołą. Dreszcz przebiegł po jej skórze. Nie powiedziała nic, jakby licząc na to, że kocur po prostu zignoruje jej obecność, co było raczej dość naiwną myślą.
— Witaj, Betelgezo. Czyżbyś kogoś innego spodziewała się tutaj spotkać? — zapytał, mierząc ją badawczym spojrzeniem. 
Obmierzyła go długim, podejrzliwym spojrzeniem i dużo czasu minęło, nim zebrała się na odpowiedź.
— Bardziej mnie zastanawia, jakie są twoje motywy, by przebierać się za moją matkę — rzuciła cierpko. 
Nie podobało jej się to ani trochę. Kojarzyła tego samotnika; to był ten z Poligonu, który został do nich wysłany w ramach sojuszu. Polował na jej matkę, a to ją niepokoiło. Zdawało się, że nie był głupi, albo przynajmniej na takiego nie wyglądał. 
— Sama możesz odpowiedzieć sobie na to pytanie — rzucił zagadkowo, przekrzywiając łeb. Podszedł do niej nieco bliżej. — Gdzie twoja świta, która z tobą poluje? 
Cofnęła się instynktownie o krok i skarciła siebie za to w duchu. Spojrzała na samotnika hardo, piorunując go spojrzeniem i nie dając po sobie poznać, że stres objął całe jej ciało. Nie dało się ukryć, że napięcie wzrastało, podobnie jak niepewność. Słyszała, że serce zaczęło bić jej szybciej - jeśli jej plany się wydadzą, mogła szykować się na śmierć.
— Na dole, a gdzie mają być? Oni patrolują ulice, a ja kontroluję wszystko z góry. Tam, gdzie jestem szybsza i bardziej efektywna — odpowiedziała, starając się o jak najbardziej naturalny ton głosu, który jednak momentami drżał jej mimowolnie.
— Och, tak... — mruknął jak gdyby za grosz jej nie ufał w tej sprawie. — To ciekawe, że gdy widzisz matkę zamiast powiadomić gang, by zrobić na nią zasadzkę, podchodzisz do niej i to tak bez ukrywania się. To nie wygląda mi na postawę kogoś kto za wszelką cenę chcę ją dopaść... — Posłał jej uśmiech. — Od jak długiego czasu się z nią kontaktujesz? 
Po raz pierwszy od wielu księżyców nie była w stanie ukryć tego, co działo się w jej głowie. Myśl, że dzieliło ją tak niewiele od wydania sekretu, wprawiły ją w panikę. Łapy odmówiły jej posłuszeństwa; napięła mięśnie i wysunęła pazury, jakby chcąc opanować ich drżenie, ale niewiele to pomogło. Nie, to nie mogło się tak skończyć. Nie mogło. Jeśli wpadnie, to koniec. Zabiją ją lub podzieli los ojca. 
Czy był sens się wciąż zapierać? A może powinna od razu zaproponować mu łapówkę. Tyle, że kocur nie wyglądał jej na kogoś, kto dałby się przekupić.
— To nie byłoby żadne wyzwanie — warknęła. — Oni by mi tylko przeszkadzali. Znam moją matkę i jeśli ktoś ma z nią szanse na dachach, to tylko ja. Pokonanie jej byłoby dla mnie chlubą, dowodem na to, że przerosłam własną mentorkę. Mogłabym rzeczywiście sprawdzić, ile są warte moje umiejętności. I zrobię to sama. Nie muszę ci się spowiadać z własnego życia.
Jednak Myszołów wcale nie wyglądał na przekonanego. Nie kupił jej kłamstwa ani trochę. 
— Tak? To czemu się na mnie nie rzuciłaś bez wytężania wzroku? Nie podeszłaś od martwego punktu? Taka jesteś dumna, że wierzysz w to, że pokonałabyś ją w uczciwej walce? — Spojrzał na nią jak nauczyciel, który karci młode kocię. — Jesteś naiwna lub głupia albo mnie okłamujesz. 
— Najwidoczniej jestem głupia — wyparowała zgryźliwie.
Samotnik parsknął śmiechem, kręcąc łbem. 
— Coś za szybka ta odpowiedź. — Znów zrobił parę kroków naprzód, aby skrócić pomiędzy nimi dystans. — Nie kłam, Betelgezo. Obserwuje cię od dłuższego czasu. Ostatnio zniknęłaś na znacznie dłużej niż powinnaś... Puszczanie cię samej po dachach to brak pomyślunku. Słyszałem, że dowiodłaś swego zaufania, ale oboje znamy ten świat... 
Tym razem się nie cofnęła, choć niebo i ziemia jej świadkami, że ledwo się przed tym powstrzymała. Podniosła wyżej podbródek, jakby za wszelką cenę nie chcąc dać kocurowi poczuć, że ma nad nią jakąkolwiek przewagę.
— I co zamierzasz zrobić z tą wiedzą? — odpowiedziała cicho i beznamiętnie, nie będąc w stanie znaleźć już żadnego logicznego pretekstu przeciw oskarżeniom samotnika. 
Starł łapą nieco smoły ze swojego oka.
— Nie mam dowodów na poparcie swoich słów. To jedynie domysły. Mam także inna misje, którą muszę wykonać. Jednakże... szef powinien wiedzieć, że należy na ciebie uważać. Zagrażasz jego bezpieczeństwu... 
Czyli zamierzał powiedzieć to Białozorowi? Kwestią dla niej niewiadomą było to, ile zamierzał powiedzieć i czy chciał wspomnieć też o tej rozmowie. To nie wyglądało kolorowo, nie prezentowało się też najlepiej. Mogło się źle skończyć. Igrała w tym momencie z ogniem. 
— Mam lepszy pomysł — mruknęła sarkastycznie. — Ty zajmiesz się swoim własnym życiem i dasz mi święty spokój, a ja udam, że tej rozmowy nigdy nie było. Białozór nie jest głupi. Wątpię, żeby kiedykolwiek darzył mnie jakimkolwiek zaufaniem, nawet gdy pobiłam własnego ojca — prychnęła. — Twoje słowa go nie oświecą. Mogłabym ruszyć góry, ale on nigdy nie dostrzegłby we mnie sojusznika. 
— Sprawdzę to — powiedział jedynie, nie wchodząc w szczegóły. — Jeśli jest tak jak mówisz, nie powinien być zdziwiony. Tak czy siak jednak... puszczanie cię samej po dachach to błąd. Może jeśli uda mi się wykonać zadanie... będziesz moim kolejnym celem...? — i z tymi słowami odszedł, przeskakując sprawnie na kolejny dach. Wodziła za nim wzrokiem, gdy jego sylwetka nikła daleko w mroku. Chłodny dreszcz oblał jej ciało; poczuła, że się poci, że robi się jej gorąco, choć wieczór był zimny. Powie o tym Białozorowi. A jeśli podzieli los matki? Niewiele kotów umiało tak płynnie poruszać się po dachach. To szalone, że kocur skądś posiadł te umiejętności. Jeśli spełni swoją groźbę, a Białozór postanowi go na nią nasłać...
Wzdrygnęła się. Nie chciała o tym nawet myśleć. 

<Myszek?>

Od Liściastego Futra

“No już, Liściaste Futro. Wstawaj.”
Zamknęła oczy, biorąc głęboki oddech. Wciąż leżała na posłaniu. Czy jej prapradziadek próbował ją wykończyć? Aby spełniać jego rozkazy, chodziła spać późno, a wstawała coraz wcześniej. Chciał więcej i więcej. Zaczął się rządzić. Chciał przeróżnych rzeczy, które przecież nie miały żadnego związku z Aksamitną Chmurką i były niegrzeczne. Zaczynało ją to męczyć, ale bała się mu postawić. Głos prapradziadka odchrząknął głośno. Wstała. Oczy wciąż miała półprzymknięte. Powłócząc łapami, wyszła z legowiska, a potem z obozu. Usiadła w zacisznym miejscu, gdzie rzadko kiedy chodziły jakieś koty o tej porze. Nie chciała, aby ktokolwiek ją zobaczył. Prapradziadek wyjaśnił jej, że tylko ona go słyszy. A więc dla kogoś innego wyglądało to tak, jakby mówiła do siebie.
- O co chodzi? - parsknęła.
“Nie tym tonem do mnie.” - warknął głos.
No tak, zapomniała się. Prapradziadek oczekiwał od niej całkowitego posłuszeństwa. Musiała uważać na słowa i myśli.
- Wybacz - szepnęła. - Co mam robić?
“Muszę cię przetestować. Dam ci trzy zadania. Jeśli je spełnisz, tak jak ci rozkażę, przejdziemy do ostatecznej zemsty. Muszę wiedzieć, czy jesteś do tego zadania gotowa.”
- Czemu Klan Gwiazdy chce się mścić? Myślałam, że unikacie odwetów. W ogóle jak to będzie wyglądało? Zemsta i te zadania? - spytała. - Czemu w ogóle mnie testujesz? Traktujesz mnie jak zabawkę. Czy skoro obserwowałeś mnie z nieba, to nie wiesz o mnie wszystkiego?
“Wszystko w swoim czasie. Przejdźmy do rzeczy. Na te trzy zadania masz cały dzień. Pierwsze to ukraść dwie piszczki ze stosu zdobyczy i zakopać je gdzieś w lesie. Potem możesz przyjść i je zjeść.”
- C-co? Nie będę jeść kradzionych piszczek - zaprzeczyła.
Każde słowa prapradziadka wydawały jej się coraz dziwniejsze. Myślała, że zna Gwiezdnych. Ale czemu oni namawiali ją do łamania kodeksu wojownika? Coś tu było nie tak.
“Nie musisz jeść. Po prostu ukradnij.”
To brzmiało, jakby według kocura kradzież była czymś najłatwiejszym na świecie. Liściaste Futro nie martwiła się, że to się wyda. Zawsze mogła się jakoś usprawiedliwić w razie czego. Ale uważała, że to nie w porządku. Musiała odmówić, ale nie wiedziała jak. Jaki argument przemówiłby jej prapradziadka? Chyba żaden.
“Nie zapominaj się, śmiertelniku. To rozkaz od Klanu Gwiazdy.” - oznajmił kocur stanowczo. - “Chcesz pomóc swojej matce?”
- Chcę.
“No to do roboty”.
Nie wiedziała, w jaki sposób pomoże Aksamitnej Chmurce. Ruszyła do obozu jedynie po to, aby głos ją zostawił w spokoju. Musiała się dokładnie namyślić. Jej rodzice raczej nie chcieliby, aby łamała kodeks wojownika w celu pomszczenia ich. Przecież według prapradziadka żyli i byli zdrowi. Tata na pewno nie chciałby, aby Listek tak ryzykowała. A mama wolałaby, aby każdy był dla siebie miły, a więc z kradzieży pewnie by się nie ucieszyła. Poza tym czemu cały klan miał na tym cierpieć? Może wśród wojowników też był ktoś, kto chciałby pomóc Aksamitnej Chmurze, ale też myślał, że jedynie on jest po jej stronie? Czemu na tym miały cierpieć małe kociaki, które nawet przy tym nie były?
- To nie w porządku! - zawołała.
Zatrzymała się w połowie drogi do obozu. Nie mogła bać się tego głosu. Przecież kocur był niematerialny. Nie mógł zrobić jej krzywdy. Powinna mu teraz głośno powiedzieć, co o nim myśli i zapytać go o parę wątpliwych rzeczy. Nie mogła dłużej zwlekać. Prapradziadek się nie odzywał, jednak wiedziała, że przy niej jest. Przecież zawsze poprzednio odpowiadał na jej pytania.
- Nie ukradnę zdobyczy. Nie będę dla nikogo niemiła. Nie będę się mścić. Będę postępować zgodnie z kodeksem wojownika. Skupię teraz całą swoją uwagę na ziołach i na pomaganiu klanowi. Wszystko będzie tak jak wcześniej - oznajmiła stanowczo.
Nie odzywał się. Tchórz. Chociaż to może dobrze? Może nareszcie będzie miała odrobinę spokoju? Wzięła głęboki wdech, przełknęła ślinę i kontynuowała:
- Czemu cały klan ma głodować przez Srokoszową Gwiazdę? Jak zawiniły małe kociaki, które wtedy nawet jeszcze nie były na świecie? Pomyślałeś w ogóle? - spytała z wyrzutem. - Wiesz, co o tobie myślę? Jesteś żądnym zemsty zdrajcą. Tchórzem. Nie wiem, co zamierzasz osiągnąć, ale nie pozwolę ci na wyrządzenie jakiegokolwiek zła. Czemu się nie pokażesz? Czy ty w ogóle jesteś z Klanu Gwiazdy?
Patrzyła się przed siebie, choć równie dobrze kocur mógł stać za nią. Gdyby tylko mogła go zobaczyć. Pokazać reszcie klanu. Wiedzieć, czy jest za nią, czy może na chwilę dał jej spokój. Usłyszała śmiech. Jego śmiech. Nie wiedziała, co go tak rozbawiło, ale nie odzywała się.
“Tego musisz się sama domyślić. Rób, co ci każę i się nie buntuj.” - szepnął do jej ucha.
Wzięła głęboki wdech i cofnęła się o krok. Właśnie tego się domyślała, ale bała się spytać. Nie chciała znać prawdy. Wolała wypełniać jego rozkazy w niepewności. Teraz już wszystko wiedziała. Wszystko. Był z Mrocznej Puszczy. Liściaste Futro została jego ofiarą. Wszystko to składało się na jego podły plan. Pewnie przemyślał też to, że czasami będzie się buntować. Musiała go zaskoczyć. Zrobić coś, czego się nie będzie spodziewał. Na pewno ktoś powinien się o tym dowiedzieć. Może jej pomogą. Na pewno powinna powiedzieć Czereśniowej Gałązce.
- Nie! Przestań mnie dręczyć! Co jest z tobą nie tak?
Była na skraju rozpłakania się. Musiała się jakoś pozbyć prapradziadka, o ile w ogóle nim był. Cóż, nie chciała mieć takiej rodziny jak on. Szybkim krokiem zaczęła iść do obozu. Słyszała ten upiorny chichot tuż obok. Przyspieszyła. On też. Znów znajdował się przy jej boku.
- Co się śmiejesz, lisi bobku - parsknęła.
Chyba nie przejął się tym przezwiskiem, albo po prostu nie dawał tego po sobie poznać. Ten chichot był coraz dziwniejszy. Ile można się tak szaleńczo śmiać bez przerwy? Ignorowała to. Gdy w końcu skończył, znowu zaczął ją dręczyć, tym razem słowami.
“Oh, przykrą śmierć będzie miała Aksamitna Chmurka.”
Zatrzymała się. Przełknęła ślinę. Krew szumiała jej w uszach. Nie mogła pozwolić, aby kocur nią manipulował. Ale na pewno nie dopuści go do zrobienia jakiejkolwiek krzywdy jej rodzicom.
- Nawet nie próbuj - warknęła.
“Wiesz, co musisz zrobić.”
Wiedziała. Nie mogła. Ale musiała.

Od Śnieżnego Wichru CD. Cis

*Chwilę przed trafieniem Śnieżka do medyka*

Nie mógł spać. Przez zajmowanie się matką i ojcem, był strasznie zmęczony w dzień, a teraz nawet w nocy nie mógł odpocząć!
- No nic – mruknął cicho i wyszedł z legowiska. Noc była przepiękna. Zawsze kojarzyła mu się z czymś pięknym i przywoływała stare wspomnienia. A przy okazji była taka cicha... Odetchnął głęboko i spojrzał w gwiaździste niebo. Uśmiechnął się na myśl, że Klan Gwiazdy teraz pilnuje ich z góry. Zaczął chodzić cicho po obozie i wtedy zauważył jakiś ruch w żłobku. Po chwili wyszedł z niego mały kociak... Chyba. Było dość ciemno, mimo pełnego gwiazd nieba. Śnieżny Wicher postanowił jednak podejść i to sprawdzić, w końcu jeśli to mały lis, albo inne zwierzę, to jego klan będzie mieć kłopoty. Powoli zbliżał się do żłobka i nagle usłyszał krzyk i lament.
- Nie jedz mnie, proszę! Ani mojej mamusi, tatusia.... Nikogo nie jedz! – lamentował mały kociak, siedzący przed żłobkiem. Zwinął się w małą kulkę i nawet nie spojrzał na wojownika.
- Ej, ej! Mały... Spokojnie! – starał się jakoś uspokoić kociaka – Nie zjem cię! Ani nikogo! Nie jem kotów – mówił – Jestem przecież z twojego klanu, nazywam się Śnieżny Wicher.
Mała koteczka na chwilę się uspokoiła i spojrzała na wojownika.
- Spokojnie... Ty jesteś...
- Cis – dokończył maluch, a Śnieżek pokiwał głową.
- Dobrze Cis. Co ty tu robisz? Jest strasznie późno, powinnaś spać, jeszcze ci się coś stanie... – zaczął van i wtedy zauważył, że kocię płacze – Dlaczego płaczesz? – zapytał, zmieniając temat. Cis otarła łapką łzy i nie odpowiedziała na pytanie.
- Koszmar co? – zapytał kocur, a kotka tylko pokiwała głową – Ze spokojem, teraz już jesteś bezpieczna. Tu w obozie nic ci się nie stanie. A teraz wracaj do żłobka.
- Nie chcę spać ani budzić mojej mamy. Nie mogę tu zostać? – zapytała Cis. Czarny van westchnął cicho. Jeszcze nigdy nie miał takiej sytuacji z kociakiem! Raczej powinien zabrać tą małą do żłobka, by poszła spać, ale z drugiej strony...
- No dobrze. Ale zostaję tu z tobą, jeszcze ci się coś stanie!
- Mówiłeś, że obóz jest bezpieczny – przypomniała kotka.
- Tak, jednak lepiej być pewnym na sto procent. Inaczej twoja mama się zmartwi – mruknął wojownik i znów spojrzał w niebo. Cis poszła w jego ślady i również zwróciła łepek ku górze. Siedzieli tak w ciszy i obserwowali gwiazdy.
- A ty, dlaczego nie śpisz? – zapytała nagle Cis, przerywając ciszę.
- Nie mogę spać – odparł Śnieżny Wicher – Ale to nic... W końcu noc jest taka cudowna! I te gwiazdy. Miło tak patrzeć, jak nas obserwują z góry, ze Srebrnej Skóry – powiedział i się uśmiechnął – Gdzieś tam na górze są nasi przodkowie – miauknął i wyobraził sobie koty z gwiazd. Jak to w ogóle możliwe? One naprawdę były z gwiazd? A może to tylko wymysł? Ostatnie pytanie prawie od razu odrzucił. No cóż, dowie się pewnie, jak zginie. A na razie, chciał tego uniknąć. W końcu miał jeszcze całe życie przed sobą. Po jakimś czasie wrócił do rzeczywistości i spojrzał na kociaka. Wyglądała na nieco zdziwioną, albo zmęczoną? Nie wiedział. W każdym razie maluch już po chwili zaczął znowu ziewać. - Powinnaś wracać do żłobka, jesteś strasznie zmęczona. Sen ci się przyda – powiedział Śnieżek.

<Cis?>

Od Stokrotki (Stokrotkowej Łapy) CD. Płomyczka (Płomiennej Łapy)

- Nie, oczywiście, że nie, nigdy! – pisnęła przerażona Stokrotka. Nigdy by tego nie chciała! To była tylko niewinna zabawa! Dlaczego więc ich mama tak zareagowała? No tak... Miało być małą damą. A małe damy nie bawią się ziemią.
- Stokrotko nie możesz tak postępować. Mogło wam się coś stać.
Kocię pokiwało głową. Dlaczego musiało mieć taką rodzinę? Jakby nie było rude, wszystko byłoby wspaniale! Spojrzało na zadowolonego barta. Płomyczek ewidentnie bardzo się cieszył z uwag ich matki, dotyczących zachowania siostry.
- Dobrze mamo – mruknęła na koniec Stokrotka i powoli poszła za Lwią Paszczą.
 
***
 
Ojejku! Ile się działo, odkąd została uczennicą! Miała wspaniałą mentorkę, która naprawdę ją słuchała. I nie zwracała uwagi na jego zachowanie! Mogło się zachowywać normalnie. No może tylko poza obozem, ale to i tak coś. Brzęczkowy Trel nawet czasem słuchała jego historii. Ale to nie był koniec ciekawych wieści. Obserwująca Żmija urodziła kociaki, więc może Stokrotka zdobędzie nowych przyjaciół. Gdzieś w głębi serca chciało się zaprzyjaźnić z jakimś kotem. W Klanie Burzy nie licząc rodziny, nie miała nikogo bliskiego. Ale te kociaki mógłby zostać jego przyjaciółmi. I jeszcze to. Okazało się, że Płomyczek znalazł sobie wybrankę! Stokrotkowa Łapa już naprawdę nie mogła wytrzymać z nadmiaru tych wszystkich emocji. Chciała po prostu skakać i krzyczeć ze szczęścia. Lecz damy tak nie robią. Musiało więc postarać się schować swoje nadmierne podekscytowanie, które tylko wzrosło z chwilą pojawienia się Płomiennej Łapy. Dziś Stokrotka miało poznać jego wybrankę! Tak bardzo było ciekawe, jaka ona będzie. Na pewno ruda. Płomyczek nie związałby się z mieszańcem albo, co gorsza dla niego, nierudym.
- Już idziemy? – zapytało podekscytowana uczennica, gdy tylko brat do niej podszedł. Syn Lwiej Paszczy pokiwał wolno głową i skierował się do wyjścia. Ruda uczennica popędziła za nim, nie mogąc powstrzymać fali pytań.
- Jaka ona jest? Czy naprawdę będziecie kiedyś parą? Podobno Klan Wilka kiedyś coś zrobił... Ona jest dobra? Ma ładne futerko? O! Zna jakieś historię? Albo lubi ich słuchać? Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś? Musiałam się dowiadywać przypadkiem od mamy! Będziecie taką słodką parą! Będę wam kibicować z całego serca! – mówiła Stokrotka, skacząc obok barta. Płomyczek tylko jej się przyglądał, z wymalowaną na pysku odrazą. Wyprostował się dumnie i wyprzedził uczennicę.
- A no tak, dama... – mruknęło cicho i od razu się poprawiło – Bardzo przepraszam Płomienna Łapo, po prostu jestem strasznie ciekawa, jaka kotka zdobyła ten zaszczyt i zadomowiła się w sercu mojego kochanego brata – powiedziało uprzejmie, również się prostując – W końcu jesteśmy z rodziny Piaskowej Gwiazdy i musimy dobrze wybierać swoje sympatie! Jednak jestem pewna, że będzie to piękna, ruda kotka. W końcu inaczej byłby to trochę wstyd. My z jakimś plebsem. Wyobrażasz to sobie? – zapytało Stokrotka, a rudy tylko lekko się uśmiechnął.
- Nigdy – odparł. Kotka uśmiechnęła się. Wreszcie znalazła z bratem choć trochę tematów do rozmów. Może było to mało, w końcu wiedziała, że Płomienna Łapa nie przepadał ani za nią, ani za Liliową Łapą, ale jednak coś.
- Nie rozumiem, jak rude koty mogą się zadawać z takimi brudasami jak ten plebs! Na przykład ten Ostowy Pęd. Mógł sobie znaleźć kogoś lepszego, a wybrał twoją mentorkę, mieszańca! I teraz tylko jedno z tych kociąt ma futro w pełni rude. To okropne... – mruknęło i już chciało mówić dalej, jednak wtedy Płomyczek mu przerwał. Byli na miejscu, w najbardziej obrośniętej krzewami części Klanu Burzy. Rudy kocur usiadł na ziemi, rozglądając się uważnie, a jego siostra usiadła obok. Żałowała tylko, że nie było z nimi Liliowej Łapy, jednak dziś ich siostra miała ważny trening.
Siedzieli tak w całkowitej ciszy, aż w końcu w oddali pojawił się rudy kształt. To musiała być ona. Ognista Łapa podbiegła do granicy i z zadowoleniem wymalowanym na pysku przytuliła się do swojego wybranka. Płomyczek nie protestował, tylko dał się przytulić. Wymienili parę zdań i ruda nieznajoma zwróciła się w stronę Stokrotki.
- Witaj! Ty musisz być siostrą mojego króliczka. Jestem Ognista Łapa – przedstawiła się uczennica Klanu Wilka i podeszła do córki Lwiej Paszczy.
- Miło mi wreszcie poznać wybrankę mojego brata. Nazywam się Stokrotkowa Łapa – powiedziała i nim zdarzyła się obejrzeć, Ogień do niej podskoczyła i uważnie zaczęła się przyglądać.
- Masz tu strasznie poplątane futro! – powiedziała.
- Tak... Nigdy nie mogę go tu ułożyć. To istna katorga! – poskarżyło się Stokrotka. Uczennica Klanu Wilka podeszła bliżej i zaczęła bawić się futrem nowo poznanej.
- I... Już! – oznajmiła i odskoczyła od uczennicy Klanu Burzy. Ta tylko szerzej otworzyła oczy. Jak ona to zrobiła?
- Niesamowite! Bardzo ci dziękuję Ognista Łapo!
- Źle to robiłaś – wyjaśniła kotka i szybko pokazała, jak można temu zaradzić. Stokrotkowa Łapa przyglądało się temu uważnie, by jak najlepiej zapamiętać. Dzięki temu wreszcie mogło nie mieć problemów w obozie z futrem.
Gdy tylko Ogień skończyła swoją prezentację, zaczęła rozmowę. Co chwilę pytała o coś rudą uczennicę z Klanu Burzy, by dowiedzieć się jak najwięcej. Stokrotkowa Łapa bez większego problemu odpowiadała na pytania.
- Jak jest w Klanie Burzy? Zamierzam się tam przenieść, gdy tylko będę mogła. W końcu nie zostawię mojego króliczka! – zadała kolejne pytanie i cierpliwie czekała na odpowiedź.
- Bardzo przyjemnie. Mamy w klanie dużo rudych kotów, a na naszych wrzosowiskach rośnie pełno kwiatów! Powinno ci się spodobać – odparło siostra Nagietkowego Wschodu.
- To brzmi wspaniale! Na terenach Klanu Wilka nie ma tak wielu kwiatów.
- Lubisz słuchać historii? – zapytało.
- A są w nich piękne księżniczki i ich książęta?
- Mogę taką wymyślić! Bo wiesz, bardzo lubię wymyślić historię i potem opowiadać je innym. To moje ulubione zajęcie!
Ognista Łapa otworzyła szerzej oczy.
- Mogłabyś zrobić historię, gdzie ja i Płomyczek jesteśmy księżniczką i księciem! I tak całowałby mnie w łapę, jak prawdziwy dżentelmen. Nie wiem, czy wiesz, ale twój brat w ogóle tego nie robi! Nie daje mi prezentów, ani nic. Chyba nie przyswoił tyle manier. Ale kocury podobno wolnej dojrzewają – powiedziała córka Płonącej Duszy, na co Stokrotkowa Łapa cicho się zaśmiała. Jej brat serio musiał robić coś takiego? Chciała to kiedyś zobaczyć. To musiało wyglądać przekomicznie!
- Oczywiście. I mój brat jest dość... Specyficzny. Często taki jest. Maniery nie zawsze mu wychodzą – zaśmiała się i spojrzała na brata, który tylko mordował obie kotki wzrokiem – Ale spokojnie. Może kiedyś się nauczy. Na pewno będzie wspaniałym kandydatem na wybranka. A jeszcze jak przyjdziesz do Klanu Burzy, to już na pewno!
- Tak. Jak tylko do was dołączę, to się za niego wezmę. Bo teraz nie możemy widzieć się tak często... Moje serce się przez to łamie. Jednak miłość nie wybiera, a żeby być z moim księciem z bajki, muszę przejść do Klanu Burzy – powiedziała Ognista Łapa i spojrzała na tereny burzaków. Wtedy zauważyła swojego ukochanego, starającego się wycofać gdzieś na bok – Księciuniu gdzie idziesz? – zapytała. Po chwili ciszy podbiegła do kocura i go przytuliła. Stokrotka podeszło do nich, z zadowoleniem przyglądając się tej scenie. Jednak gdy tylko jego wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Płomiennej Łapy, uśmiech momentalnie zniknął z jego pyska. Ten młody kocur wyglądał, jakby zaraz miał je pozabijać. Na szczęście to był tylko wygląd, a kocur mordował je tylko spojrzeniem. Nie podobała mu się jego partnerka?
- A co robisz najczęściej Stokrotkowa Łapo? – pytała dalej Ognista Łapa. Zastanowiło się chwilę. No bo co robiło najczęściej...
- Chyba właśnie wymyślam historię. Bardzo lubię to robić.
- A masz jakieś ciekawe plotki ze swojego klanu? – zapytała kotka z Klanu Wilka i sama zaczęła mówić o swoich podejrzeniach, jakiś ciekawych historiach i związkach. Ruda uważnie słuchała tej wypowiedzi, sama zastanawiając się nad swoją. Nigdy się czymś takim nie interesowała, ale teraz, by dalej ciągnąć tę rozmowę, musiała coś sobie przypomnieć, albo wymyślić. W końcu chciała zaprzyjaźnić się z wybranką swojego brata. Miałaby jakąś przyjaciółkę.
- Hm... Wiem na pewno, że kiedyś moja starsza siostra bardzo często rozmawiała z jakimś kotem. Może było tak jak u ciebie z tamtą dwójką?
- Macie jeszcze starsze rodzeństwo? – zapytała Ogień i spojrzała na swojego partnera, którego dalej trzymała w uścisku.
- Tak. Mamy jeszcze jedną siostrę, ale ona teraz ma trening i starsze rodzeństwo, Nagietkowy Wschód i Margaretkową Łapę. Margaretka jest mieszańcem... – urwała na chwilę, by udać obrzydzenie – ...i szkoli się na medyczkę.
- Grzebać w ranach i zadrapaniach pełnych krwi... Fuj! Można się od tego całkiem pobrudzić! – mruknęła nowo poznana kotka.
- Też tak myślę, ale szkolenie na wojownika też nie jest lepsze. Gdyby nasza babcia została przywódczynią, na pewno by stworzyła rangę damy, dla takich jak my! Wyjątkowych – odparło i podniosło głowę nieco wyżej.
- Zaraz musimy wracać – nagle wtrącił się Płomyczek, po raz pierwszy od dawna się odzywając.
- Ale już? Mój króliczku, ale przecież jest jeszcze wcześnie!
- Ktoś może zauważyć, że nas nie ma... I tak jesteśmy tu dość długo – powiedział Płomienna Łapa i znów wbił w siostrę to mordercze spojrzenie. Uczennica nie wiedziała, co go ugryzło. Cały dzień był jakiś taki... Obrażony. Może trafił na kolec w posłaniu?

<Płomienna Łapo? Ta twoja wybranka całkiem fajna>
[1416 słów]
[przyznano 28%]

Od Bastet CD. Nastroszonego Futra

 — Nie. Spróbuj pierwszy — odparła. Wzrokiem pobłądziła za kocurem, który szybko ewakuował się z miejsca. Będzie musiała porozmawiać o tym z Jafarem. — Kto nadał ci takie kuriozalne imię?
Nie było dla nikogo zaskoczeniem, że długie, dwuczłonowe imię, które nosił ten tutaj, nie było często spotykane w mieście. Nie był stąd, to na pewno - zresztą zdradzało go nie tylko imię, ale brak obeznania w panującej tu rzeczywistości. Był w tym zielony, nie był rdzennym mieszkańcem miasta. Tacy jak on byli łatwi do oszukiwania. Miał szczęście, że znalazł miejsce u boku Entelodona.
— Kto? Lider. Znaczy... W klanie to działa nieco inaczej. Matka nazwała mnie Nastroszony, bo moja sierść żyła własnym życiem. Potem jako uczeń nosiłem człon łapa, czyli Nastroszona Łapa, a gdy zostałem wyszkolony, to lider mianował mnie na wojownika i dostałem miano Nastroszonego Futra. I wcale nie jest kuriozalne — prychnął. — Lubię je. Dobrze oddaje to kim jestem. W klanach jednoczłonowego imienia używają tylko kocięta. Więc gdybyś w klanie była Bastet, a nie Bastetowa Czaszka, to śmialiby się z ciebie, że taka duża jesteś, a dalej kociak. No chyba, że lider da ci karę i odbierze twoje wojownicze imię. Wtedy masz z powrotem imię dziecka. — Zgarnął łapą bliżej sól, po czym wciągnął ją nosem. Wrzasnął zaraz, padając na ziemię, a oczy zaczęły mu łzawić. — A-ale szczypie! Ała! — zakaszlał, wycierając nos panicznie łapami. — Zabiję Śmierdziela! To niby miało być fajne?!
Dziwne mieli te zasady w tych całych klanach. Obiło jej się o uszy, że duże grupy kotów żyją poza miastem, ale nigdy się w ten temat nie zagłębiała. To, co jednak wywołało w niej wręcz politowanie, to fakt, że ci klanowi "liderzy" karali swoich wojowników, nazywając ich imieniem dla kocięcia. Naprawdę? Karać dorosłego kota tak pobłażliwie? Tak infantylnie? W mieście niepożądane zachowanie było karane śmiercią, a niekiedy nawet czymś dużo gorszym - torturami czy więzieniem.
— Jest kuriozalne w tych stronach. Nikt nie nosi w mieście dwuczłonowych imion — zauważyła. — Więc kary w klanach wyglądają tak żałośnie? Przywódca zmienia imiona swoich wojowników na kocięce? Za niesubordynację kara powinna być przynajmniej bolesna — uśmiechnęła się krzywo, gdy ten wrzasnął. — Jeśli zamierzasz go zabić, przyjdźcie do mnie. Chętnie popatrzę.
Jej mały, niedojrzały emocjonalnie kolega otarł oczy, które jeszcze bardziej zaszły mu łzami. Zaraz chrząknął, tak jakby wcale ta sytuacja nie miała miejsca, chociaż widać było, że nos wciąż go bolał, a on sam był dość niezadowolony z faktu, że tak się zbłaźnił przy kotce.
— W klanach nie biją kotów. No chyba, że lider to tyran. Zwykle kary wyglądają tak, że ma się zakaz wychodzenia z obozu, trzeba opiekować się kociętami lub wymieniać mech, no i nie chodzi się na zgromadzenia klanów. I chętnie przyjdę do ciebie z tym typem i dam mu nauczkę. Ugh... Oszukał mnie. Sądziłem, że skoro tu sprzedaje, to nie wciska mi kitu. Mówi się w tych stronach, że Księżniczka ma najlepszy towar — zaśmiał się pod nosem. — Nie wiem czemu tak na niego mówią, ale to zabawne.
Na sam dźwięk tego przezwiska pazury zadrżały jej schowane w łapach. Jednak choć bardzo pragnęła urwać mu za to łeb, powstrzymała się, spoglądając mu w oczy. Był przecież ułomem jakich mało, zatem mogła sprawić, by sam siebie wkopał. Dlatego zamiast solidnie go uderzyć za nazywanie jej szefa Księżniczką, rzuciła:
— Mówią tak do niego, by pokazać swój szacunek. Księżniczka jest w końcu kimś, kto panuje. Może ci się to przydać, gdy przyjdzie ci stanąć z nim w cztery oczy. To szansa na uratowanie twojego życia, jeśli narazisz jego cierpliwość. Warto też przychodzić do niego czy niektórych kotów wyższych rangą, będąc brudnym. Naturalnie wydajesz się wtedy bardziej bezbronny, toteż potraktują to jako uniżenie i cię oszczędzą.
Ledwo powstrzymała śmiech, widząc, że kocur zdawał się naprawdę wierzyć w jej słowa. Na jego pysku nie było nawet cienia wątpliwości.
— O! Nie wiedziałem. Dzięki za radę. — Pomasował się łapą po pysku. — Ale i tak nie rozumiem dlaczego przyjął takie miano. Brzmi jak dla baby. Ale może Entelodon zajął króla, dlatego mu pozostało być tym pomniejszym czymś. Nawet nie wiem co do końca znaczy. W klanie mieliśmy królowe, ale one nie rządziły, tylko tak nazywano kotki w ciąży. — Nagle przerwał, jakby coś mu się przypomniało. — A... Masz może jeszcze jakieś cenne rady? 
— Dobrze się domyśliłeś — odparła zwięźle. Nazywali kotki w ciąży królowymi? Nieźle. Tutaj ciąża była raczej przekleństwem. Nie zaszłaby w nią z własnej woli. — Oczywiście. Urodziłam się tu i dorastałam, w przeciwieństwie do waszych potulnych klanów, na brutalnej i bezlitosnej ulicy. Wiem wszystko — rozprostowała się. — Tutaj, w mieście, by okazać kotu wielki szacunek, atakujemy go. Jeśli zastanawia cię, dlaczego, odpowiedź jest prosta - pokazujemy w ten sposób, że jesteśmy ciekawi czyjejś siły i umiejętności, a także że jesteśmy gotowi na przegraną z danym kotem. Dlatego nie chciałam z tobą walczyć, Zjeżyku. Nie jesteś panem tego miasta, a więc traktuję cię z rezerwą. Jesteśmy jednak na podobnych stanowiskach.
— Jak ty mnie nazwałaś? — Najeżył się cały. — Nie jestem jeżem! — prychnął na nią zdenerwowany. Nie po to opuszczał klan, aby teraz jakaś samica, kolejna zresztą, wymyślała mu przezwisko! — A może jednak powinnaś ze mną zawalczyć. Zobaczyłabyś, że należy liczyć się z moim zdaniem i mnie nie obrażać! — syknął. — Wtedy pokaże ci szacunek jaki mam do kotek!
Mimo treści jej słów i ich (oszukanej, co prawda, ale wciąż) wartości, jedyne, na co samotnik zwrócił uwagę, to pseudonim, jaki mu nadała. Spodziewała się tego, dlatego przyglądała się jego wybuchowi z uśmiechem malującym się w jej głowie, którego nie ukazała na zewnątrz. Bardziej go ruszyło jedno słówko niż cała jej wypowiedź. Uniosła brew.
— Może to ja powinnam nauczyć cię szacunku. Czy poważnie chcesz się spierać z osobą, która wychowywała się tu przez całe życie? Znam każdy zakamarek tego miasta, a ty ledwo znasz najważniejsze osobistości. Nie mam w zwyczaju szukać problemów, w przeciwieństwie do ciebie. Ale rozumiem już, dlaczego opuściłeś potulny i słaby klan; myślałeś, że pójdziesz na łatwiznę i jeśli pójdziesz do miasta, będziesz mógł bezkarnie gwałcić i zabijać wszystko, co stanie ci na drodze. Bo w końcu jak łatwiej pokazać swoją dominację nad kotkami? — bez skrupułów używała dosadnego języka.— I może część racji w tym jest, jeśli rozmawiasz z przypadkową zagubioną panną. Ale nie, kiedy rozmawiasz z równą sobie lewą łapą Jafara. Cóż, muszę cię jednak zmartwić - Jeśli nie złapiesz zwierzyny, to jej nie zjesz. Spróbuj mnie choć tknąć, a Jafar wydłubie ci flaki, a Entelodon pozbawi cię miejsca w twoim gangu. Widzisz, problemy zaczynają się wtedy, kiedy ktoś powołuje na pozycję osoby, która nie potrafi zachować wstrzemięźliwości. Myślisz, że wszystko ci wolno, bo wkroczyłeś do miasta. Ale nie ma łatwych zdobyczy. Ten sojusz jest trwały, więc nie radzę ci go niszczyć.
Nastroszone Futro prychnął i odwrócił się do niej tyłem, ale najwidoczniej jej słowa musiały jakoś do niego dotrzeć. Przewrócił oczami.
— Masz problem to sobie idź. Nie każe ci wisieć mi nad głową.
Uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi na te słowa, bo było to zachowanie na tyle zabawne, że ciężko było wytrzymać z poważną miną.
— Co najłatwiej zrobić? Tupnąć nóżką na złe słowo.  Nic nie wiesz o mieście. Ale nie zlituję się nad tobą, kiedy przyjdzie co do czego. I chyba nie sądzisz, że jestem tu ze względu na ciebie? Kasztelan znajduje się na terytorium Jafara, a ja powinnam pilnować, czy nikt nie robi tutaj zamieszania, tak jak kolega, który podkulił ogon na mój widok i stąd zwiał. W tobie zbyt dużo arogancji, a zbyt mało pomyślunku, Zjeżku. Nie każda kotka będzie ci padać pod łapami. Mam jednak nadzieję, że zapamiętasz moje rady, ponieważ nie jestem tak głupia, jak ty, by szkodzić mojemu sojusznikowi.
Prawie uśmiechnęłaby się jeszcze szerzej, gdy kocur niemal zachłysnął się śliną, gdy usłyszał jej słowa. Tak, kochała to - gdy aroganccy pchlarze dowiadywali się, gdzie stali i pod czyimi rozkazami się znajdowali. 
— Przepraszam — w końcu powiedział Nastroszony, krzywiąc się niezadowolony i odwracając do niej przodem. — Mów sobie na mnie jak chcesz, mam to gdzieś. I jestem świadom twoich słów. Poznałem już wiele takich. Nie spodziewałem się jednak, że w mieście też jesteście. Ugh... No nic. Ale panien jest tu wiele i nie każde plują jadem. Skoro masz obowiązki to nie przeszkadzam. Sprawdź czy ktoś nie bije się na zapleczu, bo często tam nielegalnie się tłuką.
Na jej pysk wstąpiła chłodna imitacja uśmiechu. Zignorowała mniej ważną część jego wypowiedzi.
— Widzisz, warto czasem być grzecznym chłopczykiem, Zjeżku. Co nie zmienia faktu, że nie przyjmuję twoich przeprosin. Wiedz jednak, że z miłą chęcią opowiem Jafarowi, co się dzisiaj działo. Ucieszy się, wiedząc, że członek sojuszniczego gangu robi u niego ambaras i szuka problemów.
Na pysku stojącego przed nią koleżki pojawiło się czyste przerażenie.
— Poczekaj... Może... Jakoś się dogadamy? Proszę. Nie mów mu. Ja nie szukam problemów, naprawdę. Upoluje ci parę myszy i będziemy kwita, co ty na to? — zaproponował. — Błagam. Zrobię wszystko, tylko błagam odpuść mi. Jestem nowy, wiesz, uczę się tego wszystkiego. Już zrozumiałem swój błąd. Nie niszcz mi kariery...
— Myślisz, że naprawdę zamierzałam tolerować twoją pyszałkowatość i to, jak mnie traktowałeś? — powiedziała spokojnie. — Jesteś tu nowy, a ja żyję tu od dawna. Więc licz się z tym, że wpraszając się do cudzego mieszkania, nie dorastasz mu do pięt. Naucz się brać odpowiedzialność za swoje decyzje. Zgłoszenie tego Jafarowi to mój obowiązek.
Nastroszone Futro położył po sobie uszy.
— To idź skoro z ciebie taki posłuszny piesek. Donieś swojemu panu, że nie poradziłaś sobie z dzikusem z lasu, który jest według ciebie słabszy od samotników tu żyjących. Na pewno cię wynagrodzi, że taki nieistotny problem musi załatwiać sam, bo jego lewa łapa zawaliła. — Wstał, po czym skierował się w stronę wyjścia.
— Ależ ja nie muszę nic robić, słońce. Sam siebie zniszczysz szybciej, niż tutaj dotarłeś. Bo nie potrafisz się pogodzić z myślą, że jesteś słaby — powiedziała spokojnie za jego plecami, obserwując uważnie, jak odchodzi. Tak szybko zmieniał nastawienie. Raz błagał ją o litość, a drugi raz na nią wrzeszczał. Zdecydowanie musiała powiedzieć o tym tutaj Jafarowi. Czy Entelodon postradał już zmysły, że brał na tak wysokie stanowiska jakieś koty zza Drogi Grzmotu, które w dodatku były tak głupie, nierozważne i niestabilne emocjonalnie? To brzmiało jak proszenie się o kłopoty. Ale wątpiła, by zdradzili jemu coś szczególnie ważnemu, by powierzyli mu jakieś szczególnie ważne zadania. To byłby strzał w kolano. Komuś takiemu nie można było ufać, że podoła.


<Nastroszony?>

Nowa członkini Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd!

 

Powód odejścia: Decyzja właściciela
Przyczyna śmierci: Wykrwawienie się
Zasłużenie: Znęcanie się, dyskryminacja innych przez wzgląd na płeć bądź kolor futra, morderstwo

Odeszła do Miejsca, gdzie Brak Gwiazd!