BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Krucza Łapa (KW). Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Krucza Łapa (KW). Pokaż wszystkie posty

13 września 2025

Od Kruczego Pióra Do Pustułkowego Szponu


Wracał do obozu ze zdobyczą w pysku, a za nim szedł jego uczeń. Wydawał się lekko przygnębiony, ale jakoś nie obchodziło to kocura. Koniczynowa Łapa strasznie wymyślny, jeśli miał być szczery. Odstawiał mu sceny i cały czas coś gadał do siebie o tej swojej siostrze. Przecież nic się mu nie dzieje, tylko umarła, śmierć przecież nie jest niczym nowym na tym świecie. Musi się z tym tak czy siak pogodzić prędzej, czy później. Nawet gdyby była żywa, już jej nie zobaczy. Wszedł do obozu, kładąc na stercie swoją zdobycz, a uczeń zrobił to samo. Dymny spojrzał na młodszego, po czym w końcu odezwał się.— Na dziś już tyle. Możesz odpocząć albo coś zjeść. Jutro wstajemy wcześnie i idziemy na patrol poranny. Bądź gotów. — Na jego słowa Koniczynowa Łapa skinął głową.
— Tak jest Krucze Pióro! Porządnie się wyśpię i cię nie zawiodę! — Stał, jakby miał gałązkę w zadku, spięty i z podniesioną do góry głową. Krucze Pióro lekko skrzywił się i wstał z miejsca.
— Ta, idź już… — Już miał sam wybrać się w stronę legowiska wojowników, aby ułożyć sobie posłanie na wieczór, a potem zjeść coś, gdy nagle usłyszał łapy dudniące w ziemię. Chwilę później z krzykiem do obozu wpadł Pszczela Łapa, ciągnąc nieprzytomnego Prążkowaną Kitę. Zaraz za nim wyłoniła się Kocankowa Łapa wraz z równie nieprzytomnym, jednak tym razem bardziej zmasakrowanym ciałem Warczącego Lisa. Krucze Pióro nie zdążył nawet przetrawić całego zdarzenia, gdy jego łapy same poniosły go w stronę Kocankowej Łapy. Gdy zauważył rany na jej ciele, już myślał nad tym, jak rozszarpie tego, kto położył na niej swoje pazury. Wraz z innymi wojownikami podszedł do kotów, dysząc wściekle.
— Kto ci to zrobił? — wycedził przez zęby, miotając ogonem po ziemi. Uszy miał położone po sobie, futro stało mu dęba, mówiąc prosto, był wściekły jak nigdy dotąd. Kocankowa Łapa nawet nie zdążyła nic powiedzieć, gdy przepchali się przez niego medycy. Tuż za nimi szedł Nikła Gwiazda, chcąc pewnie dowiedzieć się, co się stało. Krucze Pióro wyjrzał zza tłumu, ale gdy widział Kocankową Łapę, jednak ta stała przez moment po czym… Zemdlała. Patrzył, jak cała scena rozgrywa się przed nim. Nie, tylko nie ona, oby wszystko było z nią w porządku… Od razu chciał się przecisnąć przez tłum, jednak zatrzymał go widok, który miał obok siebie. Kątem oka zauważył, jak Makowy Nów podchodzi do ciała Warczącego Lisa. Położyła łapę na jego boku, podczas gdy obok niej już znalazła się medyczka.
— Za późno, nie oddycha… Warczący Lis nie żyje. — zameldowała Jarzębinowemu Żarowi. Ta jedyne dla pewności sprawdziła jeszcze raz, czy kocur nadal oddycha, jednak nic z tego. Tak naprawdę była to tylko formalność. Wyszeptała coś do Makowego Nowiu i skierowała się do Kocankowej Łapy, podczas gdy Roztargniony Koperek z pomocą innych wojowników przenosił do swojego legowiska Prążkowaną Kitę. Z liderem aktualnie rozmawiała jedyny przytomny kot z patrolu, czyli Pszczela Łapa. Cały obóz był pokryty krwią, zapach śmierci rozniósł się po obozie, a Krucze Pióro wdychając go czuł chorą satysfakcję. Swojego brata od zawsze uważał za gorszego, za tego mniej poradnego. Może i miał co do tego rację? Jego mianowanie nastąpiło bardzo późno, chyba jedynie Szczawiowe Serce miał tak mocno opóźnione mianowanie. Natomiast Warczący Lis? W oczach Kruczego Pióra był zawodem, kompletnie nieporadnym, zagubionym kociakiem. Prędzej czy później i tak wpadłby w sidła śmierci. Patrzył teraz na jego ciało z politowaniem i obrzydzeniem. Kto by pomyślał, że tak bardzo zawiedzie swoją rodzinę? Miał zostać kultystą, przecież mógł być wielki. Teraz jednak leżał na środku polany, martwy, tracąc już i tak nic dla jego życia nieznaczącą krew.

***

Gdy się obudził skierował się w stronę legowiska medyka. Miał nadzieję, że będzie w stanie sprawdzić, czy Kocankowa Łapa ma się dobrze. W wejściu zatrzymała go jednak Jarzębinowy Żar.
— Potrzebujesz czegoś? — zapytała na pozór miło, jednak czuł lekką frustrację w jej głosie.
— Tak. Chciałbym się zobaczyć z Kocankową Łapą. — odpowiedział jej pewny siebie.
— To nie będzie możliwe. Przykro mi, ale aktualnie odpoczywa, a w dodatku mamy mocno rannych, którzy potrzebują po tak wielkim szoku odpoczynku. — Spojrzała w głąb legowiska, patrząc pewnie na chorych. Krucze Pióro natomiast oburzył się lekko.
— To absurd. Przecież jej nic nie jest… Prawda..? — Jego głos pod koniec zdania już nie był taki pewny siebie. Miał szczerą nadzieję, że nic jej nie jest. Medyczka westchnęła.
— Jest w szoku, nie za bardzo chce z nami rozmawiać…
— Ale ze mną na pewno by chciała. To wpuścisz mnie, czy nie? — spytał już zirytowany, obrzucając ją wzrokiem.
— Chyba ja jako medyczka wiem najlepiej, co dla kogo jest najlepsze. — odpowiedziała chłodno. Kocur przewrócił oczami i odwrócił się napięcie.
— Nie ważne… — burknął pod nosem. Kotka powinna się cieszyć, że w ogóle z nią rozmawia. W końcu jest medyczką, a on nie okazuje im jakiegokolwiek szacunku. Gdyby mógł, wyprułby jej gardło już teraz za zabronienie spotkania się z Kocankową Łapą. Gdy tak odchodził od legowiska, zatrzymał go Pustułkowy Szpon. Spojrzał pytająco na kocura, który zagrodził mu sobą ścieżkę.
— Krucze Pióro… Moglibyśmy porozmawiać? — Czekoladowy patrzył niepewnie na dymnego, na co ten skinął głową. Chyba tak czy siak nie miał nic lepszego do roboty, skoro odwołał Koniczynowej Łapie poranny patrol na dziś w nadziei, że porozmawia z Kocankową Łapą.
— Tak, nie ma problemu. Prowadź. — odpowiedział, po czym podążył za bratem. Ten poprowadził go przez las, aby mieli zaciszne miejsce do porozmawiania. Krucze Pióro zaczął się zastanawiać, jaki może być temat rozmowy, skoro zaprowadził go aż tutaj. Kocur w końcu przemówił.
— Warczący Lis… Nadal pamiętam, jak jako kocięta bawiliśmy się razem. Cóż, ty niby tylko nas obserwowałeś, ale na pewno to pamiętasz, prawda? — Mówił spokojnie, powoli, jakby przypominał sobie wszystko, chcąc się sycić chwilą. Krucze Pióro natomiast nie podzielał jego uczuć. Tak, pamiętał to, pamiętał i wiele innych rzeczy, jednak nie obchodziło go to, kiedy i w co się bawili bracia.
— Mniej więcej, tak. Czemu o tym wspominasz? — zapytał wprost.
— Nie brakuje ci go? W sensie, nigdy wcześniej nie czułem się w ten sposób, ale… Nie przypuszczałem, że opuści nas tak wcześnie. Ledwo został wojownikiem… Trochę mi go brakuje, wiesz? W końcu był naszym bratem…
— Tak, ale umarł, nic już nie zrobimy. Możemy tylko żyć dalej. Czy wspominanie o nim w jakikolwiek sposób pomoże nam, albo Klanowi Wilka? — Spojrzał na brata pytająco. Ten zatrzymał się, patrząc na dymnego.
— Jak możesz tak w ogóle mówić? Tak, może i nie żyje, ale chyba należy się mu szacunek, nieprawdaż? — syknął Pustułkowy Szpon. Krucze Pióro natomiast przewrócił oczami. Odkąd został kultystą, jeszcze bardziej zobojętniał na śmierć. Aby się tam dostać sam musiał zabić ofiarę, a jeśli miał być szczery, cieszyło go to, wcale mu nie przeszkadzało. Teraz mówił o swoim bracie jak o kolejnej zwierzynie, którą złowił na patrolu łowieckim, jednak czy był czymś innym? Stał się karmą dla wron, pożywieniem dla ziemi, pokarmem dla dusz, które patrzyły na cierpienie z rozkoszą. Dla dusz takich, jak ta Kruczego Pióra. Tak więc czemu miałby teraz rozmyślać o tym, jaki był za życia, skoro nic mu to nie da? Sam zatrzymał się teraz, patrząc na brata z zobojętniałym wyrazem pyska.
— Właśnie, dobre spostrzeżenie, nie żyje, więc nie ma sensu o nim wspominać. Tak czy siak go to nie przywróci, więc jaki jest sens?

(Aj tam bracie, weź wyluzuj gacie, Warczący Lis wyeliminowany? No to pauza! Monte snack be right back. Co ty na to, Pustułek?)

24 lipca 2025

Od Kruczej Łapy (Kruczego Pióra)

Był gotowy. Dzisiaj miało nastać jego mianowanie. Wstał wcześnie, co już chyba nikogo nie dziwiło. Najwyraźniej był rannym ptaszkiem. Dość prędko zauważył przy wyjściu z obozu Makowy Nów, która ustalała aktualnie patrole. Gdy już skończyła, odnalazła go wzrokiem i ruszyła w jego stronę.— Gotowy na sprawdzian? Nie będzie łatwo, to mogę zagwarantować. — Kotka patrzyła na niego przenikliwym wzrokiem, jakby myśląc nad tym, czy Krucza Łapa da sobie radę.
— Tak jest. Gotów jak nigdy. — Na jego słowa kotka skinęła i wyprowadziła go z obozu. Pogoda trafiła mu się bardzo dobra, słońce delikatnie przeplatało swoje promienie z cieniem na trawie, po której powoli poruszał się kocur. Po niedługiej wyprawie dotarli do pierwszego zadania. Mentorka skinęła w stronę tunelu, do którego kocur bez zastanowienia wszedł. Poruszał się szybciej, niż za pierwszym razem, gdy dopiero uczył się tego, jak się w nich odnajdywać. Od razu odnalazł wszystkie przejścia, które prowadziły na jego terytorium. Wyłonił się po drugiej stronie, czujnie obserwując swoje otoczenie. Nigdzie nie widział Makowego Nowiu, kotka zniknęła jeszcze przed jego wejściem do tunelu. W końcu wyczuł ją. Odwrócił się w stronę krzaku, w którym była, w idealnym momencie, gdyż właśnie wyskoczyła w jego stronę. Kocur uniknął jej ataku, po czym sam wyskoczył na nią, wgryzając się w jej kark. Nie robił tego oczywiście mocno, aby jej nie zranić, ale starał się wykorzystać swoją siłę w jej pełnej okazałości. Ta straciła go z siebie, przez co uderzył w drzewo. Nie zdążył wstać, gdy ta przybiła go do pnia. Zaczął miotać tylnymi łapami, próbując ją od siebie wyrzucić. W końcu ugryzł jej przednią łapę, wykorzystując jej chwilę słabości. Wyrzucił ją tylnymi łapami, samemu wyskakując w powietrze i lądując na niej. W końcu kotka skończyła na ziemi. Spojrzała na kocura, który stał nad nią, z triumfem miotając ogonem.
— Nieźle. — wstała, otrzepując się z trawy. — Skoro tak szybko udało ci się mnie znaleźć, to nie będziesz miał problemu z zauważeniem mnie z drzewa, czyż nie?
— Możemy się o tym przekonać. — uśmiechnął się psotnie. Kotka skinęła, po czym odbiegła w krzaki, a on wdrapał się na drzewo. Zaczął skakać pomiędzy gałęziami, spoglądając w dół co jakiś czas. Zwiady z drzew wcale nie były łatwe, wręcz przeciwnie. Ciężko było wyłapać zapachy, które po prostu nie roznosiły się tak dobrze do góry. W końcu się zatrzymał. Rozejrzał się po otoczeniu, wyłapując zapach, aż ją znalazł. Jej futro prześwitywało przez krzak, w którym się chowała. Spiął mięśnie, a gdy nadarzyła się dobra okazja, zeskoczył, po czym pobiegł w jej stronę i zaatakował. Dość szybko udało mu się przybić ją do ziemi.
— Czyli jednak teoria potwierdzona? — powiedziała, siadając na ziemi, gdy już wypuścił ją spod swoich łap.
— Na to wychodzi — stwierdził szybko. — Co dalej?
— Polowanie. Przynieś mi dwie zwierzyny. — skinął na jej słowa i ruszył w głąb lasu. Test nie wykańczał go, wręcz przeciwnie, czuł, jak z każdym zadaniem tylko bardziej się rozkręca. Dość szybko wytropił mysz, którą od razu złapał bez zastanowienia. Finalnie do matki przyniósł mysz i kosa, którego złapał po drodze, zanosząc pierwszą zdobycz. Położył je przed matką, czekając na werdykt.
— Bardzo dobrze. Brawo, przeszedłeś test. Jutro zawalczysz.

***

Wyszedł z legowiska, gdy wojownicy jeszcze zbierali się na walkę. Sam poprzeciągał się tuż przed nią, aby być rozruszanym. Był gotowy, skupiony. Nie widział jednak nigdzie Kocankowej Łapy. Czyżby wyszła dzisiaj na wczesny trening? Miał nadzieję, że zobaczy, jak walczy i zostaje wojownikiem. W końcu Nikła Gwiazda zwołał wszystkich, którzy byli w klanie. Przypomniał sobie, jak sam za czasów żłobka przyglądał się walce, która wtedy się odbywała. Wiedział, że czeka go to samo, ale nie przerażało go to. Wręcz przeciwnie, pragnął tego. Gdy już wszyscy zebrali się, po drugiej stronie z tłumu wyłonił się Pustułkowa Łapa. Krucza Łapa był gotów. Gdy tylko Nikła Gwiazda dał znak na atak, wyskoczył do przodu, przybijając brata do ziemi. Ten odpłacił się mu mocnym kopnięciem w brzuch. Krucza Łapa wylądował po drugiej stronie stworzonego przez tłum koła. Zanim zdążył się podnieść, Pustułkowa Łapa był już na nim. Przypomniał sobie wczorajszy test z Makowym Nowiem. Ugryzł przeciwnika w łapę, na co ten zdezorientowany syknął. Krucza Łapa wykorzystał okazję i wydostał się spod niego, po czym wyskoczył w jego stronę, jednak brat zdążył zrobić unik. Ku jemu zdziwieniu, odbił się od kory mównicy, na której stał Nikła Gwiazda, lądując na Kruku, przybijając go do ziemi. Krucza Łapa znów wylądował pod nim, próbując się wydostać, jednak bezskutecznie. Nikła Gwiazda podniósł łapę, sygnalizując koniec walki. Pustułkowa Łapa bez słowa zszedł z brata. Dymny spojrzał na niego ze złością. Normalnie okazałby wygranemu szacunek, jednak postawa Pustułkowej Łapy od początku nie podobała się mu. On sam chciał najpierw życzyć mu powodzenia, jednak nie zdążył, gdyż zniknął on w tłumie. Patrzył teraz z niedowierzaniem, jak zostaje mianowany na wojownika przez Nikłą Gwiazdę. A co z nim? Nie miał zamiaru się poddawać.
— Nikła Gwiazdo — przemówił, gdy ten skończył wypowiadać słowa do jego brata. — Żądam drugiej walki.
— Drugiej walki? — Nikła Gwiazda zastanowił się chwilę, jednak widząc determinację w oczach kocura, zdecydował się zezwolić na drugą szansę. — Cenię sobie twoją determinację, Krucza Łapo. Od dawna cię obserwuję, a ta walka to jedynie potknięcie w twoim szkoleniu, gdyż radziłeś sobie zawsze zaskakująco dobrze. Zawalczysz drugi raz. Stoczysz pojedynek z Warczącą Łapą. — na te słowa Krucza Łapa odwrócił się w stronę drugiego brata, który obserwował ich z tłumu. Na jego pyszczku pojawił się szok. Dymny mógł przysiądz, że na futro brata postawiło się jak nigdy wcześniej. Jego złość jednak zaślepiała to, że ten jest praktycznie niegotowy do walki. Widział go w akcji. Cóż, musiał przyznać, był dość słaby.
— Wybornie — odpowiedział Krucza Łapa, odwracając się znowu w stronę Nikłej Gwiazdy. Skinął do niego głową na znak okazania szacunku. — Dziękuję, Nikła Gwiazdo.
— Ustawić się. — zarządził lider, po tym, jak odwzajemnił gest ucznia, skinając do niego głową. Warcząca Łapa przełknął ślinę, ustawiając się po drugiej stronie. Gdy Nikła Gwiazda dał znak na rozpoczęcie walki, Krucza Łapa nie czekał długo. Momentalnie znalazł się przed bratem, po czym wyskoczył do góry. Było to dziwne, ale teraz, gdy był zaślepiony przez rządzę wygranej, strach w oczach brata jedynie dodawał mu satysfakcji. Wylądował na jego grzbiecie, wgryzając się w jego bark, na co ten pisnął. Zaczął się miotać, aby zrzucić kocura z siebie, co udało się mu po dłuższej chwili. Podczas gdy próbował się ocknąć, dymny już leciał w jego stronę z pazurami. Warkocząca Łapa odskoczył z piskiem, jednak Krucza Łapa szybko złapał go, przybijając do ziemi. W oddali w tłumie zauważył, jak do przodu przeciska się kotka, która teraz patrzyła mu prosto w oczy. Krucza Łapa nie mógł już teraz przegrać. Nie, kiedy ona patrzy. Zignorował łapy, które biły go w brzuch. Wbił pazury w jego skórę, po czym złapał go zębami za szyję. Gdy już miał je zacisnąć, zatrzymał się. Jego brat leżał sparaliżowany ze strachu, dysząc ciężko. Krucza Łapa spojrzał powoli do góry, czując swój oddech na swoim nosie. Nikła Gwiazda stał z podniesioną do góry łapą. Gdy Krucza Łapa zobaczył to, zaśmiał się cicho pod nosem. Zszedł z brata, zerkając na niego przez chwilę.
— To była dobra walka — przyznał po chwili. — Poradziłeś sobie nieźle.
— T- ta… — jego brat zazwyczaj nie był tak strachliwy, jednak przed chwilą prawdopodobnie miał przed oczami swoją śmierć, w dodatku z pazurów własnego brata. Krucza Łapa zwrócił się w stronę Nikłej Gwiazdy, który zeskoczył z pnia, podchodząc do ucznia.
— Ja, Nikła Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zdobyć doświadczenie niezbędne do ochrony klanu i jego członków. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Krucza Łapo, czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę i chronić swój klan nawet za cenę życia? — Krucza Łapa wypiął pierś dumnie, podczas gdy lider wypowiadał te słowa.
— Przysięgam.
— Mocą naszych potężnych przodków nadaję ci imię wojownika. Krucza Łapo, od tej pory będziesz znany jako Krucze Pióro. Klan ceni twoją determinację i siłę oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka. — Nikła Gwiazda z dumą podszedł do kocura i przyłożył swój nos do jego czoła. Wokół rozniosły się wiwaty.
— Krucze Pióro! Krucze Pióro! — Kocur z dumą słuchał swojego nowego imienia. Kątem oka zauważył, jak podchodzi do niego bardzo dobrze znana mu kotka, ta sama, która dodała mu motywacji podczas walki. Uśmiechnął się pod nosem.
— Nieźle ci poszło. — Kocankowa Łapa patrzyła na niego z tym swoim błyskiem w oku, który tak wielbił.
— Dziękuję. Mam nadzieję, że sama za niedługo dołączysz do legowiska wojowników. Byłoby bez ciebie nudno — stwierdził kocur, na co ta skinęła głową.
— To mam w planach. Również nie mogę się doczekać. — po tych słowach usłyszeli, jak Zabłąkany Omen woła uczennicę na trening. Ta westchnęła przeciągle. — Muszę lecieć. Do zobaczenia.
— Miłego treningu. — patrzył, jak kotka odchodzi w stronę wyjścia z obozu, a sam skierował się do swojego ulubionego miejsca odpoczynku. W końcu czuwanie miał rozpocząć dopiero wieczorem.

[1545 słowa]

[przyznano 31%]

Od Kruczej Łapy



*niedługo po zabiciu Sosnowej Gwiazdy i wyborze nowego lidera*

Kocur właśnie wyszedł z legowiska uczniów, patrząc na koty krzątające się po obozie. Ktoś donosił mech, ktoś inny wychodził na patrol… Jak zawsze obóz tętnił życiem, każdy robił coś innego. Działali jak jeden organizm. Wszyscy zgrani, choć nie robili tego samego. Jak organy, które podtrzymywały przy życiu. Zauważył z daleka Makowy Nów, siedziała z boku, przyglądając się, jak i on innym kotom. U niej jednak było widać lekkie zmartwienie. Co się dziwić, koty padały jak muchy, kończąc w legowisku medyków przez chorobę. Sam miał nadzieję, że nie zarazi się tym okropnym choróbskiem. Zdecydował, że podejdzie do kotki i zaproponuje dziś trochę wcześniejsze ćwiczenia. W końcu nikomu jeszcze nie zaszkodziło poranne polowanie, wręcz jedynie przyniosło korzyści. Ruszył w jej stronę i gdy już znalazł się u jej boku, usiadł, owijając ogon wokół łap.
— Miałabyś ochotę na wyjście? Obudziłem się trochę wcześniej, niż miałem zamiar, a szkoda marnować dnia. Chyba że jesteś zajęta? — zapytał opanowanym tonem. Nie chciał jej przeszkadzać ani krzyżować dziennych planów. Miała teraz obowiązki, których przeskoczyć się nie dało. Kotka jednak spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem.
— Skoro nalegasz, jasne. Wyznaczyłam już patrole, nie widzę więc przeszkód. — po tych słowach podniosła się i wskazała ogonem na wyjście z obozu, więc podążył za nią. Wyszli z obozu i od razu poczuł na sobie delikatny wiatr, na którym jego futro aktualnie falowało. Idąc w ciszy, w końcu zdecydował się przemówić do matki.
— Choroba ogarnia Klan Wilka. Wojownicy robią się coraz słabsi. — analizował przez chwilę, aż zatrzymał się w końcu. — Nie umrą, prawda? Są nam potrzebni jak nigdy. Nie wiadomo kto zabił Sosnową Gwiazdę, musimy być czujni.
— Podejrzani zostali już ukarani. — stwierdziła kotka, patrząc na niego zza ramienia.
— Naprawdę wierzysz, że mieliby powód do zabicia go? Nie mogli to być oni. Nie narzekam na ukaranie ich. Po prostu wiem, że za tym stoi ktoś inny. — spojrzał w głąb lasu. — Choć mogą to być samotnicy, to mógł to też być ktokolwiek inny. Nawet kot z Klanu Wilka. — na jego słowa Makowy Nów od razu zwróciła się w jego stronę i syknęła.
— Jak możesz tak mówić. Nasi wojownicy są lojalni, nie zrobiliby tego własnemu liderowi… — widział w jej oczach niepewność. Tego było mu trzeba. Nie była stabilna, nie wiedziała, co jest prawdą, a co nie. Wszystko przez ostatnie wydarzenia.
— Sama nie jesteś pewna tego, co mówisz. Ale cóż, co ja tam wiem. Zresztą, gdybyś tak uważała, nie zaszłoby żadne dochodzenie w klanie oraz przesłuchiwania. Nigdy nie wiadomo, może ktoś miał jakieś uprzedzenie co do Sosnowej Gwiazdy, ale chyba już się nie dowiemy kto. — podniósł się z ziemi i ruszył dalej, nie oglądając się na nią. Kotka przez chwile stała, patrząc na swoje łapy, jednak w końcu dołączyła do niego bez słowa. Zatrzymali się przed wejściem do tunelu. Popatrzyła na niego przez chwilę.
— Nawigacja w tunelach. Tego się dzisiaj nauczymy. — jej ton zmienił się drastycznie. Nie był już taki, jak przy rozmowie, która odbyła się dosłownie chwilę temu. Kocur spojrzał na tunel.
— Dobrze. — skinął łbem i usiadł wygodnie. — Wytłumaczysz mi najpierw co mam robić, czy wchodzimy od razu?
— Wiele wiedzy nie potrzeba. Musisz tylko zachować spokój i nie panikować, ale wątpię, że ciasne przestrzenie są dla ciebie problemem. — spojrzała na niego pytająco, na co ten skinął.
— Nie, nie są. Dam sobie radę. — spojrzał na tunel, a gdy Makowy Nów skinęła w jego stronę głową, wszedł do środka, schylając się lekko. Było w nich ciemno, nawet i trochę duszno. Nie przeszkadzało mu to jednak. Nie odczuwał również strachu związanego z małą przestrzenią. Może i nie była wygodna, jednak dało się przeżyć. Matka zatrzymała go przy rozwidleniu.
— Teraz musisz wyczuć zapach Klanu Wilka. Jedno z przejść prowadzi na terytorium innego klanu, dlatego musimy zawsze być czujni i sprawdzać zapachy, aby się nie zgubić i nie znaleźć w złym miejscu. Zazwyczaj też możesz wyczuć dokładne miejsce, na przykład Cierniste Drzewo. — gdy skończyła mówić, otworzył lekko pyszczek i zaczął wyłapywać zapachy. Finalnie wyczuł zapach swojego terytorium w prawym tunelu, natomiast w lewym zapach Klanu Klifu. Skierował się więc na prawo, schylając głowę trochę niżej. Czołgał się przez tunel, aż wyszli na drugą stronę. Przecisnął się przez wyjście i patrzył, jak Makowy Nów robi to samo. Spojrzała na niego z aprobatą.
— Dobrze ci poszło. Gratuluję. — na jej słowa skinął głową, pokrótce dziękując za miłe słowa. Spojrzał w stronę obozu, wyczuwając go nawet stąd.
— Wracamy? Możemy jeszcze zapolować. — stwierdził, czekając na jej rozkazy. Kotka rozejrzała się i zaczęła wyłapywać zapachy, zapewnie rozważając, czy jest sens tutaj polować. Po chwili jednak wróciła wzrokiem do niego.
— Możemy zapolować, jest jeszcze wcześnie, a nie chcę, żebyś się nudził w obozie. — po tych słowach odwróciła się od niego. — Spotkamy się tu, jak coś złapiemy.
— Tak jest. — skinął głową i patrzył, jak znika w krzakach. Sam zaczął węszyć, szukając zwierzyny. Długo mu nie zajęło, najwyraźniej matka zostawiła mu bliższą ofiarę. Wspiął się na drzewo, poruszając się po gałęziach, aby nie rzucić się ofiarze w oczy. Patrzył z góry, próbując ją w końcu znaleźć, aż dostrzegł ją. Wiewiórka właśnie czyściła się, rozglądając się na boki. Najwyraźniej poczuła zapach jego i Makowego Nowiu, gdyż wydawała się zestresowana, ale i czujna. Napiął mięśnie, szykując się do skoku, a gdy nadarzyła się okazja, zaatakował. Wylądował prosto na zwierzynie, a ta wydała z siebie pisk. Jej kości zostały połamane, a teraz brała szybkie, spanikowane oddechy. Kocur uśmiechnął się delikatnie, finalnie zagryzając szczęki na jej karku, kończąc jej nic niewart żywot. Skierował się w wyznaczone przez matkę miejsce, na którym już czekała na niego.
— Dobra zdobycz, a jaka duża. — skomentowała, przez co spojrzał w dół na wiewiórkę. Musiał jej przyznać rację, była pulchna, zapowiadał się dobry posiłek. Podążył za nią do obozu, a gdy dotarli, odłożyli swoje zdobycze.
— Zasługujesz na odpoczynek, dobrze sobie dziś poradziłeś. Gdybyś mnie potrzebował, będę u Mrocznej Wizji. — na jej słowa skinął głową i patrzył jedynie, jak odchodzi. Sam wybrał sobie ze sterty mysz i usiadł w zaciszu. W obozie było pusto, większość dopiero co wyszła.

***

Po każdym treningu z Makowym Nowiem szybko zaczynał się nudzić, gdyż wracali, gdy czekała go w obozie jeszcze połowa dnia. Siedział teraz w swoim ulubionym kącie, zastanawiając się nad tym, co ze sobą zrobić. Nie potrwało to długo, gdyż niedaleko dostrzegł charakterystyczną kotkę. Na jego szczęście lub i nieszczęście, zmierzała ona w jego stronę.
— Wróciłeś dość wcześnie. Ćwiczysz po nocach, żeby mniej cię było widać, czy co, książę ciemności? — zaśmiała się z niego lekko. Ten przewrócił oczami.
— Nie przesadzajmy. Może i mam ciemniejsze futro, ale to nie oznacza, że jestem jakimś tam „księciem ciemności” — machnął lekko łapą, wypowiadając te słowa. Kocankowa Łapa spojrzała na niego już teraz bardziej poważnie.
— Musisz jednak przyznać, że do obozu wracasz dość wcześnie. Wręcz o porze, o której wszyscy w sumie dopiero wychodzą z legowisk. — stwierdziła młodsza.
— Skoro wcześnie się budzę, to nie chcę długo czekać na trening. Jak tylko Makowy Nów jest dostępna, to proszę ją o wyjście. — odpowiedział na jej pytanie. Kotka skinęła powoli głową.
— Cóż, kładź się może trochę później spać, to może i wstaniesz później.
— Jest to jakiś plan. — przyznał rację młodszej. Kocankową Łapę zawołał jej mentor, na co westchnęła zdenerwowana. Kocur spojrzał na nią przez chwilę.
— Faktycznie się nie dogadujecie, co? — zapytał delikatnie.
— Mało powiedziane. Jednak nic nie mogę z tym zrobić. — odwróciła się od kocura i ruszyła w stronę mentora, a ten został na swoim miejscu. Patrzył, jak wychodzi z obozu, zastanawiając się nad jej słowami. Prychnął, uśmiechając się lekko do siebie, zdając sobie sprawę z tego, jak komicznie brzmiała.
— Pft, książe mroku.

[1324 słów]
(Nawigacja w tunelach)

[przyznano 26% + 5%]

22 lipca 2025

Od Kruczej Łapy

Trawa delikatnie szeleściła pod jego łapami, jednak nie na tyle głośno, aby zwierzyna, która mieszkała w lesie, usłyszała go lub uciekła. Rozejrzał się wokół, wyłapując przy okazji zapachy. W końcu wyczuł. Kos, który właśnie dziobał coś w ziemi. Kocur cicho syknął z zadowoleniem. Spojrzał na drzewo, które miał tuż obok siebie. Tak jak pokazała mu Makowy Nów, wspiął się do góry, unikając gałęzi, idąc do góry, tak, aby go nie zadrapały. Gdy już znalazł się na samej górze, spojrzał na ofiarę, która czekała na niego na samym dole. Oblizał lekko pyszczek, przygotowując się do skoku. Ogon lekko podniósł do góry, uszy położył po sobie, a gdy nadarzyła się nareszcie idealna okazja, zeskoczył prosto na ptaka. Wylądował na nim, dobijając go poprzez skręcenie mu karku. Podniósł ofiarę i zaczął miotać ogonem triumfalnie. Jego matka wyszła zza krzaków i spojrzała z uznaniem na ofiarę.
— Jesteś bardzo cichy przy polowaniu, w dodatku szybki. Brawo, Krucza Łapo. Dobrze sobie radzisz. — na pochwałę mentorki odłożył ptaka na ziemię i spojrzał na nią z wdzięcznością. Ostatnio przynosił jej tylko i wyłącznie dumę, nie żeby planował robić coś innego. Sama przyniosła również mysz, którą złapała już wcześniej niedaleko.
— Staram się. Najwyraźniej wychodzi. Wspinaczka na drzewa nie jest aż taka zła. — polizał swoją łapę, po czym spojrzał na drzewo.
— Zapolujemy jeszcze jeden raz i wracamy. — odpowiedziała matka, siadając na ziemi i owijając ogon wokół swoich łap. Kocur skinął i zabrał się za szukanie ofiary. Powoli poruszał się przez las, wyłapując znów zapachy. W końcu znalazł, mysz przebiegła mu tuż przed pyszczkiem, więc rzucił się w pogoń za nią. Spiął mięśnie i gdy był na tyle blisko, wyskoczył na nią. Zagryzł szczęki na jej grzbiecie, a ta wydała z siebie ostatni pisk. Kocur z zadowoleniem zamknął oczy, napawając się tym odgłosem i tym, jak ciepło uchodziło z ofiary. Podniósł się i zaniósł zwierzynę do matki. Ta skinęła z aprobatą i zabrała swoją własną ofiarę, ogonem wskazując w stronę obozu, sygnalizując powrót. Kocur również zabrał zostawionego kosa i podążył za nią. Gdy dotarli do obozu, zostawił złapaną zwierzynę na stercie. Jego matka odprawiła go, mówiąc, że do końca dnia może już odpoczywać. Odszedł więc w stronę legowiska uczniów, aby położyć się na chwilę. Nie spodziewał się jednak, że spotka tam Kocankową Łapę, zmieniającą mech w legowiskach. Przez chwilę przyglądał się jej ruchom. Była spokojna, opanowana, a poruszała się jakby z gracją i ostrożnością. Było to fascynujące. Po chwili jednak ta odwróciła się i zauważyła go.
— Długo tak stoisz i się gapisz? — spytała trochę rozbawiona. Kocur przewrócił oczami i podszedł bliżej.
— Nie, może chwilę. Pomóc ci? Trochę tych legowisk jest, spędzisz tu cały dzień. — stwierdził, patrząc na jeszcze niezmienione legowiska. Kotka po chwili namysłu skinęła.
— Niech ci będzie. Ale tylko dlatego, że ostatnio sama ci pomogłam. Zresztą dałabym sobie radę. — stwierdziła, jakby pokazując swoją dumę.
— Wiesz, ja też ostatnio poradziłbym sobie sam, a jednak przyjąłem twoją pomoc. Razem raźniej. — wzruszył ramionami. — A teraz przestań narzekać i daj mi pomóc. — wziął w zęby kawałek mchu i podszedł do jeszcze niezmienionego legowiska. Zaczął wybierać ten brudny i stary, już nawet niemiękki. Kotka przez chwile przyglądała się mu, co mógł poczuć. Jakby wypalała mu dziurę w futrze swoim wzrokiem. Finalnie odwróciła się i sama zabrała się za robotę. Nie zajęło im to długo, dość szybko uwinęli się z wymianą mchu. Wyszli z legowiska uczniów, podchodząc do sterty ze zwierzyną. Wybrali swój posiłek i wygodne miejsce do spożycia go. Kocur przyglądał się chwile kotce, która właśnie zjadała tego samego kosa, którego złapał. Spojrzał w dół na wiewiórkę, której nadal nie tknął. Jak długo jeszcze potrwa ich bitwa na wzrok oraz tajemnicze zachowanie wobec siebie?


[624 słowa]
(Wspinaczka na drzewa)

[przyznano 12% + 5%]

21 lipca 2025

Od Kruczej Łapy CD. Kocanki (Kocankowej Łapy)

Kocur patrzył na kotkę przez dłuższą chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. Tak, obserwował ją. I to często. Ale kim ona jest, aby mu takie rzeczy wypominać? Jest tylko kociakiem. Bardzo interesującym, ale nadal kociakiem. Jednak nawet jeśli tak myślał, nie chciał być dla niej niemiły. Nie, nie dla niej. Była ostatnią kotką w klanie do której odezwałby się źle. Każdy jego gniew chował się w obecności jej tajemniczych, niebieskich oczu, które tak przyciągały jego wzrok. Mroziły go. Do szpiku kości. Czasami czuł chłód, który od niej bił, otaczał go, jego sierść stawała dęba przez gęsią skórkę, która pojawiała się na jego karku, jakby ten mróz był zębami zaciskającymi się na jego karku. W końcu zdecydował się wyrwać z zamysłu i odpowiedzieć jej na pytanie.
— Cóż, chyba od tego mam oczy. Pytałem ciebie, bo jesteś młoda. Nie bawisz się z resztą kociąt, tylko… obserwujesz. Zaciekawiło mnie to, tyle. — stwierdził kocur, liżąc w międzyczasie swoją łapę tak, jakby chciał się pozbyć z niej niewidzialnego dla innych brudu. Może to po prostu obecność młodszej? Ta wpatrywała się w niego teraz analizując jego zachowanie chyba głębiej. Czuł się tak, jakby każde liźnięcie łapy miało być przez nią ocenione. Czy robi to dobrze, czy nie krzywo, czy na pewno łapie każdy napotkany na swojej drodze włosek…
— No cóż, nie mam ochoty na zabawę. Nie widzę nic specjalnego w tarzaniu się po legowisku, podczas gdy ktoś inny na ciebie skacze. — stwierdziła kotka. Krucza Łapa nie mógł się nie zgodzić.
— Walka to nie zabawa. Jest jak sztuka. — odpowiedział, patrząc na jej rodzeństwo, które aktualnie bawiło się, walcząc ze sobą. — To nie żarty, bo w pewnym momencie może zamazać się granica między zabawą a prawdziwą walką w momencie, gdy zostaniesz uczniem. — po jego słowach kotka spojrzała na niego przez chwilę.
— A ty? Jaki byłeś jako kociak? — Krucza Łapa został wybity z rytmu tym pytaniem. Jaki był? Dokładnie taki, jak ona. Zdystansowany, obserwował wszystkie koty, analizował ich zachowanie… Aktualnie wie, które koty są najsłabsze, czego się boją, jakie mają lęki… Nie rozgryzł jedynie Kocanki. Ona była inna, a jednak taka sama jak on. Więc jakim cudem nie wiedział o niej nic? Nie chciał odpowiadać na to pytanie. Z resztą, po jego aktualnym zachowaniu mogła się ona domyśleć.
— Nie muszę odpowiadać na tak idiotyczne pytania. — skrzywił się lekko, patrząc nadal na obóz przez wyjście ze żłobka. — To nie twoja sprawa.
— Może i nie, ale to też nie twoja sprawa jaka jestem ja, a jednak mnie o to dopytujesz. Trochę niesprawiedliwe, że ja nie dostaję odpowiedzi, nie sądzisz? — spytała z niewinnym uśmieszkiem, na co Krucza Łapa prychnął. Tu go miała, faktycznie skoro sama odpowiedziała mu na to pytanie, to powinien również odwdzięczyć się tym samym na swój temat. Zastrzygł uchem i spojrzał w końcu na nią.
— Aż tak cię to ciekawi? — delikatnie rozbawiony patrzył na nią teraz z uniesioną brwią. Może i nie mógł nic wyczytać z jej oczu, ale zabawnie patrzyło się na jej skupioną mordkę. Czy też tak kiedyś wyglądał?
— Może i tak, choć bardziej chodzi o sprawiedliwość. — wzruszyła ramionami młodsza. Krucza Łapa strzepnął ogonem. Sprawiedliwość? Jeśli takowa istnieje, chciałby ją zobaczyć.
— Chyba musisz trochę dorosnąć. Na tym świecie nie ma sprawiedliwości. Może medycy, którzy według siebie niesłusznie zostali ukarani za śmierć lidera by ci to potwierdzili, choć im bym nie ufał. Mogli mieć wobec Sosnowej Gwiazdy złe zamiary. — warknął lekko, zwracając teraz wzrok w stronę legowiska medyków.
— Sosnowa Gwiazda? Moja matka opowiadała mi o nim, ale niewiele. Umarł? Jak? — spytała teraz widocznie zainteresowana Kocanka. Krucza Łapa spojrzał znowu na nią.
— Został zabity. Nie wiemy przez kogo lub przez co. W Klanie Wilka wszczęto całe dochodzenie. Byłem wtedy młody, pewnie w podobnym wieku, co ty. Moje matki często opuszczały przez to żłobek, pytały inne koty o to, czy nie widziały kogoś tamtej nocy wychodzącego z obozu. Wszyscy mistrzowie byli zdesperowani aby znaleźć sprawcę zdarzenia. W dodatku zabito zastępcę, nie mieliśmy nikogo, kto sprawowałby władzę w klanie. Zaczęły się dyskusje, kłótnie wręcz na temat tego, kto powinien zostać nowym liderem. Aż wybrano Nikłą Gwiazdę. Nie wiem, dlaczego. Nie wydawał się być najgorszym wyborem, jednak osobiście sądzę, że były lepsze. A moja matka została zastępcą. Od tego momentu nie ma zbyt wiele czasu na moje szkolenie. Zabiera mnie zazwyczaj ze sobą na poranne patrole, lub szkolimy się z walki. Czasem sam proponuję patrolom łowieckim czy mogę zabrać się z nimi. Nie żeby mi to wielce przeszkadzało, jednak chciałbym czasem więcej trenować i spędzać z nią czas. — przez chwilę po jego słowach nastąpiła cisza. Spojrzał w dół na Kocankę. Ta wpatrywała się w niego, jej wyraz twarzy był inny niż zazwyczaj, jednak nie wiedział, co może oznaczać. Zdał sobie sprawę z tego, że mówił w tym momencie o wiele zbyt dużo. Nawet tego nie chciał. Czy w ogóle powinna wiedzieć o tym, co stało się w ich klanie przed jej narodzinami? Choć znając życie pewnie w końcu by się dowiedziała, to żadna tajemnica. Jednak bardziej zdziwiło go to jak uzewnętrznił się młodszej kotce w tak wrażliwy sposób. Brakowało mu obecności Makowego Nowiu? Co to to nie, nie aż tak, nie przesadzajmy. Przecież miała dla niego czas, zbyt dramatyzował. Ale może właśnie to go boli? Że zdarza się, że tego czasu nie ma? Że czuje się wtedy bezużyteczny, albo jakby był dla niej nic nie wart? A może nie chce go szkolić, może travi jedynie czas, gdyż ma inne obowiązki? Poczuł, jakby jego własne futro paliło go teraz, było mu ciepło. Zbyt wiele rozmyślał na temat emocji, a tego robić nie lubił. W pewnym momencie jednak poczuł mały ogonek koteczki na swoim boku. Spojrzał momentalnie w dół. Czy wyczuła jego emocje? To, że po raz pierwszy tak się pogubił? I to jeszcze przy niej? Czemu przez nią czasem czuł, jakby jego emocje miały znaczenie, jakby mógł je jej pokazać? Potrząsnął lekko łbem i polizał swój bark, pokazując, że wszystko, co jej właśnie opowiedział jest mu obojętne. Choć tak naprawdę czy było? Tego nie wiedział sam. Zdecydował się zmienić temat.
— A czy ty pamiętasz coś ciekawszego z dzieciństwa? Albo może jakieś opowieści od matki?


<Kocanko?>
[1000 słów]

[przyznano 20%]

17 lipca 2025

Od Kruczej Łapy

Tw: opis śmierci zwierzyny przy polowaniu

Przeciągnął się na posłaniu i rozejrzał wokół. Jego brat leżał zwinięty w kulkę niedaleko niego, a on sam miał swoje posłanie na samym końcu legowiska. Niektórych to dziwiło, w końcu było tam najgorsze światło, ale on po prostu czuł się tam spokojniej, wygodniej. Spojrzał na obóz przez wyjście z legowiska. Widział, jak jego matka, Makowy Nów chodzi już i rozdziela patrole. Cóż, taka rola zastępcy. Odkąd nim została, miała wiele na głowie, jednak był z niej dumny. Jeszcze bardziej dumny był z faktu, że jako zastępca jest ona jego mentorką. Podniósł się więc i ziewnął przeciągle. Na swoje szczęście chodził bardzo cicho i delikatnie, więc był w stanie nie narobić hałasu i nie obudzić reszty. Wyszedł z legowiska i widząc, jak reszta patrolu odchodzi już z obozu, podszedł do swojej matki.
— Ładna dzisiaj pogoda. — stwierdził, patrząc na Makowy Nów. Ta zastrzygła uchem, po czym odwzajemniła spojrzenie.
— Nie najgorsza, zgadzam się. — stwierdziła kotka. — Zapewne jesteś tu, żebyśmy już rozpoczęli trening?
— Jak zawsze, im wcześniej, tym lepiej. — wzruszył ramionami. Jego matka skinęła głową.
— Słusznie. No dobrze, zbieraj się. — wstała z ziemi, a on podążył za nią do wyjścia. Wyprowadziła go z obozu, po czym skierowali się w stronę granicy z Klanem Klifu. Zapach tych kotów przynosił mu obrzydzenie, gdyż dla niego pachnęli słabością. Szczególnie dlatego, że nie wierzyli w Mroczną Puszczę. Jego matka poprowadziła go tędy, gdyż niedaleko znajdowało się dobre miejsce do łowienia. Gdy w nie dotarli, Makowy Nów usiadła, owijając ogon wokół swoich łap. On sam zatrzymał się, nie decydując się na odpoczynek. Łapy nawet trochę nie poczuły porannego wyjścia. Nie był zresztą jakimś niedorajdą, aby odpoczywać po krótkim spacerze.
— No dobrze, co czujesz? — na jej pytanie kocur od razu zawęszył. W powietrzu nie poczuł nic wielce specjalnego, jednak zwierzyny było wiele. Zapowiadało się dobre polowanie.
— Dwie wiewiórki, przebiegały tędy niedawno. Do tego mysz. — spojrzał na mentorkę, która skinęła z aprobatą.
— Bardzo dobrze. Znajdźmy je więc. — Makowy Nów kucnęła i zaczęła szukać zwierzyny, a Krucza Łapa powtórzył jej ruch. Powoli i dokładnie przeczesywał teren. Łapy stawiał powoli i delikatnie, nie chcąc wystraszyć zwierzyny, był w pełni skupiony na celu. Jego brzuch co jakiś czas ocierał się lekko o trawę, a boki o liście krzaków, które czasem napotykał na swojej drodze. W końcu jednak się zatrzymał. Niedługo zajęło mu znalezienie swojej zdobyczy. Położył uszy po sobie, a ogon podniósł lekko do góry, aby nie szurać nim po trawie. Jego źrenice zwęziły się nieznacznie, a sam poruszał się bezszelestnie. Mysz, która właśnie podgryzała ziarenko pod jednym z drzew, nie miała pojęcia, że za chwilę weźmie ostatni oddech i umrze w jego szczękach. W jakiś sposób kocurowi dawało to wielką satysfakcję. Śmierć była czymś, co kochał oglądać, a jeszcze bardziej uwielbiał być jej sprawcą. Kto by nie chciał? Patrzenie, jak życie ofiary ucieka z niej, gdy ta kona w męczarniach, może być tylko i wyłącznie przyjemne dla oka. Z tą myślą w głowie kocur wyskoczył w górę, aby zaatakować. Niestety dla jego ofiary, mysz nie zauważyła w porę drapieżnika. Krucza Łapa przyszpilił ją do ziemi, na co ta pisnęła. Czuł jej strach. Oh, jak bardzo kochał go czuć. Podniósł ją pazurami za ogon, podczas gdy ta wierzgała się we wszystkie strony. Uśmiechnął się delikatnie, czego często nie robił.
— To przykre, czyż nie? Tak nagle umierać? Na tym świecie jest wiele osób, które będą chciały bawić się twoim życiem… Czyhać nad nim… A ty możesz je tak po prostu stracić. Nikt nie może cię uratować. Choć wątpię, że ktokolwiek by chciał. Każda mysz, jak i zdobycz jest tchórzem. Zostawia swoich w potrzebie. Najsilniejszy przeżyje, co? Natura jest podła, a ty, droga myszko właśnie się o tym przekonasz. — po tych słowach rzucił nią o ziemię, nadal trzymając za ogon, po czym wgryzł się w jej kark. Słyszał, jak jej kości łamią się. Patrzył, jak życie powoli ucieka z jej oczu. Jak krew wylewa się z jej ciała. Krew wylana nie za jej występki, a za to, że żyła, nikomu nie przeszkadzając. A teraz miała się stać pokarmem dla Klanu Wilka. Taki los. Krucza Łapa usiadł nad ofiarą i zamknął oczy.
— Mroczna Puszczo, dziękuję ci za tą ofiarę i posiłek dla mojego klanu. — wypowiedział te słowa cicho, jakby chciał jak najlepiej oddać szacunek kotom, które są wokół niego w każdej chwili, tylko ich nie widzi. Koty z Mrocznej Puszczy były dla niego jak najbliższa rodzina, oprócz tej, która żyła. Czasami siadał nad ofiarą, bądź przy spacerze w lesie i rozmawiał z nimi. Co prawda nie dostawał odpowiedzi, była to jednostronna rozmowa, ale modlitwa do przodków była dla niego jak codzienna tradycja. Spojrzał więc przed siebie, w las. Nie przepadał za patrzeniem w gwiazdy czy niebo. Symbolizowały w końcu Klan Gwiazdy, a nie Mroczną Puszczę…
— Mroczna Puszczo… Mam nadzieję, że zostanę godny dołączenia do kultu, gdy przyjdzie na to pora. Nie mogę się doczekać dostąpienia tego zaszczytu. — brak odpowiedzi. Nigdy jej nie dostawał. Nie dziwiło go to, przecież nie jest jeszcze w kulcie, a przodkowie mają ważniejsze koty, z którymi muszą się komunikować. Szanował to. Nie był najważniejszy na świecie. — Wszystko przychodzi z czasem. A mrok nadejdzie razem z wszystkim. — wyszeptał sam do siebie i podniósł się z ziemi. Podniósł zmaltretowaną trochę mysz i skierował się w stronę zapachu matki. Krzaki i drzewa ocierały się delikatnie o jego futro, jednak nawet gdyby miało mu to przynieść ból, nie przeszkadzałoby mu to. Ból był dla silnych, ale reagowanie na niego dla słabych. Odnalazł w końcu matkę, która siedziała z wiewiórką przy łapach. Kolejny obraz śmierci, pomyślał Krucza Łapa, widząc, jak wiewiórka nadal próbuje złapać ostatnie oddechy.
— Wracajmy do obozu. Nie ma co tak długo zwlekać. — Makowy Nów podniosła ją z ziemi, zaciskając na niej zęby, co skutecznie zakończyło cierpienie zwierzęcia. Krucza Łapa spojrzał na nią z własną zdobyczą i skinął głową. Gdy szli przez las, zdecydował się przemówić.
— Ta kotka, którą widzieliśmy na zgromadzeniu… Uważam, że dobrze zrobiła. Zabiła słabszego, skróciła jego cierpienie na świecie. — jego słowa były trochę stłumione przez zdobycz, którą miał w pysku. Jego matka spojrzała na niego trochę zdziwiona. Nie spodziewał się takiej reakcji. — No co? Uważam, że zasługuje na szacunek. Jest silna, widać to po niej. Jak na samotnika nawet dobrze wygląda pod względem sytości i umięśnienia. Nie każdy samotnik ma tyle szczęścia co ona. Z resztą, zabiła kota Klanu Klifu. Ucznia, jeśli dobrze się orientuję? Potrójna Łapa… Cóż, koty Klanu Klifu są słabe, powinny już dawno zostać wybite, chociażby połowa z nich. — Makowy Nów zatrzymała się, więc zrobił to samo.
— Krucza Łapo. Wiem, że uważasz, że każdy słaby kot nie ma prawa żyć, ale pamiętaj, że każdy ma swoją rolę w klanie. Bez medyków nie bylibyśmy w stanie przetrwać, dobrze to wiesz. A jednak nienawidzisz ich z całego serca. — Krucza Łapa prychnął na jej słowa. Serce. Jeśli jeszcze jakiekolwiek ma, to faktycznie, mógłby tak się czuć. Jednak nienawidzi medyków z czystej zasady. Nie walczą. Nie są w takim razie silni. Ich wiedza jest mu obojętna.
— Tak, może i tak jest, ale nadal, nie wykazują siły. — stwierdził i ruszył dalej, nie zwracając uwagi na to, czy Makowy Nów podąża za nim. Zacisnął zęby trochę bardziej na ofierze. Miał szczęście, że obóz nie był daleko, bo nie wytrzymałby napięcia pomiędzy sobą a matką. Gdy weszli, od razu rzuciła się mu w oczy Kocankowa Łapa, która rozmawiała ze swoim mentorem. Otrząsnął się momentalnie. Skup się, Krucza Łapo. Nie możesz myśleć o niej cały czas. Fakt, jest tajemnicza, ale nie zmienia to nic. Musisz się skupić na tym, co ważne. Odłożył swoją zdobycz na stercie zwierzyny, co zrobiła też i jego matka. Spojrzał na nią, czekając na rozkazy. Ta jednak chyba nie chciała odpuścić jego wcześniejszego zachowania.
— Wymień mech w legowisku starszyzny i żłobku. Może nauczy cię to, że każde ogniwo klanu jest ważne. — wysyczała te słowa w jego stronę. Jego futro stanęło lekko na jego grzbiecie, uszy położył po sobie, a koniuszkiem ogona lekko zaczął miotać na boki.
— Tak jest, Makowy Nowiu. — wycedził te słowa przez zęby. Może i okazywał jej zazwyczaj szacunek, jednak czasami wyprowadzała go z równowagi. Wyszedł z obozu napięty, aby nazbierać mchu do legowisk, jednak podążyła za nim niespodziewanie kotka. Prawie podskoczył, gdy zobaczył u swojego boku Kocankową Łapę.
— Co ty tu robisz? — spytał, nadal widocznie napięty, jednak młodszej najwyraźniej nie ruszało to zachowanie.
— Wiesz, nie powinno się wychodzić samemu z obozu, więc stwierdziłam, że zabiorę się z tobą. — przez chwilę nastąpiła cisza, jednak nie był pewny, czy gęsta, czy przyjemna.
— A dostałaś pozwolenie? Nie masz przypadkiem szkolenia w tym momencie? — spytał podejrzliwie.
— Nie, mój mentor nie miał nic przeciwko. — na jej słowa jedynie skinął głową. Może i obecność kotki lekko go uspokoiła, jednak nie pasowało mu to. Zawsze wywoływała u niego mieszane emocje, czemu tym razem jest inaczej? Dotarli do drzewa, na krórym zauważył trochę mchu. Zaczął je zdrapywać pazurami, a Kocanka brała je w pyszczek. Może przynajmniej gdy będzie go niosła, nie będzie zadawała mu niekomfortowych pytań, co leżało w jej naturze, szczególnie jeśli kierowała je w jego stronę. Skończyli zbierać mech i skierowali się do obozu. Sam miał pełny pyszczek, więc nie był w stanie się odezwać, jedynie od czasu do czasu prychać ze złości na Makowy Nów. Choć nie używał słów, czuł się, jakby jego gniew w stronę matki był wysłuchany przez młodszą uczennicę. Przynieśli mech do żłobka i zaczęli go rozkładać, podczas gdy kociaki biegały im pod łapami. Krucza Łapa był na skraju wyszarpania futra większości z nich, gdyż denerwowały go. Nie mogą choć chwilę usiedzieć na tyłku? W pewnym momencie jedno z kociąt wpadło w niego z impetem. Warknął lekko w jego stronę. Mała dymna kotka potrząsnęła właśnie główką, otrzepując się z kurzu. Ah tak. To te kociaki, które wyglądają jak przybłędy…
— Bardzo przepraszam! Nie chciałam na ciebie wpaść… — widać było strach w jej oczach. Krucza Łapa kochał patrzeć na czyjś strach. Jednak gdy spojrzał na Kocankową Łapę pracującą nad legowiskami i westchnął. Lekko odepchnął łapą mniejszą kotkę. Przecież nie mógłby skrzywdzić przyszłości klanu, prawda? Na pewno nie w obecności srebrnej.
— Nic się nie stało, ale patrzcie gdzie biegacie, bo następnym razem nie będę łaskawy, pijawko. — odburknął. W końcu skończyli wymienianie mchu i przenieśli się do legowiska starszyzny, gdzie na szczęście mieszkał tylko Kwitnący Kalafior. Próbował on zagadać do dwójki uczniów, jednak ci odpowiadali na tyle krótko i zwięźle, że odechciało się mu rozmowy. W końcu skończyli pracę i przeszli do sterty ze zwierzyną. Kocankowa Łapa chwilę zastanawiała się nad wyborem posiłku, podczas gdy Krucza Łapa już dawno wybrał sobie drozda ze sterty. Nie chciał jej pośpieszać, jednak trwało to już dłuższą chwilę. Gdy już miał się odezwać ta zdecydowała się na swój posiłek. Wygrzebała ze sterty mysz, ku zdziwieniu Kruczej Łapy tą samą, którą dzisiaj złowił, co zauważył po tym, że w jej ogonie był ślad pazura, a kark był charakterystycznie przekręcony. Czyżby szukała zdobyczy, którą złowił specjalnie? Musiał otrząsnąć się z tej myśli. Nie, po co miałaby to robić? Nie miało to sensu. W końcu kotka spojrzała na niego.
— To gdzie usiądziemy? — spytała jak gdyby nigdy nic. Jakby właśnie nie wybrała ofiary, którą on sam maltretował jeszcze niedawno swoimi własnymi szponami i kłami. Udawała niewinną, jakby nic nie wiedziała, jakby zrobiła to przypadkiem, tak o. Wskazał ogonem na Miejsce Przemówień.
— Tam obok Miejsca Przemówień jest najwygodniej. — stwierdził monotonnym tonem. Kotka skinęła głową i bez zbędnych słów skierowała się w tą stronę. Krucza Łapa ostatni raz spojrzał na stertę zwierzyny i podążył za nią. Ułożyli się wygodnie i zabrali się za zjedzenie posiłku. Przeżuwał powoli drozda, co jakiś czas spoglądając na Kocankową Łapę. W końcu, gdy przełknął kolejny kęs zdecydował się przemówić.
— To wytłumaczysz mi, czemu zdecydowałaś się pomóc mi? Nie miałaś obowiązku zbierać ze mną tego mchu. — kotka po jego słowach przerwała jedzenie i przełknęła.
— Po prostu skończyłam trening i nie miałam nic do roboty. Spytałam Zabłąkanego Omena czy mogę ci pomóc i się zgodził. — zabrała się znów za jedzenie. Krucza Łapa spojrzał na nią lekko zamyślony.
— Skoro tak mówisz. — również wrócił do jedzenia. Kocankowa Łapa naprawdę była dla niego jedną wielką zagadką. Miał nadzieję, że kiedyś uda się mu ją rozwiązać… Do tego czasu, mógł jedynie patrzeć po kryjomu na kotkę i rozmyślać nad tym, co siedzi w jej głowie.


(2008 słów)

[przyznano 40%]

05 lipca 2025

Od Kruczej Łapy CD. Makowego Nowiu

— Może moglibyśmy zapolować dzisiaj? Oczywiście, jeśli chcesz i masz czas. Nie lubię siedzieć bezczynnie, dobrze jest być pożytecznym. — Krucza Łapa patrzył na matkę trochę zobojętniałym spojrzeniem, jednak była to dla niego poważna sytuacja. Makowy Nów wyglądała chwilę na zamyśloną.— Pamiętaj, odpoczynek też jest pożyteczny. Ale dobrze, tak czy siak nie miałam jakiegoś większego planu na dzisiaj. Poczekaj na mnie przy wyjściu z obozu. — Na słowa matki skinął i odwrócił się, krocząc do wyznaczonego miejsca. Usiadł, owijając ogon wokół łap i obserwując otoczenie. Nagle pod jego łapy potoczyła się mała puszysta kulka. Kocur od razu zjeżył się i odsunął łapę, spoglądając w dół. Pszczółka najwidoczniej goniąc jeden z listków, wpadła tuż w niego. Otrząsnęła się i popatrzyła w górę, jednak widząc kocura, jej futerko lekko podniosło się. Chyba przyzwyczaił się do reakcji, jaką wywoływał u innych młodszych kotów. Cóż, oprócz Kocanki. Ona była inna. Jej mroźne spojrzenie wracało do niego w snach. Hipnotyzujące, pełne skupienia, ale i pełne… niczego. Z zamyślenia wyrwał go głos kotki.
— Bardzo przepraszam! Nie patrzyłam, gdzie biegnę… — Pszczółka skuliła się lekko. Gdyby był okrutny, pewnie nastraszyłby ją słowami typu "spokojnie, kociaki takie jak ty rozpruwam na strzępy jako ofiara dla Mrocznej Puszczy", jednak nie mógł tego zrobić. Cóż, szkoda, byłoby zabawnie.
— Nic nie szkodzi — odpowiedział jedynie, nonszalancko przesuwając językiem po swoim barku. — ale uważaj, gdzie biegasz. Może ci się stać krzywda. Poza tym nie powinnaś być w legowisku?
— Tak, w sumie to tak… Po prostu ten listek był tak piękny! No spójrz tylko! — podniosła go z ziemi, pokazując go kocurowi, jednak widząc brak zainteresowania z jego strony, jej podekscytowanie zgasło delikatnie.
— Mhm. Piękny. — Przed sobą zobaczył mentorkę, która spoglądała krzywo na kociaka.
— No już, zmykaj do żłobka. Jak zostaniesz uczniem, też będziesz wychodził z obozu. — Na jej słowa Pszczółka pisnęła i uciekła w stronę żłobka. Krucza Łapa zerknął na nią. Ta wskazała na wyjście, więc tam właśnie się skierowali. Pogoda dość im dopisała, było nawet ciepło. Kocur spojrzał na matkę zaintrygowany tym, jak płynne były jej ruchy. Gdyby mógł coś po niej odziedziczyć, byłby to na pewno ten właśnie krok. On sam poruszał się zgrabnie, bezszelestnie. Ona szła z gracją. Nie był jej biologicznym dzieckiem, ale czasami zauważał ich podobieństwa.
— Czujesz coś? — Zatrzymała się i spojrzała na młodszego. Ten otworzył pysk i zawęszył.
— Mysz. Nie tak dawno temu. Jeszcze można ją wytropić — odpowiedział, na co kotka skinęła.
— W takim razie do roboty. — Na jej słowa od razu skierował się w stronę zapachu, kucnął i zaczął poszukiwania myszy. Długo mu nie zajęło, znalazł ją podgryzającą nasionko pod drzewem. W bezruchu obserwował istotkę, a gdy nadszedł dobry moment, wyskoczył, zatapiając zęby w ofierze. Podniósł się i spojrzał z nutką dumy na złapaną zwierzynę. Jego matka podeszła do niego.

<Makowy Nów?>
[449 słów]

[przyznano 9%]

Od Kruczej Łapy Do Kocanki

— Skup się — warknęła Makowy Nów podczas treningu. Wyskoczyła na niego, a on uniknął idealnie ataku, po czym wybił się z ziemi i wylądował na jej grzbiecie, tym samym przybijają do ziemi.— Cały czas jestem skupiony — wycedził przez zęby. Nie miał dzisiaj humoru na trening, Makowy Nów również podzielała ten pogląd. Wypuścił ją, powstrzymując się przed wysunięciem pazurów. Spojrzał na matkę, czekając na to, czy będzie chciała trenować nadal, czy jednak wracać do obozu, na co miał wielkie nadzieje. Ta usiadła i zaczęła wylizywać swoją łapę.
— Koniec, wracamy — rzuciła jedynie nonszalancko i odwróciła, krocząc w stronę obozu. Krucza Łapa westchnął i podążył za mentorką.
— Nikła Gwiazda aż tak wchodzi ci za skórę, co? — spytał, prychając lekko. Matka spojrzała na niego karcąco.
— To twój lider — zauważyła, jednak sama najwidoczniej nie miała zamiaru go bronić dalej. Czasami zdawało się mu, jakby nie była zadowolona z pozycji zastępcy. Od początku się wypierała, proponowała partnerkę na to miejsce, ale nie udało się jej uciec przed zostaniem wybraną. Krucza Łapa sam nie był zadowolony z kandydatury Nikłej Gwiazdy. Coś mu w nim śmierdziało, jednak nie wiedział co. Może i okazywał mu należyty szacunek, jak każdemu silniejszemu lub równie silnemu kotu, jednak nadal nie był w stanie mu zaufać. Chciał się jednak wkupić w jego łaski, jak miał być szczery. Kto by nie chciał? Dobre kontakty z liderem są bardzo przydatne. Rozmyślanie nad tym wszystkim trochę mu zajęło, bo zdążyli już dotrzeć do obozu. Kocur spojrzał jedynie na matkę, która bez słowa odeszła w stronę sterty zwierzyny, aby potem wybrać coś do siebie i usadowić się przy Mrocznej Wizji. Czasami zastanawiał się, jak to jest zakochać się jak jego matki. Pomimo ich trochę zbieżnych charakterów potrafiły się bardzo dobrze dogadywać, co zazwyczaj go dziwiło. Czy sam byłby w stanie zrobić to samo? Raczej nie, jeśli ma być już szczery. Nie może znieść kotów, które promieniują radością, jakby nie miały zmartwień w życiu, a tak właśnie żyły koty poza Klanem Wilka. Nie wierzyli w Mroczną Puszczę, wierzyli w według Kruka przereklamowany Klan Gwiazdy. No bo co niby mieliby dla niego zrobić jacyś słabi przodkowie, którzy co najwyżej byliby w stanie mu podrzucić pod łapy listek do własnej interpretacji, a jednak jakimś cudem inne koty potrafiły się oddać tej wierze i podążać za tymi pajacami. Może takie koty potrafią się zakochać? Takie, które wierzą w to, czego nie dostrzegają, jednak mają na to dowód od na przykład medyków? Choć jaki jest sens takiej wiary, takiej miłości? Potrząsnął głową i spojrzał w stronę żłobka. Futro stanęło mu dęba, gdy zauważył Kocankę wyglądającą zza wyjścia z niego. Patrzyła swoimi lodowatymi ślepiami wprost na niego. Jak tak jasna, wyglądająca niewinnie kotka potrafiła tak namieszać w jego głowie? Spać nie mógł, wyobrażając sobie te mroźne oczy. Potrząsnął głową i wybrał ze sterty zwierzyny wronę, aby zanieść ją do karmicielek. Gdy wszedł do żłobka, zalał go zapach mleka i małych kociąt. W środku od zawsze było ciepło, ale za jego przebywania tam było na pewno i ciszej. Pszczółka I pajęczynka właśnie rzucały się nawzajem po ziemi, walcząc, prawdopodobnie udając wojowników. Jednak nie dla nich tu przyszedł. Niedbale zamienił słowo z karmicielką, oddając jej zdobycz ze sterty. Odwrócił się po tym w stronę Kocanki, która czyściła futro, jednak kątem oka nadal na niego patrzyła. Podszedł do niej i usiadł przed nią. Najlepszym sposobem na podejście jej była konfrontacja.
— Patrzysz na mnie. Strasznie często, wręcz cały czas. Nie uważasz? — spytał kotkę, czujnie patrząc na nią, jakby próbując wyłapać coś z jej oczu, jakieś zwątpienie, może chwilę niepewności, jednak to ona wysysała z niego całą energię. Tak więc czekał na odpowiedź.

<Kocanko?>
[594 słowa]

[przyznano 12%]

19 maja 2025

Od Kruczej Łapy

— Teraz musisz się delikatnie zniżyć… Rozumiesz? — Pokazała mu Makowy Nów, obniżając się, przyjmując pozycję łowiecką. Krucza Łapa powtórzył po niej pozę, a kotka dodawała od siebie korekty, jednak nie zajęło jej to zbyt wiele czasu, dobrze mu szło doprecyzowanie ruchów. Gdy już był gotowy, kazała mu znaleźć i złapać swoją pierwszą zdobycz. Powoli obniżył się i zaczął się skradać pomiędzy zaroślami. Usłyszał trzask gałązki, wywnioskował, że jest to mysz, więc wyskoczył w górę. Trafił w nią, może i nie idealnie, ale całkiem nieźle jak na początek nauki. Przyniósł zdobycz do Makowego Nowiu. Kotka skinęła z aprobatą.
— Dobra robota, Krucza Łapo! — pochwaliła go mentorka. Pochylił delikatnie łeb w podzięce, po czym odłożył mysz na ziemię.
— Będziemy jeszcze polować? Mamy chyba już dużo. — Spojrzał na dwie nornice złapane przez Makowy Nów, miały robić za demonstrację.
— Tak, chyba na dzisiaj to tyle. Świetnie sobie poradziłeś, szybko się uczysz. Weź swoją mysz i wracajmy. — Po tych słowach podniosła swoje nornice i zwróciła się w stronę obozu, a Krucza Łapa podążył za nią. Po chwili dotarli na miejsce, odkładając zdobycze na stos zwierzyny.
— Zanieś coś do żłobka, jak już to zrobisz, nie mam dla ciebie nic do zrobienia na dzisiaj, więc możesz odpocząć. — Kotka odeszła, zostawiając go przed stertą zwierzyny. Skrzywił się lekko. Kocięta, no tak… Tylko co on ma im niby wybrać? Zabrał kosa i mysz ze sterty i skierował się do żłobka. Przekroczył go powoli tak, aby nie wystraszyć kociąt. Dzień przed jego mianowaniem urodziła Srebrzysta Łuna, więc nie widział jeszcze jej kociąt. Podszedł do niej i położył przed nią złapaną przez siebie mysz. Najwyraźniej ciche wchodzenie nie sprawdza się przy karmicielkach, ponieważ kotka wzdrygnęła się na jego widok, nie zauważając, jak wchodzi.
— Krucza Łapo! Dziękuję, akurat zgłodniałam… Jak twoje szkolenie? — spytała, biorąc od niego zwierzynę i wgryzając się w nią.
— Nie ma za co. Jak chodzi o szkolenie, dobrze, Makowy Nów twierdzi, że szybko się uczę. — W jego głosie było słychać nutkę chłodu, co ewidentnie zbiło karmicielkę z tropu. Uśmiechnęła się delikatnie.
— To bardzo dobrze… — odpowiedziała. Krucza Łapa spojrzał na kocięta przy jej brzuchu. Jedno z nich zaczęło się wiercić, na co kocur przewrócił oczami. Sam kiedyś był taki… Słaby. Nie chciał tego wspominać, woli myśleć o swoim uczniostwie, jednak zdaje sobie sprawę z tego, że to nadal kocięta, które dopiero ledwo otwierają oczy. Choć o wilku mowa, wpatrując się w kocię, które się wierciło, właśnie je otwierało. Mała, srebrna szylkretowa kotka spoglądała na niego niebieskimi jak lód oczami. Jego źrenice lekko się zwęziły, może i w szoku z powodu wzroku małej kulki. Nie był przytłoczony, nie bał się, sam patrzył na inne koty, jakby na nie czyhał, jednak w tej kotce było coś… Innego. Patrzyli tak na siebie przez naprawdę długą chwilę, dopóki matka szylkretki nie wyrwała go z transu.
— Wszystko w porządku? — spytała, widząc, jak zawiesił się kocur. Ten w odpowiedzi strzepnął ogonem i odwrócił wzrok od kotki.
— Tak, w porządku… Nazwałaś je już jakoś? — spytał z ciekawością.
— Tak, ta mała ciemna to Pajęczynka, ta dymna to Pszczółka, a ta srebrna szylkretka to Kocanka. — Kotka wymieniła, wskazując każde kocie ogonem. Dwa pozostałe wierciły się na ten gest, jednak Kocanka pozostała jak kamień, wpatrując się w kocura.
— Piękne imiona. — Skinął z aprobatą. Zdał sobie sprawę, że dziwnie będzie tak długo przesiadywać w żłobku. — Cóż, muszę już iść. Miłego dnia Srebrzysta Łuno.
— Miłego dnia Krucza Łapo! — odpowiedziała kotka i zaczęła wylizywać swoje kocięta, a kocur odwrócił się i wyszedł, jego futro lekko podniesione. Nie spodziewał się spotkać kota podobnego do siebie, nie po tym, jak widział, że wszystkie inne boją się z nim rozmawiać.

[593 słowa]

[przyznano 12%]

Od Kruka (Kruczej Łapy)

Ciemna, zimna noc. Poczuł jak coś trąca go łapą. Nie, w sumie to ktoś. Otworzył oczy i zobaczył, jak stoi nad nim Lodowy Omen. Strzepnęła ogonem w stronę wyjścia ze żłobka, a Kruk już wiedział, że będzie musiał z niego wyjść. Wstał więc, otrzepując się z mchu. Jedynie przez ramię zauważył, że jego rodzeństwo nadal śpi, jednak wiedział, że nie może ich obudzić. Podążył za kotką do wyjścia z obozu, a potem w głąb lasu. Lodowy Omen nie musiała mu nic tłumaczyć. Od swojej matki wiedział, jak ma wyglądać jego test na zostanie uczniem. Miał przetrwać w lesie całą noc, a o wschodzie słońca miał go odprowadzić wyznaczony wojownik, więc gdy Lodowy Omen odwróciła się i odeszła, Kruk zdecydował, że od razu obejrzy okolicę. Nie odchodził daleko, to nie tak, że się bał, po prostu nie chciał się zgubić. Nie czuł zmęczenia, spał cały dzień wiedząc, że nadchodzi jego mianowanie. Tak więc zdecydował się czuwać całą noc. Nie ruszyły go żadne szelesty liści ani tuptające nornice, które wyszły ze swoich nor. Nie miał zamiaru ich łapać, nie poradziłby sobie, poza tym nigdy się nie uczył łowienia. Siedział tak na trawie długo, póki nie zauważył odrywającego się od gałązki listka. Gdy ten zaczął spadać, powoli wirując, jakby tańcząc na wietrze, jego źrenice powiększyły się. Przykucnął lekko i gdy liść znalazł się w dobrym miejscu, wyskoczył na niego, łapiąc go w powietrzu. Pomimo braku zabawy ze swoim rodzeństwem obserwując ich, wyłapywał błędy. Skąd wiedział, że je popełniają? Po tym, jak lądowali niezdarnie, zacierając nosami o ziemię, przez którą potem kichali, nie mogąc się jej pozbyć z nozdrzy. Tak więc spędził swoją wyznaczoną sobie wartę, łapiąc liście spadające z drzew. Nawet nie zauważył, kiedy nadszedł wschód słońca. Spojrzał w niebo, widząc, jak powoli maluje się pomarańczowymi barwami. Przypominały mu oczy jego brata, Warkotka. Ciekawe jak jemu przebiega nocny test na ucznia. Kruk usłyszał znów szelest, tym razem głośniejszy niż poprzednie spowodowane przez zwierzynę. Zjeżył lekko futro na plecach, jednak szybko zauważył, że był to wojownik jego klanu. Przyszli po niego. Słońce wstało, a razem z nim nowa era dla Kruka. Miodowa Kora lekko wzdrygnął się na widok kocurka siedzącego, wpatrującego się jak sęp w miejsce, z którego się wyłonił, choć teraz w sumie już na niego. Było w jego oczach widać jedynie chłód. Przeszywający wręcz chłód. Wojownik skinął i odwrócił się, sygnalizując ogonem, aby Kruk podążył za nim, co też zrobił. Droga do obozu wcale nie była długa. Momentami czuł się nawet, jakby przodkowie z Mrocznej Puszczy szli razem z nim, może i nawet podziwiając jego odwagę. Choć Kruk był z siebie dumny, to wiedział, że to ceremonia, którą przechodzi każdy uczeń. Gdy już dotarł do obozu, zdał sobie sprawę z tego, że jako pierwszy z rodzeństwa dotarł na miejsce. Miał cichą nadzieję, że Warkotek i Pustułka są bezpieczni. Pomimo tego, że nie spędzał z nimi zbyt wiele czasu, troszczył się o nich. Po jakimś czasie jednak przybyli, cali i zdrowi. Ustawili się przed Nikłą Gwiazdą. Mieli być pierwszymi mianowanymi przez niego uczniami. Najpierw zaprosił do siebie Kruka, który dotarł do obozu jako pierwszy. Kocurek z gracją podszedł bliżej do lidera, patrząc na niego z uznaniem i szacunkiem.
— Kruku, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz nosić imię Krucza Łapa. Twoim mentorem zostanie Makowy Nów. Mam nadzieję, że przekaże ci ona całą swoją wiedzę. — Po tych słowach Krucza Łapa spojrzał na swoją matkę, która wyglądała na zaskoczoną, ale i zadowoloną. Podeszła do niego i zetknęli się razem nosami. Kocurek lekko uśmiechnął się do matki. Miał nadzieję, że będzie z niego dumna. Usiadł razem z nią z boku, obserwując dalszą ceremonię. Pustułkowa Łapa za mentora dostał Mroczną Wizję, natomiast Warkocząca Łapa miał być pod opieką Rysiego Tropu. Krucza Łapa był szczęśliwy, że jego mentorem jest sama zastępczyni, do tego jeszcze jego matka. Po zakończonej ceremonii on i jego rodzeństwo uzbierali wiele gratulacji od swojego klanu. Tej nocy nareszcie mógł ułożyć się pomiędzy innymi uczniami. Ułożył sobie wygodne legowisko i położył się, jednak zanim mógł zasnąć, usłyszał czyiś głos.
— Hej! Krucza Łapa zgadza się? Gratulacje, nie mogłem się doczekać, aż zobaczę cię w legowisku uczniów. Mam nadzieję, że uda się nam razem pójść na jakiś patrol. — Kosaćcowa Łapa uśmiechnął się do niego. Krucza Łapa obleciał go lekko wzrokiem, jednak uśmiechnął się lekko.
— Też mam taką nadzieję — powiedział, szczerze wiedząc, że jest to jeden z lepszych uczniów, jak i starszych. Gdy Kosaćcowa Łapa obrócił się, sam zwinął się w kulkę i zasnął.

[747 słów]

[przyznano 15%]

Od Kruka CD. Makowego Nowiu

Jego matka nuciła pod nosem coś, co prawdopodobnie miało uśpić jego i rodzeństwo, jednak Krukowi zdecydowanie bardziej odpowiadała cisza, toteż otworzył oczy, wiedząc, że nie zaśnie. Na jej pytanie przeciągnął się obok jej brzucha i otrzepał z mchu, na którym właśnie odpoczywał.
— Tak, chyba po prostu nie jestem dzisiaj zbytnio zmęczony. Gdzie poszła Mroczna Wizja? — spytał, drapiąc się tylną łapą za uchem. Makowy Nów natomiast wydawała się chwilę zamyślona, jakby odwlekała odpowiedź na jego pytanie.
— Musiała porozmawiać z Cisowym Tchnieniem — odpowiedziała krótko jego matka.
— A teraz jest..? — spytał niepewnie, jakby badając teren. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jako kocie wiele wiedzy na temat spraw klanowych mu nie przysługuje, jednak nie znaczy to, że nie jest ciekawy. Jeśli jednak ktoś odmówi udzielenia mu informacji, akceptuje to, po prostu przytakując. W końcu nie może on zmusić kogoś do powiedzenia mu czegoś, czego w ogóle nie powinien wiedzieć w takim wieku.
— Pewnie wróci za nie długo. Ale póki czekamy, skoro reszta twojego rodzeństwa śpi, to może coś ci opowiem, żebyś się nie nudził? — Makowy Nów przeniosła wzrok z wyjścia ze żłobka na ciemnego kocurka. W jej oczach widać było zmartwienie o partnerkę, Kruk wyczułby je z końca obozu.
— Zależy o czym. Nie lubię słuchać głupich zmyślonych bajeczek, jedynie prawdziwe poważne historie — stwierdził bez namysłu młodszy. Makowy Nów przez chwilę zamyśliła się, ale po chwili uśmiechnęła.
— W takim razie mam coś, co może ci się spodobać. — Po jej słowach Kruk skinął jej, układając się wygodnie, po czym wpatrując w jej oczy, jakby szukając w nich historii z jej życia.
— Zamieniam się w słuch.

27 kwietnia 2025

Od Kruka

Sytuacja ze śmiercią Sosnowej Gwiazdy wpłynęła bardzo na Makowy Nów i Mroczną Wizję. Jako jedne z mistrzów musiały przesłuchać każdego z Klanu Wilka. Atmosferę można by ciąć pazurami, była na tyle gęsta. Każdy podejrzewał każdego, a walka o władzę mogła rozpocząć się w każdej chwili. Pytanie tylko, kto wygra. Kruk przyzwyczaił się do zimnego legowiska, gdyż jego matka nie przebywała w nim już tak często przez zaistniałą sytuację. Kocur po prostu kulił się gdzieś z boku, podczas gdy jego rodzeństwo ogrzewało się nawzajem. Jemu jednak nie przeszkadzał mróz, zamiast skomleć z tego powodu zakrywał nos ogonem i ignorował złe warunki. Klan Wilka był w strzępach, jednak Kruk nie mógł nic z tym zrobić. Co będzie z jego mianowaniem? Jak ma wyglądać bez lidera? Czy mianują go mistrzowie, czy w ogóle zostanie uczniem? Zastrzygł uchem słysząc, jak Mroczna Wizja przechodzi obok legowiska i siada przed jednym z kotów, natomiast po drugiej stronie polany przesłuchiwany był Szczawiowa Łapa przez Makowy Nów. Nigdy nie lubił tego ucznia. Widział, jaki jest miękki i jak bardzo boi się własnego cienia. Kruk gardził takimi kotami. Jak niby miałby zawalczyć o siebie? Ciekawe, czy podczas treningu też boi się podnieść łapę na Iskrzącą Nadzieję. Kocur skanował jeszcze chwilę polanę w poszukiwaniu innych przesłuchań, jednak nie zauważył już żadnych. Za to słyszał szepty kotów rozmawiających o całej sytuacji. Kruk zignorował to, nie miał dzisiaj ochoty na podsłuchy. Nurtowało go za to jedno pytanie. Kto mógł zabić liderkę?

19 kwietnia 2025

Od Kruka CD. Mrocznej Wizji

Kruk skulił się lekko pod karcącym wzrokiem kotki. Nie chciał jej zdenerwować, co to to nie. Nie często skończyła mówić, skłonił w jej stronę głowę.
— Przepraszam, nie chciałem... Będę się słuchać. Obiecuję. — powiedział z powagą w głosie. Matka chwilę spoglądała na niego, ale w końcu kiwnęła głową.
— Mam taką nadzieję. Masz być dumą tego klanu. — Spojrzała na syna i ułożyła się znów wygodnie, nonszalancko wylizując łapę.
— Taki mam zamiar. Dołożę wszelkich starań, abyś ty i Makowy Nów zobaczyły mnie jako silnego. Jeszcze będziecie wymawiać moje imię z dumą. — obiecał, po czym skłonił znowu głowę.
— Dobrze. A więc chciałbyś dowiedzieć się więcej na temat uczniostwa, tak? — Na pytanie kotki młodszy od razu przytaknął.
— Tak, chcę wiedzieć, na co mam być gotowy. Choć zniosę wszystko, co stanie mi na drodze, to dobrze jest mieć plan. — gdy wypowiedział te słowa, jego matka z aprobatą kiwnęła głową i owinęła ogon wokół niego.
— To prawda. Nigdy nie wiesz, co może cię zaskoczyć, więc plan to dobra strategia. Szczególnie przyda ci się to w walce. — Słuchał jej słów z zapałem, aby zrozumieć jak najwięcej. Wiedział, że Mroczna Wizja to silna wojowniczka i może przekazać mu przydatną wiedzę.
— Zapamiętam. Czy mógłbym teraz wysłuchać historii o twoim uczniostwie, jeśli można? — Położył się nadal opatulony jej ogonem, czekając cierpliwie.

<Mroczna Wizjo?>

11 kwietnia 2025

Od Kruka do Mrocznej Wizji

Jego matka rozmawiała z Makowym Nowiem, gdy przyglądał się swojemu rodzeństwu. Warkotek właśnie powalił Pustułkę na ziemię, na co ten zakwilił. Kątem oka młody kocurek widział, jak kremowa kotka opuszcza żłobek. Poczuł, jak ogon Mrocznej Wizji otula go czule, dając ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Zamruczał cicho, a następnie spojrzał na matkę, zadzierając łebek wysoko do góry.
— Nie lubisz się z nimi bawić? — spytała. Ten wzruszył jedynie ramionami w odpowiedzi.
— To nie tak, że nie lubię. Nie daje mi to satysfakcji. Nie mogę ich skrzywdzić, a walka udawana jest dla mnie jak brak okazania szacunku przodkom, którzy rozlali za nas krew — odparł Kruk. Kotka spojrzała na niego zamyślona.
— Cóż, faktycznie dużo dla nas zrobili, ale to chyba dobrze, prawda? Bawiąc się, możesz trenować swoje umiejętności.
— Na trening jeszcze przyjdzie czas — skwitował kocurek, czego Mroczna Wizja się nie spodziewała.
— Skoro tak sądzisz.. Może chcesz, żebym opowiedziała ci o swoich uczniowskich czasach? Jest wiele rzeczy, które powinieneś wiedzieć, zanim przejdziesz mianowanie. — Matka wydawała się ostrożnie dobierać słowa. Wyczuwał to w jej tonie wypowiedzi. Czujność kocura nie zawodziła go, jednak postanowił, że nie będzie dopytywał.
— Chętnie wysłucham. Jak najbardziej, chcę być gotów na wszystko. — Po wypowiedzeniu tych słów ułożył się wygodnie i zerknął na rodzicielkę nagląco, aby rozpoczęła opowieść.

<Mamo?>

09 kwietnia 2025

Od Kruka

Przeciągnął się zaspany, zarzucając gęste, zasłaniające mu oczy futro do tyłu. Usiadł obok brzucha matki. Spała, zasłużyła na odpoczynek. Jego rodzeństwo natomiast szarpało się nawzajem po drugiej stronie żłobka, co obserwowała Olszowa Kora. Kocur chwilę zawiesił na niej wzrok, zastanawiając się nadal czemu tak obserwuje Kruka i jego rodzeństwo. Rozmyślanie nad takimi rzeczami, które były jak zagadka to była jego ulubiona zabawa. Lubił myśleć nad kolejnym krokiem przeciwnika. Z zamyślenia wyrwała go jego matka, która liznęła go w policzek. Spojrzał w stronę kocicy, widząc jej delikatnie obojętną minę. Kocur jednak wiedział, że kocha jego i jego rodzeństwo. Inne koty zapewne by tego nie zauważyły, ale on widział tą iskierkę w oku jaką miała jego rodzicielka za każdym razem, gdy widziała swoje potomstwo.
— Obudziłem cię? — zapytał swojej matki. Nie miał tego na celu, miał nadzieję, że wypocznie zanim Makowy Nów wróci z polowania. Ta jednak potrząsnęła głową.
— Spokojnie, wyspałam się — odpowiedziała, przez co młodszy czuł się tak, jakby czytała mu w myślach, choć nawet by go to nie zdziwiło.
— Skoro tak twierdzisz... — Kocurek ziewnął. Sam mógł trochę dłużej spać, ale nie przeszkadzało mu to. Potrafił skutecznie zignorować zmęczenie. W tym momencie do legowiska weszła Makowy Nów, mrucząc na widok swojej partnerki. Otarła policzek o bok wybranki. Ta oznaka czułości jakoś ocieplała serce Kruka. Może i nie potrafił ich okazywać sam z siebie, ale miał nadzieję, że z odpowiednią kotką w przyszłości się mu to uda.
— Jak tam kocięta? Wszystko z nimi dobrze? — spytała Makowy Nów.
— Silne i energiczne jak nigdy. Dzień za dniem brykają mi coraz bardziej — stwierdziła czarna. Kruk zaśmiał się pod nosem na komentarz. Cóż, chyba nie był ich kociakiem! On spędzał popołudnie wygrzewając się w słońcu, do momentu gdy było mu zbyt ciepło. Kremowa kotka zostawiła drozda przed partnerką i położyła się obok, opowiadając o polowaniu i plotkując o ostatnich zdarzeniach z klanu. Młodszy postanowił więc ułożyć się wygodnie przy brzuchu Makowego Nowiu, przysłuchując się i przyglądając swojemu walczącemu rodzeństwu.

04 kwietnia 2025

Od Kruka

Nareszcie coś widział. Otworzył swoje oczy, patrząc na otaczający go świat. Nagle zapach mógł połączyć z rzeczami, do których on należy. Wiercił się przy brzuchu matki, szukając trochę więcej ciepła. Ta polizała delikatnie jego głowę, gdy już znalazł wygodną pozycję. Często matka nie pomagała mu i jego rodzeństwu, ale okazywała dumę za wykonanie czegokolwiek samemu. To sprawiało, że sam był dumny. Nie chciał być słaby, chciał pokazać, że nawet jako mała kupka futra potrafi zrobić to, co w jego wieku jest normą. Otworzył znowu oczy i usiadł obok jej brzucha. Jego rodzeństwo właśnie spało, więc znów się rozejrzał. Zobaczył wyjście ze żłobka, a przy nim Makowy Nów, która niosła posiłek dla partnerki. Mógł ją wyczuć już z daleka, jednak dopiero teraz widzi, jak kotka wygląda. Miała liliowe, półdługie futro, a jej oczy odznaczały się piękną żółcią. W promieniach słońca, które wpadały do żłobka, wyglądały na łagodne, ale skrywały w sobie tajemniczość. Kotka usiadła obok Mrocznej Wizji.
— Jak się czujesz? Mam nadzieję, że kociaki nie sprawiają problemów. — powiedziała, kątem oka zauważając, że Kruk spogląda na nią z wrażeniem. Nie dziwota, kotka była piękna.
— Któż to się obudził? Jak tam się spało, maluchu? — Kotka pochyliła się nad młodszym, a ten powąchał jej nos. Podszedł bliżej i otarł się o jej pyszczek bokiem.
— Chyba dobrze. Upolowałaś to? — wskazał na wiewiórkę, którą przyniosła. Makowy Nów przytaknęła mu.
— Tak, specjalnie dla Mrocznej Wizji. To jej ulubiony posiłek; zasługuje na niego, szczególnie teraz, gdy opiekuje się tobą i twoim rodzeństwem. — Kotka stwierdziła, na co Kruk przytaknął. Również tak uważał, w końcu zajęcie się kociętami nie może być wcale takie łatwe, nawet jeśli on i jego rodzeństwo zachowują się dobrze. Zresztą sam poród musiał być bardzo bolesny.
— Też tak sądzę... Nauczysz mnie kiedyś łapać wiewiórki? — spytał. Chciałby sam kiedyś przynosić je dla matki.
— To zadanie twojego mentora, ale na pewno kiedyś zapolujemy razem na jakimś patrolu. — odpowiedziała mu matka.
— Rozumiem... W takim razie na pewno kiedyś znajdę chwilę, żeby z tobą zapolować. — obiecał jej młodszy. Patrzył, jak kotka podaje swojej partnerce jedzenie. Liznęła ją po uchu w geście czułości. Widać było, jak oczy Mrocznej Wizji łagodnieją na ten czyn. Kruk uwielbiał patrzeć, jak pomimo swojej stanowczości kotka była w stanie okazywać miłość. Gdyby nie ta druga, pewnie byłaby o wiele bardziej agresywna, ale dzięki sobie nawzajem utrzymywały balans. Może i sam kiedyś pozna kotkę, która mu w tym pomoże.
— Muszę uciekać, więc zachowujcie się! Nie męczcie mamy — spojrzała na kocurka, który jako jedyny był bardziej przytomny niż reszta, która pobudzała się przez zapach zwierzyny.
— Kruk, pilnuj ich i pomagaj Mrocznej Wizji, ufam ci z tym! — skinęła do niego, a Kruk odwzajemnił gest. Patrzył, jak kotka wychodzi ze żłobka, po czym odwrócił się do rodzeństwa. Warkotek właśnie wyskakiwał na nadal zaspanego Pustułka, który syknął na niego. Kruk owinął ogon wokół łap i przewrócił oczami.
— Makowy Nów dopiero co stwierdziła, że mam was pilnować. Chyba już wiem dlaczego... — westchnął, ale cieszył się, że matka odpoczęła, chociaż za ich snu. Mroczna Wizja przyglądała się walkom kociąt. Można by powiedzieć, że wydaje się, jakby ich oceniała. Jednak Krukowi się nie wydawało, on był wręcz pewien, że to robi. Niestety nie miał jeszcze pojęcia czemu. Nie pierwszy raz czujnie obserwuje walkę jego rodzeństwa, jakby robiła sobie w głowie notatki. Mają jeszcze daleko do zostania uczniami, więc nie powinna się martwić czy będą na tyle silni. Musiało chodzić o coś innego.

03 kwietnia 2025

Od Kruka

Ciemność, jedynie to widział przez pierwsze chwile swojego życia. Wydawała się go pochłaniać z każdej strony... Kociak leżał skulony przy brzuchu matki, czuł przy sobie swoje rodzeństwo, które razem z rodzicielką dawało mu ciepło. Słyszał odgłosy innych kotów, wchodziły i wychodziły co jakiś czas, niosąc ze sobą słodko-gorzkie zapachy, jakby liści. Kocurek słyszał najczęściej dwie kotki, rozmawiające ze sobą, mruczące czule, czasami zwracając się też do swoich pociech. Czasami był trącany nosem lub łapą, przy czym zawsze wydawał z siebie pisk. Nie dość, że nic nie widział, to cały czas mu przeszkadzano w drzemce!
— Są przepiękne, a jakie silne — odezwała się jedna z kotek. Słyszał, jak przycupnęła tuż obok ogona kotki, przy której brzuchu leżał.
— Też tak uważam. Przydałoby się je nazwać, czyż nie? — spytała Mroczna Wizja.
Kocurek w tym momencie wiercił się, próbując się wygodnie ułożyć. Jego uszy wyłapywały dźwięki, które wydawały się być odległe, jakby nie były w tym miejscu, w którym się znajdował. Być może pochodziły z zewnątrz. Zorientował się już dawno, że musi być w miejscu, w którym jest ciepło, więc jakimś schronieniu. Nagle poczuł, jak ogon Makowego Nowu dotyka jego głowy. Jej zapach otoczył go, a on dalej słyszał dźwięki spoza żłobka.
— Kruk. Myślę, że to imię do niego pasuje. Kojarzy mi się z tym ptakiem — stwierdziła kotka.
Kruk? Zwierzę, które jest ptakiem? Ciekawe jak musi wyglądać, skoro kotce kojarzy się z nim. Czyżby to właśnie on wydawał dźwięki, które słyszał? Dla niego było to jedną wielką niewiadomą jak całe życie w tym momencie. Pustka pochłaniała go, miał nadzieję, że wydostanie się z niej jak najprędzej.